Skocz do zawartości

Przeczytałem i polecam!


epl

Rekomendowane odpowiedzi

  • 2 tygodnie później...

Leviathan Wakes, James S.A. Core, seria Expanse 

 

Pierwsza część serii, w Polsce wydana w dwóch tomach jako "Przebudzenie Lewiatana", ze względu na tragiczne tłumaczenie darowałem sobie rodzima wersję i spróbowałem oryginalnej. Czytało się bardzo przyjemnie.

Niedaleka przyszłość, ludzkość wyrwała się z objęć Ziemi, Księżyc i Mars zostały skolonizowane, na szeroka skalę ruszył kosmiczny przemysł wydobywczy, asteroidy w pobliżu bogatych w złoża ciał niebieskich stały się olbrzymimi stacjami kosmicznymi zamieszkałymi przez miliony ludzi. Mars jest w trakcie terraformowania, stał się całkowicie niezależną od Ziemi planetą, Ludzie dzielą się na Ziemian, Marsjan i tzw. Pasiarzy, czyli tych, którzy rodzą się i żyją w stacjach kosmicznych w pasie asteroid między Marsem a Jowiszem. Z racji przebywania w niskiej grawitacji wyglądają zupełnie inaczej niż ci, wychowani w naturalnej grawitacji. Ziemia i Mars są w stanie zimnej wojny, jest też trzecia siła, OPA (przymierze planet zewnętrznych), które stara się o całkowitą niezależność Pasiarzy. W pogoni za bogactwami mineralnymi, ludzkość odpuściła eksplorację przestrzeni poza Układem Słonecznym. Wszystko utrzymuje się w dość napiętej równowadze, do czasu, gdy ziemska korporacja nie dokona dość zaskakującego odkrycia.

 

Czytając książkę ma się wrażenie, że przyszłość i życie w kosmosie naprawdę mogłoby wyglądać tak, jak to przedstawił autor (a raczej dwójka autorów kryjąca się pod pseudonimem). Technologia poszła do przodu, ale bez zbytniej przesady, ludzie co prawda opracowali nowy rodzaj napędu pozwalający na szybsze pokonywanie odległości, ale cały czas funkcjonuje tam standardowa fizyka, podróż z większym przyspieszeniem wiąże się z zaaplikowaniem człowiekowi odpowiednich środków chemicznych, które pozwalają organizmowi przezwyciężyć przeciążenia, na które jednak organizm ludzki nie może być narażony zbyt długo, ze względu na możliwość jego stałego uszkodzenia, walki kosmiczne to nie gwiezdne wojny itd, takich smaczków jest naprawdę sporo. 

 

Pierwszy tom nie kończy się jakimś ekstremalnym cliffhangerem, można więc spokojnie przeczytać jako zamkniętą całość.

 

Co ciekawe, jest też ekranizacja pt. Expanse, na pierwszy sezon składa się dokładnie połowa pierwszego tomu.

 

Ponieważ jest to cykl, więc i części jest więcej, pędzę więc czytać dalej.

Odnośnik do komentarza

Dopiero dzisiaj przeczytałem Hyperiona. Każda z historii mnie wciągnęła, choć najbardziej męcząca i nudna była ta konsula do czasu aż sam zaczął opowiadać. Bardzo podobały mi się historie o Starej Ziemi oraz o TechnoJądrze i innych SI. Ogólnie to mam wrażenie po tej części jakby to był bardziej rozbudowany i zagmatwany

Terminator

, ale żeby się przekonać czy mam rację musiałbym przeczytać następne części, a na razie mam sześć innych książek do skończenia.

Odnośnik do komentarza

Michael Moorcock "The Bane of the Black Sword",a przed nim, na przestrzeni roku, dwóch, cztery poprzednie tomiki historii o Elryku, to jest "Elric of Melnibone", "The Sailor on the Seas of Fate", "The Weird of the White Wolf"(pierwszym białym wilkiem w fantastyce nie był Geralt) i "The Vanishing Tower". Przede mną jeszcze "Stormbringer" i jeszcze kilka zbiorów o różnych tytułach, za które na razie nie wiem jak się zabrać, bo jednak chciałbym to czytać chronologicznie, zgodnie z wydarzeniami w książkach.

 

Każdy tom ma góra 200 stron i format kieszonkowy, brytyjskie wydania z okładkami zdobionymi arcydziełami Michaela Whelana ( http://www.michaelwhelan.com/) można dostać za funta, co zakrawa na kradzież, biorąc pod uwagę możliwość zapoznania się z, co by tu nie mówić, legendą magii i miecza, stawianą na równi z dziełami Howarda. Każda książka jest podzielona zwykle na 3 opowieści, które można czytać oddzielnie(nie jestem pewien, ale możliwe, że oryginalnie były one publikowane w czasopismach o tematyce fantasy, stąd podział na 30-40 stronicowe historie) ale ogółem prezentują pewien ciąg, historię, którą warto poznawać od początku(Elric>Sailor>Weird>Tower>Bane>Stormbringer).

 

Elryk jest znany jako jeden z pierwszych antybohaterów fantastyki, schorowany albinos, król okrutnego państwa Melnibone, które on sam najechał z pomocą barbarzyńców z Młodych Królestw, jak to jego rasa określa innych ludzi. Po spaleniu, jego królestwo się rozpadło i on sam podróżuje po świecie, szukając ulgi od cierpień, jakie sprawia mu korzystanie z miecza Stormbringera(Siewcy Burz, jak kto woli), czarnej klingi pochłaniającej dusze zabitych wrogów i przelewającej ich życiową moc na tego, kto ją dzierży. Miecz posiada jednak własną wolę i potrafi przejąć kontrolę nad Elrykiem, co nie raz sprawiło, że zabił tych, których darzył uczuciami. Oprócz tego albinos jest też wytrawnym czarownikiem i alchemikiem, posiada też potężnych, choć kapryśnych sprzymierzeńców, jak na przykład władcę Chaosu Ariocha(konflikt Ładu i Chaosu przewija się w większości opowiadań z multiwersum Moorcocka, służąc głównie za powód walki głównego bohatera danej powieści, który to jest inkarnacją tego samego Wiecznego Wojownika dzierżącego czarną klingę i po wieki walczącego po stronie Prawa lub Chaosu), a także pomniejszych żywiołaków.

 

Historie są proste i prowadzą do oczywistej konkluzji, tj. zamordowania wroga i wykonania questa. Autor bogato opisuje wykreowany świat, choć to co szczególnie mnie zainteresowało, to mało opisów podróży do jakichś miejsc- zdarza się, iż podróż z jakiegoś miasta do np. wieży wroga zajmuje dwie linijki, w których jest napisane, że podróżowali dwa dni i przybyli. Nie irytuje mnie to, po prostu nie miałem okazji się spotkać z takim czymś w książkach, nawet poprzednich Moorcocka jakie czytałem(3 tomy Wiecznego Wojownika). Najważniejsza jest tu akcja i świat, bez udziwnień w postaci elfów i krasnoludów(elfopodobny lud Melnibone to ludzie jak inni, jedynie ze starszą tradycją), natomiast nadnaturalne stwory, demony z innych płaszczyzn i wymiarów, sprawiają wrażenie czegoś, co mogło bezwstydnie zostać napisane jedynie w latach 70-tych(mam na myśli nie proste chodzące trupy, a skrzydlate, szablozębne pawiany, świnioludzi będących pomiotami chaosu i boga jaszczurów jako przerośniętego legwana). Oprócz tego trzon historii stanowi cierpienie Elryka, wywołane głównie przez miecz i los, w którym ma wrażenie bycia zabawką bogów. Zdarzają się też spotkania z innymi inkarnacjami Wiecznego Wojownika, często z różnych czasów(jeden spotkał drugiego, ale tamten nie), którzy ramię w ramię pokonują większe problemy.

 

Ogólnie polecam, ja lubię taką literaturę klasy B, a o wybitności Moorcocka w gatunku może poświadczyć, oprócz wielu nagród i rankingów pisarzy, popularność Elryka w muzyce heavy metalowej(jest nawet jakiś grecki heavy/power metalowy band śpiewający jedynie o tym, co napisał Moorcock :I ). Książki czytałem po angielsku, na początku dlatego, że nie mogłem znaleźć polskich wydań, potem by chłonąć kunsztowny, staroświecki angielski. Z rzeczy wydanych w Polsce polecam cykl Wiecznego Wojownika tego autora, zabiorę się wkrótce za Runestaffa, wydanego u nas w twardej oprawie i z Frazettą na okładce przez wydawnictwo Amber. Nie jestem natomiast w stanie polecić cyklu o Corumie(Kawaler Mieczy itd.), w którym to tłumacz nie odmienia imion :> (chociaż jeszcze jest to przede mną i może się zmuszę). Wszystko to wydania z lat 90, może nawet starsze, więc został już tylko drugi obieg, na p

 

Ważniejsze egzaminy za mną, jest czas na czytanie dla przyjemności.

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Jacek Komuda, Hubal

 

Jacek Komuda tym razem pozostawia czasy sarmackiej Rzeczypospolitej, i w swej najnowszej powieści przedstawia nam postać legendarnego żołnierza, majora Henryka Dobrzańskiego "Hubala". Zaczynając czytać obawiałem się nieco, że Komuda przedstawi Hubala jako wyidealizowanego wojownika bez najmniejszej skazy, niemalże świętego. Na szczęście nic takiego się nie stało. Książkowy Hubal to postać z krwi i kości, to jednocześnie znakomity oficer i dowódca, nie znający strachu żołnierz, ale zarazem człowiek bezwzględny, wymagający od innych całkowitego posłuszeństwa, kobieciarz i karciarz.Komuda potrafi te sprzeczności w interesujący sposób nakreślić na kartach powieści, co jeszcze bardziej zachęca do czytania.

Książka jest napisana przystępnym językiem, moim zdaniem bardzo dobrze oddającym klimat tamtych czasów i wydarzeń.Możemy dowiedzieć się sporo nie tylko o samym Hubalu, ale także o losach Wydzielonego Oddziału Wojska Polskiego, jak i generalnie o wojnie partyznackiej, toczonej z Niemcami.

Z całą pewnością warto Hubala przeczytać, ponieważ warto i trzeba  pamiętać o człowieku, który nigdy nie pogodził się z klęską Polski w kampanii wrześniowej, i który od życia w niewoli wolał śmierć z bronią w ręku.

Odnośnik do komentarza

W końcu skończyłem parę dni temu czwarty i ostatni tom Pana Lodowego Ogrodu.

 

Jezu, ależ sztosik :banderas: cała seria to świetne połączenie sci-fi z fantasy, postacie wyraziste i dające się lubić, przygody porywające, akcja wartka, fabuła niezgorsza. Zakończenie bardzo dobre, wyjaśniające w zasadzie wszystko w sensowny i logiczny sposób. Jedynie mógłbym się przyczepić do ostatnich 100 stron książki. Autor jakby już sam był zmęczony swoim dziełem i chciał je zakończyć jak najszybciej. Tak czy inaczej to jestem szczerze zaskoczony tą serią i nigdy bym nie pomyślał, że książka kupiona za piątaka od znajomego okaże się wejściem do tak świetnie wykreowanego i skonstruowanego świata. Polecam :) 

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Nareszcie ktoś tu coś napisał i nie muszę rzucać posta pod postem.

 

Co do "Pana..." to oczywiście rzecz warta uwagi w polskiej fantastyce i za czasów liceum przewaliłem wszystkie 4 tomy, choć już wtedy wkurzało mnie wrzucanie do świata bohatera z innego wymiaru/planety/czasu, zwłaszcza bardziej rozwiniętych od miejsca akcji, psuło to dla mnie lekko wczucie się.

Jeszcze jedna rzecz, która wydała mi się dziwna w tym cyklu, to takie mało płynne przejście pustynia-klimat umiarkowany, może nie doczytałem, ale odnosiłem wrażenie, że dość skokowo to się dzieje.

Ale oczywiście polecam, szczególnie to nowe wydanie z rysunkami nagich kosmitek i ciekawszymi okładkami od starszego(tak mi się zdaje, że to:

jest starsze).

 

A co do ostatnio przeczytanych, to Elryk był wstępem do zakończenia dawniej zaczętych rzeczy, które z jakiegoś powodu porzuciłem i tak:

-"Ani słowa prawdy" Piekary, a konkretnie ostatnie opowiadanie w tym zbiorze "Klątwa wiedźmiarzy". Takie cha-cha lekko niepoważne fantasy o byłym żołnierzu co głównie udaje bycie wielkim magiem, wyręczając się siłą i sprytem tam, gdzie inni by użyli magii. Są ciekawsze pozycje.

 

-"Odyseja Kosmiczna 2010", "OK 2061" i "OK 3001" Arthura C. Clarke'a- z cytatem z tylnej okładki "Najwybitniejsza powieść SF wszechczasów" pewnie można by się kłócić, ale kolejne książki (2001 przeczytałem z rok temu) czyta się niezmiernie przyjemnie, Clarke ma w mojej opinii niezwykle lekkie pióro, przez można się absolutnie wczuć w klimat książki i razem z kolejnymi bohaterami odkrywać tajemnice Jowisza, jego księżyców, no i Monolitu- potężnej siły kierującej rozwojem umysłu i dalej cywilizacji w miejscach gdzie się pojawia. Ze wszystkich najmniej poleciłbym 3001, która jest miłą lekturą, ale trochę rozwleczoną, skupiającą się na niewłaściwych dla serii tematach, taki popis wyobraźni autora co do świata za tysiąc lat.

 

-trylogię Wojna Starożytnych Richarda A. Knaaka, dziejącą się w uniwersum Warcrafta- czytając tego typu książki aż mam ochotę po raz enty przejść kampanie w trzecim Warcraft'cie. W języku angielskim jest ładne określenie tandety- "cheesy", które w moim odczuciu nie brzmi tak negatywnie jak polskie odpowiedniki i daje dobry pogląd na moją opinię na temat tych książek, które polecam głównie fanom uniwersum(raczej głównie w pdf, bo na allegro te trzy książki chodzą po 300zł za komplet, ja miałem przyjemność wypożyczyć je od znajomego). Czytałem też "Krąg Nienawiści" jakiejś innej autorki, ale mnie nie porwał.

 

- Phillip K. Dick "Czas poza czasem"- nie było takiego rozstrojenia jak po Ubiku czy zachwytów jak po Stygmatach, ale jednak dobra książka, w której do końca nie wiadomo, czy będzie to SF, czy profil psychologiczny człowieka na skraju szaleństwa.

 

Teraz nie wiem, albo będę coś innego od Dicka czytał, albo dokończę Kroniki Królobójcy Rothfussa (którego to "Imię Wiatru" wprawiło mnie w zachwyt nad kunsztem pisarskim w podobnym stopniu, co niektórzy na tym forum tasują się do grafiki w Unacharted 4 czy innych tego typu rzeczach).

Odnośnik do komentarza

Clarke wcale lekkiego pióra nie ma, można by rzec, że w ogóle go nie posiada - był przede wszystkim wybitnym futurystą - pisanie tylko było tego uzewnętrznieniem i ramą myśli. Choć jego prozę lubię i cenię, to nie za walory literackie (których raczej bark), tylko za ową ścisłą wyobraźnie oraz wiedzę. A do okładkowych blurbów raczej nie powinno się przywiązywać wagi, nigdy.

Skoro już napisałem coś tutaj - jednocześnie w duchu żałując, że wątek jest dość stały gatunkowo - to polecę pozycję dla mnie rewelacyjną, by nie rzec wybitną. Nie przedłużając i trzymając się małej ilości znaków; Cynicy Anatolija Marienhofa to utwór zapomniany, wręcz zupełnie ignorowany w rozmowach o literaturze rosyjskiej circa początków XX wieku. Powieść, oprócz swoich wielkich walorów artystycznych, stanowi też bodaj jedyny przykład prozy powstałej w wyniku ruchu imażynistów, dziś już nieco zapomnianej grupy, głównie poetyckiej (najbardziej znany był Siergiej Jesienin). Sama książka to bardzo plastyczny, okrutnie zabawny (Marienhof zapatrzony jest ewidentnie w Oscara Wilde'a - z tych zapatrywań wychodzi na tarczy) obraz przewrotu bolszewickiego, utkany z krótkich informacji, spostrzeżeń i anegdot, gęsto ozdobiony wprost rewelacyjnymi dialogami. Tygiel wręcz filmowy, zresztą o takiej właśnie narracji, fascynacja obrazem to zresztą jedna z cech owej trupy, wraz z duchem odchodzącego dekadentyzmu i stanowczemu "postawieniu się" futurystom, z którymi wcześniej część była związana (egofuturyzm)

Bardzo polecam, rewelacyjna pozycja.
Poezja też niezła z naciskiem na Jesienina, ww. autora i  Wadima Szerszeniewicza.

Edytowane przez Hendrix
Odnośnik do komentarza

Może źle się wyraziłem, u Clarke'a chodziło mi głównie o to, że w czasie czytania po prostu się idzie do końca lektury, czyta się ją w miarę szybko w porównaniu do innych rzeczy, ewentualnie nie dłuży się.

Książkę kupiłem nie dlatego, że wyczytałem z tyłu "to jest fajne", wówczas słyszałem już swoje o niej, film chyba też już widziałem, a cytat Time'a na tyle wziałem tak żeby się jakoś tekst tu kleił.

 

Rothfuss :banderas: ciekawe kiedy kolo w końcu napisze Drzwi z Kamienia czyli kolejny tom Kronik Królobujcy. Za(pipi)ista seria.

 

"Imię Wiatru" trzymałem od jakiegoś czasu i o ile się nie mylę to twój wpis tutaj o tej serii przypomniał mi o jej istnieniu.

 

Swoją drogą mam do skończenia jeszcze "Kapitularza" Herberta, aby zakończyć Diunę, przeczytałem też pierwszą księgę "Mgieł Avalonu" od Bradley (którą mimo jakichś 300 stron męczyłem dwa tygodnie zeszłego lata...), kilka powieści w zbiorze o Solomonie Kane'ie od Howarda, kilka rozdziałów w "Dziennikach gwiazdowych" Lema... A to tylko to co zacząłem, chcę w to lato zaliczyć oba zbiory le Guin(Ziemiomorze i Hain), Trylogię Ciągu, , Hyperiona, Don Kichota(złapało mnie za serce nowe wydanie Rebisu z ilustracjami Siudmaka), "Wyspę Skarbów" Stevensona i pewnie coś Assimova, bo "Ja, Robot" to był całkiem miły zbiór pokrętnych gierek logicznych. Wierzę, że się uda.

Edytowane przez gkihdghdhj
Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Ech, post pod postem...

 

Przeczytałem "Kapitularz Diuną", szóstą księgę z uniwersum, ostatnią napisaną przez Franka Herberta. Chciałbym napisać, że jest to niesamowite zwieńczenie epickiej Science Fiction, opowiadającej historię pustynnej planety Arrakis, źródła najcenniejszej substancji we wszechświecie- melanżu, silnego narkotyku przedłużającego życie i umożliwiającego widzieć linie losu, o frakcjach starających się zdobyć kontrolę nad planetą, wygryźć inne, o pojedynczych ludziach starających się przeżyć w tym najbardziej niegościnnym wszechświecie, jaki zaszczycił Sci-fi. Jak żadna inna książka, ten cykl rozbudził wyobraźnię o ewolucji człowieka, o tym jakie cuda inżynierii i genomiki mogą być w przyszłości stworzone, o tym co to znaczy być człowiekiem rozumnym. Mówi się, że dawniej ludzie byli równie inteligentni jak dziś, mieli jedynie mniejsze pojęcie o świecie. My, obecni, nie bylibyśmy w niczym równi tym z przyszłości, mentatom- ludzkim komputerom, trenowanych po obaleniu rządów Myślących Maszyn aby wyręczyć innych w ważnych dedukcjach, arcyprzebiegłych członkiń Zgromadzenia Żeńskiego i innych... Uczta dla mózgu czytać o ich gierkach słownych i mogę się tylko zastanawiać, ile tam rzeczy mój przeciętny umysł pominął, których akurat autor nie wytłuścił jako myśli bohaterów. Spiski, morderstwa, planety rządzone przez różnych władców, mających różne podejście do ludzi na nich żyjących...

 

Tylko że to nie jest zwieńczenie. Co gorsza, ma nawet większy cliffhanger niż pozostałem książki, a autor zmarł ze dwa lata po wydaniu. Nie traktuję niestety tych książek jako historii, a podróż, z której w najlepszym momencie każą wysiąść... Albo przesiąść się na dzieła syna Herberta i jego kolegi.

Obawiam się, że chyba tak zrobię, zwłaszcza że kolejne książki w głównym cyklu są na podstawie zapisków Franka Herberta, a to znosi wszystkie blokady, jakie racjonalny koneser mógłby próbować mi założyć.

 

Gorąco polecam cały cykl, czytany na przestrzeni paru lat, na którym zdałem maturę ustną, który wprowadza mnie w wielką nostalgię za czymś, czego nie ma w tym świecie.

 

 

(pipi)a znowu ściana tekstu i pół godziny przeyebane na jej pisanie

 

Edytowane przez gkihdghdhj
  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Trylogia magów prochowych 

trylogia_magow_prochowych-cykl.jpg

 

Przechodziłem po empiku jakiś czas temu i w sumie zaciekawiła mnie okładka, więc wziąłem do ręki i widzę że serię poleca Sanderson i Brett (jeden i drugi to dla mnie topka obecnych pisarzy fantasy). Myślę sobie no dobra trzeba zakupić chociaż tę pierwszą część. Wróciłem do domu i kupiłem wersje mobi na kindelka. 

 

Muszę zacząć od tego, że każda z książek jest naprawdę dobrze napisana. Nie ma tu żadnych niedociągnięć w warsztacie pisarskim. Żadna z nich nie odbiega poziomem od pozostałych, a to dla mnie przy czytaniu kolejnych odsłon jest dość ważnym czynnikiem. 

 

Historie poznajemy oczami kilku bohaterów tj. Marszałka polnego Tamasa, Taniela (jego syn) oraz detektywa Adamata (chyba tak się nazywał). Poszczególne rozdziały przypisane są z osobna do w/w osób, ale co jakiś czas ich losy przeplatają się ze sobą, ba wszystkie te postaci są ze sobą ściśle połączone. Cała historia to sieć intryg i wielu tajemnic rozwikłanych dopiero na ostatnich stronach Jesiennej Republiki. Trylogii nie czyta się przez to źle! Naprawdę byłem pod wielkim wrażeniem debiutu McClellan'a, bo książki dosłownie pochłaniałem. Czytając ciągle powtarzałem sobie "jeszcze jedna strona, tylko dokończę ten rozdział" etc. Skończywszy pierwszy tom od razu zakupiłem drugi i tego samego dnia przeczytałem jakieś 20% książki (tyle pokazywał czytnik). Najbardziej podobała mi się druga odsłona, ale to raczej kwestia gustu.

 

Jeżeli podoba wam się styl pisania Sandersona, to będziecie wniebowzięci czytając cykl o prochowych magach. W sumie to trochę dziwne nazywać ich "magami" ponieważ w świecie wykreowanym przez pisarza istnieją jeszcze uprzywilejowani, który dzięki magicznym rękawicą mogą czerpać moc z "nieświata" i dzięki temu korzystać z magii żywiołów. Magowie prochowi natomiast dzięki "wciąganiu" prochu wpadają w prochowy trans - ich zmysły są wyostrzone, a ruchy przyspieszone. To trochę takie wiedźminowe eliksiry smile.png Jedni i drudzy mają swoje wady i zalety, ja bardziej polubiłem strzelców smile.png

 

Historia to taki misz-masz. Mamy tutaj epickie bitwy, spiski, rewolucje, walkę o swój kraj, ucieczkę, brutalność i trochę smutnych chwil. To taka książka opowiadająca historie "drogi", ale nie określiłbym tej serii tym terminem. Nie chcę również spoilerować żadnego z wydarzeń przedstawionych w książce, bo każdy powinien poznać je osobiście.

 

Czy polecam? Polecam i to bardzo, szczególnie osobom poszukującym czegoś odmiennego niż obecna fantastyka, a przy tym równie dobrego.

Odnośnik do komentarza

Książka jest niestety dość przeciętna, szczególnie w porównaniu do świetnego Fear and Loathing in Las Vegas oraz wydanego wcześniej - jeszcze przed erą Gonzo - Hell's Angels, jakościowo plasującej się pośrodku, w której dobrze już widać przyszłą zmianę w podejściu do reportaży literackich.

Jeśli ktoś zaczyna dopiero przygodę z Hunterem S. Thompsonem to polecałbym The Rum Diary zostawić sobie na koniec.

Odnośnik do komentarza

Ja czytałem jakiś miesiąc temu i powiem że bardzo przyjemna lektura. Nie tak odjechana jak Fear and.... Od siebie polecam serdecznie.

 

Co do filmu to widziałem dawno temu i muszę obejrzeć ponownie żeby porównać z książką. Z tego co pamiętam, film był mocno komediowy a książka już raczej taka do końca nie jest. 

Edytowane przez koval
Odnośnik do komentarza

pytam w zasadzie bo w filmie jest jedna scena z homarem, mocno wyrwana z klimatu filmu, ale z fajnym krotkim przeslaniem. 

i tu jest sedno pytania o polecenie - czy ksiazka zawiera wiecej thompsonowych mysli nt "human condition"? Czy rzeczywiscie lepiej chwycic za Hell's Angels? Sztandarowe dzielo Huntera mam na polce, i szukam glebszych przeslan o ludzkiej naturze. Film byl raczej romansidlem, ale za to lekkim, przez co ogladalo sie to przyjemnie, i chyba tez tego oczekuje po ksiazce. Ale to juz jest druga sprawa.

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Mnie wciągło dosyć późno. Na początku myślałem, że faktycznie dużo gorsze ale gdzieś po 200 stronach zaciekawiło mnie i do końca już przeczytałem jak najszybciej. Szkoda, że Endymion taki drogi, nie moge sie przekonać do przeskoku w czasie i innych postaci. Ale z Upadkiem miałem tak samo.

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

H.P. Lovecraft "Zgroza w Dunwitch"

 

Chyba nie muszę niczego pisać? Wszyscy znają, a jak ktoś to czytał to :shotgun:.

 

Polecam z całego serca, ale najlepiej dawkować sobię tę książkę i się delektować. Przy dłuższych posiedzeniach może troszkę zmęczyć, bo mocno ryje bańkę. :pipi:

Edytowane przez ireniqs
Odnośnik do komentarza

Mnie wciągło dosyć późno. Na początku myślałem, że faktycznie dużo gorsze ale gdzieś po 200 stronach zaciekawiło mnie i do końca już przeczytałem jak najszybciej. Szkoda, że Endymion taki drogi, nie moge sie przekonać do przeskoku w czasie i innych postaci. Ale z Upadkiem miałem tak samo.

No udało mi się skończyć właśnie wczoraj. O ile pierwsza część upadku jest ciekawa i nadal tajemnicza, to fabuła posuwając się dalej zaczynała sie coraz bardziej rozłazić i nie trzymać kupy. Motyw monety i racheli jest totalnie z du.py, tak samo jak Pani detektyw poradziła sobie z Chyżwarem, no i Silenus, co on robil na tym drzewie? Kompletnie porzucony wątek Heta Masteena. A cybryd jako John Keats i te jego przeznaczenie...? Kurde no totalnie jestem zawiedziony. W porównaniu do Hyperiona któremu daje 10/10 to tutaj 6/10

Pytanie. Endymion jest bardzo dobry czy taki sobie? Bo probowałem przeczytać Olimpa ale nie dalem rady. Miliard wątków mnie pokonało.

Edytowane przez standby
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...