szaden 228 Opublikowano 13 Stycznia 2008 Udostępnij Opublikowano 13 Stycznia 2008 Moje 2 ulubione: Mochancki- Jan Lechoń Mochnacki jak trup blady siadł przy klawikordzie I z wolna jął próbować akord po akordzie. Już ściany pełnej sali w żółtym toną blasku, A tam w kącie kirasjer w wyzłacanym kasku, A tu bliżej woń perfum, dam strojonych sznury, A wyżej na galerii - milcz serce! - mundury. Tylko jeden krok mały od sali go dzieli, Krok jeden przez wgłębienie dla miejskiej kapeli - On wie, że okop hardy w tej przepaści rośnie, Więc skrył się za okopem i zagra o wiośnie. Rozpędził blade palce świergotem w wiolinie, I mały, smutny strumień spod ręki mu płynie. Raz w raz rosa po białej pryska klawiaturze, I raz po raz w wiolinie kwitną polne róże. Rosną. Większe, smutniejsze, pełniejsze czerwienią, Coraz niżej i niżej, uschną, w bas się zmienią! Nie. Równo, równo rosną w jakiś smutny taniec. Rozdrganą klawiaturę przebłagał wygnaniec, I nagle się rozpłakał po klawiszach sztajer, Aż poszedł szmer po sali, sali biedermeier. Głupio, sennie, bezmyślnie kręci się i kręci. Jakieś myśli chce straszne wyrzucić z pamięci, Do piersi jakąś białą przytulił pierś drżącą I czuje tuż przy piersi nieznośne gorąco, I tysiąc świateł w oczach, w czyjejś twarzy dołki, I zapach białej sukni, ubranej w fijołki. Magle złoty kirasjer poruszył się w kącie, Sto myśli, jak kanonier, stanęło przy loncie, Stu spojrzeń obcej sali przeszyły go miecze, Wstyd idzie ku estradzie - czuje, jak go piecze. Więc do basu ucieka i tępo weń tłucze, Po tym tańcu szalonym niech ręce przeplucze, Z tych czerwonych, duszących róż otrząsa płatki, Rozsypuje po sali w tysiączne zagadki, W sto znaków zapytania, sto szmerów niechęci, Nie pyta. Już jest w basie. Już tam się wyświęci. Raz, dwa, trzy, cztery - wali. Niechaj mu otworzą, Niechaj wyjdą z chorągwią, wyjdą z Matką Bożą, Niech mu końskie kopyta przelecą po twarzy I niechaj go postawią gdziekolwiek na straży: Na ulicy stać będzie z karabinem w dłoni... ...Słyszy sala: ktoś idzie, ostrogami dzwoni - Ostrogą spiął melodię, a akompaniament Szaleje, krzyczy w basie, rośnie w straszny zamęt - Ku sali bagnetami już mierzy, już blisko - I ton jeden uparcie wybija - nazwisko!!! Wciąż czyste, w rozszalałe wplątuje się głosy I wali, wali w basie murem Saragossy, Oszalałych Hiszpanów wyciem, darciem, jękiem I znów wraca ku górze załzawionym dźwiękiem - W mazurze - nie - w mazurku idą wszystkie pary, By całą klawiaturę owinąć w sztandary. Zatrzymali się wszyscy w srebrzystych kontuszach, A klawikord im ducha rozpłomienia w duszach I wzdłuż długich szeregów przewija pas lity, Tysiąc głów podgolonych podnosi w błękity I wszystkie karabele jedną ujął dłonią I uderzył w instrument tą piekielna bronią. Aż struna się ugięła, ta w górze, płaczliwa. I cisza jest w wiolinie. Cisza przeraźliwa. Po martwej, głupiej strunie, po fijołków woni, Po czyichś smutnych oczach, jakiejś białej dłoni. Jakichś światłach po nocy i szeptach w komorze, Po księży cu, po gwiazdach - mój Boże! mój Boże! - Gdzieś się gubi i zwija, przeciera pas lity, Po księży cu, po gwiazdach, po Rzeczpospolitej. Po sali idzie cisza przeraźliwa, blada I obok tęgich boszów w pierwszym rzędzie siada. Wzrok wlepia martwy, ślepy, w jakiś punkt na ścianie I patrzy w Mochnackiego, kiedy grać przestanie. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . A on, blady jak ściana, plącze, zrywa tony I kolor spod klawiszy wypruwa - czerwony, Aż wreszcie wstał i z hukiem rzucił czarne wieko I spojrzał - taką straszną, otwartą powieką, Aż spazm ryknął, strach podły i z miejsc się porwali: "Citoyens! Uciekać! Krew pachnie w tej sali!!!" Coś ty Atenom zrobił Sokratesie- Cyprian K. NorwidCos ty Atenom zrobil, Sokratesie,Ze ci ze zlota statue lud niesie,Otruwszy pierwiej?... Cos ty Italii zrobil, Alighieri,Ze ci dwa groby stawi lud nieszczery,Wygnawszy pierwiej?... Cos ty Kolumbie, zrobil Europie,Ze ci trzy groby we trzechmiejscach kopie,Okuwszy pierwiej?... Cos ty uczynil swoim, CamoensieZe po raz drugi grob twoj grabarz trzesie,Zglodziwszy pierwiej?... Cos ty, Kosciuszko, zawinil na swiecie,Ze dwa cie glazy we dwu stronach gniecie,Bez miejsca pierwiej?... Cos ty uczynil swiatu, Napolionie,Ze cie w dwa groby zamknieto po zgonie,Zamknawszy pierwiej?... Cos ty uczynil ludziom, Mickiewiczu? Wiec mniejsza o to, w jakiej spoczniesz urnie,Gdzie? kiedy? w jakim sensie i obliczu?Bo grob twoj jeszcze odemkna powtornie,Inaczej beda glosic twe zaslugiI lez wylanych dzis beda sie wstydzic,A lac ci beda lzy potegi drugiejCi, co czlowiekiem nie mogli Cie widziec... Kazdego z takich jak Ty swiat nie mozeOd razu przyjac na spokojne loze,I nie przyjmowal nigdy, jak wiek wiekiem,Bo glina w gline wtapia sie bez przerwy.Gdy sprzeczne ciala zbija sie az cwiekiemPozniej... lub pierwiej... Cytuj Odnośnik do komentarza
JanzKijan 1 Opublikowano 3 Lutego 2008 Udostępnij Opublikowano 3 Lutego 2008 Czołem. Faktycznie niezły "płot, co własnym swoim płoctwem przerażony" zaczyna się wyrabiać Ergo... (Andrzej Bursa) POETA Poeta cierpi za miliony Od 10 do 13.20 Od 11.10 uwiera go pęcherz wychodzi rozpina rozporek zapina rozporek Wraca chrząka i apiat’ cierpi za miliony (Halina Poświatowska) * * * manekiny mają ślepe piersi kształt łydek jak napięta struna dźwięcząca wiecznie chłodnym tym samym tonem manekiny mają włosy skończone a twarze szczupłe zapatrzone w siebie spod przymkniętych powiek manekiny pogardzają tłumem nie drżą w istnieniu doskonałe nieruchome rozpościerają palce chwil nad mijającą barwą jedwabiu z twarzą przyklejoną do szyby pod suknią pod szalejącą suknią jestem wspaniałym elastycznym manekinem (Herbert Zbigniew) Piekło Licząc od góry: komin, anteny, blaszany, pogięty dach. Przez okrągłe okno widać zaplątaną w sznury dziewczynę, która księżyc zapomniał wciągnąć do siebie i zostawił na pastwę plotkarek i pająków. Niżej kobieta czyta list, chłodzi twarz pudrem i znów czyta. Na pierwszym piętrze młody człowiek chodzi tam i z powrotem i myśli: jak ja wyjdę na ulicę z tymi pogryzionymi wargami i w rozlatujących się butach? W kawiarni na dole pusto, bo to rano. Tylko jedna para w kącie. Trzymają się za ręce. On mówi: "Będziemy zawsze razem. Proszę pana czarną i oranżadę." Kelner idzie szybko za kotarę i tam dopiero wybucha śmiechem. Końcowo, chciałbym poddać ultrabanlną refleksyjkę - jakie jest Wasze patrzenie na poezję?/Jakie ma ona dla was znaczenie?/po kiego ch**a w ogóle czytacie wiersze?, skoro to wszystko przeważnie takie mało czytelne, udwuznacznione wielowymiarowe i do tego jakby ex definitione to razem na kupę (tylko nie piszcie, że to nie mankamenty ). Z góry thx za zainteresowanie to jakże palącą sprawą. Pozdrawiam najserdeczniej i idę cierpieć za miliony . Cytuj Odnośnik do komentarza
kopaa 0 Opublikowano 4 Lutego 2008 Udostępnij Opublikowano 4 Lutego 2008 (edytowane) Ostanio w Wyborczej czy dzienniku calkiem ładny kwiatek znalazłem Radosław Wisniewski "Litość" (orginalna treść nie zawiera dużych liter) "na imie mam karp i nie mam głosu, kiedy przychodzi smierć, tylko bezmyślnie kłapie pustym pyskiem jak człowiek. widziałem, po ktorej stronie kazali ci zanurzyć ręce niczym sieci. były dzięcięce, ale z nich miałem przyjąć sakrament twardy jak kant wanny. tradycji babki, tradycji matki, pradziadka postrzelonego pod Tomskiem musiała stać się zadość. to miał być konkretny męski strzał od którego scina się ikra, tężeje krew. nie poszło najlepiej i trzeba było dobijać rannego tak kurczowo chwytającego resztki życia, zawiniętego w ręcznik, żeby mózg nie bryzgał. na przyszłość naucz dzieci że jest jeden cel, jeden cios, że kiedy bóg się rodzi, trzeba krwi. potem już nic nie boli, niczego nie jest żal. Edytowane 4 Lutego 2008 przez kopaa Cytuj Odnośnik do komentarza
AiszA 91 Opublikowano 4 Lutego 2008 Udostępnij Opublikowano 4 Lutego 2008 (edytowane) (The Rose, 1893) A Cradle Song The angels are stooping Above your bed; They weary of trooping With the whimpering dead. God's laughing in Heaven To see you so good; The Sailing Seven Are gay with His mood. I sigh that kiss you, For I must own That I shall miss you When you have grown. -------------------------------------------------------------------------------- (Róża, 1893) Kołysanka Nad twą poduszką, mój miły, Aniołów gromada skrzydlata. Już im się trochę znudziły Jęki umarłych w zaświatach. Bóg ma uśmiech na twarzy, Spoglądając na ciebie. Nawet Siedmiu Żeglarzy Świeci jaśniej na niebie. Całuję twe drobne usteczka, Lecz wzdycham przy tym żałośnie. Zabraknie mi ciebie, syneczku, Kiedy mi wreszcie dorośniesz. William Butler Yeats Przepiękne słowa... Edytowane 4 Lutego 2008 przez ^i^_AiszA_^i^ Cytuj Odnośnik do komentarza
epl 160 Opublikowano 6 Lutego 2008 Udostępnij Opublikowano 6 Lutego 2008 worker bees can leave even drones can fly away the queen is their slave Chuck Palachniuk Cytuj Odnośnik do komentarza
Gość maciek88 Opublikowano 30 Września 2008 Udostępnij Opublikowano 30 Września 2008 Wszystko, co złote, krótko trwa [Robert Frost] Złotem przyrody - pierwsza zieleń; Po niej - już nic prócz spłowień, zbieleń. Rozkwitu szczyt - to pierwszy listek, Lecz przez godzinę ledwie: wszystek Zwykleje w liść natychmiast potem. Tak Eden zszarzał nam w zgryzotę, Tak świt nam blaknie w światło dnia. Wszystko, co złote, krótko trwa. Zaiebiste to jest. Cytuj Odnośnik do komentarza
Tołdi 8 Opublikowano 13 Października 2008 Udostępnij Opublikowano 13 Października 2008 pewnej nocy nie tak dawno temu miałem sen, że potrafię latać to znaczy, machając tylko rękoma i nogami mogłem unosić się w powietrzu i tak robiłem ci wszyscy ludzie wyciągali ręce i usiłowali mnie ściągnąć w dół ale nie byli w stanie. miałem ochotę nasikać na nich. byli tak zazdrośni. wystarczyło by tylko, żeby znieśli się powoli w gęrę tak jak ja zrobiłem. tacy ludzie myślą, że sukces rośnie na drzewach. ty i ja, wiemy lepiej. Wiem, że odkurzam, ale ten wiersz niesamowice się mi siada, w kilku linijkach sędziwy już Bukowski potrafił w sumie wyrazić filozofię którą kierował się przez całe życie. Uzupełniam- jest to fragment wiersza "transport" ze zbioru "Ostatnia noc ziemskich wierszy" Coś innego od tego autora, ale też z podobnym przesłaniem- mój ulubiony fragment "wiersza dla pucybuta": jeżeli zobaczycie mnie uśmiechniętego w moim niebieskim garbusie jadącego na żółtym świetle pędzącego prosto ku słońcu będą właśnie schwytany w ramiona szalonego życia i będę myślał o cyrkowcach na trapezie o karzełkach z wielkimi cygarami o rosyjskiej zimie na początku lat czterdziestych o Chopinie z woreczkiem polskiej ziemi o starej kelnerce przynoszącej mi dodatkowa filiżankę kawy i śmiejącej się przy tym. najlepszych z was lubię bardziej niż myślicie. inni się nie liczą ot, maja palce i głowy niektórzy oczy a większość z nich nogi a wszyscy dobre i źle sny i jakąś drogę do przejścia. Cytuj Odnośnik do komentarza
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.