Skocz do zawartości

W co teraz grasz?


pack

Rekomendowane odpowiedzi

Yyyy... Destiny? Ciągle... Czasem przegryzę to niezobowiązującą partyjką w WATCH_DOGS (głównie zwiedzam, zbieram i odpieram ataki wrogich hakerów - fajna sprawa, choć fabuła praktycznie nietknięta).

Teraz to jednak dzieło Bungie znów mocniej chwyciło mnie w objęcia, gdyż rozpoczął się Iron Banner i trzeba będzie sprawdzić się w multi, jednocześnie zaliczając obydwa Raidy, w tym jeden bez zgonu (taki jest plan, ale nie dość, że gra czasem się strasznie buguje, to jeszcze ludzie popełniają głupie błędy - się zobaczy).

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

The Saboteur - Brakowało mi klimatycznej gierki w okresie II WŚ, a Sabotażysta jest klimatyczny i to cholernie mocno. Oprawa wizualna nadaje unikalności. Paryż skąpany w mroku i czarno-białych barwach gdzie wybija się tylko jeden kolor - czerwień. Motyw podobny do tego znanego z ekranizacji komiksu Franka Millera "Sin City". Z każdego kąta widać znak okupanta. Swastyki powiewają na masztach, budynkach, "ozdabiają" wozy i mundury SS-manów. Rejony pod nadzorem nazistów są wyssane z życia i barw, a na każdym kroku społeczność francuska jest maltretowana, bita, upokarzana i zabijana.

NPC zależnie od rejonu zachowują się odmiennie. W wyzwolonych częściach są bardziej radośni, bojowi. Raz załatwiłem jednego frajera z gestapo, oddaliłem się kawałek i poczekałem na rozwój sytuacji paląc papierosa po czym zobaczyłem jak zbliża się stara babcia. Opluła truchło i sprzedała kopa :) W rejonach zajętych przez III Rzeszę jest zgoła odmiennie. Ludzie uciekają na widok nazistów, chowają się, a już na pewno można zapomnieć o jakiejkolwiek pomocy z ich strony.

Po prostu powietrze jest tak gęste od klimatu, że można je ciąć krakowskimi maczetami. Moc! 

Fabularnie nie jest to najwyższa półka. Ot biegamy sobie po mieście wykonując zlecenia od różnych postaci. Szału nie ma ale są dwa aspekty, które mi przypadły do gustu. O pierwszym wspominałem już na forum, czyli naziści. A ci są wręcz kalką pociesznej armii Adolfa z filmów z Indianą Jonesem. Karykaturalni, przerysowani i tępi jak but. Począwszy do Kurta Dierkera, który jest książkowym przykładem nazisty z misją dominacji "rasy panów". Obok Kurta jest też zafascynowana nim ostra dupa Franziska (z mocnym upodobaniem do fetyszu). Reszta żołdaków to typowi chłopcy do bicia. Podczas alarmu miotają się na prawo i lewo, a gdy zabijemy jednego usłyszymy pełne bólu i żalu :"Hans! Nein!"  :usmiech:

Druga sprawa to relacje głównego bohatera z blond laską, Skylar. Ów panna to piękna femme fatale, a każde jej pojawienie się powoduje szybki odpływ krwi z mózgu w dolne partie ciała. Każde spotkanie z Devlinem przepełnione jest masą dwuznacznych komentarzy i aluzjami gdzie i kiedy znów zrzucą ciuchy coby się chędożyć.

 

Jednak jest sporo wad, które niestety mocno rzutują na rozgrywce ale o tym po skończeniu gry.

Edytowane przez Farmer.
Odnośnik do komentarza

Po ponad trzech latach odpaliłem Killzone 3, w którego grałem wtedy jakąś godzinę.

 

Będąc złośliwym, napisałbym że 1/4 gry miałeś już więc za sobą :P

Dla mnie słabizna. Tak bardzo wzorowali się na Call of Duty, że gra straciła własną tożsamość i stała się obrzydliwie wręcz korytarzowym celowniczkiem na szynach.

Na Elite to jakieś 4 godzinki bezstresowego parcia przed siebie, bo nawet zginąć nie ma jak, skoro zaraz przybiegnie przydupas z defibrylatorem :)

Multi fajne, ale nawet w nim kilka rzeczy niepotrzebnie zmienili.

Pamiętam, jaki zawód przeżyłem, kiedy to ukończyłem - dawno tak nie żałowałem kasy wydanej na premierę i tylko powtarzałem sobie "Idioto, trzeba było brać Bulletstorm" (którego kupiłem później i bawiłem się wyśmienicie).

Odnośnik do komentarza

Odpaliłem w końcu długo leżącego na półce Dragon's Dogma Dark Arisen.

Zupełnie randomowy początek bez jakiegoś wprowadzenia. Biegam nieznanym mi bliżej chłopkiem mającym tonę umiejętności pod każdym buttonem, walczę z randomowym bossem, z którym praktycznie nie da się zginąć. Po czym 30 minut później zaczynam jako inny świeży randomowy chłopek w szmacianym ubranku, walczącym ze smokiem na plaży.

Dalej bieganina po brzydkim rozmazanym miasteczku (PS2 textures) i robienie fetch questów.

Pytanie - marnować na to czas dalej? Wyrosłem już z kończenia gier na siłę, a ostatniego RPGa jaki mi nie podszedł po prostu porzuciłem po krótkim czasie (Two Worlds II, crappola).

Odnośnik do komentarza

Dam zatem grze szansę :wujaszek:

edit:

Dobra, wyszedlem na otwarta mape, zdobylem troche expa, zebralem ekipe i poki co mi sie podoba.

 

edit2:

poza pierwszą wioską gra wygląda już bardzo ładnie. Widoczność po horyzont, falująca zieleń, przebijające się promienie słońca. Noc jest ciemna jak w 18cm anusie, tak że ledwie widać - jak zgaśnie latarnia to kaplica. Klimacik jest! Jedynie na realtime cutscenkach tekstury nadal są o jakości N64, co trochę boli.

Walka też jest całkiem niezła, ale trzeba uważać, bo można zginąć od jednej serii jakiegoś większego chłopka z maczugą.

 

Wkręciłem się, szykuje się zabieracz czasu na zasadzie - kill, loot, sell. Za 50h będę sam siebie pytał, po cholerę na to czas traciłem :frog:

Hydra ubita, eskortuję wagonik z łbem.

Edytowane przez _Red_
  • Plusik 3
Odnośnik do komentarza

Dzięki naszemu kochanemu PS+ odpaliłem w końcu Yakuze 4, w którą od dawna chciałem się wyposażyć i co tu dużo pisać.... wciągnęła mnie na maksa.

Jakieś 10 godz. na koncie a ja jeszcze gram Akiyamą i ani trochę się nie znudziłem. Samo chodzenie po mieście i napierdzielanie w Punków i Yakuze bardzo przyjemne, o miłych spotkaniach z paniami hostessami nie wspominając. ^.^

Odnośnik do komentarza

A ja, korzystając z urlopu, miałem mocne postanowienie, że wreszcie uda mi się przynajmniej ukończyć (o platynowaniu nawet nie myślę) jakiś z licznie zalegających mi na półce tytułów.

Plan dotyczył raczej szpili nowszych (Alien Isolation, Far Cry 4, Thief, REmaster, Assassin's Creed Rogue, Watch_Dogs), ze dwiema starszymi pomiędzy (Kingdoms of Amalur Reckoning i Remember Me). Zwłaszcza KoAR zeżarło mi maaasę czasu, bo na liczniku już ponad 100 godzin, a "końca nie widać".

Jak to jednak mawiał Siara w Kilerze - "cały miesterny plan w piz..." :)

 

Zaczęło się od tego, że wypowiedziałem się parokrotnie w temacie o Dying Light, chwaląc się przy okazji platynkami w Dead Island, co tylko zwabiło żądne krwi zomb... yy... chętnych pomocy w pucharkach graczy (pozdro Voytec).

Po katordze przy próbach połączenia się online w pierwszej części, aktualnie śmigamy po Henderson i okolicach, radośnie obcinając nieumarłe członki w Dead Island Riptide.

Tak, gram w już dwukrotnie ukończony tytuł, podczas gdy sterta zaległości (oraz żona, widząc tą stertę) patrzy na mnie z wyrzutem :)

 

Co prawda w ramach projektu "druga szansa" odpaliłem nawet Just Cause 2 i zrobiłem kilka misji, ale chyba nic z tego nie będzie - uwielbiam sandboxy, ale ten jest wyjątkowo nudny i trzeciej szansy raczej nie dostanie.

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Miałem bardzo podobne odczucia. Do tego stopnia, że "dwójkę" odstawiłem. W pierwszej części z przyjemnością wbiłem platynkę, a tutaj jakoś mi się odechciało, co jest o tyle dziwne, że jestem wręcz fanem swobody w grach i korytarzyki mnie wkurzają :)

 

U mnie z kolei znów kilka tytułów "na tapecie".

Co jakiś czas odpalam Destiny, ale tym razem pykam w to dość niewinnie i raczej nie rzutuje na inne moje gierkowe plany.

Niespodziewanie wciągnęły mnie dwa średniaki - Dark Void i X-Men Origins Wolverine.

Pierwszy ma masę technicznych problemów, aczkolwiek jest fajnym shooterem TPP z cover systemem, no i fajnie śmiga się jetpackiem. Graficznie raczej słabo, modele postaci to jakiś żart, a fabularnie jest... dziwnie, bo na wygląda na to, że na pewnym etapie scenariusz zeżarł im pies (w sumie to od początku tak wygląda).

Nolan North zdecydowanie na plus, biegając po dżungli czy innym lesie można przez chwilę nabrać się, iż gramy w kolejne Uncharted (do momentu, aż otworzymy oczy).

 

Przygody Logana natomiast to bardzo fajny "slasherek", w stylu Castlevanii LoS, tyle że dużo słabszy technicznie, ale za to bez backtrackingu (czyli bardzo liniowy). Rosomak fajnie szlachtuje oponentów, jest krwawo, brutalnie i soczyście - dajcie mi do tego grafikę z GoWIII i byłbym wniebowzięty (ale i tak jest fajnie).

 

No i na koniec, z cyklu nadrabiania zaległości wstydliwych, w końcu dorwałem Medal of Honor Airborne. Tak, tego starocia od EA.

Kiedy już ogarnąłem mega skopane sterowanie (default to jakiś niesmaczny żart, a w alternatywnym każą mi biegać pod R1) to wsiąkłem na maxa.

Rozpoczynanie misji z dowolnego punktu na mapie to mega kozackie rozwiązanie i aż dziw bierze, że nikt inny nie skorzystał z teakiego zabiegu (bo wiadomo, że teraz musi być super dużo wybuchów, skryptów i gracza trzeba prowadzić jedyną słuszną ścieżką, coby niczego nie przeoczył).

Klimacik jest, nareszcie mam FPSa w klimatach II WŚ, fajny patent z upgrade'owaniem pukawek, swoboda, flankowanie, uczucie uczestnictwa w większej operacji (nasi kamraci dość żwawo reagują na nasze poczynania), ba - nawet multi działa! Co prawda grały wczoraj całe cztery sztuki ludności świata, ale... działa :P

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...