23kowal 54 Opublikowano 1 kwietnia 2011 Opublikowano 1 kwietnia 2011 dzisiaj w LA też była burda. Terry 2 mecze powinien odsiedzieć za chamstwo. no i Lakers wyjasnili gdzie Dallas plasują się jako contender. Cytuj
shanhaevel 8 Opublikowano 1 kwietnia 2011 Opublikowano 1 kwietnia 2011 dzisiaj w LA też była burda. Terry 2 mecze powinien odsiedzieć za chamstwo. no i Lakers wyjasnili gdzie Dallas plasują się jako contender. A to mnie nie dziwi, bo który to już sezon, że LA odpuszcza lekko sezon i tuż przed playoff zaczynaja grać na najwyższych obrotach. Cytuj
ogqozo 6 554 Opublikowano 2 kwietnia 2011 Opublikowano 2 kwietnia 2011 Sezon powoli się zamyka i wszyscy czekają na playoffy albo - w tym niestety Marcin Gortat - na wakacje. Głosowanie zostanie zamknięte za 2 tygodnie, ale trudno też sobie wyobrazić, by MVP nie został Derrick Rose (który tylko dwa razy był choćby zawodnikiem tygodnia na Wschodzie), a trenerem roku - Tom Thibodeau. Po porażce Bostonu z Atlantą jest już praktycznie pewne, że Wschód wygrają Bulls, którzy u siebie są w tym sezonie 32-5. Pytanie pozostaje, czy Indiana czy Charlotte dozna przywileju przegrania z nimi w pierwszej rundzie, ale to raczej nie spędza zbyt wielu fanom snu z powiek. Ciekawie będzie od drugiej rundy. Miami przegrywało z Bulls i Celtics, ale minimalną różnicą, więc nie można ich skreślać, ponadto jest b. dobre na wyjazdach. Boston zdecydowanie osłabił się transferem Perkins-Krtsić, ale państwo O'Neal mogą być gotowi na playoffy, ograniczając Serbowi szanse szkodzenia. Nie tylko ja byłem pewien jakiś czas temu, że 1. miejsce ogólnie mają zarezerwowane San Antonio Spurs, ale kryzys ich formy jest coraz dobitniejszy. Przegrali 6 meczów z rzędu, co jest najwyższą serią wśród drużyn z dodatnim bilansem (ex aequo z Dallas i Portland, przynajmniej do jutrzejszego meczu z Suns). Teraz SAS mają tylko jeden mecz przewagi na Bulls i Lakers. Ci drudzy wymiatają (ciągle tylko jedna porażka po ASW) i przeszli odwrotną drogę do Bostonu i Spurs: kilka miesięcy temu wydawało się, że są po prostu słabsi niż zazwyczaj, by teraz być zdecydowanymi faworytami do mistrzostwa. Och, Phil, twoje odejście uczyni tę ligę znacznie bardziej wyrównaną. Cytuj
23kowal 54 Opublikowano 3 kwietnia 2011 Opublikowano 3 kwietnia 2011 SA pogonili Suns a zaraz potem Denver sprawiło sporą niespodziankę i załatwili Lakers w ich własnej hali. bardzo wyrównany mecz, źadnej drużyn nie udało się uciec na więcej niż kilka pkt. Kobe mnie dobijał w tym meczu, jak bym oglądał koszykarską wersję C.Ronaldo. mnóstwo niepotrzebnych rzutów i wieczne narzekania na brak gwizdka. grają jeszcze jeden mecz ze Spurs ale do tego czasu moży być już po wszystkim. na wschodzie z kolei typuje kolejność CHI, MIA, BOS. głównie dlatego, że Celtowie mają jeszcze mecze z obiema drużynami i coś mam przeczucie, że polegną. anyway, będzie ciekawie do samego końca. Cytuj
shanhaevel 8 Opublikowano 6 kwietnia 2011 Opublikowano 6 kwietnia 2011 Na O'Neal'ów bym nie liczył. Szczególnie na mojego S.O'Neal'a - niestety kontuzje go zjadły w tym sezonie i moim zdaniem (niestety), ale to już koniec kariery tego gracza. Cytuj
23kowal 54 Opublikowano 7 kwietnia 2011 Opublikowano 7 kwietnia 2011 (edytowane) i to już chyba koniec Boston Celtics i ich szansy na mistrzostwo. postawili wszystko na jedną kartę (Shaq) oddając Perkinsa, niestety ta karta ma już 39lat. o ile w obronie to sobie jeszcze bez niego poradzą ale w ataku jest nieoceniony. z drugiej strony tacy Lakers i ich marzenia o kolejnym tytule też w dużej mierze polegają na zdrowiu Bynuma, który mimo że niemal 2 razy młodszy od Shaqa to jest równie kruchy. experci ESPN o trenerach: http://sports.espn.go.com/nba/news/story?page=5-on-5-110404 dla mnie COY to zdecydowanie George Karl. umiejętność trenowania to nie tylko to co widzimy na boisku ale też i szatnia i tutaj chyba Karl wygrywa najbardziej. wszyscy widzieliśmy co się działo z Denver w czasie MeloDramy a pomimo braku chemii udało mu się wygrywać tym składem, a kiedy Melo odszedł świetnie poukładał drużynę mixując obecnych i nowych graczy, na nowo wytwarzając pozytywną chemię w zespole i na dodatek chłopaki grają rewelacyjną koszykówkę. nie dość, że po stracie swojego najlepszego strzelca nic nie stracili z ofensywy to zdecydowanie poprawili obronę. ciekawe jak ta drużyna bez zdecydowanego "go to guy" spisze się w PO? Edytowane 7 kwietnia 2011 przez 23kowal Cytuj
ogqozo 6 554 Opublikowano 7 kwietnia 2011 Opublikowano 7 kwietnia 2011 ciekawe jak ta drużyna bez zdecydowanego "go to guy" spisze się w PO? Nie rozumiem tych gadek o "go to guy". Nie wiem, skąd one się biorą, bo na pewno nie z faktycznego przebiegu meczów. W niedawnym meczu Denver-Lakers było to widać najlepiej. Wszyscy na czacie gadali, jak to Lakers mają "go to guya" i niby coś to daje. Otóż jest to wręcz gorsze, bo wystarczy jako tako przykryć Kobe'ego i kaplica, przecież Mamba nie odda piłki. No a Denver nie ma "go to guya" i... normalnie grali akcje, jak przez cały mecz. Widzieliśmy, jak ta końcówka wyglądała. Kobe "go to guyował", czyli po prostu marnował piłkę, a Denver grało akcje jak przez cały mecz i wygrało. Playoffy to żadna różnica. Statystyki takiego Kobe'ego w sezonie i PO są przez ostatnie lata praktycznie takie same. Nie tylko jego. W zeszłorocznych playoffs Lakers wcale nie mieli "go to guya", jest to konstrukt, któreg w praktyce nie widać. Kobe wygrał tyle samo meczów, co Gasol czy Artest. W jedynym zaciętym meczu finałów przez ostatnie 5 minut Kobe miał 3 pkt. z wolnych, tyle samo Artest z kapitalnej trójki, a Gasol 7 pkt. Przez cały mecz Kobe rzucał 6-24 (i, jak wszyscy pamiętamy, prawie to mistrzostwo przegrał cegląc trójki jak "stary Kobe"), ale nieważne - zespół wygrał. Tak się gra i tak się wygrywa - zespołem, a nie jednym zawodnikiem. Denver w playoffach, tak jak każdy, będzie musiało po prostu rzucić więcej, niż przeciwnik. Jeśli mają trafić na OKC w pierwszej rundzie, to będzie to zdecydowanie najmocniejsza i najciekawsza para 1. rundy (już za 9 dni! Trzeba zacząć sobie rezerwować czas nocny!). Ale na pewno gwiazda Kevina Duranta nie będzie najważniejsza w tej serii. W swojej jedynej jak na razie serii PO Durant rzucał 35% z gry. Bycie "go to guyem" nic mu nie dało (oczywiście Kobe'emu też - rzucał 43% i im więcej dzielił się piłką, tym lepszy wynik mieli Lakers). Trzeba po prostu grać zespołowo i zdobywać punkty, jak zawsze. Cytuj
Gość Opublikowano 8 kwietnia 2011 Opublikowano 8 kwietnia 2011 Boston pojechane przez Chicago zgodnie z oczekiwaniami, Deng zagrał kapitalny mecz, o panu Rose nawet nie wspominam, bo znowu szalał Cytuj
23kowal 54 Opublikowano 8 kwietnia 2011 Opublikowano 8 kwietnia 2011 (edytowane) to ja się ogqozo do końca nie zgodzę. stwierdzenie, że Playoffy to żadna różnica. jest totalną nieprawdą. gdyby tak było Dallas Mavericks mieli by conajmniej 1 tytuł w kolekcji. w sezonie grasz tylko jeden z 82 meczów. przegrałeś? trudno, jutro będzie kolejny. tutaj każda porażka, ba, każde złe zagranie przybliża Cię do przedwczesnego końca sezonu. nie wiesz jak te chłopaki się zachowają gdy będą się decydować losy awansu. i nie chodzi tu o oddawanie rzutów ale pokierowanie grą i drużyną. o bycie liderem. dotychczas w Denver takie funkcje pełnili Melo i Billups, w tej drużynie nie ma zawodnika, który by miał tak duże doświadczenie w takich momentach. w tej chwili ta drużyna jest na fali i gra bez żadnego obciążenia. i w PO będzie podobnie bo to OKC muszą udowodnić, że wytarli już mleko spod nosa a Denver gra z pozycji underdog'a. ale w trakcie serii to się może zmienić. czy prowadząc 3-2 będa potrafili dobić rywala? albo gdy przegrają wysoko 2 pierwsze mecze będą w stanie się podnieść? z Karlem na ławce i z tą obroną jaką teraz grają ta drużyna nie jest na straconej pozycji w PO ale historia udowodniła, że bez zdecydowanego lidera sukcesów się nie osiągnie. a Pistons AD 2004 są tylko wyjątkiem potwierdzającym regułę (choć i tu można się przyczepić). Edytowane 8 kwietnia 2011 przez 23kowal Cytuj
ogqozo 6 554 Opublikowano 8 kwietnia 2011 Opublikowano 8 kwietnia 2011 to ja się ogqozo do końca nie zgodzę. stwierdzenie, że Playoffy to żadna różnica. jest totalną nieprawdą. gdyby tak było Dallas Mavericks mieli by conajmniej 1 tytuł w kolekcji. w sezonie grasz tylko jeden z 82 meczów. przegrałeś? trudno, jutro będzie kolejny. tutaj każda porażka, ba, każde złe zagranie przybliża Cię do przedwczesnego końca sezonu. Tak, ale to chyba co innego niż ta fantomowa instytucja "go to guya", a o niej był cały post. Jak zespół gra pod presją eliminacji, a czy "ma go to guya", to jak sądziłem nie to samo. Dallas to akurat chyba najgorszy przykład, w zasadzie lepszy do mojej tezy. W sezonie regularnym dostali 0-4 od GSW. I w playoffs też z nimi przegrali. Poza tym wyniki playoffów decydowane są przez dyspozycję dnia, match-upy, lekkie i ciężkie kontuzje... jak w sezonie. Dallas czasem kończyło PO wyżej, niż sezon, czasem niżej. Żadnej reguły tu nie ma - a gdyby jeden konkretny gracz, jego osobowość, robił różnicę w PO - reguła powinna być. Nie ma. nie wiesz jak te chłopaki się zachowają gdy będą się decydować losy awansu. i nie chodzi tu o oddawanie rzutów ale pokierowanie grą i drużyną. o bycie liderem. dotychczas w Denver takie funkcje pełnili Melo i Billups, w tej drużynie nie ma zawodnika, który by miał tak duże doświadczenie w takich momentach. Tak, ale "go to guy" to z tego co wiem to chyba coś innego niż "doświadczony gracz", takie miałem przynajmniej wrażenie. Nie zanegowałbym opinii, że "Denver ma młody, mało zgrany skład i dlatego może im nie pójść w PO". O "liderach" najwięcej zazwyczaj gadają... po playoffach. Jak już wiadomo, kto najlepiej zagrał. Podałem przykład meczu Nuggets-Lakers, gdzie na 5 min. przed końcem czat był pełen komentarzy "Lakers mają go to guya, na pewno wygrają tę zaciętą końcówkę" i nikogo nawet nie obeszło, ze znowu okazało się to nieprawdą. Bo "go to guy" to taki kibicowski mit. Denver dojdzie do finału konferencji - Billups i Melo liderzy. Billups i Melo odpadną w pierwszej rundzie z Jazz? Okej, przecież wiadomo, że Deron i Boozer to liderzy. To takie dopasowywanie rzeczywistości do tezy, podczas gdy ja wolę odwrotnie. Jeśli np. Suns dostają baty od Spurs, a dwa lata później z kolei ich leją, to czy to znaczy, że Steve Nash w tym czasie nagle stał się liderem, czy że Spurs jakiegoś stracili? Ja bym powiedział, że po prostu zespół zagrał gorzej od rywala i dlatego przegrał. historia udowodniła, że bez zdecydowanego lidera sukcesów się nie osiągnie. a Pistons AD 2004 są tylko wyjątkiem potwierdzającym regułę (choć i tu można się przyczepić). Czy na pewno? Weźmy samych mistrzów. Spurs Popovicha? Dwóch-trzech liderów, na pewno nie jeden zdecydowany. Celtics? Tak samo. Lakers zdecydowanego może mają (Shaq, teraz Kobe), ale czy w playoffach pomagało im to bardziej, niż w sezonie? Lakers mieli HCA w każdym finale, który wygrali, więc czy faktycznie świadczy to o lepszej postawie zespołów ze zdecydowanym liderem w playoffach? Nie. Tak więc to, co podałeś jako "wyjątek", tak w zasadzie... nie jest wyjątkiem. Przez ostatnie 12 lat tylko jeden zespół faktycznie miał "lidera", który zrobił różnicę w playoffs. Więc jeśli mówimy o "wyjątku potwierdzającym regułę", to wydaje mi się, że bardziej są nim Heat 2006. A posiadanie zdecydowanego lidera nie jest kluczowe w playoffach - wydaje mi się, że przedstawiłem sporo argumentów, by ową popularną tezę obalić. Cytuj
23kowal 54 Opublikowano 9 kwietnia 2011 Opublikowano 9 kwietnia 2011 (edytowane) uzgodnijmy jedno. pisząc "go to guy" mam na myśli gracza, który bierze na siebie ciężar gry w decydujących momentach meczu. egzekwuje ale i motywuje drużynę. jednym słowem jest liderem. Jak zespół gra pod presją eliminacji, a czy "ma go to guya", to jak sądziłem nie to samo. to nie jest to samo ale drużyny bez lidera(-ów) raczej nie mają prawa bytu w meczach o najwyższą stawkę.sezon=PO? weźmy sobie takich Celtics. w sezonie grają kiszkę, wszyscy mówią, że już za starzy itd. nadchodzą PO i co się dzieje? Boston kończy w finałach w meczu nr 7. Dallas sprowadzasz do jednej serii PO tymczasem kolesie zaliczają w RS 50+ zwycięstw od kilku dobrych lat a tymczasem w post season największe osiągnięcie mistrzostwa WC i blamaż w finałach. a sezonie było 2-0 dla Dallas. Żadnej reguły tu nie ma - a gdyby jeden konkretny gracz, jego osobowość, robił różnicę w PO - reguła powinna być. Nie ma. Jordan - 6 tytułów, Magic - 5, Kobe - 5, Duncan - 4, Shaq - 4, Bird - 3. Barkley - 0, Malone - 0, Ewing - 0, James - 0, Nowitzki - 0. na prawdę nie widzisz żadnej reguły? wiadomo, że w pojedynkę nikt mistrzostwa nie wygrał i 2-3 gwiazdy muszą być. czasami jest to system, no nazwijmy to rycerza i giermka, (Jordan+Pippen, Shaq+Kobe) a z drugiej strony system ostatnio bardzo popularny, czyli Big 3 (Celtics, Spurs). w drużynie musi być jasny podział ról na graczy zadaniowych i gwiazdy, liderzy, go to guys czy jak ich tam jeszcze nazwiesz. czasami są lepsi, czasami gorsi ale są. podajesz przykad 1 meczu LAL-Denver a ja mogę Ci przypomnieć mecz LAL-Toronto. 81pkt. go to guy->Kobe Bryant. masz League Pass? obejrzyj jeden z przerywników w trakcie time out'u. Jordan 63pkt, przechwyt Birda, Kobe vs Suns. dlaczego nie ma tam żadnej drużyny jak Denver gdzie jeden z wielu graczy nagle występuje przed szereg i dokonuje niemożliwego? odpowiedź: bo nie mają takiego zawodnika. a dzisiaj Thunder pokazali jak może ta seria wyglądać. i mogę się założyć, że po jej zakończeniu będzie się mówić o Durancie i Westbrook'u a nie o kolektywie Nuggets. żadna armia bez generała nie wygrała jeszcze bitwy żadnej wojny. bitwę tak, ale nie wojnę. a seria PO to wojna. Edytowane 9 kwietnia 2011 przez 23kowal 1 Cytuj
ogqozo 6 554 Opublikowano 9 kwietnia 2011 Opublikowano 9 kwietnia 2011 Dallas sprowadzasz do jednej serii PO tymczasem kolesie zaliczają w RS 50+ zwycięstw od kilku dobrych lat a tymczasem w post season największe osiągnięcie mistrzostwa WC i blamaż w finałach. Ale najlepszy bilans ligi mieli tylko raz, więc niby gdzie ten blamaż? Że przegrali w finale, wcześniej ogrywając Spurs? Gdyby twoja teoria była prawdziwa, to nie mieliby przecież szans ze Spurs. W końcu nie mają lidera, a Spurs tak. Żadnej reguły tu nie ma - a gdyby jeden konkretny gracz, jego osobowość, robił różnicę w PO - reguła powinna być. Nie ma. Jordan - 6 tytułów, Magic - 5, Kobe - 5, Duncan - 4, Shaq - 4, Bird - 3. Barkley - 0, Malone - 0, Ewing - 0, James - 0, Nowitzki - 0. na prawdę nie widzisz żadnej reguły? To jest argument, który ma na potwierdzenie... samego siebie. Żeby wygrywać, trzeba mieć lidera. A kto jest liderem? Ten, który wygrywa. Wow. To, co napisałeś, to po prostu kolesie, którzy grali w mistrzowskich zespołach, nic innego ich nie łączy, dlatego nie ma reguły. Ja podałem przykłady, przebieg poszczególnych meczów i serii, by wykazać, że wcale nie są tak "kluczowi" i nie "biorą na siebie ciężaru gry w decydujących momentach" (chyba że "branie ciężaru" to ceglenie trójek, gdy Artest i Gasol wygrywają mecz, ale to dziwne spojrzenie). obejrzyj jeden z przerywników w trakcie time out'u. Jordan 63pkt, przechwyt Birda, Kobe vs Suns. dlaczego nie ma tam żadnej drużyny jak Denver gdzie jeden z wielu graczy nagle występuje przed szereg i dokonuje niemożliwego? odpowiedź: bo nie mają takiego zawodnika. Nie róbmy nagle z Jordana, Birda czy Kobe'ego kolesi, którzy "robili różnicę w PO". Ci kolesie zawsze trzymali najwyższy poziom. Ja nie mówię, że doskonały występ indywidualny nie pomaga w wygraniu w PO. Mówię, że pomaga, ale tak samo, jak w sezonie. A przerywniki... to jest właśnie element mitu "go to guya". Gdyby Kobe rzucił coś takiego jak Ralph Sampsons w '86 r., oglądalibyśmy to w nieskończoność. Że Kobe "jest liderem", to nazywamy takie akcje dowodem na jego liderostwo. Ale nie ci "liderzy" mieli fajne momenty w playoffach, Sampsons też. Gerald Henderson. Ileż razy Reggie Miller. Nieraz Stockton i Malone. Ale już nie mówmy o historii tak starej, bo i nie trzeba. Robert Horry? Tayshaun Prince? Derek Fisher? To byli liderzy? Nie, byli elementem zespołu, akurat w danym momencie akcja należała do nich. Gdyby zrobił to Kobe, świadczyłoby to o jego "liderostwie", bo przecież trzeba lidera, żeby on brał na siebie ciężar w ważnym momencie. A że zrobił to Fisher? To tym bardziej argument, że Kobe jest liderem. Zmotywował drużynę. Wygrali Celtics? Widać mają trzech liderów (mniejsza o to, że na boisku biega pięciu graczy, więc "trzech liderów" brzmi zabawnie). To jest cały bajer - ta teoria sama się potwierdza, niezależnie od faktów. Cytuj
23kowal 54 Opublikowano 10 kwietnia 2011 Opublikowano 10 kwietnia 2011 ojej znowu mylisz tematy. gdzie ja napisałem, że Mavs nie mają lidera? chodziło mi tu o pokazanie różnicy pomiędzy RS a PO. fakt, dobrnęli do finałów ale tam zwyczajnie nie dali rady pomimo, że mieli Heat na widelcu. i ostatnio mówił o tym Webber, Mavs są miętcy, za miętcy na PO bo tam gra się inaczej! i skąd w ogóle w NBA wzięło się pojęcie "playoff basketball"? dlaczego pod koniec sezonu mówi się, że zespoły grają już jak gdyby to były playoffy? bo różnica jest kolosalna, w PO gra się twardo i o każdą piłkę. to chyba są te 2 podstawowe różnice, oprócz oczywiście zasady, że przegrywający odpada. co do dalszej dyskusji to ja nie wiem czy jest sens ją kontynuować skoro Ty piszesz: Nie róbmy nagle z Jordana, Birda czy Kobe'ego kolesi, którzy robili różnicę w PO. widzę po Twoich postach, że nie jesteś jakimś sezonowym fanem i tym bardziej ręce mi opadły po przeczytaniu tego. łączy ich jeszcze wiele rzeczy, jak np. przynależność do Hall of Fame, gdzie nie ma i prawdopodobnie nie będzie Fishera, Prince'a i im podobnych. graczy, którzy mieli swoje momenty w ważnych meczach ale to nie oni rzucali średnio po 30pkt/mecz, to nie oni rzucali 6 trójek w jednej połowie, to nie w okół nich buduje się drużyny! iloma game winner'ami mogą pochwalić się ci gracze? roztaczasz wizję koszykówki w której goście, dla których siadamy przed tv/kompem nie mają racji bytu a akcje typu The Shoot może zrobić każdy gracz na parkiecie. a nagroda MVP była by zbędna. i nie koncentruj się ciągle na Kobim i jego cegleniu trójek bo mnie też wkurza ta jego przypadłość, jego gra jako tzw. closer jest podważana równie często jak Jamesa. a dzisiaj przedsmak trzech możliwych meczapów w 2 rundzie PO. Chi-Orl, Mia-Bos i OKC-LAL. będzie się działo. Cytuj
Gość Opublikowano 11 kwietnia 2011 Opublikowano 11 kwietnia 2011 (edytowane) ogqozo twierdzi, że Jordan czy Bird grali dobrze przez cały sezon, nie tylko w playoffach, więc nie ma co z nich czynić gości, którzy robili różnicę akurat w tej fazie . Pokrętna to logika, bo o ile faktycznie takim ziomkom nie robiło różnicy czy grają w pierwszym meczu sezonu zasadniczego czy finale playoff, to już innym "wielkim" MVP sezonu zasadniczego robiło to gigantyczną różnicę. Właśnie to ich odróżnia od takich sezonowych grajków, że potrafią utrzymać lub nawet podnieść poziom gry w playoffach. Jak Fisher w pojedynkę zaprowadzi Lakers do finałów, to miejsce w Hall of Fame ma gwarantowane, a tak to Franek Szczelipyta też może zagrać mecz życia akurat w takim momencie, który da mistrza jego drużynie edit. Jasne, że są drużyny bez gwiazd, oparte na perfekcyjnej taktyce, współpracy itd. (w sumie o to chodzi ogólnie w sportach drużynowych), ale nie da się zaprzeczyć, że bywają zawodnicy robiący różnicę, z którymi nawet najlepiej zorganizowani przeciwnicy nie są w stanie sobie poradzić. W playoff, to jest ogromny komfort, bo taki ziomek potrafi podciągnąć grę całego zespołu (np. często perfekcyjne teamy pękają, zaczynają się gubić, skupiają całą wagę na tym zawodniku), dlatego np. taki Fisher może grać cuda. Edytowane 11 kwietnia 2011 przez Gość Cytuj
Bartg 5 476 Opublikowano 11 kwietnia 2011 Opublikowano 11 kwietnia 2011 Rose wczoraj przypieczętował MVP rzucając 39 pktów Magic Celtics dostali bicie w Miami, ale to raczj normalne, ze pod koniec sezonu regularnego doluja, chociaz problemy na pozycji centra sa az nadto widoczne. Z ciekawostek statystycznych Gortat zajmuje 5 miejsce w calej lidze w skutecznosci rzutow z gry. Cytuj
23kowal 54 Opublikowano 11 kwietnia 2011 Opublikowano 11 kwietnia 2011 Magic mnie wczoraj zaskoczyli, myślałem że łatwo polegną bez Howarda tymczasem do dogrywki zabrakło im 0,3s. Chicago utrzymywał w meczu ich (prowokator mode on) "go to guy" Derrick Rose (prowokator mode off), który był dzisiaj on fire. a jak już przy nim jesteśmy to chyba już nikt nie ma wątpliwości kto zostanie tegorocznym MVP sezonu zasadniczego. w Bostonie tymczasem wszyscy w szatni jeszcze chyba opłakują stratę Perkinsa i modlą się o zdrowie dla Shaqa. Miami uniknęło sweepa i to w całkiem imponującym stylu, a przy okazji dali sobie sporą szansę na 2 miejsce w EC a dzięki porażce LAL z OKC mogę i nawet zyskać przewage parkietu nad Jeziorowcami w ewentualnym finale. Cytuj
ogqozo 6 554 Opublikowano 11 kwietnia 2011 Opublikowano 11 kwietnia 2011 Była to miazga, tak jak się spodziewałem - Boston jest już bardzo zmęczony i czeka na playoffy. Problemy pod koszem są wyraźne, nawet Joel Anthony jakby... istniał na boisku. Ponadto okazuje się, że Mario Chalmers to dobry matchup na Rondo - a może po prostu, patrząc po innych meczach, Rondo gra obecnie dużo gorzej, niż zaczął sezon. Pamiętacie, jak zastanawialiśmy się, czy pobije rekord Stocktona? Jeśli Boston dostanie podobne lanie w PO, gromy pójdą na Ainge'a za oddanie Perkinsa. Dobrą formę uzyskali ostatnio wreszcie Knicks i droga Bostonu do finału będzie w tym roku dużo, dużo trudniejsza, niż ostatnio. Jedynym graczem, który nie był wczoraj "na minusie" w Bostonie był Paul Pierce (przez "jego" 34 minuty mecz był remisowy). Gdyby MVP przyznawano za faktyczny wpływ na wyniki, Pierce byłby w czołówce, a nie w ogóle poza radarem. Po pierwsze, ma drugie +/- w lidze (otoczony jest przez Big 3 z Miami, później Garnett, Gino i Deng), chociaż Boston jako zespół ma dopiero piąte miejsce pod tym względem. Po drugie, Pierce jest liderem ligi jeśli chodzi o różnicę w wydajności zespołu, gdy jest na boisku, a gdy go nie ma. Innymi słowy, jego obecność najbardziej pomaga wynikom swojego zespołu. Parę dni temu różnica wynosiła prawie 18 pkt. (na 100 posiadań). Dla porównania: w przypadku np. Dwighta Howarda taka różnica wynosi 6 pkt., Chrisa Paula - 14 pkt., Derricka Rose'a - 0,4 pkt. (heh, przynajmniej jest na plusie). Z racji stylu gry Celtics, można przeoczyć indywidualny wkład Pierce'a, ale jego wpływ na wyniki jest kolosalny i warto docenić jego fantastyczny sezon. Drugim arcydoświadczonym zespołem w kryzysie (kryzysie?) są Los Angeles Lakers. Już powoli przymierzali kolejne pierścienie, a tu 5 porażek z rzędu. Wczoraj solidny wpiernicz od Oklahomy na własnym boisku. Pojawiło się widmo trzeciego-czwartego miejsca na PO, czyli bez przewagi parkietu w starciu w dwóch seriach ze Spurs/Mavs/OKC oraz ewentualnym finale. Czy Phil panuje nad sytuacją, czy też nie wiedzieć czemu forma zawodników zaczęła spadać? Się okaże. Dla mnie Lakers to nadal faworyci do mistrzostwa, bo... kto inny. Ale jest też parę innych mocnych typów. To będą ciekawe playoffy. Cytuj
luk_ash 88 Opublikowano 11 kwietnia 2011 Opublikowano 11 kwietnia 2011 MVP dostanie Rose. głównie dlatego, że jego drużyna ma najlepszy bilans, bo tak jak pisze ogqozo nie koniecznie ma największy wpływ na drużynę. jest jeszcze procent puntów zdobywanych i przy których asystował (inne spojrzenie na wpływ na drużynę) i tu jest najlepszy. co do PO to już dawno nie było tak ciekawie. nawet w pierwszej rundzie będzie kilka ciekawych pojedynków. i lakers i boston, będą mieli dużo cięższą drogę do finału i może właśnie ta utrata przewagi parkietu w ostatnich meczach być decydyjąca. chciałbym finały chi-mia i sas-dal. leaguepass jest free do 15, a później nie wiem:/ znacie jakąś alternatywę? 250zł to nie jest dużo, ale wolał bym płacić za pojedyncze mecze chyba. Cytuj
23kowal 54 Opublikowano 12 kwietnia 2011 Opublikowano 12 kwietnia 2011 odnośnie MVP i Rose'a to w meczu z Magic mignęła mi statystyka, że punktuje lub asystuje przy 42,8% akcji swojego zespołu i prowadzi w tym względzie w lidze. zresztą cyferki cyferkami, wystarczy obejrzeć jego grę i ma się ochotę samemu wręczyć mu nagrodę. wschód już się w sumie wyjaśnił ale na zachodzie tłok niczym w tokijskim metro. wszystko się może jeszcze zdażyć ale ja i tak już mam swojego czarnego konia na PO (a w zasadzie niedźwiedzia). Cytuj
ogqozo 6 554 Opublikowano 12 kwietnia 2011 Opublikowano 12 kwietnia 2011 MVP dostanie Rose. głównie dlatego, że jego drużyna ma najlepszy bilans, bo tak jak pisze ogqozo nie koniecznie ma największy wpływ na drużynę. jest jeszcze procent puntów zdobywanych i przy których asystował (inne spojrzenie na wpływ na drużynę) i tu jest najlepszy. W artykule, który zalinkowałem, jest to rozpisane. Bulls z Rose'em dużo zyskują ofensywnie, ale gdy nie gra, dużo zyskują defensywnie. To go różni od CP3, Dirka czy LeBrona - robi różnicę akurat tam, gdzie to efektownie wygląda. No ale właśnie mamy 10. rocznicę nagrody MVP dla Allena Iversona, więc w sumie pasuje. Znamy już całą kolejność na Wschodzie. Bulls powinni polecieć ze sweepem, Miami chyba też, Boston raczej też nie może odpaść, ale dobrze by dla nich było wykończyć Knicks szybko, a z tym może być różnie. Orlando raczej pojedzie Atlantę. Jak na razie nie widać na horyzoncie jakiejś ekscytującej pary. Gdyby 76ers, Boston, Hawks, Magic grali tak, jak w PEWNYM momencie sezonu, tym najlepszym... Ale w obecnej formie zapowiadają się mecze o poziomie średnim. Na Zachodzie pewne jest ciągle tylko to, że 1. miejsce mają Spurs, a 5. - Denver. Nuggets mogą trafić na LAL, Mavs albo OKC i to powinna być megaciekawa seria. Spurs raczej zagrają z Hornets, z którymi są 2-2. Raczej są faworytem. Czy Grizzlies zrobią niespodziankę? Zależy komu. Zarówno oni, jak i Portland są na fali. Jeśli patrzeć na wyniki ostatnich 10. meczów, najgorsi na Zachodzie są... Spurs, później Lakers, później Dallas. Innymi słowy, na Zachodzie w pierwszej rundzie czekają nas cztery bardzo ciekawe pary. Ech, tylko ta strefa czasowa... Cytuj
23kowal 54 Opublikowano 12 kwietnia 2011 Opublikowano 12 kwietnia 2011 Portland dobrze się meczapuje z Dallas i tutaj widziałbym ich największa szansę. co do Memphis to szans na drugą rundę nie daję im żadnych ale jest to drużyna, która jak do tej pory nie zanotowała jeszcze żadnego zwycięstwa w PO i myślę, że jeśli nie trafia na Spurs to mogą komuś napsuć krwi i nawet do game 7 doprowadzić. ponadto z Mavs są 3-1 w sezonie. no ale zobaczymy bo niestety z weteranów PO mają jedynie Blattiera. ciekawochy: Andre Miller z Portland nie wygrał jeszcze żadnej serii PO a jego drużyna nie wygrała takiej serii od 11 lat. tak samo jak NYK. ale to pikuś przy Dougu Collinsie który podwaja stawkę - przez ostatnie 22 lata nie wygrał rundy PO. żródełko: http://sports.espn.go.com/nba/news/story?page=5-on-5-110412 Cytuj
ogqozo 6 554 Opublikowano 14 kwietnia 2011 Opublikowano 14 kwietnia 2011 W ostatnim dniu rozgrywek Memphis osiągnęli sukces i... spadli na 8. miejsce. W ten sposób grają ze Spurs, a nie z Lakers. Są szanse na niespodzianki. Zarówno w tej parze, jak i Dallas-Portland, gdzie mamy dwa zespoły nieoceniane jako kandydat na mistrza, ale "mogące sprawić niespodziankę". Co do pary OKC-Denver to pozostaje mieć nadzieję, że spełni oczekiwania. Na pożarcie wydają się skazani jedyni Hornets, którzy może powalczyliby ze Spurs, ale LAL będzie dla nich bardzo ciężkie. Spurs nie utrzymali pierwszego miejsca w lidze, po porażce z LAL dzisiaj przegrali z Suns (Gortat 21/13) i nie będzie nawet rzutu monetą. Bulls są najlepszą drużyną sezonu zasadniczego. Chicago Bulls. Poprawili się w jeden rok, z nowym "nieopierzonym" coachem, o 21 meczów. Ktoś się tego spodziewał przed sezonem? Cytuj
Bartg 5 476 Opublikowano 14 kwietnia 2011 Opublikowano 14 kwietnia 2011 W sobotę się piękny maraton z playoffami zapowiada od 19 :potter: 19 - Memphis - Spurs 21:30 - Hornets - Lakers 01:00 - Knicks - Celtics 03:30 - Nuggets - Thunder Cytuj
ogqozo 6 554 Opublikowano 14 kwietnia 2011 Opublikowano 14 kwietnia 2011 To jest niedziela akurat. W sobotę inne pary - najciekawiej na pewno w Dallas. Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.