Skocz do zawartości

NBA


Rekomendowane odpowiedzi

No i właśnie o tym mówię. Nie ma nawet definicji, z którą ludzie się zgadzają. To, że niby więcej punktów zdobywają dziś gracze niżsi, nie znaczy, że liga jako taka jest niższa.

 

Bo tak naprawdę, primo: jacy gracze zdobywali najwięcej punktów na mecz 20 lat temu? Jedźmy po kolei: MJ, Malone, Glen Rice, Mitch Ritchmond, Latrell Sprewell, Allen Iverson... faktycznie galeria gigantów 220 cm. Po drugie: średni wzrost na żadnej pozycji praktycznie się nie zmienia, zawsze były i są wyjątki, ale... no kurde, liczby po prostu są jakie są. Ja wiem, że ludzi głównie obchodzi kilka największych gwiazd, ale nie ma specjalnie dowodów, by faktycznie tak było, że akurat największe gwiazdy mają jakiś większy związek z całą ligą, niż żeby byli po prostu wyjątkami.

 

 

Jak dla mnie, "small ball" to wariant taktyczny, co najwyżej. Tylko w tym określeniu mogę znaleźć jakiś sens, który by w miarę uzasadniał używanie. "Era pace and space" ma już znacznie większy sens (i z niej może wynikać, że duzi gracze mają inną rolę, m.in. już rzadko kiedy będą oddawać 20-30 rzutów w meczu - ale to przecież też za sprawą jakości... dużych, którzy pod koszem sprawnie bronią. "Stare, dobre NBA" pozwalało na wręcz śmiesznie proste ataki). "Warriors zaczęli drugą kwartę small-ballem przez 7 minut", powiedzmy że rozumiem o co w tym chodzi. "Era small ball" - cholera wie, co konkretnie ludzie mają na myśli, mówiąc to.

Edytowane przez ogqozo
  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

No i kilka dobrych lat temu byli gracze ok 210-216cm co walczyli regularnie o tytuły króla strzelców i kręcili na luzie 25-30 pkt (np Olajuwon, Robinson, Ewing, Malone, Shaq, Duncan czy KG). Obecnie od kilku lat rzeczy praktycznie niespotykane.

Chociaż czuję że Davis, Towns i Embit powrócą do takich osiągnięć.

Edytowane przez balon
Odnośnik do komentarza

No ogólnie tak, w poprzednim stuleciu był taki typ gracza, teraz nie. Ale przecież "small-ball" to oryginalnie chyba nie jest określenie na zmiany, które zaszły w NBA przez już tak naprawdę kilkadziesiąt lat.

 

Bo nawet nie w latach 90. Przecież ani Duncan, ani Garnett już specjalnie często o tytuł króla strzelców nie walczyli (i wielu ludzi mówiących o "small ball" czasem ma ich na myśli jako właśnie przykład nowoczesnego gracza, nie "tradycyjnego" - "co to za center"). Pojedyncze sezony, pojedyczne przypadki. O "króla strzelców" częściej walczyli Iverson, T-Mac, Jerry Stackhouse, Abdur-Rahim (który grywał jako center!), Peja, Grant Hill, Antoine Walker... Karl Malone, oczywiście, ale to 206 cm "czwórki" - wtedy czy dziś, żaden wysoki gracz. Był Barkley, niecałe 2 metry silnego skrzydłowego...

 

W czasie epoki MJ-a, królem strzelców był oczywiście MJ. A przed epoką MJ-a? Też sami gracze "niscy". Nique, Bernard Kind, Adrian Dantley, Alex English, Gervin, Maravich... Dopiero jak cofniemy się 40 lat wstecz, to znajdziemy Boba McAdoo, centra o wzroście 206 cm. Tak że tego. Przez ostatnie 40 lat, trzy razy center był królem strzelców - Robinson i dwa razy Shaq.

 

Nawet Kareem był królem strzelców tylko dwukrotnie, jego rekord to głównie zasługa niesamowitej regularności przez tyle lat. Ogólnie, naprawdę - koleś mający nawet 210 cm, a co dopiero więcej, i serio walczący o tytuł króla strzelców, to naprawdę zawsze była rzadkość. Poza jednym kolesiem o imieniu Wilt.

 

 

 

Zbierając pojedyncze przypadki z całych dekad, na pewno będzie można o obecnej "erze" też tak napisać, jeśli komuś to będzie pasowało. Wspomnienia wypaczają fakty. DeMarcus Cousins to co? W ostatnim sezonie zdobywał 28 pkt. na 36 minuty! To przecież więcej, niż którykolwiek z wymienionych graczy. Okej, wyższy wynik miał w jednym sezonie w karierze Karl Malone. Tyle. Nawet Shaq i David Robinson nie zdobywali punktów tak często nigdy! Prędzej można ich tu porównać do Anthony'ego Davisa, którego jednak ostatnie dwa sezony też mają wyższą liczbę punktów na czas gry, niż większość sezonów większości graczy, jakich wymieniasz.

 

Traf chciał, że Cousins trafił na czas, gdy szelają i Curry, i Harden i Westbrook, ale jakby inaczej mu się trafiło, byłby królem strzelców jak Shaq i może by o nim wspominano jako dowodzie, że mamy "erę big ball".

Edytowane przez ogqozo
  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Nie wiem ile miał na 36 min ale średniej realnej nie miał jak Shaq, Olajuwon, David Robinson (słynne 71 pkt dające mu tytuł króla strzelców). Dla mnie small ball to kilka zjawisk. M.in. właśnie ta marginalizacja C jako top scorerzy, konieczność dobrego rzutu u 4, a nawet 5. Wychodzenie na bojo w ustawieniu z SF na PF czy mega zwinni i wybiegani centrzy.

Co do Davisa to na razie tak naprawdę miał jeden (sorry ale nie liczę sezonu gdzie opuszcza prawie 1/2 rozgrywek) bardzo dobry sezon ale  realną średnią (24,4) i tak nie zbliżył się to najwyższych osiągnięć w/w grajków (Olajuwon 27,8; Robison 29,8; Shaq 29,3; Ewing 28,6 Malone 31). Co nie zmienia faktu, że jak zdrowie mu pozwoli to nawiążę na pewno statami (nie mówię czy osiągnięciami) z Malonami itp. Aha no i jakby  nie było to mimo wzrostu jest to PF a nie klasyczny C.

 

 

p.s. co do Kuzyna to fakt trochę o nim zapomniałem (może przez jego niesamowite drużynowe osiągnięcia?), a to w sumie jedyny C, któremu obecnie statystycznie najbliżej do klasycznych centrów o których wcześniej pisałem.

 

p.s. 1 co to za posługiwanie się tymi wyliczeniami per 36 itp. przy zestawieniu starterów grający przy tym samym zegarze?. Czy teraz mecz trwa inny wymiar czasu? To że DMC gra w sumie tak małe minut zawdzięcza głównie sobie, a dokładniej nie zbyt wysokiemu IQ w obronie i swojej średniej fauli jak z gry video. Ja jedynie rozumiem słuszność tej statystyki dla rezerwowych aby porównać ich efektywność do starterów.

Edytowane przez balon
Odnośnik do komentarza

Mówiąc, że centrzy zdobywają mniej punktów na mecz, nie mówisz nic o roli centrów - tylko o tym, że dzisiaj w NBA dużo bardziej się rozkłada minuty. Co dotyczy graczy na każdej pozycji. Jest to rzecz kompletnie uniwersalna. Również wymieniłem, kto zdobywał najwięcej punktów na mecz w danych sezonach. Podałem wiele danych z różnych stron. Po prostu bez mieszania wskaźnika, którego zmienność wynika z kompletnie czego innego niż o czym gadamy, czyli rola centrów w lidze.

 

 

Nazywanie tego "realną średnią" to śmieszek. Realny to jest wynik meczu, reszta to środki do celui. Dlaczego miałbym "realnie" porównywać ze sobą pojedynczych graczy nie biorąc pod uwagę tego, ile gra pojednyczy gracz? Może jeszcze bardziej "realne" w takim razie jest nie podawanie punktów na mecz, tylko wszystkich? W końcu każdy sezon ma 82 mecze, czemu tak rozdrabniać.

 

 

Wspomnienie o tym, że Cousins dużo fauluje, też jest ciekawe. Może jakby nie faulował, tylko uciekał w obronie, to by zdobywał więcej punktów na mecz. Czyli zdaniem wielu ludzi - lepiej by grał w kosza, chociaż tak naprawdę ewidentnie gorzej. Ot, uroki tego dyktatu "punktów na mecz" jako podstawy aspekt rozmawiania o koszykówce.

 

 

Ale już pomijam to, skupiłem się tylko na porównaniu tych punktów na mecz, po prostu w kontekście innych graczy z tego samego sezonu. Wniosek: nie, nigdy specjalnie wielcy gracze nie walczyli o króla strzelców, wyjątki są pojedyncze i nie takie częste.

Edytowane przez ogqozo
Odnośnik do komentarza

Sporo tych meczów. Cholerny League Pass darmowy do końca października, czyli właśnie gdy mam najwięcej zleceń. Trudno nawet o wnioski. Wolves jednak przegrali, a Grizzlies w sumie nadal mają niezły skład i ławkę z Vince'em Carterem (nadal w miarę przyzwoity!) i Zackiem Randolphem. Co roku nie mogę już słuchać hype'u na Minessotę "za 5 lat będą rządzić ligą" Timberwolves, więc każda porażka mnie nieco cieszy, przyznam.

 

To samo oczywiście co do Milwaukee. Ich zdecydowanie najlepszy gracz prawdopodobnie nie zagra przez cały sezon. Ciekawe, czy ekipa rozwinie jakiś inny styl bez niego. Talenty mają. Ale powoli zaczynam widzieć opinie, że może ciekawe talenty jeszcze nie dają gwarancji na zawodnika, którego suma wszystkich cech jest dobra dla wyniku. Zobaczymy. Mam mało wiary w Jabariego, nadal. Zapomniałem już, że Dellavedova tam przeszedł. W sumie ciekawy ruch, no ale nie był to dla niego udany mecz.

 

 

Towns, Towns, Towns. Davis, Davis, Davis. Ciekaw jestem, co z Jokiciem. Pierwszy sezon miał pod względem wielu statystyk niesamowicie dobry - gdy tylko był na parkiecie, Nuggets mieli dobre wyniki, zaś w okresie, gdy siedział na ławce, byli masakrowani. Do tego prezentował niezwykłe jak na drągala z Europy umiejętności podania, dobrą obronę i wiele innych. ALE... pozostaje pytanie, co Nuggets zrobią w kwestii swojej "ery big ball" i posiadania w składzie również Nurkicia. Chyba lepiej, by nie grali obaj naraz. A jednak szkoda, tym bardziej, że są tak młodzi i tani - nie ma za bardzo za co ich wymienić. Obu będę obserwował, wydają się naprawdę, naprawdę dobrzy.

 

Pellies to nadal jakaś kompletna ciamciaramcia. Oni chcą wygrywać mecze czy nie? Jeśli tak, czemu tyle grał Billy Hield? Tak, wiem, jak wrócą Holiday i Tyreke to Pellies będą walczyć o playoffy. Davis ma dopiero 23 lata. Jeszcze kilka może spokojnie spędzić w tej... w tym klubie.

 

 

Aha, no i Myles Turner. Ogólnie pachniał mi jako jeden z lepszych rookies zeszłego sezonu, i teraz może zacząć robić niemałą karierę. Nie wspominałbym o tym, gdyby nie fakt, że w głosowaniu na ROY był niżej, niż jakże masakrowany Jahlil Okafor. Wes Matthews zaś wygląda już na starzejącego się, i Dallas generalnie chyba planuje spędzić najbliższe lata jako klub przyjemnej starości.

 

 

LeBron i Love nadal są świetni. Oglądaliście, jak odbierali i przybijali sobie wszyscy piąteczki? Za tytuł mistrzowski NBA? Śmieszne w kontekście czytania przez dwa lata o tym, jaki to Love jest słaby i zawodzi i nie zgrywa się z zespołem. Na tytuł wystarcza. Nie wiem, czy koleś jest "lepszy", "gorszy", "top 20", ale na pewno jego umiejętności świetnie uzupełniają LeBrona. Rozmiar oraz zasięg rzutu - to naprawdę kluczowe rzeczy w NBA w dzisiejszych czasach, połączenie ich pozwala na tak wiele trudnych taktyk.

Edytowane przez ogqozo
  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Dla polskiego widza NBA starcie Gortata z Dwightem Howardem zawsze będzie należało do najbardziej pamiętnych. Tym razem w ramach meczu Atlanta-Wizards. No cóż, 30-letni niedoszły dominator na centrze mimo wszystko Polaka dominuje bez problemu, i z tego powodu Wizards wygrali tablice 33-21 w pierwszej połowie.

 

 

Tymczasem Dwyane Wade rozpoczął sezon od trafienia dwóch trójek na początek meczu. Rondo też jedną dodał. Jak tak dalej pójdzie, to do końca meczu wyrównają ilość trójek z całego zeszłego sezonu. Dalej w mecz, Wade jest 3-3 za trzy. Jego odgrażania, że trenowali dużo trójki z Hoibergiem, teraz brzmią już inaczej... Nie miejmy wątpliwości, ten zespół prezentuje słaby spacing i pokraczną grę. Ale wynik, jak na razie, jest dobry. Prędzej bym powiedział, że ogólnie Wade wygląda dobrze, dobrze się porusza. Sprawne nogi to klucz do zmylenia przeciwnika, który oczywiście spodziewa się, że będzie jechał do przodu, a nie rzucał trójki. Co dalej z tego będzie, zobaczymy.

 

 

 

Niestety, zaczynający się o 4.30 mecz Portland-Clippers to już nie na moje siły. Chociaż tak, Clippers pewnie będą super jak co roku, a Damian Lillard zdobędzie dużo punktów.

Edytowane przez ogqozo
Odnośnik do komentarza

Cóż, trzeba pamiętać w jakich okolicznościach NO zachowało drużynę, imo nie wiem czy na dłuższą metę Pelicans zostaną w mieście, stawiałbym, że jednak nie. Przy okazji nowego CBA mówi się też o możliwym rozszerzeniu ligi o kolejne dwie drużyny (pogłoski mówią o Seattle i Louisville). Umowa telewizyjna przewiduje dodatkowe fundusze z tego tytułu, więc nie jest to tylko pobożne życzenie.

Do 2020 może liga nam jednak urośnie. Dobrze też, że na razie nic nie zapowiada lockoutu.

Odnośnik do komentarza

Dziś pierwszy mecz w normalnej porze. Niestety, jest to Philadelphia-Atlanta. Uwagi za bardzo od futbolu nie odwraca, w skrócie zauważmy tyle, że Kyle Korver nadal ma się dobrze, a Jeffa Teague'a zastępuje nie najgorszy Tim Hardaway Junior. Gorzej, że Bazemore to nie DeMarre, ale ogółem, Atlanta chyba ma nadal widoki na walkę o wysokie pozycje, choć jak zawsze mało się o niej mówi.

 

 

Ale hej, za tydzień będzie Memphis-Portland o 21.30.

Edytowane przez ogqozo
Odnośnik do komentarza

co dzisiaj Bulls zagrali to poezja. co prawda Pacers wyglądali jak by się w tym meczu podłożyli ale mimo wszystko piłeczka chodziła w ataku Chicago jak po sznureczku i wygląda to na prawdę o obiecująco.

sprawdzając statsy z pozostałych meczów w oczy rzuciła mi się linijka Wigginsa. LeBronem to on raczej nie będzie. jak koleś i takich warunkach fizycznych może w 36min zebrać jedną (1!) piłkę?!

Odnośnik do komentarza

Hehe, NBA.com. Kolejny dowód na to, że duże strony internetowe gdzieś tak od 5-6 lat po prostu muszą się robić coraz gorsze. I to... serio gorsze. Ale ja od dawna tam wchodzę tylko po statystyki i poszczególne akcje. Skróty meczów - zajrzyj na ESPN, Yahoo, albo na kanały YouTube o nazwie Ximo Pierto lub NBA Highlights. Ale fakt, nie są wykonane tak "pro", jak na NBA.com.

 

 

Co do Wigginsa. No bez przesady, że mu się "nie chce", nie każdy koszykarz ma wyznaczone walczyć o zbiórki. To nie jest przecież taktyka nikogo, że 5 kolesi się rzuca na piłkę byle cyferki bez celu były dla nich sprawiedliwe i psuć akcję. Wiggins ani nie jest podkoszowym graczem, ani też nie jest rozgrywającym. Piłka jest tylko jedna, wystarczy że jeden gracz Minessoty ją złapie (indywidualne zbiórki defensywne są niemal bez znaczenia w sytuacji, wiele ekip nawet nie walczy o piłkę - i tak ktoś złapie, najczęściej koleś stojący pod koszem). Wiggins stoi daleko od kosza. Ma różne zalety, może szybko ruszyć do kontry, ale ma słabą kontrolę nad piłką, "chwyt", podanie. Nie chcesz piłki w jego rękach, żeby zaczynał akcję. Nie ma sensu specjalnie go ustawiać pod koszem, żeby miał wyższą cyferkę, sto razy lepiej żeby dostawał podanie od Rubio, niż odwrotnie. Raczej tak to wygląda, że Wiggins jest daleko żeby dostać podanie, blisko są podkoszowi i Rubio i LaVine, którzy mogą złapać, a jak nie, to i tak przecież podkoszowy podaje im. Nie wiem, jak można krytykować Wigginsa w tej sytuacji, no nie czaję co w tym złego.

 

Tak że prędzej bym szukał powodu w tym, że po prostu ma słabe "handles", nie wiem jak to się zwie po polsku, niż w warunkach fizycznych. Te widać np. w tym, że ma dużo zbiórek ofensywnych jak na swój wzrost. A na swój sposób to i one wpływają na to ujemnie, bo Wiggins rusza często do kontry, gdy kto inny zbiera i oczywiście chce mu podać. Kontry są zarąbiste. Udana kontra to najłatwiejsze punkty w koszykówce. Chyba dobrze, że Wiggins do nich rusza.

 

Tak czy siak, zaiste LeBronem raczej nie będzie, ale też nikt nie będzie.

 

 

 

 

Embiid, wiadomo, jeden z największych talentów w tym stuleciu. Wszyscy mówią: "jeśli będzie zdrowy, uczyni NBA znowu ligą centrów". No bez jaj. Po pierwsze, już pisałem czemu od jakiegoś czasu uważam "ligę centrów" za opinię nostalgiczną, mniej opartą na faktach. Po drugie, to tylko jeden gracz, a droga od dobrej gry do dominacji nad całą ligą jest naprawdę daleka. Taki Cousins - tak, jest naprawdę dobry, indywidualnie jest jednym z lepszych graczy w NBA, jak Embiid osiągnie jego poziom to będzie dobrze.

 

Ale lepiej, taki Yao Ming - summa summarum miał jeszcze lepsze warunki, niż Embiid. 230 cm, piękny rzut (i 83% z wolnych!), "handlesy" też miał. I w sumie to nie tak, że jakoś zawiódł, był bardzo dobry, przez bodaj 7 sezonów miał tak naprawdę mało kontuzji, pomagał swojej ekipie wygrywać, po prostu jakoś ligi nie zdominował. Trudno powiedzieć, czego do końca zabrakło, ale oczekiwano po nim, że będzie na miarę Kareema czy Wilta, a nie był. Może po prostu musiałby trafić do zespołu, gdzie jednocześnie zdobywałby ze 30 punktów na mecz, oraz zachodził daleko w playoffach, i wtedy by uważano, że dominuje? Nie wiem. Czołowe numery draftu oczywiście zazwyczaj trafiają do ekip słabiutkich i cholera wie, czy jest jakiś przepis na karierę poza szczęściem, okolicznościami dokoła. LeBron - LeBronem, ale gdyby finały inaczej się potoczyłyby, nadal uważalibyśmy, że ligę dominuje Steph Curry, któremu nikt tego nie wieszczył na początku kariery.

Edytowane przez ogqozo
  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Tak samo nie zalicza asyst, wystarczy obejrzec jego mecz jak polyka pilke i ma tylko jeden cel - kosz. Ale ze zbiorkami to widac, ze nie ma do tego ciagu, jednak dobrze zbierajacy SF to wartosc dodana, watpie zeby trener mu zabranial zbierac pilke. I nie to, ze Minnestowa po odejsciu Love'a jest jakims hegemonem na tablicach, w zeszlym sezonie byli lepsi tylko od 76ers w tej kategorii.

Edytowane przez Bartg
Odnośnik do komentarza

Nie, trener na pewno mu mówi, żeby pie'przyć akcję, kontry, obronę, iść pod kosz zbierać bo ludzie chcą, żeby Wiggins miał dużo zbiórek. Czemu? Przy okazji na pewno trener mówi Ricky'emu Rubio, żeby nie rozgrywał tylko rzucał z każdej pozycji, bo przecież im więcej punktów zdobędzie tym jak widać lepiej zagrał. Ta sama logika.

 

 

 

Co do zbiórek, na NBA.com mają w zeszłym sezonie 49,8%, co, jak można się domyślić, stawia ich w połowie stawki. Dodajmy do tego, że zdobywali niecałe 14 punktów z kontr na mecz, co stawia ich na 11. miejscu. Biorąc pod uwagę, że pod względem wyniku zajęli bodaj 20. miejsce w lidze, to można powiedzieć, że obie te rzeczy były stosunkowo ich mocnym punktem.

 

Oczywiście tablice wynikają głównie z siły pod koszem atakowanym, w obronie zajęli 7. miejsce od końca. Nadal - ofensywne zbiórki są generalnie bardziej wartościowe, więc to raczej bardziej pożądany wariant niż odwrotnie.

 

 

 

Jeśli już patrzymy na statystyki, to prędzej szukając problemów dla Wolves bym myślał nad, oczywiście, zasięgiem. Minnesota zdobywała punkty dość często, rzucała masę wolnych. Jednak nie przekładało się to na żadną morderczą ilość punktów, bo zdobywali najmniej trójek w lidze (obok Bucks).

 

No i obrona, oczywiście. Jedna z najgorszych w lidze. Nie wiem w sumie, co ludzie o tym myślą w internecie. Wiem, że się wkręciła narracja, że Wiggins jest świetnym obrońcą, jeszcze sprzed jego debiutu, i nie puszcza. Ale punkty się sypią, jak się sypią. Po odejściu Garnetta i Prince'a (i chęci wymiany Rubio!) nie wiem, jaka jest przyszłość przed nimi w tym względzie.

 

Towns? Super, no ale zobaczcie go na tle tego śmiesznego Cousinsa, który żadnym wielkim centrem nie jest. Wczoraj grali.

 

Na razie dwa mecze - w obu dużo rzucili punktów, jeszcze więcej stracili. Wydaje mi się, że bez nieco 3 and D może być ciężko wygrywać mecze. Jak co roku.

Edytowane przez ogqozo
Odnośnik do komentarza

Faak, zapomniałem, że dziś też mecze "rano". Nie nadążam. Clippers grają z Jazz. O Utah wiele osób mówi, że z George'em Hillem powinni ugrać o wiele więcej, niż wcześniej. Bo uważają, że np. Dante Exum był beznadziejny. Ja tam widziałem w nim sporo dobrego... Jak wiadomo, jestem bardziej Gobert-sceptykiem. Clippers to chyba najmniej zmieniony zespół, obok Cleveland, wiadomo jak grają.

 

 

Warriors grają już też kolejny mecz. Obrona jest zdecydowanie do poprawki. Curry, wiadomo, umie punktować. Ale zespół wydaje się mało... zgrany, jak w sumie oczekiwałem po przyjściu Duranta. No ale w NBA chyba zawsze zgrywanie się zajmuje chwilę.

 

 

 

Kawhi Leonard jest coraz lepszy. Tuż przed sezonem naczytałem się sporo komentarzy po tym, jak Charles Barkley nazwał go najlepszym graczem po LeBronie czy jakoś tak. Mniejsza o Barkleya, ale ależ ludzie mają niską opinię o Kawhim. I często piszą to w tak lekceważący sposób jak na kolesia, za którym przemawia tak wiele obiektywnych argumentów. Teraz - 3 zwycięstwa, w których zdobył dużo punktów (najważniejsze!), powinny ich trochę zamknąć. Jest oczywiście tak samo przerażający w obronie jak zawsze, wypaczając całą akcję rywala.

 

W innej erze, Kawhi mógłby mieć kilka MVP, oraz MVP Finałów. W tej... nie wiadomo. Na ten moment stawiałbym kasę na LeBrona, bo Cavs się dotarli, mają dobrą mieszankę doświadczenia z jeszcze-nie-tak-starością i mogą zaliczyć najlepszy wynik w sezonie regularnym od dawna. LeBron, sam w sobie, na razie się specjalnie nie przemęcza, ale pierścień zawsze daje renomę i taka gra wystarczy na utrzymanie reputacji najlepszego gracza ligi wśród większości osób.

 

Dion Waiters jest koszmarny, ale Heat mogą wejść do playoffów bez Bosha i Wade'a, opierając drużynę na Hassanie Whiteside'zie. Koleś naprawdę jest dobry. Niesamowite, że tak długo czekał.

Edytowane przez ogqozo
Odnośnik do komentarza

Aha czyli to dobrze, ze Wiggins nie ma asyst, zbiorek, przechwytow i blokow, bo Minnesota wypada niezle w tych kategoriach :) Dobra logika, cos jak nasz rzad, pieprzyc dziure budzetowa, wazne zeby rozdawac ludziom pieniadze.

 

W tym sezonie np Wiggins nie ma jeszcze ani jednej asysty i jedno podanie, ktore nastepnie wygenerowalo asyste, bardziej iso-playera dawno w lidze nie było.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...