koso 114 Opublikowano 15 maja 2009 Opublikowano 15 maja 2009 Jakoś nikt nie piętnuje tragicznie skomputeryzowanej łodzi podwodnej, która już w 5x15 straszyła okrutnie, a w finale jej widok z zewnątrz przypomina najlepsze czasy animacji Hanny Barbery. No i zupełny lajt, z jakim Sawyer strzela w środku sabmarina, by zlikwidować radio - brak refleksji, ze przeciez mogl przebic kadlub. Nie wspominajac o tym, ze ani on, ani Juliet, ani kapitan nie mrugneli okiem, choc wystrzal mial miejsce pol metra od nich. Mnie az boli na mysl, jaki huk powstalby w takiej malej przestrzeni. Richard... To kolejny po Abbadonie zawod serialu. O ile jednak na Abbadona niektorzy sie niepotrzebnie i bez podstaw nakrecili, tak Rysiek - wygladem, wiekiem, sposobem bycia - budzil nadzieje na jakas niebanalna postac. A okazuje sie ciotowatym, usluznym mieczakiem. Jak tak pomyslec, to w serialu bylo znacznie wiecej postaci, ktore zapowiadaly sie fantastycznie, a ktore z czasem staly sie...zwyczajne. Albo ginely. Juliet, Miles, Minkowski, Eko. Niewiele pociagnieto tak udanie jak Daniela (ktory i tak skonczyl raczej niefajnie). Cytuj
Shen 9 636 Opublikowano 15 maja 2009 Opublikowano 15 maja 2009 Strasznie sie wynudzilem na tych ostatnich odcinkach, ogladalem je na 3 raty. Mam nadzieje ze 6 sezon bedzie lepszy Cytuj
Gość Opublikowano 15 maja 2009 Opublikowano 15 maja 2009 Richard... To kolejny po Abbadonie zawod serialu. O ile jednak na Abbadona niektorzy sie niepotrzebnie i bez podstaw nakrecili, tak Rysiek - wygladem, wiekiem, sposobem bycia - budzil nadzieje na jakas niebanalna postac. A okazuje sie ciotowatym, usluznym mieczakiem. Jak tak pomyslec, to w serialu bylo znacznie wiecej postaci, ktore zapowiadaly sie fantastycznie, a ktore z czasem staly sie...zwyczajne. Albo ginely. Juliet, Miles, Minkowski, Eko. Niewiele pociagnieto tak udanie jak Daniela (ktory i tak skonczyl raczej niefajnie). Faktycznie, Richard trochę impet wytracił, ale liczę że w s6 powróci do formy, wszak teraz nie sposób będzie już go bagatelizować. Nie wiem, mnie akurat pasuje że nie pokazują scen w których postacie umierają pół godziny (no, poza Libby ) - tak jest bardziej życiowo. No i gdyby każda postać, która wydaje się ciekawa, miała być eksploatowana to byśmy mieli serial obyczajowy złożony z 12 sezonów, a nie przygodowy. Cytuj
ogqozo 6 553 Opublikowano 15 maja 2009 Opublikowano 15 maja 2009 Obejrzałem finał drugi raz i... dużo bardziej mi się podoba. Nie zwraca się już uwagi na aspekty filmotwórcze, tylko samą treść, a tu naprawdę jest wspaniale. Tyle ciekawych wątków, aluzji. Najbardziej podoba mi się spora doza charakterystycznej dla serialu ironii, dotyczącej sytuacji, w jakiej są bohaterowie. Drugi raz z rzędu największym zaskoczeniem finału jest to, że... John Locke nie żyje. Trzeci raz finał kończy się wybuchem w stacji "Łabędź". A jednak jak odmienna jest jego funkcja. Najlepszym zabiegiem jest jednak Samuel. Proszę popatrzeć, jak kilka scen z jego udziałem odwraca całą sytuację. Jeszcze niedawno mówiło się o wielkim konflikcie ekip Widmore'a i Bena - po ostatnich wydarzeniach oni dwaj wydają się tylko pionkami, oni nie są szefami, tylko tak udawali. "Bóg wyspy", Jacob, zostaje zabity i wrzucony do ogniska. To się nazywa zwrot akcji. Największe wrażenie w odcinku zrobiła na mnie postać Bena. Niedawno mówliśmy o nim jako o arcynemesis, a kim jest teraz? Zagubionym, zdesperowanym, przegranym człowieczkiem. Już nie manipuluje, tylko jest manipulowany. I był manipulowany od dłuższego czasu. Niby kierował ludźmi, a jednak robił właśnie to, czego chcieli Jacob lub Samuel. Sporo faktów nabiera nowego znaczenia. Jak fajnie się ogląda "nowego Locke'a", wiedząc, kim jest i po co tu przybył. No i ostateczne upokorzenie, czyli rozmowa z Jacobem. Ten, który przez cały odcinek wydaje się postacią pozytywną, zachowuje kamienną twarz podczas rozpaczliwego monologu Bena. Nawet w obliczu śmierci nie zaszczyca Bena choć jednym słowem wyjaśnienia. Bardzo to nawiązuje do religii i ogólnie jest czadowe. Cytuj
Cohonez 0 Opublikowano 15 maja 2009 Opublikowano 15 maja 2009 Nie mam pojęcia jak zacznie się 6 sezon ( chodzi mi o główny wątek ) Ale już się nie mogę doczekać. Moje luźne przewidywania: Zakładając, że nie zapobiegli incydentowi, tylko się doń przyczynili, zapewne dojdzie do podobnej implozji, jaka miała miejsce w finale 2 serii. Jak ktoś już zauważył - Radzinsky i Chang muszą przeżyć, co oznaczałoby, że incydent nie jest jakimś zwyczajnym wybuchem. Ciekaw jestem tylko czy wskutek incydentu główni bohaterowie wrócą do 2007 roku, czy zostaną w latach 70 (w końcu Rysio mówił Sun, że widział, jak wszyscy oni umierają). Co do ekipy pod statuą - zakładając, że Jacob był dobry, a jego rywal (ponoć Samuel to nazwa 'castingowa', tak samo jak 'Nigel' dla roli Widmore'a z lat 50) nie bardzo (aczkolwiek to chyba zbytnie uproszczenie) to mamy tu sytuację zachwiania równowagi. Jeśli "Samuel" to Dym (a skłaniałbym się ku tej tezie) to można się spodziewać chyba tylko większej ilości (nie zawsze lepszych) efektów specjalnych. Poza tym pole manewru jest dowolne i póki co nie będę zgadywał co znaczy motto "Destiny Found". Cytuj
AdriAnima 39 Opublikowano 15 maja 2009 Opublikowano 15 maja 2009 Myślę, że założenie że nasi Lostowicze doprowadzili do Incydentu, związanego z wciskaniem guzika co 108 minut, jest raczej pewne. Jeżeli wybucha bomba wodorowa, na owym terenie panuję skażenie promieniotwórcze. Pamiętacie napis na górnym szybie w łabędziu... był tam napis Quarantine. Czyli gdyby bomba nie znalazła się tam gdzie nie powinna być Desmond nie musiałby się obawiać, że zostanie napromieniowany. Kwarantanna trwała zapewne kilkadziesiąt lat po czym wyspa zaczęła spokojnie żyć. Cytuj
Mordechay 680 Opublikowano 15 maja 2009 Autor Opublikowano 15 maja 2009 I dlatego Desmond wstrzykiwał sobie ten medykament z feralnymi liczbami :potter: Cytuj
Kmiot 13 675 Opublikowano 15 maja 2009 Opublikowano 15 maja 2009 Przez cały finał czułem się żenująco. Rażą przejścia z łzawego dramatu, gdzie on ją kocha, ale ją traci, a oni się kochają, ale nie mogą być razem, bo nie, w strzelaniny, gdzie wrogowie padają jak w Gun Smoke, Jackowi pomaga wjeżdżająca vanem Drużyna A, Kejt strzela siedząc na fotelu pasażera i niezauważona zabija kilku przeciwników. Dżuljet daje się obwiązać w supeł złośliwemu łańcuchowi i oryginalnie spada w przepaść, wypuszczona z uchwytu ukochanego. W co trzecim filmie to mamy. Niestety przeżywa i budzi się obok tandetnej bomby, która ni chu chu nie ma zamiaru wybuchnąć. Pomijam już fakt zadziwiającej wytrzymałości chirurga na kilkanaście strzałów w mazak, które otrzymał od Sojera, wliczając w to uderzenie z konara, niczym z bejsbola. Wszystkie sceny z tą ekipą są w mniejszym, lub większym stopniu żenujące i śmierdzą szmelcem. Finał ratuje jedynie wątek z Lokiem, w którym czuć tę lostową mistykę. Choć Dżejkob okazał się lekkim maślakiem, póki co przynajmniej. Cała reszta to marny, przewidywalny, niskobudżetowy film akcji, którym ciężko się emocjonować. Cytuj
Tokar 8 268 Opublikowano 15 maja 2009 Opublikowano 15 maja 2009 Przez cały finał czułem się żenująco. Rażą przejścia z łzawego dramatu, gdzie on ją kocha, ale ją traci, a oni się kochają, ale nie mogą być razem, bo nie, w strzelaniny, gdzie wrogowie padają jak w Gun Smoke, Jackowi pomaga wjeżdżająca vanem Drużyna A, Kejt strzela siedząc na fotelu pasażera i niezauważona zabija kilku przeciwników. Dżuljet daje się obwiązać w supeł złośliwemu łańcuchowi i oryginalnie spada w przepaść, wypuszczona z uchwytu ukochanego. W co trzecim filmie to mamy. Niestety przeżywa i budzi się obok tandetnej bomby, która ni chu chu nie ma zamiaru wybuchnąć. Pomijam już fakt zadziwiającej wytrzymałości chirurga na kilkanaście strzałów w mazak, które otrzymał od Sojera, wliczając w to uderzenie z konara, niczym z bejsbola. Wszystkie sceny z tą ekipą są w mniejszym, lub większym stopniu żenujące i śmierdzą szmelcem. Finał ratuje jedynie wątek z Lokiem, w którym czuć tę lostową mistykę. Choć Dżejkob okazał się lekkim maślakiem, póki co przynajmniej. Cała reszta to marny, przewidywalny, niskobudżetowy film akcji, którym ciężko się emocjonować. Quotted for truth. Wątek w 77 to taka żenada, że głowa mała. Począwszy od debatowania w krzaczorach podczas, gdy Said wykrwawia się na śmierć na tylnym siedzeniu, poprzez solówę na górce po lejbach, "widziałam jak patrzyłeś się na jej cycki !!111", aż po kolejną żenująca zabawę w indian i kowbojów i Juliet wyposażoną w szkielet z adamantium. Tylko pokemonów zabrakło. Za to wątek "teraźniejszy" nadrabia z nawiązką. Szczerze mówiąc sam nie wiem, jak wyobrażałem sobie Jacoba, ale wizja twórców jak najbardziej mi odpowiada. Paul z Dextera spisał się znakomicie. Spokój, z jakim dał się zaciukć przez Bena zastanawia. Oby pojawiał się w szóstym sezonie jak najczęściej. No i wiadomo, gwóźdź programu w postaci podmianki Locke <-> najprawdopodobniej dymek. Jeśli chodzi o flashbacki, to owszem, nie było w nich nic odkrywczego, ale w tym wypadku nie o to chodziło. W serialu takim jak Lost chodzi przede wszystkim o wywoływanie u widza zaskoczenia, ciągłe atakowanie czymś nowym. A o ile dobrze kojarzę, motywu kilku flashbacków różnych postaci, w dodatku przedstawionych przez pryzmat kontaktu z inną postacią, jeszcze w tym serialu nie było. No to teraz był. Coś nowego ? Coś nowego. Dla mnie motyw na plus. Jedynie flash Juliet wzięty z du/py , no ale jakoś trzeba było nadać głębi i dramatyzmu jej napięciu przedmiesiączkowemu. Cytuj
Gość MasterShake Opublikowano 15 maja 2009 Opublikowano 15 maja 2009 a dla mnie watek Jacoba to bieda. Najwiekszy boss calej wsi daje sie ot tak o zabic w biedny sposob probujac odwiesc od tego Bena - ja wiem, to bedzie na pewno gleboki watek i wyjdzie na to ze on nie zginal ale imo tak s(pipi)ili Jacoba ze bardziej sie nie dalo. Spodziewalem sie jakiegos starca z broda a dostalem typa ktoremu styknie za(pipi)ac patelnia zeby sie go pozbyc. Ogladajac scene z koncem Juliet pojawil sie na mojej twarzy usmiech. Bo chwile po tym jak ona wpadla pokazano jak za nia leci tona zelastwa i z radoscia sobie wyobrazalem jaka krzywde to jej zrobi. Ale nie, kobieta ze stali, nic jej nie rusza, wystarczylo pokazac jakis dupny flashback zeby uzasadnic jej motywy i desperacje w rozpierdalaniu rdzenia bomby kamieniem. Jak dla mnie najgorszy final losta, 6 sezon obejrze tylko z przyzwyczajenia ale juz tak wlasciwie (pipi)ie mnie co sie tam stanie. Cytuj
Gość Opublikowano 15 maja 2009 Opublikowano 15 maja 2009 "Boss" kur.wa... co to jest, God of War że jak nie pluje ogniem to nie wart niczego? Starca z siwą brodą sobie wyobrażał... A od kiedy ten serial służy realizacji najpowszechniejszych, najprzeciętniejszych i najnudniejszych wyobrażeń? Tak marudzicie że ręce opadają. Spoko, wiele uzasadnionych wytknięć baboli podajecie, ale to jest tylko serial robiony przez amerykanów. Syndrom tematu Prison Brejka się niektórym udziela. Weźcie się trochę ucieszcie tym co macie - jeszcze tylko jeden sezon. A zobaczycie, będziecie tęsknić. Na początku lutego, co roku uronicie łzę... Cytuj
ogqozo 6 553 Opublikowano 15 maja 2009 Opublikowano 15 maja 2009 Ja, cóż, im więcej myślę o finale, tym bardziej mi się podoba. Lubię, jak jest tyle ukrytych treści w czymś, a tutaj są. Zachowanie Jacoba w ostatniej scenie jest szalenie intrygujące. Dla mnie to jedna z dwóch najlepszych scen w tym sezonie, obok śmierci Locke'a. W pewnym sensie, to Jacob zachował się naprawdę jak Bóg w tym momencie, groźba śmierci ani sam fakt zabicia nie zrobiły na nim większego wrażenia. Myślę, że jeszcze wróci. Fakt, że wątek z DHARMA od początku ma słabości i w sumie to jest dużo słabszy od wątku Locke'a. W ogóle nie odczuwam żadnej spójności, nie mam pojęcia, jaki związek mają wydarzenia z lat 70. z tym, co się dzieje teraz. Im więcej się dowiadujemy, tym bardziej nie widzę tego związku. Myślałem, że teraz się to wyjaśni, ale albo zostało to przełożone, albo naprawdę to nie ma żadnego zwiążku i po prostu oglądamy teraz dwa niezależne seriale. Cytuj
Gość Opublikowano 16 maja 2009 Opublikowano 16 maja 2009 Ja uważam że to co widzieliśmy dotąd, wszystkie sezony, ale głównie piąty, to realizacja myśli i przeznaczenia jak stworzył Jakob. W tym sezonie WHH. Dopiero teraz, po jego śmierci będziemy świadkami TCBC. Może zgodnie ze słowami teasera "destiny found", postacie wreszcie znajdą swoje przeznaczenie, a nie to które uplótł im Jakob "wespół" z Samuelem - dla jednego to walka, dla drugiego postęp, "Progres" z pierwszej sceny. Jedno bez drugiego ani rusz. Problemem tego sezonu była właśnie ta spójność, wymuszona ze względów technicznych i przez nie nam narzucana. A należałoby te wątki rozdzielić, jeśli nie w serialu to w naszych analitycznych rozumkach. Cytuj
Cohonez 0 Opublikowano 16 maja 2009 Opublikowano 16 maja 2009 Niestety przeżywa... Zawsze można powiedzieć, że Wyspa nie pozwolila jej umrzeć Cytuj
Gość MasterShake Opublikowano 16 maja 2009 Opublikowano 16 maja 2009 "Boss" kur.wa... co to jest, God of War że jak nie pluje ogniem to nie wart niczego? Starca z siwą brodą sobie wyobrażał... A od kiedy ten serial służy realizacji najpowszechniejszych, najprzeciętniejszych i najnudniejszych wyobrażeń? Bo tak wygladal na jedynym dostepnym zdjeciu, proste. Cytuj
Figaro 8 221 Opublikowano 16 maja 2009 Opublikowano 16 maja 2009 (edytowane) No i wiadomo, gwóźdź programu w postaci podmianki Locke <-> najprawdopodobniej dymek. Żaden dymek, tylko ten towarzysz Jacoba w pierwszej scenie. A ja dalej nie wiem co myśleć o odpowiedzi Jacoba "Co z tobą". Zaczyna się ostatni rozdział powieści. Wraz z końcem V sezonu wskoczyliśmy na kolejny level i zagłębiamy się w genezę opowiadanej przez serial historii czyli walki białego z czarnym, dobra ze złem. Na myśl przychodzi mi gra Walta z Locke'm z I sezonu. "Jest tylko dwóch graczy. Jeden biały, drugi czarny". Kluczowe znaczenie dla fabuły ma scena otwierająca "The Incident". Widzimy Jacoba i Ezawa odzianych w kontratowe szaty. Panowie wydaję się być pierwotnymi rezydentami wyspy, a na pewno jednymi z pierwszych mieszkańców. Z ich rozmowy wynika, że to Jacob sprowadził wszystkich ludzi na wyspę, co pokrywa się ze słowami Mikhaila z odcinka "Par Avion". U podłoża konfliktu leży odmienna filozofia prezentowana przez obu panów. Powraca motyw wiara vs nauka. Jacob symbolizuje Boga kochającego ludzi i przez cały odcinek podkreśla istnienie wolnej woli. Jest zwolennikiem progresu w przeciwieństwie do oponenta, który w swej nienawiści do ludzi dąży do utrzymania naturalnego ładu. Wszystkie wydarzenia, które obserwujemy są częścią wizjonerskiego planu Jacoba (który zakłada również męczeńska śmierć, zmartwychwstanie blablabla), a bohaterowie wrzuceni zostali w środek walki pomiędzy dwiema siłami. Jakub, podobnie jak Wyrocznia w Matrixie, stara się wprowadzić jakąś zmienną poprzez sprowadzanie na wyspę ludzi określanych Listą Jacoba. Całą sytuację dobre obrazuje jego wypowiedź "Zawsze kończy się tak samo. To co dzieję się wcześniej to tylko postęp" . Oznacza to pogodzenie doktryny Whatever Happend Happend z The Things Can Be Changed. Można zmienić sposób w jaki potoczą się wydarzenia jednak efekt zawsze będzie taki sam. Można to łatwo wyjaśnić na przykładzie Charliego. Desmond kilkakrotnie ratuje Anglika, którego i tak dopada przeznaczenie. Wyłączając stację The Looking Glass uruchamia ciąg przyczynowo-skutkowy, który doprowadza w efekcie do katastrofy samolotu i historia zatacza koło. Czy gdyby zginął za pierwszym razem to czy Ben musiałby przekręcać koło? Tak. Zadziałała korekta wszechświata. Główne pytanie nadchodzącego sezonu brzmi: czy plan Faradaya zawiódł? Słowa Milesa nie pozostawiają raczej co do tego wątpliwości. Jednak sprawa nie jest taka oczywista zważywszy na słowa Jacoba. Jednego możemy być pewni. Wyspa i tak znajdzie w końcu sposób aby ich do siebie ściągnąć. Edytowane 16 maja 2009 przez Figaro Cytuj
Tokar 8 268 Opublikowano 16 maja 2009 Opublikowano 16 maja 2009 A towarzysz Jacoba w pierwszej scenie na 90% = dymek. Tak apropos Mikhaila, to ciekawe czy jeszcze o nim pamiętają, czy może będzie to kolejna po Libby ofiara zmniejszenia liczby odcinków od 4 sezonu. Cytuj
Scorp1on 8 Opublikowano 16 maja 2009 Opublikowano 16 maja 2009 Czyli ich przeznaczeniem po powrocie na wyspe bylo odwrocenie biegu wydarzen? Cytuj
Masorz 13 197 Opublikowano 16 maja 2009 Opublikowano 16 maja 2009 "Boss" kur.wa... co to jest, God of War że jak nie pluje ogniem to nie wart niczego? Starca z siwą brodą sobie wyobrażał... A od kiedy ten serial służy realizacji najpowszechniejszych, najprzeciętniejszych i najnudniejszych wyobrażeń? Bo tak wygladal na jedynym dostepnym zdjeciu, proste. Ale to nie był żaden Jacob tylko Ezaw/Samuel się pod niego podszywał. Signap- nie. Cytuj
AdriAnima 39 Opublikowano 16 maja 2009 Opublikowano 16 maja 2009 Gdyby ktoś jeszcze miał wątpliwości co do przybranej postaci Locka, to zwróćcie uwagę na dialog pomiędzy Samuelem, a Jacobem: Pierwszy dialog : "Znajdziemy jakąś Furtkę powrotu" Drugi dialog : " Jacob - "Znalazłeś swoją furtkę" Samuel - " W rzeczy samej " Ciekaw jestem jak z kolei Samuel zamienia się w dymek, pewnie puszcza rzęsistego bąka Cytuj
MichAelis 5 618 Opublikowano 16 maja 2009 Opublikowano 16 maja 2009 Myślę, że założenie że nasi Lostowicze doprowadzili do Incydentu, związanego z wciskaniem guzika co 108 minut, jest raczej pewne. Jeżeli wybucha bomba wodorowa, na owym terenie panuję skażenie promieniotwórcze. Pamiętacie napis na górnym szybie w łabędziu... był tam napis Quarantine. Czyli gdyby bomba nie znalazła się tam gdzie nie powinna być Desmond nie musiałby się obawiać, że zostanie napromieniowany. Kwarantanna trwała zapewne kilkadziesiąt lat po czym wyspa zaczęła spokojnie żyć. I dlatego Desmond wstrzykiwał sobie ten medykament z feralnymi liczbami :potter: No i pewnie z tego samego powodu chodzili w kombinezonach na zewnatrz :]. Kurna jak rzeczywiscie mieli nie wywalic tej bomby to niezle jajca. Jedna rzecz mnie zaciekawila, a widze ze nikt tego nie poruszyl, wiec pewnie zapomnialem o jakims watku z poprzednich sezonow Otoz maly Sawyer (wtedy jeszcze James Ford. Skad ma nick sawyer tak btw?), pisal list po pogrzebie do Mr. Sawyera. Napisal, ze wie co zrobil. Pozniej stary James mowil, ze chcialby wrocic i powstrzymac aby jego ojciec nie zabil siebie i matki. Wydaje mi sie ze jakies wydarzenia po wybuchu bomby spowodowaly, ze jednak wrocil i pewnie byla akcja ze tatuś zapytal kim jest a on odpowiedzial: Sawyer. Cos przebieglo zle i albo jednak rozwalił matke, albo po prostu sawyer pozwalil aby to zrobil. Cytuj
Gość Opublikowano 16 maja 2009 Opublikowano 16 maja 2009 Pleciesz. Oszustem który do tego doprowadził był ojciec Locka, którego jednym z pseudonimów był Sojer. Nasz Sawyer zabija go w Czarnej Skale. Zresztą James mówi Jackowi że mógł rok wcześniej, w 76 roku wrócić i powstrzymać ojca by nie doszło do tragedii, ale nie robi tego bo w końcu jest zadowolony ze swojego życia. Cytuj
Tokar 8 268 Opublikowano 16 maja 2009 Opublikowano 16 maja 2009 Michał, co Ty pierd/olish ? :o Skąd James wziął przydomek Sawyer ? Od nazwiska oszusta, który doprowadził do tragedii w jego rodzinie. Po przeniesieniu się w lata 70-te teoretycznie mógł opuścić wyspę i próbować wpłynąć na bieg wydarzeń, ale raz, że za dobrze mu się żyło w Dharmaville, a dwa, że biorąc pod uwagę teorię whatever happend, happend, i tak nic by nie zdziałał. Poza tym, on już sobie raczej poradził z tą traumą z dzieciństwa zabijając w 3 sezonie prawdziwego Sawyera - ojca Locke'a. Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.