Figaro 8 215 Opublikowano 13 kwietnia 2010 Opublikowano 13 kwietnia 2010 Ja napisałem o Mario. Będąc dzieckiem uważałem, że ta gra jest strasznie kiczowata. Za równo sam Mario jak i cały świat przedstawiony. I nadal tak uważam. Nie twierdzę, że to nie może się podobać. Dziwi mnie po prostu jak wielu ludziom to się podoba.Zgadzam się. Mario za czasów NES był wciągającą platformówką - fakt - ale te wszelkie późniejsze żerowanie na popularności tytułu to lekka przesada. Faktem jest, nie lubię platformówek z założenia, więc mogę być nieco uprzedzony, lecz pomimo tego, że gier tego gatunku było mnóstwo, to właśnie Mariany zbierają całą uwagę, nawet długo przed premierą. No poważnie, otwieram najnowszego eXtreme'a, patrzę na SM Galaxy 2 i widzę "Dlaczego czekamy? ...chyba nie trzea tłumaczyć?". No właśnie trzeba, bo do mnie to nie przemawia. A oprócz tego mnóstwo dupereli z Marianem i ekipą - Karty, jRPG, przygodówki, sportówki. Dlaczego właśnie one cieszą się taką popularnością, a nie gry do nich podobne lub nimi inspirowane? W końcu nie są one dużo gorsze, czasem wręcz lepsze. Chyba tylko Little Big Planet ostatnio zyskał sobie podobną popularność. I choć gra mi się nie podoba, to rozumiem jej fenomen w związku z ogromnymi możliwościami edytora poziomów. Nie do końca rozumiem. Przypomnij mi - czemu nie lubisz Mariana? Za to, że są figurki, plakaty itd? Czy za to, że lubiłeś Mario na NES-a a teraz nie z... jakiegoś powodu. Cytuj
Suavek 4 686 Opublikowano 13 kwietnia 2010 Opublikowano 13 kwietnia 2010 Nie do końca rozumiem. Przypomnij mi - czemu nie lubisz Mariana? Za to, że są figurki, plakaty itd? Czy za to, że lubiłeś Mario na NES-a a teraz nie z... jakiegoś powodu. Gdzie Ty masz coś o figurkach czy plakatach? Mario nie lubiłem jakoś szczególnie nawet dawniej, aczkolwiek nie była to gra zła. Teraz natomiast, jak już napisałem wyżej, nie pojmuję fenomenu gier z udziałem obu hydraulików i reszty stworków najwyraźniej wymyślonych pod niezłym wpływem środków odurzających. Nie twierdzę, że są to pozycje złe dla fanów gatunku, ale nawet na długo przed premierą potrafią one przyćmić całą masę innych gier im podobnych, nie mających tego atutu przynależności do znanej marki. W końcu platformówek jest mnóstwo, podobnie jak kartów, brawlów czy popierdółek sportowych. A jednak to właśnie hydraulicy skupiają największą uwagę. Ten sam zarzut mogę postawić właściwie wielu seriom - rozreklamowane (s)hity, które ludzie ślepo kupują ze względu na tytuł (Final Fantasy anyone?), a nie faktyczną jakość. A że kompletnie nie przemawia do mnie całe to szalone uniwersum włoskich hydraulików, księżniczek, grzybków i smoków to swoją drogą. Dlatego między innymi mam opory by tknąć te marianowe RPG. System/pomysł to jedno, ale świat/otoczenie/postacie mimo wszystko także mają znaczenie. Cytuj
Figaro 8 215 Opublikowano 13 kwietnia 2010 Opublikowano 13 kwietnia 2010 Innymi słowy - podobało ci się Mario w które grałeś kiedyś na NES-ie, ale te dzisiejsze, które nie grałeś, już nie bardzo Cytuj
Suavek 4 686 Opublikowano 13 kwietnia 2010 Opublikowano 13 kwietnia 2010 (edytowane) Ty czytasz w ogóle co się pisze? Bo mam wrażenie, że niezbyt. Ja wiem, że po raz kolejny zjechałem Twojego ukochanego FFX, ale jeśli już próbujesz się na siłę odegrać to przynajmniej pisz coś z sensem ;>. Edytowane 13 kwietnia 2010 przez Suavek Cytuj
Figaro 8 215 Opublikowano 13 kwietnia 2010 Opublikowano 13 kwietnia 2010 (edytowane) Nie no, bo widzę, że irytuje cię cała ta otoczka Mariana itd, ale czy zagrałeś w chociaż jeden tytul Mario od N64 wzwyż? Naturalnie, na nikim się nie odgrywam, to przypadek, że chcę podyskutować na dwa tematy akurat z jednym userem. Edytowane 13 kwietnia 2010 przez Figaro Cytuj
Suavek 4 686 Opublikowano 13 kwietnia 2010 Opublikowano 13 kwietnia 2010 Grałem w Mario 64 i parę starszych odsłon na NES i SNES, wliczając karty. Żadna z tych gier nie wywarła na mnie jakiegoś szczególnego wrażenia, a jednak mimo to przez wielu uważane są one za absolutne hiciory. Toż to śmieszny i dziecinny Lego Racers sprawił mi więcej radochy niż te marianowe wyścigówki. Tak samo 100x bardziej wolałem sobie pograć w takiego cukierkowego Kirby'ego, aniżeli skakać po grzybkach i żółwikach. W nowsze odsłony nie grałem, ale widzę, że niewiele się w tej kwestii zmieniło. Mówię, otwieram nowego PE i tam autor nawet nie raczy tłumaczyć "dlaczego czekamy". Tak jak z reguły teksty Kilu lubię, tak w ogóle nie przekonał mnie on swoim opisem nowości w SMG2, które z perspektywy laika wydały mi się wręcz komiczne, niczym reklama kiepskiej produkcji, która jest tak nędzna, że jako swoje zalety wymienia największe banały. Nie wiem, może faktycznie największą rolę odgrywa tutaj moja ogólna niechęć do dziwacznego świata ukazanego w Marianach, który nie wierzę, że powstał w głowie osoby trzeźwej, lecz już to wystarczy aby wywołać u mnie niesmak. Najbardziej nie lubię gadaniny typu "Genialna gra, która spodoba się każdemu" - coś co często pojawiało się przy recenzjach tego nowego SMB na Wii. A (pipi) prawda za przeproszeniem. Jak już wspomniałem, nie twierdzę, że Mariany to gry złe, ale zdecydowanie nie pojmuję ich fenomenu. Cytuj
Figaro 8 215 Opublikowano 13 kwietnia 2010 Opublikowano 13 kwietnia 2010 No spoko. Tak to jest - recenzje, opinie itd nie mają większego sensu dla czytelnika, skoro nawet najbardziej profesjonalny recenzent ma WŁASNY gust i coś mu się nie spodoba, co spodobać się może czytelnikowi. KILa nie wytłumaczenie dlaczego warto czekać jest do zaakceptowania - bo po prostu wielu czeka bo jest jako tako fenomenem. Cytuj
Kazuo 134 Opublikowano 13 kwietnia 2010 Opublikowano 13 kwietnia 2010 sphere gridKompletnie bezsensowne i zbędne rozwiązanie, zaledwie udające coś bardziej rozbudowanego. No, ale zawsze chociaż udające, przynajmniej nie jest tak jak w wielu innych jRPG, że nie masz w kompletnie żadnego wpływu na rozwój postaci. Zresztą, przypominam, że w FFX występują dwa rożne sphere gridy. W tym drugim, dającym więcej swobody, przy odrobinie samozaparcia nawet z Wakki możesz zrobić zaawansowanego healera. Grałeś chociaż w drugiego Devil Summoner, czy swoje zdanie opierasz tylko i wyłącznie na części pierwszej? Gdyż dwójka to można powiedzieć DS zrobiony dobrze. No i nie ma w nim infantylnych bohaterów i ułomnych dialogów. Zresztą, już jedynka była moim zdaniem o wiele ciekawsza pod względem fabularnym i przygodowym niż FFX. Jedynie system walki nie najlepszy. Nigga, please... DS1 skończyłem całego, dwójkę darowałem sobie gdzieś tak przy siódmej godzinie, kiedy zorientowałem się, że to tylko taka trochę bardziej dopakowana część pierwsza. To co skreśla ten tytuł to przede wszystkim do bólu prostacki system walk w połączeniu z niesamowitym wręcz lenistwem developera i prawdopodobnie niskim budżetem: brak mówionych dialogów to po prostu śmiech na sali (gra wydana w 2008 roku na konsolę szóstej generacji), skopiowane z jedynki miasto mówi samo za siebie, a i raczej niskich lotów oprawa A-V nie stawia tej gry w zbyt dobrym świetle. Co do fabuły to raczej trudno mi się wypowiadać, ale jeżeli jest ona równie kretyńska co w jedynce (samurajowie vs demony vs mechy + wypad w kosmos w celu ratowania świata + gadający kot) to akurat porównanie do FFX jest tutaj bardzo nie na miejscu. Jeżeli chodzi zaś o postacie to mechaniczny bolek z jedynki o imieniu Rasputin wydawał mi się wystarczająco infantylny (nie mówiąc już o tym co poźniej wyprawiał z nim Viktor). Inna sprawa, że sentyment też robi swoje, w końcu dziesiąty fajnal był pierwszym joterpegiem z jakim w ogóle miałem styczność. A w innym temacie krytykujesz FFVII, który jest o wiele ciekawszy i dojrzalszy od dziesiątki i wcale nie ustępuje mu jakoś szczególnie pod względem gameplay'u (w FFX też przecież są random-encountery). Nie rozumiem. Może faktycznie sentyment u wielu graczy bierze górę. Faktem jest, FFX był moim pierszym jRPG na PS2 i grałem w niego będąc jeszcze totalnie podjarany zakupem konsoli, ale prawdę mówiąc gra nawet wtedy mnie jakoś szczególnie nie ruszyła. Ja rozumiem, że ładna grafika, niezła muzyka i ogólny rozmach produkcji na swoje czasy robiły wrażenie, ale to tylko przykrywka dla dennej fabuły, irytujących bohaterów i wcale nie takiego dobrego systemu walki. Naprawdę tak ciężko to dostrzec? Wiedziałem, że powołasz się tutaj na mój ostatni komentarz do FFVII, dlatego napisałem, że spory wkład w moje postrzeganie i samą ocenę dziesiątego fajnala ma sentyment. Patrząc obiektywnie zdaję sobie sprawę, że jest wiele innych, lepszych gier (chociażby te wymienione przez Figara), dlatego zaznaczam - FFX jest najlepszym erpegiem na ps2, ale tylko i wyłącznie w mojej własnej, mocno nacechowanej subiektywizmem opinii. Z drugiej strony, oceniając go już nawet całkiem trzeźwym okiem to i tak nie potrafię się zgodzić z Tobą pod wieloma względami. Bo ta gra i tak jest świetna. Ma dobrą, wciągającą fabułę, rewelacyjną oprawę, nie najgorszy system i walki (choć równie "skomplikowane" co FFVII) no i zdrowy czas gry (kilka fajnych questów, multum dodatkowych bossów), czyli wszystko to czego można oczekiwać od porządnego RPG. I jeszcze w odniesieniu do mojej krytyki FFVII (z działu "Graczpospolita") - żebyś mnie źle nie zrozumiał - ja nie uważam, że siódmy Fajnal jest grą słabą, ja po prostu nie rozumiem jakim cudem doczłapał się on statusu jednego z najlepszych (o ile nie najlepszego) JRPG w dziejach konsol, kiedy swoim poziomem jest bardzo zbliżony chociażby do FFX. Ok, z mojej strony EoT, bo zaraz Grigori się wkurzy. Jak ktoś ma ochotę na kontynuowanie wątku to zapraszam do "pieprzenia". Cytuj
Suavek 4 686 Opublikowano 13 kwietnia 2010 Opublikowano 13 kwietnia 2010 No, ale zawsze chociaż udające, przynajmniej nie jest tak jak w wielu innych jRPG, że nie masz w kompletnie żadnego wpływu na rozwój postaci. Zresztą, przypominam, że w FFX występują dwa rożne sphere gridy. W tym drugim, dającym więcej swobody, przy odrobinie samozaparcia nawet z Wakki możesz zrobić zaawansowanego healera.Różnica polega na tym, że przez większą część gry gracz tak naprawdę jedynie odwala formalnościowe odblokowywanie pól, które równie dobrze mogłyby się uaktywniać automatycznie. Jasne, są momentami ścieżki wyboru zdolności, ale w dużej mierze są one tak ograniczone, że przez większość czasu i tak idziemy w pewnym sensie po linii prostej. To takie robienie graczy w konia i śmiem twierdzić, że już system materii w FFVII dawał szersze pole do popisu jeśli chodzi o kreację postaci. DS1 skończyłem całego, dwójkę darowałem sobie gdzieś tak przy siódmej godzinie, kiedy zorientowałem się, że to tylko taka trochę bardziej dopakowana część pierwsza. To co skreśla ten tytuł to przede wszystkim do bólu prostacki system walk w połączeniu z niesamowitym wręcz lenistwem developera i prawdopodobnie niskim budżetem: brak mówionych dialogów to po prostu śmiech na sali (gra wydana w 2008 roku na konsolę szóstej generacji), skopiowane z jedynki miasto mówi samo za siebie, a i raczej niskich lotów oprawa A-V nie stawia tej gry w zbyt dobrym świetle. Co do fabuły to raczej trudno mi się wypowiadać, ale jeżeli jest ona równie kretyńska co w jedynce (samurajowie vs demony vs mechy + wypad w kosmos w celu ratowania świata + gadający kot) to akurat porównanie do FFX jest tutaj bardzo nie na miejscu. Jeżeli chodzi zaś o postacie to mechaniczny bolek z jedynki o imieniu Rasputin wydawał mi się wystarczająco infantylny (nie mówiąc już o tym co poźniej wyprawiał z nim Viktor).Że Atlus operuje często na niskim budżecie to żadna nowość. Wyznaję jednak zasadę, że o ile oprawa graficzna nie jest zrobiona "na odwal" to nie mam podstaw się czepiać. Nie jedna gra przy bardzo prostych wizualiach potrafiła ukazać naprawdę poruszające, dramatyczne czy epickie wydarzenia o wiele lepiej, niż "śliczne" filmiki Final Fantasy. A tak się składa, że obie części Devil Summoner pomimo niewielkiego budżetu okazały się o wiele bardziej "żywe" i przekonujące dzięki swoim statycznym tłom, aniżeli niejedna produkcja w pełnym 3D, w której twórcy mogli sobie pozwolić co najwyżej na parę domków, postaci i pojedyncze ozdoby. Devil Summoner wygląda dzięki takiemu sztucznemu zabiegowi naturalnie, podczas gdy FFX zwyczajnie głupio (bliżej niezidentyfikowane i nieokreślone świecidełka wiszące w powietrzu). Fabuła i postacie także są o wiele bardziej przekonujące, głównie dzięki temu, że poświęcono im znacznie więcej uwagi - także wyjaśniając sens istnienia demonów, kim jest "gadający kot" itp. Przemawia to do mnie bardziej niż trolle i smerfy o pedalskim głosie z rogami uformowanymi z włosów. Ogólnie widzę, że strasznie dużą uwagę przykładasz do oprawy graficznej, więc w sumie nic dziwnego, że ekscytujesz się FFX a na wiele innych "słabszych" pozycji się krzywisz. To w sumie wyjaśnia więcej niż sentyment. Aha, Devil Summoner 2 ma mnóstwo questów pobocznych i także długi czas gry - po 40h jestem chyba dopiero gdzieś w połowie. I prawdę mówiąc wolę sobie prostacko posiekać demony w przypadku podstawowych walk, aniżeli babrać się ze zmienianiem członków drużyny tylko po to, aby zabić wroga jednym ciosem a nie dziesięcioma. ja nie uważam, że siódmy Fajnal jest grą słabą, ja po prostu nie rozumiem jakim cudem doczłapał się on statusu jednego z najlepszych (o ile nie najlepszego) JRPG w dziejach konsol, kiedy swoim poziomem jest bardzo zbliżony chociażby do FFX.Tyle, że FFVII powstał na długo przed FFX i jak na swoje czasy był wręcz rewolucją jeśli chodzi o gatunek RPG - nawet nie tylko jRPG. Poczynając od oprawy graficznej, przez samą historię, design świata, w miarę przekonywujących bohaterów oraz niebanalny system walki, gra zdecydowanie była czymś fenomenalnym. Skoro tak usilnie porównujesz FFX do FFVII to chyba sam powinieneś zauważyć, że dziesiątka tak naprawdę nie wprowadza żadnego powiewu świeżości, oprócz grafiki i lepszej jakości filmików. Nie mogę oczywiście mówić za wszystkich, ale fenomen FFVII polega myślę na wspomnianym rozmachu, aniżeli faktycznej jakości produkcji ocenianej kilkanaście lat po swojej premierze. A nawet jeśli, to prawdę mówiąc o wiele przyjemniej przechodziło mi się po raz piąty FFVII jakiś czas temu, niż gdy próbowałem się po raz trzeci zmusić do choćby jednokrotnego ukończenia FFX. No sorry, ale dla mnie FFX to gra co najwyżej dobra lub przeciętna, upiększona śliczną oprawą audiowizualną. Bez tego zapewne nie tylko ja bym się krzywił na treści i rozwiązania w grze obecne. Cytuj
Kazuo 134 Opublikowano 13 kwietnia 2010 Opublikowano 13 kwietnia 2010 (edytowane) napisałeś ze FF 7 jest przehajpowane a jako jedyny " argument" podałes czestotliwość random encounterów . Akurat zdanie na temat random encounterów miało służyć dokopaniu Suikodenowi 5, a nie postawieniu w złym świetle FFVII; wszak losowe walki to zmora niemal każdego erpega z epoki Psx i trudno to dziś uznać za jakiś poważny minus. Natomiast jeżeli chodzi o hype w stosunku do siódmego fajnala, to tutaj nie potrzeba żadnych argumentów, wystarczy poczytać co do dzisiaj piszą niektórzy znawcy jRPG na temat tej gry. a mnie właśnie dziwi ten hajp na VS czy Chrono Crossa .VS to dla mnie takie Diablo . Ot latasz po podziemiach, pykasz potworki, zbierzasz bronie, i to wszystko . Gdzie mu tam do tej epickiej wedrówki przez cały świat z FF 7 . Jakaś fabuła niby tam jest ale w porównaniu z epickością FF7 jest słabiutko . [...] system w VS był jednakowo ciekawy jak FF 7 ( no moze mała przewaga VS ) [...] walki w VS polegały na tym klepaniu chaina a jak sie pomyliłes zawsze mogłeś walić w klawisz ataku i atakowac dalej . I tym sposobem mogłeś zaatakowac z 10 razy zanim przeciwnik klepnął cie raz ( przypomina to troche Vats z F3 ale tam chociaz musiales czekać az sie AP odnowią ) . [...] VS był taki nijaki . Ani to epicka historia z wszystkimi japońskimi dziwactwami ani prawdziwy rpg ala Fallout czy Baldur's Gate . [...] I zanim ktokolwiek zacznie : TAK przeszedłem całe VS . Szczerze to mi też VS nie przypadł jakoś szczególnie do gustu, ale zachowując minimum obiektywizmu - ta gra jest lepsza. Walki choć z pozoru nieskomplikowane i dające przewagę graczowi są jednak znacznie bardziej wymagające niż w FFVII - mało którego przeciwnika rozwalisz metodą "atak, atak, leczenie, atak, atak", o częstych bossach nawet nie wspominając. Tutaj liczy się przede wszystkim dobra taktyka (umiejętne wykorzystanie magii i ataków fizycznych), ale też i niemały skill w łapach. Trzeba przy tym przyznać, że VS momentami jest cholernie trudny i generalnie po tym względem daleko mu do odmóżdżonego systemu FFVII i starć, które w większości przechodzisz z rozpędu. Klimat to już bardziej kwestia gustu, jedni bardziej będą cenić sobie posępną atmosferę mrocznych lochów Vagranta, inni lajtowy klimacik siódmego fajnala (no, może nie aż tak lajtowy, ale obecność Cat Shita w drużynie robi swoje). Podobnie jest z fabułą, chociaż moim zdaniem dojrzałość i ciekawy styl Vagranta przeważają nad częstą infantylnością przygody Clouda i spółki. Sam gameplay, czyli jakby nie patrzeć najważniejszy element każdej gry przemawia IMHO na korzyść VS. Pomijając bardziej absorbujące walki - jest go więcej. Podczas gdy w fajnalu przez sporą część gry zmuszeni jesteśmy przewijać dialogi w Vagrant Story praktycznie cały czas jesteśmy w ruchu. Scenki przerywnikowe nie są aż tak nachalne i pełnią wyłącznie rolę krótkich przerw dla gracza. Oczywiście nie każdemu to musi się podobać. Ogólnie nie twierdzę, że FFVII jest grą słabą. Przeciwnie - to świetny kawał erpega. Jednak za cholerę nie potrafię zrozumieć fenomenu, który on wywołał, i tego że do dzisiaj niektórzy powołując się na najlepsze konsolowe RPG wymieniają właśnie ten tytuł. Suavek: jutro Ci odpiszę ;* Edytowane 13 kwietnia 2010 przez Kazuo Cytuj
django 549 Opublikowano 13 kwietnia 2010 Opublikowano 13 kwietnia 2010 Dla wielu FF7 byl pierwszy powazniejszym RPG, albo i poczatkiem grania w ogole. Ot, i problem rozwiazany. Cytuj
Kazuo 134 Opublikowano 14 kwietnia 2010 Opublikowano 14 kwietnia 2010 Dla wielu FF7 byl pierwszy powazniejszym RPG, albo i poczatkiem grania w ogole. Ot, i problem rozwiazany. W takim razie nie ma tu mowy o trzeźwej ocenie. Różnica polega na tym, że przez większą część gry gracz tak naprawdę jedynie odwala formalnościowe odblokowywanie pól, które równie dobrze mogłyby się uaktywniać automatycznie. Jasne, są momentami ścieżki wyboru zdolności, ale w dużej mierze są one tak ograniczone, że przez większość czasu i tak idziemy w pewnym sensie po linii prostej. To takie robienie graczy w konia i śmiem twierdzić, że już system materii w FFVII dawał szersze pole do popisu jeśli chodzi o kreację postaci. Z tą liniowością SG masz sporo racji, jednak nie zmienia to faktu, że decydując się na korzystanie z wersji zaawansowanej już od samego początku masz ogromny wpływ na późniejszy rozwój danego bohatera. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby na przykład walnąć sobie do drużyny kilku dark mage'ów, albo żeby z Lulu zrobić postać fizyczną (chociaż i tak zajmuje to trochę czasu i z początku jest dosyć niekorzystne). Wszystko rozbija się o to z jakiego grida skorzystasz, ale na pewno wybierając ten drugi nie możesz powiedzieć, że nie masz jakiegokolwiek wpływu na kreowanie postaci. Bo masz, i to całkiem spory. Że Atlus operuje często na niskim budżecie to żadna nowość. Wyznaję jednak zasadę, że o ile oprawa graficzna nie jest zrobiona "na odwal" to nie mam podstaw się czepiać. Nie jedna gra przy bardzo prostych wizualiach potrafiła ukazać naprawdę poruszające, dramatyczne czy epickie wydarzenia o wiele lepiej, niż "śliczne" filmiki Final Fantasy. A tak się składa, że obie części Devil Summoner pomimo niewielkiego budżetu okazały się o wiele bardziej "żywe" i przekonujące dzięki swoim statycznym tłom, aniżeli niejedna produkcja w pełnym 3D, w której twórcy mogli sobie pozwolić co najwyżej na parę domków, postaci i pojedyncze ozdoby. Devil Summoner wygląda dzięki takiemu sztucznemu zabiegowi naturalnie, podczas gdy FFX zwyczajnie głupio (bliżej niezidentyfikowane i nieokreślone świecidełka wiszące w powietrzu). [...] Ogólnie widzę, że strasznie dużą uwagę przykładasz do oprawy graficznej, więc w sumie nic dziwnego, że ekscytujesz się FFX a na wiele innych "słabszych" pozycji się krzywisz. To w sumie wyjaśnia więcej niż sentyment. I tutaj na szczęście się mylisz. Oprawa wizualna to dla mnie rzecz trzecio - o ile nie czwarto czy pięcio - rzędna; oczywiście dobrze, żeby była zadbana, ale nie jest to element decydujący przy mojej ocenie ogólnej. I tak samo w przypadku DS1/DS2 - jednak sporo irytujących uproszczeń w grafice (wynikających zapewne z lenistwa jej twórców) sprawiło, że nie mogłem tego pozostawić bez komentarza, musiałem i jeszcze trochę będę musiał ponarzekać: to samo, prawie że identyczne miasto, kiepski wygląd przechodniów, mdłe efekty, sztywna animacja ruchów postaci czy wspomniana prze Ciebie statyczność lokacji, to wszystko naprawdę przez cały czas bardzo kłuło mnie po oczach. Mnie, kolesia który bez zająknięcia potrafi dzisiaj skończyć Xenogearsa czy drugiego Suikodena. Devil Summoner 2 ma mnóstwo questów pobocznych i także długi czas gry - po 40h jestem chyba dopiero gdzieś w połowie. I prawdę mówiąc wolę sobie prostacko posiekać demony w przypadku podstawowych walk, aniżeli babrać się ze zmienianiem członków drużyny tylko po to, aby zabić wroga jednym ciosem a nie dziesięcioma. Pierwszego zdania nie skomentuję, niestety nie dałem rady wytrzymać przy tym tytule na tyle długo, aby się o tym przekonać. Co do samych walk zaś, to przyznam, że obie gry pod tym względem jakoś szczególnie nie porażają. No, Final przynajmniej do czasu, bo ten kto go skończył wie, że prawdziwa zabawa zaczyna się dopiero po odblokowaniu Monster Areny i Dark Aeonów. Cytuj
django 549 Opublikowano 14 kwietnia 2010 Opublikowano 14 kwietnia 2010 Dla wielu FF7 byl pierwszy powazniejszym RPG, albo i poczatkiem grania w ogole. Ot, i problem rozwiazany. W takim razie nie ma tu mowy o trzeźwej ocenie. Ameryke odkryłeś. Zresztą, nie wiem jak niby chcecie obalić ten mit FF7 jako najlepszego RPG ever bo nigdy o niczym takim nie slyszalem, ale spoko. Wasz cyrk, wasze małpy. Cytuj
Kazuo 134 Opublikowano 15 kwietnia 2010 Opublikowano 15 kwietnia 2010 Zresztą, nie wiem jak niby chcecie obalić ten mit FF7 jako najlepszego RPG ever bo nigdy o niczym takim nie slyszalem A słyszałeś chociażby o najbardziej pożądanym remejku RPG ever (albo raczej gry wideo w ogóle)? W opinii naprawdę wielu graczy to właśnie "kultowa" siódemka zasługuje na to wyróżnienie, co samo w sobie już o czymś świadczy. Cytuj
django 549 Opublikowano 15 kwietnia 2010 Opublikowano 15 kwietnia 2010 Jasne, gra sie dość niemiło zestarzała, jest popularna, utrzymywana przy zyciu przy pomocy kolejnych gownianych spin-offow. Jasne, ze ludzie chca rimejka. Chyba, ze chcesz powiedziec, ze rimejka nie powinno byc bo gra jest be. To spoko. Cytuj
Kazuo 134 Opublikowano 16 kwietnia 2010 Opublikowano 16 kwietnia 2010 Nie, chcę tylko powiedzieć, że jest multum innych, lepszych od FFVII gier, które bardziej zasługują na remake. Cytuj
Gość Albert Wesker Opublikowano 17 kwietnia 2010 Opublikowano 17 kwietnia 2010 Killzone 2. Nie rozumiem dlaczego tak dobrze oceniana jest kampania dla pojedynczego gracza. Podobały mi się w tej grze miejscówki, dynamika. Ale mało w tej grze zróżnicowania (poza końcówką), scenariusz jest fatalny. Największy minus tej gry to bohaterowie. Pomijając totalnie bezpłciowego Seva, największe rozczarowanie to Rico. W jedynce nie był takim bezmyślnym kretynem. Postacie i scenariusz nie pozwalały mi się wczuć w grę. Szkoda, bo w Killzone 1 i jedna i druga rzeczy była świetna (Hakha, Luger!). Cytuj
QuadraxiS 2 Opublikowano 7 maja 2010 Opublikowano 7 maja 2010 (edytowane) Nighty Nine Nights-kompletnie nie rozumiem tego.Bezsensowna jatka w ilościach przechodzących ludzkie pojęcie. Jade Empire-średnia ocena 9.5.Za co się pytam!za niekończące się dialogi?Za walki na poziomie bezmózgiego Yeti?Że co Bioware?I co to za rpg którego zaliczasz w 20 godzin.Kpina. Resident Evil 5-wtórna do bólu(nawet niektórzy bossowie są wręcz identyczni),kalka z czwórki na dodatek w Afryce!Całe lokacje są skopiowane tylko dostosowano architekturę to miejsca akcji.Zero klimatu.Dodatek do trybu online.I ciągle ta sama choroba pt"nie mogę się ruszyć kiedy strzelam bo...właściwie to nie wiem dlaczego" Halo 2 i 3-Praktycznie żadnych zmian w porównaniu do jedynki.W kółko to samo.W trójkę pograłem kilka godzin i miałem dość tego deja vu.Przykład tego co może zdziałać agresywna i wielomilionowa reklama.Wiem,sieć,ale w końcu to zawsze tylko dodatek do singla prawda? CofD MW 2-jak się wydaje 100 baniek na promocję.... Wii Fit-kocham Nintendo,ale sprzedawać coś takiego za takie pieniądze w takich ilościach...Niezgłębiona jest natura ludzkiej głupoty. Wii Sport-jak wyżej. NFS Shift-widok ze środka nie powiem-klasa.Ale resztę Forza wciąga odbytem. Edytowane 7 maja 2010 przez QuadraxiS Cytuj
Gość bigdaddy Opublikowano 7 maja 2010 Opublikowano 7 maja 2010 (edytowane) HALO - fajne gry ale nic poza tym. Nigdy nie zapomnę po przejściu H2/3 mojego zdziwienia co w tym jest ? Muzyka za(pipi)ista ale reszta... MGS - Japońskie skradanki zmiksowane z dziwadłami, bleee do tego nuda. VR na psx mi się podobał. PES - nextgenowe wydania to kisza która jest lata świetlne za Fifą ale garstka fanów dalej coś widzi w tym. WOW - 6letni zabytek który kosztuje miesięcznie tyle co pół roku golda... KZ2 - poza efektami i miejscami design-em....cienko ForzaM2 - uboższa wersja FM1 w lekko podrasowanej oprawie. Edytowane 7 maja 2010 przez bigdaddy Cytuj
Gość coopa Opublikowano 8 maja 2010 Opublikowano 8 maja 2010 Jade Empire-średnia ocena 9.5.Za co się pytam!za niekończące się dialogi?Za walki na poziomie bezmózgiego Yeti?Że co Bioware?I co to za rpg którego zaliczasz w 20 godzin.Kpina. Całkowicie się zgadzam. Kupiłem za grosze, a i tak żałuję. Ani w to grać, ani sprzedać (kupiłem za jakieś 20zł, używaną opchnąć mógłbym pewnie za 5zł przy dobrych wiatrach). Nie pojmuję fenomenu większości bijatyk, ale to już chyba ktoś tutaj opisywał, więc nie będę się wdawał w szczegóły. Z grubsza: po prostu nie bawi mnie uczenie się długaśnych i skomplikowanych kombinacji, żeby wykonać jakieś ciekawe akcje, a i tak w końcu przegrać z gościem walącym w przyciski jak małpa. Cytuj
Kazuo 134 Opublikowano 9 maja 2010 Opublikowano 9 maja 2010 9.5 dla Jade Empire to faktycznie za wysoka średnia, ale sama gra i tak jest świetna. Przemawiają za nią m. in. unikatowy orientalny klimacik, multum wyborów kształtujących charakter postaci, przyjemna oprawa A-V i wcale nie najgorsza fabułka. Jasne, jak na Bioware mogło być znacznie lepiej, ale i tak odwalili kawał dobrej roboty IMO. Dodałbym coś od siebie, ale nic mi nie przychodzi do głowy, a nie będę z siebie robił głupka wypisując Tomb Raidera czy GTA Cytuj
QuadraxiS 2 Opublikowano 9 maja 2010 Opublikowano 9 maja 2010 9.5 dla Jade Empire to faktycznie za wysoka średnia, ale sama gra i tak jest świetna. Przemawiają za nią m. in. unikatowy orientalny klimacik, multum wyborów kształtujących charakter postaci, przyjemna oprawa A-V i wcale nie najgorsza fabułka. Jasne, jak na Bioware mogło być znacznie lepiej, ale i tak odwalili kawał dobrej roboty IMO. Dodałbym coś od siebie, ale nic mi nie przychodzi do głowy, a nie będę z siebie robił głupka wypisując Tomb Raidera czy GTA Dałeś się trochę zwieść.Zresztą jak wielu innych.Grafika owszem jest solidna,fabuła też,ale sama rozgrywka w późniejszych etapach ssie.Na początku jest kilka fajnych zadań pobocznych,ale dalej jest strasznie liniowo.Do wyboru wiele stylów walk,ale wystarczy opanować jeden góra dwa i nikt ci nie podskoczy.Same walki też są proste.Ładujesz w dwa klawisze i to właściwie starczy.Najbardziej w tej grze podobał mi się taki namacalny klimat orientu. Nie twierdzę,że to beznadziejny tytuł,ale strasznie mydli oczy różnymi drobiazgami a olewa to co naprawdę ważne.Po za tym gra stara się być taka przyjazna dla gracza nie obeznanego kompletnie w temacie rpg a przez to staje się gorszą wersją Fable.To właśnie Fable uważam za najlepszą grę od której warto zacząć przygodę z rolle play. Cytuj
Najtmer 1 082 Opublikowano 9 maja 2010 Opublikowano 9 maja 2010 (edytowane) marka gears of war, uncharted, zupelnie nie przemawiaja do mnie te gry, ukonczylem w obu przypadkach pierwsze czesci i nie mam zupelnie ochote na sequele. nie lubie gier ktore swoja liniowosc tuszuja epickoscia (okrutnie amerykanskie MW, girsy i inne, w ktorej dobrzy amerykanie ratuja swiat) lub tez po prostu w ktorych przez 15 godzin robi sie w kolko to samo (tyle chyba zajelo mi uncharted, strasznie nie chcialo mi sie w to grac, ale przebolalem to i skonczylem) Edytowane 9 maja 2010 przez Najtmer Cytuj
xzdunx 7 Opublikowano 10 maja 2010 Opublikowano 10 maja 2010 cod.... A szczególnie mw2.... Ta gra to jakaś kpina a ludzie szaleją na jej punkcie.... Cytuj
Kazuo 134 Opublikowano 10 maja 2010 Opublikowano 10 maja 2010 Grafika owszem jest solidna,fabuła też,ale sama rozgrywka w późniejszych etapach ssie.Na początku jest kilka fajnych zadań pobocznych,ale dalej jest strasznie liniowo.Do wyboru wiele stylów walk,ale wystarczy opanować jeden góra dwa i nikt ci nie podskoczy.Same walki też są proste.Ładujesz w dwa klawisze i to właściwie starczy.Najbardziej w tej grze podobał mi się taki namacalny klimat orientu.Nie twierdzę,że to beznadziejny tytuł,ale strasznie mydli oczy różnymi drobiazgami a olewa to co naprawdę ważne. Grafika i fabuła to nie takie znowu drobiazgi poza tym walki nabierają rumieńców dopiero na hardzie, a liniowość Jade Empire dla gracza obcykanego z japońskimi erpegami nie znaczy w zasadzie nic (jasne, wciąż pozostaje to minusem, ale już nie aż tak dotkliwym). Gierka na porządne 8/10. Żaden hicior, ale wciąż porządny kawał softu. marka gears of war, uncharted Spłoniesz za to w piekle Pojadę lekkim offtopem - irytuje mnie niesłabnąca popularność wszelakich Kol of Djutich i tym podobnych, wysuszonych strzelanek, która przekłada się z kolei na masowe produkowanie tego typu gierek, ale nikt korva nie pomyśli, żeby zrobić sequel takiego Total Overdose :confused: Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.