Skocz do zawartości

seria final fantasy


xzdunx

Rekomendowane odpowiedzi

Jak w temacie wszystko na temat całej serii, porównania, dyskusje, obawy i opinie o przyszłości serii. Ogólnie temat poświęcony wszystkiemu i niczemu czym ta seria nas przez wiele lat zaskakiwała i zaskakuje.

 

mój osobisty ranking: są w nim brane pod uwagę - fabuła, postacie, system walki, grafika(patrząc obiektywnie na lata powstania), dźwięk (tak samo jak z grafiką), "miodność"- dawno już nie używane słowo...

 

1. ff9; klimat!!,grafika, fabuła, postacie, MASTERPIECE

2. ff7; o klasyce się nie dyskutuje:) nie jest pierwsza ponieważ tylko przy 9 się lepiej bawiłem.

3. ff6; fabuła! system i wielkość świata (jak oni tam to zmieścili)

4. ff13; postacie, SYSTEM WALKI! (a mnie się bardzo podobał mimo wszystko :) , tzn opinie innych i recenzje...)

5. ff10; ma to coś co przyciąga na długo ale i grafika/dźwięk na poziomie maksymalnym jak na tamte czasy (10-2 to shit poza rankingiem :P)

6. ff4; średniak wśród ff mimo wszystko dobry

7. ff5; troszkę nijaki ale i tak dobry(szkoda ponieważ postacie były bardzo bezpłciowe)

8. ff1; tu się zaczęło :)(bez niej nie byłoby serii...)

9. ff3; już bardzo średnio

10. ff2; bez polotu

11. ff8; strasznie mnie zawiódł i jako jedyna część po 7 przeszedłem tylko raz, draw=wtf

12. ff12 damn "mmo bez mmo" :P

 

 

ps. osobiście przeszedłem wszystkie części, a od 7 w górę w dniach premier eu.

 

 

Kolejną rzecz, ciekawe czy wyjdzie część 15, jak będzie wyglądała co pozmieniają, na czym się skupią aby w końcu seria weszła na piedestał i znów namąciła w growym świadku.Jak niegdyś 7 część. Pamiętam jak kupiłem neo (bez plusa:P z recką ff7 gdzie dostała 10, pomyślałem wow i kupiłem konsolę sony, a wcześniej chciałem nintendo)

 

Można jeszcze zrobić ranking top 3 najgorszych badass w serii, co jakiś czas odświeżając i tak powstanie mini ranking. dla mnie:

1. Sephiroth 3.pkt

2. Kefka 2.pkt

3. Sin 1.pkt

czwarty byłby Kuja ale prościej zrobić top 3 :)

 

A jak badassy dlaczego nie towarzysze broni, zasady te same co przy ostatnich bossach.

dla mnie:

1. Vivi (ff9) 3.pkt

2. Quistis (ff8) 2.pkt

3. Cloud (ff7) 1.pkt

 

 

 

ogólny(będzie co jakiś czas update)

MĄCICIELE:

1. Sephiroth 8.pkt

2. Kefka 6.pkt

3. Jecht/sin 3.pkt

 

TOWARZYSZE BRONI:

1. Auron 4.pkt, Vivi 4.pkt, Cloud 4.pkt

2. Squall 3.pkt

3. Quistis 2.pkt, Balthier 2.pkt, Terra 2.pkt, Locke 2.pkt

 

 

teraz z czym się zgadzacie co uważacie za nieprawdę. Zaczynamy :)

W każdym razie temat zrobiony dla starych miłośników serii jak i nowicjuszy, ruszmy coś na tym forum w kwestii tej serii:)

Edytowane przez xzdunx
  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Heh w sumie ciężko mi stwierdzić który jest najlepszy (nie grałam w II,III, IV, V co próbuje nadrobić) i ogólnie sympatyzuje z starszymi wersjami

 

1. FFIX  i FFVI obydwie mają zabójczy prawdziwie fantastyczny klimat fabuła świetne postacie i jakby VI miała grafikę IX albo w ogóle późniejszych wersji to by w ogóle wymiatała (dodatkowo Lock Z FFVI w pewnym stoponiu inspiracją bohatera jedej z książek Scotta Lynch'a)

 

2 FF VIII wiem że dużo osób jej nie lubi ale mi się kojarzy z starymi dobrymi czasami i to intro czy whatever Squall'a heeh wtedy po prostu ją uwielbiałam 

 

3. FFVII dzięki Sephirothowi (on i Kefka są najlepszymi czarnymi charakterami jak dla mnie) no i po CCFFVII żałuje że to nie Zack jest głównym bohaterem, no i te klocowe ręce heh ale poza tym gra naprawdę dobra 

 

4. FF X Fabuła naprawdę kawał dobrej roboty połowa postaci mnie wręcz denerwowała ale to tylko świadczy o tym że były dobrze wykreowane, gdyby nie to chadzanie po szurku heeh

 

5 FF XII  Jedyna część gdzie fabuła i postacie są schrzanione, duży niewykorzystany potecjał, przeciwieństwo X

 

6 FFXIII Jeszcze nie przeszłam więc ciężko mi oceniać bo grałam tylko kilka godzin ale jak narazie bez szału, ale historia sie dopiero rozkręca więc pożyjemy zobaczymy

 

7 FF I heh cięzko oceniać szału fabularnego nie ma choć jak na gre z takim stażem to napewno się wyróznia wśród innych z tego okresu

 

Dodatkowo warto wyróżnić FFT, które też potrafi wciągnąć na długie godziny :)

 

 

 

 

Co do drugiego rankingu nie będę oryginalna 

 

1. Sephiroth (nie wiem dlaczego ale ten koleś jest tak inny że aż nie da się zapomieć)

 

2. Jecht ( może nie głowny baddass ale jakby nie patrzeć część Sina i przeciwieństwo Tidusa swoją drogą na jego miejscu zrobiłbym test na ojcostwo on ciemny matka brunetka a dzieciak blondyn hmmm)

 

3. Kefka (za tej jego śmiech i charakter (w stylu mam piasek na butach) bo motywy działania już nie są jak dla mnie tak porąbane jak Sephirotha choć on sam jest porabany :D

 

 

 

Hmm to teraz postacie

 

1. Lock złodziej dżentelmen po prostu uwielbiam go

 

2. Balthier heh bo pirat złodziej i dżentelmen w jednym co prawda powietrzny a nie morski no ale jak sie nie ma co się lubi... ) 

 

3. Squall większość go nie cierpi bo jest marudą a mi się to własnie podobało i wcale nie byłam zadowolona że Rinoa(ach to zakała rodziny jest znaczy się serii) go zmieniła 

 

 

 

 

Auron, Vivi, Zack, grzechoczacy Steiner też nalażą do moich ulubionych i możliwe że za jakiś czas ten ranking by wyglądał inaczej 

 

 

Edytowane przez lena163
Odnośnik do komentarza

też o tactics'sie zapomniałem wspomnieć: osobiście ustawiłbym go na 3 -4 miejscu, faktycznie wspaniała robota od ówczesnego squaresoftu i gra w której masterowałem postacie długimi godzinami ale jest to spin off dlatego nie dodałem go do głównego rankingu, tak samo jak średnio- lub bardziej udane sequele/prequele części siódmej... Sam film nawet można ocenić ale po co?? :P (piękne efekty specjalne kosztem średniej fabuły i odebrania ::"mistycyzmu i magii" oryginałowi...) .

 

 

jeszcze odnośnie 13... tak lubię ponieważ: jest to tak naprawę pierwsze j-rpg w które grałem i się wciągnąłem od czasu zamieszkania z moją żoną (2 lata temu), walcząc okrutnie z docinkami w stylu "w większe pedalstwo już grać nie mogłeś", "taki stary chłop, poważny z własną firmą, itp, itd a w takie pedalstwa gra" i tak aż nie przeszedłem. Więc dodaje do oczek (dla mnie mocne 9 tak byłoby 7+/8 ale za to ile "przeżyłem" grając w to ocena urosła) :P .

Edytowane przez xzdunx
Odnośnik do komentarza

1. FF X - kocham tą część :) Za wszystko - muzykę, klimat, gameplay, grafikę, fabułę, dialogi... Ciężko mi znaleźć minus.

2. FF Tactics - znakomity spin-off. Grałem godzinami, i godzinami grać będę :) Muzyka, gameplay, fabuła... Miszcz.

3. FF 7 - Dopiero gram w tą część i jestem zadowolony :) Klimacik przygody, muzyka, bardzo interesujące dialogi.

Odnośnik do komentarza

Mi w 10 Wakka zaimponował do(pipi)ując Rikku, miał ciul pocieszyc dziewczyne po tym jak jej miasto poszło z dymem, to powiedział że fajne fajerwerki były, tekst na poziomie z 4 finala bodajże "you spoony bard" tekst króla po zamorodowaniu jego córki, do wyżej wymienionego bard'a.

Wakke lubiłem ze wzgledu na jego limit.

Odnośnik do komentarza

No w FF X to mnie większość bohaterów wkurzała a najbardziej Yuna (człowiek bez wad, dosłownie, który jeszcze twierdzi że taki nie jest znam taki przykład z życia) , Tidus( ucięte balle lepiej nie da sie tego opisać) no i Wakka (jak dla mnie przykład muskulrnago tępaka w dodatku fanatyka choć miał swój urok) reszta była ok :D Rikku mi obrzydzili w X-2 przez co teraz nawet w X jakoś tak krzywo na nią patrze. Ale te postacie wywoływały emocje i o to chodzi bo taki Vaan to nie wywoływał zupełnie nic no może poza pytaniem czy to nie przypadkiem kobieta swoją drogą twórcy mogli zrobić mały szok i na końcu gry by sie okazało że Vaan to Vaanesa i się podko(pipi)e w Balthierze :D

 

 

 

 

hehe w moim poście dopatrzyli się niestosownego wyrazu jakby co miałam na myśli podkochiwanie 

 

 

Edytowane przez lena163
Odnośnik do komentarza

lena163 dlaczego 9 ci się najbardziej podobała??(mi też zresztą)

 

Dla mnie głównie przez design świata. Tak klimatycznego świata jaki udało im się wtedy stworzyć do dziś szukać ze świeczką (ico?? sotk?? może last guardian:P), system walki (ściągnięty żywcem z szóstki, i bardzo dobrze :) ), design poszedł w parze z grafiką (odpalam na ps3, 42 cale i nie razi brzydotą :P),postacie (Vivi to moja ulubiona postać w grach ever), świat (średniowiecze, latające statki itp- miód po prostu :) ), można wymieniać w nieskończoność.

Edytowane przez xzdunx
Odnośnik do komentarza

Ja generalnie lubię fantastykę w stylu Tolkiena, Le Guin czy chociażby Sapkowskiego, średniowieczne klimaty, miecze, smoki, rózne rasy, generalnie inny świat coś zupełnie innego niż to co nas otacza lub to co nas czeka czyli rozwinięta technologia itp. W FF IX właśnie coś takiego jest, połączenie prymitywnego średniowiecznego świata z mistyczną siłą kierującą losami świata na którą tylko nieliczni mają wpływ. Ludzie w tej części nie dostrzegają potecjału postaci bo pod tymi śmiesznymi jak to mówią na nich ludzikami kryją się silne ludzkie lęki i pragnienia.  np tak jak wpomiałeś Vivi bardzo tajemnicza postać która przez całą grę zastnawia się nad istotą życia nad swoją tożsamością. Podobnie inne postacie.

 

 

 

 

Co do VI to na niej wzorowana jest IX przynajmiej takie odosze wrażenie, więc podone argumenty co w przypadku IX no i cała gama świetnych postaci wspomiany z moich ulubionych to Lock (łowca skarbów nie mylić z złodziejem) i Edgar (nieudolny podrywacz) no itd 

 

 

Odnośnik do komentarza

O Vivi'm i jego poszukiwaniu tożsamości można by całkiem poważną i obszerną powieść napisać: porównywalną do Tolkienowskich, jest to bardzo złożona charakterowo postać i do tego tak urokliwa że trudno nie mieć jej w głównym składzie (chodź niestety w późniejszych etapach jest mało przydatna...

 

ps. rankingi na ostatnich bossów oraz towarzyszy broni otwarty:) natomiast samej serii punktować nie będziemy tylko wymieniać za i przeciw, porównywać oraz tłumaczyć swoje "racje".

Edytowane przez xzdunx
  • Minusik 1
Odnośnik do komentarza

W X najlepszy był Auron. No (pipi)a na niego nie ma bata.Wygląd, głos(jakby jakiś wykładowca taki miałto bym go godzinami słuchał), flaszka u boku i to co sie z nim stało na końcu(no (pipi) jak to się mogło stać). X jest moim ulubionym finalem, zaraz za nim VIII. Moim najsilniejszym argumentem(podkreślam MOIM) jest to, że grając w te gry się świetnie bawiłem i nawet nie myślałem o jakiś błędach. W VIII na dodatek był mój ulubiony love story(ten z X też mi się strasznie podobał, głównie przez zakończenie, które mnie zaskoczyło i zasmuciło). Dla mnie w grach najważniejsza jest fabuła(dlatego gram w rpg) i siła przyciagania. Jeśli gra potrafi mnie przyciagnąć na kilka godzin dziennie to wiem ,ze jest to dobra gra. Na trzecim miejscu jest VI. No poprostu jak pierwszy raz w to zagrałem na psx-ie to nie mogłem sie oderwać. Muzyka poezja(np terra's theme), system walki, postacie(terra i bodajze locke) no i kefka. Narazie tylko tyle.

 

1. FFX

2. FF VIII

3. FF VI

Odnośnik do komentarza

1. FF X - nie tylko mój pierwszy Fajnal, ale też pierwsze jRPG w jakie w ogóle grałem. Uwielbiam za klimat i fabułę, szanuję za Sphere Grid i Blitzball, kocham za soundtrack i niesamowitą żywotność.

2. FF VIII - ujął mnie głównie świetnym designem świata, ciekawymi postaciami i ogólnie większą dawką powagi, niż w przypadku pozostałych części.

3. FF XII - wysoki stopień trudności, cholernie rozbudowane lokacje i w końcu dobrze zbalansowana rozgrywka (zdecydowanie więcej grania niż oglądania), to wizytówki tego fajnala. Łyknąłem bez popity i bawiłem się rewelacyjnie.

4. FF VII - ładny świat, przyjemnie pieszcząca uszy muza, fajny system - dobry mudżin...to znaczy fajnal.

5. FF X-2 - chyba najbardziej zbesztany FF w historii, ale gra sama w sobie całkiem niezła. Co prawda z totalnie beznadziejną fabułą i najgorszymi postaciami w jRPG ever, ale grywalnościowo na wysokim poziomie (pewna doza nieliniowości, bardzo dynamiczne walki, multum questów i mini-gierek do zaliczenia).

 

w resztę nie grałem.

 

Chociaż szczerze, to gdybym miał się silić na obiektywizm, a sentymenty wyrzucić w kąt, to spośród tej piątki najwyżej postawiłbym dwunastkę, która ma sobą do zaoferowania chyba najwięcej z tej grupki (praktycznie każdy element na najwyższym poziomie). Z kolei gdybym miał się bawić w "złego" recenzenta, to większość części (głównie tych nowszych) zjechałbym za idiotycznie niski poziom trudności, przesadną liniowość i głupoty w stylu cieszących japy czokobosów, i żadnej nie wystawił oceny wyższej niż "8". Bo jakby nie patrzeć, istnieją w światku RPG lepsze, bardziej wartościowe serie.

 

 

A co do postaci:

 

1. Squall - przez większość czasu zimny skurczybyk, chociaż później okazuje się ciepłą kluchą. Ale mam sentyment do niego i jego tekstu na każdą okazję (whatever...).

2. Balthier - prawdziwa gwiazda dwunastki i nie do końca wykorzystany potencjał (przydałaby się większa rola w fabule). Niezły charakterek.

3. Auron - poważne usposobienie, niezły design i rewelacyjny voice acting.

Bonusowo - Yuna (FFX-2) - bo bym ją dupczył godzinami.

Edytowane przez Engarde
Odnośnik do komentarza

Chrzanić rankingi. Stawianie obok siebie wszystkich Finali jest równie mądre co jedzenie zupy widelcem. Wiele z tych gier łączą przede wszystkim założenia systemowe oraz pojedyncze elementy, podczas gdy w wielu innych aspektach są to zupełnie odmienne produkcje. Raz mamy do czynienia z grupką stereotypowych bohaterów ratujących świat od zagłady zbierając magiczne świecidełka, w innym przypadku historię bardziej zawiłą w intrygach politycznych, a w jeszcze innym totalnie naiwne i nierealne love story. Już nie wspominam, że pozycje spoza głównego cyklu często dalece odbiegają od tradycyjnej formuły jRPG.

 

Osobiście tylko pokrótce opiszę swoje zdanie na temat odsłon, w które dane mi było grać. I nie, nie jest to ranking tylko kolejność wg daty wydania.

 

Final Fantasy I - grałem na PSP i przyznam szczerze, że gra wciągnęła mnie naprawdę mocno. Urok tkwi w prostocie, a całość okraszona była dodatkowo prześliczną grafiką 2D oraz świetną muzyką. Gra nie za długa, ale też nie za krótka (paręnaście godzin). Fabuła praktycznie nie istnieje, ale dzięki temu otrzymujemy swobodę przy tworzeniu drużyny, a także unikamy ewentualnych nieprzyjemności związanych z potencjalnymi irytującymi osobowościami postaci. Choć system walki jest prosty jak dupa węża, to mimo wszystko pozwolił na przyjemną zabawę, a także nie zniechęcił do powtórnego przejścia. Wręcz przeciwnie.

 

Final Fantasy II - tu także grałem w remake na PSP. Niestety nie podobało mi się tak jak jedynka, głównie za sprawą nieco spartolonego systemu rozwoju postaci (nie zdobywamy EXP, a jedynie polepszamy statystyki poprzez używanie określonych zdolności). Także jest to pierwszy Final z fabułą, ale biorąc pod uwagę datę wydania nie będę krytykował jej jakości, pomimo tego, że jest ona mocno oklepana i przewidywalna. Na swoje czasy sama jej obecność w takiej postaci była wyczynem. Niemniej jednak tak jak do FF1 jeszcze planuję nie raz wrócić, tak do FF2 bym chyba musiał się już zmuszać.

 

Final Fantasy III-VI - w żadną z nich nie grałem dłużej jak parę godzin (aczkolwiek nie dlatego, że mi się nie podobały). Wydały mi się one raczej tradycyjne, to jest, grupki bohaterów ratujących świat od zagłady. Były mniejsze lub większe twisty fabularne, ale chyba tylko szóstka wyniosła to na wyższy poziom. Tę odsłonę bym najchętniej ukończył. Może kiedyś, gdy trafi do jakiejś dystrybucji cyfrowej.

 

Final Fantasy VII - pierwszy mój Final i chyba zarazem pierwszy jRPG. Nie będę ukrywał, że grę darzę niemałym sentymentem, ale mimo tego uważam, że na swoje czasy był to niemały przełom. Może i dialogi oraz fabuła bywały dziwne lub naiwne, ale nierealistyczny design świata pozwalał na lekkie przymrużenie oka w tej kwestii. System walki był prosty, ale jednocześnie dawał pewne pole do popisu w kwestii doboru broni i materii, w związku z czym gra się miło nawet po tylu latach. Docenić także trzeba obecność kilku minigierek oraz dość dynamiczny przebieg akcji, zmieniający okoliczności w jakich znajdują się bohaterowie (tu pościg motorów, tam łodzie podwodne, jeszcze gdzie indziej szukanie ciuchów aby dostać się do burdelu itp.). Nie będę się tutaj rozklejał, ale przyznam szczerze, że do gry wracam często i pewnie jeszcze wrócę do niej nie raz.

 

Final Fantasy VIII - tak jak FF7 zachęcił mnie do styczności z gatunkiem jRPG lata temu, tak FFVIII wyraźnie mnie odrzucił. Raz, że system był niepotrzebnie przekombinowany, wymagający pewnych mozolnych czynności i ustawień, a dwa, że pod względem fabuły i przedstawionych bohaterów ta gra była tragiczna. Głównym tego powodem był fakt, iż uczyniono ją nieco bardziej realistyczną pod względem wizualnym, a także usiłowano wrzucić w to wszystko wątek *cough*polityczny*cough* i miłosny. Szkoda tylko, że nasi bohaterowie mieli mózgi wielkości fistaszka, byli totalnie antypatyczni, a kolejne wydarzenia pozbawione były jakiegokolwiek sensu - nawet jak na standardy Final Fantasy. No i ten tragiczny, naciągany romans Squalla i Riony... Ostatecznie gry nie ukończyłem, bo zwyczajnie nie byłem skłonny męczyć się z grupą kompletnych idiotów i systemem walki, który pozwoli mi na przeczytanie trzech książek zanim zakończą się animacje summonów. W moich oczach jeden z gorszych Finali i zarazem mocno przeciętna gra jRPG. "Bring on the hate mail!"

 

Final Fantasy IX - gry nie ukończyłem, ale z tego względu, że posiadałem tylko dwie płyty swego czasu. Gra sama w sobie była bardzo dobra, głównie za sprawą powrotu do korzeni i przedstawienia cukierkowej opowieści Fantasy, która mimo oklepanych schematów cechowała się paroma dobrymi zwrotami akcji. Aczkolwiek o występujących bohaterach nie mam aż tak dobrego zdania. Mimo to, wszelkie naciągane elementy jestem skłonny usprawiedliwić bajkowym klimatem, który nie próbuje być w żaden sposób realistyczny. Właśnie to stanowiło mocny punkt FFIX, czego nie mogę powiedzieć o wcześniejszym FFVIII i późniejszym FFX. W kwestii systemu walki było niby prosto, ale zarazem dość taktycznie, aby stworzyć pewne wyzwanie. Biorąc pod uwagę, że gra jest dostępna na PSN pewnie prędzej czy później zdecyduję się na jej zakup. Aczkolwiek w miarę możliwości postaram się znaleźć wersję pudełkową na PSX.

 

Final Fantasy X - gra, o której swego czasu napisałem dość długi esej skupiony tylko na jej krytyce. No przykro mi bardzo, ale tak jak system walki jeszcze jestem skłonny pochwalić, podobnie jak oprawę graficzną i dźwiękową, tak występujący bohaterowie oraz ukazana historia to zdecydowanie najsłabsze elementy gry. I będąc szczerym, nie pojmuję jak mogą się one komukolwiek podobać. Ciężko mi nawet stwierdzić, że to tylko moja opinia, gdyż autentycznie większość dialogów postaci jest idiotyczna, pozbawiona sensu, jak gdyby bohaterowie w niewyjaśnionych okolicznościach potracili resztki rozumu. Główny bohater, z którym gra najwyraźniej każe się graczowi zidentyfikować, to zrzędzący i irytujący gówniarz o tragicznym wyglądzie i jeszcze gorszym dubbingu, który oszukuje siebie i gracza twierdząc, iż jest to jego historia, podczas gdy fabuła tak naprawdę skupia się na poczynaniach Yuny, w które Tidus się wepchał przypadkiem. Nie aby Yuna była też jakoś szczególnie lepszą bohaterką, gdyż może i wzbudzać ona sympatię samotnych nerdów skłonnych rozczulać się nad jej losem, ale podobnie jak reszta bohaterów jej poczynania są absurdalnie głupie i nielogiczne, wielokrotnie wprowadzające resztę ekipy w tarapaty. A aby tego było mało, fabuła sama w sobie także nie jest jakaś cudowna, gdyż w rzeczywistości jest liniową podróżą przez kolejne lokacje, do których więcej nie ma większego sensu wracać, okazyjnie przerywaną mniej lub bardziej głupią cut-scenką skupiającą się albo na idiotyzmie bohaterów ("wezmę ślub z oczywistym antagonistą aby polepszyć ludziom humor! wheee!"), albo którymś z wątków pobocznych, które i tak nie są wcale takie porywające ("mój tatuś był zły i mnie nie kochał!!111one"). Jasne, jest kilka elementów godnych uwagi, jak chociażby sama idea "pielgrzymki" Yuny oraz kreacja Sina, ale koniec końców gra zjada swój własny ogon. Jej największą wadą jest sposób w jaki całą historię przedstawia - niekonsekwentny, naciągany, naiwny, z wyraźnymi babolami (raz zabraniają używać technologii, aby potem przed ogromną publiką pokazywać wielkie roboty). Co więcej, nie można przewinąć cut-scenek, a amerykański dubbing to jakiś niesmaczny żart. Ale prawda jest taka, że gry nienawidzę głównie ze względu na jej popularność wśród mas, aniżeli jej faktyczny stan, gdyż nie narzekał bym tyle, gdybym nie czytał co krok zachwytów na temat bohaterów. Serio? Tidus dobrym protagonistą? Pewnie jeszcze wśród osób, które mają pokój wytapetowany plakatami roznegliżowanej Rikku - co by wiele wyjaśniało. Ogólnie FFX nie jest grą złą, jeśli oleje się fabułę i bohaterów, ale mimo wszystko daleko mi do jakichkolwiek zachwytów.

 

Final Fantasy X-2 - wiem, że tak się nie powinno robić, ale jest to autentycznie jedyna gra, którą wyłączyłem po 30min i od razu wystawiłem na sprzedaż. Aniołki charliego? Poważnie? A w dodatku twórcom udało się uczynić irytujące postacie poprzednika jeszcze bardziej irytującymi - brawa dla nich za dokonanie niemożliwego. Przyznaję, że nie zdążyłem zagłębić się w system walki, ale nie sądzę abym był skłonny przebrnąć przez fabułę tej gry bez wsparcia odpowiedniej ilości piwa tak czy inaczej.

 

Final Fantasy XII - sytuacja zupełnie odwrotna do FFX. Tak jak nie pojmuję zachwytów związanych z fabułą i bohaterami dziesiątki, tak nie pojmuję dlaczego tyle osób równa dwunastego Finala z ziemią. Prawda, pod względem atmosfery ciężko jest stwierdzić na pierwszy rzut oka, iż jest to w ogóle FF, ale jak już wspomniałem na początku posta, magiczna nazwa "Final Fantasy" wcale nie zobowiązuje do robienia gier na jedno kopyto. W przypadku FFXII twórcy odważyli się na coś innego - odmienny klimat, świat, a także system walki. Zrezygnowano z wielu cukierkowych lub bajecznych elementów charakteryzujących poprzednie odsłony, co też pozwoliło na ukazanie nieco bardziej realistycznego (na swój sposób) obrazu fantasy, w którym także fabuła była bardziej poważna. Można się spierać, że gra jest tym sposobem mniej epicka, a bohaterowie nie rozwinięci jak należy, ale z drugiej strony uniknięto sytuacji z FFVIII czy FFX, gdzie bohaterowie zamiast wzbudzać sympatię tylko irytowali, a gracz życzył im długiej i bolesnej śmierci. Jasne, Vaana czy Penelo równie dobrze by mogło nie być, podczas gdy reszta także nie zapadła szczególnie w pamięci (co najwyżej Balthier), ale tutaj sytuację ratuje faktyczny gameplay, który może i przypomina MMO(ffline), ale zarazem oferuje dużą swobodę w eksploracji świata i rozwoju drużyny. Nie jest to idealna gra jRPG, ale osobiście uważam, że trochę za mocno ludzie po niej jadą. Zapewne są to głównie fani poprzednich Finali, którym zabrakło naiwnych i niepotrzebnych romansów oraz przekombinowanych i nierealistycznych "epickich" cut-scenek. No ale to tylko moja opinia...

 

 

Natomiast jeśli chodzi o gry spoza głównego cyklu:

 

Dirge of Cerberus - Devil May Cry dla ubogich. Gra pełna bugów, kiepskich rozwiązań, ze słabą fabułą i dubbingiem jeszcze gorszym od FFX. Przeszedłem raz i nigdy więcej nie mam zamiaru do niej wracać.

 

Final Fantasy Tactics - grałem krótko, na PSP. System walki i rozwoju postaci może i ciekawy, ale sama rozgrywka strasznie anemiczna i średnio wygodna, co w dodatku potęguje mocno przeciętny port wersji PSP (spowolnienia animacji przy zwykłym użyciu miksturki...). Leży obecnie na półce i się kurzy, ale po styczności ze świetną Disgaea jakoś ciężko mi się przemóc by kontynuować zabawę.

 

Crisis Core - system walki może i jest banalny, ale mimo tego pozwala na w miarę przyjemną rozgrywkę, okraszoną nawet ciekawym rozwojem postaci i materii, a także (przede wszystkim) historią, którą naprawdę jestem skłonny uznać za godną noszenia nazwy Final Fantasy VII. W przeciwieństwie do Dirge of Cerberus i Advent Children, twórcom udało się oddać magię znaną z oryginału, pomimo zmiany stylu graficznego na bardziej realistyczny. Postać Zacka została przedstawiona bardzo fajnie i nawet biorąc pod uwagę, że zaczyna on jako rozbrykany młodzieniec, to nie denerwuje tak bardzo jak wielu innych protagonistów reszty Finali. W dodatku świetny soundtrack i bardzo ładna grafika, a także kilka subtelnych nawiązań do oryginału czynią tę grę świetnym kąskiem dla fana siódemki, ale i nie tylko.

 

 

To by było chyba na tyle. Ogólnie rzecz biorąc nie mogę siebie nazwać jakimś zapalonym fanem serii Final Fantasy. Jak już to poszczególnych odsłon, gdyż nie mam zwyczaju zachwalania gier tylko dlatego, że należą do określonego cyklu (może poza Megami Tensei, bo z tych co grałem jeszcze żadna mnie nie zawiodła). Ogólnie rzecz biorąc uważam, że na rynku jest dużo znacznie lepszych tytułów jRPG od FF, ale z jakiegoś powodu nie każdy jest skłonny dać im szanse i zamiast tego woli polecieć do sklepu aby w ciemno kupić kolekcjonerskie wydanie nędznie się zapowiadającego Final Fantasy XIV - w komplecie z myszką, klawiaturą i stertą innych dodatkowo płatnych dupereli z logo FF. Oh well...

Edytowane przez Suavek
Odnośnik do komentarza

Skoro wszystkie finale to dodam pozostałe które przeszedłem.

 

 

1.FFVI-klimat, fabuła, wielkosc swiata, aż 14 postaci, motyw muzyczny na mapie świata cudo.

2.FFVII-klimat klimat klimat, fabuła, grafika jak na 97r coś pięknego,postacie, muzyka, materie, mini gry, poprostu klasyka

3.FF Tactics-fabuła, postacie, po prostu najlepsza gra w swojej kategorii.

4.FFX-najlepszy final na czarnule, piękna grafika,muzyka, main character odwala na końcu kite miodzio:)

5.FFVIII-grafika, karcianka, porażający FMV początkowy(inne też, ale ten był pierwszy)

6.FFIX-baśniowy klimat, VIVI, system.

7.FFV-profesie

8.FFIV-"you spoony bard" i wszystko jasne.

9.FFI- początek, tak to sie wszystko zaczeło.

10.FFII-poziom trudności, żeby grać na nesie to by była katorga.

11.FFIII-przeciętniak, jednak przyjemnie sie grało

12.FFVII Crisis Core-podobał mi sie system walki, klimat, miłe wspomnienie VII.

13.FFXIII-system walki jeden z najlepszych w finalach, grafika, rynny pogrążyły XIII, jeden z większych zawodów 2010r.

14.FF Dirge of Cerberus-fajnie było pobiegać Vincentem, poza tym fajna odmiana od jRPG'a

15.FFXII-wielkość świata, "wolna" kamera, MMO bez MMO,

16.FF Dissidia-nic specjalnego, gratka dla kolekcjonerów, mnóstwo pierdyliardów do odblokowania.

17.FFX-2-sailor moon w wydaniu FF

18.FF Tactics Advance-wogóle mi nie podszedł

19.FF Mystic Quest-w sumie to nie powinno byc FF

 

 

Co do postaci pozytywnych:

1.Cloud-chyba przez sentyment do VII, pozatym kose miał przekozacką, a że schiz z niego to inna sprawa.

2.Locke-moja ulubiona postac w VI.

3.Vivi-jak go nie lubić i Auron- za(pipi)isty design i stoicki spokój.

 

 

Teraz Bad Ass'y:

1.Kefka- najwiekszy pochlast w serii, śmiech którego nie da sie zapomnieć.

2.Sephiroth- za Aerith i za(pipi)isty design.

3.Ultimecia- rzadko sie zdarza żeby kobieta była głownym bad ass'em, za oryginalność.

Odnośnik do komentarza

Suavek tu nie chodzi o porównywanie Finali tylko o to który się komu i dlaczego pobał bo jeden będzie lubił słodko pierdzące love story a inny polityczne intrygi a jeszcze inny ratowanie świata. To samo dotyczy systemu rozwoju itp. Ale przyajmiej usasadniasz swoje opinie bo nie lubie tekstów w stylu ta cześć jest zła bo tak albo że tylko VII i inne do kosza. Jak nie lubisz rankingów to napisz chociaż jakie są Twoje ulubione postacie :)  

Odnośnik do komentarza

lena163, mnie nie musisz tłumaczyć istoty gustów i osobistych preferencji. Wolałem przedstawić wszystkie odsłony w jakie grałem i pokrótce je opisać, a swoje zdanie uargumentować. Nie stwierdzę jednak czy np. FFXII jest lepszy od FFIX lub FFI, dlatego stawiać ich obok w żadnym rankingu nie będę.

 

Postaci ulubionych też nie będę wymieniał, przynajmniej w formie rankingu, z tego samego powodu. Poza tym jakoś ciężko mi sobie skojarzyć postać, która jakoś szczególnie by mi utkwiła w pamięci. Może być Zack z Crisis Core, pomimo swej infantylności. Tifa była w porządku postacią, głównie z tego względu, że była normalna (na ile to określenie jest odpowiednie w przypadku FF). Cid z FFVII też miał swój urok. W starsze odsłony serii albo nie grałem dość długo aby poznać bohaterów, albo byli to przeciętne, stereotypowe ludki bez szczególnej charyzmy. W FFVIII i FFX nikogo nie polubiłem (choć Lulu ujdzie w tłoku, bo nie denerwuje tak jak reszta cyrkowców dziesiątki), w IX bohaterowie nie byli jakoś szczególni, a w FFXII tylko Balthier się jakoś bardziej wyróżniał. Tyle ode mnie w tej kwestii.

Odnośnik do komentarza

Niektóre części przeszedłem tak dawno, że już trudno mi o jakąś refleksję. Ranking byłby raczej chybiony, ale spróbuję.

 

1. Osobiście uważam -- i będzie to mało oryginalne -- że szczyt serii przypadł na okres PS1. Trudno mi wskazać która z wydanych wówczas trzech numerowanych części FF była dla mnie najlepsza.

 

FFVII - trudno nawet sobie wyobrazić jaki był to dla mnie skok w stosunku do tego w co grałem wcześniej. Uczucie wyjścia na mapę świata po pobycie w Midgar pierwszy raz było i jest z perspektywy czasu trudne do opisania. Świetny świat i idealnie współgrająca z nim muzyka. Z rozrzewnieniem słuchałem niedawno muzycznego motywu z mapy świata.

 

FFVIII - bardzo pozytywne emocje stłumione początkowo przez nie do końca przemyślany system. Najpierw było za trudno, utknąłem na początku czwartej płyty i za cholerę nie było szans żebym przeszedł Adel. Potem było za łatwo gdy za drugim podejściem tak przypakowałem na drugiej płycie, że już do końca gry nikt mnie nie niepokoił. No, może nie licząc drobnych problemów w Deep Sea Research Center. Poza tym: bardzo udany świat i fabuła z kategorii tych zawiłych. Ale to nie szkodzi bo lubię takie. Aha, odnośnie kreacji świata FFVIII (ale i VII) - naprawdę cieszę się że Yusuke Naora wraca po banicji i będzie pracował nad Agito XIII.

 

FFIX - genialny świat, motyw z mapy to jeden z moich ulubionych growych kawałków ever. Raczej prosta, ale w dobrym tego słowa znaczeniu fabuła. Grając czułem się jakbym uczestniczył w podróży po unikalnym świecie a to jest ten aspekt który w RPG cenię sobie najbardziej. Nie wiem co jeszcze mógłbym napisać.

 

2. FFX i XII stawiam na równi. Tam gdzie jedna z tych części niedomaga, zjawia się druga. FFX - prosta droga, hołubiony przeze mnie motyw podróży podczas której świetnie się czułem, bardzo dobra muzyka idealnie wtapiająca się w wydarzenia i miejsca jakie odwiedzamy. Ale brak tu sensownej eksploracji. W tej dziedzinie nadrabia "dwunastka". Genialny świat ze smaczkami o których nie ma pojęcia 99% ludzi, udany system walki, jeden z niewielu które w jRPG mnie nie nużyły po dłuższym czasie pakowania. Tu natomiast niedomaga fabuła wg mnie od wydarzeń przedstawionych na górze Bur-Omisace.

 

3. FFVI - kilka unikalnych dla serii rozwiązań np. bardzo duża ilość grywalnych postaci. Przejażdżka Phantom Trainem, a właściwie ta podróż Sabina i bodaj Cyana (i ew. Shadowa) to jeden z moich ulubionych momentów w historii serii. Mobilizacja po apokalipsie także. Nie rozumiem natomiast zachwytów nad Kefką i nie lubiłem ostatniego dungeonu.

 

4. FFXIII - wg mnie najlepszy system w historii serii, ciekawe uniwersum którego potencjału w pełni nie wykorzystano, świetny ost. Znośna fabuła, polubiłem Sazha. Ładnie wykreowany świat. Minusy - struktura większości lokacji, a przede wszystkim to że ciągnie się ona według jednego wzoru przez ok. 30 godzin. Gdyby urozmaicić to czymś pomiędzy (vide FFX) to reakcje byłyby inne. Fabuła niedomagała, były pewne ciekawe wątki ale ostatecznie obrano typowy kurs. No i zostało kilka niedomówień.

 

5. FFIV - kilka rzeczy które na dobre zapisały się w historii - Theme of Love, postać Kaina, podróż do wnętrza ziemi, na księżyc, przemiana głównego bohatera z Dark Knighta w Paladyna. Wspominam z rozrzewnieniem.

 

6. FFV - najtrudniejszy wg mnie Final ever; fabuła nijaka, jak bohaterowie. Niestety. System - w istocie fajny, ale żonglowanie profesjami momentami mnie irytowało, ostatni dungeon to katorga. Z jasnych punktów - battle on the big brige, historyczny moment. Więcej podałem minusów, ale skłamałbym pisząc że źle mi się grało.

 

7. FFII - mój ulubiony NES-owy Final, czuć rękę Kawazu dlatego ma tylu hejterów; podróż do piekła w wersji NES'owej to podróż do piekła niemal dosłownie; "dwójka" byłaby najtrudniejszą częścią serii gdyby nie bug pozwalający łatwo pakować statystyki; muzyczny motyw z mapy świata rządzi, Emperor Paramecia to jeden z moich ulubionych szwarccharakterów.

 

8. FFI - wiadomo, początek i to głównie z tego powodu umieszczam pierwszą część na przedostatnim miejscu. Grało się przyjemnie, dość prosta, o dziwo. Monk przez którego nie ubiłem WarMecha to strata czasu.

 

9. FFIII - bardziej złożona od FFI, podróż po dwóch światach, co musiało być ciekawym rozwiązaniem w swoim czasie. Jednocześnie grało mi się gorzej niż w FFI. System jobów po raz pierwszy w historii serii, lecz nieco spaczony przez Capacity Points (remake z NDS na szczęście to naprawił), bohaterowie i fabuła to moim zdaniem krok wstecz w stosunku do FFII, a końcówka to droga przez mękę.

 

I to byłoby na tyle szybkich spostrzeżeń. O spin-off'ach nie chce mi się pisać.

Edytowane przez Enkidou
Odnośnik do komentarza

Suavek: są tylko osobiste rankingi na temat ff nie żadne ogólne, zostało to wprowadzone po to aby fani mogli podyskutować na tematy różnych części, co się jednym podobało a innym mniej. To wszystko.

 

A odnośnie wcześniej wymienionej przez ciebie infantylności serii... Mówiłeśże grałeś w Disgaea3... To jest szczyt dziecinady (postacie), ogólnie dla mnie square udało się jedno: pod postaciami z wierchu infantylnymi (design), najczęściej kryją się bardzo złożone charaktery o których można napisać nie jedną powieść, i to jest kluczowym sukcesem serii... Weźmy na przykład taką Terrę: 4 piksele na krzyż a każdy kto grał w część 6 wie jak złożoną była postacią, to samo z Locke, Shadow'em czy wieloma innymi...

Edytowane przez xzdunx
Odnośnik do komentarza

Jeśli chodzi o finale to moim pierwszym finalem jak i jrpg była VIII. Pamiętam jak czytałęm wypociny Stara w PSX Extreme jak to się podniecali japońskim demkiem i pamiętam jak i ja chciałem wtedy zagrać w coś takiego. Później, kiedy gra wyszła był wielki zawód. A to z tego powodu, że kompletnie nie wiedziałem czym jrpg jest i na co się tak naprawdę nastawiałem. Turowe walki, kupa gadania, skomplikowany system to było trochę za dużo jak na kolesia, który spodziewał sie sieczki z ładnie wymodelowanymi postaciami. Mimo wszystko wsiąknąłem, gatunek pokochałem i tak już zostało.

 

1. FFVIII- z oczywistych względów, które podałem wyżej. Pierwszy jrpg wogóle, śliczna grafika, animacje GFów czy przerywniki to była wtedy najwyższa klasa.

 

2. FFX- jeden z najlepszych tytułów na ps2 IMO, który graficznie jak na ówczesny czas zmiatał wszystko i wszystkich. Poza średnim Tidusem i wkur.wiającą Yuną i Rikku gra pozbawiona większych wad. Nawet ta liniowośc mi zbytnio nie przeszkadzała, bo okazało się że może być jeszcze gorzej (XIII).

 

3. FFVII- po ósemce zabrałem się za nadrabianie zaległości w postaci kultowej już wtedy siódemki. Na początku odstraszyły mnie klockowate postaci (byłem świeżo po ósemce), ale fabularnie jak i klimatycznie siódemka górowała nad jej młodszą siostrą i gdybym po prostu sięgnął po siódemkę jako pierwszego jrpga z jakim mogłem się zetknąc to pewnie ta część stałą by na samej górze. Po ograniu później Crisis Core od razu odpaliłem stareńką siódemkę na psp;]

 

4. FFXII- świetny świat, kilku świetnych bohaterów, słaba i dość ciężkostrawna fabuła i znakomity system walki. Gdyby historia trzymała poziom typowo Finalowy -ckliwe love story z ratowaniem świata i podana by była w sposób podobny do reszty Finali to pewnie ten tytuł byłby u mnie wyżej. Mimo wszystko przekombinowano, chociaż jeśli chodzi o samą rozgrywkę, nie patrząc na kwestię fabularną to chyba najprzyjemniejszy Final jak dla mnie.

 

5. Tytaj nie wiem czy dać IX czy może XIII. Powiedzmy że remis. W dziewiątą część pamiętam przechodziłęm na emulatorze, gdyż pozbywałem się wtedy PSXa zbierając równocześnie na Ps2 i nie miałem jak wtedy zagrać w ten tytuł. kombinując z moim starym i słabym kompem na ówczesne czasy udało mi się odpalić IX na emu i pożyczając pada spokojnie tytuł skończyłęm. Klimatycznie pierwsza klasa- poza przekombinowaną końcówką. Baśniowy klimat, uroczy Vivi i głupkowaty Steiner utkwiły mi w pamięci.

Z kolei XIII to jak na jrpg zawód. Gra dalej miała coś Finalowego w sobie, świetny system walki (trochę za długo rozwijający się) i kilka fajnych postaci, jednak fabularnie mi tytuł ten nie podszedł. Czegoś zabrakło i w pewnym momencie przed ostatnim rozdziałem gry nawet włączać mi się nie chciało. Ukończyłem ją w sumie z przymusu tak "aby było". Trochę zawód, jeśli mówimy tutaj z perspektywy serii.

 

6. FFVI- za późno grę włączyłem. Ciezko mi było przeboleć graficzną oprawę tytułu, chociaż fabularnie tytuł dawał radę. Byłem gdzieś w połowie gry ale sejw mi się skasował i nigdy tytułu nie ukończyłem.

 

7. FFIV- prawie to samo co wyżej, choć systemowo i graficznie ja i również fabularnie jeszcze gorzej. Po pewnym czasie robiłęm format c i savey poszły się kochac.

Odnośnik do komentarza
Suavek: są tylko osobiste rankingi na temat ff nie żadne ogólne, zostało to wprowadzone po to aby fani mogli podyskutować na tematy różnych części, co się jednym podobało a innym mniej. To wszystko.
Dobrze, rozumiem. Ja tylko stwierdzam, że nie mam zamiaru robić rankingu nierzadko zupełnie odmiennych od siebie gier, niezależnie od tego czy jest to lista indywidualna, czy ogólna. Każdą pozycję oceniam raczej z osobna, a nie patrząc przez pryzmat innej.

 

A odnośnie wcześniej wymienionej przez ciebie infantylności serii... Mówiłeśże grałeś w Disgaea3...
Grałem w pierwszą Disgaea, nie 3.

 

To jest szczyt dziecinady (postacie)
Ale o czym Ty w ogóle mówisz? Zdajesz sobie sprawę, że Disgaea to zupełnie inne klimaty? Gra, która śmieje się sama z siebie i wcale nie próbuje być ani trochę poważna? A tak się składa, że o wiele większą sympatią darzę taką dwulicową, lecz charyzmatyczną Etnę, albo komicznych Prinnies, niż większość bohaterów Finali. Ludki w Disgaea przynajmniej nie próbują ukazywać żadnej większej głębi, dzięki czemu nie pogrążają się tak jak na przykład Yuna czy Tidus. No ale raz jeszcze - to przecież zupełnie inne klimaty.

 

ogólnie dla mnie square udało się jedno: pod postaciami z wierchu infantylnymi (design), najczęściej kryją się bardzo złożone charaktery o których można napisać nie jedną powieść, i to jest kluczowym sukcesem serii... Weźmy na przykład taką Terrę: 4 piksele na krzyż a każdy kto grał w część 6 wie jak złożoną była postacią, to samo z Locke, Shadow'em czy wieloma innymi...
Tylko w tym momencie podajesz przykłady postaci, o których nigdzie w swoim wcześniejszym poście nie użyłem określenia "infantylne". Użyłem go zdaje się tylko w odniesieniu do Zacka, w przypadku którego jestem skłonny się zgodzić z tym co napisałeś i powiedzieć, że pod tą młodzieńczą przykrywką kryje się nawet interesujący charakter. Ale inni? Złożone charaktery, o których można pisać powieść? Mam nadzieję, że nie masz w tym momencie na myśli bohaterów takiego FFX czy FFVIII, gdzie ich zachowanie zależne jest albo od oklepanego stereotypu (Selphie: Love and Peace!!!1one), albo wymogów fabularnych ("twisty" zależne nie od osobowości postaci, tylko widzimisię twórców, którzy musieli pchnąć jakoś akcję do przodu). W opisywaną przez Ciebie szóstkę nie grałem dość długo, aby się dostatecznie wypowiedzieć. W przypadku reszty to zależy, bo albo bohaterowie są znośni, ale nie jakoś szczególnie powalający (np. w FFVII - taka Aeris ani trochę mnie nie ruszyła), albo są tak debilni (nazywając rzeczy po imieniu), że autentycznie człowiek się zastanawia jakim cudem mogą oni wzbudzać jakąkolwiek sympatię wśród graczy (FFVIII, FFX). Niby rzecz gustu, ale przecież też mamy pewne standardy, co nie? Mogę pojąć, że komuś podoba się gówniarstwo Tidusa, ale faktu, że to nadal jest gówniarstwo, za które w prawdziwym świecie gość powinien dostać po mordzie, to nie zmieni. Być może oczekuję od serii czegoś więcej, ale autentycznie, przykrywka magicznego świata nie jest dostatecznym usprawiedliwieniem idiotyzmu bohaterów, z którymi gra każe nam się zżyć. Być może jest to problem całego gatunku jRPG - gracz jest tu tylko obserwatorem, a nie bohaterem. Tak jak bez większych trudności mogłem "obserwować" poczynania "niemych" bohaterów w FFVII, tak z bólem patrzyłem na kolejne konwersacje postaci w FFX, które naprawdę pozbawione były jakiejkolwiek logiki, a które nieudolnie próbowały wymusić u gracza jakiekolwiek uczucie sympatii, stwarzając nieprawdziwe wrażenie głębi bohaterów, w rzeczywistości będących jedynie pionkami zależnymi od wymogów fabularnych. Nie będę oczywiście odnosił tego do każdej części FF, ale daleki jestem do takich uogólnień typu "cechą wszystkich Finali jest..." albo "to jest kluczowym sukcesem serii", bo to nieprawda. Niemal każdy Final jest inny i nie sposób wprowadzać tego typu uogólnień do całości cyklu.
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...