Skocz do zawartości

Console Wars 2.0

Featured Replies

Opublikowano

Na pewno w Reach nie dzieje się więcej niż w Bad Company 2, grałem w obie i tutaj zdecydowanie pod względem akcji rządzi BC2.

 

Tak Merson, a świnia to taka rasa kota :thumbsup:

  • Odpowiedzi 9,9 tys.
  • Wyświetleń 240,4 tys.
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Najpopularniejszy posty

  • No i dobra, może Sony po tej aferze zablokuje możliwość tego typu kupowania rzeczy z PSN.   Aha, mam nadzieję że ta afera przyczyni się do zatrzymania ekspansji różnego rodzaju usług sieciowych. Kup

  • eheheh, myślałem że to kółeczko wzajemnej adoracji tak plusuje Zwyrola, zawsze mu zazdrościłem tych pinćset plusów a tu sie okazuje co innego     wszystkie te konta po 0 postów, lol   wniosek:

  • I chvj. Na żadnym PC nie zagrasz w Gran Turismo, Forze, God of War, Uncharted, Heavy Rain, Red Dead Redemption, Killzone, Alana Wake.   Fuck PC gaming

Opublikowano

Jak skonczysz gimnazjum, to zmienisz zdanie, gust dojrzewa gdy zaczynasz stawac sie mezczyznom.

 

Heh co ma do tego że chodze do 2 technikum z gustami? Dla ciebie kolorowe halo i inne żelki czy krasnale są męskie? :good:

Opublikowano

Nie az tak, jak praktyki na katowni.

Opublikowano

Co do sandboxów, napiszę krótko. Niektóre są niezłe jak RDR, czy np Vice City, albo Bully. Ale jak mam do wyboru 30-40 godzinną grę z rozległym światem i takiego Uncharted 2 na 12h z bezustanną akcją, to zdecydowanie wybieram opcję nr2. Wolę liniową, ale bardziej intensywną rozgrywkę.

Opublikowano

Wczoraj oglądałem dokument o amerykańskich żołnierzach w Afganistanie i tak sobie pomyślałem, że w grach mamy kozaków z karabinami ze 150% testosteronu, a w praktyce ? Problemy z otworzeniem sklejkowych drzwi z kopa i wbijanie się na chama Hummerem między dwie ściany o prześwicie mniejszym niż szerokość auta :P

 

Jakby przyszło im walczyć z prawdziwą armią czy terrorystami z prawdziwego zdarzenia to by ich powystrzelano jak kaczki bo nie ma to jak wchodzić do nieznanego pomieszczenia dopiero po 3 kopach w drzwi albo wręcz ugrzęznąć nogą w drzwiach :D

 

A afgańska "armia" kosi wszystko - 3/4 żołnierzy napalonych haszyszem i bez hełmów :P

Opublikowano

I co Merson, tak cię podjarały kolorowe żelki i krasnale że aż zagrałeś w Reach tak? Weź przestań wciskać ludziom bajki.

 

BC1 <<<<<<<<<<<<<<<< BC2 <<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<< Reach (jeśli chodzi o singiel)

Opublikowano

A wiesz donsterydo, jak się szkolą młodzi fundamentaliści w szkołach (założonych przez np talibów)? Standardowa lekcja to czytanie, a raczej wkuwanie na pamięć Koranu, potem przychodzi ktoś ważny w hierarchii ugrupowania, rzuca hasło, a wtedy dzieciaki zamykają Koran, wyciągają z pod stołu AK-47 demontują na części pierwsze, składają go ponownie przeładowują i chowają pod stół. Ważniak wychodzi, a dzieciaki dalej czytają Koran.... I m.in dlatego ich armia pomimo "zacofania" technologicznego wciąż wygrywa z armią sił sprzymierzonych

Edytowane przez Farmer87

Opublikowano

Farmer87: Tylko ja mówię o armii afgańskiej, a nie o Talibach :P

Opublikowano

Farmer87: Tylko ja mówię o armii afgańskiej, a nie o Talibach :P

 

Na jedno wychodzi, w Afganistanie też są talibowie

Opublikowano

GTA IV jest swietne.

Fixed.

Opublikowano

Dla mnie i tak najważniejsza jest rozdzielczość, jak ktoś na obniża i ucieka z 720p na jakieś pseudo HD to jestem zawiedziony. Tak jak jestem zawiedziony takim GTA i Alan Wake, gry są świetne, ale na ekranie to takie rozmyte paćki :/

Tyle ze GTA4 chodzi w 720p a AAx2 ^_^ To ze gra przy tym wyglada slabo pokazuje ze cyferki to nie wszystko.

Opublikowano

http://uk.pc.ign.com/articles/114/1140402p2.html

 

Tłumaczenie:

 

Mówi się, że angielski pisarz William Golding, po usłyszeniu, że jego powieść "Władca Much" trafiła na listę bestsellerów New York Times, zadał głośno pytanie: "Co zrobiłem nie tak?". Z tego miejsca przejdźmy do branży elektronicznej rozrywki.

 

Twórcy gier są ograniczani wąskimi oczekiwaniami doświadczonych graczy, a ich produkt szybko staje się "Własnością intelektualną". Taki właśnie los spotkał serię Call of Duty, która zrodziła się kiedyś jako pochodna głośnego filmu "Szeregowiec Ryan" Stevena Spielberga - bajki o bohaterze przemierzającym krajobraz wyścielony rozdartymi flakami i jękami nagle okaleczonych żołnierzy.

 

Gry Call of Duty gnębiły graczy bez litości, efekty dźwiękowe były niezwykle realistyczne, a w momencie śmierci raczono nas drżącym obrazem przybierającym kolor krwi, siejąc horror w emocjach gracza. Po dekadach kłamliwej mitologizacji II Wojny Światowej, gry Call of Duty ukazały ją skupiając się na oddaniu ludzkiego cierpienia i wytrwałości.

 

Zaskakująco - ale i nieszczęśliwie - gry z serii Call of Duty są wciąż z nami dziesięć lat później, długo po tym, gdy miały coś nowego do zaoferowania. Ich technologia jest nowa i bardziej atrakcyjna, doszedł podstępny tryb multiplayer, ale same gry rok za rokiem pozostają w gruncie rzeczy takie same - przerażające ilości przeciwników, bezwstydnie oskryptowane akcje oraz nieuniknione uczucie traumy po utracie życia. W tym roku takim symulatorem traumy jest Call of Duty: Black Ops, które pod wieloma względami stało się przeciwieństwem tego, czym ta seria była w momencie swych narodzin.

 

Mechanika Black Ops wydaje się być bardziej spełnieniem oczekiwań publiki niż przykładem pomysłowości. Poruszanie i celowanie są nienaturalnie szybkie, tak jak to było w epoce Quake i Half-Life. Model poruszania sprawia wrażenie, jakby broń była przyczepiona do owcy pomykającej po mokrym cemencie. Nie ma tu miejsca na ciężar, zmęczenie, zużycie sprzętu, a to z roku na rok robi się coraz bardziej sztuczne, szczególnie w porównaniu do coraz bardziej wstrząsających animacji w momencie poniesienia przez nas wirtualnej śmierci. Szybkość poruszania i błyskawiczna precyzja w celowaniu - wspierana na konsolach przez wspomaganie trafiania we wrogów - prowadzą do tego, że bez przerwy strzelamy i zmieniamy miejsce.

 

Przeciwnicy padają jak muchy, ale pojawiają się ich całe chmary, a do tego czasem powstają z umarłych w momencie, gdy dotrzemy do kolejnego skryptu. Mamy do czynienia z podkręconą wersją tego samego prostego modelu rozgrywki pierwszych odcinków serii, która od samego początku była mniej lub bardziej nierealistyczną fantazją na temat II Wojny Światowej. Trudno sobie wyobrazić, by tajemna misja zniszczenia niemieckiej łodzi w Arktyce miała w sobie taką samą intensywność, jak inwazja Normandii czy oblężenie Stalingradu. Zmiana otoczenia, opowiadanej historii czy ogólnej tematyki nie ma jednak w Call of Duty większego wpływu ma model rozgrywki.

 

Żeby odwrócić uwagę od ciągłego strzelania, Treyarch wprowadziło różnorodne etapy z pojazdami - te fragmenty są nie tylko łatwiejsze, ale i bardziej ograniczone pod względem ruchu, choć dodają ogólnemu wrażeniu jeszcze większej dramaturgii.

 

W World at War wydawało się, że obraz i historia oddawały ironię przedstawianych wydarzeń. W Black Ops zostało to wymienione na pozbawiony przesłania sarkazm, sprowadzony do kolejnych acziwmentów i trofeów, będących nagrodami za zniszczenie wszystkich celów. Najbardziej niepokojącym przykładem jest tu misja "Payback" osadzona w Laosie. W etapie tym otrzymujemy odznaczenie za zniszczenie wszystkiego, co tylko się da. Połowę tego stanowią pojazdy wroga oraz mosty, cała reszta to jednak bambusowe chatki, doki i wioski rybackie. Nie trzeba być ekspertem od operacji USA w Wietnamie, Laosie czy Kambodży by rozumieć okrutne i zbędne wyniszczenie obiektów cywilnych.

 

Totalny przerost formy, prawdziwy fetyszyzm walki, stanowi bazę rozgrywki wieloosobowej. Infinity Ward doskonale trafiło łącząc dynamiczną rozgrywkę z systemem ekonomii. Treyarch naniosło poprawki, dodało drugi system ekonomii - punkty Call of Duty, którymi na dodatek można wymieniać się podczas meczów. Efektem takiego podkręcenia wszystkich parametrów jest nieustanna gonitwa po zatłoczonych korytarzach, a każdy gracz może zapewnić sobie szybki zastrzyk adrenaliny - bez większego przemyślenia.

 

Call of Duty stało się Coca-Colą branży gier, bezmyślnym symbolem, który wyzwala zażartą, trochę nielogiczną lojalność wśród swych zwolenników. W rzeczywistości to jednak niepokojąco sztuczna mieszanka uzależniających chemikaliów, gazu oraz substancji tak szkodliwej, że możnaby w niej rozpuszczać gwoździe. Pod tym względem Black Ops jest olbrzymim sukcesem, wzorowym przykładem na to, jak dana firma może wmówić ludziom co tylko zechce. Receptura pozostaje jednak tajemnicą. Można więc wrócić do zacytowanego na początku Williama Goldinga i odnieść jego pytanie do omawianych wyżej gier: co takiego robi Call of Duty, co możnaby uznać za wartościowe?

 

Cała prawda o tym syfie.

Opublikowano

Coca Cola jak COD, dobrze smakuje na zimno - gdy się nie zastanawiamy zbytnio nad tym co pijemy/ jaki jest przekaz gry. Pan Michał, który napisał ten przydługi tekst na IGN, troszkę źle do tej gry podszedł. Gry są dla zabawy. Chcecie symulacji pola walki, odpalcie 9 letniego Operation Flashpoint i przejedzcie misję gdzie zgubieni w lesie musimy przeżyć konfrontację z poszukującymi nas oddziałami wroga.

Opublikowano

Pepsi to Medal of Honor, chce być tak popularne, ale nie wychodzi.

Opublikowano

Coca Cola przynajmniej dobrze smakuje. :whistling:

 

Pepsi lepsze.

Nie kłam.

Dr.Pepper najlepszy to taki BF

Edytowane przez MaroS

Opublikowano

Pepsi to Medal of Honor, chce być tak popularne, ale nie wychodzi.

 

Pepsi to Battlefield.

 

Wcale nie jest mało popularne, ale ludzie i tak wybierają coca colę bo znają bardziej markę i błędnie myślą że jest smaczniejsze.

Opublikowano

Pepsi jest słodsze od coli

 

orginal cola (cola z biedry)<freeway (cola z lidla)<pepsi < cola < pepsi twist < cherrycoke < dr.pepper

Edytowane przez MaroS

Opublikowano

Pepsi jest słodsze od coli

 

orginal cola (cola z biedry)>freeway (cola z lidla)>pepsi > cola > pepsi twist > cherrycoke > dr.pepper

 

facepalm134.jpg

Edytowane przez Gość

Opublikowano

Pepsi jest słodsze od coli

 

orginal cola (cola z biedry)<freeway (cola z lidla)<pepsi < cola < pepsi twist < cherrycoke < dr.pepper

 

facepalm134.jpg

 

 

no+(pipi)+rzeczywiscie.jpg

 

Edytowane przez MaroS

Opublikowano

Jak mozna nad prawdziwa cole i pepsi (twist!) stawiac jakies lidlowe, czy biedronkowe wynalazki.

Opublikowano

Pomyliły mi się przyciski a nieczytałem tego co napisałem.

 

p.s kto skasował / ukrył mój post?

Opublikowano

http://uk.pc.ign.com/articles/114/1140402p2.html

 

Tłumaczenie:

 

Mówi się, że angielski pisarz William Golding, po usłyszeniu, że jego powieść "Władca Much" trafiła na listę bestsellerów New York Times, zadał głośno pytanie: "Co zrobiłem nie tak?". Z tego miejsca przejdźmy do branży elektronicznej rozrywki.

 

Twórcy gier są ograniczani wąskimi oczekiwaniami doświadczonych graczy, a ich produkt szybko staje się "Własnością intelektualną". Taki właśnie los spotkał serię Call of Duty, która zrodziła się kiedyś jako pochodna głośnego filmu "Szeregowiec Ryan" Stevena Spielberga - bajki o bohaterze przemierzającym krajobraz wyścielony rozdartymi flakami i jękami nagle okaleczonych żołnierzy.

 

Gry Call of Duty gnębiły graczy bez litości, efekty dźwiękowe były niezwykle realistyczne, a w momencie śmierci raczono nas drżącym obrazem przybierającym kolor krwi, siejąc horror w emocjach gracza. Po dekadach kłamliwej mitologizacji II Wojny Światowej, gry Call of Duty ukazały ją skupiając się na oddaniu ludzkiego cierpienia i wytrwałości.

 

Zaskakująco - ale i nieszczęśliwie - gry z serii Call of Duty są wciąż z nami dziesięć lat później, długo po tym, gdy miały coś nowego do zaoferowania. Ich technologia jest nowa i bardziej atrakcyjna, doszedł podstępny tryb multiplayer, ale same gry rok za rokiem pozostają w gruncie rzeczy takie same - przerażające ilości przeciwników, bezwstydnie oskryptowane akcje oraz nieuniknione uczucie traumy po utracie życia. W tym roku takim symulatorem traumy jest Call of Duty: Black Ops, które pod wieloma względami stało się przeciwieństwem tego, czym ta seria była w momencie swych narodzin.

 

Mechanika Black Ops wydaje się być bardziej spełnieniem oczekiwań publiki niż przykładem pomysłowości. Poruszanie i celowanie są nienaturalnie szybkie, tak jak to było w epoce Quake i Half-Life. Model poruszania sprawia wrażenie, jakby broń była przyczepiona do owcy pomykającej po mokrym cemencie. Nie ma tu miejsca na ciężar, zmęczenie, zużycie sprzętu, a to z roku na rok robi się coraz bardziej sztuczne, szczególnie w porównaniu do coraz bardziej wstrząsających animacji w momencie poniesienia przez nas wirtualnej śmierci. Szybkość poruszania i błyskawiczna precyzja w celowaniu - wspierana na konsolach przez wspomaganie trafiania we wrogów - prowadzą do tego, że bez przerwy strzelamy i zmieniamy miejsce.

 

Przeciwnicy padają jak muchy, ale pojawiają się ich całe chmary, a do tego czasem powstają z umarłych w momencie, gdy dotrzemy do kolejnego skryptu. Mamy do czynienia z podkręconą wersją tego samego prostego modelu rozgrywki pierwszych odcinków serii, która od samego początku była mniej lub bardziej nierealistyczną fantazją na temat II Wojny Światowej. Trudno sobie wyobrazić, by tajemna misja zniszczenia niemieckiej łodzi w Arktyce miała w sobie taką samą intensywność, jak inwazja Normandii czy oblężenie Stalingradu. Zmiana otoczenia, opowiadanej historii czy ogólnej tematyki nie ma jednak w Call of Duty większego wpływu ma model rozgrywki.

 

Żeby odwrócić uwagę od ciągłego strzelania, Treyarch wprowadziło różnorodne etapy z pojazdami - te fragmenty są nie tylko łatwiejsze, ale i bardziej ograniczone pod względem ruchu, choć dodają ogólnemu wrażeniu jeszcze większej dramaturgii.

 

W World at War wydawało się, że obraz i historia oddawały ironię przedstawianych wydarzeń. W Black Ops zostało to wymienione na pozbawiony przesłania sarkazm, sprowadzony do kolejnych acziwmentów i trofeów, będących nagrodami za zniszczenie wszystkich celów. Najbardziej niepokojącym przykładem jest tu misja "Payback" osadzona w Laosie. W etapie tym otrzymujemy odznaczenie za zniszczenie wszystkiego, co tylko się da. Połowę tego stanowią pojazdy wroga oraz mosty, cała reszta to jednak bambusowe chatki, doki i wioski rybackie. Nie trzeba być ekspertem od operacji USA w Wietnamie, Laosie czy Kambodży by rozumieć okrutne i zbędne wyniszczenie obiektów cywilnych.

 

Totalny przerost formy, prawdziwy fetyszyzm walki, stanowi bazę rozgrywki wieloosobowej. Infinity Ward doskonale trafiło łącząc dynamiczną rozgrywkę z systemem ekonomii. Treyarch naniosło poprawki, dodało drugi system ekonomii - punkty Call of Duty, którymi na dodatek można wymieniać się podczas meczów. Efektem takiego podkręcenia wszystkich parametrów jest nieustanna gonitwa po zatłoczonych korytarzach, a każdy gracz może zapewnić sobie szybki zastrzyk adrenaliny - bez większego przemyślenia.

 

Call of Duty stało się Coca-Colą branży gier, bezmyślnym symbolem, który wyzwala zażartą, trochę nielogiczną lojalność wśród swych zwolenników. W rzeczywistości to jednak niepokojąco sztuczna mieszanka uzależniających chemikaliów, gazu oraz substancji tak szkodliwej, że możnaby w niej rozpuszczać gwoździe. Pod tym względem Black Ops jest olbrzymim sukcesem, wzorowym przykładem na to, jak dana firma może wmówić ludziom co tylko zechce. Receptura pozostaje jednak tajemnicą. Można więc wrócić do zacytowanego na początku Williama Goldinga i odnieść jego pytanie do omawianych wyżej gier: co takiego robi Call of Duty, co możnaby uznać za wartościowe?

 

Cała prawda o tym syfie.

Lepiej bym tego nie ujął. Szkoda tylko,że i tak mało kogo zapewne ten fakt obchodzi bo jak wyjdzie następna część to znów ciemne masy rzucą się na pre-ordery bądź uderzą do sklepów w dniu premiery by po raz kolejny kupić starą "kaszankę"w okazyjnej cenie 200+ zł tyle tylko, że z nowymi reklamami ją promującymi i może zmienionym miejscem akcji.

Niedawno z ciekawości ściągnąłem demko MW2 i szczerze żałuję tego czasu bo takiej tandety już dawno nie widziałem. Grafika poza postaciami modelami broni rodem z czasów Quake'a III i debilne akcje rodem ze skokiem na skuterku pod koniec gry spowodowały, że zacząłem się poważnie zastanawiać nad tym jakim trzeba być de.bilem by uważać tą grę za tytuł bardzo dobry, ba niektórzy nawet uznają go za jeden z najlepszych fps'ów w historii. Do czego to już nie doszło...

Ta seria jak dla mnie zakończyła się na pierwszym CoD+dodatek, które bardzo miło wspominam. Potem to już tylko dodawanie kolejnych numerków do tego samego g.ówna.

Edytowane przez Paliodor

Opublikowano

Pepsi to CocaCola z konserwantami i większą ilością cukru = gów.no i zwykła podróba. Nie ma klimatu i historii. CC zawierało kiedyś kokainę (sic!), która nie była wtedy uznawana za narkotyk.

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.

Ostatnio przeglądający 0

  • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.