DarkStar 146 Opublikowano 7 listopada Opublikowano 7 listopada 2 godziny temu, Soban napisał(a): Dobrze się bawiłem do Egila, ale nagle gra stwierdzila, ze chuj mi w dupe i musze wygrindowac z 5lvli do 70 by w ogole go trafiac :| Do tego momentu to 0 grindu potrzebowałem, a tu nagle boss 6lvli wyzej i tylko miss za missem leci. Hahaha! Jestem dokładnie w tym samym miejscu Chodzi o drugie spotkanie z nim? Boss ma 72lvl i przydupasów, moja drużyna ma 68lvl. Próbowałem kilka razy dwoma składami. No ni chuja. Udaje mi się rozwalić jeden czy dwa filary i zostaję zmasakrowany. Kilkadziesiąt godzin grania, z żadnym bossem nie miałem większych problemów (raz z opcjonalnym trochę, ale to na własne życzenie), często byłem nawet OP w momencie gdzie dochodziłem do jakiegoś ważnego starcia, bo robię dużo zadań pobocznych (rzyg) i nagle ściana kiedy jestem już pod koniec gry. Przez to odłożyłem grę znowu na parę tygodni i gram w co innego. Wróciłem do jakichś okropnych zadań typu "idź i zabij x potworów", które wcześniej zignorowałem. Ostatecznie mogę włączyć tryb kałżala, ale odbieram to jako osobistą porażkę, więc jeszcze będę męczył. Cytuj
Soban 4 102 Opublikowano 7 listopada Opublikowano 7 listopada @DarkStar dokladnie tutaj, wlazlem tam na 66 i 1 faze pokonalem w miare easy, ale jak chlop wsiada w robota na 72 to tragedia przez missy, chociaz jakims cudem udalo mi sie zbic mu ze 25% samymi dotami rikiego xd Troche bym rozumial taki skok levelu jakbym skipowal walki, ale tych mechonow to caly legion uwalilem w tym miescie lacznie z tymi unikatowymi. No nic taki urok starych gier od japonczykow, ze w pewnym momencie wlacza sie tryb pana marudy niszczyciela dobrej zabawy i gra kaze grindowac. Ziomek ostatnio pierwszy raz finala x przechodzil i tez sie wkurwial, ze seymour na mt.gadgazet wycieral nim podloge i zmusil do grindu. Cytuj
Soban 4 102 Opublikowano 9 listopada Opublikowano 9 listopada Skonczone na 77lvlu i ostatnie kilka bossow dosyc czasochlonne przez tone missow, ale jakos poszlo dzieki absolutnemu chadowi Rikiemu i jego dotom. Zajelo mi to ze 40h niecale i mysle, ze tak do okolic 30h bawilem sie wybornie, ale potem niestety gra sie troche wywala na cyce gameplayowo. Mapy zaczynaja byc nudnymi fabrykami na jedno kopyto, gdzie trzeba biegac z jednego konca na drugi by wlaczyc windy, system walki robi sie mega powtarzalny i kazda walka przebiega praktycznie tak samo(Shulk ma za malo skilli zdecydowanie) + bossy nie maja jakichs swoich gimmicow zbytnio przez co kazdego praktycznie robi sie tak samo. No i najwieksza rysa to ten jebany wymog grindu w ostatnich kilku chapterach, gdzie grasz sobie legancko w gierke i nagle dostajesz w ryj bossem 5lvli wyzszym przez co nawet go nie trafiasz a grind przez tempo walk jakis wybitnie szybki to nie jest. Za jakis czas planuje dac druga szanse Xeno 2 od ktorego sie odbilem w dniu premiery. Moze po latach bardziej docenie opowiesc o chlopcu i jego mieczu w ktorym mieszkaja cycate anime dziewczynki oraz noponie i jego sex robocie. 1 1 Cytuj
DarkStar 146 Opublikowano 22 listopada Opublikowano 22 listopada Ja nadal jestem przed Egilem (bo praktycznie nie gram). Podgrindowałem na 69lvl i obecnie chciałem sklepać opcjonalnego bossa (Majesitc Mordred 70lvl), który mnie wyjaśnił dwa razy, nie wiem czy walka trwała 20 sekund Bardzo, bardzo, bardzo mi się nie chce grindować, biegać po mapach (tu mam jeszcze fast travel zablokowany ) i szukać śmieci. Jeszcze się zgubiłem na chwilę w Agniracie i nie mogłem znaleźć drogi powrotnej. I te niecałe 40h to dla mnie kosmos jakiś, ja mam ponad 70h już Cytuj
Soban 4 102 Opublikowano 22 listopada Opublikowano 22 listopada System walki jest zbyt ubogi by chcialo mi sie robic kazdy side quest jaki sie da + sa one rodem z mmo z lat 2000. No i caly czas mialem odczucie, ze grze przydalby sie jakis mount, bo te mapy to tez takie wlasnie ala mmo i w cholere czasu sie w tej grze traci na bieganiu w te i z powrotem. Do grindu polecam dac aktywnemu party tego buffa od rikiego ze skill tree, ze wiecej expa sie dostaje w ciagu dnia i grindowac przestawiajac zegar by zawsze byl dzien. 1 Cytuj
Beelzeboss 324 Opublikowano 23 listopada Opublikowano 23 listopada Wystarczyłoby pilnować gemów i nie ma mowy o żadnym grindzie. Cytuj
ogqozo 6 574 Opublikowano 24 listopada Opublikowano 24 listopada Ten temat powinien mieć przyklejony na górze warning: "słowo grind oznacza powtarzanie tej samej czynności żeby zakumulować jakiś surowiec w większej ilości; słowo grind nie oznacza robienia innych zadań i odwiedzania innych miejsc których ktoś nie chce, przy takiej definicji to wszystko byłoby grindem". Nie wiem co ludzie z tym mają. Zwłaszcza że mówią akurat o jednym z mniej grindowych jRPG-ów jakie do tamtej pory powstały, zrobienie wszystkiego raz zapewnia mocne przelevelowanie przy typowym podejściu. "Ale ja nie chcę nigdzie chodzić i niczego widzieć i z nikim walczyć więc nie byłem przelevelowany". No fajnie, ale słowo grind tego nie znaczy w słowniku. Cytuj
Soban 4 102 Opublikowano 24 listopada Opublikowano 24 listopada No właśnie kocopoły gadasz, bo w tej grze jest grind wymagany wlasnie pod koniec. Nic absolutnie nie zmieniłem w swoim playstylu, eksplorowalem i robilem 3/4 nudnych w chuj questow i gra nagle wali pod koniec bossami ktorych nawet nie mozna trafic przez roznice levelow i musialem dobijac do maksymalnej akceptowalnej roznicy leveli(chyba 4 albo 5) by moc cokolwiek zrobic. Moze zle gram i moglem zamiast grindowac potwory robic "wspaniale" questy polegajace na zabijaniu potworow ktore nie daje nawet expa xd Nie no ogór ogarnij. Cytuj
ogqozo 6 574 Opublikowano 24 listopada Opublikowano 24 listopada Słowo "wymagane" oznacza, że każdy musi coś robić. Sam fakt, że masa osób tego nie robi i przechodzi grę na luzie, jest logicznym dowodem na to, że nie jest "wymagane". Możesz co najwyżej powiedzieć, że ty grindowałeś, w co jakoś tam wierzę że może, ale stwierdzenie że jest to "wymagane" jest obiektywnie nieprawdziwe. Questy, UM-y i odkrywanie lokacji dają bardzo dużo doświadczenia na całą grę. Samo walczenie z potworami po drodze w głównych dungeonach dość standardowo dobija ekipę do 75 levelu, na którym spokojnie można przejść grę, ale dla większości graczy co najmniej kilka poziomów wyżej. Na wyższych poziomach są potwory w Satorl Marsh, Eryth Sea, Tephra Cave i jakichś tam górach które nadal dają masę expa. Masa osób zrobiła wszystko w Xenoblade (poza ostatnim opcjonalnym superbossem) nigdy niczego nie powtarzając, więc na 100% nie jest to "wymagane". Rozmawiałem w necie z masą osób które grały w XC i przeciwnie, większość osób po prostu grając dla przyjemności miała na koniec gry dużo "zbyt wysoki" level i częściej na forach były narzekania na to, że główny scenariusz to już wtedy żadne "wyzwanie". Wyobrażam sobie, że grindowanie czegoś tam może być, być może, zajmującą mniej czasu metodą zobaczenia zakończenia gry gdy to jest czyjś jedyny cel (tak jak w Dragon Queście łażenie po jednym pokoju gdzie jest metal slime i grindowanie metal slime'ów, by potem olać wszystkie inne walki, jest najszybszą metodą przejścia gry), ale obiektywnie na 100% nie jest "wymagany grind" w tej grze, skoro można bez niego. Na podstawie własnego przypadku, ja nie mogę powiedzieć że "nie da się grindować" i tak nie mówię, widocznie się da skoro są przypadki, ty nie możesz zaś powiedzieć że "trzeba grindować" bo każdy przypadek wbrew temu zaprzecza. A jest ich nie jeden, a masa. Wystarczy mieć internet i wejść na dowolne stronki, w 2011 już były stronki o grach, a ponadto wydanie na Switcha odnowiło zainteresowanie, to nie jest kwestia opinii, masa osób grając w Xeno nie robiła żadnego broń Boże grindu. 1 Cytuj
DarkStar 146 Opublikowano 25 listopada Opublikowano 25 listopada Problemem tej gry jest zafascynowanie jej twórcy MMO. Właściwie wszystkie zadania są koszmarne z zlewają się w jeden wielki fedex / ubijanie stworków. Nawet jak NPC coś mówi, co mogłoby być ciekawego (jakby to np. Trailsy były), to zaraz trzeba biec od znacznika do znacznika (dzięki Bogu dodali je w remasterze) i bić 20 potworów, albo zebrać 5 świecących kulek, które od innych kulek różnią się nazwą wyświetlaną po ich zebraniu. Nadal uważam, że to jest super gra, ale odejmuję oczko od oceny końcowej za ten syf. Wątek główny jest super. W dniu 24.11.2024 o 11:49, ogqozo napisał(a): Samo walczenie z potworami po drodze w głównych dungeonach dość standardowo dobija ekipę do 75 levelu, na którym spokojnie można przejść grę, ale dla większości graczy co najmniej kilka poziomów wyżej. Jestem w siedemnastym rozdziale (ostatni) i mam 70lvl obecnie, robiłem praktycznie każde zadanie jakie znalazłem, oprócz wyzwań (one dają dużo kasy, ale 0 expa), chociaż niektóre też wpadły, bo jak gdzieś biegłem, to robiłem wszystkie wykrzykniki na mapie po drodze do celu. Musiałem na Egila "pogrindować" (w takim znaczeniu o jakim pisze @Soban), czyli zrobić kilka zadań z dużym expem, które były nudne, identyczne jak 400 innych zadań w tej grze i były stratą czasu, ale były wymagane (sic!), abym w ogóle mógł do tego bossa podejść. Cytuj
DarkStar 146 Opublikowano 26 listopada Opublikowano 26 listopada (edytowane) Chciałbym już skończyć, bo mnie ciągnie do testowania nowego Rogala z innymi grami Mam 72lvl i chciałem sobie wesoło iść do finału, ale sprawdziłem na szybko jaki poziom ma ostatni boss (żeby nie było powtórki) i mi mina zrzedła. Chyba się nie obejdzie bez grindowania na jakichś unikalnych potworach. Ludzie sugerują Satorl Marsh. Wydaje mi się, że powinienem tryb Causal włączyć, ale wtedy nie będę mógł sobie spojrzeć w oczy przed lustrem. Edytowane 26 listopada przez DarkStar Cytuj
KrYcHu_89 2 378 Opublikowano 30 listopada Opublikowano 30 listopada W dniu 26.11.2024 o 20:31, DarkStar napisał(a): Chciałbym już skończyć, bo mnie ciągnie do testowania nowego Rogala z innymi grami Mam 72lvl i chciałem sobie wesoło iść do finału, ale sprawdziłem na szybko jaki poziom ma ostatni boss (żeby nie było powtórki) i mi mina zrzedła. Chyba się nie obejdzie bez grindowania na jakichś unikalnych potworach. Ludzie sugerują Satorl Marsh. Wydaje mi się, że powinienem tryb Causal włączyć, ale wtedy nie będę mógł sobie spojrzeć w oczy przed lustrem. Po to jest casual, żeby można było sobie odpuścić grind. Ja bym na twoim miejscu w to szedł, skoro męczy, zakończenie trzeba poznać, a potem jest jeszcze DLC. Cytuj
devilbot 3 723 Opublikowano 30 listopada Opublikowano 30 listopada Zmieniasz na casual zabijasz kilka dinozaurów w lesie i cyk 90level. Potem możesz zmienić na normal i grasz dalej. Kurwa jakie problemy. A najlepiej to cieszyć się grą a nie iść od punktu fabularnego do punktu no ale nie wypada nikomu mówić jak ma grać. 1 Cytuj
ogqozo 6 574 Opublikowano 30 listopada Opublikowano 30 listopada W GTA V najgorszy jest niesamowity GRIND wymagany w tej grze (czasem warto jeździć autem, a ja akurat nie lubię jeździć autem, muszę chodzić piechotą i to bez biegania, tylko chodzenie mi się podoba, więc tak sobie uznam że będę non stop nazywał jazdę autem słowem "grind"). Cytuj
DarkStar 146 Opublikowano 30 listopada Opublikowano 30 listopada 54 minuty temu, devilbot napisał(a): Zmieniasz na casual zabijasz kilka dinozaurów w lesie i cyk 90level. Potem możesz zmienić na normal i grasz dalej. Na to nie wpadłem! Cytuj
ogqozo 6 574 Opublikowano 7 grudnia Opublikowano 7 grudnia Nie zdzierżyłem i zacząłem grę ponownie, czego nigdy nie robię - i mnie nie kusiło, bo Xenoblade jedynka się jednak zestarzał i nie ma już po co w niego grać dzisiaj. Ale w głowie świerzbiło - czy ja oszalałem? Czy w tej grze jest jakiś grind, wymagany, czy ja aż tak mam jakieś zaburzenia poznawania że grałem w zupełnie inną grę? Za dużo myślenia o jednej z najlepszych gier wszech czasów, by nie poczuć do niej nagle mięty. I poszło na przecenie za 40 euro ściąganko. Okazuje się, że... nie, nie oszalałem. Xenoblade to przeciwieństwo grindu, to najbardziej niegrindowa gra jRPG w historii, to gra, która samodzielnie przeniosła jRPG w nowy, kompletnie inny wymiar - zerwała z całym standardem jak nic wcześniej i później. W 2011 roku to było niesamowite włączyć jRPG-a, który jest piękny jak jRPG, ma piękne artystyczne lokacje i piękną muzyczkę i jakiś tam polot, a jednocześnie... nie musisz walczyć. Nie ma tego zmuszania gracza do wszystkiego, które niektórzy uważają za obowiązkowe w gatunku. Idziesz sobie po polanie i króliki po prostu są, możesz je walić... nie musisz. Prawie nic nie musisz. Jakie to jest cudne, nawet dziś wiele popularnych jRPG-ów bazuje na zmuszaniu gracza do walki non-stop. A tam - nie. Masz jakieś zadania, robisz je według wyboru, coś tam znaczą, ale też bez ciśnienia. Jasne, nie da się przejść gry bez toczenia walk - no ale masz wolność, jakich i kiedy i jak. No i, przede wszystkim, niczego nie trzeba powtarzać w kółko. Można klepać farmić wszystkich słabiaków dokoła, albo skupić się na małej liczbie wymagających walk z przeciwnikami wysokiego levelu. Questy sprawiają, że jesteśmy nagradani dużo bardziej za rozwalanie INNYCH przeciwników w liczbie po kilku, odwiedzaniu INNYCH miejsc zamiast stania w jednym - to jest dosłowne przeciwieństwo słowa na "g", że bardziej się nie da. Gra ma wiele, wiele mechanizmów by dosłownie NIE nagradzać powtarzania tego samego (oraz, jasne, nadal parę, które de facto to robią, ze względu na zawartość - przykładowo, niektóre gemy są znacznie bardziej wartościowe od większości. Niemniej wszystko w grze poza ewentualnie superbossami można spokojnie robić ignorując te elementy). Można to lubić albo nie... ja raczej lubię. Uczucie bycia w świecie, jakiego nigdy nie było w RPG. Oczywiście nie znaczy to, że ktoś nie może woleć klasycznego schematu na grę "gadające głowy gadają, a pomiędzy jesteś sterowany" i Xenoblade ma mu się podobać - po prostu słowo na "g" nie ma kompletnie nic wspólnego z akurat tą grą. Ale o czym to ja miałem pisać - aha, jedno jeszcze DODALI w tej wersji, co czyni te wymysły tym zabawniejszymi. Otóż w edycji na Switcha... jest też możliwość bankowania EXP-a (w tym automatycznego bankowanie wszystkiego poza walkami całą grę), i potem wyjmowania lol. Tak jak w następnych częściach. To już w ogóle niweluje wszelkie problemy z zyskiwaniem leveli. Można sobie zawsze wejść do menu, obniżyć, ponawalać przeciwników na wyższym poziomie zbierając masy expa, i potem wybrać tamte z banku i jeszcze zyskać levele. Zyskanie nawet maksymalnego levelu powinno być niesamowicie krótkie, jeśli komuś zależy. Swoją drogą to działa to dziwnie, w paru aspektach nieintuicyjnie (nie opłaca się BARDZO obniżać levela, 6 poziomów poniżej przeciwnika wydaje się optymalne - za pokonanie bossa na 1 levelu wcale nie zgarniamy tony expa), ale ogólny zarys jest oczywisty. Niesamowite, że przy tylu płaczach na brak możliwości zyskania expa, nie widzę żeby ktoś nawet wspominał o tej mechanice, dostępnej cały czas jako jedna z główny komend w menu i zajmującej (na szczęście, w przeciwieństwie do następnych XC) sekundy by wykonać. Tylko jedna osoba na poprzednich stronach o tym pisała i, niespodzianka, narzekała tylko na to że jest przelevelowana i bez tego. Wow, czyli to sugeruje, że jeśli ktoś zgodnie z prawdą opisuje zawartość gry, to ma odwrotne wnioski niż ludzie fantazjujący o jakimś koniecznym grindzie, zadziwiające jak to działa. Już mając level 25, mogłem sobie z tego podwyższyć na 31. Podejrzewam więc, że po prostu tocząc normalne walki dokoła wybierając tylko co mocniejszych przeciwników (i tocząc w ten sposó 800 razy mniej walk niż w Grindsonie: Grindfantazio czy Grindon Queście XI), pod koniec gry będę mógł sobie podwyższyć spokojnie kilkanaście leveli robiąc tylko te bardziej "personalne" questy i zwiedzając świat. Zobaczymy. Czy jest jakikolwiek mniej grindowy jRPG? W którym chodzi po prostu o wolność i latanie sobie po lokacjach i cieszenei się widoczkami, muzyczką i tym że coś tam robisz dla ludzi w mieście żeby im kwitły relacje? Nie ma. Cytuj
DarkStar 146 Opublikowano 7 grudnia Opublikowano 7 grudnia Dla mnie grind występuje wtedy kiedy progress jest sztucznie blokowany przez przeciwników na znacznie wyższym poziomie, kiedy gracz robił prawie wszystko po drodze. Jeżeli w tym momencie wymagane jest przerwanie podróży i levelowanie postaci, to jest grind. Bardzo dużo graczy narzeka na to w XC1, dokładnie w tych samych momentach co ja (oczywiście szukałem info o tym). Jeżeli chodzi o tryb Expert to najwidoczniej nie zrozumiałem jego założeń, bo mi się wydawało, że to sposób na sprawienie, aby gra była TRUDNIEJSZA. Zresztą, nie tykałem tych opcji, bo chciałem mieć vanilla experience z QoL (np znaczniki na mapie). 3 godziny temu, ogqozo napisał(a): Czy jest jakikolwiek mniej grindowy jRPG? Tak. To zabawne, bo dla mnie właśnie... wspomniany przez Ciebie Dragon Quest XI Ukończyłem na normalnym poziomie trudności po prostu idąc cały czas przed siebie i nie stroniąc od walki. Dokładnie tak samo grałem w Xenoblade. Nie wiem jak jest w trybie Draconian Quest, ani w endgame ani z opcjonalnymi bossami. Cały główny wątek można przejść po prostu grając. W Xenoblade to mi się nie udało. Cytuj
Yoshu 117 Opublikowano 8 grudnia Opublikowano 8 grudnia Ja mam ok. 15h w grze i na razie nie dostrzegam grindu. Co prawda tych zadań pobocznych jest cała masa, ale sprowadzają się do znalezienia jednego itemku / ubiciu jednego albo max kilku potworków. W wiekszości z nich nawet nie trzeba się wracać do zleceniodawcy, więc idą bardzo szybko i robię je na bierząco. Fabuła jest całkiem ciekawa, system walki trochę powtarzalny na dłuższą metę, ale też nie przeszkadza w zabawie. Na razie bardzo mi się podoba, wrzucę update po ~100h Cytuj
ogqozo 6 574 Opublikowano 8 grudnia Opublikowano 8 grudnia Podawałem wyżej co znaczy słowo "grind". Serio nie wiem co można jeszcze z tym mielić. To słowo ma znaczenie. Nie można sobie po prostu wymyślać, co słowo znaczy, bo fajnie brzmi. I poza tym, nie, właśnie w tym momencie gram w Xenoblade i nie ma absolutnie żadnej, żadnej szansy że "robiąc prawie wszystko" jesteś na niższym poziomie niż przeciwnik. To jest niemożliwe przy tym jak działa skalowanie expa z samych walk z przeciwnikami na głównej ścieżce. Tocząc tyle walk, do których cię zmusza Dragon Quest XI czy tego chcesz czy nie, po prostu jest to niemożliwe mieć zbyt niski level. Gra ogólnie mnie o dziwo bardzo wciągnęła, choć początkowo uderzyła mnie starością - nie ma co, to nie tylko gra z 2011 roku, ale też z Wii, i mimo że odnowiono ją w HD ładnie, to jest to tylko odświeżenie, żadna większa przemiana. Te same elementy zostały potraktowane inaczej, faktycznie nowych grafik jest bardzo mało, głównie twarze postaci i elementy interfejsu, teraz bardziej to odczułem niż na Wii. Gra jest jednak po prostu niesamowita. Liczba funkcji, by było wygodniej, do dzisiaj powala, wiele innych wiodących RPG-ów powoli nadrabia. Co ważne, są to wygody tak podane, by nie było uczucia, że gra robi wszystko za nas, że po prostu wybieramy oczywistą opcję w menu jak w jakimś bardziej popularnym RPG-u. A opcji jest i tak masa. Można zawsze zmienić czas na dowolną godzinę. Mamy mapę postaci z wypisanymi miejscami i godzinami. Możemy wymieniać się na przedmioty do questów, i mamy podane kto ma jakie. Fast travel jest dostępny dla prawie wszystkiego i w obrębie danej lokacji natychmiastowy, a w innej - kilkusekundowy (choć fakt, że w tej części punkty bywają rozsiane nieco rzadko). Przeciwnicy normalni w ogóle nas nie atakują, a ci "agresywni" nie atakują nas, gdy mamy wyższy level - co sprawia, że odwiedzanie starych lokacji jest kompletnie luzackie i nie walczymy z kompletnie niczym, jeśli nie chcemy; możemy spokojnie przechodzic tylko główną ścieżkę, a robiąc questy poboczne, skupiać się tylko na tym, co sobie akurat zechcemy. Wersja Switchowa pozwala nawet kompletnie trzymać za rączkę i po prostu pokazywać kreskę na mapie gdzie iść z każdym questem, co jest rozwiązaniem jakby dla fanów popularnych RPG-ów i naprawdę polecam po prostu grać i cieszyć się widoczkami i światem, ale trudno narzekać na możliwość wyboru. Jednocześnie gra ma zaskakująco sporo sekretów, jak na to, że wszystko normanie jest opisane. Niemniej kilka rzeczy "ekstra" nie jest, czasem czegoś nie ma na mapie - ale rzeczy takich, które dają satysfakcję odkrycia czegoś samemu, nie są zaś kompletnie wymagane do przejścia gry, są dla ludzi chcących cyckać na maksa. Sekretne lokacje mogą nam dać przeciwnika "wyprzedzającego" to, czego się spodziewamy, a wielkie potwory na levelu 70, 80, 90, które straszą nas po drodze, ostatecznie rozwalone dają nam książki pozwalające podnieść techniki do X poziomu. Chociaż postaci są oznaczone na mapie kropkami, to jest ich taka masa, każda z przynajmniej paroma zdaniami do powiedzenia, że wydaje się, iż za każdym razem odwiedzając miasto spotykamy ciągle nowe, albo stare mają nowe reakcje na to co się wydarzyło z innymi - nieraz dają nam one całkiem długie questy, które mogą nawet dać nową ścieżkę skillów czy nową podlokację, dając uczucie wielkiego szczęścia, że na to akurat w końcu wpadliśmy. Niemniej nic nie jest wymagane - robiąc 80% albo 60% questów, nadal spokojnie można przejść grę niemal tak samo, robiąc za to co innego. Połączenie tego quality of life z tym, jak artystyczna jest ta gra - jak wyjątkowe są lokacje i muzyczka i społeczności dające ci razem feel bycia w czymś specjalnym - to naprawdę aż za dużo dobrego. Technicznie gra na pewno była niesamowitym osiągnięciem na Wii. Takie lokacje przemierzane w taki sposób w takim tempie, to coś niespotykanego. Oczywiście, dziś, po Rebirth, można pomarzyć o remake'u tej gry na poziomie Rebirth, na ogromnej konsoli PS5, z dużo większą jakością obrazu. Trzeba się przyzwyczaić trochę do tej grafiki, by gra działała na wyobraźnię tak, jak za czasów Wii. Cała reszta za to pozostaje niewiarygodnie dobra. Nic dziwnego, z perspektywy czasu, że Nintendo chcąc zrobić najlepszą grę wszech czasów w postaci zupełnie nowej Zeldy open world, zgłosiło się do Monolithu po pomoc. Gry open world przed Xenoblade zawsze kojarzyły mi się z tanio generowanym kontentem, mało ciekawym artystycznie, dużymi ale prostymi mapami (nawalone trawy, nawalone drzew, nawalone kamieni), brakiem wyrazistych momentów. Pamiętam to łażenie przez Elder's Scrolls czy Fallouta i uczucie, Jezu, ile człapania i nawet nie umiałbym opisać tego co widzę. Te gry były dla swoich fanów i miały licznych fanów, ale dla fana wzruszających wymuskanych doświadczeń rodem z Final Fantasy i Chrono Triggera, nie miały żadnej intrygującej zawartości. Ten przełom się przypomina, grając dziś w tę grę. Ich operowanie sanboxami, byśmy widzieli tyle przestrzeni na małej konsolce, i faktycznie cały czas byli w tym miejscu i widzieli to wszystko dokoła co tam spójnie jest, to jakiś geniusz designu przestrzennego. Możliwości przed Monolith są nadal ogromne - ich ambicje co do budowania świata w którym się non stop zarąbiście gra na pewno ograniczają szczegółowość grafiki, co w kolejnych częściach na Switchu ulepszano raczej poprzez zmianę stylu i ładniejsze kolorki, niż jakiś ogromny skok techniki detalu by wszystko wyglądało jak w Rebirth, co oczywiście nie jest możliwe na Switchu. Podstawy są niesamowite. Kolesie są kompletnymi geniuszami rysowania przepięknych, od razu rozpoznawalnych, mających niesamowitą ilość charakteru lokacji; dopieszczają wszystkie elementy gry topowo; robią genialną, wzruszającą, wywołującą dziwne mistyczne uczucie muzykę, która - jak dziś to cudowne! - nie jest ani minimalistyczna, ani nie jest banalnym typowym hollywoodzkim mówieniem ci że masz się jarać bo napierdala; no i ma cudownie rozwiązane motywy dnia/nocy... jest po prostu jak muzyka z czasów, gdy gry jRPG nie były gadane i były opowiadane muzyką, pełna melodii i opowieści; mają też dobrych scenarzystów z masą pomysłów. Żadna seria Nintendo nie ma tak oczywistego potencjału na rozjebanie nas jeszcze bardziej na nowej, przypuszczalnie zauważalnie "mocniejszej", konsoli. Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.