Gość Oran Opublikowano 10 października 2009 Opublikowano 10 października 2009 (edytowane) Jak Polczaka już nigdy Majewski nie weźmie to może być trenerem do końca świata. edit: to znaczy, że nie taki diabeł straszny jak go malują - dałbym mu szansę... Ale Grzesiu Lato z resztą "elyty" niech wy.pie,rdala. Edytowane 10 października 2009 przez Oran Cytuj
Gość Maiden Opublikowano 11 października 2009 Opublikowano 11 października 2009 Szkoda tylko Obraniaka, bo byl kompletnie osamotniony. Ten facet sie wpiep.rzyl makabrycznie. Jest wciaz dosc mlody i perspektywiczny i moze sie rozwinac i mialby szanse wyladowac we francuskiej kadrze. A tak jest ofiara rozgrywek o kase paru cwaniakow z PZPN, ktorzy za wszelka cene chcieli ustrzelic Leo. Ktory z takim "wsparciem" wiele nie mogl zdzialac. Czy to przypadkiem nie ty, ze dwa miesiące temu, mówiłeś, że Ludo jesł słaby, przeciętny, i w ogóle Polsce niepotrzebny? Zmieniasz poglądy jak chorągiewka. Cytuj
dr_hakenbusz 3 Opublikowano 11 października 2009 Opublikowano 11 października 2009 Oglądałem jednym okiem, resztę śledziłem na "zczuba", gdzie jeden komentarz podsumował naszą kadrę: 77. min. Lewandowski w świetnej sytuacji! Kopnął jedną nogą! Zablokował drugą! Niesamowite! . Wszystko na temat. Piłkarze beznadzieja, trener to samo. Cytuj
dr_hakenbusz 3 Opublikowano 12 października 2009 Opublikowano 12 października 2009 W ogóle ta cała sytuacja jest chyba nieźle pomyślana przez EngeLato. Zostały się dwa mecze, trudne mecze. Bez sensu jest oceniać selekcjonera po tak krótkim czasie. Na dodatek po wyjątkowo beznadziejnych ostatnich występach, dość łatwo będzie o "widoczną poprawę" - młodzi się zepną (w niektórych jest jeszcze ambicja), jakiś remis i honorowa porażka i już PZPNowski beton będzie miał powód, żeby "dać Stefkowi szansę". no i wykrakane: (z wywiadu z Antonim P. wiceprezesem PZPN) Reprezentacja przegrała, ale zagrała w innym stylu i lepiej niż ze Słowenią w Mariborze. W drugiej połowie zabrakło odporności psychicznej. Piłkarze grali ze sobą pierwszy raz, więc nie wszystko zostało do końca dopracowane. Czesi walili głową w mur, choć nasi obrońcy grali ze sobą pierwszy raz. Dlatego aż się prosiło, by podawać od razu do napastników. Jeśli ta drużyna zagra razem dziesięć meczów, nie pozna jej pan całość Cytuj
Gość Opublikowano 12 października 2009 Opublikowano 12 października 2009 Jak nie zapomnę, to wieczorem wrzucę skan z fajnego artykułu o PZPN sprzed paru dni. Co prawda Rzeczpospolitej nie czytam ale artykuł był ciekawy. Stay tuned Edit. O znalazłem w wersji elektronicznej PZPN ? rodzina na swoim Michał Kołodziejczyk , Paweł Wilkowicz Blisko rok temu Grzegorz Lato i jego stronnicy odzyskali piłkarski związek dla siebie. Teraz odbili też reprezentację i mogą robić to, co działacze potrafią najlepiej ? trwać ? Weźcie to jakoś ograjcie piarowo ? mawia czasami Grzegorz Lato do swoich współpracowników po decyzjach PZPN, o których wie, że mogą oburzyć kibiców. Na związkowych korytarzach działacze trochę się podśmiewają z wiary, że taki towar można ładnie opakować. Ale otwarcie nic nie powiedzą. Lato to w końcu dowód na potęgę PR. Pierwszy szef związku, który specjalnie na czas kampanii wyborczej odchudził się i wygładził publiczne wystąpienia. Pierwszy, który wynajął specjalistów od kreowania wizerunku. Nawet jako senator RP tak się kampanią nie przejmował, ale to były stare czasy. Dziś swoich menedżerów miewają piłkarze, którzy nie pokończyli jeszcze podstawówek. Prezes nie może być gorszy. Lato lubi szkło kamery, nawet jeśli czasami bez wzajemności, i jest czuły na to, co się o nim pisze i mówi. Poprzedni szef Michał Listkiewicz nie procesował się nawet o Palikotowy świński ryj i porównanie PZPN do "burdelu, w którym prostytutki zarażają HIV". Ale Listkiewicz nie na darmo był nazywany przez przyjaciół Teflonem. Po nowym szefie i jego drużynie epitety tak łatwo nie spływają. Jesień będzie gorąca tego roku. Piłkarze reprezentacji kończą jutro i w najbliższą środę nieudane eliminacje do mundialu, a działacze ruszają do walki z tymi, co nie mają umiaru w wytykaniu zła w PZPN. Koniec z przyjmowaniem ciosów, wchodzimy w zwarcie. Monice Olejnik związek groził niedawno sądem za "bandę prostaków z PZPN". I ostrego kursu ma się trzymać. Fala niechęci Za pomoc i dobrą radę PZPN nie żałuje pieniędzy. Firmie Polish Sport Promotion (PSP), która przygotowywała Latę do wyborów, a potem dbała o obsługę medialną związku, PZPN płacił 20 tysięcy złotych miesięcznie. Teraz będzie zatrudniał firmę Glaubicz Garwolińska Consultants i ma jej płacić, według nieoficjalnych informacji, kilkanaście tysięcy, ale już euro, a nie złotych. PSP było na czas pokoju, a Glaubicz jest na czas wojny. Tam był PR zwykły, tu będzie kryzysowy. Tak samo jest z zamianą rzeczników PZPN: Jakuba Kwiatkowskiego, młodego profesjonalistę, na Janusza Atlasa, który wprawdzie potrafi na korytarzach PZPN głośno pytać, jak się zmienia czcionkę w mejlu, ale jest zaprawiony w bojach. Nowy trener reprezentacji Stefan Majewski, nielubiany przez kibiców, już przeszedł w agencji Glaubicz błyskawiczny kurs publicznych wystąpień. Niedługo przyjdzie pora na gaszenie innych pożarów. Jeszcze nigdy nastroje wokół związku nie były tak złe, a poufne i ośmieszające go informacje nie wyciekały tak łatwo. Kibice od lat mają o PZPN wyrobione zdanie, krzyczą na stadionach, co z nim trzeba robić, ale dotychczas nie nawoływali do bojkotu meczów reprezentacji, jak to się dzieje teraz, przed środowym meczem ze Słowacją w Chorzowie. Kto kupi bilet, ten jest zdrajcą kibicowskiej sprawy ? zapowiadają. Specjalna strona internetowa zbiera głosy poparcia dla akcji "Koniec PZPN". Fala niechęci do związku, prezesa i Majewskiego, którego jedyną winą jest na razie to, że chciał być selekcjonerem, wylewa się z trybun podczas ligowych meczów. Nie kończy się na gwizdach. Podczas jednego ze spotkań kadry Lato został nawet trafiony rzuconym z trybun przedmiotem. Kilka dni temu podczas meczu Jagiellonii z Legią w Białymstoku, na którym była cała wierchuszka PZPN, Lato był wyzywany słowami, przy których "banda prostaków" to nic. Przez pierwszą połowę normalnego dopingu właściwie nie było. Kibice krzyczeli, jak prezesowi na imię ? ich zdaniem, nie Grzegorz ? i śpiewali to co na innych stadionach: "Byłeś legendą, a jesteś sprzedajną mendą". A to wszystko po niespełna roku rządzenia w PZPN. Lato rzeczywiście był legendą. I wciąż nią jest, rozpoznawalną od Uralu po Amerykę Południową. Gdy wyjeżdża na spotkania do UEFA czy FIFA, działacze z innych krajów przysiadają się do jego stolika, żeby porozmawiać. Bo wciąż jest w tym towarzystwie nowy, a oni chcą poznać bliżej króla strzelców mundialu 1974. Ale legendom pobyt we własnym kraju nie służy. ? Za granicą go uwielbiają, bo był ich idolem z boiska. Nie wiedzą tego, co my. Że nie ma pomysłu, w którą stronę związek poprowadzić, ulega podszeptom zbyt wielu ludzi i za często bywa, tak to ujmijmy, niedysponowany. W byciu prezesem Lacie najbardziej podoba się bycie prezesem. Na początku było inaczej, ale potem lekko odjechał. Stał się celebrytą. Kiedyś miał za punkt honoru, żeby nie dać z siebie zrobić marionetki. Teraz coraz częściej jest mu wszystko jedno. Urobili go. Powiedzieli: Grzesiu, ty się niczym nie przejmuj, związek będzie dobrze działał. I Lato się rzeczywiście nie przejmuje ? opowiada jeden z pracowników PZPN. Anonimowo, jak niemal wszyscy nasi rozmówcy, którzy są związani z PZPN. To, co się tam dzieje, im się nie podoba, ale żyć z czegoś trzeba, a związek to dobry pracodawca. Zarabia i pozwala zarabiać, nawet w kryzysie daje premie. A im bliżej Euro 2012, tym będzie jeszcze lepiej. Do PZPN rzadko przychodzi się z ulicy, prawie każdy został przez kogoś polecony. Jest czyimś krewnym albo znajomym. Komisje z Orwella Jedynie Jacek Masiota, prawnik Lecha Poznań, jeden z tych młodych członków zarządu, o których wiceprezes Antoni Piechniczek powiedział niedawno w wywiadzie, że tylko sieją ferment, zgodził się na krytyczne wypowiedzi pod nazwiskiem. ? Ten związek nie jest wyłącznie czarny. Dzieje się w nim dużo dobrego, np. wreszcie zakończyła się wojna z klubami ekstraklasy, z prezesem też bez problemu się współpracuje, to otwarty człowiek. Ale pewnych rzeczy nie jestem w stanie zaakceptować. Przede wszystkim tego, że związek wydaje pieniądze na siebie, a nie na swoje statutowe cele. Nie na szkolenie młodzieży i trenerów, tylko delegacje, prezenty, dziwne umowy zlecenia. Nie przeszkadza mi, że jedną z pierwszych decyzji nowego zarządu było uchwalenie prezesowi wysokiej pensji, zresztą to nieprawda, że 50 tysięcy złotych, kwota zaczyna się na 4. I w porządku, prezes ma dobrze zarabiać. Ale dlaczego pan Kazimierz Greń, członek zarządu, co miesiąc dostaje ze związku 9 tysięcy złotych za umowę-zlecenie na "doradzanie w sprawach organizacyjnych"? Jakie on ma kompetencje, żeby doradzać? Zarobił już w ten sposób w tym roku 54 tysiące złotych. Antoni Piechniczek ? ponad 70. Powiedziałem panu Antoniemu podczas ostatniego zarządu wprost, że to mi się nie podoba. Średnia płaca w Polsce to ok. 3 tysięcy. To za co się dostaje dziewięć? Płaćmy sobie, ale za dobrą pracę. Wiceprezes Rudolf Bugdoł też jest opłacany na umowę -zlecenie, ale jemu się to jak najbardziej należy, bo to on kieruje bieżącym życiem związku. Pan Piechniczek w Warszawie tylko bywa. A za bywanie ten zarząd już wyznaczył sobie wynagrodzenie: 2 tysiące złotych za jedno posiedzenie ? mówi Masiota. Jeden z działaczy dopowiada: ? Kazik Greń robił prezesowi kampanię wyborczą, potem go próbowali odsunąć, to zagroził, że poopowiada o różnych rzeczach, więc uciszyli go taką nieformalną pensją. To jest spłacanie długów z kampanii ? mówi. Greń to największy oryginał w zarządzie. Groził już publicznie samobójstwem, potem szykował jakieś przełomowe wystąpienie na jeden ze zjazdów, ale wszystko odwoływał. I wciąż jest blisko ucha prezesa, miał być nawet dyrektorem kadry Majewskiego, ale za szybko się tym pochwalił, i sprawie ukręcono łeb. Drugi członek zarządu, którego prezes chętnie słucha, to Jan Bednarek z Zachodniopomorskiego, były poseł Samoobrony. ? Z wykształcenia technik instalacji sanitarnych, więc wzięli go do Komisji ds. Budowy Nowej Siedziby Związku. Bo PZPN rozwiązywanie każdej sprawy zaczyna od powołania komisji. Jest ich cała masa, wyciekają przez nie pieniądze z naszego budżetu. Niektóre mają niesamowite nazwy. Np. Komisja Wysokiego Wyczynu i Reprezentacji. Przecież to czysty Orwell. Ale działacze tej śmieszności nie czują. Oni swoją misję traktują śmiertelnie poważnie, podczas zebrań zarządu przemawiają z takim namaszczeniem, jakby byli co najmniej Radą Bezpieczeństwa ONZ. Kilka godzin gadania, z którego nic nie wynika. Jakby duzi chłopcy bawili się w związek. Czasami jest tak groteskowo, że aż strasznie ? mówi jeden z działaczy. Bliźniaki kontra Piechniczek Najwięcej do powiedzenia w sprawach organizacyjnych ma w obecnym związku wiceprezes Bugdoł, to on prowadzi obrady zarządu, Lato tylko je otwiera i wita zgromadzonych. W sprawach sportowych najbardziej liczy się głos Antoniego Piechniczka. Trzeci wiceprezes, Adam Olkowicz, kieruje spółką ds. organizacji Euro 2012 i jest w swoim świecie, ale też ma duży wpływ na prezesa. Podobnie jak Janusz Matusiak, ojciec piłkarza Radosława, wiceprezes z Łodzi. Ze zwykłych członków zarządu oprócz Grenia i Bednarka prezes chętnie radzi się Ireneusza Serwotki. O prezesie Odry Wodzisław jedni mówią, że jest w obecnym PZPN twórcą królów, inni radzą jego wpływów nie przeceniać. Tak czy owak, Odra jest najmocniej reprezentowanym klubem, bo wiceprezes Piechniczek zasiada w radzie nadzorczej klubu z Wodzisławia. O Masiocie i o Marcinie Animuckim, młodym prezesie Widzewa, w PZPN mówią z przekąsem: "Bliźniaki". Zwykle głosują tak samo i jeśli oni są przeciw, to dla większości nie ma lepszej rekomendacji, żeby być za. Ich kłótnie z wiceprezesem Piechniczkiem to serial w odcinkach. Masiota jest bardziej ugodowy, Animucki bojowy. ? Nie jestem wrogiem pana Piechniczka. Po prostu różni nas wychowanie i poglądy. Pan Antoni był trenerem z sukcesami, za to go szanuję, ale nie mogę się z nim zgodzić, gdy mówi, że w latach 70. było dobrze, bo fabryki dawały dużo pieniędzy na sport, nie trzeba się było starać, by je dostać i tak powinno być dalej. A prywatni właściciele klubów to jego zdaniem samo zło ? mówi Masiota. Inni członkowie zarządu nie mogą Masiocie wybaczyć, że krytykuje ich w gazetach i otwarcie rozmawia o finansach związku. Sami jednak wynoszą informacje z posiedzeń na potęgę. W 17-osobowym zarządzie (18. członek, Henryk Klocek, został zawieszony po oskarżeniach o korupcję) nie utrzyma się żadna tajemnica. Nawet jeśli jej ujawnienie może oznaczać złamanie prawa. Jak wynika z naszych informacji, to Janusz Matusiak, podczas długiego sporu o nieprzyznanie licencji ŁKS i przyznanie jej Cracovii, skopiował dokumenty licencyjne krakowskiego klubu. Potem wymachiwano nimi na konferencji prasowej wiceprezydenta Łodzi, choć były tam informacje chronione tajemnicą handlową. Kibice na początku dali nowym władzom PZPN trochę spokoju, ale teraz odreagowują swoją naiwność. Słyszą o wypłacanych sobie przez działaczy pieniądzach, widzą, że związek dryfuje, nie rozumieją, jak to możliwe, że PZPN nie potrafił zwolnić Leo Beenhakkera bez awantury i nie miał przygotowanego następcy, tylko postawił na trenera tymczasowego. Wydawało się, że bardziej cynicznie i interesownie niż za poprzednich władz już nie będzie. I może rzeczywiście bardziej cynicznie nie jest, bajania o działaczach społecznych pracujących za soczek i słone paluszki zastąpiła gra w otwarte karty. Ale jakoś trudno to uznać za postęp. Zjazd wyborczy z 30 października 2008 roku był wielkim zwycięstwem terenu nad "warszawką" i nad grupą byłych sędziów trzymających władzę: Listkiewiczem, Eugeniuszem Kolatorem. Jeden z wpływowych ludzi polskiej piłki, który wiedział długo przed tamtym zjazdem, że czas Listkiewicza minął, na pytanie dlaczego, odpowiadał Miłoszem: "Który skrzywdziłeś człowieka prostego". Póki działacze czuli, że Listkiewicz gra o swoją przyszłość na czele PZPN, grali z nim, bo wiedzieli, że to mistrz przetrwania, a oni przetrwają z nim. Ale gdy prezes zaczął nawigować w stronę Euro 2012 i jakiejś intratnej posady przy organizacji turnieju, zbliżył się do ministra sportu Mirosława Drzewieckiego, a teren coraz bardziej mu ciążył, zaczęli czuć, że dla niego, mówiącego obcymi językami i popalającego cygara, oni są tylko dostarczycielami głosów. ? Michała traktowali jak ojca, który ich przed wszystkim obroni, ale jak zaczęła się kolejna wojna z ministrem sportu, tata znów wyjechał w delegację i zostawił rodzinę samą sobie. Wtedy był już przegrany ? tłumaczy działacz. Rodzina wzięła sprawy w swoje ręce, ale po przejęciu rządów w związku zabrakło jej pomysłów na przyszłość. Obecni władcy PZPN wiedzieli dobrze, czego ma już więcej nie być. Miało nie być Listkiewicza i nie ma, została mu nic nieznacząca funkcja w Komisji ds. Zagranicznych. Miało nie być nikogo z Mazowsza w zarządzie i nie ma. Miało nie być Beenhakkera w kadrze i nie ma, a razem z nim pogoniono menedżera kadry Jana de Zeeuwa i jej rzeczniczkę Martę Alf. Nowy selekcjoner nie był pewien, ilu piłkarzy powołuje się do szerokiej kadry i w jaki sposób informuje się o tym kluby, ale byłej rzecznik o radę nie spytał, bo związek dał mu do zrozumienia, że z ludźmi Beenhakkera się już nie rozmawia. Nieważne, że większość dziennikarzy uważa Alf za najlepszego rzecznika, jakiego miała reprezentacja. Gry i zabawy ludowe Tyle jeśli chodzi o burzenie. Z tworzeniem idzie gorzej. Dwa najgłośniejsze na razie projekty to budowa nowej siedziby dla związku i abolicja dla klubów zamieszanych w korupcję z okazji 90-lecia PZPN. Abolicji nie będzie, bo przepadła w głosowaniu na niedawnym zjeździe. Siedziba to odległa przyszłość. Gdy trenerem był Beenhakker, problemem mogło być wszystko. Zdarzało się nawet, że mimo podpisanych umów na dostarczanie sprzętu, reprezentacja dostawała mniej piłek niż zamówiła, a na zgrupowanie przyznawana była jedna para skarpetek na piłkarza. Pracownicy magazynu uparcie twierdzili, że na potrzeby drużyny przekazali wszystko, co mieli. Firma Puma, która jeszcze niedawno miała kontrakt z PZPN, wysłała swoją pracownicę do bezpośredniej opieki nad reprezentacją. Potrzebny sprzęt nagle się znalazł. Gdy Beenhakker odszedł, okazało się, że wszystko da się rozwiązać. Związek dla trenera reprezentacji, pod warunkiem że jest on Polakiem, może nawet przełożyć ligową kolejkę. Może, ale nie przełoży, bo ktoś w zarządzie rzucił pomysł, ale nikt się nie zajął realizacją. PZPN w pigułce. Dzień przed posiedzeniem zarządu, na którym wybrano ostatecznie Majewskiego, doszło podobno do spotkania na najwyższym szczeblu. Jerzego Engela namawiano do objęcia kadry na dwa mecze, z Majewskim jako asystentem. Później reprezentację miałby przejąć Franciszek Smuda. Podczas posiedzenia zarządu Lato mówił, że na wybór trenera tymczasowego potrzebuje tygodnia, w czasie przerwy spotkał się jednak z Piechniczkiem i Majewskim. Wrócił na salę obrad i bez podawania przyczyn zmiany koncepcji powiedział, że nowym selekcjonerem na spotkania z Czechami i Słowacją zostanie właśnie Majewski. Tak naprawdę wszystkie te zmiany w zarządzie, wymiana kadr, nowy dwór prezesa to tylko gry i zabawy ludowe. Ich wynik na pewno zmienia wiele w życiu osób, które wygrały i przegrały na tej zmianie. Ale dla polskiego futbolu zmienia niewiele. Znaczące, że sekretarzem generalnym pozostał po wyborach Zdzisław Kręcina. To przez niego przechodziły od lat i nadal przechodzą wszystkie związkowe dokumenty, on zna wszystkie tajemnice PZPN. Kręcina na uboczu Kandydował na prezesa, przegrał z Latą, miał być po wyborach odwołany, ale przetrwał, choć na jego miejsce szykował się Kazimierz Greń. Nowi szefowie zachowali przytomność umysłu: Kręcina zna języki, wie jak się obchodzić z dokumentami, ma doświadczenie menedżerskie. ? To fachowiec, a jednocześnie człowiek pozbawiony ambicji wychodzenia na pierwszy plan. Jego ucieczka na ubocze jest aż zastanawiająca jak na kogoś, kto tyle potrafi. Sekretarz generalny to powinna być druga po prezesie osoba w związku. W PZPN tak nie jest ? mówi Jacek Masiota. Tak nie jest pozornie, bo dla wielu to Kręcina jest prawdziwym szefem PZPN. Mówią, że jako jeden z niewielu może porozmawiać jak równy z równym z Andrzejem Placzyńskim. Kto wie, czy nie najważniejszą postacią polskiej piłki, ale jak Kręcina, uciekającą z pierwszego planu. Placzyński, szef polskiego oddziału firmy marketingowej SportFive, wszędzie bywa, ale ma swoje powody, by trzymać się w cieniu. Robi to ze względu na agenturalną przeszłość, wyciąganą już kilka razy przez dziennikarzy, ale też dlatego, że taki sposób prowadzenia biznesu bardziej mu się podoba. Był przez wiele lat kompanem Listkiewicza, ale z Latą szybko znalazł wspólny język. Jeśli długo mówiło się, że SportFive, handlująca w imieniu PZPN prawami telewizyjnymi i tytułami sponsorskimi, jest de facto biurem marketingu związku, to teraz potwierdziła to de iure umowa podpisana przez Latę i Placzyńskiego. Do 2020 roku SportFive będzie zajmowało się całą działalnością marketingową związku, w zamian gwarantując mu w tym czasie co najmniej 60 mln euro zysków. Owpływach Placzyńskiego krążą legendy, wielu ludziom z PZPN schlebia, że mogą go uważać za swojego przyjaciela. Beenhakker nazywał go Obamą, bo Placzyński przegada każdego swoim charakterystycznym chrapliwym głosem i daje do zrozumienia, że nie ma dla niego spraw nie do załatwienia. ? Bez przesady, przeceniacie Andrzeja. Gdyby tak było, to nowym selekcjonerem zostałby ktoś z zagranicy, bo to pomoże SportFive sprzedać drożej prawa do meczów, a rzecznikiem nie zostałby Janusz Atlas ? tłumaczy jedna z osób znających relacje Placzyńskiego z Latą. W każdym razie dla SportFive definicja niemożliwego jest inna niż dla innych firm marketingu sportowego. Spółka należy do Lagardere, czyli francuskiego imperium rozciągającego się od udziałów w Airbusie po wpływy w mediach i świecie sportu. SportFive robiło kampanię wyborczą obecnemu szefowi UEFA Michelowi Platiniemu, sprzedawało prawa telewizyjne do piłkarskich mistrzostw Europy, a od niedawna handluje również transmisjami z igrzysk olimpijskich. W Polsce reprezentowało np. Otylię Jędrzejczak i Jerzego Dudka, sprzedawało prawa do meczów, ale i do konkursów skoków narciarskich. Sprowadziło też do Polski Beenhakkera, gdy Listkiewicz uznał, że pora na trenera z zagranicy. Inny świat W naszym futbolu od lat nie zdarzyła się żadna wielka transakcja bez udziału tej firmy, a gdziekolwiek spojrzeć, widać francuskie wpływy. SportFive pośredniczy, Canal Plus transmituje ligę, TP SA, część France Telecom, sponsoruje reprezentację, reklamując przy niej swoją markę Orange, kiedyś sponsora ekstraklasy. Nawet model dzielenia się prawami telewizyjnymi mamy identyczny jak we Francji: Canal Plus kupił je wspólnie z Orange, która założyła własny kanał ligowy. Swego czasu to Placzyński, objeżdżając Polskę, wielkim wysiłkiem wątroby przekonywał prezesów ligowych klubów do centralizacji praw telewizyjnych ekstraklasy. Dzięki temu historyczny kontrakt z ligą podpisał Canal Plus, kiedyś zresztą współudziałowiec SportFive. A prezesi Serwotka i Zdzisław Drobniewski, z którymi Placzyński wtedy dobijał targów, są dziś w zarządzie PZPN. Pomysł nowej agencji PR dla związku też wyszedł podobno od Placzyńskiego, który uznał, że sytuacja wymyka się spod kontroli. Reprezentacja nie potrafi się doczołgać do mundialu nawet z łatwej grupy, nad nowym zarządem nie sposób zapanować. PZPN się tym nie przejmuje, bo przecież zyski ma zagwarantowane przez SportFive. Jak te pieniądze zarobić, to już teraz problem Placzyńskiego i jego zwierzchników w Hamburgu. Tak wygląda świat futbolu nie tylko w Polsce. Podział władzy w związkach nie pokrywa się z rzeczywistymi wpływami, przepisy są interpretowane z dużą dowolnością, a znajomości i prywatne powiązania, które powinny tylko oliwić dobry mechanizm, często go zastępują. Do tego dochodzi pokusa wielkich osobistych zysków i bezkarność federacji, które tak naprawdę są ambasadami FIFA i UEFA w danym kraju i miejscowe władze niewiele mogą im zrobić. PZPN sam na siebie zarabia, zarabia bardzo dobrze, więc minister sportu zabraniem dotacji go nie postraszy. A jak się kończy straszenie komisarzem, kilku ministrów sportu już się przekonało. Nadzieją jest zmiana pokoleniowa, ale ona pewnie szybko nie nastąpi. Na razie zostajemy z prezesem Latą, jego świtą i rosnącym gniewem kibiców. Wbrew przepowiedniom, rządy nowej drużyny nie sprawiły, że kibice zatęsknili za Listkiewiczem. Dalej tęsknią za normalnością. Zostaje im czekanie i, jeśli już trzymać się Miłosza, wiara w przestrogę: "Spisane będą czyny i rozmowy" Polecam! Jak ktoś się troszku interesuje, to nie te kilka minut na przeczytanie nie będzie czasem straconym 1 3 Cytuj
Bartg 5 529 Opublikowano 12 października 2009 Opublikowano 12 października 2009 Przeczytalem rano w gazecie wywiad z Piechniczkiem i do tej pory nie wierze, ze mozna takie rzeczy na trzezwo i to do prasy mowic. Moze rzeczywiscie Pan Antoni w swoim domu w gorach nie odbieral jedynki i ogladal jakis mecz z 1974, chociaz z stosujac tok myslenia PZPN i odnoszac sie do wypowiedzi: Co ma pan na myśli? - W kadrze Beenhakkera panowała atmosfera daleka od utożsamiania się ze związkiem, który się reprezentuje. J..ć, j..ć PZPN, co tak pięknie krzyczą kibice, a was raduje, oznacza także j..ć reprezentację. U Majewskiego piłkarze zrozumieli, że nie są to słowa skierowane tylko do prezesa Grzegorza Laty i ich pracowników, ale także do nich. Zaczęli rozumieć, gdzie jest ich macierzysta federacja. Czyli piłkarze przede wszystkim powinni się utożsamiać z PZPN? - Oczywiście. Wspólnie odpowiadamy za wizerunek związku. jasne staje sie, w jakim kierunku ma isc kadra pod rzadami Majewskiego i NadTrenera Piechniczka - mamy propagowac polska mysl szkoleniowa ( czyli gramy z kontry, bo przeciwnik stanie cala druzyna na naszej polowie, wiec Fabio Polczak bedzie walil dlugie pilki na swietnie grajacych glowa i wysokich napastnikow ), jak najwiecej pilkarzy z polskiej ligi ( bo kadra ma byc polska, a nie tam jakies Rogery czy Obraniaki ), bo przeciez jak Polczak z Rzezniczakiem zagraja 10 meczow to ich nie poznamy. Reszty nie ma co komentowac, bo wg NadTrenera gralismy zupelnie dobrze, mielismy duzo rzutow roznych i pomysl na ich rozegranie, Polczak czy Iwanski wcale nie byli najgorsi na boisku no i najwazniejsze jest postep w stosunku do ostatnich meczow pod wodza Benhakera. Zreszta polecam tez wywiad z Majewskim po meczu, powiedzial, ze z Czechami zagra Kowalewski, a ze Slowacja Dudek, bo musi byc sprawiedliwie. Jak slusznie zauwazyli dziennikarze, jest to nowatorska i zupelnie niespotykana metoda wyboru bramkarza nie wg formy, tylko zeby kazdy byl zadowolony. Szkoda tylko, ze nie gramy 3 meczow w tydzien, to by trzeci bramkarz tez zagral. Na koniec musze stwierdzic, ze coraz bardziej obawiam sie o to, ze nawet jak w srode polegniemy ze Slowacja, ale strzelimy gola i stworzymy ze 3 okazje, to bedzie wg ( cytujac "poligon" i jeden z wielu juz kultowych tekstow )Jego Ekscelencji Powiem Panu Szczerze Prezes Baczność! Grzegorz Lato Spocznij! postep, a tak naprawde to bylismy nie zgrani i Polczak niedlugo zagra w Realu i trzeba dac Majewskiemu 2 lata, to kazdy bramkarz z polskim paszportem zagra chociaz raz i Stefan z Laptotem zostanie :| Cytuj
Gość Oran Opublikowano 12 października 2009 Opublikowano 12 października 2009 A weźcie (pipi)a, szkoda gadać. Tylko się człowiek w(pipi)ia czytając te bzdury. Czemu rząd jeszcze kuratora tam im nie wrzucił? Trzeba petycję do McDonalda napisać, żeby kazał - ktokolwiek teraz nim jest - ministrowi sportu zrobić tam roz.pie.rdol w związku. Petycję w sensie tam na tym koniecpzpn.pl, żeby masa ludzi podpisała bo słyszałem, że mamy demokrację. A Donaldo by mógł w ramach PiaRu "pójść za głosem ludu". Cytuj
phase 0 Opublikowano 12 października 2009 Opublikowano 12 października 2009 Też jestem za kuratorem, nawet jeżeli byśmy stracili szanse organizacji Euro. Przynajmniej była by szansa na oczyszczenie tego szamba zwanego PZPN. A co do wypowiedzi Piechniczka i jego oceny na temat meczu z Czechami to wydaje mi się, że albo oglądał inny mecz, albo udaje ślepą małpę, która boi się przyznać wprost i powiedzieć "Panowie jest do dupy". Najlepiej by było wywalić całe to towarzystwo wzajemnej adoracji, które cały czas żyje mundialem z roku 1974. Cytuj
grzes_l 9 Opublikowano 12 października 2009 Opublikowano 12 października 2009 Szkoda tylko Obraniaka, bo byl kompletnie osamotniony. Ten facet sie wpiep.rzyl makabrycznie. Jest wciaz dosc mlody i perspektywiczny i moze sie rozwinac i mialby szanse wyladowac we francuskiej kadrze. A tak jest ofiara rozgrywek o kase paru cwaniakow z PZPN, ktorzy za wszelka cene chcieli ustrzelic Leo. Ktory z takim "wsparciem" wiele nie mogl zdzialac. Czy to przypadkiem nie ty, ze dwa miesiące temu, mówiłeś, że Ludo jesł słaby, przeciętny, i w ogóle Polsce niepotrzebny? Zmieniasz poglądy jak chorągiewka. Bzdura. NIgdy nie napisalem ze nie ma szans sie rozwinac. Dalej uwazam ze nie jest to cudowne objawienie pilki noznej, lecz europejski sredniak. W lepszej druzynie i w lepszej lidze ma szanse sie rozwinac badz udowodnic takim jak ja ze sie myla. Cytuj
Gość Maiden Opublikowano 13 października 2009 Opublikowano 13 października 2009 Aha, czyli w reprezentacji Francji mogą grywają średniacy (tak wynika z twoich słów)? Lepsza liga mu nie jest potrzebna - drużyna - owszem. Cytuj
Cris 120 Opublikowano 14 października 2009 Autor Opublikowano 14 października 2009 Też jestem za kuratorem, nawet jeżeli byśmy stracili szanse organizacji Euro. Jedna z głupszych myśli jakie tu przeczytałem. A Wy jak... też bojkotujecie mecz Polska - Słowacja? Będziecie oglądać? Ja tak...ale to chyba dlatego , że pogoda do d.upy i nie będę miał za bardzo co robić. Cytuj
gork 19 Opublikowano 14 października 2009 Opublikowano 14 października 2009 Jak nam strzela szybko bramke, to pewnie bede ogladac, tak dla beki. No chyba, ze znajde cos lepszego. Ciekawe, czy tv bedzie pokazywac kibicow na zoomie, zeby bylo, ze niby jest duzo osob =) Cytuj
CHINDOOS 12 Opublikowano 14 października 2009 Opublikowano 14 października 2009 Też jestem za kuratorem, nawet jeżeli byśmy stracili szanse organizacji Euro. Jedna z głupszych myśli jakie tu przeczytałem. A widzisz jakąś inną możliwość zrobienia z tym porządku? Ja nie. Rząd powinien się za to zabrać. Zlikwidować PZPN i rozliczyć się z tą bandą leśnych dziadów. Oczywiście za tym idą sankcje strony FIFA / UEFA, ale lepiej przeboleć to Euro i wykluczenie z międzynarodowych rozgrywek na parę lat i stworzyć normalną federację niż kisić się w tym szambie Bóg wie ile jeszcze lat. Cytuj
Cris 120 Opublikowano 14 października 2009 Autor Opublikowano 14 października 2009 Widzę ... można poczekać z tym do PO euro , bo następne takie w Polsce już raczej NIGDY się nie zdarzą. Cytuj
grzes_l 9 Opublikowano 14 października 2009 Opublikowano 14 października 2009 Faktycznie Leo mylil sie co do Gancarczyka. Kto by przypuszczal ze ten kolo potrafi tak strzelac... Cytuj
Banny 2 656 Opublikowano 14 października 2009 Opublikowano 14 października 2009 ok, mi juz starczy :< Cytuj
Texz 670 Opublikowano 14 października 2009 Opublikowano 14 października 2009 Mam pytanie. Jakim cudem Szpakowski widzi piłkę o_O. Cytuj
LooKaZ 8 Opublikowano 14 października 2009 Opublikowano 14 października 2009 Nie widzisz jakie trudne sa warunki atmosferyczne?? Nie da sie grac technicznie na takiej murawie, a poza tym nie szkoda ich wam zeby grac gdy jest tak zimno? Przeziebienie murowane. Cytuj
Gość Oran Opublikowano 14 października 2009 Opublikowano 14 października 2009 Ogólnie to dzięki temu, że nie da się tu grać technicznej piłki to Polacy brylują na tle Słowaków (bo ze Słowakami gramy no nie? (pipi)a, mylą mi się te Słowacje, Słowenie, Słoninę). Teraz jestem tylko ciekaw czy odśnieżą boisko I czy ktoś wpadnie na pomysł by dać prawdziwą zimową piłkę - czerwoną. Cytuj
grzes_l 9 Opublikowano 14 października 2009 Opublikowano 14 października 2009 Najgorszy jest nie wynik ale fakt, ze w rzutach roznych tez przegrywamy... Cytuj
Gość Oran Opublikowano 14 października 2009 Opublikowano 14 października 2009 (edytowane) Ale za to chociaż stwarzamy zagrożenie pod ich bramką, no i to często. Inna kwestia, że tym zagrożeniem jest Lewandowski - czyli to nie jest zagrożenie i Jelonek chociaż ma dobre sytuację ale nim się dobrze opiekują w miarę, także co chwile blok. Podziwiam Obraniaka, który w krótkim rękawku popie.rdala niczym Eskimos - kto wie, może jego pradziadek była Eskimosem? Edytowane 14 października 2009 przez Oran Cytuj
Toshirou 0 Opublikowano 14 października 2009 Opublikowano 14 października 2009 Podziwiam Obraniaka, który w krótkim rękawku popie.rdala niczym Eskimos - kto wie, może jego pradziadek była Eskimosem? Ba! Ponadto nawet sam Perejro gra! A zarzekał się, że zimy nie lubi i nie będzie grać. Cytuj
grzes_l 9 Opublikowano 14 października 2009 Opublikowano 14 października 2009 ze "zczuba": "60. min. MAMY REMIS! Błaszczykowski wpada w pole karne, podaje przed bramkę do Jelenia, w ostatniej chwli obrońca wybija. Udało się, W RZUTACH ROŻNYCH remis 4:4! " Cytuj
Gość Oran Opublikowano 14 października 2009 Opublikowano 14 października 2009 Kuratora można wpuścić w 2011 - ni ch.uja ale wtedy albo nie będzie euro 2012, albo normalnie będzie u nas, nie ma szans by np. niemiaszki mieli robić czy włosi, bo w rok to ku.rva nawet szwajcarzy by swoich stadioników ze styropianu i szmat nie postawili. A jak nie będzie to ch.uj w to - tak czy siak kasa pójdzie na stadiony już cała jaka miała pójść. Cytuj
Texz 670 Opublikowano 14 października 2009 Opublikowano 14 października 2009 Sprawdźcie lepiej co w tym samym czasie leciało na TVN7. Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.