Paolo de Vesir 9 234 Opublikowano 9 listopada 2014 Opublikowano 9 listopada 2014 The Binding Of Isaac: Rebirth (PSV) Dziwna, obskurna i bijąca obrzydliwymi obrazami po oczach. Można by powiedzieć, że gra jest trudna, ale to zależy od odrobiny skilla i szczęścia, a konkretnie przedmiotów jakie otrzymasz. Pozytywnie zaskoczyły mnie nawiązania do Biblii i humor. 7.5/10 Po Steamworld Dig najlepsza rzecz jaka pojawiła się w + od kilku miesięcy. Cytuj
MaZZeo 14 242 Opublikowano 9 listopada 2014 Opublikowano 9 listopada 2014 W Destiny mam rozegrane ponad 70h, ktoś by powiedział że przy tak dennej grze się męczyłem nie? I miałby rację, chociaż na szczęście sama mechanika fpsa jest zrobiona wybornie, dodając do tego co-opa ze znajomymi to można przetrwać wiele godzin z tym tytułem. Jednak jasno widać jak ludzie w momencie premiery MCC i CoD AW rzucili w kąt ten tytuł... Jak skwitować Destiny w jednym zdaniu? Smutny mix Phantasy Star Online, dobrej strzelaniny i niedojebania mózgowego Bungie. 5/10 (głównie za co-op) i znak jakości :poo: Mi nie chciałoby się grać w gre na 5/10 przez 70 godzin tylko wyłączyłbym po 2 godzinach. Destiny to na pewno nie jest gra 5/10 i musi mieć coś w sobie skoro ludzie grają w to mimo narzekań po 100 godzin. Zastanów się czy grałbyś w Knacka 70 godzin? Mechanika gry jest dobra to i grać można. Jak się jednak zdaje sprawę z bullshitów tej gry to i ocena dramatycznie spada. Cytuj
Pupcio 18 649 Opublikowano 9 listopada 2014 Opublikowano 9 listopada 2014 Tearaway- Goty gra między innymi dla niej kupiłem vite i się nie zawiodłem, wspaniałe użycie funkcji konsolki, świat czy też styl graficzny to tylko początek, Na minus długość i poziom trudności a raczej jego brak, zabieram się za platynke i chyba kupie też wersje na ps4 ale to już nie będzie to samo... Cytuj
Mejm 15 363 Opublikowano 10 listopada 2014 Opublikowano 10 listopada 2014 Recenzję Mazzeo. 8/10. Cytuj
kotlet_schabowy 2 734 Opublikowano 10 listopada 2014 Opublikowano 10 listopada 2014 L.A. Noire : fajny rodzynek wśród tego, co dostajemy w ostatnich latach, przynajmniej w dziedzinie gier AAA. Znakiem rozpoznawczym jest oczywiście zastosowana technologia odwzorowania twarzy i mimiki : po prostu rewelka. W 2011 rzecz jasna robiło to większe wrażenie (no ale wtedy widziałem to tylko na trailerach), ale myślę, że nadal do tego poziomu żadna gierka się nie zbliża (inna sprawa, że to po prostu kwestia wielkich nakładów finansowych). Fajnie też spotkać w świecie gry twarze, które gdzieś tam się już widziało w filmach czy serialach (choć 90 % obsady to noname'y). Ogółem graficznie mamy wysoki poziom, choć najlepiej prezentują się, poza sylwetkami ludzkimi, wnętrza (ogrom szczegółów, dobre tekstury). Miasto, szczególnie w ciągu dnia (syndrom GTA) prezentuje się już niespecjalnie. Gra plusuje też samym sposobem zabawy : niby w gameplay'u nie ma niczego naprawdę odkrywczego (może patent z odczytywaniem kłamstw z twarzy jest, z uwagi na technologię, nowinką), ale obecna tu mieszanina jest całkiem nietypowa. Co ważne, poszczególne elementy (jazda po mieście, strzelanie) nie są wybrakowane, sprawiają frajdę. Tu jedynie podkreślę, że twórcy trochę przesadzili z rozmiarem L.A., jako, że nie mamy tu do czynienia stricte z grą free-roamingową i roboty tu za wiele nie ma. Jazda od miejsca do miejsca po prostu momentami się dłuży i w pewnym momencie człowiek zaczyna używać opcji skipowania (niezbyt wygodnie rozwiązanej). Na dodatek ruch uliczny wydaje się momentami być nastawiony na umyślne przyblokowanie Gracza (nawet z włączonym kogutem). Audycje radiowe to nie GTA, nie ma wczuwki i wsłuchiwania się w czasie jazdy, muzyka buduje klimat lat 40tych, ale nic ponadto. Swoją drogą, własnie odwzorowanie klimatu i realiów lat 40tych jest kolejnym dużym atutem tytułu, tym bardziej, że okres tuż po II WŚ nie jest zbyt często przedstawiany w grach. Co do przeszukiwań i przesłuchań : naprawdę fajnie rozwiązane i satysfakcjonujące, ale : - w czasie przesłuchań są momenty nie do końca jasne i nie chodzi tu o kwestie językowe. Najczęściej można się yebnąć między opcją wątpliwości a kłamstwem (bo po twarzy wiadomo od razu, czy odrzucić prawdę), nieraz dopasowałem pozornie sensowny dowód do zarzutu o kłamstwo, a tu zonk. - powtarzalność wykonywanych czynności jest bardzo odczuwalna. To największa wada tytułu. Od pierwszej do ostatniej sprawy, mamy właściwie ten sam schemat działania, z różną ilością i kolejnością fragmentów śledztwa. Tu czy tam mamy okazyjny pościg, bijatykę czy strzelaninę, ale to są dodatki. To jedna z tych gier, które zrobiłyby lepsze wrażenie, gdyby były krótsze, ot tak na 10 h. Skończyłem fabułę mając jakieś 17 h na liczniku, a czułem się, jakbym grał z 30, momentami wyczekując już końca. Tu warto zaznaczyć, że akcja zagęszcza się mniej więcej w ostatnich 5 h, historia mocniej wciąga i jest prowadzona trochę płynniej, bo wcześniej mieliśmy mocno zaznaczony podział na osobne śledztwa i ofiary, z jakimś tam wątkiem przewodnim na trzecim planie. Najbardziej przymulały epizody "Czarnej Dalii". Sprawa za sprawą prawie to samo, a koniec końców, wątek jest nagle zakończony i wbrew początkowym pozorom, wcale nie najważniejszy w grze. Ogólnie scenariusz, choć na dosyć wysokim poziomie, ma kilka cienkich momentów. Niestety, szczególnie słabo wypada końcówka. Śmierć Phelpsa wyszła niezamierzenie śmiesznie, sceny na pogrzebie też jakieś dziwaczne, ogólnie nie mogłem uwierzyć, że to jest na serio. Druga sprawa, to wątek romansowy, poprowadzony tak "przekonująco", że kiedy w fabule pojawiają się zarzuty wobec Phelpsa o zdradę żony, to też nie wiedziałem od razu, czy to prawda, czy jakieś pomówienia. Nie zmienia to faktu, że postaci zbudowane są naprawdę dobrze. Ogółem : fajna odskocznia od panujących trendów, ale nie jest to jakiś hit, do którego będę wracać. Za duży rozmach jak na tytuł, w którym w sumie w kółko robi się to samo. Polecam sprawdzić, kto jeszcze nie grał. 1 Cytuj
Gość mate5 Opublikowano 10 listopada 2014 Opublikowano 10 listopada 2014 Najbardziej przymulały epizody "Czarnej Dalii". Sprawa za sprawą prawie to samo, a koniec końców, wątek jest nagle zakończony i wbrew początkowym pozorom, wcale nie najważniejszy w grze. Mnie się to właśnie podobało, to nagłe urwanie sprawy gdy wyszło, że sprawcą jest syn ważniaka. Poza tym w LA Noire najbardziej podobało mi się ostatnie kilka godzin gry i sposób w jaki wprowadzono do fabuły degradację Phelpsa do wydziału od podpaleń, te sprawy są nudne i biorąc pod uwagę jak ciekawe są wszystkie pozostałe sprawy, odniosłem wrażenie, że jest to celowe i dlatego tak bardzo lubię ten segment gry. Gracz jest znudzony, pozbawiony motywacji, tak samo jak główny bohater po upadku z pozycji prestiżowego detektywa/ Cytuj
decoyed 707 Opublikowano 10 listopada 2014 Opublikowano 10 listopada 2014 Lords of the Fallen Po okolo 20 godzinach zwiedzania tego fantastycznego swiata i siekania potworow ukonczylem gre. Dla mnie Lords of the Fallen zdecydowanie okazalo sie cichym hitem tego roku. Porownywanie tej gry z Demon's/Dark Souls jest krzywdzace dla obu tytulow. Lords of the Fallen broni sie dobrze klimatem, poziomem trudnosci czy najlepszym w tej produkcji - gameplayem. Fabularnie jest ok, ale nie ukrywam, ze nie dla poznania historii brnalem dalej. Po ubiciu ostatniego bossa i obejrzeniu "outra" moj jedyny komentarz ograniczyl sie do "ok". Jak dla mnie to o sile tej gry stanowi satysfakcjonujacy system walki, ciekawie zaprojektowani bossowie i gesty klimat. Ciesze sie, ze gra nie traktowala mnie przez te 20h jak idioty co bez mapy i strzalki nie da sobie rady. Konstrukcja swiata przypomina mi Dark Souls - z tym, ze w LotF jeszcze czesciej odnajdujemy nowe przejscia, skroty. Przez polowe gry gralem unikajac uderzen przeciwnikow i katujac ich z doskoku. W drugiej polowie gry zrobilem postac tanka i po zdobyciu odpowiedniego ekwipunku cialem przez wszystkich jak przez maslo. Cieszy taka dowolnosc. Jednego bossa urabalem magia pakujac w ta zdolnosc tyle pktow co nic (ale co sie naturlalem to moje) - walka zajela mi chyba z 40min. Wazne, ze przy odpowiednim podejsciu i planowaniu bossow mozna rozwalic bez zbednego pakowania postaci. Graficznie dla mnie wszytko gra. Tylko momentami te snopy swiatla i inne swiecace badziewia mnie wku_r_wialy. Ile mozna? Bledow za duzo mnie uswiadczylem - raz musialem wlaczyc gre od nowa bo zniknal dziwiek w trakcie przerywnikow. Muzyka odpowiednio buduje atmosfore przez cala gre ale na pewno nie bede jej pamietal latami jak motywow z serii FF czy innego jrpg'a. Teraz zacieram rece na nadchodzace Dragon Age i wracam do "spauzowanego" Wasteland 2. 1 Cytuj
blakuś 597 Opublikowano 11 listopada 2014 Opublikowano 11 listopada 2014 Halo 3 ODST: Jako że nadrabiam zaległości z serii Halo, po skończonym Halo Reach, 1 i 2 nadszedł czas na ODST.Sam fakt że nie jesteśmy Master Chief'em, zmienia trochę rozgrywkę ( jesteśmy mniej wytrzymali na obrażenia, możemy używać tylko jeden broni w ręce itd )Gra jest dosyć krótka ( 5-6 godzin na Heroic ), ale całkiem przyjemnie się w nią gra. Trochę męczące było zwiedzanie miasta ( częściej wolałem unikać walki niż tracić amunicję ) ale fabuła i końcówka już była całkiem całkiem. Takie 6+/10 Cytuj
Kazub 4 585 Opublikowano 11 listopada 2014 Opublikowano 11 listopada 2014 (edytowane) sie o batmana kłóciliście arkham city 10/10. walka bardzo podrasowana w porówniu do więźnia, bardziej techniczna, więcej opcji (tak, gram w slaszery i bijatyki). ogólnie gameplay jako całość - MIAZGA. w huy grania i super fun time czelendże aaaaa dobra doczytałem. już wiem w czym problem. trzeba yebnąć rundke przez miasto, żeby sie do kolejnej dużej lokacji dostać..... YA YEBIE miasto w AC to nie tylko znajdźki. to przestrzeń, to eksploracja, to zróżnicowane czelendże, akrobacje. ale można to olać i skupic sie na wątku głównym. Edytowane 11 listopada 2014 przez Kazub 1 Cytuj
Nemesis 1 272 Opublikowano 11 listopada 2014 Opublikowano 11 listopada 2014 Arkham City to obok inFamous 2 najlepiej wykonany sandboks last genów. No dobra, postawmy jeszcze na podium GTA V. A gierka to absolutny kozak i geniusz Rocksteady. W sumie mógłbyś sięgnąć po Origins bo może jest to i schematyka ale też fajnie się w to gra i podoba mi się jak młodszy Nietoperz wszystkich napyerdala xD 1 Cytuj
Dahaka 1 878 Opublikowano 11 listopada 2014 Opublikowano 11 listopada 2014 Dragon Quest Heroes: Rocket SlimeChodzimy legendarnym niebieskim żelkiem i ratujemy inne żelki. Pokonujemy potworki i zbieramy różnorakie przedmioty.A potem napieprzamy się czołgami.Nasz czołg vs czołg przeciwnika.Jako amunicji(którą ładuje się ręcznie) używamy wcześniej zebranych przedmiotów, mają one różny dmg i właściwości. Można strzelać prosto i lobem. Wybieramy też sobie asystentów, którzy pełnią różne funkcje. Bardzo przyjemne, jest customizacja, jest element strategiczny, ale gra w sumie trudna nie jest.Wszystko okraszone humorystyczną historyjką, która nigdy nie bierze się na serio. Przyjemne 15h, chociaż pod koniec trochę przynudza.8/10 1 Cytuj
Gość mate5 Opublikowano 11 listopada 2014 Opublikowano 11 listopada 2014 (edytowane) The Last of Us Trochę się będę powtarzał. W 2013 roku miały premierę dwa ogromne gierkowe blockbustery, na GTAV byłem nahajpowany już od pierwszego trailera z 2011, TLOU mnie niemal kompletnie nie obchodziło. Pamiętam zapowiedź, krótki dziwaczny filmik o zdaje się mrówkach opanowywanych przez grzyby, później wyszło, że ND robi grę o postapo, co samo w sobie mnie zainteresowało, ale ciążyło mi to nieszczęsne Uncharted. Nieważne, że TLoU miało mieć interesujący mnie setting, robili je ludzie od Uncharted 2 - tytułu, którego fenomen rozumiem, ale nie podzielam fascynacji z dwóch powodów; pierwszy to mechanika rozgrywki (cholerne cinematic experience), a drugi taki, że U2 jeszcze bardziej rozpowszechniło te rozwiązania. Wraz z każdym kolejnym miesiącem moje podejście do TLOU stawało się coraz bardziej ambiwalentne, ludzie którzy jarali się serią Uncharted, zaczęli się dosłownie (tak, dokładnie, po ich wypowiedziach wydawało się, że dosłownie) spuszczać nad tym tytułem. Dodatkowy problem w tym, że wielu z nich robiło to w taki gówniarski sposób, ale rozumiem, że to wina hype'u (mam pewnie na sumieniu podobne wypowiedzi odnośnie GTAV). Ale już wracając do samej... gry? No właśnie, czy The Last of Us jest grą video? Tak. Czy spełnia wymogi, które w mojej ocenie powinna spełnia każda gra? Nie. Jak już pisałem w CW, The Last of Us zdaje się być raczej animacją z interaktywnymi wstawkami. W ciągu całej gry mamy jasno wyznaczone podziały na gameplay, cutscenki oraz cutscenki udające gameplay. W tej trzeciej grupie są sekwencje niemal pozbawione interaktywności i jakkolwiek te sekwencje nie byłyby interesujące z punktu widzenia fabuły, dialogów i widoczków to ssą blaszki clickerom z jednego prostego powodu - wywieranie presji na graczu, aby odpowiednio wychylał gałkę do przodu, nie za mało, nie za bardzo, ot tyle aby Joel szedł powoli, ustawianiu kamery tak, aby to ładnie wyglądało. Wiecie co to jest? To jest po prostu nieinteraktywna cutscenka z dodaniem kontekstowej kontroli nad postacią, jakkolwiek sprzecznie by to nie brzmiało, to właśnie tak to odbierałem. Niby możemy udawać i robi to co gra chce, żebyśmy robili (iść wolno, stanąć w miejscu gdy Ellie coś mówi, iść obok niej gdy mówi coś innego) ale to wydaje się być tak... sztuczne. No i gra ciągle odbiera mi kontrolę nad postacią, albo jeśli nie odbiera to zmienia jego reguły, nienawidzę tego grach. Te dwa rozwiązania kompletnie odbierają poczucie zagrożenia. Często miewałem taką sytuację, że np. zbliżałem się do otwartego autobusu i chciałem go sprawdzić pod kątem potencjalnych fantów, wchodziłem do niego powoli, mierząc przed siebie z shotguna by potem przypomnieć sobie, że przecież hej, muzyczka się nie włączyła, Joel pod L2 nie sprintuje tylko truchta - nic mi nie grozi. W dobrze zrealizowanym horrorze ciągle mamy pełną kontrolę nad postacią! To daje znać graczowi, że reguły CIĄGLE są takie same i W KAŻDYM MOMENCIE może coś na nas wyskoczyć. W The Last of Us idę przez większość czasu spokojnie (bo jak powiedziałem większość gry to albo tradycyjne cutscenki albo cutscenki udające gameplay), a jeśli nie mogę iść spokojnie to znaczy, że gra przeniosła mnie do sekwencji gdzie mogę zginąć i tu zaczyna się kolejne bagno, ale też jednocześnie jedna z największych zalet gry - konfrontacje z grzybami lub ludźmi. Co jest naprawdę niesamowite jak na mainstreamową gierkę, to to, że konfrontacje z grzybami i ludźmi, to całkowicie różne rzeczy, nie muszę raczej opisywać dlaczego. W każdym razie, niezależnie od rodzaju przeciwników, możemy przechodzić każdą z sekwencji walki (tak, będę nazywał je sekwencjami, bo są jasno wydzielone od pozostałej części gry, nieinteraktywnej lub niemal nieinteraktywnej) po cichu, lub nie. Jako że podobały mi się oba podejścia, to raz próbowałem stealthu, raz otwartej walki, a innym razem trochę cichego eliminowaniu, podebrania większej ilości amunicji i wykończenia w strzelaninie reszty z dobrego miejsca. Jest w czym wybierać. Problem w tym, że teoretycznie gra powinna faworyzować stealth, prawda? Ostrożne podejście, oszczędzanie amunicji? No właśnie nie, stealth się zwykle nie opłaca w TLoU. Co z tego, że postanowię przekraść się między przeciwnikami, co z tego, że zaoszczędzę amunicję, skoro jeśli gdybym obrał drogę otwartej walki to przeciwnicy nagle, z niczego, zaczęliby dropić masę amunicji, a ellie dorzucałaby mi jeszcze więcej. Co mi ze stealthu jeśli tracę wtedy część dialogów? Zdarzało się tak, że pewien dialog był dostępny tylko wtedy jeśli po wybiciu wszystkich przeciwników Joel i Ellie wracali do niemal nieinteraktywnego sterowania. Może to absurdalnie zabrzmi, ale w aspekcie gier jestem leseferystą, chciałbym dostać kompletny, jednolity zestaw narzędzi przekazanych mi w sposób, powtórzę to, jednolitego sterowania i używając tych, jeszcze raz, jednolitych reguł radzić sobie z przeszkodami podstawianymi przez grę. Wszystkie moje ulubione gry spełniają tę zasadę - dostaję w nich zestaw narzędzi (których reguły używania nie zmieniają się co 2 minuty) i przechodzę kolejne levele. Mam jeszcze parę pomniejszych zarzutów, które wypiszę w punktach: - Etapy z wymuszonym skradaniem się są w zasadzie liniowymi sekwencjami bez możliwości własnej inwencji. - TLoU nie jest ani grą łatwą i przyjemną (zapewniającą flow), ani wymagającą i trudną (grałem na hard z wyłączonym wallhackiem) - nie mieści się w żadnej z dwóch kategorii gier, które szczególnie lubię. Jedynym trudnym momentem była dla mnie pierwsza sytuacja gdzie w pomieszczeniu były jednocześnie zwykli zainfekowani i clickery. - Nie miałem shiva, aby otworzyć drzwi, poszedłem dalej, przeszedłem przez bramę, znalazłem ostrze, chciałem się wrócić - nie da się (brama która była otwarta magicznie się zamknęła). - Pier.dolony samochód... Spory fragment gry przeznaczony jest na odnalezienie sprawnego samochodu, trwał ten fragment ile? Dwie godziny chodziłem z Billem po miasteczku? No nie ważne, zniszczyło mnie to, gdy okazało się, że ostatecznie znaleziony samochód w kwestii mechaniki rozgrywki pełni rolę wyłącznie cutscenki. Z drugiej strony nie wiem czego się spodziewałem, to w końcu gra ND - Nie można zabić wiadomego snajpera mołotowem... Wypisałem swoje zarzuty, ale teraz już szczerze przyznam, że mimo wszystko, mimo tych wszystkich obrzydliwych rozwiązań przyjemnie spędziłem czas z The Last of Us. Podobał mi się nieźle rozplanowany świat przedstawiony, jego design, podobała mi się fabuła (która mimo znania zakończeniu i tak mną, powiedzmy, wstrząsnęła), podobały mi się dialogi, choć tak jak wiele razy pisałem już na forum, nie tego oczekuje od gier czy od filmów. Wolę niewerbalne metody przekazywania treści. Zadowolony jestem z pracy aktorów podkładających swoje głosy postaciom, szczególnie aktorka grające Ellie potrafiła do kwestii dialogowych wnieść miks zahartowania, zbyt wczesnej dorosłości i jednocześnie dziecięcej naiwności, lekkości. Świetne są przejścia między porami roku, na końcu każdej pory roku widzimy coś tragicznego by potem nastąpiło cięcie po którym witamy kolejną porę roku i widzimy bohaterów ciągle wytrwałych w drodze. Fenomenalny jest gunplay w tyolulku, headshoty są satysfakcjonujące i... stymulujące? Głupio to brzmi, ale pewnie skojarzycie o co mi chodzi. W wielu grach celne trafienia skutkują jakimś drobnym graficznym znaczkiem lub efektem dźwiękowym, w tlou jest to zestaw kresek wychodzących od celownika, w GTA V jest to krótkotrwała zmiana celownika z białego na szarawy, w takim Counter Strike'u jest to jasnozielony dopływ gotówki do naszego konta w rogu ekranu za każdego fraga. Możecie powiedzieć, że to szczegóły, ale pełnią ważne rolę w uzależnianiu się od tych drobnych "sukcesów" w grze, zapewniają krótką przyjemność i z każdym kolejnym "stymulantem" chcemy ich dostawać coraz więcej. Ostatnia zaleta, nie ma powtórki z RE4 i nie musimy ciągle ochraniać Ellie ( ), rozwiązanie które zniszczyło dla mnie czwartego residenta i sprawiło, że do tej pory go nie ukończyłem. Aha, jeszcze jedna sprawa, tyle się mówiło o noszeniu drabin, a ja raczej nie odczułem powtarzalności tej czynności, już bardziej powtarzalnie wydawało się holowanie palety, co zresztą gra ustami Ellie i Joela autoironicznie skomentowała i przyznaję, że mi się ten komentarz spodobał. Powtórzę, The Last of Us ma fenomenalną fabułę, fenomenalne dialogi, fenomenalny świat przedstawiony, fenomenalny design przeciwników, system craftingu i ekwipunku, ale nie jest fenomenalną grą video. Jest fenomenalną animacją, ale tylko bardzo dobrą grą, co jak odnoszę wrażenie zostanie uznane za obrazę The Last of Us. Nie grałem jeszcze w multi i oceniam tylko singleplayer, choć jakkolwiek to multi nie byłoby dobre, to nie przepadam za online mp. Moja ocena: 8/10 (jeśli to kogokolwiek obchodzi to GTAV dałem 7/10). PS.: Pogo i Trumpet to super psiaki, a ravena proszę o podlinkowanie swojej recenzji, bo pamiętam, że taką napisał. Edytowane 11 listopada 2014 przez mate5 Cytuj
nobody 3 504 Opublikowano 11 listopada 2014 Opublikowano 11 listopada 2014 Huh, jak bardzo bym nie protestował, to faktem jest że flow zaszczucia dostawałem tylko i wyłącznie tam gdzie z góry wymyślili to sobie twórcy czyli np. w: - walącym się wieżowcu - stacji metra - podtopionej piwnicy hotelowej - kanałach - akademiku - podczas samotnego lawirowania Ellie wśród Clickerów - części spotkań z ludźmi Reszta gry była już tylko zwykła "przygodą", grą akcji, interaktywną cut scenką. ofkors grałem zawsze późnym wieczorem, czyli t.j. w przypadku pierwszego Dead Space, czy Sajlentów. Nigdy też nie preferowałem strzelania, więc nie miałem okazji dokładnie sprawdzić jak koniec końców będą wyglądać moje zapasy np. podczas odpierania sporadycznych fal (np. tuż przed wyjściem z kanałów, gdy Ellie stara się otworzyć nam drzwi z drugiej strony, a my musimy przetrzymać ponad minutę. Zawsze wolałem też podchodzić do nich mając komplet ammo, które wypadało przecież tylko wtedy gdy zaczyna nam brakować go do danej giwery, a co za tym idzie wymagałby dużo ryzykowniejszego żonglowania 4-ma broniami zamiast jednej - dwóch z pełnym clipem). Przynajmniej tak to sobie wyobrażałem, bo muszę w końcu zaliczyć całą grę na Rambo i zobaczyć to wyjdzie w praktyce, a później sprawdzić to na jeszcze bardziej wymagającym Survivor, który jak dotąd uważałem za najwłaściwszy wybór dla survivalu. Dobra recenzja. Cytuj
aux 3 809 Opublikowano 12 listopada 2014 Opublikowano 12 listopada 2014 Ostatnia zaleta, nie ma powtórki z RE4 i nie musimy ciągle ochraniać Ellie ( ), rozwiązanie które zniszczyło dla mnie czwartego residenta i sprawiło, że do tej pory go nie ukończyłem. No tu mnie zaskoczyłeś totalnie, szok! Słyszałem że nie wszyscy gracze lubią elementy eskortowe, ale że akurat Ty? Nie ogarniam. Przecież zrealizowane to było idealnie. Można było wydawać rozkazy, np. schować małolatę w kontenerze. A w gorących momentach biegać z nią po planszy i szybko eliminować przeciwników. Poza tym smarkula nie jest przy Leonie cały czas. Weź się w garść i dokończ tego Residenta Cytuj
Gość mate5 Opublikowano 12 listopada 2014 Opublikowano 12 listopada 2014 Ostatnia zaleta, nie ma powtórki z RE4 i nie musimy ciągle ochraniać Ellie ( ), rozwiązanie które zniszczyło dla mnie czwartego residenta i sprawiło, że do tej pory go nie ukończyłem. No tu mnie zaskoczyłeś totalnie, szok! Słyszałem że nie wszyscy gracze lubią elementy eskortowe, ale że akurat Ty? Nie ogarniam. Przecież zrealizowane to było idealnie. Można było wydawać rozkazy, np. schować małolatę w kontenerze. A w gorących momentach biegać z nią po planszy i szybko eliminować przeciwników. Poza tym smarkula nie jest przy Leonie cały czas. Weź się w garść i dokończ tego Residenta Cyfrowy port na ps3 jest ok? Nie ma takich problemów jakie były z kolekcja SH na ps3? Cytuj
Figaro 8 302 Opublikowano 12 listopada 2014 Opublikowano 12 listopada 2014 (edytowane) Też nie rozumiem tego psioczenia eskorty Ashley. Przecież to było bardzo dobrze zrobione. "Wait!" i "Stop!" dalej mi się śnią po nocach. Edytowane 12 listopada 2014 przez Figaro 1 Cytuj
Nemesis 1 272 Opublikowano 12 listopada 2014 Opublikowano 12 listopada 2014 Nie, jest stabilnie i wersja HD to chyba najlepsza z dotychczasowych. Nie licząc Ultimate Edition z PC. Cytuj
Figaro 8 302 Opublikowano 12 listopada 2014 Opublikowano 12 listopada 2014 Nie, jest stabilnie i wersja HD to chyba najlepsza z dotychczasowych. Nie licząc Ultimate Edition z PC. Cytuj
aux 3 809 Opublikowano 12 listopada 2014 Opublikowano 12 listopada 2014 (edytowane) Cholerna biała okładka na Wii. Jest wyjątkowa i śliczna, ale zaburzy mi koncepcję. Damn it! Ja też polecam wersję HD na PS360. Solidny port godny uwagi, mix najlepszych rzeczy z wersji GCN i PS2. Oczywiście ma swoje felery, ale to nic ważnego (klatki czasem spadną i brakuje jakiegoś efektu graficznego z GCN). Najnowszej wersji z PC jeszcze nie odpalałem. Czytałem na forum Residenta że jest kapryśna i potrafi przymulić na mocnym kompie. Edytowane 12 listopada 2014 przez aux Cytuj
piotros 220 Opublikowano 12 listopada 2014 Opublikowano 12 listopada 2014 Widzę, że brakuje Ci jeszcze do kolekcji RE4 w wersji steelbook na PS2... Tutaj masz moje porównanie wersji z metalowym pudełkiem i platinum na PS2: 1 i 2 Cytuj
aux 3 809 Opublikowano 12 listopada 2014 Opublikowano 12 listopada 2014 Bardzo ładny steelbook. Myślałem o nim, ale starczą mi zwykłe wydania. RE4 nie miał ciekawej kolekcjonerki jak RE5, ale w kilku krajach wydali go w fajnych steelbookach. Chyba jeszcze czerwone były. A ten mini guide to opisuje początek gry? Cytuj
Gość _Be_ Opublikowano 12 listopada 2014 Opublikowano 12 listopada 2014 Kolekcjonerki może nie było, ale za to Cytuj
Zwyrodnialec 1 728 Opublikowano 12 listopada 2014 Opublikowano 12 listopada 2014 Bardzo ładny steelbook. Myślałem o nim, ale starczą mi zwykłe wydania. RE4 nie miał ciekawej kolekcjonerki jak RE5, ale w kilku krajach wydali go w fajnych steelbookach. Chyba jeszcze czerwone były. A ten mini guide to opisuje początek gry? Cały 1 akt. Cytuj
Mace 170 Opublikowano 12 listopada 2014 Opublikowano 12 listopada 2014 Mass Effect 2: co prawda gre skończyłem już jakiś czas temu, ale i tak podziele się wrażeniami. po zastanowieniu uznaję że to odrobinę lepsza gra niż jedynka, pomimo uproszczenia (zbiedzenia :potter: ) wielu elementów... fabuła tak samo jak w jedynce nie jest za specjalnie powrywająca, no ale obyło się bez facepalmów(no nie licząc początku, ja p.i.e.r.d.o.l.e ;D,). środek gry trochę nudny ogólnie, ale całe szczeście im bliżej końca tym lepiej, aż przejdę tą trójkę. co do samej gry, mnie najbardziej ucieszyło wywalenie mako. bez kitu, ten celowniczek do skanowania planet też kiepski i nudny, ale nie aż tak, i (wiem że zabrzmię jak janusz gamingu) ekwipunku, ale wolę już jego brak niż na maksa głupie ograniczone miejsce w inventory, gdzie za każdym razem znajdujemy skrzynie z dużą ilością przedmiotów przez co dochodziło do takich sytuacji że co 15 minut gry musieliśmy wyrzucać przedmioty bo nie nie było miejsca na nowe, lepsze. tu już w ogóle nie mamy za bardzo wpływu na broń czy zbroje jakie nosimy(jest ich po prostu kilka rodzajów i wybieramy sobie ulubione przed misją). no ale jakoś szybko mnie to przestało dziwić, bo gra z RPG ze strzelankowego rpg zmieniła się w strzelankę z eksploracją(biedną, ale jest), możliwością pogadania z ludźmi i WYBORAMI moralnymi. czuć tu ręke EA które na bank sprawiło żeby gra była bardziej EMEJZING I COOL. w związku z tym aby się uleczyć nie musimy nawet nacisnąc select, tylko wystarczy się skryć za murkiem(dobrze że jest jeszcze unity...). sama gra prosta jak drut. a i tak samo jak jedynka na maksa schematyczna. czyli dostajemy cynk o jakiejś misji czytając index, lecimy do nowego układu, skanujemy, wykonujemy(misje są bardzo krótkie, do 45 minut) i tak z 10 razy. czasami bywa inaczej, ale co będe spoilować. a i nie wiem jak w innych wersjach, ale ja grałem na X360 i doświadczyłem miliarda bugów i to takich po których musiałem zawsze wczytać gre. nawet nagrałem filmik z jednego, ale nie będe tu wrzucał XD. podsumowując: z tego co napisałem to wyszło na to że to slaba gra... widziałem w niej mnóstwo błędów, baboli. ale ogólnie jest bardziej dopracowana niż jedynka za co... no nie wiem propsy bioware/ea? grało się całkiem ok. jak w strzelanke. jednak potencjału na 'najlepsze nowe ip 7mej generacji' nie c.h.u.ja tu nie widze . jako iż jedynce dałem 6, tu dam 6 z plusikiem :potter: a i zapomniałbym #teammiranda 1 1 Cytuj
UberAdi 2 307 Opublikowano 13 listopada 2014 Opublikowano 13 listopada 2014 (edytowane) Warhammer 40000: Space Marine Brakowało mi ostatnio jakiejś typowej młócki przy której się odstresuję, ten Warhammer sprawdził się idealnie tym bardziej że zawsze lubiłem to uniwersum chociaż nigdy nie byłem jakimś die hard fanem. Zacznę od tego co mnie bolało, minusów jest kilka. Po pierwsze lokacje które są powtarzalne i z kilkoma wyjątkami wieją nudą, zdarzy się kilka miejsc na zasadzie kopiuj/wklej a reszta bardziej "unikalnych" i tak nie porywa swoim wyglądem. Również sam design niektórzy mogą zaliczyć na minus chociaż ja wiedziałem czego się od warhammera spodziewać. Jest szaro i buro ale taki już jest ten świat. Kolejnym minusem jest liniowość, idziemy po sznurku robiąc zadania których nawet nie musimy czytać bo zostaniemy zaprowadzeni za rączke w odpowiednie miejsce. Brakowało mi też egzekucji z wykorzystaniem otoczenia, chociaż jeśli chodzi o egzekucje nie jest aż tak źle. 3 różne animacje dla każdej broni na standardowym orku + inne zależnie od przeciwnika. Wspomne tutaj jeszcze o idiotycznym etapie z wieżyczkami który aż raził swoją bezsensownością, na szczęście był dość krótki. Fabuła jest prosta i przewidywalna lecz przyznam, że po zakończeniu chętnie zagrał bym w sequel. A co dobrego? Pozytywy tej gry można określić w kilku słowach - Hektolitry krwi, setki rozczłonkowanych ciał orków i ich pękające od headshotów głowy, poczucie siły i ciężkości naszego Space Marine'a który jest jak czołg z chainswordem nie do zayebania. A nawet jednym słowem - miód Serio nie ma co się rozpisywać o pozytywach bo praktycznie wszystkie plusy tego tytułu leżą w gameplayu (no dobra, może też w sentymencie do universum wh40k). Zaznaczę może tylko, że szczególnie podobały mi się końcowe etapy gry kiedy w cały burdel wchodzi jeszcze jedna frakcja i zaczyna się prawdziwa impreza. Podsumowując: Mimo, że ta gra się nie wyróżnia niczym szczególnym to jest kawałkiem solidnego, miodnego szpila. Szczególnie jeśli ktoś tak jak ja szukał tytułu przy którym może odpocząć. Dam 7,5 (dla fanów WH 8 ) i polecę każdemu, nawet jeśli nie jesteście fanami WH to warto spróbować nadrobić ten tytuł. Szczególnie, że obecnie można go nabyć za małe pieniądze. Ostatnio lubię bawić się w robienie screenshotów grom które przechodzę więc mała galeria ode mnie na zachęte Edytowane 13 listopada 2014 przez UberAdi Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.