Mendrek 571 Opublikowano 3 marca 2018 Opublikowano 3 marca 2018 Papers, Please - przez cały czas urzeka pomysł (inspektor celny w socjalistycznej republice lat 80) i klimat, a gra uczy spostrzegawczości. Tak się składa że w mojej pracy zajmuje się czasami taką papierologią, gdzie trzeba coś weryfikować na bieżąco. To chyba pierwsza gra która w tak dosadny sposób pomogła mi w życiu zawodowym No a poza tym to wplecione w to moralne dylematy, dramaturgia, niespodziewane twisty, dbanie o rodzinę, kombinowanie i aż 20 różnych zakończeń, z czego większość złych. Pomijam umowność pewnych rzeczy, gra więc zasługuje na uznanie. Jedyny minus, to kiepskie instruowanie co do niektórych rzeczy - jak np. oznaczać niezgodności, czy jak sprawdzać wagę. Te rzeczy dowiadywałem się z internetu,, tuż po tym jak dostawałem upomnienia bo nie wiedziałem jak coś zrobić. Pomimo tego mankamentu, polecam każdemu kto chce się poczuć jak trybik w socjalistycznej utopii, od którego zależeć może niespodziewanie tak wiele Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Kmiot 13 709 Opublikowano 4 marca 2018 Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 4 marca 2018 Persona 4 Golden [PS Vita], czyli w deszczowy wieczór o północy patrzyłem w zgaszony TV. Backstory: Dawno temu, jeszcze pod koniec 2015 roku zacząłem grać w Personkę, podobało mi się, nie przypominam sobie, abym miał coś grze do zarzucenia, a jednak z jakiegoś powodu przestałem w nią grać. Nie wiem. Teraz w styczniu postanowiłem do Persony wrócić i choć na poprzednim slocie miałem już ponad 10 godzin, to uznałem, że bez sensu i zacząłem od nowa. Po blisko 100 godzinach gry dotarłem do zakończenia, oczywiście jedynego prawilnego i cóż mogę napisać, skoro o P4 napisane było już wszystko? To jedna z tych gier, po ukończeniu których czuje się jednocześnie dużą satysfakcję, ale i pustkę oraz żal, że to już koniec. Powolne wprowadzenie w fabułę P4 jest już legendarne i w zasadzie dopiero po kilku ładnych godzinach zyskujemy jako taką swobodę działań. Po kolejnych kilku godzinach śmigamy już na całego, z w pełni rozwiniętymi żaglami po morzu możliwości. Przyznam, że szalenie przyjemne było codziennie podejmować decyzję, co dzisiaj robimy - czy się pouczymy, czy pójdziemy na randkę z jakąś japońską cizią (rise i jej zakolanówki <3), czy spędzimy homoseksualnie zabarwiony wieczór z jednym z kolegów szkolnych, a może połowimy rybki, zjemy coś na mieście. Mamy poczucie, że chcielibyśmy zrobić wszystko, ale brakuje na to czasu, więc trzeba wybierać. Może to będzie porównanie nieco na wyrost, ale ostatnio tak bardzo się zasiedzieć potrafiłem przy... Stardew Valley. Choć jeśli spojrzeć na obie gry pod pewnym kątem, to są bardzo podobne i podobnie wciągają gracza w swoje prozaiczne, codzienne zajęcia. Ogromną siłą P4 są postacie. Główny bohater to oczywiście klasyczny niemowa i choć w pełni rozumiem dlaczego taki musi być, to jednak żal czasem było patrzeć, jak grupa przyjaciół żywo dyskutuje, uszczypliwie żartuje sobie z siebie, podsuwa erotyczne podteksty, a nasz Hiro siedzi jak ta piz'da i jedyne na co go stać, to kiwanie głową. Ale dupeczki wyrywa jak pier'dolony Casanova, może mieć nawet kilka dziewczyn jednocześnie, wszystkie zaprasza do swojego pokoju i żadna nigdy się nie dowie, że były inne. Zazdro, ucz mnie sensei. W zasadzie całość bohaterów jest tip-top, nawet Teddie, na którego zdarzają się narzekania mnie akurat nie drażnił. Dialogi są kapitalne, wściekle przyjemnie się ich słucha, angielski dub na bardzo wysokim, starannym poziomie. Łatwo się w jakimś sensie przywiązać do tych cyfrowych postaci. Nanako chciałoby się przytulić, jest przeurocza. A metamorfoza postaci podczas zakończenia nawet mnie rozczuliła. Warstwa dungeonowa i bitewna to również klasa sama w sobie. Dynamiczna, trochę nawet dyskotekowa, ładnie się prezentująca, nie byłoby wstydu się z nią pokazać na mieście. Buffowanie postaci ma sens, bo realnie wzmacnia czy to obronę, czy atak, a nie tak jak w innych grach, gdzie tracisz kolejkę na założenia buffa na atak, a potem zadajesz 35 obrażeń zamiast 30. Najtrudniejsze są pierwsze dungeony (moze być potrzebny drobny grind), w zasadzie po zwerbowaniu i podlevelowaniu Rise gra już nie stawia większych oporów, ale walki wciąż potrafią dać satysfakcję. System bardzo zmyślny, silnie premiujący strategię i wręcz do niej zmuszający. Bardzo przyjemnie się plądrowało te lochy, nie powiem. Fabule trudno cokolwiek zarzucić, szczególnie patrząc przez pryzmat faktu, że to gra jeszcze z czasów PS2. Odpowiedni nastrój i powaga historii, przynajmniej jak na realia jrpgów. Dużo twistów i przeciągania struny: ostateczna walka, klasycznie nie okazuje się wcale ostateczną, a po niej następuje kolejna ostateczna, po której pora na jeszcze jedną, tym razem już z pewnością OSTATECZNĄ. Albo nie, dopiero po niej będzie ta bez wątpienia OSTATECZNIE OSTATECZNA. Ale czy na pewno? Ogólnie fabuła jest z pewnością mocną stroną P4, a to w połączeniu z barwnymi, mięsistymi postaciami Z DUSZĄ sprawia, że przerywniki filmowe czyta i słucha się z ogromną przyjemnością. Muzyka? Wystarczająco charakterystyczna, trochę j-popu, jak przystało na opowieść o japońskich licealistach. Najważniejsze, że w żadnym momencie nie męczy, ani nie ma się ochoty jej wyłączyć, choć przyznam, że nie przyszło mi do głowy, aby słuchać jej poza grą. Jeśli gra miała jakieś irytujące fragmenty, to nie pamiętam i zepchnąłem je na margines wspomnień. Ogólnie? Rewelacja. Trochę smutek, ale pocieszam się, że Persona 5 nadal przede mną. 15 1 Cytuj
Gość suteq Opublikowano 4 marca 2018 Opublikowano 4 marca 2018 (edytowane) #4 SOMA Nie lubię horrorów, a przynajmniej takich gdzie nie mogę bronić się przed zagrożeniem. Tryb Safe mode był wybawieniem i właśnie dzięki niemu zagrałem w ten tytuł gdyż chciałem poznać historię, którą wielu graczy (w tym i tutaj na forum) bardzo chwaliło. Teraz, po ukończeniu, również i ja dołączam się do zachwytów bo stroną fabularną jestem zachwycony i idealnie trafiła w moje gusta. Od samego początku kompletnie nie wiadomo o co w tej grze chodzi, a my dostajemy tylko jakieś skrawki informacji. Jednak z czasem wszystko się powoli rozjaśnia jednak gdy myślimy, że wiemy wszystko to wtedy dostajemy kolejną bombę na ryj. A to tylko gdy będziemy podążać za wątkiem fabularnym. Dodatkowe informacje możemy pozyskać zwiedzając poszczególne lokacje i czytając przeróżne papierowe notatki, wiadomości zostawione na tabletach czy komputerach czy odsłu(pipi)ąc nagrania. I naprawdę warto to robić. Z racji, że grałem w Safe mode to potwory się pojawiały aczkolwiek nie atakowały mnie. Mimo tego nie czułem się w ogóle pewnie gdyż SOMA tworzy tak fantastyczną przerażającą atmosferę, że nie byłem rozluźniony ani przez chwilę. W dodatku gra nie jest typowym symulatorem chodzenia na jaki by mogła wyglądać, wręcz przeciwnie. Ciągle coś robimy, a wszystkie aktywności jak przenoszenie przedmiotów, otwieranie drzwi czy paneli, odkręcanie zaworów czy używanie dźwigni wykonujemy za pomocą odpowiednich wychyleń gałek analogowych. Zdecydowanie wolę to rozwiązanie niż naciskanie jeden przycisk gdzie postać wykonuje animację podczas której tracimy nad nią kontrolę. Dodatkowo pojawiają się też łamigłówki jednak są one raczej z tych łatwiejszych. Graficznie jest bardzo ładnie jak na indyczka, a wszystkie lokacje są wytworzone z precyzją, której nie powstydziłyby się największe studia developerskie. Na dużą uwagę zasługuje fakt, że gdy jest mało źródeł światła to w grze naprawdę nic nie widać, a w otwartych lokacjach (Ci co grali wiedzą co mam na myśli) można naprawdę się zgubić gdy się zejdzie z głównego szlaku. Przez całą grę tylko raz mi wyraźnie spadła płynność i to w bardzo małym pomieszczeniu co było dla mnie mocno niezrozumiałe. Poza tym nie widziałem żadnych technicznych mankamentów. Troszkę jednak się zdziwiłem gdy wczytałem dzisiaj najnowszy zapis, a mym oczom ukazał się czarny ekran gdzie w tyle było słychać wszystkie odgłosy. O dziwo, ten problem występuje niemal od premiery i dalej nie został wyeliminowany. Na szczęście wczytanie wcześniejszego zapisu naprawiło problem. Ludzie z Frictional Games odwalili kawał dobrej roboty. Gra wciąga od samego początku, intryguje historią i nie potrafi oderwać od ekranu. SOMA to unikalne doświadczenie, które jest fantastyczną sprawą w zalewie takich samych, nijakich produkcji. Zdecydowanie warto. #5 Horizon: Zero Dawn - The Frozen Wilds Ogrywałem dodatek trzy miesiące po jego wydaniu i niemal rok od ukończenia podstawki przez co na początku byłem troszkę zabłąkany. Jednak dosyć szybko sobie przypomniałem wszystkie mechanizmy i od tamtej pory grało się już bardzo dobrze chociaż moim zdaniem kilka rzeczy nie wyszło zbyt dobrze. Generalnie podobało mi się bardzo to, że gra nie dość, że rozszerza świat o kolejny fragment mapy to jednocześnie nie robi tego bez powodu. Tym razem sama fabuła dodatku niezbyt mnie zachwyciła aczkolwiek dzięki tym kilku misjom można było poznać bardzo dużo nowych informacji ze świata gry. Szczególnie pod koniec zostajemy tak naprawdę zasypywani odpowiedziami. Szkoda bardzo, że Sylens nie został należycie wykorzystany i pojawia się dosłownie w dwóch rozmowach, a bardzo liczyłem, że to jednak jego wątek zgłębimy w dodatku. Nowy obszar jak nazwa wskazuje jest pokryty grubą warstwą śniegu oraz lodu. Jest to naprawdę miła odmiana od pustynnych i roślinnych krajobrazów z podstawki, które towarzyszyły nam przez większość czasu. Gra wygląda bardzo dobrze, a krajobrazy potrafią dalej zachwycać aczkolwiek jest to zdecydowanie mniejsze wrażenie niż zrobiła na mnie podstawka. Mam wrażenie, że gra przez ten rok troszkę się już zestarzała graficznie i z początku miałem nawet dosyć mieszane odczucia związane z tym aspektem. Na duży plus na pewno to, że pojawiają się nowe maszyny, z którymi walka jest o dziwo dosyć wymagająca chociaż na duży minus jest to, że wrogowie (a przynajmniej Ci najwięksi) praktycznie w ogóle nie zwracają uwagi na naszych towarzyszy atakując tylko i wyłącznie nas. To jest głupie i to bardzo. Totalnym nieporozumieniem są sytuacje gdzie czujka skanuje okolicę bo coś usłyszała, ja się kryję za przeszkodą, a mój towarzysz stoi centralnie przed czujką, a ta go kompletnie nie widzi. Aż to nagrałem bo nie mogłem uwierzyć w to co widzę na ekranie. W ogóle w dodatku znacznie częściej bo przez jakieś 75-80% czasu spędzaliśmy w czyimś towarzystwie. Jest to z jednej strony bardzo dobre urozmaicenie jednak w końcowej lokacji gdzie trzeba było robić jakieś pierdoły żeby odblokować im przejście to czułem się jakby twórcy na siłę wydłużali rozgrywkę. Nie było to ani ciekawe ani tak naprawdę potrzebne. Pojawiły się oczywiście nowe bronie, które są naprawdę użyteczne w walce. W sumie to ona się w ogóle nie zmieniła, ale to dobrze bo dalej sprawia dużo frajdy szczególnie gdy walczymy z jakimś naprawdę przerośniętym przeciwnikiem, którego pasek zdrowia kurczy się bardzo powoli. Misje poboczne są całkiem niezłe a same znajdźki ponownie są nieźle przemyślane, ale jakoś ich specjalnie nie zbierałem. Raczej podnosiłem tylko te, które były po drodze do celu. Ogólnie rzecz biorąc to The Frozen Wilds jest udanym dodatkiem, który oddaje nam do dyspozycji całkiem duży i nowy obszar, odpowiada na dużą liczbę pytań w zakresie świata gry a także zapewnia kilka godzin naprawdę dobrej zabawy czy to w kwestii walk czy samej eksploracji nowego regionu. Edytowane 4 marca 2018 przez suteq Cytuj
blantman 5 780 Opublikowano 6 marca 2018 Opublikowano 6 marca 2018 Call of Duty WWII - gra kosztowała mnie jak bilet do kina i w sumie tak się czuje po zakończeniu. Cały singiel (multi nie odpaliłem nawet a gry już nie mam ) to jakby michael bay dostał scenariusz "Szeregowca Ryana" i wprowadził swoje poprawki. Patos i brak logiki. Dobrze się szczela i fajne niektóre akcje (misja gdzie trzeba cicho przejść czy snajpienie na kościele). Gra wygląda mega na koksie i fajnie zagrać na raz i zapomnieć. 5/10 Polecam za 30 zł (tyle mnie przyjemność kosztowała) Za więcej nie warto no chyba że grasz w multi (nie wiem nie oceniam). Cytuj
balon 5 355 Opublikowano 6 marca 2018 Opublikowano 6 marca 2018 Cena, ceną ale przecie mogłeś blant w tym czasie dobrą książkę czytać! Cytuj
blantman 5 780 Opublikowano 6 marca 2018 Opublikowano 6 marca 2018 4 minuty temu, balon napisał: Cena, ceną ale przecie mogłeś blant w tym czasie dobrą książkę czytać! to jak z filmem marvela. W większości kupa ale fajnie się w kinie ogląda. Czasem człowiek chce strażników galaktyki lub ostatniego jedi. Nie mozna tylko Nicią Widmo czy The square żyć Cytuj
Mendrek 571 Opublikowano 6 marca 2018 Opublikowano 6 marca 2018 South Park: FBW - gdy się grało w poprzednią część, nie sposób porównać ją z sequelem. Który w sposób umiarkowany odwołuje się do poprzedniczki, niemniej fajnie jest zagrać w jedną, a potem w drugą część. Generalnie fani South Park i tak pewnie już grali, bo generalnie obie części robią to co animowany odpowiednik - poruszają się w oparach absurdu obśmiewając obecne trendy, patologie, oraz wszystkich i wszystko co się przy okazji nawinie. Czy więc nowa część przebija starą? Jeśli chodzi o rozgrwkę, jest bardzo podobnie. Jest całkiem ciekawy system walki dopasowany do nowego settingu, a tak poza tym robimy to samo co przedtem - zbieramy, wykonujemy sidequesty i wesoło pierdzimy. Co do tego ostatniego, to znacznie rozszerzono wachlarz wykorzystania naszego anusa - trzeba przyznać, że dla brazylijskich fetyszystów puszczania bąków ta gra to istna fiesta Jeśli zaś o humor chodzi - jedynka miała MOIM ZDANIEM nieco mocniejsze momenty, ale dwójka ma generalnie momentów więcej i też potrafią mocno kopnąć w jaja Nie musicie się obawiać też cenzury - nie ma jej. I generalnie hardkorem to jest to klasyczny, antypruderyjny, kloaczny, rasistowski, antyklerykalny, itd. SP - żadna poprawność się tu nie wkradła. Dwójka wydaje się dłuższa i bardziej pełniejsza, jest też nieco bardziej spójna i generalnie sporo porytych twistów posiada. Obśmiewa też mocno komiksowe uniwersa i historie z nimi związane. Wady? Hm, obie części mają dość "spokojne" początki. Hardkor narasta stopniowo. Osobiście nie zawiodłem się. Mam nadzieję, że trzecia część już się tworzy Cytuj
michal 558 Opublikowano 7 marca 2018 Opublikowano 7 marca 2018 W dniu 4.03.2018 o 14:17, Kmiot napisał: Persona 4 Golden [PS Vita], czyli w deszczowy wieczór o północy patrzyłem w zgaszony TV. Backstory: Dawno temu, jeszcze pod koniec 2015 roku zacząłem grać w Personkę, podobało mi się, nie przypominam sobie, abym miał coś grze do zarzucenia, a jednak z jakiegoś powodu przestałem w nią grać. Nie wiem. Teraz w styczniu postanowiłem do Persony wrócić i choć na poprzednim slocie miałem już ponad 10 godzin, to uznałem, że bez sensu i zacząłem od nowa. Po blisko 100 godzinach gry dotarłem do zakończenia, oczywiście jedynego prawilnego i cóż mogę napisać, skoro o P4 napisane było już wszystko? To jedna z tych gier, po ukończeniu których czuje się jednocześnie dużą satysfakcję, ale i pustkę oraz żal, że to już koniec. Powolne wprowadzenie w fabułę P4 jest już legendarne i w zasadzie dopiero po kilku ładnych godzinach zyskujemy jako taką swobodę działań. Po kolejnych kilku godzinach śmigamy już na całego, z w pełni rozwiniętymi żaglami po morzu możliwości. Przyznam, że szalenie przyjemne było codziennie podejmować decyzję, co dzisiaj robimy - czy się pouczymy, czy pójdziemy na randkę z jakąś japońską cizią (rise i jej zakolanówki <3), czy spędzimy homoseksualnie zabarwiony wieczór z jednym z kolegów szkolnych, a może połowimy rybki, zjemy coś na mieście. Mamy poczucie, że chcielibyśmy zrobić wszystko, ale brakuje na to czasu, więc trzeba wybierać. Może to będzie porównanie nieco na wyrost, ale ostatnio tak bardzo się zasiedzieć potrafiłem przy... Stardew Valley. Choć jeśli spojrzeć na obie gry pod pewnym kątem, to są bardzo podobne i podobnie wciągają gracza w swoje prozaiczne, codzienne zajęcia. Ogromną siłą P4 są postacie. Główny bohater to oczywiście klasyczny niemowa i choć w pełni rozumiem dlaczego taki musi być, to jednak żal czasem było patrzeć, jak grupa przyjaciół żywo dyskutuje, uszczypliwie żartuje sobie z siebie, podsuwa erotyczne podteksty, a nasz Hiro siedzi jak ta piz'da i jedyne na co go stać, to kiwanie głową. Ale dupeczki wyrywa jak pier'dolony Casanova, może mieć nawet kilka dziewczyn jednocześnie, wszystkie zaprasza do swojego pokoju i żadna nigdy się nie dowie, że były inne. Zazdro, ucz mnie sensei. W zasadzie całość bohaterów jest tip-top, nawet Teddie, na którego zdarzają się narzekania mnie akurat nie drażnił. Dialogi są kapitalne, wściekle przyjemnie się ich słucha, angielski dub na bardzo wysokim, starannym poziomie. Łatwo się w jakimś sensie przywiązać do tych cyfrowych postaci. Nanako chciałoby się przytulić, jest przeurocza. A metamorfoza postaci podczas zakończenia nawet mnie rozczuliła. Warstwa dungeonowa i bitewna to również klasa sama w sobie. Dynamiczna, trochę nawet dyskotekowa, ładnie się prezentująca, nie byłoby wstydu się z nią pokazać na mieście. Buffowanie postaci ma sens, bo realnie wzmacnia czy to obronę, czy atak, a nie tak jak w innych grach, gdzie tracisz kolejkę na założenia buffa na atak, a potem zadajesz 35 obrażeń zamiast 30. Najtrudniejsze są pierwsze dungeony (moze być potrzebny drobny grind), w zasadzie po zwerbowaniu i podlevelowaniu Rise gra już nie stawia większych oporów, ale walki wciąż potrafią dać satysfakcję. System bardzo zmyślny, silnie premiujący strategię i wręcz do niej zmuszający. Bardzo przyjemnie się plądrowało te lochy, nie powiem. Fabule trudno cokolwiek zarzucić, szczególnie patrząc przez pryzmat faktu, że to gra jeszcze z czasów PS2. Odpowiedni nastrój i powaga historii, przynajmniej jak na realia jrpgów. Dużo twistów i przeciągania struny: ostateczna walka, klasycznie nie okazuje się wcale ostateczną, a po niej następuje kolejna ostateczna, po której pora na jeszcze jedną, tym razem już z pewnością OSTATECZNĄ. Albo nie, dopiero po niej będzie ta bez wątpienia OSTATECZNIE OSTATECZNA. Ale czy na pewno? Ogólnie fabuła jest z pewnością mocną stroną P4, a to w połączeniu z barwnymi, mięsistymi postaciami Z DUSZĄ sprawia, że przerywniki filmowe czyta i słucha się z ogromną przyjemnością. Muzyka? Wystarczająco charakterystyczna, trochę j-popu, jak przystało na opowieść o japońskich licealistach. Najważniejsze, że w żadnym momencie nie męczy, ani nie ma się ochoty jej wyłączyć, choć przyznam, że nie przyszło mi do głowy, aby słuchać jej poza grą. Jeśli gra miała jakieś irytujące fragmenty, to nie pamiętam i zepchnąłem je na margines wspomnień. Ogólnie? Rewelacja. Trochę smutek, ale pocieszam się, że Persona 5 nadal przede mną. pisz więcej na forumie. Cytuj
Daddy 4 226 Opublikowano 7 marca 2018 Opublikowano 7 marca 2018 Dead Space 2 na XO w BCC + dalej przyjemny i wciągający gameplay + oprawa AV jak na swoje lata + gra ma swoje momenty + wysoka grywalność + klimat SF z elementami grozy - właściwie brak bossów - beznadziejna końcówka + zakończnie - za duża rzeźnia i za dużo tych samych motywów jak na horror - gra pod względem horroru, zaskoczeń, klimatu oczko niżej od DS1 8-/10 Cytuj
c0ŕ 4 834 Opublikowano 7 marca 2018 Opublikowano 7 marca 2018 (edytowane) 5 godzin temu, Daddy napisał: - beznadziejna końcówka + zakończnie - za duża rzeźnia i za dużo tych samych motywów jak na horror Serio? Co było takiego złego w tej końcówce? Rozdział 13 był bardzo dobry, mam sentyment do przedzierania się przez kolejne pomieszczenia sektoru rządowego pełnego nekromorfów. Potem bieg do markera w 14 i oddech Ubermorpha na plecach to spory zastrzyk adrenaliny (szczególnie na hardcore), finalny boss dość specyficzny, ok. Pewnie to po prostu opinia typu "hurr durr nekromorfów naje.bali pod koniec żeby było trudniej i trzeba szczelać dużo, rzeźnia!!!", zupełnie jakby w żadnym innym TPSie tak nie było. Nawet w DS1 końcówka też opierała się na ogromnej fali potworów na koniec. Tak skonstruowane są gry akcji że ilość przeciwników / przeszkód rośnie wprost proporcjonalnie do progresu, Dead Space jest shooterem z ciężkim klimatem i chyba jego horrorowy aspekt przysłonił niektórym oczy. że niczego innego nie widzą. No mogli doje.bać jakieś skradanie się na koniec bez broni jak w Amnesii czy Alien Izolacja żeby było strasznie, a nie było "rzeźni" Edytowane 7 marca 2018 przez c0ŕ Cytuj
ASX 14 670 Opublikowano 7 marca 2018 Opublikowano 7 marca 2018 (edytowane) Pamiętam że przed zakupem naczytałem się wielu negatywnych opinii o Dead Space 3, że stanowi hańbę dla serii, że pay2win, że wyprana z klimatu horroru, że słaba końcówka z milionem przciwników. i przyznam że bardzo miło się zaskoczyłem, bo gra moim zdaniem okazała się bardzo solidna. Oczywiście jedynka wciąż pozostaje bezkonkurencyjna, ale nie powiedziałbym że zmiany wprowadzone w trójce to jakaś profanacja dla oryginału. Gra miała naprawdę fajną dynamikę, gdzie powolne horrorowe i klaustrofobiczne momenty rodem z jedynki, przeplatały się z tymi dynamicznymi. Przekrój lokacji też było bardzo klimatyczny, a śnieżna planeta nasuwała skojarzenia z The Thing Johna Carpentera. Pay2Win nie odczułam. A końcówka i ilość przeciwników gorsza była chyba w dwójce. Jedyny duży minus to wciśnięty do narracji na siłe co-op i walka z ludźmi. Wielka szkoda że nigdy nie zobaczymy kontynuacji nie wiem może to kwestia tego że nastawiałem się na crapa? Edytowane 7 marca 2018 przez asax 1 Cytuj
milan 7 022 Opublikowano 7 marca 2018 Opublikowano 7 marca 2018 W dniu 6.03.2018 o 13:13, blantman napisał: to jak z filmem marvela. W większości kupa ale fajnie się w kinie ogląda. Czasem człowiek chce strażników galaktyki lub ostatniego jedi. Nie mozna tylko Nicią Widmo czy The square żyć To czego sie mnie czepiasz w regionie filmowym? Doucheman Cytuj
Gość suteq Opublikowano 8 marca 2018 Opublikowano 8 marca 2018 #6 Ostatnią częścią jaką skończyłem było Advanced Warfare z 2014, a naprawdę dobrą, z którą spędziłem niemal same dobre chwile było Modern Warfare 3 z 2011 roku. Nie sądziłem, że Activision zmieni kierunek w jakim podąża wraz z serią i wróci do korzeni. Jednak kiedy w końcu ujawniono informacje o nowej odsłonie to czułem, że będzie inaczej i tak faktycznie jest. Seria Call of Duty nigdy nie była wyrafinowana pod względem fabularnym jednak trylogia Modern Warfare próbowała coś w tej materii zmienić prowadząc lekką historię przez trzy odsłony serii. W WWII też próbowano pójść w tym kierunku gdzie wcielając się w Danielsa uczestniczymy w różnych wydarzeniach z okresu II Wojny Światowej na przestrzeni 9 miesięcy. I trzeba przyznać, że całkiem dobrze się śledzi poczynania całej kompanii głównego bohatera. Bohaterowie są przede wszystkim bardzo charyzmatyczni, a prym wiedzie tutaj Zussman czy lekko zarozumiały sierżant Pierson. Aktorzy głosowi spisali się na medal gdyż to właśnie dzięki nim postaci wypadają tak przekonująco na ekranie. W serii od zawsze był obecny rozmach i niesamowite sceny akcji, które można było oglądać na ekranie dzięki tysiącom skryptów. Obu rzeczy oczywiście nie zabrakło w WWII. Otwierająca scena to wspaniały powrót do Normandii gdzie po raz kolejny, po starusieńkim Allied Assault, odbijamy plażę z rąk wroga. W czasie całej kampanii odwiedzamy jeszcze kilka różnych lokacji, a w nich przypadnie nam rola snajpera, kierowcy czy nawet pilota(!). Tej ostatniej sekwencji w ogóle się nie spodziewałem i moim skromnym zdaniem jest to najlepsza sekcja w całej grze. Jednak seria to przede wszystkim strzelanie, a jest ono wykonane nad wyraz dobrze. Nie jest to na pewno jakość ze wspomnianego Modern Warfare, ale kule bardzo przyjemnie penetrowały niemieckie wnętrzności, a pukawek do wyboru jest naprawdę sporo i każdy znajdzie coś dla siebie czy to z karabinów maszynowych, snajperek czy karabinów (samo)powtarzalnych. A wisienką na torcie jest jedyny i niepowtarzalny miotacz ognia, który robi znakomite wrażenie w akcji. Z racji, że niemal cały czas podróżujemy w towarzystwie kompanów to dostali oni także specjalne funkcje dzięki czemu można ich prosić o porcję granatów, amunicję czy apteczki, które powróciły do serii. Pierwsza tak naprawdę rzecz, która rzuca się w oczy to silnik graficzny, który tym razem naprawdę nie odstaje od konkurencyjnego Frostbite'a z Battlefielda 1. Gra wygląda absolutnie przepięknie, ma masę detali, ostre i wyraźne tekstury, a twarze i ich mimika wyglądają fantastyczne. A to wszystko w płynniutkich 60fps. Nie wszystko jednak złoto co się świeci gdyż scenki przerywnikowe są już niestety tylko w 30fps przez co widać, że są ciut ładniejsze ale nie jest to poziom, który moim zdaniem eliminowałby utrzymanie płynności na jednym poziomie. To jednak w ogóle nie przeszkadza gdyż są one tak dobrze wyreżyserowane, że ogląda się je z niebywałą przyjemnością. W grze jest kilka sekwencji skradankowych jednak aż prosiło się o to aby chociaż jedna z nich była zrobiona w stylu MacMillan-Price z pierwszego Modern Warfare. Cicha eliminacja wrogów nożem, wspólne strzały na znak czy przekradanie się tuż obok niepodejrzewających niczego wrogów to elementy, których zdecydowanie zabrakło w tychże misjach. Ponadto bardzo nie lubię ciągłego przypominania graczowi, że należy zrobić to i to kiedy ten postanawia trochę pozwiedzać etap w poszukiwaniu znajdziek, amunicji czy lepszej broni. Jest to o tyle irytujące, że dosłownie pod jednym przyciskiem mamy informację co należy zrobić i gdzie się udać. Naprawdę, nie wszyscy gracze to debile drogie Sledgehammer Games. Powrót do II Wojny Światowej bardzo odświeżył, skostniałą od kilku lat, formułę pchającą kolejne części w coraz bardziej futurystyczne rejony, których nigdy nie byłem fanem. Nie obyło się bez niedociągnięć, ale WWII to zdecydowanie kawał solidnego kodu i mały promyk nadziei oznajmujący, że Call of Duty powoli wraca na dobre tory. Cytuj
blantman 5 780 Opublikowano 8 marca 2018 Opublikowano 8 marca 2018 (edytowane) 6 godzin temu, milan napisał: To czego sie mnie czepiasz w regionie filmowym? Doucheman jest róznica bo tam tylko oglądaasz a tu grasz. I nie wiem czy mam jeszcze raz wytłumaczyć fabuła do dupy ale gameplay (gunplay) bardzo dobry i dobrze się bawiłem. Jaki gunplay ma botoks? Dodatkowo co innego oglądać czarną pantere a co innego kobiety mafii czy botoks:) Edytowane 8 marca 2018 przez blantman Cytuj
milan 7 022 Opublikowano 8 marca 2018 Opublikowano 8 marca 2018 Te nedzne wyjasnienia pokazuja dlaczego pani blantman nie cisnie na dzieci. Jednego lysego nieogara łasego na blyskotki juz ma. Plus ze chodzi do pracy. Pewnie jeszcze przeciagasz samogloski jak prosisz o nie wylaczanie komputera. Moral z tego taki: ZM. 2 Cytuj
Daddy 4 226 Opublikowano 8 marca 2018 Opublikowano 8 marca 2018 14 godzin temu, c0ŕ napisał: Serio? Co było takiego złego w tej końcówce? Rozdział 13 był bardzo dobry, mam sentyment do przedzierania się przez kolejne pomieszczenia sektoru rządowego pełnego nekromorfów. Potem bieg do markera w 14 i oddech Ubermorpha na plecach to spory zastrzyk adrenaliny (szczególnie na hardcore), finalny boss dość specyficzny, ok. Pewnie to po prostu opinia typu "hurr durr nekromorfów naje.bali pod koniec żeby było trudniej i trzeba szczelać dużo, rzeźnia!!!", zupełnie jakby w żadnym innym TPSie tak nie było. Nawet w DS1 końcówka też opierała się na ogromnej fali potworów na koniec. Tak skonstruowane są gry akcji że ilość przeciwników / przeszkód rośnie wprost proporcjonalnie do progresu, Dead Space jest shooterem z ciężkim klimatem i chyba jego horrorowy aspekt przysłonił niektórym oczy. że niczego innego nie widzą. No mogli doje.bać jakieś skradanie się na koniec bez broni jak w Amnesii czy Alien Izolacja żeby było strasznie, a nie było "rzeźni" no ostatni ''boss'' to śmiech na sali. Co do rzeźni chodzi mi o całą grę, jedynka budowała napięcie a w ds2 co 30 sekund jest łubudubu i wyskakuje 20 potworków, co niszczy całe wrażenie zaszczucia i robi się nudne. DS2 to jak RE5 do RE4 a DS3 to jak RE6 do RE4. DS3 dobra gra akcji, kiepski DS. 1 Cytuj
c0ŕ 4 834 Opublikowano 8 marca 2018 Opublikowano 8 marca 2018 W całym DS1 nie było takiego budowania napięcia jak w DS2 podczas powrotu na Ishimurę Fakt. 1 Cytuj
blantman 5 780 Opublikowano 8 marca 2018 Opublikowano 8 marca 2018 2 godziny temu, milan napisał: Te nedzne wyjasnienia pokazuja dlaczego pani blantman nie cisnie na dzieci. Jednego lysego nieogara łasego na blyskotki juz ma. Plus ze chodzi do pracy. Pewnie jeszcze przeciagasz samogloski jak prosisz o nie wylaczanie komputera. Moral z tego taki: ZM. Atak z wykorzystaniem żony myślałem że ty jesteś troszkę mądrzejszy. No ale widać oglądanie vegi pomniejsza ilość komórek mózgowych. Sam ZM bo robisz się już nudny ze swoimi atakami bez powodu. Chodzisz po forum i szukasz zaczepki. Widać za mało seksu w życiu masz. Dzieci, praca i prasowanie przy botoksie. Frustrat życiowy wchodzi na forum aby sobie ulżyć. Cytuj
nobody 3 504 Opublikowano 8 marca 2018 Opublikowano 8 marca 2018 pierwsze godziny gry, TE DWA ZNAKOMITE CZAPTERY^, praktycznie każde jedno spotkanie z: no ale rzeznia przez całą grę. bez odcieni szarości chyba najbardziej przerażający fakt po odkryciu CW, to wtedy gdy okazuje się że ludzie poza nim piszą dokładnie tak samo, ale jednak na poważnie ;/ 1 Cytuj
milan 7 022 Opublikowano 8 marca 2018 Opublikowano 8 marca 2018 24 minuty temu, blantman napisał: Atak z wykorzystaniem żony myślałem że ty jesteś troszkę mądrzejszy. No ale widać oglądanie vegi pomniejsza ilość komórek mózgowych. Sam ZM bo robisz się już nudny ze swoimi atakami bez powodu. Chodzisz po forum i szukasz zaczepki. Widać za mało seksu w życiu masz. Dzieci, praca i prasowanie przy botoksie. Frustrat życiowy wchodzi na forum aby sobie ulżyć. No cala geneza naszej klotni dotyczy wlasnie blantmana ktory wszedl do tematu "wstydze sie ze ogladam" i pisal o marnowaniu czasu zamiast zabawie z dziecmi. Co za glupek z Ciebie xD koniec z mojej strony Cytuj
Gość _Be_ Opublikowano 8 marca 2018 Opublikowano 8 marca 2018 19 minut temu, milan napisał: No cala geneza naszej klotni dotyczy wlasnie blantmana ktory wszedl do tematu "wstydze sie ze ogladam" i pisal o marnowaniu czasu zamiast zabawie z dziecmi. Co za glupek z Ciebie xD koniec z mojej strony No tak więc zniżyłeś się do jego poziomu i musiałeś bogu ducha winną kobiete w wasze porachunki wciągać? Cytuj
milan 7 022 Opublikowano 8 marca 2018 Opublikowano 8 marca 2018 Akurat bardzo ja szanuje i zlego slowa ani jpga na nia nie napisalem Cytuj
Daddy 4 226 Opublikowano 8 marca 2018 Opublikowano 8 marca 2018 5 godzin temu, c0ŕ napisał: W całym DS1 nie było takiego budowania napięcia jak w DS2 podczas Ukryj zawartość powrotu na Ishimurę Fakt. najciekawszy fragment z całego DS2 to właśnie: Spoiler powrót do miejsca z jedynki, dokładnie. DS1>>>DS2 jak ktoś lubi horrory i napięcie a jak ktoś woli wyrzynanie setek potworów jeden za drugim to DS2. EOT Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.