Dr.Czekolada 4 494 Opublikowano 15 kwietnia 2018 Opublikowano 15 kwietnia 2018 Cytat Tak na koniec to bardzo chętni bym taki coś zobaczył, ale jako produkcje wysokobudżetową w 3d z mega oprawą oraz turbo fizyką rozpierdzielania przeciwników na poziomie kilkakrotnie lepszym niż w pamiętnym Solidier of Fortune, oczywiście z widokiem tpp. Może w MP3 pograj. Cytuj
Kyokushinman 38 Opublikowano 15 kwietnia 2018 Opublikowano 15 kwietnia 2018 Skończyłem 3 razy MP3 i to nie jest brutalność na tym poziomie. Cytuj
MYSZa7 8 920 Opublikowano 17 kwietnia 2018 Opublikowano 17 kwietnia 2018 (edytowane) Yakuza 0 Loadingi przy każdym wejściu do innego pomieszczenia/lokacji, wczytywanie przed większością rozmów czy walk, rozmowy bez nagranych dialogów itd. Wszystko archaiczne do bólu, pamiętające momentami czasy pierwszych części na PS2. Archaiczne, ale ile ma to w sobie magii i klimatu z tamtych lat, przez co tak bardzo chce się w to grać. Mamy satysfakcjonujące mordobicia z grupami wrogów przy akompaniamencie fajnych i dynamicznych kawałków. Otoczka walk ogólnie przypominała mi te z Tekkena, co już samo w sobie wywołuje przyjemne wspomnienia. Jedna z walk to także istny powrót do gierek w stylu Time Crisis, które także budzą przyjemne skojarzenia. A oprócz głównej zawartości mamy także OGROM innych aktywności pobocznych. Pozytywnie rozbrajające i kontrastujące z wątkiem głównym misje poboczne, wyścigi zdalnie sterowanych samochodzików, baseball, rzutki, bilard, karaoke, zarządzanie nieruchomościami czy klubem. No jest tego masa, że jak na początku się w to wciągnąłem, tak później pałeczkę przejął wątek główny. I côż ja mogę powiedzieć, chyba od czasów MGS'a 3 dawno nie czułem takiej satysfakcji z ukończenia jakiegoś tytułu. Chyba tylko Japończycy potrafią robić tak nieszablonowe historie, które potrafią tak poruszyć, a wręcz doprowadzić do łez. Spoiler Chapter 14. Śmierć Tachibany i reakcja Makoto mnie rozłożyła. Jak już mnie główny wątek pochłonął tak nie odpuszczał do samego, pięknego końca. Mistrzostwo świata. Wydawało mi się że grałem wieczność w tę grę, gdy ekran końcowy pokazał mi ponad 40h i żałosne 18% ukończenia. Ponowne przejście to mus, ale tym razem z naciskiem na aktywności poboczne. Jak ktoś tutaj odpadł przed 2 chapterem czy kij wie którym to powinien dać grze jeszcze jedną szansę, bo nawet jeśli archaizmy go odstraszają czy typowo Japoński klimat, ze wszystkimi jego absurdami (który osobiście uwielbiam) czy przegiętym patosie i darciem ryjów(co też uwielbiam, sam drąc się momentami do ekranu przed niejedną walką ), tak historia przedstawiona w zerówce wynagradza wszystko. Polecam z ręką na serduszku ten piękny tytuł, warto być graczem dla takich przeyżyć jakie zagwarantowała nam Sega. A Ci, którzy jeszcze w to nie zagrali, a lubią japońskie klimaty i wszelke archaizmy z tym związane niech biorą w ciemno, choć wątpię by był taki użytkownik na forumku, który jeszcze w to nie zagrał. 9/10 Spoiler Edytowane 26 kwietnia 2018 przez MYSZa7 3 2 1 Cytuj
Pupcio 18 476 Opublikowano 19 kwietnia 2018 Opublikowano 19 kwietnia 2018 Personka 4 golden- najlepsza personka polecam z całego serduszka, szkoda że gra jest dostępna tylko na ps mortem więc zagrało w to z 10 osób Cytuj
Paolo de Vesir 9 142 Opublikowano 19 kwietnia 2018 Opublikowano 19 kwietnia 2018 5 minut temu, Pupcio napisał: Personka 4 golden- najlepsza personka polecam z całego serduszka, szkoda że gra jest dostępna tylko na ps mortem więc zagrało w to z 10 osób Czy jest to jednocześnie pierwsza personka w jaką grałeś? Cytuj
Daffy 10 582 Opublikowano 19 kwietnia 2018 Opublikowano 19 kwietnia 2018 przeciez w p5 pawcio zrobil 100h w dzien 1 Cytuj
Pupcio 18 476 Opublikowano 19 kwietnia 2018 Opublikowano 19 kwietnia 2018 Tak, potem wpadła 5 i 3. Cytuj
ireniqs 3 025 Opublikowano 20 kwietnia 2018 Opublikowano 20 kwietnia 2018 (edytowane) Dishonored 2 (PS4) - właśnie ukończyłem drugi raz pod rząd i styknie. Bardzo dobra gra. Początek niezbyt porywający ale im dalej w las tym lepiej. Podoba mi się że grę można przechodzić na kilka różnych sposobów. Misje są ciekawe, a miejscówki w których się odbywają to poezja. Dawno nie widziałem czegoś tak dobrze zrobionego pod względem designu. Chylę czoła przed twórcami. Fabularnie jest do bólu przewidywalnie i z góry wiadomo jak się wszystko zakończy. Są wybory (bić czy nie bić), są różne zakończenia, ale brakuje w tym trochę głębi tj. w gruncie rzeczy nie zmienia się zbyt wiele przy podejmowaniu takowych decyzji. Podsumowanie na koniec gry troszkę wisi i powiewa jak nie widzi się tych zmian w gameplayu czy samej grze (czytaj: było mi bardzo wszystko jedno co się stanie z Dunwall). Natomiast fajnie poznaje się świat poprzez wszystkie notatki czy dzienniki porozrzucane w różnych miejscówach. Poza tym graficznie bardzo poprawnie, szczegółowo i rewelacyjnie pod względem optymalizacji (no i designu). Muzyczka bardzo spoko, udźwiękowienie świetne (zwłaszcza na kinie domowym - np. głos serca w tylnych głośnikach z lekkim opóźnieniem między kanałem prawym i lewym czy ciachanie przeciwników z efektownym basem). Gameplay to taki Thief połączony z Deus Exem, czyli typowo Warren Spectorowo - ja jestem kupiony bo Deusa bardzo sobie cenię, a to jest w sumie to samo tyle że w innych klimatach. Jedna z lepszych gier/serii z jakimi miałem do czynienia w ostatnim czasie. Teraz pozostanie tylko dodatek, a później Prey... mniam. 9/10 - bo nie ma większego zaskoczenia, ale i tak sztos. Warto ograć. P.S. Żałuję że nie kupiłem na premierę, ale w tamtym czasie po prostu nie dałem rady, pamiętam to jak dziś. Edytowane 20 kwietnia 2018 przez ireniqs 1 Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Kmiot 13 709 Opublikowano 21 kwietnia 2018 Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 21 kwietnia 2018 Nier (PS3), czyli muszę odnaleźć lekarstwo dla śmiertelnie chorej córki, ale najpierw złowię dziesięć sardynek i zasadzę pomidorki w ogródku. Backstory: Kilka razy wpisywany na listę TO DO i kilka razy z niej skreślany. W końcu wyszła Automata, a magia hajpu zrobiła swoje i uznałem, że chcę najpierw zaliczyć prequel, nim zacznę się ślinić do pośladków 2B. A Nier błądził po mojej liście backlogu z wiadomych przyczyn - mieszane opinie graczy raz do gierki zachęcały, innym razem wytykały jej największe wady, a te nie należą do takich, na które łatwo przymknąć łaskawe oko i uznać je za nieistotne detale. Ułomności tej gry są trudne do wybaczenia. Jej wykonanie techniczne to w zasadzie kwestia gustu, ale obiektywnie patrząc Nier przypomina tytuły z przełomu PSX/PS2. Lokacje cztery na krzyż (dosłownie), raczej puste, choć trzeba przyznać, że dość klimatyczne. Wszystko uproszczone: niby RPG, ale warstwa rozwoju postaci/broni mocno ograniczona; niby akcja i walka, ale system walki to dwa przyciski, trzy ciosy, jeden kombos i upośledzona kamera próbująca to śledzić; czarów kilka, ale i tak używa się raptem dwóch, trzech na zmianę. Prosta gra pozbawiona rozpraszaczy (poza sidequestami, nad którymi poznęcam się później). Wszystko proste. Nawet geometria lokacji prosta, a NPC pojawiają się na widoku z takim popupem, że można się przestraszyć jak w niczego sobie horrorze przy okazji taniego jump scare, ale chu'j tam, nie bądźmy wybredni, przynajmniej feeling sprzed kilku generacji jest i można to nawet uznać w jakiś pokręcony sposób za zaletę. Fabularnie też jest w porządku. Umówmy się, że nie jest to jakiś łamacz szczęk, ale można odnotować kilka przyjemnych chwytów narracyjnych, a i bohaterom (oraz relacjom między nimi zachodzącym) raczej niczego nie brakuje. Kogo tutaj nie ma! Są seksowne rudowłose bliźniaczki. Jest nie dość że latająca, to posługująca się magią i sarkazmem księga. Jest Emil, którego nawet trudno opisać, ale jego historia potrafi rozczulić i poruszyć. Kaine jest świetna, wiadomo, a jej przekomarzanki z Weissem to najlepsze dialogi w grze, miód dla uszu. Walki z bossami schematyczne, ale twórcy mieli kilka całkiem spektakularnych pomysłów na ich przeprowadzenie. I tylko ten główny bohater... Wydaje się niezbyt lotny, taki typowy mięśniak, który szlachtuje wrogów bez chwili namysłu, a jak już otwiera gębę by coś powiedzieć, to wypadają z niej suche kwestie bez charakteru. "Muszę zabić wszystkie cienie, a potem muszę uratować horom curke, hyaaa!" Jeśli Niera zakwalifikować do gatunku RPG, to długość wątku głównego nie stanowi żadnej rewelacji. Na spokojnych ruchach można fabułę zamknąć w 15-20 godzinach. Standardowo aby gracza przytrzymać przy tytule dłużej twórcy zaimplementowali liczne sidequesty i te obrosły już swoistą legendą. No kur'wa, tak wielkiej wanny potężnego backtrackingu to już dawno nie uświadczyłem. Weszłaby do niej nawet twoja matka, tak przepastna to balia. A ja choruję na tą nieuleczalną przypadłość, że lubię takie rzeczy zaliczać, muszę je zaliczać na 100%, by uspokoić swoje sumienie gracza. I biegam jak pier'dolnięty z jednego kąta mapy na drugi, a potem z powrotem. I szlachtuję te dziesiątki kozłów licząc, że wydropią skórę zamiast mięsa, bo potrzebuję dziesięciu sztuk, aby zadowolić jakiegoś ziomka bez imienia. Fast travel? Zapomnij, a nawet jeśli pojawia się jakaś jego namiastka, to niewiele sytuację poprawia. Teraz stękam i narzekam, ale odnajdywałem w tym jakąś masochistyczną przyjemność, a kiedy licznik questów wskazał magiczne 100% to trochę mi nawet dygnął penis, przyznaję. W ogóle gra robi bardzo dużo, by wkur'wić i wyprowadzić z równowagi gracza. Fetchquesty bywają mozolne, ale przynajmniej próbują przy tym mieć jakieś tło fabularne, a niektóre wątki są nawet całkiem niezłe, dwuznaczne i pozwalające na wybór moralny (bez żadnego wpływu na fabułę, ale zawsze to coś). Inna kwestia to farmienie składników do upgrade'u broni (którego swoją drogą dokonujemy u 13-letniego kowala, no ale to japońska gra, więc meh). To prawdziwie masochistyczny test cierpliwości, którego przebiegu nawet nie potrafię oddać słowami. Jeśli już zdecydujesz się na wymaksowanie wszystkich broni to trzaśnij coś na uspokojenie, a na drugim ekranie włącz sobie jakiś mecz, albo porno, aby odrobinę złagodzić wrażenie, że marnujesz cenne godziny życia na taką bzdurę. Ktoś mądry mógłby zapytać: w takim razie po co to robić i byłoby to trafne pytanie. Odpowiadam: bo jestem poje'bany w w pewnym momencie ambitnie/nierozsądnie (niepotrzebne skreślić) postanowiłem sobie, że z gry wycisnę platynę i nie dam się sprowokować twórcom. A ci stanowczo próbowali mnie wyprowadzić z równowagi choćby nieistotnymi detalami. Na przykład nie wiem, kto zadecydował, by bohater wspinał się po drabinie tak pooowoooli. A drabiny w tej grze potrafią być dłuuugie. Sytuację ratuje trzymanie przycisku skoku, co jednak w żaden sensowny sposób nie usprawiedliwia ślamazarnego defaultowego wspinania, który najwyraźniej ma nas po prostu zirytować. Mam wrażenie, że gra wiele straciła już na etapie projektowania, bo brakuje jej balansu w wielu kwestiach. Niektóre dropy są zbyt rzadkie i chciałbym widzieć, jak twórcy samodzielnie próbują znaleźć 15 czarnych pereł, cztery orle jaja i inne śmieci niezbędne do upgrade'u broni. Tych przy okazji jest trzydzieści, ale i tak wszyscy biegają z Phoenix Spear, bo to potężna włócznia (do kupienia w sklepie za bezcen), która jednocześnie psuje grę, bo ścina paski energii przeciwników w zastraszającym tempie i nawet bossowie przestają stanowić wyzwanie. Jest w Nierze takich ułomności mnóstwo, o mniejszym i większym znaczeniu. Czasami nie sposób oprzeć się odczuciu, że twórcy najzwyczajniej w świecie nie szanują czasu i nerwów gracza (tak, farmienie, o tobie myślę). Mimo to się udało, bo po 60 godzinach (plus siedmiu przeznaczonych na speedrun) wpadła mi platyna, której z pewnością nigdy nie zapomnę. Cała jej trudność tkwi w zapasach cierpliwości, którymi dysponuje gracz. Oczywiście, aby być sprawiedliwym, Nier dostarczył mi też dużo satysfakcji w wyłapywaniu wielu subtelności, podziwianiu niektórych widoków (echa upadłej cywilizacji), śledzeniu relacji Weiss-Emil-Kaine, a mityczne zakończenie D, które Spoiler wymaga skasowania wszystkich save'ów sprawia, że czuć jego wagę i znaczenie, szczególnie gdy na oczach gracza zaczynają znikać wszystkie osiągi: ciężko wyfarmione materiały, pamiętne z powodu biegania jak ze sr'aczką questy, w pocie czoła wymaksowane bronie. No i nie mogę przemilczeć kwestii muzyki, bo ta nie pozostawia miejsca na dyskusję - jest topowa i stanowi jedną z najjaśniejszych zalet gry. Mówią, że Nier to jedna z najbardziej niedocenionych gier poprzedniej generacji. No nie. Obiektywnie to gra zyskała tyle uwagi, na ile zasłużyła. Zbyt wiele w niej poważnych niedociągnięć, nieprzemyślanych rozwiązań, braków technicznych i niełatwo byłoby w tym przypadku wybronić ocenę 9/10 czy też 8/10. Nawet 7/10 wydaje się odrobinę naciągnięte, ale z subiektywnego punktu widzenia może być, jak najbardziej. 12 2 Cytuj
kotlet_schabowy 2 695 Opublikowano 24 kwietnia 2018 Opublikowano 24 kwietnia 2018 Mafia III Męczyłem prawie miesiąc, nie wiem ile godzin, obstawiam ze 40, tak czy siak, zdecydowanie za dużo. Zaliczyłem fabułę i zostało mi sporo zadań pobocznych, no ale w pewnym momencie musiałem podjąć męską decyzję "pier.dolę, nie robię", bo raz, że te dodatkowe misje niczym mnie już raczej zaskoczyć nie mogły, a dwa, że zwyczajnie miałem już dość. Trzon gry jest bardzo spoko i ogólnie mogę powiedzieć, że pyka się przyjemnie, ale twórcy skutecznie zniechęcają do zabawy innymi aspektami rozgrywki. Strzelanie, jeżdżenie, skradanie się : nieźle opracowane, ale każdy element ma jakieś wkur.wiające problemy. Auta są ślamazarne (chyba, że jeździmy swoim, stuningowanym), a opcji szybkiej podróży brak, co jest całkowitym nieporozumieniem, szczególnie przy odległościach, jakie mamy często do pokonania i schemacie misji typu "przejedź 2km żeby zacząć misję, potem 2km w drugą stronę żeby w minutę rozwalić jakiegoś pionka, i powrót 2km, żeby zamknąć misję rozmawiając ze zleceniodawcą" (przypomina się ostatni ME). Podróż umila świetna, choć raczej osłuchana już muzyka z epoki, no i model jazdy, choć czasem wkur.wia tym ślizganiem się jak na lodowisku, dosyć satysfakcjonuje. Strzelaniny to niby standardowy cover shooter, ale jest ok (mięsiste heady). No ale znowu, celowanie jest niedorobione (już abstrah.uję od braku możliwości ustawienia invertu w obu kierunkach, co mnie niesamowicie irytuje) i w ogóle łatwo się ginie, niekoniecznie z własnej winy. Największa wada gry : schematyczność. Robimy w sumie w kółko to samo, czyli poprzez kilka powtarzających się czynności (zabijanie/niszczenie mienia/przesłuchiwanie informatorów) prowokujemy "subbossów" do wyjścia z nory, likwidujemy ich i odbijamy dzielnice. Powtórz razy ~10, przeplatając kilkoma ciekawszymi misjami fabularnymi, i voila, oto cała nowa Mafia. Mimo wszystko robiąc samą fabułę da się jakoś wytrzymać, zwiedzamy fajne i różnorodne miejscówki, możemy pobawić się stylem gry (stealth, Rambo, dystans i snajperka), choć sporo opcji jest wrzuconych na siłę i w ogóle się z nich nie korzysta. Fabuła ujdzie, ale nie ma cudów, ot klasyczna zemsta, z obserwacjami społecznymi w tle. Kilka postaci ciekawych i charyzmatycznych (na czele z głównym bohaterem), ale drugie tyle to nijakie tło. Grafika budzi ambiwalentne uczucia : są momenty, kiedy zahacza o późne PS2, pełno tu glitchy, a system oświetlenia sprawia, że nie do końca wiadomo, czy tak miało być, czy to jakiś błąd wyświetlania, z drugiej strony ma swoje mocne momenty (wieczór, po opadach deszczu, dzielnica kamieniczek z neonami-miodzio), postacie są zaprojektowane szczegółowo, do modeli samochodów też się nie przyczepię. Cóż, grze i tak wystawiłbym naciągane 7/10, ma dużo wad, ale wciąga. Po czterech latach od zaliczenia GTAV byłem już chyba na głodzie klasycznego, miejskiego free-roamingu, a miejsce i czas akcji to strzał w dziesiątkę i jedna z największych zalet tytułu. Szkoda, że potencjał nie został wykorzystany, dużo lepiej przyjąłbym formułę z Mafii 2, czyli otwarte miasto, ale raczej liniowa, konkretna ścieżka fabularna. Cytuj
triboy 979 Opublikowano 24 kwietnia 2018 Opublikowano 24 kwietnia 2018 ...Prey. Hmm. Jakby tu zacząć? Postaram się krótko i zwięźle. W 2007 roku na X360 pojawił się Bioshock. Kto grał, ten wie, jaki to nietuzinkowy był tytuł. Pamiętam, że tej właśnie gry najbardziej zazdrościłem posiadaczom konsoli Billa. Na szczęście rok po premierze na psstore pojawiło się demko Bioshocka. Ściągnąłem. Odpaliłem. Wszedłem do wnętrza latarni i... wyłączyłem. W tym właśnie momencie wiedziałem, że ta Gra ma w sobie to Coś. Styl graficzny, historię, a przede wszystkim klimat. I to Klimat przez największe "K" jakie świat widział. Tak, do dziś pamiętam co czułem zagłębiając się w świat Andrew Ryana... Ok, wiem, miało być o Prey. No więc tak, gra przywitała mnie wschodem słońca w moim pokoju. Jakieś wiadomości, coś do podniesienia. Na razie bez szału. Na razie. Nie chcę za dużo pisać o czym jest Prey. Nie chcę też zdradzać nic o gameplay'u. W sumie, to napiszę o tej grze jak najmniej. Dlaczego wspomniałem o Bioshocku? No cóż. W chwili, gdy dowiedziałem się w jaki sposób dostałem się na stację kosmiczną, poczułem dokładnie to samo co we wspomnianej wczesniej latarni. Coś pięknego. Uwielbiam takie momenty w życiu gracza, gdy jakiś tytuł łapie mnie w swoje sidła i nie puszcza aż do napisów końcowych. 32 godziny niesamowitej podróży. Odkrywanie tajemnic i dramatów Talosa 1. Każdy powinien w to zagrać, a już osoby, którym podobał się Bioshock powinni uznać ogranie Prey'a jako obowiązek. Uff, chwilę ochłonę i wracam w przestrzeń kosmiczną. Po 32 godzinach dalej odczuwam niedosyt. Szczególnie, że takiej końcówki to się nie spodziewałem... 4 Cytuj
ireniqs 3 025 Opublikowano 25 kwietnia 2018 Opublikowano 25 kwietnia 2018 Metro Last Light (PieC) - pod każdym względem lepsza odsłona od jedynki. Odrobinę lepiej się strzela, poziomy są jeszcze bardziej nastawione na skradanie, fabuła ciekawsza, graficzne też doyebane nieźle. Grało się mega przyjemnie. Nie jest to ideał shooterów wg mnie, ale bardzo solidna produkcja. Zaległość nadrobiona. Teraz czekam już ze spokojem na Exodusa. 9/10 Cytuj
Ludwes 1 682 Opublikowano 25 kwietnia 2018 Opublikowano 25 kwietnia 2018 bardzo solidna produkcja i 9/10? Cytuj
ireniqs 3 025 Opublikowano 25 kwietnia 2018 Opublikowano 25 kwietnia 2018 30 minut temu, Ludwes napisał: bardzo solidna produkcja i 9/10? Można to sobie przetłumaczyć jako "świetna" zamiast "bardzo solidna", tyle że do ideału trochę jej jeszcze brakuje. Nie miałem weny do pisania jak to pisałem, stąd takie dziwne określenie. Przepraszam najmocniej. Cytuj
Sep 1 624 Opublikowano 25 kwietnia 2018 Opublikowano 25 kwietnia 2018 Wiedźmin 3: Dziki Gon - 122 godzinny spędzone w tym niesamowitym świecie (dodatki jeszcze nie ruszone). Gra w którą można grać i nawet po 100 godzinach nie odczuwa się znużenia i chcę się tu odkrywać nowe rzeczy. Zagrało mi tu w sumie wszystko, historia, rozbudowane questy poboczne, dialogi i dylematy z nimi związane, postacie, no i oczywiście polska wersja językowa. Jedyna gra w którą nie wyobrażam sobie grać z angielskim dubbingiem. Wiązanki brzmią tak soczyście, że można się poczuć jak podczas spaceru ulicami Łodzi. Muzyka też wypada świetnie, a motyw ze Skellige odsłu(pipi)e sobie często. Nie wszystko jest jednak tip top. Walka jest schematyczna i mało porywająca. Nawet na najwyższym poziomie trudności nie wymaga taktycznego podejścia, tylko z początku jest trudno. No i to ciągłe wchodzenie do menu celem nałożenia oleju na miecz. Mogli to lepiej rozwiązać, nie na liczbę uderzeń ale np na określony czas. Ale nie ma gier idealnych, Wiedźmin i tak jest grą w którą jak wspomniałem na początku można grać długie godziny i nie nudzi, i zasługuje jak najbardziej na najwyższe noty. 10/10 4 Cytuj
Plugawy 3 694 Opublikowano 25 kwietnia 2018 Opublikowano 25 kwietnia 2018 (edytowane) Mi zeszło około 180h z dodatkami. Platynki nie wbijam jeszcze bo czekam aż patch od hdr naprawią. Mi walka akurat się podobała, była jak taniec z przeciwnikiem, ale trzeba grac najwyższym. Nie ma to jak klikać O i ciachać przeciwnika pojedynczym ciosem, aż w końcu wchodzi krytyk i leci kończyna Edytowane 25 kwietnia 2018 przez Plugawy Cytuj
ireniqs 3 025 Opublikowano 29 kwietnia 2018 Opublikowano 29 kwietnia 2018 (edytowane) CELESTE (Switch) - jeden z lepszych indyków w jakie miałem okazję zagrać. RE-WE-LA-CYJ-NA muzyka, świetna główna bohaterka, postacie które spotyka i dialogi między nimi, responsywne sterowanie i bardzo dobrze zaprojektowane poziomy. To są największe atuty tej pozycji. Jeżeli ktoś jest fanem dobrych platformówek to musi zagrać. Ja nie jestem, a mimo to bawiłem się bardzo dobrze. Zostało jeszcze sporo truskawek do zebrania i alternatywne światy, ale jako że jestem totalnym noobem w tego typu grach to nawet do nich nie podchodzę. Może kiedyś wymaksuję sobie tylko podstawowy świat, ale póki co muszę gonić do kolejnych gierek. Celeste pozbawione jest jakichś większych wad (a przynajmniej ja nie jestem wstanie ich wskazać), ale też gra nie zrobiła na mnie jakiegoś mega dużego wrażenia, tak jak u niektórych na forumku. Doceniam i szanuję tę pozycję od tej pory, ale też nie będę się nad nią specjalnie spuszczał, bo to nie moja brożka. 9/10 od totalnego laika. Myślę że to jest najniższa ocena jaką powinna dostać ta gra... ze znaczkiem jakości . Edytowane 29 kwietnia 2018 przez ireniqs 3 Cytuj
Kmiot 13 709 Opublikowano 29 kwietnia 2018 Opublikowano 29 kwietnia 2018 A ja ostatnio urządziłem sobie pożegnanie z WiiU i zaliczyłem ostatnią grę z mojej listy. Legend of Zelda: Twilight Princess HD - czyli o indyku z cyckami i listonoszu w samej bieliźnie. Backstory: niepotrzebne. Uwielbiam tę serię, którą przez wiele generacji zaniedbywałem. Teraz stale nadrabiam zaległości. Przyznam, że początek gry nie napawał mnie optymizmem. Czułem, że gra jest jakaś toporna w prowadzeniu. Olałem tę drobną niedogodność, bo jestem wyrozumiałym graczem, poza tym zdawałem sobie sprawę, że jedną z macierzystych platform TP był GameCube, więc ciszej nad tą trumną. Ta mechanika gry, poruszania, walki nie przeszkadzała mi wcześniej w Okarynie, ani w Masce Majory (obie zaliczałem po raz pierwszy w odświeżonych wersjach 3DS), ale tutaj poczułem najwyraźniej zmęczenie przestarzałego materiału. Trochę się nawet zmuszałem do gry, ale to nadal była Zelda, więc nie zamierzałem odpuszczać. Wtedy twórcy dorzucili Linkowi powłokę wilka i... poczułem się jeszcze gorzej w tej grze. Kurde nie wiem, nie siadły mi te wilcze fragmenty, męczyły a nawet irytowały, czekałem jedynie aż się skończą i to odczucie się nie zmieniło aż do creditsów (szczęśliwie później wilk schodzi na drugi plan). Swoją drogą ciekawy przypadek, że w 2006 roku ukazuje się Zelda z powłoką wilka i jednocześnie na świat przychodzi zelda-wanna-be Okami. Przypadek? Tak sądzę. Dopiero gdzieś w okolicy trzeciego dungeonu zaczęło się coś zazębiać i odnajdywałem wiele przyjemności w przemierzaniu tych fragmentów. Dungeony wiadomo, że dość liniowe, żaden weteran nie ma prawa się w nich zaciąć na dłużej, bo ani zagadki nie należą do zbyt wyszukanych, ani bossowie większego wyzwania nie stawiają. Jednak twórcy kilka fajnych i pomysłowych patentów w grze zawarli (kula burząca FTW), więc uznaję to za pocieszenie. Jedynie bonusowe skrzynie z fragmentami serc są odrobinę zmyślniej ukryte, więc polecam ich odnajdywanie. Żal jedynie, że ostatnie dwa dungeony mnie rozczarowały. Nie potrafię powiedzieć czego w nich zabrakło, ale czegoś na pewno. 40 godzin przygody w dość mrocznym klimacie (choć Majora była według mnie cięższa w tym aspekcie) i nawet jeśli było mi przyjemnie, to jednak odczuwam drobne rozczarowanie. Wtedy, w 2006 roku ta gra pewnie robiła znacznie lepsze wrażenie, ale dodanie lepszych tekstur to tylko pudrowanie mającego ponad dekadę gameplayu. Milczeniem pominę też fakt, że gra potrafi koncertowo gubić klatki, a uwierzcie mi, jestem jednym z ostatnich, którym w grach przeszkadzają sporadyczne dropy. Tutaj chwilami był dramat, więc nie wiem co tak słabo. Koniec końców dotarłem do końca i odczułem nawet coś w rodzaju ulgi. Nie miałem ani motywacji, ani zapału szperać po świecie w poszukiwaniu bonusów, ulepszeń i... pieczątek (na chu'j mi one?). I bez upgrade'ów ta gra jest zbyt łatwa. Przez całą grę złowiłem tylko jedną rybę (bo wymagał tego główny quest), z rupiami nie miałem co robić, więc rozdawałem je na lewo i prawo, jazda konna ssie po same kule i wolałem wszędzie biegać na piechotę lub pod postacią wilka (szybko śmiga). A, i coś nie tak jest z ryjem Linka. Jakiś upośledzony z paraliżem mimicznym i zbyt często przyklejonym głupim uśmiechem mówiącym coś w rodzaju "ty już wiesz co zrobię w nocy tobie i twojemu odbytowi". Nie chcę być źle zrozumiany. Twilight Princess jako gra jest świetna, szczególnie biorąc pod uwagę jej rocznik. Ale w obrębie serii odrobinę słabuje i źle znosi swoje lata - recykling wielu pomysłów, które gdzieś już wcześniej wszyscy widzieli, plus kilka swoich własnych. Wind Waker jest starszy a zniósł to godniej, ba, nie postarzał się wcale. No i chyba jednak należę do drużyny "Zeldy 2D > Zeldy 3D". Ok, WiiU pożegnane [*]. Słiczu, nadchodzę. 1 Cytuj
Gość Rozi Opublikowano 30 kwietnia 2018 Opublikowano 30 kwietnia 2018 Zakończyłem przygodę z serią Yakuza, kończąc wczoraj wątek fabularny Yakuzy 6. Ha, oczywiście zakończyłem przygodę Kiryu, bo jeszcze seria nie umarła i czeka nas najpewniej jeszcze duuużo słodyczy (dajcie gałgany Ishin, natychmiost). Była to moja trzecia gra z tej serii (po 0 i Kiwami, w tym roku oczywiście wrócę do Kamurocho w sierpniu) i zadaję sobie pytanie, czy była najlepsza. Umieściłbym ją przed Kiwami, ale do 0 to chyba żadna część się nie umywa. Prequel idealny, Yakuza idealna. Ale ja nie o tym. Historia Szóstki stanowi bardzo dobre uwieńczenie całej postaci Kiryu. Przy zakończeniu poczułem wszystkie możliwe emocje, od gniewu i smutku, do radości i ulgi. Jest to zapewne jedna z lepszych fabuł growych evah, ale to w zasadzie można powiedzieć o każdej grze z serii SEGI. Nawet bohaterowie poboczni są świetnie napisani, wyraziści; każdy z nich obsłużyłby samodzielny tytuł o nich samych. Story wciągnęło mnie na tyle mocno, że od rozdziału 8 skupiałem się tylko na tym aspekcie rozgrywki. Zmiana silnika graficznego wyszła grze na dobrze. Widać to i czuć. Jestem chyba ostatnim graczem na świecie, który skreśla grę przez grafikę, ale tutaj naprawdę mogłem nacieszyć oczy. Kamurocho i Onimichi wyglądają cudownie, w nocy neony i latarnie, za dnia ilość szczegółów na witrynach sklepowych, śmieci walających się po ziemi, rowerów (które można teraz przewracać w biegu!!!!!1111oneoneone), ludzi walących słit foteczki itepe, itede. Czuć w końcu ciężar Kiryu, który teraz porusza się wolniej, wolniej się rozpędza do biegu, potrafi przeskakiwać przez barierki, a nawet skakać z dachu niczym jebaniutki Batman. Feeling walki również uległ zmianie, według mnie na dobre. Obijanie wrogich jap jest jeszcze przyjemniejsze niż dotychczas, ciosy siadają na łbach soczyście, kopy to samo. System Heat Actions uległ przemodelowaniu; akcji mamy teraz mniej, inaczej je włączamy, ale są równie bolesne co kiedyś (łamanie palców patyczkami do jedzenia? Jasne, że tak!). Niestety wielka wadą jest tylko jeden styl walki, który po jakimś czasie bardzo nuży. Jest za mało nowych ciosów do odblokowania i nie ma takiego przyjemnego mieszania stylów. Ilość aktywności pobocznych się zmniejszyła. Niektóre zostały usunięte całkowicie (w tym kasyno i bilard :c), niektóre zostały przemodelowane, a niektóre są zupełnie nowe (bardzo fajny rail shooter z łowieniem ryb). Jednak wszystko to wydaje się takie meh, zrobione na szybko (menedżer zespołu baseballowego anyone?); Clan Creator działa i wygląda wporzo, ale raczej nie przyciąga tak jak zarządzanie hostessami, czy handel nieruchomościami (który może i prosty, ale dawał mega satysfakcję). Tak wiem, ciągle porównuję tę grę do Yakuzy 0, ale dla mnie tamta część jest po prostu najlepszą Yakuzą i wzorem do naśladowania. Sub-stories jest również mniej i dużo opiera się na podrywaniu hostess, czy właśnie menadżerce baseballu, co jest trochę pójściem na łatwiznę. Jak więc oceniam tę grę? Jest to kolejna wspaniała odsłona Yakuzy i póki co najlepsza gra tego roku dla mnie. Jestem wielce zadowolony z zamknięcia pewnego rozdziału w serii i z niecierpliwością czekam na kolejną odsłonę. Hai! Cytuj
Pupcio 18 476 Opublikowano 1 maja 2018 Opublikowano 1 maja 2018 God of War- świetna gra jak macie ps4 to trzeba ograć. Nie mam za bardzo do czego się doyebać ale jak już muszę to w porównaniu do starych godów to sountrack nie urwał mi dupy, no i ten ekwipunek wyebać jakieś epickie itemy i inne ścierwa po chuy to żyje? Cytuj
Gość suteq Opublikowano 2 maja 2018 Opublikowano 2 maja 2018 (edytowane) #8 Kiedy Sony po raz pierwszy zaprezentowało nową formułę God of Wara na zeszłorocznym E3 to nie byłem zbyt zachwycony. Całość zbyt bardzo przypominała inne gry z portfolio Sony i nie widziałem tam widowiskowości walk z poprzednich części serii. Jednak po obejrzeniu napisów końcowych jestem w stanie przyznać, że zmiana formuły to był bardzo dobry pomysł jednak nie obeszło się bez wad. Kratos po wybiciu greckich bogów postanowił zadomowić się w świecie nordyckiej mitologii jednak jego misja to nie kolejna zemsta, a misja czysto osobista. Atreus, syn Kratosa, który towarzyszy nam w podróży próbuje co raz nawiązać kontakt z ojcem jednak ten przez większą część gry dystansuje się od chłopca wychowując go twardą ręką. Z czasem jednak młody pokazuje, że szybko się uczy i więź z ojcem coraz bardziej się zacieśnia. Prowadzi to do różnych dyskusji, które są ciekawe nie tylko, że pozwalają zżyć się z bohaterami, ale także dlatego, że podczas nich dowiadujemy się wiele informacji na temat samego świata gry i zamieszkujących go postaci. One same są wykreowane rewelacyjnie, posiadają charyzmę oraz osobowość, a ich voice acting stoi na bardzo wysokim poziomie. Gorzej już jest z różnorodnością przeciwników, która momentami mocno rozczarowuje. Przez całą grę niestety bolało mnie to, że twórcy stali w rozkroku chcąc z jednej strony zrobić grę ciekawą fabularnie, a z drugiej pozycję na więcej niż typowe 10 godzin. Z jednej strony im się udało lecz z drugiej ponieśli klęskę. Na pewno przejście głównego wątku fabularnego zajmuje około 20 godzin, a robiąc przy tym misje poboczne spędzimy w grze co najmniej 40 godzin. Jednak gra w późniejszej fazie, a zwłaszcza pod koniec, zaczęła mnie męczyć gdyż za każdym razem kiedy już Kratos miał zrealizować swój cel to ZAWSZE coś się działo. Zawsze ktoś lub coś musiał pokrzyżować mu plany przez co rozgrywka wydłużała się o kolejne godziny w niezbyt ciekawych lokacjach. Chyba jednak wolałbym skondensowaną do 10 godzin rozgrywkę pełną akcji niż taką troszkę rozwleczoną na siłę historię. Jeżeli chodzi o walkę to w pierwszych godzinach gry w ogóle nie zachwyca. Jest ona bardzo monotonna za sprawą zbyt małej liczby ciosów, a same uderzenia topora mógłbym porównać do okładania kogoś gumową pałką. Dopiero później, wraz z wykupem nowych umiejętności, walka nabiera rumieńców, na ekranie dzieje się bardzo dużo i niemal każde starcie sprawia satysfakcję. Szkoda tylko, że jeżeli chodzi o bossów to pojedynków z nimi jest dosłownie kilka z czego naprawdę dobrych zaledwie dwa na całą grę. To zdecydowanie za mało i w tym aspekcie gra zostawia ogromny niedosyt. Wykończenia wrogów robią wrażenie tylko na początku gdyż bardzo szybko zaczynamy oglądać tę samą animację po raz 30 z rzędu co jest sporym rozczarowaniem. Świat jest podzielony na krainy z czego głównym hubem jest Midgard. Jest to największa lokacja w grze mająca w sobie kilkanaście mniejszych, które możemy dowolnie eksplorować, a dostać się do nich możemy za pomocy łódki. Jest to też najbardziej różnorodna i najładniejsza lokacja. Kolejne światy niestety są bardzo nijakie i gdy tylko się w nich znajdowałem to jak najszybciej chciałem je opuścić. Podczas zwiedzania znajdziemy mnóstwo skrzyń do otwarcia, przedmiotów do zebrania czy zagadek do rozwiązania. Nie wszystko jednak zrobimy od razu gdyż dopiero w konkretnych momentach fabuły odblokowujemy potrzebne umiejętności. Jest to strzał w dziesiątkę bo nawet z aktualnymi mocami jesteśmy w stanie zebrać sporo rzeczy a wracanie do już znanych miejscówek po prostu bywa przyjemne. Zagadki za to są generalnie bardzo proste. Szkoda więc, że gdy postanowimy najpierw przeczesać lokację, a dopiero potem zająć się zagadką to po kilkunastu/kilkudziesięciu sekundach Atreus zacznie nam sypać podpowiedziami jak z rękawa mimo że w ogóle tego nie chcieliśmy. Kolejną nowością jest też system ulepszania obu postaci. Kolejne poziomy zdobywamy poprzez zakładanie coraz lepszych pancerzy czy ulepszanie aktualnie posiadanych broni wrzucając im do slotów runy. Niestety, ale jak rozumiem co chcieli osiągnąć twórcy tak ten system kompletnie nie przypadł mi do gustu. Przede wszystkim nie miałem ochoty siedzenia w ekwipunku i wymiany dziesiątek run żeby znaleźć tę właściwą, która będzie zadawać 2% więcej obrażeń niż poprzednia. Podobnie było z pancerzami, które ulepszałem ale nie miałem zajawki aby grindować surowce w celu wykonania najlepszych pancerzy skoro ten z połowy gry zdawał egzamin. Umiejętności bohaterów to już inna sprawa gdyż drzewko umiejętności jest przemyślane bardzo dobrze, a doświadczenie potrzebne do ich wykupu zdobywamy niemal za wszystko, w tym wykonywanie misji pobocznych. A są one całkiem ciekawe, opowiadają jakąś tam historię chociaż tak naprawdę wszystkie polegają na dobrze znanym schemacie 'pójdź w dane miejsce->zabij kogoś/zbierz przedmiot->wróć'. O dziwo, w ogóle tego nie czuć przez wspomniane tło fabularne ale do poziomu Wiedźmina to jeszcze daleko ale jest na pewno o wiele lepiej niż w ostatnim Asasynie. Jeżeli chodzi o mniejsze rzeczy to animacja rzucania i przywoływania topora to małe dzieło sztuki. System teleportacji jest za to totalnie beznadziejny gdyż nie dość, że dopiero w 3/4 gry można się swobodnie poruszać między bramami to jeszcze po wejściu do takiej bramy musimy biegać w kółko dopóki gra nie załaduje lokacji co czasami może trwać nawet i minutę. Niby w całej grze nie ma żadnych ekranów ładowania i chwała im za to jednak jak widać gdzieś trzeba było pójść na kompromis. Santa Monica Studio jest słynne z tego, że potrafi wyciskać z konsol ostatnie soki. Podobnie jest i tym przypadku chociaż gra nie zrobiła na mnie aż takiego wrażenia jak swego czasu Uncharted 4 czy Horizon: Zero Dawn. Żeby nie było, to jest bardzo, bardzo ładna gra, ale w ogólnym rozrachunku wyżej stawiam wcześniej wymienione tytuły. God of War ma problemy z dalszym planem, a pozostałe krainy wyglądają dosłownie słabo w porównaniu z Midgardem. Śnieg za to jest oddany tak dobrze, że przez kilka minut chodziłem po nim i patrzyłem jak realistycznie tworzą się ślady. Optymalizacja również jest znakomita i przez prawie 40 godzin nie widziałem żeby gra mi nawet na moment chrupnęła na podstawowej wersji konsoli, a na ekranie działo się naprawdę dużo. Pięć lat temu twórcy gry podjęli bardzo ryzykowną decyzję aby zmienić formułę serii i po tych kilku latach z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że ryzyko się opłaciło. Nowy God of War to zdecydowanie udany tytuł, który jest powiewem świeżości w serii. Nie wszystko mi tam zaskoczyło i uważam, że jest trochę do poprawy w kontynuacji ale jest to tytuł, który zdecydowanie warto ograć mając konsolę Sony. Ocena końcowa: 8 Edytowane 2 maja 2018 przez suteq Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Wiolku 1 592 Opublikowano 7 maja 2018 Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 7 maja 2018 "Skończyłem"* ostatnio Niera: Automatę (dzięki Makz). Gra podzieliła forum ... wcale się nie dziwię i w sumie to bardzo dobrze, ponieważ tylko tak oryginalne dzieła potrafią wywoływać skrajne emocje. Nie spodziewałem się po tej grze w zasadzie niczego - mój pierwszy kontakt z Taro Yoko - cóż się dziwić. Zostałem POCHŁONIĘTY w zasadzie od pierwszych godzin. Przez surowy klimat (te puste przestrzenie serio tutaj pasują), przez historię (która do tej pory, po *trzech przejściach ma przede mną kilka tajemnic), gameplay, którego próżno szukać u innych developerów i wiele, wiele innych ... Muzyka pogrywała mi w głowie po wyłączeniu konsoli. Coś niesamowitego. Ktoś tutaj napisał, że ten nostalgiczny klimat Niera wynika właśnie z OST przywodzącego na myśl klasyki z psxa. Uważam, że gra i oprawa muzyczna współgrają idealnie i niczego bym tu nie rozdzielał. "PSXowy" jest również ten feeling, pewna urocza archaiczność (<czeka na komentarz, że również grafika> ), puszczanie oka do gracza i zaskakiwanie go - kurła jak mi tego obecnie brakuje. Nadrabiania grafiki pomysłowością. Serwują to tylko wybrane produkcje (pomija indie). Masa narzekała na questy poboczne? Co? Nie natrafiłem ani na jeden, który by mnie znudził. Były pomysłowe, przemyślane i pięknie rozwijały fabułę. Masa narzekała na grafikę. Serio? xd Pustki. Sztuczne wydłużenia. Klatki. Błędy. Ludzie narzekali na jedną z najbardziej oryginalnych gier w historii. I z pewnością IMO jedną z lepszych na obecnej generacji. Trójka androidów dumnie zasiada na moim tronie top gier z ps4. Po trzecim endingu siedziałem i byłem autentycznie smutny. To domena książek mówili. Filmów. Muzyki. Życia mówili. NIE. To domena NIER: AUTOMATA. Dawać mi tu remaster Niera i nową odsłonę! 9/10 z POTOKI ŁEZ ... 7 3 1 Cytuj
raven_raven 12 013 Opublikowano 7 maja 2018 Opublikowano 7 maja 2018 W dniu 2.05.2018 o 11:33, suteq napisał: Optymalizacja również jest znakomita i przez prawie 40 godzin nie widziałem żeby gra mi nawet na moment chrupnęła na podstawowej wersji konsoli, a na ekranie działo się naprawdę dużo. A to akurat ciekawe, może gra lepiej działa na Amateur niż na Pro, bo na tej drugiej w 4K chrupie nie raz, ale zawsze podczas scenek, podczas gry jeszcze nie zauważyłem lub przeoczyłem. Cytuj
nobody 3 504 Opublikowano 7 maja 2018 Opublikowano 7 maja 2018 @Wiolku smutek po III endingu? no to zdobądź IV, a następnie obczaj creditsy będąc podpiętym do sieci Cytuj
_Red_ 12 025 Opublikowano 7 maja 2018 Opublikowano 7 maja 2018 Ja miałem największy smutek po pierwszym endingu. Bo po napisach trzeba było robić drugi. 1 1 Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.