ogqozo 6 575 Opublikowano 26 sierpnia 2023 Opublikowano 26 sierpnia 2023 Wiem z pewnych źródeł że na 100% tak. 1 Cytuj
Plugawy 3 703 Opublikowano 26 sierpnia 2023 Opublikowano 26 sierpnia 2023 Tak pytałem dla kolegi. W ogóle bylo coś z tą mamuśka z Iniemamocni i tatuśkami się nią jarającymi. Sry za offtopa. Cytuj
MEVEK 3 618 Opublikowano 27 sierpnia 2023 Opublikowano 27 sierpnia 2023 RETURNAL - dawno nie grałem w nic oryginalnego. Wszystko ostatnio takie odtwórcze. Albo kolejna części serii albo remake starej gry. Osobiście tez rzadko grywam w strzelanki o gatunku rogue juz nie wspomnę. Ostatnio Resogun przy premierze PS4 bylo katowane. Weź wyobraź to sobie proszę Także przyznać musze iz Returnal byl dla mnie dość ostry, zanim zapoznałem sie z gra na dobre i przyzwyczaiłem do systemu walki. Często ginąłem chwile po rozpoczęciu rozgrywki co potęgowało frustracje. Trochę to trwało za nim zżyłem sie z planeta i pętlą czasowa w która wpadła Selene, by w końcu móc ujrzeć piękno tej gry, a rosnąca w żyłach adrenalina nie pozwalała mi myśleć o niczym innym. Dynamiczna rozrywka to jest to, za co po kochałem ta gra, a zarazem jest kluczem do przetrwania. Chwila zawahania czy zwątpienia i możemy stracić cały swój dobyty ekwipunek. Dlatego ważne jest tutaj umiejętne wykorzystanie terenu i ekwipunku jakim dysponuje Selene, a ten sie rozrasta z każdym kolejnym biomem który eksplorujemy oraz cyklem w którym giniemy. Cała masa broni do dyspozycji, czeka na odkrycie tej właściwej, chodź nie na długo, gdyż każda oferuje nam własne warianty i odmienny tryb rozrywki. Śmierć nie koniecznie musi nieść za sobą frustracje. Returnal to samo w sobie wyzwanie lecz z masa udogodnień (w postaci chociażby posażka astronauty - daje nam dodatkowe życie bez utraty ekwipunku, różnych skrótów do kolejnych biomów planety, pasożytów czy nowych umiejętności), ktore z czasem wpadną w nasze ręce. Walka jest mega wciągająca i emocjonalna głownie dzięki ogromnej puli zróżnicowanych przeciwników, którzy ani na chwile nie dadzą nam odpocząć. Każda główna lokacja kończy sie trzy fazowym epickim starciem z bossem. Oprawa audio-wizualna względem ich poprzedniej gry jest fenomenalna. Widać tutaj ogromny skok jakości nawet porównując ja do dzisiejszych standardów, wcale mocno sie nie rożni. Patrząc na budowę swiata i efekty cząsteczkowe towarzyszące walce jest to prawdziwa uczta dla oczu i uszu. Niepokojąca nuta sprawnie buduje klimat grozy eksplorując kolejne biomy. Również ucieszyła mnie pełna polska wersja językowa. Mimo iz Selene nie mówi za wiele to kiedy to robi kwestie brzmią naprawdę przekonująco, pełne emocji. Warto nadmienić ze fabuła nie jest tutaj głównym motorem napędowym, a jedynie dodatkiem do atmosfery panujące gdzieś w powietrzu tej obcej, tajemniczej cywilizacji. W mojej opinii nie oddziałuje to negatywnie na odbiór gry, gdyż nie skupiam na tym moją uwagę podczas tego typu rozrywki. Na koniec warto wspomnieć o możliwościach konsoli, jak i samego pada, ktore w dniu premiery było nowością: takze wykorzystanie siły nacisku triggerow, haptyka, czy głośniczek sa naprawdę użyteczne podczas obfitych starć. Korzystałem ze wszystkich ficzerow jak tylko mogłem. Jednak dysk SSD okazał sie tutaj strzałem w dziesiątkę. Przy tylu zgonach ani przez chwile nie doświadczyłem ekranu ładowania, czy spadków animacji. Wszystko pięknie wczytuje sie natychmiast. Świetna kolejna gra która pokazuje moc konsoli. Brawa dla Housemarque Returnal = +8 / 10 Teraz w spokoju wracam powbijać resztę osiągnieć w dodatku. Przecież tego tak nie zostawię 5 Cytuj
oFi 2 497 Opublikowano 27 sierpnia 2023 Opublikowano 27 sierpnia 2023 TEENAGE MUTANT NINJA TURTLES: SHREDDER'S REVENGE Co by tu napisać - idealna gierka do coopika i oddająca w 100% jakość starych żółwi. Dużo serduszka twórcy zostawili w tym tytule i jest to idealna gra do przerw między większymi tytułami. Ja oczywiście polecam kazdemu by w takie gry miał drugą osobę do wspólnego cowabungowania, bo nie wyborażam sobie grania w taką grę solo gdy większość mechanik jest stworzona własnie pod wspólne jedzenie pizzy i pierdzenia na kanapie (nawet wirtualnej kanapie but STILL). Ja wyrwałem za stówkę i uważam, że to uczciwa cena za płytkę i masę radochy. Ode mnie polecajka dla entuzjastów coopowych zmagań. 1 Cytuj
kotlet_schabowy 2 734 Opublikowano 28 sierpnia 2023 Opublikowano 28 sierpnia 2023 (edytowane) Metro: Exodus Poprzednie części mnie nie zachwyciły, choć miały swoje plusy i ogólnie uważam je za dobre, choć mocno siedzące w generacji PS360 tytuły, ot rzemieślnicza robota. Samo uniwersum też jakoś specjalnie mnie nie wciągnęło (poza gierkami przeczytałem tylko pierwszą część sagi i odpuściłem kontynuowanie), o ile samo postapo, ruskie klimaty i wątki socjologiczno-polityczne wyszły jak najbardziej na plus, tak zjawiska paranormalne i wszelkie "dziwactwa" to już trochę nie moja bajka, a przynajmniej nie w takim połączeniu. Ucieszyło mnie więc, że ostatnia (jak dotąd) część growej serii właściwie zupełnie odeszła od tych klimatów i skupia się na ludzkich, można by nawet powiedzieć, przyziemnych wątkach, choć cała podróż ma epicką skalę- w końcu przemierzamy praktycznie całą Rosję. Generalnie wszystko jest tutaj poprawione względem poprzedników. Przeskok generacji (i to od razu prawie na jej końcówkę) przyniósł oczywiście potężne zmiany w oprawie. Grałam na PS4 i byłem zadowolony, a momentami prawie zachwycony. Widoczki, efekty, a przede wszystkim przywiązanie do detali (multum wszelkiego rodzaju szpargałów w każdym pomieszczeniu, oczywiście część na przestrzeni gry zaczyna się powtarzać, ale efekt jest naprawdę przekonujący, do tego oczywiście znane i lubiane motywy typu uszkodzenia/zabrudzenia maski etc.), to wszystko robi wrażenie, niestety tylko w 30 klatkach (bolesna zmiana w stosunku do odświeżonych prequeli, no ale nie ma się co dziwić). Gorzej, że technicznie nie wszystko gra. Zdarzają się bugi, dwa razy miałem nawet freeze'a, skutkującego restartem gry. Do tego loadingi są koszmarnie długie (pierwszy, przy wczytaniu save'a, to kilka minut czekania, a każda śmierć i wczytanie szybkiego zapisy to jakieś kilkadziesiąt sekund), skutecznie psując zabawę i nawet momentami zniechęcając do odpalenia gry na krótką sesyjkę. Inna sprawa, że Exodus do krótkich sesji w sumie się niespecjalnie nadaje, bo wspomniana wcześniej skala odnosi się również do fundamentów rozgrywki. Jak powszechnie wiadomo, tym razem twórcy poszli w kierunku "otwartego świata", choć zachowano umiar i mimo wszystko jest tu dość kameralnie. Ja, nauczony już doświadczeniem z tego typu przygodami, wolałem skupić się na fabule, odhaczając dosłownie kilka pobocznych zadań/miejscówek z mapy. Z takim podejściem nie sposób się nudzić i przejeść, a faktem jest, że czasem warto odbić od wątku głównego i poszperać w ciekawych miejscówkach, czy to dla jakiegoś drobnego rozszerzenia lore, czy to dla przydatnej znajdźki. Co do świata przedstawionego: jest zbudowany naprawdę dobrze. Historia, choć prosta (to w zasadzie "kino drogi"), wciąga, byłem ciekaw, co nas czeka na następnych przystankach. Gra podzielona jest na mocno różnorodne, duże epizody-miejscówki, a w każdej mamy praktycznie mini historyjkę, z osobną bandą dziwaków pełniącą rolę antagonistów. I w tym temacie bywa naprawdę grubo (epizod w Jamantau!). Atmosfera jest gęsta, no i plusem są mimo wszystko bliskie nam, słowiańskie klimaty (grałem oczywiście z rosyjskim dubem). Są momenty pachnące Falloutem, są klimaty Mad Maxowe, generalnie nic niesamowicie oryginalnego, ale robotę robi. Aha, nasza ekipa jest tym razem "jakaś", możemy z nimi opcjonalnie pogadać, trochę się "zżyć" (cudzysłów, bo choć mordeczki mają jakąś charyzmę i coś do powiedzenia, to czasami trochę przynudzają, a żona Artioma zwyczajnie męczy). Sam gameplay jest raczej satysfakcjonujący, choć ma słabsze momenty. Początek mnie wręcz zniesmaczył: odczułem potężny lag i straszną ociężałość i drewno (tym bardziej, że chwilę wcześniej skończyłem jednego z CoDów). Gra ewidentnie musi się rozkręcić i jest to przykład tytułu, który może na początku mocno zniechęcić i jeśli ktoś reprezentuje podejście "jak nie siądzie od razu, to do kosza, nie będę się męczył na siłę", to mógłby z Metro się dosyć szybko pożegnać. Ja już dawno nauczyłem się dawać szanse, i w tym przypadku zupełnie nie żałuję, bo po paru godzinach złapałem mocnego bakcyla i bardzo się wciągnąłem. Strzelanie jest mięsiste, skradanie daje radę (zabawa światłem, odwracanie uwagi przedmiotami), choć można łatwo wtopić (szczególnie, gdy z takich czy innych przyczyn nie chcemy zabijać wrogów). Crafting i zabawa ekwipunkiem są odpowiednio wyważone i nie męczą (choć standardowo OCD się uruchamia i trzeba czyścić wszystkie szuflady i półki w każdym napotkanym pomieszczeniu), a nawet na normalu trzeba czasem się czasem zastanowić, jaki przedmiot wytworzyć, bo materiału lubi brakować. No zwyczajnie dobrze się gra, zwiedza miejscówki, chłonie klimat. Szkoda tylko, że poruszanie się pojazdami ewidentnie nie wyszło: jest ślamazarne, niewygodne (szczególnie w przypadku auta) i żmudne. Co mi nie pasowało: sterowanie i zarządzanie ekwipunkiem jest mało intuicyjne i po prostu niewygodne, choć po kilku(nastu) godzinach można nabrać wprawy. Wkurzyło mnie też ograniczenie w temacie noszonej broni: to, że możemy nosić tylko 3, to samo w sobie nie jest problem, ale fakt, że jedna z nich (tak się składa, że najgorsza...) jest przypisana nam na stałe i nie można jej wymienić,to już lekki absurd. W rezultacie przeleciałem większość gry z dwiema pukawkami (pistolet i kałasz), ograniczając sobie sporo zabawy z eksperymentowania zabawkami. Szkoda. Poza tym momentami bohaterom gęby się nie zamykają i scenki przerywnikowe strasznie się ciągną. No także podsumowując, bawiłem się bardzo dobrze i uważam Exodus za najlepszą część serii, godnie wskakującą do pierwszej ligi gejmingu. Edytowane 28 sierpnia 2023 przez kotlet_schabowy 3 Cytuj
Hanza71 41 Opublikowano 29 sierpnia 2023 Opublikowano 29 sierpnia 2023 Castlevania Advance Collection, nie mialem GBA a wszedzie pisza ze gierki super to wzialem na switcha. No I poza Aria of sorrow to reszta pazdzierz, moze bylo wypas 20 lat temu ale Circle of the moon a zwlasza Harmony of Dissonance nie przetrwaly proby czasu. Dla mnie takie 5/10, mogli wydac tylko Aria of sorrow za 1/3 ceny I byloby git. Cytuj
drozdu7 2 874 Opublikowano 2 września 2023 Opublikowano 2 września 2023 Dragon Age: Początek - oj BioWare czemu wy żeście się tak stoczyli.. A robiliście takie piękne gry. Pomijam to że to gra z 2009r. i graficznie nie poraża (chociaż ma swój klimat). Cała reszta pochłonęła mnie totalnie. Ostatnio na forum powtarza się opinia że FFXVI to taka "Gra o Tron" gier wideo. Myślę że BioWare udało się to już dużo wcześniej. Począwszy od fantastycznego świata, przygnębiającego pełnego śmierći. Ludzie giną na każdym kroku, krew się leje. Tu nawet muzyka Cię przygnębia. Cała gama świetnych postaci. Szczególnie kompani, każdy z nich ma ciekawą historię i swoją rolę do odegrania. Jednak nic tu nie jest czarno białe. Jako że to gra RPG w prawdziwym tego słowa znaczeniu, mamy tu ogrom możliwości jeśli chodzi o kreowanie historii. Wybory, praktycznie każdy problem możemy rozwiązać na kilka sposobów. Czuć tu wagę każdej rozmowy, wydarzeń. Walka jest trochę drewniana, wiadomo. Ale można fajnie kombinować z ustawieniem drużyny i ich możliwościami. Szczerze to jestem zajarany, bo grało mi się wybornie. Kapitalna to gra. Historia obrony Ferelden, jej klimat, pochłonęła mnie na maxa. 9+/10 cudo 1 Cytuj
oFi 2 497 Opublikowano 2 września 2023 Opublikowano 2 września 2023 W dniu 2.09.2023 o 13:34, drozdu7 napisał(a): Dragon Age: Początek - oj BioWare czemu wy żeście się tak stoczyli.. A robiliście takie piękne gry. Pomijam to że to gra z 2009r. i graficznie nie poraża (chociaż ma swój klimat). Cała reszta pochłonęła mnie totalnie. Ostatnio na forum powtarza się opinia że FFXVI to taka "Gra o Tron" gier wideo. Myślę że BioWare udało się to już dużo wcześniej. Począwszy od fantastycznego świata, przygnębiającego pełnego śmierći. Ludzie giną na każdym kroku, krew się leje. Tu nawet muzyka Cię przygnębia. Cała gama świetnych postaci. Szczególnie kompani, każdy z nich ma ciekawą historię i swoją rolę do odegrania. Jednak nic tu nie jest czarno białe. Jako że to gra RPG w prawdziwym tego słowa znaczeniu, mamy tu ogrom możliwości jeśli chodzi o kreowanie historii. Wybory, praktycznie każdy problem możemy rozwiązać na kilka sposobów. Czuć tu wagę każdej rozmowy, wydarzeń. Walka jest trochę drewniana, wiadomo. Ale można fajnie kombinować z ustawieniem drużyny i ich możliwościami. Szczerze to jestem zajarany, bo grało mi się wybornie. Kapitalna to gra. Historia obrony Ferelden, jej klimat, pochłonęła mnie na maxa. 9+/10 cudo Rozwiń Dodatki będziesz ogrywał? Cytuj
drozdu7 2 874 Opublikowano 2 września 2023 Opublikowano 2 września 2023 Mam w planie zakupić to Przebudzenie. Zapomniałem dodać że fajny jest polski dubbing no i pochwalić trzeba wsteczną na Xboxie bo chodzi płynnie i szybko, no bardzo miło się ogrywa 1 Cytuj
oFi 2 497 Opublikowano 2 września 2023 Opublikowano 2 września 2023 W dniu 2.09.2023 o 16:19, drozdu7 napisał(a): Mam w planie zakupić to Przebudzenie. Zapomniałem dodać że fajny jest polski dubbing no i pochwalić trzeba wsteczną na Xboxie bo chodzi płynnie i szybko, no bardzo miło się ogrywa Rozwiń U mnie ostatnio zakupiona edycja na ps3 ze wszystkimi dodatkami także czytając twoja recke mam jeszcze większy hajpik na to Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Kmiot 13 871 Opublikowano 2 września 2023 Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 2 września 2023 Spec Ops: The Line [PS3] Mój growy wyrzut sumienia. PS3 od kilku lat zapakowane i schowane do archiwum, ale Spec Ops: The Line wciąż nie dawało mi spokoju. Wiele miłych opinii, zachęt, poleceń. Coś więcej niż strzelanka, mówili. Ależ mi ta gra cierniem w pośladku siedziała. Kupiłem więc za cenę coraz mniej wartościowych 40 zł pudełko na wysłużoną konsolę, wyciągnąłem ją z kartonu, naładowałem pada, odpaliłem sprzęt i z miejsca cofnąłem się o tych kilka lat. Jest coś ujmującego w takim powrocie na swoją starą konsolę, gdzie na dysku wciąż leżą te wszystkie wspaniałe gry przywołujące wspomnienia, ale to nie był czas na sentymenty. Płytka wrzucona w gardziel i dosłownie po chwili mogłem grać. Niecodzienna sprawa w dobie koniecznych do ściągnięcia łatek ważących kilka(naście/dziesiąt) GB już w dniu premiery (a potem kolejnych). No, ale dość boomerskiego pierdolenia, zagrajmy wreszcie. Trzyosobowy elitarny oddział Delta zostaje wysłany do doszczętnie zniszczonego przez katastrofę (taka tam burza piaskowa) Dubaju. Zadanie? Rekonesans, poszukiwanie ewentualnych ocalałych, a przede wszystkim ustalenie co wydarzyło się z innym amerykańskim oddziałem dowodzonym przez pułkownika Johna Konrada (nazwisko oczywiście znaczące i nieprzypadkowe), który miał odpowiadać za ewakuację ludności. I tyle za punkt wyjścia musi nam wystarczyć, bo nie przyszedłem tutaj zgłębiać intrygi, wszak to na tyle istotna warstwa gry, że popełniłbym tym samym poważną zbrodnię. Muszę być bardzo ostrożny, więc zostawmy to jak jest. Kierujemy poczynaniami kapitana Walkera (któremu głos podkłada sam Nolan North, całkiem możliwe, że ktoś może go kojarzyć pewnym łobuzem z niewyparzonym językiem i jego “oh crap!”). Nasi podkomendni to Adams oraz Lugo i trzeba odnotować, że między bohaterami jest przyjemna chemia. Już od początku misji twórcy sprawnie budują relację, która znacznie uprzyjemnia te spokojne fragmenty rozgrywki. Lugo to ten typ od żartów i rozweselania kompanów, Adams z kolei to porucznik Rozwaga i Profesjonalizm. Początkowa lekka beztroska w relacjach między żołnierzami stopniowo zostaje zastąpiona przez coraz większą nerwowość, bo sprawy rzecz jasna szybko zaczynają się w Dubaju komplikować, a my jako dowodzący staniemy przed kilkoma bez wątpienia trudnymi decyzjami. A te siłą rzeczy nie zawsze zadowolą każdego z oddziału. Nie będzie chyba dla nikogo zaskoczeniem, że w The Line głównie strzelamy. Gra nie wybacza wiele nawet na standardowym stopniu trudności (przy okazji przypomniałem sobie jak bolesne bywają loadingi po zgonie), więc naszymi największymi przyjaciółmi będą osłony terenowe, do których będziemy się czule tulić, by uniknąć ostrzału. A gdzieś w pobliżu nas będą Lugo i Adams, którym przy okazji możemy wydawać proste komendy - jeden to wyśmienity snajper, drugi odpowiada za wsparcie i czasem podrzuci wrogom “flesza” i wystawi ich na piękne hedszoty. Nigdy nie byłem fanem tego typu rozwiązań w grach, ale tutaj funkcjonuje to całkiem sprawnie i nie zajmuje praktycznie czasu (jeden guzior), więc szybko wchodzi w krew. Twórcy robią też wszystko, by nam ciągłą wymianę ognia jakoś urozmaicać. Również wizualnie, bo otoczenie lubi się zmieniać, ale o tym może za chwilę. W sukurs grze przychodzą też skrypty, bo nie da się zaprzeczyć, że podbijają one widowiskowość oraz intensywność starć pod sam sufit. Już scenka otwierająca jest piękną zapowiedzią oraz proroctwem co nas czeka w dalszej części gry. A do tego czasu będziemy się strzelać w każdych warunkach. Otwarte tereny pustynne, ciasne i klaustrofobiczne klitki, gdzie granaty odrywają przeciwnikom kończyny, staniemy za “kierownicą” działek stacjonarnych zdolnych do niszczenia osłon, przed nami pojedynki snajperskie, będzie trochę strzelania “na szynach” i odpierania fal wrogów, możemy również wspomóc się otoczeniem, bo Dubaj to miasto szkła i napierającego na niego piasku, więc dedukcję zostawiam Tobie. I wspomniane decyzje. Niekiedy nieznaczące dla przebiegu fabuły, ale i tak trudne do podjęcia. Jak ktoś mówi, że w pośród polskich partii politycznych istnieje wybór tylko między mniejszym złem, to ja mówię, że chyba nie grałeś w Spec Ops: The Line. A wszystko to na naszych barkach, więc zasadne pytanie brzmi: jak długo Walker zdoła zachować dobry osąd sytuacji? I jak długo my będziemy go w tym wspierać? Przyjdzie nam się przedzierać przez kilkanaście misji, wszystkich mających miejsce w Dubaju, ale - jak wspomniałem - krajobrazy są na tyle różnorodne, że znużenia z całą pewnością nie odczujemy. Diuny i martwe, wyludnione miasto, wciąż sporadycznie dobijane kolejnymi atakami burzy piaskowej zdolnej wyginać blachę. Pozbawione elektryczności wnętrza budynków, kiedyś imponujących przepychem i bogactwem, teraz mrocznych, wypełnionych pyłem piaskowym i innymi, mało przyjemnymi widokami. Centra handlowe zamienione w bunkry i obozy przetrwania tej garstki cywilnej ludności. Przeszklone dachy drapaczy chmur, a nawet dające chwilę wytchnienia oceanarium. Możemy również szabrować po poziomach w poszukiwaniu nielicznych znajdziek, które rzucą trochę więcej światła na motywacje niektórych bohaterów, więc potrafią być całkiem znaczące. Poza tym The Line jest (nomen omen) na wskroś liniowe, ale to grze służy. Bo dzięki temu sprawnie operuje intensywnością oraz sugestywnością obrazu czy zdarzeń, jednocześnie trzymając nas z dala od nudy. W zasadzie jedynym wspólnym elementem poziomów jest wszędobylski piasek i race oświetlające makabryczne widoki. Szalenie kusi mnie, by wyłuszczyć tutaj kilka motywów, które gra trzyma dla nas w zanadrzu, ale wiem, że tego Wam nie zrobię. Nie jest to najświeższy tytuł i zdaję sobie sprawę, że większość ma już go dawno za sobą, ale mimo wszystko stąpam bardzo ostrożnie. Zaznaczę tylko, że bardzo podobały mi się warianty zakończenia przygody i polecam przetestować każdą z opcji, bo gra umożliwia to z poziomu menu głównego i wyboru rozdziału. Uderzające, przyznaję. Jeśli ktoś nie miał jeszcze przyjemności doświadczyć Spec Ops: The Line na własnej, przypieczonej słońcem i otartej piaskiem skórze, to nie powinien się dłużej zastanawiać, bo ja ociągałem się zdecydowanie zbyt długo. Co prawda gra pod względem wydźwięku nie straciła kompletnie nic i nadal funkcjonuje jak powinna, ale w zasadzie tylko to zapewnia jej pewną ponadczasowość. Gameplay nieco podrdzewiał, ale wciąż jest w pełni grywalny i satysfakcjonujący, a gorzej już raczej nie będzie, bo poniżej solidnego poziomu nigdy nie zejdzie. Klasa. A PS3 znowu poszło do kartonu. Aż do kolejnego wyrzutu sumienia. Screeny z duszą, czytaj: zdjęcia TV. 11 1 Cytuj
oFi 2 497 Opublikowano 2 września 2023 Opublikowano 2 września 2023 W dniu 2.09.2023 o 20:13, Kmiot napisał(a): Spec Ops: The Line [PS3] Mój growy wyrzut sumienia. PS3 od kilku lat zapakowane i schowane do archiwum, ale Spec Ops: The Line wciąż nie dawało mi spokoju. Wiele miłych opinii, zachęt, poleceń. Coś więcej niż strzelanka, mówili. Ależ mi ta gra cierniem w pośladku siedziała. Kupiłem więc za cenę coraz mniej wartościowych 40 zł pudełko na wysłużoną konsolę, wyciągnąłem ją z kartonu, naładowałem pada, odpaliłem sprzęt i z miejsca cofnąłem się o tych kilka lat. Jest coś ujmującego w takim powrocie na swoją starą konsolę, gdzie na dysku wciąż leżą te wszystkie wspaniałe gry przywołujące wspomnienia, ale to nie był czas na sentymenty. Płytka wrzucona w gardziel i dosłownie po chwili mogłem grać. Niecodzienna sprawa w dobie koniecznych do ściągnięcia łatek ważących kilka(naście/dziesiąt) GB już w dniu premiery (a potem kolejnych). No, ale dość boomerskiego pierdolenia, zagrajmy wreszcie. Trzyosobowy elitarny oddział Delta zostaje wysłany do doszczętnie zniszczonego przez katastrofę (taka tam burza piaskowa) Dubaju. Zadanie? Rekonesans, poszukiwanie ewentualnych ocalałych, a przede wszystkim ustalenie co wydarzyło się z innym amerykańskim oddziałem dowodzonym przez pułkownika Johna Konrada (nazwisko oczywiście znaczące i nieprzypadkowe), który miał odpowiadać za ewakuację ludności. I tyle za punkt wyjścia musi nam wystarczyć, bo nie przyszedłem tutaj zgłębiać intrygi, wszak to na tyle istotna warstwa gry, że popełniłbym tym samym poważną zbrodnię. Muszę być bardzo ostrożny, więc zostawmy to jak jest. Kierujemy poczynaniami kapitana Walkera (któremu głos podkłada sam Nolan North, całkiem możliwe, że ktoś może go kojarzyć pewnym łobuzem z niewyparzonym językiem i jego “oh crap!”). Nasi podkomendni to Adams oraz Lugo i trzeba odnotować, że między bohaterami jest przyjemna chemia. Już od początku misji twórcy sprawnie budują relację, która znacznie uprzyjemnia te spokojne fragmenty rozgrywki. Lugo to ten typ od żartów i rozweselania kompanów, Adams z kolei to porucznik Rozwaga i Profesjonalizm. Początkowa lekka beztroska w relacjach między żołnierzami stopniowo zostaje zastąpiona przez coraz większą nerwowość, bo sprawy rzecz jasna szybko zaczynają się w Dubaju komplikować, a my jako dowodzący staniemy przed kilkoma bez wątpienia trudnymi decyzjami. A te siłą rzeczy nie zawsze zadowolą każdego z oddziału. Nie będzie chyba dla nikogo zaskoczeniem, że w The Line głównie strzelamy. Gra nie wybacza wiele nawet na standardowym stopniu trudności (przy okazji przypomniałem sobie jak bolesne bywają loadingi po zgonie), więc naszymi największymi przyjaciółmi będą osłony terenowe, do których będziemy się czule tulić, by uniknąć ostrzału. A gdzieś w pobliżu nas będą Lugo i Adams, którym przy okazji możemy wydawać proste komendy - jeden to wyśmienity snajper, drugi odpowiada za wsparcie i czasem podrzuci wrogom “flesza” i wystawi ich na piękne hedszoty. Nigdy nie byłem fanem tego typu rozwiązań w grach, ale tutaj funkcjonuje to całkiem sprawnie i nie zajmuje praktycznie czasu (jeden guzior), więc szybko wchodzi w krew. Twórcy robią też wszystko, by nam ciągłą wymianę ognia jakoś urozmaicać. Również wizualnie, bo otoczenie lubi się zmieniać, ale o tym może za chwilę. W sukurs grze przychodzą też skrypty, bo nie da się zaprzeczyć, że podbijają one widowiskowość oraz intensywność starć pod sam sufit. Już scenka otwierająca jest piękną zapowiedzią oraz proroctwem co nas czeka w dalszej części gry. A do tego czasu będziemy się strzelać w każdych warunkach. Otwarte tereny pustynne, ciasne i klaustrofobiczne klitki, gdzie granaty odrywają przeciwnikom kończyny, staniemy za “kierownicą” działek stacjonarnych zdolnych do niszczenia osłon, przed nami pojedynki snajperskie, będzie trochę strzelania “na szynach” i odpierania fal wrogów, możemy również wspomóc się otoczeniem, bo Dubaj to miasto szkła i napierającego na niego piasku, więc dedukcję zostawiam Tobie. I wspomniane decyzje. Niekiedy nieznaczące dla przebiegu fabuły, ale i tak trudne do podjęcia. Jak ktoś mówi, że w pośród polskich partii politycznych istnieje wybór tylko między mniejszym złem, to ja mówię, że chyba nie grałeś w Spec Ops: The Line. A wszystko to na naszych barkach, więc zasadne pytanie brzmi: jak długo Walker zdoła zachować dobry osąd sytuacji? I jak długo my będziemy go w tym wspierać? Przyjdzie nam się przedzierać przez kilkanaście misji, wszystkich mających miejsce w Dubaju, ale - jak wspomniałem - krajobrazy są na tyle różnorodne, że znużenia z całą pewnością nie odczujemy. Diuny i martwe, wyludnione miasto, wciąż sporadycznie dobijane kolejnymi atakami burzy piaskowej zdolnej wyginać blachę. Pozbawione elektryczności wnętrza budynków, kiedyś imponujących przepychem i bogactwem, teraz mrocznych, wypełnionych pyłem piaskowym i innymi, mało przyjemnymi widokami. Centra handlowe zamienione w bunkry i obozy przetrwania tej garstki cywilnej ludności. Przeszklone dachy drapaczy chmur, a nawet dające chwilę wytchnienia oceanarium. Możemy również szabrować po poziomach w poszukiwaniu nielicznych znajdziek, które rzucą trochę więcej światła na motywacje niektórych bohaterów, więc potrafią być całkiem znaczące. Poza tym The Line jest (nomen omen) na wskroś liniowe, ale to grze służy. Bo dzięki temu sprawnie operuje intensywnością oraz sugestywnością obrazu czy zdarzeń, jednocześnie trzymając nas z dala od nudy. W zasadzie jedynym wspólnym elementem poziomów jest wszędobylski piasek i race oświetlające makabryczne widoki. Szalenie kusi mnie, by wyłuszczyć tutaj kilka motywów, które gra trzyma dla nas w zanadrzu, ale wiem, że tego Wam nie zrobię. Nie jest to najświeższy tytuł i zdaję sobie sprawę, że większość ma już go dawno za sobą, ale mimo wszystko stąpam bardzo ostrożnie. Zaznaczę tylko, że bardzo podobały mi się warianty zakończenia przygody i polecam przetestować każdą z opcji, bo gra umożliwia to z poziomu menu głównego i wyboru rozdziału. Uderzające, przyznaję. Jeśli ktoś nie miał jeszcze przyjemności doświadczyć Spec Ops: The Line na własnej, przypieczonej słońcem i otartej piaskiem skórze, to nie powinien się dłużej zastanawiać, bo ja ociągałem się zdecydowanie zbyt długo. Co prawda gra pod względem wydźwięku nie straciła kompletnie nic i nadal funkcjonuje jak powinna, ale w zasadzie tylko to zapewnia jej pewną ponadczasowość. Gameplay nieco podrdzewiał, ale wciąż jest w pełni grywalny i satysfakcjonujący, a gorzej już raczej nie będzie, bo poniżej solidnego poziomu nigdy nie zejdzie. Klasa. A PS3 znowu poszło do kartonu. Aż do kolejnego wyrzutu sumienia. Screeny z duszą, czytaj: zdjęcia TV. Rozwiń Namowiles mnie. Mialem obawy, ze drewno ale chyba wjedzie po dragon age'u jednak. 2 Cytuj
drozdu7 2 874 Opublikowano 3 września 2023 Opublikowano 3 września 2023 W dniu 2.09.2023 o 21:56, oFi napisał(a): Namowiles mnie. Mialem obawy, ze drewno ale chyba wjedzie po dragon age'u jednak. Rozwiń Dobra gra, nie za długa. Przyjemnie się strzela, a i fabularnie jest w stanie przykuć do ekranu. Kończyłem w tym roku, ogólnie wchodzą dobrze te gierki z ery PS3/x360 1 Cytuj
SnoD 2 342 Opublikowano 3 września 2023 Opublikowano 3 września 2023 Gra jest kapitalna, przeszedłem we wstecznej na XsX, a później kupiłem w pudełku i trzymam w folii jak relikwię 1 Cytuj
drozdu7 2 874 Opublikowano 5 września 2023 Opublikowano 5 września 2023 (edytowane) Half-Life2 - dokończyłem bo pamiętałem że kiedyś zostawiłem rozgrzebane. Chociaż wiadomo że dziś graficznie to nikogo nie powali, to nadal jest to jedna z gier życia. Już pomijając potężny ładunek nostalgii (szczególnie zimą zdarza mi się wspominać pierwsze kontakty z hl2), to jest to naprawdę cudowny FPS. Kampania która nawet dzisiaj nie ma się czego wstydzić. Motywy ucieczki, eksploracji (również pojazdami), horroru i zaszczucia aż po regularne wymiany ognia w mieście. A w to wszystko wplątana jest genialna zabawa fizyką, nawet dziś dająca masę frajdy. Czy to w różnego rodzaju zagadkach środowiskowych, aż do wesołej i pomysłowej eksterminacji wrogów. Gravity Gun to arcydzieło. Smutne jest to że tak niewiele gier poszło drogą Half-Life2. Dziś to w większości piękne makiety bez jakiejkolwiek interakcji. Ogrywałem na xsx i świetnie to chodzi we wstecznej. Zainstalowane mam to cały czas i pewnie nieraz jeszcze wrócę (pewną drzazgą w oku są dla mnie nieukończone epizody, ale świadomość że są skończone cliffhangerem trochę mnie odrzuca). Tylko 10/10 Edytowane 5 września 2023 przez drozdu7 5 Cytuj
Pupcio 18 649 Opublikowano 6 września 2023 Opublikowano 6 września 2023 Skończyłem GRIS- ładna (bardzo ładna) chodzonko skakanka w prawo, krótka przyjemna gierka, warto sprawdzić żeby nacieszyć oko. A SHORT HIKE- Tutaj mamy indie gówno na 2h z grafiką stylizowaną na psx ale zdecydowanie bardziej mi siadło. Gra typu cziluwa totalna gdzie gramy jakimś gołębiem co jest na obozie jak w amerykańskich filmach i musimy się wdrapaćna szczyt góry żeby mieć zasięg w telefonie. świat gry to mała otwarta wysepka gdzie mamy inne zwierzaczki i pomagamy im w różnych rzeczach a oni czasem podarują nam złote piórko które wzmacnia nam stamine potrzebną do skończenia gry. Mega przyjemna gra, nie żadne objawienie ale przyjemna, miałem już od dawna na oku cieszę się że zagrałem ZA DARMO (arigato Spermer san) 1 Cytuj
Quake96 4 013 Opublikowano 7 września 2023 Opublikowano 7 września 2023 Pierwsza gra ukończona na PlayStation 5 Trafiło na przygody pajęczaka, gdyż nie mogłem się od tego tytułu oderwać mimo iż wcześniej już zacząłem ogrywanie Horizon: Forbidden West. Co do nowych przygód nowego Spider-Mana, to powiem szczerze że bardzo mi się podobało. Gra to w zasadzie coś w rodzaju "DLC" do poprzedniej odsłony, ale nie ma w tym absolutnie nic złego. Ponownie jak w przypadku pierwszej odsłony na PS4 postanowiłem pójść po "100%". To niesamowite jak ta gra zachęca do wykonywania tych wszystkich aktywności pobocznych, odkrywania kolejnych tajemnic i oczywiście poznawania głównego wątku fabularnego. Ten ostatni to naprawdę świetna historia, która pod koniec tak bardzo mnie pochłonęła, że wzbudziła we mnie naprawdę niemałe emocje. Ukończenie gry jest naprawdę satysfakcjonujące. Polecam! Jest to równie dobra przygoda co poprzednia, więc jeśli ktoś, tak jak ja świetnie się bawił w pierwszym SM na PS4 to i tutaj znajdzie dla siebie mnóstwo zabawy 3 Cytuj
Quake96 4 013 Opublikowano 8 września 2023 Opublikowano 8 września 2023 Po latach postanowiłem powrócić do zdaje się ostatniej, pełnoprawnej odsłony przygód tajniaka Tannera. Jak pewnie wielu z was wie, w opinii publicznej, od czasów trzeciego Drivera seria spadła z rowerka i straciła swoją dobrą opinię znaną z czasów szaraka. Trójka była podobno strasznym zawodem, Parallel Lines w sumie nie był chyba taki zły, ale nadal wiele mu brakowało, aż pojawił się swego rodzaju powrót do korzeni w postaci ogranego przeze mnie Driver San Francisco. Ktoś w końcu zrozumiał, że Driver nie ma być serią idącą w tym samym kierunku co GTA. Nie ma to być kolejna gra akcji w gangsterskim klimacie skupiona na rozwałce. San Francisco w świetnym moim zdaniem stylu wraca tam skąd pochodzi. Znów jest to po prostu świetna gra samochodowa, pełna prędkości, zupełnie jak jedynka i dwójka. Niestety, gra moim zdaniem jest dziś już mocno zapomniana, a szkoda, bo jest naprawdę warta uwagi! Poniżej w spoilerze umieszczę mały opis tego co się w grze dzieje Pokaż ukrytą zawartość Driver San Francisco po raz kolejny opowiada o losach Tannera. Tym razem gra zaczyna się od ataku na konwój z niebezpiecznym przestępcą, który kończy się niezbyt przyjemnie. Od teraz naszym zadaniem jest rozwikłanie zagadki planu Jericho, oraz pojmanie jego i osób odpowiedzialnych za jego uwolnienie. Gra wykorzystuje pewien naprawdę świetny patent. Otóż niemal przez cały czas trwania gry, mamy możliwość "przenoszenia się" do innych pojazdów, stając się osobą która nim aktualnie kieruje. Możemy wykorzystywać to na swoją korzyść, korzystając z "obcych" do pomocy w pewnych sytuacjach jak chociażby podczas pościgów czy wyścigów, robiąc z nich pojazdy "kamikaze" taranujące naszych oponentów. Patent jest naprawdę świetny, pozwala w szybki i prosty sposób przenosić się po niemal całym mieście, a przy okazji w ramach misji pobocznych pozwala nam poznać kilka dodatkowych postaci, jak choćby dwójka studenciaków, która chce wygrać w wyścigach kasę na studia. Pewnie zastanowicie się jak gra wytłumaczy nam tak surrealistyczne podejście do rozgrywki. Otóż jest to bardzo proste. Początkowo Tanner myśli zwyczajnie, że to efekt wypadku któremu uległ podczas pościgu za Jericho. Dopiero niektóre cutscenki przemycają nieco informacji, aby gdzieś w dalszym etapie gry i nasz protagonista zdał sobie sprawę, że cała gra dzieje się po prostu... w jego głowie! Tak, Tanner cały czas leży w szpitalu, w śpiączce, a wszystkie nasze akcje to tylko wymysł jego mózgu. Dopiero pod sam koniec gry, odkrywszy pewną tajemnicę Jericho, wybudzamy się i ruszamy aby dopaść złoczyńcę. Gra podzielona jest na bodajże 15 misji głównych, do których dostęp odblokowujemy wykonując kilka mniejszych misji pobocznych. Są to różnego rodzaju wyścigi, pościgi, akcje kaskaderskie i tym podobne. Gra nie nudzi, daje nam możliwość pokierowania szerokim wachlarzem licencjonowanych (!) aut i ani na chwilę nie spuszcza z tonu, a już pod koniec wkręca się na naprawdę wysokie obroty. Oprócz wspomnianych misji fabularnych, oraz pobocznych mamy też mnogość innych aktywności czy jakieś znajdźki, ale szczerze mówiąc nie skupiałem się na nich zbytnio, więc nie jestem w stanie za dużo o nich powiedzieć. Jak podobała mi się gra? No cóż, skoro tyle dobrych słów na jej temat napisałem, to raczej bardzo mi się spodobała Ograłem ją już raz, kilka lat temu i wiedząc jak dobry to tytuł, bardzo chętnie sięgnąłem po niego ponownie. To samo polecam wam, zwłaszcza jeśli lubiliście pierwszego i drugiego Drivera, a nie koniecznie siadły wam nowsze odsłony. Naprawdę miło się zaskoczycie! 2 Cytuj
Kmiot 13 871 Opublikowano 9 września 2023 Opublikowano 9 września 2023 Neon White [PS5] Nie byłem specjalnie zaskoczony faktem, że Neon White mi się spodobał. Wiedziałem to z całą pewnością już od czasu materiału GMTK (przy okazji polecam, bo krótko i zwięźle wyjaśnia na czym polega urok gry), czekałem tylko na dogodną okazję, by dać tytułowi szansę. Myślę, że tak wygląda proces wyboru gry u większości z nas: chciałoby się, ale nie ma kiedy. Aż przychodzi moment, że jest kiedy i się chce, więc nie ma odwrotu. Czym jest Neon White? W podstawowej warstwie platformówką FPP. Ot, biegamy i skaczemy po kolejnych platformach. Naszym zadaniem jest dotarcie do celu na końcu prostego toru przeszkód i unicestwienie po drodze wszystkich demonów. Umożliwić mają nam to porozrzucane tu i tam karty broni, których zgarnięcie umożliwia oddanie kilku(nastu) strzałów, ale karty mają też alternatywną funkcję, gdy postanowimy się ich jednorazowo pozbyć. Dwa przykłady z brzegu: zutylizowany pistolet zapewnia podwójny skok, a wyrzucenie strzelby daje naszej postaci boosta w wybranym kierunku. Konstrukcja poziomów jest na tyle nieskomplikowana, że bez najmniejszych problemów powinniśmy dotrzeć do mety. Ale wtedy zaczyna się zasadnicza zabawa. Bo gra motywuje nas do osiągnięcia lepszego czasu i podsuwa zachęcające sugestie. Wykaz czasów naszych znajomych (jeśli ich mamy ;( , ducha naszego aktualnie najlepszego czasu do ścigania się z nim, aż wreszcie subtelną podpowiedź gdzie powinniśmy szukać swoistego skrótu trasy. I nasza ambicja bierze górę, oczywiście, że tak, świetna zagrywka ze strony twórców. Zaczynamy szlifować trasę, analizować gdzie i w którym momencie bardziej opłaca się po prostu zastrzelić demona, a gdzie wyrzucić kartę, by zapewnić sobie tym samym profit w warstwie platformowej. Optymalizacja trasy wjeżdża na całego, wszystko dzieje się błyskawicznie i wręcz zachęca do kolejnych podejść. Poziomy trwają kilkadziesiąt sekund, restarty są błyskawiczne, więc nawet nieudana próba to żadna strata, marnowałem sekundy życia na głupsze rzeczy. Teoretycznie do popchnięcia dalej fabuły wystarcza nam złoty czas, ale gracz świadomy, że jest jeszcze do osiągnięcia poziom Asa, nie powinien spoczywać na laurach zbyt prędko. I taki też styl gry polecam każdemu, bo wbrew pozorom czas na medal Asa nie wymaga nadludzkich zdolności, niekiedy udawało mi się go osiągnąć już przy pierwszym podejściu, więc w żadnym przypadku nie jest on wyżyłowany ponad miarę. Prosta i klarowna motywacja, by dać z siebie tę odrobinę więcej. Szalenie satysfakcjonujące. BTW są jeszcze ukryte czasy “czerwone”, czyli ustanowione przez twórcę gry, ale to już zabawa dla absolutnych maniaków. Wspomniałem o fabule? No jest. Z jakiegoś powodu trafiamy do zaświatów (klasyczna amnezja głównego bohatera zawarta) i swoistych zawodów w ubijaniu demonów. Zarządcy Nieba (występujący m.in. pod postacią… kotów) zlecają nam kolejne cykle misji, a między nimi możemy trochę poklikać w warstwie dialogowej. I tutaj wita nas pewien schemat gry z gatunku visual novel, choć w znacznie mniejszej skali. Możemy przeprowadzić krótkie dialogi z kluczowymi postaciami, ale przede wszystkim przyjaciół obdarować prezentami, by odblokować kolejne poziomy zażyłości, a co za tym idzie: ukryte rozmowy, wspomnienia fabularne, dekoracje naszego pokoju, a przede wszystkim bonusowe poziomy zręcznościowe, gdzie nie walczymy o tyle z czasem, co naszym opanowaniem i umiejętnościami. A skąd te prezenty brać, zapytacie? Otóż na każdym poziomie właściwej gry oprócz wyzwania czasowego jest też wyzwanie eksploracyjno-platformowe, by zlokalizować ukryty pakunek i do niego dotrzeć. To już zadanie nie tyle speedrunowe, co niekiedy logiczne, bo wymaga zupełnie innego gospodarowania kartami i przestawienia myślenia. Tutaj nie goni nas już stoper, więc warto przystanąć i się zastanowić. Świetne urozmaicenie rozgrywki gdzie szybkość na chwilę ustępuje miejsca precyzji i można odetchnąć od tego szalonego tempa. Wracając jednak do fabuły, to ma te naleciałości visual novelki i przyznam szczerze oraz niechętnie, że w sumie byłem nią nieco zaintrygowany. Liczyłem na jakiś gruby twist, bo w sumie aż się o to prosiło, ale koniec końców rozwikłanie całej intrygi było może nie tyle rozczarowujące, co nie wybiło się poza sferę solidności. Bywało zabawnie i z humorkiem, a sama opowieść potrafiła nawet lekko zaskoczyć pewną bezkompromisowością w potraktowaniu bohaterów drugoplanowych. Przy okazji doszły mnie słuchy (od takiego gościa - Pupcio - może kojarzycie), że rozmowy wkraczały w rejony “krindżu”, choć ja osobiście tego tak nie odebrałem. Z tym, że Pupcio grał w polskiej wersji językowej, a ja oryginalnej. I choć dialogi nie zawsze były warte uwagi, jak rozmowa o sałacie czy burgerach, to zażenowania nie odczuwałem. W ramach ciekawostki odpaliłem w połowie gry na chwilę polską wersję i rzeczywiście wydaje się nieadekwatna. Szybko wróciłem do angielskiej. Znającym język angielski choćby w minimalnym stopniu polecam to samo. Łaskawie pominę już fakt, że w pełni udźwiękowione są tylko wątki główne, bo side questy zmuszają nas do czytania tych nie zawsze wartych uwagi rozmówek. Ale to już przypadłość 90% gier, więc bez problemu przymknę oko z sympatii do małego studia. To wszystko to jednak dodatki, a cała frajda i kwintesencja gry tkwi w poziomach zręcznościowych. Wizualnie charakteryzują się one wyjątkową przejrzystością (jednolite zabarwienie otoczenia) i rzucającymi się w oczy kontrastami ( jakby krzyczącymi “hej, w naszymi kierunku musisz biec!”). Nie ma to aż takiego znaczenia, bo przy kolejnych próbach w nasze poczynania i tak wkrada się pewien automatyzm i trzeba przyznać, że jest on dziko satysfakcjonujący. Przez te kilkadziesiąt sekund możesz się poczuć jak speedrunner, nie będąc speedrunnerem. Są momenty, kiedy zaczynasz się dziwnie wyginać przed TV, aby tylko dolecieć do platformy czy mety o ułamki sekundy wcześniej. Z rzeczy, które niezbyt mi siadły, to muzyka. Takie tam elektro łupanie, które może niekoniecznie wpadło mi w ucho, ale również nie drażniło ani przez moment, więc w sumie obojętne. Polecam więc skupić się na tym, co Neon White ma do zaoferowania najlepszego: wyzwanie zręcznościowe, responsywność i wyśmienity flow z tego płynący, a będziecie zadowoleni. Bo przez kolejne poziomy wręcz płyniemy i z każdą podjętą próbą czasową czujemy się coraz większym kozakiem. Rewelacyjna pętla gamepayowa, a twórcy niestrudzenie dbają o to, by nam zabawek nie zabrakło i regularnie dostarczają nowe karty z bronią. Całość jest ciągle świeża i kiedy opanujemy jedną umiejętność, to tuż przed tym zanim poczujemy lekkie znużenie gra dorzuca do talii kolejną kartę i wymusza zmianę nawyków czy odruchów. Pomysłów nie zabrakło na ponad 20 godzin zabawy (są nawet wyróżniające się i intensywne pojedynki z bossami), gdzie uzyskanie kompletu Asów i odnalezienie wszystkich podarunków to była przyjemność nieskażona nawet cieniem frustracji. Brylancik. 6 1 1 Cytuj
łom 2 029 Opublikowano 10 września 2023 Opublikowano 10 września 2023 Tormented Souls (PS4 Pro) - indyk wzorujący się na klasycznych RE i Silent Hill więc powinien idealnie mi przypasować, niestety za dużo elementów nie pykło. Rozgrywka to standardowe dla tego gatunku błąkanie się po pomieszczeniach w poszukiwaniu kolejnych przedmiotów, rozwiązywanie zagadek i okazjonalna walka z przeciwnikami. Gra jest o wiele bardziej nastawiona na zagadki i dobrze bo walka wypadła średnio. Postać ma strasznego 'laga', praktycznie po każdym ruchu (oprócz poruszania się) przez chwilę nie można nic robić mimo zakończenia danej animacji, do tego same animacje ataków, obrywania itd. wyglądają komiksowo, gryzie mi się to z ogólnym bardziej realistycznym klimatem. Nie miałem zbytnio satysfakcji z ubijania kolejnych potępieńców w formie mutantów połączonych z aparaturą medyczną. Jeśli chodzi o zagadki to jest ich masa i w pewnym momencie miałem ich już dość bo oprócz tych na serio ciekawych i logicznych (np. z dopasowaniem klucza), były też upierdliwe (z pół godziny szukałem czystej dyskietki), z dziwnym rozwiązaniem i dwie które były praktycznie popsute Pokaż ukrytą zawartość pokrętło w telewizorze kręciło się tylko w jedną stronę mimo zmiany strzałki, musiałem mieć kursor dosłownie na krawędzi żeby załapało, a płyty winylowej (inna zagadka) praktycznie nie słychać Nie pomaga też to że dosłownie wszystko musiało być niepotrzebnie skomplikowane Pokaż ukrytą zawartość hitem jest automat do napojów albo konieczność otwierania wieczka w kanistrze Parę razy musiałem sięgać do solucji bo rozwiązania były oczywiste chyba tylko dla twórców, czuć było brak testów na 'randomach'. Eksploracja też mogła by dostać parę szlifów. Kamera zbyt często próbowała być 'artystyczna' i mało co było widać, na mapie nie dość że mało co jest zaznaczone, nie otwiera się ta na której jesteśmy (trzeba ręcznie zmieniać na właściwą) to parę miejscówek ma inną nazwę na niej a inną na tabliczkach w grze. Na początku to nie przeszkadza ale tak w połowie gry, gdy trzeba się wracać do odwiedzonych parę godzin wcześniej miejscówek trochę irytuje. Miałem też parę bugów, przy jednej zagadce pojawiły się dodatkowe ikonki na krawędzi ekranu, przyciemniony filtr nie wyłączył się po wyjściu z zagadki, czasem muzyka się nie zgrywała poprawnie, a przy ostatniej potyczce postać zaczęła obracać się 2x szybciej niż normalnie (grałem na tank controlls). Oprawa jest nierówna, z jednej strony mamy dobrze wykonane otoczenie i oświetlenie a z drugiej postacie wyglądające jak z ery PS2 bez nawet lipsyncu i ze średnim voice actingiem. Rozumiem że to indyk ale ja bym odjął trochę budżetu na tworzenie otoczenia a zainwestował w character artistów bo w tym momencie oprawa to zarówno 8/10 jak i 3/10. Za to muzyka to klasa. Jest przygnębiająca, trochę melancholijna i dobrze buduje klimat (gra sama w sobie zbytnio mnie nie straszyła), jest nawet trochę 'metalicznych', Silent Hillowych wstawek. Od strony fabuły i lore to nie ma do czego się przyczepić. Ot taki miszmasz znanych motywów ale całkiem sprawnie posklejany. Znowu najbardziej temu szkodzi wykonanie postaci i voice acting, no nie mogłem brać na poważnie tego co słyszałem. Za to wszelkie notatki i dzienniki są bardzo dobrze skonstruowane i fajnie jest odkrywać historię z różnych lat istnienia szpitala po którym ganiamy. Trochę ponarzekałem bo nastawiałem się na sztosa który będzie stał obok albo tuż za RE2/3, RE1 Remake czy SH1/2/3, no niestety dużo zabrakło. Moim zdaniem twórcy wpakowali za dużo rozwiązań z innych gier bez odpowiedniego dopracowania. Liczę na to że sequel z większym budżetem naprawi wszelkie bolączki i wtedy na serio może wyjść hicior. Tę gierkę raz ukończyłem i starczy. 7/10 4 1 Cytuj
sadiker 63 Opublikowano 11 września 2023 Opublikowano 11 września 2023 Demons Roots Po ogłoszeniu przez Sony swojej nowej konsoli "przenośnej" tak się wkur***em, że zamówiłem tego samego dnia Steam Decka. Nie wiem czy jako gracz jestem dojrzały czy przejrzały, ale w grach muszę mieć dobrą fabułę, by chciało mi się w nie grać, więc wiele gatunków automatycznie odpada(strzelanki, gry Nintendo, sportowe, itp). Także zabrałem się do nadrabiania gier, które ominęły Ps Vite/PSP (lubię grać w łóżku jak dzieci i żona śpią). Zacząłem od wpisanie do Google "best visual novels" i ten tytuł się pojawił. Ta gra nie miała prawa być tak dobra. Po włączeniu wydawało się, ze będzie to jakaś (pipi)gierka zrobiona w RPG Maker na dwie godziny. Ale panie, fabuła tarmosi siusiaka. Gra zaczyna się w mieście podczas festynu. Sielankę przerywa atak demonów, którzy po 1000 letniej przerwie, przybyli by podbić cały kontynent. Brzmi standardowo? No niby tak, ale demonami gramy my. Aha, czyli standardowa gra, gdzie używając swojej armii trzeba podbić świat? A kaj tam. 1000 lat temu władca demonów został zabity i niedobitki demonów musiały uciec do Mrocznej Krainy. Czyli historia o zemście potężnych demonów pałających chęcią zemsty? Znowu nie. Demony dostały tak mocno w dupę, że ich siły są mizerne (~30k), a w świecie ludzi pojawili się z desperacji, bo ich własna kraina się rozpada. Tak rozpoczyna się desperacka walka demonów o przetrwanie. I tak cały czas, gdy gracz próbuje przewidzieć co dalej się stanie to gra mówi Otóżnietymrazem.jpg i prowadzi fabułę idzie zupełnie inną drogą. Główna bohaterka, DeathPolca jest jedną z najlepiej napisanych postaci - na początku wydaje się zbyt arogancka i pewna siebie, ale wraz z rozwojem fabuły poznajemy jej historię i inne, starannie ukrywane cechy charakteru. Do pozostałych postaci też nie ma się co przyczepić. Każdy ma swój charakter składający się więcej niż z jednej cechy, każda ma swoja własną, przeważnie tragiczna historię, bo, tu mały spoiler, do armii demonów raczej szlachta się nie przyłączy. Jeśli chodzi o samą grę jest to standardowa turówka RPG, mamy punkty życia HP, punkty MP na czary oraz TP na specjalne ataki. Każda z postaci ma swoją zdefiniowaną rolę - tank(jaki jest polski odpowiednik?), wojownik, mag, wsparcie. Walki są raczej szybkie i łatwe, chyba że zapragniemy zaatakować opcjonalnych bossów zbyt wcześnie. Przeciwnicy są widoczni i można ich ominąć lub zaatakować od tyłu zyskując dodatkową turę. Dla koniobijców istnieje opcja, w wersji GOG(jest też wersja Steam) by włączyć tzw. H scenes. Wtedy gra przechodzi z PG-13 do +18. Ja dla potrzeb recenzji grałem w +18 (NieJesteśmyTacySami.jpg). No więc, jeśli kogoś naprawę to interesuje, to w trakcie gry okrywamy może 3 takie sceny(o dziwo fabularnie mają sens). A jeśli chcemy więcej to opcje są dwie - udać się do FucKingdom gdzie można wylosować nowe sceny i przy okazji zarobić parę fuckcoins czy jako to się tam nazywało by odblokować opcjonalne bronie lub osłabić opcjonalnych bossów. Druga opcja to...przegrać walkę. Od pewnego momentu w grze, nasze bohaterki po przegranej walce (tzw. Bad End Mode) trafiają do specjalnego lochu gdzie można się domyślić co ich czeka. Ale tak jak napisałem wcześniej jest to całkowicie opcjonalne. Daję 9+/10. Ocenę obniżam za mały zgrzyt fabularny pod koniec gry(kto zagra to zaraz rozpozna ten moment). 3 Cytuj
Ken Adams 283 Opublikowano 13 września 2023 Opublikowano 13 września 2023 w oczekiwaniu na SMBW... 100% 102% Cytuj
Pupcio 18 649 Opublikowano 13 września 2023 Opublikowano 13 września 2023 Skończyłem sobie Bramble: The Mountain King. Kruci to była bardzo fajna gra wideo Na moje eksperckie zagrajmerskie oko ta gra to taki mix 3 gier. Limbo (mroczny klimacik, mordowanie dzieci) little nightmares (podobny feeling poruszania się postacią i sam gameplay bardzo podobny chociaż w ln długo nie grałem, no i mordowanie dzieci) i brothers a tale of two sons ( rodzeństwo, styl graficzki jakoś mi się kojarzył z tą grą i jakieś magiczne stworki) Graficznie jest bardzo ładnie nie licząc mord postaci bo te wyglądają jak jakieś lalki i nie wiem czy twórcy mieli taki zamysł czy jeszcze nie potrafią robić mord w grach ale poza tym ekstra, mega klimatyczne miejscówki, stworki też niczego sobie. Muzyka jakoś mi nie zapadła w pamięć ale była okej, odpowiednio budowała nastrój. Ogólnie to nie przepadam za takimi grami bo po 5min grania ziewam ale tutaj ten klimat mnie chwycił od razu, gra nie jest straszna ale momentami ma tak schizowe momenty że człowiek ma wrażenie że zaraz go opęta jakiś demon jj Jak ktoś lubi jakieś nordyckie mitologiczne stworki albo creepy gierki to must have 3 Cytuj
Suavek 4 816 Opublikowano 13 września 2023 Opublikowano 13 września 2023 Lollipop Chainsaw (PS3) Dawno nie byłem tak rozdarty przy ocenie gry. Sam koncept mocno przypadł mi do gustu, podobnie jak absurdalny humor. Gra jest jak na PS3 jest całkiem ładnie zrobiona, aczkolwiek z pewnością nadchodzący remake/remaster doda jej więcej uroku i przede wszystkim koloru, z którego siódma generacja jest niestety wyprana. Zabijanie zombiaków głupiutką, acz sympatyczną cheerleaderką przy pomocy magicznej piły łańcuchowej oraz innych narzędzi jest zabawne i satysfakcjonujące. Gra jest mocno zróżnicowana, zarówno jeśli chodzi o lokacje, jak i kolejne segmenty rozgrywki. Dosłownie co chwilę dochodzi jakaś nowa mechanika, nowy typ przeciwnika, zadanie opcjonalne, albo minigierka. Wszystko w absurdalnej, pozytywnie zakręconej otoczce, którą chyba tylko Suda51 mógł wykreować. W czym więc problem? Otóż jest to dość nietypowy przypadek, gdzie wspomniane wyżej zróżnicowanie niekoniecznie działa na korzyść gry. Owszem, co chwila dzieje się coś nowego, innego, ale nie oznacza to automatycznie, że odskocznie tego typu są zabawne. Stosunkowo często niepotrzebnie wybijają z rytmu, przerywają sieczkę, a od strony mechaniki nie zawsze są dobrze zrealizowane. Takie sztuczne wydłużanie gry na siłę, z założenia pomysłowe i oryginalne, a w praktyce nużące. Nie we wszystkich przypadkach, oczywiście, ale często. Jest to problem także dlatego, że gra ma raptem 7 poziomów, które jednak są bardzo długie. Każdy poziom trwa od kilkunastu, do kilkudziesięciu minut, nawet jeśli wiemy co robić i brniemy jak najszybciej przed siebie. W połączeniu z długimi loadingami, jak i wieloma cut-scenkami i innymi przerywnikami, które nie zawsze da się przewinąć, tempo gry jest mocno nierówne, a to przekłada się na mieszane doznania podczas gry. System walki nie jest jakiś rewolucyjny, ani rozbudowany. Całą grę można przejść raptem kilkoma sekwencjami ciosów. Dłuższych combosów i tak w większości sytuacji nie będzie graczowi dane zrealizować, bo najmniejsze uderzenie i nasza bohaterka doznaje stunlocka. Tymczasem wszelkie zombiaki często w ogóle nie reagują na otrzymywane uderzenia i bez problemów kontynuują atak i generalnie są jak tzw. "gąbki". Może gracze lepsi ode mnie byliby bardziej rozpracować i docenić taki, a nie inny system, ale mnie osobiście często takie kombinowanie frustrowało. Gra ogólnie trudna nie jest, jeśli komuś zależy tylko na jej ukończeniu. Główna trudność to zabawa w rankingi, nabijanie punktów, zbieranie świecidełek za efektowność w walce. Jest pewna motywacja do powtórnego przechodzenia gry na wyższych poziomach trudności, mnóstwo rzeczy do odblokowania, osiągnięć etc. I choć grę skończyłem, to czuję jakąś tam pokusę, żeby do niej wrócić, jeszcze odblokować trochę rzeczy, dobić kilka trofeów itp. nawet jeśli o platynie nie myślę. Tylko będzie się to wiązało z koniecznością przemęczenia wspomnianych gorszych sekwencji, oraz długich i częstych loadingów. Tu myślę, że wspomniana odnowiona wersja może się lepiej sprawdzić. Dodam jeszcze, że gra ma świetną oprawę dźwiękową. OST jest super, choć zdecydowanie zbyt cichy na tle reszty dźwięków. Głosy postaci również ekstra przy takiej, a nie innej otoczce. Juliet i Nick to świetnie dobrana parka i ich kolejne dialogi często wywoływały uśmiech na twarzy. Ale tak jak wspomniałem, ja akurat lubię taki absurdalny humor. Wcześniej na forum widziałem mocno mieszane opinie, z przewagą raczej tych, że gra to średniak. Moim zdaniem tytuł idealny nie jest, ale mimo tego jest wart uwagi i ja się cieszę, że po niego sięgnąłem, bo (u)bawiłem się nieźle. Cicho liczę, że odświeżona wersja poprawi co nieco, a zarazem niczego nie ocenzuruje... Wtedy chętnie zrobię sobie powtórkę z rozgrywki. 3 Cytuj
smoo 2 256 Opublikowano 14 września 2023 Opublikowano 14 września 2023 W dniu 13.09.2023 o 21:18, Suavek napisał(a): . Cicho liczę, że odświeżona wersja poprawi co nieco, a zarazem niczego nie ocenzuruje... Rozwiń Też właśnie ogrywam Loli i niestety ale ten Remake jest skazany na porażkę. Ta gra powstała w innych czasach, tam się nie cackają z cenzurą a obrywa się wszystkim i wszystkiemu. Gdyby to wrzucili w takiej formie dzisiaj, to ryk twitterowych Juleczek i snowflake'ów puściłby ich z torbami. Poza tym, potwierdzili już, że np OST nie powróci w Remake (pewnie nie mają kasy na licencje). Także ja bym się nie napalał. A szkoda, bo gierka sztos. Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.