Pupcio 18 462 Opublikowano 22 lutego Opublikowano 22 lutego Remake jest genialny. Chyba lepszego nie ma i może już nie będzie. Nie dość że wszystko pięknie odwzorowali to jeszcze dodali tyle DOBREJ nowej zawartości. Sam wątek z Lisą i crimsonheady mega dużo dodają do klimatu. Dzisiaj og to już raczej komedia a rimejk nawet przez same prerenderowane tła ma tą gęstą horrorową atmosfere ale fajnie było zobaczyć og, zawsze lubie sobie porównywać dwie wersje gier Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Yap 2 794 Opublikowano 25 lutego Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 25 lutego Red Dead Redemption 2 - o grze pewnie zostało wszystko powiedziane, napisane i wyśpiewane. Tak jak wielu przede mną uważam, że gra ma wysoki próg wejścia, lecz po kilku godzinach przydługich dialogów, zapoznaniu się z naszym bohaterem, zakresem jego "obowiazków", postaciami pobocznymi i całym tym syfem związanym z ciągłą ucieczką, łataniem dziur po wtopach niemal wszystkich członków grupy dostajemy danie główne, które rozrasta się do wielodaniowej wieczerzy w najlepszej i najdroższej restauracji. RDR2 złapało mnie jak poprzedniczka. Jako stary cap, który wychował się ma westernach z Eastwoodem, Wayne'm i Bronsonem, czułem się tutaj jak w domciu. Olbrzymia większość aktywności związana z rozbudową postaci Arthura nie miała dla mnie zwiazku z główną osią fabularną. Największą atrakcją tego typu gier jest to, że nie trzeba robić tego czego sam nie chcesz robić. Ja, rzecz jasna, zabrałem się za polowania, jakieś głupie (ale przyjemne) zadania poboczne, podróżowaniem po najdalszych zakamarkach mapy, itd. Kiedy Morgan miał już pełne kieszenie, wycyckane giwerki i mógł dostarczyć gangowi więcej niż bransoletkę wtedy zabrałem się za fabułkę. Doszło do tego z półtora tygodnia po odpaleniu gry. Upolowałem najpierw wszystkie dostępne legendarne zwierzaki, wyfarmiłem wszystko na "ulepszenia" obozu, zwiedziłem tyle dziwnych domów, zamordowałem dziesiątki ludzi i nakradłem tyle szmelcu, że niemal w jednym podejściu obdarowałem członków gangu jakimiś pierdołami, o które poprosili mnie chwilę wcześniej. Kasa gangu pękała w szwach, zakupiłem wszelkie ulepszenia, a Arthur stał się niezależny finansowo. Napotkałem wiele cudnych momentów biegając po mapie. Rozdziawiałem japę obserwując walkę dwóch kozłów. Na moich oczach orzeł porwał jakiegoś gryzonia, niedźwiedź zagonił jelonka pod skałę skąd nie było ucieczki, a kuguary atakowały przejezdnych. Sam byłem obiektem tych polowań. Po pogaduszkach z traperem wskoczyłem na szkapę by chwilę późnej być zaatakowanym przez kocura. Tak się złożyło, że upolowałem dziada i obdarłem go ze skóry (okazało się, że był trzygwiazdkowym ścierwem). Pochylasz się nad zdobyczą, uradowany, że masz jedną skórę mniej do zdobycia kiedy słyszysz przeraźliwy ryk, rozglądasz się i widzisz olbrzymiego grizzly szarżującego na ciebie z wściekłością. Poziom adrenaliny, ale i zachwyt nad majestatycznym wydźwiękiem całego zajścia jest ciężki do opisania. To i absolutne fhui bogactwo fauny, jak żyje, wygląda i jak sugestywnie wpływa na odbiór gry łączą się na arcydzieło jakim jest świat RDR2. Sama historia i jej bohater są, jednym słowem, doskonali. Uważam, że Arthur jest lepszą postacią niż Marston. Jego wiarygodność jako człowieka jest wręcz zadziwiająco odczuwalna, a to przecież bohater gry wideo. Widać jak przemyślanie i konsekwentnie go pisano. Nie jestem w stanie przytoczyć jednej wady, do której mógłbym się przyczepić. Arthur ma kilka wad jako postać, ale cechy jego charakteru cudnie współgrają z linią fabuły i mają odzwierciedlenie w kontaktach z ludźmi z jego otoczenia. Aktor użyczający mu głosu odjebał kawał świetnej roboty. Mam nadzieję, że dostał jakaś nagrodę za to. W tej postaci zagrało wszystko. Od początku, po tło relacji z Dutchem, ich wspólne życie, aż po końcówkę, która wywołała autentyczne, niepohamowane emocje z mojej strony. No cudne to było. Życzyłbym sobie kolejnej odsłony. Zapewne byłaby kolejny kamieniem milowym w gierkolandzie najlepszych z nich. No i jak to wygląda... 1 10 Cytuj
dominalien 264 Opublikowano 26 lutego Opublikowano 26 lutego Terminator: Resistance Enhanced na PS5 No słuchajcie, to jest świetna gra. Żeby nie było, całkowity średniaczek. Grafika: ok. Bez szału, ale poprawna. Ładnie chodzi w 60 kl/s, poza paroma miejscami. Pewną bolączką jest, że prawie wszystko się dzieje w nocy i wizualnie jest mocno monotonnie. Pasuje do filmów, ale w grze przydałoby się więcej różnorodności. Dźwięk: bardzo ok. Jak w filmach, wszystko pasuje. Odgłosy wystrzałów broni plazmowych cienkie, no ale tak było w oryginale. Główny bohater za cicho mówi. Muzyka jak trzeba. Inne postacie kompetentne. Rozgrywka: ok. Przeciwnicy durni, ale walą mocno i łatwo zginąć. Nie raz zastanawiałem się dlaczego te maszyny się ze sobą w ogóle nie komunikują i jak walę w jedną z ukrycia druga stoi 10 m dalej i nic. No ale gdyby były takie mądre to by zaraz się wszystkie zleciały i byłoby po grze. Więc z punktu widzenia grywalności jest ok. Gra przeplata sekcje skradankowe i strzelankowe. Te skradanki trwają bardzo długo, są dość powolne (szczególnie na początku bez ulepszeń), wymagają cierpliwości. Warto przetrząsać dokładnie całe mapy, a są one całkiem duże. Dla mnie to była najprzyjemniejsza część gry. Trzeba pamiętać o sejwowaniu i można prawie bezstresowo, co nie znaczy bez emocji, spokojnie każdą sekcję rozkładać na czynniki pierwsze. Szczególnie fajne tu są bazy Skynetu, takie małe łamigłówki, z każdą misją coraz bardziej skomplikowane. Jest też trochę miejsc, gdzie widać że gdzieś się można dostać i przez 3 sekundy trzeba się pozastanawiać jak. Przydałoby się, żeby takie zagadki środowiskowe były bardziej rozbudowane i ciekawsze. Sekcje strzelankowe są dość krótkie i też przyjemne. Jak się zastanowić, to bez sensu jest że maszyny stoją i walą i czekają żeby je jedna po drugiej zdjąć, no ale jakby tak podchodziły i oskrzydlały to by było po grze. Gra ma pełno drobnych bugów i niedociągnięć. Tu terminator chodzi bez animacji, tam pajączek biega pod podłogą. Nic wielkiego. Trochę irytuje, gdy gra spawnuje przeciwników tuż przed nosem. Od początku można widzieć maszyny przez ściany i jest to bardzo przydatna mechanika. Mogę sobie szukać przeciwników do woli, ale jak ich po prostu nie ma i potem podchodzę do jakiegoś miejsca i 10 m przede mną pojawia się 5 wrogów, to już słabo. Wolałbym, żeby gra mnie zaskakiwała gdy nie sprawdzę otoczenia (to też się zdarzyło szereg razy i było cenną lekcją), a nie w taki sztuczny sposób. Raz gra się wykrzaczyła podczas dużej walki. Najbardziej mnie zirytowało, że nie odblokowało mi kilku trofeów. Może to taki sposób żebym zagrał jeszcze raz. Ogólna historia jest zgrabna i pasuje do terminatorowej osi czasu, za to duże brawa. Gra upada w detalach fabularnych. Postacie mówią czasem sprzeczne rzeczy albo bez sensu. Dialogi są sztywne, dużo błędów językowych (grałem po ang), szkoda, że nie wzięli kogoś kompetentnego do korekty. Trochę więcej pracy i dbałości o szczegóły i byłoby naprawdę fajnie. Dla przykładu, najlepsza mapa, Spoiler Hollywood Hills, jedyna za dnia i za to od razu punkty, jak się trochę zastanowić została poskładana odwrotnie i nie pasuje ani do ogólnej logiki, ani nawet do tego, co przed misją jest mówione. Z kolei drzewko umiejętności jest fajne, odblokowywanie ich daje wymierne korzyści, podobnie z ulepszeniami broni. Nic odkrywczego ani super rozbudowanego, ale robi robotę. Na końcu można się tak dopakować, że wystarczy stać i walić we wszystko po kolei jak terminator. Jak się zastanowić, nie ma to większego sensu. Ogólnie gra mocno zyskuje, jak się człowiek za bardzo nie zastanawia. Ja zastanawiałem się za dużo, ale i tak bawiłem się świetnie. Licencja terminatora na pewno bardzo pomaga, ale gra się broni włożonym sercem. Bardzo mi podeszła i walka i eksploracja. Zabrakło jakieś 15% szlifu i byłoby coś naprawdę świetnego. Mam dużą ochotę kupić DLC i jestem prawie pewien, że za jakiś czas zagram ponownie, może tym razem mi się brakujące trofea odblokują. Rozum mówi 6/10, serce 8/10 5 Cytuj
Dr.Czekolada 4 494 Opublikowano 26 lutego Opublikowano 26 lutego Kuon - Kolejny survival horror z PS2, na którego się czaiłem. Odpalając go wita nas menu, które od razu rzuca w klimat gry i trzyma do napisów końcowych. Uwielbiam te menusy z czasów 6 generacji. Silent Hill, Residenty, Fatal Frame itd Akcja Kuon zabiera nas do czasów feudalnej Japonii, więc twórcy mogli swobodnie popłynąć w temacie mitów i legend. Przed rozpoczęciem gry naszym oczom wyświetlają się dwie postacie do wyboru - Utsuki i Sakuya. Pomimo tego wyboru moim zdaniem lepiej zacząć grę od tej pierwszej ponieważ lepiej wprowadza w wydarzenia i balans trudności wydaje się lepszy dla zaczynających z grą. Poza tym ich chaptery nazywają się osobno Ying i Yang więc no brainer. Historia Utsuki zaczyna się od przybycia z siostrą do posiadłości Fujiwara, gdzie poszukują swojego zaginionego ojca. Akcja bardzo szybko wymyka się spod kontroli kiedy siostra dziwnie się zachowuje i znika, a wokół wszędzie trupy i demony czekające tylko by nas skonsumować. Kuon nie bawi się w subtelności. Już w intrze mamy juchę z udziałem lorda Fujiwara, a w samej grze przyjdzie nam często widzieć zmasakrowane złowki i hektolitry krwi. Warto nadmienić drobne smaczki jak ślady krwi, które zostawiamy stopami jak wdepniemy w taką kałużę. Atmosfera trzyma za mordę do samego końca i śmiało może rywalizować z najlepszymi częściami Fatal Frame'ów, które niedawno skończyłem. Najgorsze jest to uczucie "psychozy" w cutscenkach ponieważ jak to w horrorach często jesteśmy zostawiani sami na pastwę losu, a kiedy już nawet spotkamy jakąś przyjazną duszę nie wiemy do końca czy można zaufać jej zamiarom. Graficznie Kuon daleko do wyżyn PS2 i niestety rzadko mogłem sobie pozwolić na wyższą roździałkę na emulatorze Steam Decka z powodu graficznych glitchy. O systemie walki jedyną dobrą rzecz jaką tylko mogę powiedzieć to, że jest To poziom drewna porównywalny do Silent Hill, a może i nawet gorzej. Niestety w tamtych czasach gry z tego gatunku poza Residentami nie za bardzo sobie radziły z tym elementem. Utsuki walczy nożem, zaś Sakuya wachlarzem. Poza nim mają do dyspozycji magiczne talizmany, które się kończą po wykorzystaniu. Mamy najprzeróżniejsze - od prostych strzałek zapalających, po samonaprowadzające kule ognia, podpalanie, przyzywanie duchów itd. Nie ma w grze czegoś takiego jak autoaim więc ważne jest nakierowanie postaci w stronę potworów. Mamy dwa sloty pod i - jeżeli w oba wsadzimy talizmany wtedy nie będziemy mogli używać broni białej. Żeby było gorzej jest jeszcze animacja wyciągania tych broni/talizmanów więc trochę czasu schodzi + bardzo mały hitbox, który sprawia że często uderzamy w powietrze zamiast w wroga, który stoi zaledwie kilka cm dalej. Przeciwnicy mogą być na chwilę zestaggerowani jak uda się uderzyć podwójnym combo ale zaraz potem są niewrażliwi i gotowi by nas chwycić, na szczęście łatwo się wyrwać spamem przycisków. Więc w skrócie walka to nieszczęsne spamowanie przyciskami, pozycjonowanie postaci i liczenie, że kula ognia nie przeleci za wrogów. Oczywiście możemy również niemilców zignorować i wiać. Gra uczy nas, żeby zachować ciszę i nie biegać koło nich ale szczerze nie czułem potrzeby. Sam gameplay poza walką to klasyczny survival czyli zbieranie itemów, czytanie notatek, eksploracja pokoi, rozwiązywanie zagadek. Te ostatnie nie były dla mnie szczególnie trudne i udało się rozwiązać kilka fartem, bez notatek z podpowiedziami na które natrafiałem znacznie później. Dużo jednak nalatałem się w tą i z powrotem szukając potrzebnych itemów, co przyznam bywało irytujące, bo często między lokacjami są chwilowe loadingi. Daję Kuon 4-/6 i hardkorowym fanom survival horrorów z tamtych lat jak najbardziej polecam dać szansę Kuon. Gra ma świetny klimat, jest brutalna, historia jest spoko i przybiera ciekawy obrót. Nie jest zbyt długa, całość zajęła mi ok 9 godz co uważam za akceptowalny poziom dla straszaków. Spoiler Spoiler Spoiler Spoiler 7 1 Cytuj
Yap 2 794 Opublikowano 26 lutego Opublikowano 26 lutego Scars Above - jednodniowa igraszka dla kazdej taniej trophy whore. Nawet nie sprawdzalem listy. Ot, gra sie skoncyla i wpadlo platynisko. Ale to nie tylko latwy puchar. To rowniez naprawde niezla przygoda z poprawna historyjka, nieskomplikowanym i niezobowiazujacym gameplayem, ktory potrafi dobrze bawic. Akurat zonglerka bronia czy umiejetnosciami nigdy mi nie sprawiala wiekszych trudnosci (o ile kontroler dzial poprawnie), a tutaj dziala wszystko tak, ze starcia zamiast frustrujacej sieczki ukladaja sie w koherentny combat system. Jest eksploracja, jest odpowiednio bogaty bestiariusz, i sa niezli (aczkolwiek generyczni) bossowie. Jesli macie na zbyciu jeden dzien urlopu lub chorobowego to bedzie to przygoda w sam raz na taka okazje. 1 Cytuj
KrYcHu_89 2 298 Opublikowano 27 lutego Opublikowano 27 lutego (edytowane) Like a Dragon: Infinite Wealth (PS5) - Nie chce mi się pisać od nowa, dla chętnych link do tematu, ogólnie to jest gra 9.5/10 i kandydat do top 3 roku, będę wbijał platynkę chyba , ale po 70h chce się więcej, seria wciąż nie jest u nas na forumku mocno popularna, może ten dział jest zbyt schowany :D. Zachęcam ograć od Y0, ale zawsze można zacząć od Y7/8 :). Ghostwire: Tokyo (PS5) - fajna gra do ogrania z plusa, ciekawy system walki i super zrobione Tokyo, jednakże gra zanim zdążyła się rozkręcić, to się skończyła, zajęła 10 godzin, z czego główny wątek może z 6 godzinek , jak na open world to skromnie, ale przez to nie zdążyła wynudzić, bossowie fabularni byli całkiem przyjemni, zakończenie fajnie spięte, trochę smutna historia, niezła naprawdę niezła opowieść, takie 7/10, warto ograć w abonamencie, jak ktoś ma, dostępna do 19 marca w Plus Extra, w Gamepassie chyba też jest. Poboczniaków nie ruszałem za dużo, więc pokazuje mi, że mam zrobione remarkable 25% gry kończąc fabułę xD. Ale raczej sztampa, zbieractwo, zbieractwo, zbieractwo, więc można odpuścić sobie temat, główny wątek jednak polecam poznać, jest naprawdę w porządku. Edytowane 27 lutego przez KrYcHu_89 1 Cytuj
oFi 2 469 Opublikowano 27 lutego Opublikowano 27 lutego W dniu 26.02.2024 o 09:54, dominalien napisał: Terminator: Resistance Enhanced na PS5 No słuchajcie, to jest świetna gra. Żeby nie było, całkowity średniaczek. Grafika: ok. Bez szału, ale poprawna. Ładnie chodzi w 60 kl/s, poza paroma miejscami. Pewną bolączką jest, że prawie wszystko się dzieje w nocy i wizualnie jest mocno monotonnie. Pasuje do filmów, ale w grze przydałoby się więcej różnorodności. Dźwięk: bardzo ok. Jak w filmach, wszystko pasuje. Odgłosy wystrzałów broni plazmowych cienkie, no ale tak było w oryginale. Główny bohater za cicho mówi. Muzyka jak trzeba. Inne postacie kompetentne. Rozgrywka: ok. Przeciwnicy durni, ale walą mocno i łatwo zginąć. Nie raz zastanawiałem się dlaczego te maszyny się ze sobą w ogóle nie komunikują i jak walę w jedną z ukrycia druga stoi 10 m dalej i nic. No ale gdyby były takie mądre to by zaraz się wszystkie zleciały i byłoby po grze. Więc z punktu widzenia grywalności jest ok. Gra przeplata sekcje skradankowe i strzelankowe. Te skradanki trwają bardzo długo, są dość powolne (szczególnie na początku bez ulepszeń), wymagają cierpliwości. Warto przetrząsać dokładnie całe mapy, a są one całkiem duże. Dla mnie to była najprzyjemniejsza część gry. Trzeba pamiętać o sejwowaniu i można prawie bezstresowo, co nie znaczy bez emocji, spokojnie każdą sekcję rozkładać na czynniki pierwsze. Szczególnie fajne tu są bazy Skynetu, takie małe łamigłówki, z każdą misją coraz bardziej skomplikowane. Jest też trochę miejsc, gdzie widać że gdzieś się można dostać i przez 3 sekundy trzeba się pozastanawiać jak. Przydałoby się, żeby takie zagadki środowiskowe były bardziej rozbudowane i ciekawsze. Sekcje strzelankowe są dość krótkie i też przyjemne. Jak się zastanowić, to bez sensu jest że maszyny stoją i walą i czekają żeby je jedna po drugiej zdjąć, no ale jakby tak podchodziły i oskrzydlały to by było po grze. Gra ma pełno drobnych bugów i niedociągnięć. Tu terminator chodzi bez animacji, tam pajączek biega pod podłogą. Nic wielkiego. Trochę irytuje, gdy gra spawnuje przeciwników tuż przed nosem. Od początku można widzieć maszyny przez ściany i jest to bardzo przydatna mechanika. Mogę sobie szukać przeciwników do woli, ale jak ich po prostu nie ma i potem podchodzę do jakiegoś miejsca i 10 m przede mną pojawia się 5 wrogów, to już słabo. Wolałbym, żeby gra mnie zaskakiwała gdy nie sprawdzę otoczenia (to też się zdarzyło szereg razy i było cenną lekcją), a nie w taki sztuczny sposób. Raz gra się wykrzaczyła podczas dużej walki. Najbardziej mnie zirytowało, że nie odblokowało mi kilku trofeów. Może to taki sposób żebym zagrał jeszcze raz. Ogólna historia jest zgrabna i pasuje do terminatorowej osi czasu, za to duże brawa. Gra upada w detalach fabularnych. Postacie mówią czasem sprzeczne rzeczy albo bez sensu. Dialogi są sztywne, dużo błędów językowych (grałem po ang), szkoda, że nie wzięli kogoś kompetentnego do korekty. Trochę więcej pracy i dbałości o szczegóły i byłoby naprawdę fajnie. Dla przykładu, najlepsza mapa, Pokaż ukrytą zawartość Hollywood Hills, jedyna za dnia i za to od razu punkty, jak się trochę zastanowić została poskładana odwrotnie i nie pasuje ani do ogólnej logiki, ani nawet do tego, co przed misją jest mówione. Z kolei drzewko umiejętności jest fajne, odblokowywanie ich daje wymierne korzyści, podobnie z ulepszeniami broni. Nic odkrywczego ani super rozbudowanego, ale robi robotę. Na końcu można się tak dopakować, że wystarczy stać i walić we wszystko po kolei jak terminator. Jak się zastanowić, nie ma to większego sensu. Ogólnie gra mocno zyskuje, jak się człowiek za bardzo nie zastanawia. Ja zastanawiałem się za dużo, ale i tak bawiłem się świetnie. Licencja terminatora na pewno bardzo pomaga, ale gra się broni włożonym sercem. Bardzo mi podeszła i walka i eksploracja. Zabrakło jakieś 15% szlifu i byłoby coś naprawdę świetnego. Mam dużą ochotę kupić DLC i jestem prawie pewien, że za jakiś czas zagram ponownie, może tym razem mi się brakujące trofea odblokują. Rozum mówi 6/10, serce 8/10 Dobra, dopisuje do backloga. Tyle osób na forumku nie może się mylić Cytuj
ProstyHeker 1 876 Opublikowano 27 lutego Opublikowano 27 lutego Wrzucam zbiorczo, bez rozdrabniania się na każdą część z osobna W ostatnim czasie ograłem ponownie/pierwszy raz Call of Duty MW1, Call of Duty MW2, Call of Duty MW3, Call of Duty BO1, Call of Duty BO2, Call of Duty Ghosts - to jest dokładnie to, czego potrzebowałem w ostatnich tygodniach. Efekciarska rozwałka, prosta fabuła, liniowe poziomy, ogólnie banalny gameplay. Odpalam i gram bez większego zastanowienia, czysty fun. W każdej z osobna bawiłem się świetnie i nawet najgorszy COD starej ery jest lepszy od tego, co serwują od Vanguarda w górę 1 1 Cytuj
Mejm 15 328 Opublikowano 27 lutego Opublikowano 27 lutego 2 godziny temu, oFi napisał: Tyle osób na forumku nie może się mylić Cytuj
oFi 2 469 Opublikowano 27 lutego Opublikowano 27 lutego 2 godziny temu, ProstyHeker napisał: Wrzucam zbiorczo, bez rozdrabniania się na każdą część z osobna W ostatnim czasie ograłem ponownie/pierwszy raz Call of Duty MW1, Call of Duty MW2, Call of Duty MW3, Call of Duty BO1, Call of Duty BO2, Call of Duty Ghosts - to jest dokładnie to, czego potrzebowałem w ostatnich tygodniach. Efekciarska rozwałka, prosta fabuła, liniowe poziomy, ogólnie banalny gameplay. Odpalam i gram bez większego zastanowienia, czysty fun. W każdej z osobna bawiłem się świetnie i nawet najgorszy COD starej ery jest lepszy od tego, co serwują od Vanguarda w górę Te ghosty to mialy coś ciekawego w sobie? Znaczy czy wybuchy i glupia fabula dawala niezly fun? No zastanawialem się nad tymi duchami Cytuj
ProstyHeker 1 876 Opublikowano 27 lutego Opublikowano 27 lutego 1 minutę temu, oFi napisał: Te ghosty to mialy coś ciekawego w sobie? Znaczy czy wybuchy i glupia fabula dawala niezly fun? No zastanawialem się nad tymi duchami Wybuchy i głupia fabuła dawały niezły fun. Misji typu bieganie pieskiem i gryzienie wrogów były ze dwie, może trzy, a tak to klasycznie pew pew na ziemi, czasem z powietrza, czasem zdalnie, czasem z pojazdu. Feeling broni i dźwięki strzałów pierwsza klasa, przyjemnie się strzelało bardzo nawalało. Plansze też mi się podobały, ogólnie cały setting był w porządku. Jeśli oczekujesz typowego popcorniaka, to raczej będziesz zadowolony 1 Cytuj
KJL 102 Opublikowano 27 lutego Opublikowano 27 lutego 13 minut temu, oFi napisał: Te ghosty to mialy coś ciekawego w sobie? Znaczy czy wybuchy i glupia fabula dawala niezly fun? No zastanawialem się nad tymi duchami Grałem w Ghosta. Nawet fajna gra, zapadły mi w pamięć misje w wieżowcu czy na stacji kosmicznej. Można sobie postrzelać, wybuchy i głupia fabuła dają fun. Jak się zastanawiasz to możesz zagrać, tym bardziej, że nie jest ona jakaś długa, co najwyżej kilka godzin grania. 1 Cytuj
oFi 2 469 Opublikowano 27 lutego Opublikowano 27 lutego Ostatnio z @jimmyyy8 rozpykalismy razem platynę w mw3 więc jak ps3 troche odsapnie to w tym roku znowu w sezonie ogórkowym machnie się kolejnego codzika Cytuj
dominalien 264 Opublikowano 27 lutego Opublikowano 27 lutego 4 godziny temu, oFi napisał: Dobra, dopisuje do backloga. Tyle osób na forumku nie może się mylić Spojrzałem na Steamie i tam oceny są bardzo pozytywne. To duże zaskoczenie po słabych recenzjach, ale ewidentnie gracze wiedzą swoje. Cytuj
Quake96 3 865 Opublikowano 27 lutego Opublikowano 27 lutego Gierka cudowna. Wspaniałe zwieńczenie historii Maxa. Produkt tak wyśmienity, że sam jestem w szoku jak dobrze mi się w to grało. Używanie bullet-time podkręca zabawę, a każda efektowna śmierć jest cudownie, wręcz czasem sadystycznie satysfakcjonująca gdy widzisz jak w wirującym tańcu kul, te przeszywają przeciwników na wylot, wieńcząc to fantastyczną grą ragdolli. Widać, że Rockstar wiedziało co robi, a silnik wykorzystany później w GTA V pokazał tutaj swoje możliwości. Sama fabuła jest całkiem interesująca. Lądujemy w zupełnie odmienny zakątku globu, choć na moment powracamy do cieni naszej przeszłości i kilka chwil spędzamy również w Nowym Jorku. Nie chcę tutaj nikomu spoilerować, bo uważam że cały wątek należy poznać samemu, gdyż świetnie domyka on całą trylogię gier i stanowi wyśmienite tło do siania spustoszenia wśród naszych wrogów. Jeśli ktoś z was jakimś cudem nie grał jeszcze w ten tytuł to polecam go z całą odpowiedzialnością! 1 5 Cytuj
Bzduras 12 611 Opublikowano 28 lutego Opublikowano 28 lutego 7 godzin temu, Quake96 napisał: kilka chwil spędzamy również w Nowym Jorku 5 Cytuj
Quake96 3 865 Opublikowano 28 lutego Opublikowano 28 lutego No dobra, przyznaje sam sie zastanawialem i zamiast sprawdzic to wpisalem co mi sie wydawalo Niemniej widze, ze nie ja jeden myle sie w tej kwestii. Pewnie dlatego, ze jedynka dziala sie w NY Cytuj
Dr.Czekolada 4 494 Opublikowano 28 lutego Opublikowano 28 lutego Technicznie New Jersey miałeś już w jedynce w progu. Paynowie mieszkali tam na przedmieściach w 98. NY jest blisko położony. 1 Cytuj
Sep 1 624 Opublikowano 28 lutego Opublikowano 28 lutego Tinykin (ps4) - bardzo fajna i odprężająca gierka. Budowa każdej miejscówki i ilość rzeczy do zrobienia może z początku przytłaczać, ale wszystko idzie w miarę szybko i lekko. Udało się wbić 100% w każdej lokacji, ale 3 razy z poradnika musiałem skorzystać bo gdzieś mi się pojedyncze pyłki zapodziały. Ale zwiedzanie tego świata w skórze naszego zmniejszonego astronauty jest naprawdę przyjemne i mam nadzieje że kiedyś wyjdzie jakaś kontynuacja. Pumpkin Jack (ps4) - fajna platformówka w starym stylu. Tytuł kojarzy się z Medievil zarówno przez wygląd głównego bohatera jak i gameplayu i miejsc jakie zwiedzamy. Gra jest dość prosta, zarówno jeśli chodzi o walkę jak i elementy platformowe. Mamy walki z bossami, różne minigierki, zabawne dialogi, ogólnie każdy etap oferuje odmienne atrakcje i miejscówkę. Szacun bo tytuł został stworzony przez jedną osobę, a nie uświadczyłem w nim żadnych bugów. Gra jest krótka, ale warto ją sprawdzić. 4 Cytuj
Paolo1986 753 Opublikowano 28 lutego Opublikowano 28 lutego Dying Light (PS5) Świetna przygoda w mieście Harran dobiegła końcaMoje pierwsze przejście, na długo zostanie mi w pamięci. Ostatnia misja to prawdziwa jazda bez trzymanki (dosłownie). Dość powiedzieć, że samą sekwencję ucieczki w tunelu ukończyłem za 3 razemKto grał, na pewno wie, o co chodzi Poza fabułą ukończyłem wszystkie questy poboczne, które pozwalają lepiej poznać całą historię (nawet pucharek za to wpadł). Zeszło mi na to wszystko dobre 45 godzin (przynajmniej tyle mi apka pokazuje). Sama gra w statsach naliczyła 40, pewnie to przez wszystkie zgony przez całą grę Niemniej gorąco polecam wszystkim: zarówno tym, którzy tak jak ja (do teraz) w to nie grali; a także starym wyjadaczom odświeżyć sobie ten tytuł 4 Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Dr.Czekolada 4 494 Opublikowano 29 lutego Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 29 lutego Rule Of Rose - Kolejna survival horror perełka z PS2. Być może wielu z was kojarzy ją za kontrowersje i banowanie w wielu krajach pod rzekomymi zarzutami o przedstawianie treści seksu i przemocy z udziałem nieletnich. Cała sytuacja działa się jeszcze w czasach kiedy w modzie było gierki obsmarowywać o najgorsze rzeczy w mass mediach, niekoniecznie przyglądając się sprawie trzeźwym okiem. Gierka podobno jest też największym białym krukiem na aukcjach ale na szczęście nie musiałem się tym przejmować. Gra zabiera nas do Anglii rok 1930, gdzie wcielamy się w 19 letnią Jennifer i w towarzystwie swojego wiernego labradora Browna staramy się przetrwać wśród "arystokratycznej" hierarhii Red Crayon ustanowionej przez pewne dziewczynki z okolicznego sierocińca, do którego przyszło nam trafić na początku przygody. Pewnie zauważyliście, że zawsze staram się nie rozpisywać specjalnie o stronie fabularnej gier, a bardziej skupiam się na gameplayu. Tutaj nie zrobię wyjątku ponieważ wielka szkoda byłoby spoilerować cokolwiek. Sam wszedłem w tą gierkę nie wiedząc o niej absolutnie nic i takie podejście gorąco polecam. Rule Of Rose należy do psychologicznych horrorów i pozostawia wielkie pole do interpretacji materiału przez gracza. Fabuła jest podzielona na miesiące i w każdym naszym celem aby przeżyć jest znaleść określoną rzecz, którą należy przynieść do loży dziewczyn. W tym celu posłuży nam nasz kochany pies. Brown jest nieodzownym towarzyszem, który pomoże nam znaleść przeróżne przedmioty pochowane w lokacjach a które Jennifer nie jest w stanie zobaczyć. Wygląda to tak, że wybieramy przedmiot z inwentarza, który trafia do zakładki "find" i pod przyciskiem pieseł zacznie węszyć. Pomysł w założeniu bardzo fajny, w praktyce często gęsto błądzimy po tych samych korytarzach i pokojach, zbierając przeróżne graty. Przykładowo klipsy do ubrań mogą nakierować nas na jedną z 3 rzeczy np jedzenie, które leczy albo kolejne klipsy. Wszelakie graty można potem oddać do loży gdzie po uzbieraniu określonej ilości dostajemy więcej jedzenia. Problem w tym, że możemy oddać tylko pojedynczą sztukę naraz i tak np szklane kulki w liczbie sztuk 12 dopiero nam coś dadzą. Teraz klikajcie za każdym razem do inwentarza i wybierajcie pojedynczą kulke, kiedy nazbieraliście ich przez połowę gry z 50 XDD Druga sprawa, że pathfinding Browna czasami głupieje i próbuje przejść przez zagrodzone przejście albo drzwi, które są zamknięte zamiast obejść korytarz od drugiej strony i spróbować dostać się inną stroną. Jest to często frustrujące w ogniu walki (ale do walki zaraz wrócimy ...) Często miałem też sytuacje, że wychodzimy z pokoju i pies już "nie wie" gdzie ma szukać Przedmiot się rozpłynął. Wcześniej narzekałem, że walka w Kuon była słaba ale nic nie przygotowało mnie na taką frustracje jak starcia w Rule Of Rose. Powiem tylko tyle, że w pewnym etapie po prostu olałem zapisywanie tylko i wyłącznie wewnątrz gry (czyli klasyczne save roomy - tutaj w ramach ciekawostki rolę tą pełni ludzik zbudowany z mioteł i wiadra na wodę ) i waliłem quick savy w emulatorze. Szczerze współczuje ludziom przez co musieli przechodzić natywnie na konsoli. Właściwie większość walk w grze będziemy unikać ponieważ kiedy występuje zagrożenie mamy do czynienia z całym plutonem egzekucyjnym na korytarzach. Na szczęście łatwo ich wymijać ale problem zaczyna się na wymuszonych starciach i bossfigtach. Wyobraźcie sobie moją minę kiedy zmarnowałem godziny swojego życia na zbieraniu różnych gówien z podłogi, które odnalazł pies żeby potem zostać spacyfikowany w gangbangu i cofnąć się do save roomu. Problem leży w zasadzie we wszystkim - niesprawiedliwych hitboxach (przeciwko Jennifer a jakże), słabym systemie identyfikacji naszego stanu zdrowia, drewnianym sterowaniu podczas walki. Uwierzcie mi na słowo - Dużo się tu gada jaki Silent Hill miał drewniany combat ale w czasach PS2 świat naprawdę widział gorsze gry pod tym względem i Rule Of Rose na razie wiedzie u mnie prym. Muzyka w tej grze to coś przepięknego. Jest jej niedużo ale skrzypce po prostu chwytają za serce i wprowadzają w melancholijny nastrój. Polecam przesłuchać, albo chociaż zobaczyć intro tej gry bo to prawdziwy sztos. Daje gierce 3/6 i robię to z bólem bo Rule Of Rose jest dosłownie jak ta róża - piękny kwiat, ale ma dużo kolców. Pośpieszny developing i rozdmuchane kontrowersje mocno pokrzywdziły ten zapomniany tytuł. Bardzo chętnie zobaczyłbym jakiś remake, albo adaptacje tej produkcji bo to naprawdę jest mimo wszystko retro perełka. W dzisiejszych czasach, kiedy wychodzą często poprawne i generyczne gry (ba nawet plagiaty) ogrywane przeze mnie horrorki z PS2 uświadomiły mnie, że nawet pozycja z oceną 3/6 z 2006 mogła mieć dużo własnej tożsamości. Jest wiele rzeczy, które można poprawić w tym produkcie ale jednocześnie wiem, że o niej nie zapomnę. Po prostu chwyciła i już nie puści. Spoiler Spoiler Spoiler Spoiler 9 1 Cytuj
Szermac 2 747 Opublikowano 29 lutego Opublikowano 29 lutego Jedna z lepszych historii w grach ever, szkoda, że tak niewielu grało i nie wie co się tam za flipy w bani odpierdalają xD Cytuj
łom 1 980 Opublikowano 2 marca Opublikowano 2 marca (edytowane) Final Fantasy XV (PC) - pierwszy Final od czasu hmm... IX gdzie grało mi się bardzo dobrze, mimo niedorobienia na każdej płaszczyźnie. Walka jest nastawiona na akcje (chyba że ktoś będzie grał w wait mode) i jest efektowna. Główny bohater teleportuje się z miejsca na miejsce, przyzywa bronie, rzuca magicznymi granatami a do tego ma przepakowany unik. Przeciwnicy też nie są popychadłami i często mają ataki obszarowe czy one hit kille (szczególnie w późniejszej fazie gry). Niestety balans jest mocno zaburzony przez używanie przedmiotów. Nie ma żadnego cooldowna między kolejnymi miksturami przez co każdy atak można przyjąć na klatę dopóki ma się przedmioty lecznicze, powinno to zostać jakoś ograniczone np. przez ilość przedmiotów w plecaku do max 20 (jak w Tales of...). Psuje to też magię która jest potężna ale trafia towarzyszy, tylko co z tego jak w plecaku leży po 50 sztuk potionków. Mimo tego walka sprawiała frajdę, tworzenie coraz większych combosów, uniki, współpraca z ekipą jest strasznie 'organiczna' (w przeciwieństwie do FF XII), a najwięcej funu z niej jest w momencie dołączenia do potyczki drugiej albo i trzeciej ekipy. Przykładowo idę na nocne polowanie, walczę ze zwierzyną, nadlatuje statek z którego desantuje się wojsko a do tego z pod ziemi wyłaniają się potworki, burdel robi się niesamowity bo każdy każdego ciacha ale satysfakcja z wygranej potyczki jest o wiele większa. Eksploracja jest... dziwna, z jednej strony mamy wielki open world a z drugiej tylko dwa miasta do odwiedzenia. Tym większa szkoda że w cutscenkach/filmie są też dwa kolejne. A co do samego otwartego świata, może technicznie nie jest jakoś pięknie (część tekstur mocno się powtarza albo jest rozmazana) ale sam design i klimat jest przyjemny dla oka a po polanach ganiają fajnalowe odpowiedniki nosorożców, antylop czy dinozaurów. Nocne wypady też są klimatyczne i na początku (dopóki nie podpakujemy postaci) przypominają lekko Dragons Dogma, mało co widać, a z pod ziemi spawnują się mocniejsze potworki. Niestety dungeony są co najwyżej średnie i tylko z 2-3 dobrze się zwiedzało. Aha gra ma masę subquestów z czego 70% wywalił bym do śmietnika, no takiego dziadostwa się nie spodziewałem, najgorsze jest to że część dosłownie została specjalnie rozbita (najlepszy jest sprzedawca który wysyła 3 razy na tą samą farmę, jak by nie mógł od razu złożyć pełnego zamówienia). Niektóre polowania na specjalne potworki są fajne, łowienie ryb też dobrze zrobiono ale te ganianie za kolejnymi przedmiotami to słabizna. Fabularnie jest nierówno bo same postacie są ciekawie napisane ale (poza główną ekipą) poznajemy je tylko w paru momentach, i te momenty są w pierwszych 15% gry i w ostatnich 15% gdzie wszystkie wątki lecą na złamanie karku bo budżet się kończył, wszystko pomiędzy to fetch questy i od gracza zależy czy będą trwały 20 czy 5h, prawie jak w MGSV. No i żeby lepiej ogarnąć to co się dzieje trzeba najpierw obejrzeć film, a po ukończeniu ograć dodatki (Episode Ignis ma dobrą fabułę, Gladiolus walkę a Prompto ani tego ani tego). Mimo wszystkich problemów sama rozgrywka i świat przedstawiony jest na tyle dobry że z chęcią spędziłem te 50h (z czego główny wątek to może 25h). Szkoda że ten tytuł został niedokończony (jest też trochę bugów) bo gdyby do niego przysiąść na te dodatkowe pół roku i ogarnąć balans, subquesty, fabułę i praktycznie każdy inny element to była by gierka minimum 9/10 a tak mamy mocno nieoszlifowany diament który podstawy ma bardzo dobre ale zabrakło czasu na dopracowanie. 8-/10 Edytowane 2 marca przez łom 4 Cytuj
Jukka Sarasti 364 Opublikowano 2 marca Opublikowano 2 marca Wczoraj po niecałych trzech godzinach ukończyłem Vengeance of Mr. Peppermint. To bijatyka 2D nawiązująca mocno do koreańskiego kina z całkiem rozbudowaną fabułą - nie bez powodu pierwszą bronią jaką znajduje główny bohater jest młotek, a jedna z lokacji od razu budzi skojarzenia ze szklarnią z "Widziałem diabła". Zresztą oponenci tytułowego detektywa Lima spokojnie dogadaliby się ze zwyrolami ze wspomnianego filmu czy innego "Chasera". Tak się bowiem składa, że protagonista nie miał w życiu lekko. Jako pięciolatek został ze swoją siostrą porwany przez seryjnego mordercę i choć udało mu się uciec, to wydarzenie zostawiło na nim swoje piętno. Śladem ojca poszedł do policji, gdzie ścigał rozmaitych psycholi sprawnie wykorzystujących luki w wymiarze sprawiedliwości, aby dalej mordować. No właśnie, tym, co poza bardzo fajnym gameplayem przyciąga do gry jest o dziwo sposób przedstawienia historii. W chwili rozpoczęcia zabawy Lim to człowiek o złamanym umyśle, który sam do końca nie wie, co się wokół niego dzieje, ma luki w pamięci i halucynacje. A może to wcale nie halucynacje...? Detektyw w końcu wpada na trop kultystów powiązanych z wydarzeniami ze swojej przyszłości, a sprawca jego cierpień znowu się uaktywnia. Lim, nie mając niczego do stracenia, zatraca się więc w otchłani przemocy i zaczyna walczyć z przestępczością i sektą w myśl zasady "rozkład jazdy - jazda z kuhwami". Do dyspozycji gracza zostało oddane 11 kombosów opartych o lekki i silny atak, a także unik. Do tego dochodzi blokowanie, a w zasadzie parowanie ze względu na bardzo łaskawe okienko. Gra od początku zasypuje tłumami przeciwników i trzeba szybko zorientować się w roli poszczególnych kombinacji. Jedne pozwalają przełamać blok przeciwnika, inne służą do lania większych bydlaków, a jeszcze inne pozwalają oszołomić przeciwnika. Po oszołomieniu robi się wesoło, bo zarówno po chwyceniu zamroczonego gagatka, jak i przy użyciu elementów otoczenia (np. podniesienie młotka czy użycie haku w rzeźni) wychodzi na to, że nasz poczciwy gliniarz po robocie głównie grał w "Manhunta". No nie powiem, jego przeciwnicy nie mają lekko, a szczególnie udana sekwencja ciosów i zakończenie jej egzekucją nagradzane jest pojawiąjącą się w prawym górnym rogu ekranu pieczęcią o treści "HEARTLESS SCUM". Do tego gra premiuje parowanie i agresywną walkę - nabija się bowiem pasek na dole ekranu, który po dojściu do maksimum zamienia się na krwiste "VENGEANCE" - wtedy bohaterowi regeneruje się HP, a jego ciosy ważą więcej. Pomimo tego sympatycznego gameplayu najbardziej podobała mi się jednak warstwa fabularna. Każdy z sześciu rozdziałów zaczyna się monologiem Lima obrazującym jego stan mentalny, a niektóre sceny są jak na pixel artową grę naprawdę brutalne. Rozmowy z bossami każą zastanawiać się, czy Lim wpadł w machinę wielkiej konspiracji czy może nie możemy absolutnie ufać temu co widzi i jak przedstawia wydarzenia. W grze na gracza czeka jeden wybór determinujący jedno z dwóch zakończeń. Poza tym można czasem podialogować z przeciwnikami i w komediowy sposób oszczędzić sobie walki (np. bohater pytając o drogę do metra pilnujących budynek drabów doprowadza do ich skłócenia i ci zaczynają biegać po mieście, zamiast pilnować wejścia). Kawał fajnego indyka, trailer na zachętę: 4 Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.