Josh 4 524 Opublikowano 10 lipca Opublikowano 10 lipca Cold Steel 1,2,3,4,Reverie. Ale wtedy faktycznie sporo się traci fabularnie bez znajomości poprzednich części (a więc Trails in the Sky 1,2,3 a następnie Trails from Zero i Azure), trochę jakbyś chciał oglądać Avengers Infinity War bez obcykania innych Marveli. Wydaje mi się teraz zbyt karkołomnym zadaniem, żeby legitnie przejść wszystko od a do z, więc najlepszą opcją jest ogarnąć jakieś streszczenie na YT i wtedy brać się za CS. 1 Cytuj
Jukka Sarasti 358 Opublikowano 10 lipca Opublikowano 10 lipca Godzinę temu, XM. napisał(a): Jakaś lista gier jak w tego cold steel grac? Od Cold Steel 1 wszystkie wydane później gry są także chronologicznie późniejsze. Trylogia Sky dzieje się przed, a Crossbell równocześnie z pierwszymi dwoma Cold Steelami. Cytuj
Pupcio 18 432 Opublikowano 11 lipca Opublikowano 11 lipca Skończyłem sobie Evil West, podobało mi się i to bardzo. Początkowe minuty z grą i jak gra mi pokazała że mam 2 ciosy w pseudo soulsowym modelu walki dały mi wrażenie że źle zrobiłem tracąc łącze na darmową gre od Spencera, na szczęście mega szybko okazuje się że gra jest totalnym kozakiem typu aa. W największym skrócie mamy tutaj do czynienia z god of warem 2018 na dzikim zachodzie gdzie bijemy wampiry Arthurem Morganem po roku w Polsce. Mega podobały mi się lokacje w tej grze bo mamy chyba 15 misji a każda jedna to inna miejscówka. Jasne, ameryki (hehe) twórcy tutaj nie odkryli i zwiedzamy typowo dziko zachodnie lokacje typu tartak, kaniony, miasteczka, bagna itd. No ale są ładne, klimatyczne i ZAMKNIĘTE. Oj jakie seksi zamknięte lokacje bez yebanego open worldowego ścierwa wrzuconego po nic Mój jedyny zarzut jeśli chodzi o lokacje to że twórcy mają graczy za debili (słusznie oczywiście no ale też bez przesady) i drabiny, łańcuchy do wspinania i deski do przeskakiwania święcą się jak psu jajca, koszmarna decyzja i nie wiem jak mogli nie dać opcji żeby to wyłączyć. Druga sprawa to że za każdym razem mamy schemat idziemy korytarzem, przeskakujemy przez przeszkode do areny z wrogami i tak przez 15h. Zazwyczaj nie mam nic do takiego arenowego podejścia w gierkach ale tutaj jakoś mnie to wc0rwiało, mam wrażenie że w innych grach te 2 elementy jakoś zgrabniej się przeplatają. Ostatnia rzecz do jakiej mam wąty to dość spory recykling przeciwników i coś czego nie lubie, czyli bossowie z poprzednich etapów nagle stają się typowymi mobami do bicia i to w ilości hurtowej, jest chyba tylko 3 bossów z którymi walczymy raz. Najlepsza rzecz to oczywiście główne mięsko czyli bitka i po tym początkowym jakiego miałem w pierwszych minutach potem z każdą godziną jest coraz lepiej bo ciągle dostajemy nowe brońki i umiejętności aż do samego końca i w przeciwieństwie do wielu gier każda z tych rzeczy jest przydatna bo nie jest to jakiś samograj i jak zlagujemy w bitce to dość szybko nas porobią, mega przyjemna i satysfakcjonująca rozgrywka i chciałbym powiedzieć że jest lepiej niż w gowie 2018 ale nie zaryzykuje aż tak bardzo bo jednak grałem w kratosa 6 lat temu i już nie bardzo pamiętam czy było tam aż tak dobrze. Widać że to nie jest gra o najwyższym budżecie na planecie ale imo ten co mieli bardzo dobrze wykorzystali. Myślałem że będzie to gra którą podsumuje "fajna gra ale tylko dla ludzi co lubią dziki zachód" czy coś ale jednak jest gra którą polecam każdemu kto lubi spoko gierki Nie wiem jak to się stało że polacy robią takie spoko gry o dzikim zachodzie ale nie będę narzekał. 7 1 Cytuj
suteq 183 Opublikowano 11 lipca Opublikowano 11 lipca Pupcio co napierdala gierkę za gierką jak nie on Cytuj
Pupcio 18 432 Opublikowano 11 lipca Opublikowano 11 lipca Nie no z gp jeszcze tylko skończe petarde little kitty, big city i za tydzień jazda z KUMI GUMI na premiere Cytuj
Josh 4 524 Opublikowano 11 lipca Opublikowano 11 lipca Tej, ale się tak nie rozkręcaj, bo jeszcze z rozpędu Silent Hille pokończysz 1 Cytuj
Pupcio 18 432 Opublikowano 11 lipca Opublikowano 11 lipca Wątpie że w tym roku dam radę wcisnąć w mój napięty terminarz tak nierówną serie gier wideo Cytuj
Szermac 2 744 Opublikowano 11 lipca Opublikowano 11 lipca Zawsze możesz wybrać najrówniejsze z nich Cytuj
Josh 4 524 Opublikowano 11 lipca Opublikowano 11 lipca Book of Memories i Downpour. Resztę można spokojnie olać. 1 Cytuj
Jukka Sarasti 358 Opublikowano 12 lipca Opublikowano 12 lipca W ramach czterogodzinnego, ale sycącego indyka rozpykałem sobie w tym tygodniu Anomaly Agent. Rzecz w jakiś sposób kojarzy mi się z czasami GBA, choć z głowy trudno mi przypisać konkretne gry-skojarzenia. Zasadniczo można napisać nieco fabulce opartej o przygodach agenta organizacji tropiącej różne anomalie paranormalie, który to tym razem mierzy się w humorystycznej przygodzie ze skutkami manipulacji czasem, ale w sumie nie jest to nic wartego szczególnej uwagi. Gra nadrabia czymś innym. Frajdą. Anomaly Agent to dwuwymiarowy tytuł na przecięciu platformówki i bijatyki. Nasz patykowaty heros najpierw biega, skacze, rzuca bajerami, aby dotrzeć dalej, a następnie musi wyrąbać sobie drogę pięściami i nie tylko. Cały czas dostajemy kolejne urozmaicenia, więc trudno się tym jakoś mocno znudzić - tak jak zaczynamy z podstawowym kombosem, unikiem i ogłuszającą przeciwników wizytówką, to nie minie sporo czasu, aż dojdzie nam używanie odebranych wrogom giwer, parry, kija bejzbolowego czy speciali. Do tego praktycznie każda walka z minibossem odblokowuje jakąś modyfikację lub nowe ruchy. Nie to, żeby robiło się z tego nagle Devil May Cry, ale nie tłucze się w kółko tych samych mobów tymi samymi ruchami. Poza tym gdzieś tam w tle jest dziwny system rozwoju postaci. Dziwny, bo pomijając kasę za którą wykupujemy pasywne ulepszenia, to wybierając "miłe" opcje dialogowe ciułamy punkty na przedłużenie paska życia, a "niemiłe" przekładają się na więcej kasy. Może to jakaś głęboka metafora, której do końca nie czaję. Muzyczka jest okej, graficzka to poprawny pixel art, do tego stylizacja na ejtisy. Nic do skrytykowania, nic do pochwalenia. No okej, mamy niezły gameplay loop, mamy działającą prezencję, ale coś przemawia za tym, żeby wydać ciężko zarobione pieniądze akurat na ten tytuł? Ano tak. Różnorodność. Anomaly Agent pomimo krótkiego czasu cały czas miesza w swojej formule - każde kolejne pomieszczenie może przynieść nowe atrakcje. Ot, tak z głowy, żeby rzucić tylko kilka przykładów - uciekanie przed gigantyczną dłonią, kopanie karła, aby ten mógł przedostać się po dachach budynków i aktywować kolejne kontrolki, pojedynki, gdzie musimy uważać na "podłoga to lawa"/inne lasery, kilkuetapowe walki z bossami. Nie da się tutaj nudzić. W niniejszy tytuł grałem w krótkich sesjach, po 20-30 minut i w tym układzie bawiłem się więcej, niż dobrze. A cena, uwzględniając jakość zabawy, już teraz jest całkiem przyzwoita. 5 Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Mari4n 420 Opublikowano 13 lipca Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 13 lipca Metroid Fusion (GBA) Jedna z pierwszych gier jakie miałem na GBA, i jednocześnie moja pierwsza styczność z serią. Skończyłem ją już trzeci raz w tym roku, więc wypadałoby coś naskrobać. Gra umiejscowiona jest fabularnie niedługo po Other M, gdzie Samus podczas misji na planecie SR388 zostaje zarażona pasożytem zwanym X. Po zaaplikowaniu szczepionki z ostatniego metroida i usunięciu kombinezonu bohaterka wraca do zdrowia, i nabywa odporność na ponowne zarażenie pasożytem. Sprawia to, że jest idealną kandydatką do wykonania misji na stacji badawczej B.S.L. z którą nie ma kontaktu, a prowadzone były tam badania nad X. Pierwsze co rzuca się w oczy, to komputer pokładowy. Pierwszy raz w serii mamy pewnego rodzaju wsparcie, i jednocześnie służy ono do kierunkowania naszych działań. Tak, ta część serii w przeciwieństwie do poprzedniczek jest liniowa, i eksploracja jest ograniczona. Stacja badawcza podzielona jest na 7 części: Główny pokład, i sześć sektorów, gdzie każdy z nich jest innym biomem. Dostęp do kolejnych jest odblokowywany poprzez otwieranie zamków o czterech poziomach. Coś w stylu kart z MGS-a, tylko tutaj wchodzi się w akcję z terminalem dającym dostęp do konkretnego poziomu drzwi np. zielony terminal otwiera wszystkie zielone drzwi. Są oczywiście też skróty wymagające odpowiedniego ulepszenia kombinezonu, jak na przykład power bomb, speed booster, czy screw attack. A skoro już mowa o power-upach, to jak się je tutaj pozyskuje? Otóż X po zainfekowaniu istoty podszywają się pod swojego nosiciela, a po potraktowaniu ich czymś z arsenału powracają do swojej pierwotnej formy - lewitującego gluta. Wejście w kontakt z takim blobem powoduje jego wchłonięcie i odzyskanie części zdrowia lub amunicji, w zależności o koloru (żółty - życie, zielony - broń, czerwony - duża ilość jednego i drugiego). Większe istoty z różnymi umiejętnościami też są podatne na infekcję X. Chyba już wiecie do czego mierzę. Po rozprawieniu się z takim bossem, X przyjmuje formę większego gluta, otoczonego kolczastą osłoną, którą trzeba rozbić. Po wchłonięciu pasożyta otrzymujemy jedną z umiejętności bossa, przez co zdobywamy część power-upów. Pozostałe zdobywa się poprzez pobieranie ich w centrach danych. Oczywiście są one przemieszanie dla przełamania rutyny. Nie mogło również zabraknąć rozszerzeń pojemności energii, amunicji, i sekretnych pomieszczeń z nimi. Jak już wcześniej pisałem, X podszywa się pod swojego nosiciela i wiąże się z tym jeszcze jedna "mechanika". Nie zapomnieliśmy przypadkiem o jednej ofierze pasożytów? Zgadza się, X mimikujący Samus w pełnym uzbrojeniu grasuje po stacji. Tym razem niepokój budzi nie to że jesteśmy sami, lecz to, że jest tu coś jeszcze, niczym w "Obcym". Jako że metroidy i X są naturalnymi wrogami, a Samus razem ze szczepionką przyjęła część kodu DNA tych pierwszych razem z ich słabością do zimna, "klon" (zwany tutaj SA-X) ściga nas po stacji. I ma do dyspozycji ice beam. Spotkania z nim są w ustalonych miejscach, i da się uniknąć walki, poza jednym miejscem. Nie polecam wdawać się w konfrontację - game over gwarantowany, zalecam sekretną sztukę walki: uciekłondo. Z nowości: można chwytać się krawędzi, oraz wspinać po drabinach na ścianach, i zaczepić się na nich na suficie. Do tego super missiles nie są oddzielne, zastępują zwykłe rakiety. Nie ma też sequence breaków poza jednym, zaplanowanym przez devów, za który dostaje się specjalny dialog. Graficznie gra wypada bardzo dobrze, środowisko jest szczegółowe i zróżnicowane, z mechanicznymi akcentami przypominającymi, że jesteśmy na stacji badawczej. Do tego spora różnorodność przeciwników, większość znana z poprzednich części. Dźwiękowo gra też wypada bardzo dobrze. Muzyka może nie jest na poziomie Super Metroida, ale trafiają się chwytliwe utwory. Długość gry zależy od umiejętności, za pierwszym razem może zejść około 8 godzin, mi obecnie 100% run zajmuje troszkę ponad 3 godziny. Za pierwszym podejściem gra może okazać się trudna, głównie przez spotkania z SA-X, za każdym kolejnym jest coraz łatwiej. Żałuję że tylko wersja japońska dostała hard mode. Fusion jest słabszy od Super Metroida, ale to ciągle dobra część serii. Jeszcze jedna rzecz na koniec. W swojej recenzji MP:R wspomniałem że skończyłem oryginalną wersję na gacka. A skoro teraz dołączył Fusion, wypadało zrobić to: 12 1 Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Homelander 2 082 Opublikowano 14 lipca Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 14 lipca Cyberpunk 2077 (spoilerów nie będzie, więc bez obaw) Skończyłem Cyberpunka 2077. Przyznam szczerze, że dawno nie byłem tak z siebie zadowolony jako gracz. Podchodziłem do Cyberpunka od 3 lat. I po tych 2-3 godzinach zostawiałem, bo zwyczajnie nie miałem czasu na siedzenie przed telewizorem. Kupno Steam Decka odczarowało dla mnie ten tytuł. Wsiąkłem całkowicie. Tyle tytułem wstępu. Zacznę od tego, że lubię sobie gry role-playować. Wcielać się w sytuację bohatera, myśleć jak on, postępować jak on. Grając w Spider-Mana chciałem uratować Nowy Jork przed zagrożeniem, a nie zbierać chmurki czy plecaczki. Jak mógłbym to robić, jak miasto jest w niebezpieczeństwie! I Spider-Man mi na to pozwalał. Mogłem olać całkowicie te poboczne aktywności skupiając się na tym co ważne bez poczucia, że coś tracę. W Cyberpunku jest dokładnie tak samo. Jestem V, punk z ulicy. W dodatku w ogromnym niebezpieczeństwie. Co mnie obchodzi, że jest jakiś napad, że ktośtam się strzela. Omijam szerokim łukiem, nie moja sprawa. Ktoś do mnie dzwoni z jakimś idiotycznym zleceniem? Nie mam czasu na pierdoły! Co innego przyjaciele, dla nich mogę się poświęcić. Zawsze znajdę czas dla Panam. Dla Judy. I tak, pomogę Johnnemu, bo jestem mu to winien. Kasę Victorowi też oddałem, chociaż nikt mnie nie zmuszał. I właśnie w ten sposób grało mi się doskonale. I dotarcie do końca opowieści zajęło mi w ten sposób 30h. Idealny czas gry. Otwarte światy. Można otwarte światy robić tak jak to robi Ubi, gdzie otwarty świat jest tylko gloryfikowaną wybierałką misji, a można tak, gdzie otwarty świat to wręcz esencja i integralna część gry. Jak Spider-Man, jak Zelda BotW, jak RDR2 czy GTA V. Cyberpunk to zdecydowanie ta druga kategoria. Night City jest po prostu fenomenalne. Niesamowicie wiarygodne, świetnie zrobione i żyjące miejsce. Uwielbiałem po nim się przemieszczać najpierw motocyklem, a potem... No wiadomo czym. Ani razu nie użyłem szybiej podróży. Ani razu nie pominąłem jazdy jako pasażer. Zwiedzanie Night City to frajda sama w sobie, nie mniejsza niż misje. No właśnie, postaci, misje i fabuła. Redzi potrafią i w jedno i w drugie i w trzecie. Napotykane na naszej drodze osoby są napisane rewelacyjnie. Każda ma historię, każda motywacje, nikt nie jest papierowy, jednoznaczny, czy płytki. Kolejny raz - autentyzm. Uwielbiałem się z nimi spotykać, wykonywać zadania, czy po prostu zdzwaniać i smsować. Fabuła jest prosta i kameralna, a opowieść bardzo osobista. Oczywiście wiadomo, że intryga jest grubsza, ale to co nas napędza to chęć uratowania siebie. A, że świat wielkich korporacji ma swoje plany? No to już jest coś co jest ponad nami. My robimy swoje. Same misje są pod względem fabuły i opowieści świetne. Jak to u Redów. Ok, a sama mechanika rozgrywki? No tutaj mam do powiedzenia najmniej, bo i co tutaj opowiadać. Cyberpunk nie ma tak dobrego modelu jazdy jak Forza Horizon 5, tak dobrego modelu strzelania jak Call of Duty MW3, tak dobrego skradania jak Hitman 3. Ale wszystkie te elementy są co najmniej poprawne i dające satysfakcje. Problem w tym, że na tle pozostałych, wybitnych, elementów wydają się gorsze. Ale takie nie są. Są dobre, spełniają swoją funkcję. Technikalia. Grałem na Steam Decku, a mimo to gra wręcz zachwycała mnie oprawą. Miasto, postaci, efekty - no to wszystko pierwsza klasa. Zasługa tu i bardzo dobrej optymalizacji na Decku, jak i niesamowicie dobrego designu. Od pierwszej do ostatniej minuty gry byłem zachwycony tym co oglądam. Audio na podobnym, najwyższym poziomie. A błędy, glicze? Miałem raz. Zakradłem się do gościa, zabiłem go i zaczął wirować. A potem po kolei wszystko malowniczo się wysypywało. Restart i wróciło do normy. Podsumowując, jestem oczarowany. Chciałbym w grze znaleźć jakieś wady, ale zwyczajnie nic nie widzę co bym mógł jasno pokazać palcem. Nie wiem jaki był stan techniczny gry przed patchem 2.0, ale podobno różnica jest kosmiczna. Cieszę się, że zagrałem dopiero teraz i tej cudownej opowieści nie zepsuły mi technikalia. Do gry wrócę za jakiś czas na drugie przejście. Zagram inaczej, podejmę inne decyzje, inaczej pokieruję losami V. No i jest jeszcze dodatek. Póki co odkładam na wirtualną półkę i dopisuję do listy gier życia. Cyberpunk 2077 to arcydzieło! 13 Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Quake96 3 858 Opublikowano 14 lipca Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 14 lipca (edytowane) Call of Duty 3, cóż to za wspaniała gra! Jako, że od pewnego czasu mam zajawkę na drugowojenne FPSy, których nigdy za wiele nie ograłem, to wreszcie nadarzyła się okazja do zagrania w trzecią odsłonę serii CoD, co ciekawe zarezerwowaną wyłącznie dla konsol. Co prawda od dawna na półce leży wersja na PlayStation 2, lecz to na Xboxie 360 przyszło mi zagrać w ten cudny tytuł, który udało mi się nabyć raptem kilka dni temu. Muszę przyznać, że czuć tutaj "nową" generację w porównaniu do PS2 czy pierwszego Xboxa. Grało mi się naprawdę zacnie, podobało mi się to drobne zróznicowanie w postaci różnych misji typu "poprowadź jeepa" czy "postrzelaj z czołgu". Nie czuć tu jakiegoś przeładowania tego typu aktywnościami, gra stawia na wartką i mięsistą akcję i nie daje nam niemal chwili wytchnienia od strzelania do szwabów. I dobrze, takie FPSy również są potrzebne, nie każda drugowojenna gierka musi zaraz skupiać się na misjach sabotujących, skradaniu i tak dalej i tak dalej. Miło było też wcielić się w rolę jednego z Polaków, niejakiego Wojciecha Bohatera (cóż za pasujące nazwisko) i razem ze swoimi rodakami przepędzić szkopów w pizdu. Tutaj co prawda trochę brakowało tej "polskości", choćby w dialogach, które odbywały się w języku angielskim, ale przypomnieć sobie trzeba, że to gierka z taaaaaaką brodą i wówczas jeszcze Polska nie była na growym radarze aż tak widoczna, aby jakiś producent z innego kraju skupiał się na takich szczegółach jeśli chodzi o nasz kraj. Dzisiaj pewnie wyglądałoby to nieco inaczej, gra pewnie dostałaby chociaż jakąś lokalizację na nasz rynek, choć i z tym nie można być do końca pewnym. Niemniej, podkreślę jeszcze raz, że grało mi się w ten tytuł naprawdę przyjemnie. Nie czułem się przeładowany jakimiś durnymi aktywnościami, większość gry po prostu prułem do szkopów z karabinu i wraz z moimi kompanami pchałem akcję do przodu, ku wygranej. Tu też warto nadmienić, że czuć w tej grze tego ducha współpracy, walki drużynowej, że nie jesteśmy tu jakimś giga chadem, który w pojedynkę wybija całe bataliony i sam wygrywa wojnę. Są momenty, gdy nawet lepiej zejść z pierwszego planu i osłaniając się ogniem naszych sprzymierzeńców walczyć nieco bardziej na uboczu. W tej grze bohaterska walka to nie egoizm tylko współpraca. Wspomnę jeszcze o tym, że chyba po raz pierwszy w serii, zastosowano tutaj system "auto leczenia" tak dobrze znany współczesnym graczom. Nie mamy tutaj tradycyjnego paska zdrowia ani apteczek. Nasza postać po otrzymaniu większej ilości obrażeń zostaje oszołomiona, a na ekranie pojawia się wskazówka, aby ukryć się gdzieś na chwilę, by powrócić do pełni zdrowia. Czy to dobre rozwiązanie? Sam nie wiem, bo z jednej strony zalatuje trochę "lamerstwem" i może niektórych wybijać z immersji, gdyż łatwiej tutaj o poczucie nieśmiertelności, ale z drugiej unikniemy dzięki temu tych wszystkich nieprzyjemnych chwil, gdy zostajemy z garstką zdrowia, bez żadnej apteczki a przed nami kroi się jakaś poważniejsza batalia. Osobiście jestem na tym polu neutralny i szczerze mówiąc ani mi taki system nie przeszkadzał, ani jakoś specjalnie nie uszczęśliwiał. Faktem jest, że i tak zdarzyło mi się zginąć kilka, kilkanaście, może kilkadziesiąt razy, ale były to raczej sytuacje w których nawet apteczki by nie pomogły. Na pewno mogę za to powiedzieć, że oszczędziłem sobie nerwów i przeszukiwania pomieszczeń w poszukiwaniu medykamentów co z pewnością pozytywnie wpłynęło na odbiór całej gry. Także od siebie bardzo serdecznie polecam ten tytuł! To bardzo fajne ukoronowanie "klasycznej" trylogii CoD, do tego ekskluzywne dla konsolowców, co z pewnością może przekonać niektórych PCtowców do spróbowania tej gry na czymś co nie ma klawiatury i myszy Edytowane 14 lipca przez Quake96 10 Cytuj
Ludwes 1 682 Opublikowano 14 lipca Opublikowano 14 lipca W dwójce już była chyba autoregeneracja życia Cytuj
Quake96 3 858 Opublikowano 14 lipca Opublikowano 14 lipca Godzinę temu, Ludwes napisał(a): W dwójce już była chyba autoregeneracja życia Całkiem możliwe, dlatego napisałem "chyba" W dwójkę w sumie nie grałem nigdy zbyt wiele i jedyne co z niej kojarzę to wstęp do gry, trening ruskich i rzucanie ziemniakami zamiast granatów Nawet ostatnio czaiłem się na pecetową dwójkę w CeXie, ale jednak DoA5 wygrało Cytuj
Homelander 2 082 Opublikowano 14 lipca Opublikowano 14 lipca Ja z kolei pamiętam CoD3 jako kilka klas słabszą grę od CoD2 Cytuj
Szermac 2 744 Opublikowano 15 lipca Opublikowano 15 lipca Ale w taką dwójeczke odświeżoną zagrałby na current-genie Cytuj
KrYcHu_89 2 292 Opublikowano 16 lipca Opublikowano 16 lipca Vampyr (PS5) Całość zajęła mi 15 godzin. Było to dobrze spędzone 15 godzin w REWELACYJNYM klimacie, który z wampirami ostatni raz zaznałem przy Vampire: The Masquerade - Bloodlines 20 lat temu. Nie jest to jednak gra idealna, o czym za chwilę. Przede wszystkim gra stoi klimatem i postaciami, zarówno główny bohater, jak i postacie poboczne są zajebiście zrobione. Mamy bardzo dużo opcji dialogowych, poprzednio grałem w Banishers od tego samego studia i niestety, ale widzę tam leciutki, minimalny krok w tył i spłycenie tego elementu, w dalszym ciągu obie gry jednak mają to zrobione lepiej od niejednego RPGa AAA z ostatnich lat. Absolutny top pod tym względem. Fabuła ciśnie do końca, grałem takim powiedzmy pacyfistą, nie zabijałem całych osad, ale coś się zdarzyło, generalnie zakończenie raczej dobre, a z tego co wiem jest ich kilka. Świat nie jest wielki, natomiast każda dzielnica ma swoją siatkę postaci, historie i intrygi czekające na odkrycie, małe, ale piękne :). System rozwoju postaci odbywa się tylko w kryjówkach i jest ograniczony, co niby fabularnie ma sens, ale jest dziwne, o czym powiem w akapicie pt. "walka". Drugą stroną medalu jest gameplay w walce, który myślę wielu graczy odstraszył przy premierze od tej gry, która miała też wtedy na PS4 duże problemu z działaniem, co jeszcze potęgowało negatywny wydźwięk tego elementu rozgrywki. Jakieś mechaniki z Dark Souls, tylko drewno, często też giniemy (głównie przez skopane system staminy), potem odradzamy się, tracimy itemy, nie ma powrotu do save'a, jest jeden, to jeszcze rozumiem, ale w Banishers to zmienili i dobrze, walka tam jest ogromnym krokiem w dobrym kierunku, Vampyr nie miał pomysłu do końca jak to zrobić dobrze, coś świta, ale ogólna konkluzja dla mnie, że to zdecydowanie słaby element tej gry. Dodatkowo grając pacyfistą ciągle cierpimy na to, że postać jest słaba, gra nagradza w zasadzie tylko za bycie złym, czy to dobre? Może ma sens, ale nie aż w takim stopniu, nie zostało to dobrze wyważone. Na leciutki plus walki z bossami, szczególnie ostatni, walka długa, ale miała sens. Najgorsze był walki randomowe i czułem ogromny dysonans pomiędzy walką, a eksploracją i gadaniem z NPCami. Grafika jest jaka jest, 6 lat i wtedy były już ładniejsze gry, ale nie przeszkadza, oczywiście znowu Banishers to ogromny krok w przód, tak z 1.5 generacji . Muzyka za to, cudowna, idealnie pasuje do świata Vampyra i 1918 roku, w którym dzieje się gra. A jak gra działa? Na PS5 powiedziałbym, że zajebiście, ale gdzieś w połowie gry pojawiło się duże ALE. Otóż moja postać miała problem z odpoczynkiem przy levelowaniu, który w tej grze zmienia stan świata, prawdpopoodbnie jedna postać, którą zabiłem zrobiła jakiegoś locka, zadziała się tak ze 3 razy, potem jednak wszystko się samo naprawiło, niemniej jednak słabo, jak na grę po wsystkich patchach... performance wyśmienity, stabilne 60 fps, rozdziałka 1440p, jest prawilnie, jak na past gen podbity patchem do PS5 przystało, ladingi krótkie. Jakbym ocenił grę? W porównaniu z Banishers ogólnie wypada gorzej, a jako, że grałem w nieodpowiedniej kolejności, niektóre rzeczy trochę bolały, ale ogólnie mogę polecić tą grę. Mocne 7(7++)/10. Vampyr 2 jak się kiedyś pojawi i zaczerpnie najlepsze z tej gry i Banishers będzie już hitem, przynajmniej w pewnym gronie :). 4 Cytuj
Dr.Czekolada 4 494 Opublikowano 16 lipca Opublikowano 16 lipca System Shock - XSX Pradziadek immersive simów. Prostoplasta, której możemy zawdzięczać chociażby serię Bioshock. Pierwowzór prawdopodobnie przy tym to najbardziej archaiczna gra video jaką kiedykolwiek w karierze gracza ukończyłem. Po wielu latach i bólach w developingu Nightdive Studios w końcu wypuściło wydanie fizyczne na konsolach. Sam zaopatrzyłem się w wersję na Xboxa i moje odczucia opieram właśnie na tej wersji. Nie miałem do czynienia z wersją PC poza demami i pre-alphami. W czasach remakowania wszelakich starych (i niezbyt starych) produkcji widzimy różne podejścia producentów do tematu. Mamy overhaul rozrywki by dopasować się do współczesnych widzów (jak np remaki Capcomu) jak i próbę zachowania religijnej wręcz wierności oryginałowi. System Shock od Nightdive zachowuję się w tej drugiej grupie i jest to dosyć zrozumiałe po perypetiach jakie przeżyli za kulisami produkcji (zmiany silnika, koncepcji samej gry, backlash ze strony backerów na kickstarterze i ostateczny powrót na stare tory). Będę szczery i od razu napiszę, że mam mocno mieszane uczucia po ukończeniu tej gry. Z jednej strony przyssało mnie skutecznie w ostatnim tygodniu do niej, że nie robiłem praktycznie nic innego poza czyszczeniem kolejnych poziomów Citadel Station. Z drugiej sam się z siebie trochę śmiałem jak wiele zapomniałem z oryginału i błądziłem bezcelowo, szukając następnego celu i walcząc ze sterowaniem. Kuriozalnie właśnie mamy przecież do czynienia z "remakiem" a czułem, że względem OG niewiele się zmieniło w końcu tam też sterowanie było mocno jak na dzisiejsze standardy absurdalnie zawiłe. System Shock z pewnością nie należy do gier łatwych i nie mam tu na myśli tylko starć z przeciwnikami (chociaż oni też potrafią często grać na nerwach). Tytuł prawie na każdym kroku pokazuje nam środkowy palec i ta myśl trzymała mnie prawie do samych napisów końcowych. Jako, że mamy tu do czynienia z najprawdziwszym retro z 1994 posiłkujemy się tylko zbieranymi wiadomościami tekstowymi oraz audio (swoją drogą mocno imponujące jak na swoje DOS'owe lata ile tych logów wtedy do gry nagrali). Nie ma mowy chociażby o liście celów, a jest w tej grze trochę do roboty. Poza czyszczeniem kolejnych poziomów przyjdzie nam srogi backtracking wte i wewte, przy którym Metroid Prime wydawał mi się spacerkiem. Poza tym są jeszcze przedmioty potrzebne do ruszenia dalej fabuły i gra w żaden sposób nas nie poinformuje o ich położeniu poza mocno ogólnikową informacją w randomowym logu. Na szczęście tym razem gdyby zdarzyło się faktycznie zgubić jakiś na amen to istnieje specjalna skrytka na stacji, w której znajdziemy wszelkie "lost&found". Nie ukrywam jednak, że oryginał musiałem posiłkować się momentami poradnikiem, bo zadania są zawiłe. Z tym remakiem jest identycznie ponieważ struktura gry nie uległa zmianie. Poziomy to istne labirynty rodem z najgorszych czeluści map klasycznego Dooma, czy Hexena. Potrafią rozciągać się zarówno wertykalnie, jak i horyzontalnie (co mapa 2d nie najlepiej nam zobrazuje). Doceniam pasję i miłość jaką przelali twórcy do tego projektu (bo jest jej tutaj wbrew pozorom całe hektolitry!) ale obawiam się, że przez to System Shock wyjątkowo NIE jest grą dla każdego i nawet ludzie, którzy świetnie bawili się przy Bioshock, czy Prey(2017) mogą tutaj się brutalnie odbić. To przede wszystkim tytuł skierowany dla pasjonatów pierwowzoru czyli generalnie boomerów i wszelkiej pctowej niszy. Na konsolach takich produkcji nie ma. Chciałbym przejść teraz do problemów samej wersji konsolowej. System Shock to seria, której rodowód pochodzi z PC i pudełko za lekko ponad stówkę, które trzymam w ręku tego nie ukrywa. O ile sam właściwy gameplay (eksploracja/walka itd) został przeniesiony na pada znakomicie, tak zarządzanie inwentarzem i używanie cyber wszczepów naszej postaci jest męczarnią. Po inwentarzu możemy chodzić za pomocą dpada lub z pomocą prawej gałki. Mamy wtedy coś a'la Destiny z powolnym kursorem, którym możemy manewrować po całym menu. Żeby używać wszczepów musimy za każdym razem wchodzić do menu i gałką sobie włączać/wyłączać. Jest to upierdliwe i sytuacje typu nerwowego włączania tarczy ochronnej podczas przypadkowego starcia jest tutaj codziennością. Na szczęście istnieje półśrodek i można podpiąć klawiaturę/myszkę lecz jest to dosyć biedne wsparcie ponieważ nie można zbindować sterowania. Nie znalazłem skrótu klawiszowego pod tarczę czy skan ale pod latarkę (kompletnie bezużyteczną w tej grze) już tak. Pojawia się tu też kolejny problem tej gry - kompletny brak tutoriala objaśniającego sterowanie. System Shock z tego względu jest tytułem zaskakująco nieintuicyjnym. Na wiele rzeczy sam musiałem wpaść (typu możliwość opisania własnych znaczników na mapie po wciśnięciu spacji). Pod tym szeregiem problemów, które można było w łatwy sposób rozwiązać kryje się jednak wciąż gra, która serio dała mi tonę satysfakcji. Szkoda tylko, że trzeba z tą produkcją trochę "walczyć" i jak wspominałem wcześniej czułem się jakby znowu był 1994, gdzie przez sterowanie i design musiałem dostać ostrą lekcję pokory. Co do grafiki/muzyki nie mogę się do niczego przyczepić. Twórcy fenomanelanie odrestaurowali pierwotną wizję dodająć gęstszą atmosferę, poprawiając OG soundtrack (gdzie OST RE1 z wersji Dualshock to przy OG SS absolutne dzieło sztuki! XD). Wersja na XSX hula aż miło chociaż nie każdy będzie przekonany do tego specyficznego mixu modern i retro. Z jednej strony mamy nowoczesny silnik, jakąś destrukcję ciał/otoczenia, odbicia na podłodze ale tekstury jak z czasów psx i powiem szczerze momentami dziwnie się to gryzie. Generalnie gdyby gra się dławiła na konsolach byłoby to mocno komiczne niemniej miejscówki w grze ociekają atmosferą, za co należy się chłopakom szacun bo OG pamiętam raczej jako monotonne, zlewającę się labirynty które nie mogłyby istnieć w rzeczywistości jako faktycznie działająca stacja z ludźmi na pokładzie. Tl;dr - Świetna gra ale lubi kopać gracza po jajach na każdym kroku. Dużo ludzi którzy nie mieli do czynienia z OG prawdopodobnie się odbije, a brak sensownego tutoriala i lepszej alternatywy dla zarządzania UI pod konsolę uważam za lenistwo i niedopatrzenie ze strony autorów. Daje 4/6. 7 Cytuj
drozdu7 2 792 Opublikowano 16 lipca Opublikowano 16 lipca (edytowane) Still Wakes The Deep - aaa w ramach Gejpasa skończyłem sobie. Ot, symulatorek chodzenia którego akcja dzieje się na platformie wiertniczej. Przez to mamy tu dość unikalny klimat, dodatkowo budowany przez ten cholerne szkockie(?)pitolenie. Akcja fajnie się zawiązuje na początku i choć do końca bywa różnie to z końcowym rozstrzygnięciem wypada to całkiem ok. Gra jest na kilka godzin więc raczej nie zdąży znudzić. Ja mam tylko problem z tymi symulatorami chodzenia że większość bazuje na nieśmiertelnych przeciwnikach, z którymi nie można walczyć. No przeruchany ten motyw jest okrutnie i tu też powoduje takie meeeh. Ale warto sobie sprawdzić w ramach abo (chociaż wariaciki na forum widziałem pudełka kupowali xd) 6+/10 . Szczerze to ocenianie walking simów to dla mnie ciężka rzecz F.E.A.R - przez te wszystkie lata omijała mnie ta seria i generalnie myślałem że to tępa PC-towa strzelanka. O tak, to jest strzelanka. Ale jedna z najlepszych w jakie grałem Jakież było moje zdziwienie gdy od początku powitała mnie klimatyczna muzyka i ruszyłem na poznanie historii Almy Wade. Niezwykle klimatycznej historii, ocierajacej się o horror. Lokacje może mało różnorodne, ale przemierzanie ich samotnie nieraz wrzucało ciary na plecy. Dźwięk i operowanie światłem robi robotę ( na Steam Decku świetnie to chodzi). Dobra, teraz mięsko czyli walka. Kiedy wdałem się w pierwsze strzelaniny myślałem że mi głowa wybuchnie. Nie mogłem uwierzyć że to gra z 2005r. Już pomijam bullet time który pozwala nam na dosłowny balet śmierci. Ale to jak zachowują się przeciwnicy, krzyczą, reagują, przemieszczają się, nawet przeczołguja się kurwa i wywracają stoliki. Dookoła wszystko się sypie, wybucha, dymi, latają różne odłamki. Nie mogę sobie przypomnieć kiedy wymiany ognia z ludźmi tak mnie satysfakcjonowały i sprawiały radochę do samego końca. Świetnie się bawiłem przy tym F.E.A.R. i liczę że przy kolejnych częściach też miło spędzę czas. Polecajka mocna 9-/10 Ps. Te dodatki do jedynki to jakieś spoko, warto? Bo chyba odrazu ruszę z dwójką sobie Edytowane 16 lipca przez drozdu7 8 Cytuj
kotlet_schabowy 2 693 Opublikowano 17 lipca Opublikowano 17 lipca (edytowane) Kolejność "recek" będzie trochę przekłamana, bo Astro skończyłem później niż Reza, jednak jest to pierwsza pełna, duża grą VR, w którą wsiąknąłem i którą na ten moment uznaję za kwintesencją tego, co piękne w tej technologii. Astro Bot Rescue Mission Czyli właściwie pierwsza pełnoprawna przygoda robocika, który "w międzyczasie" wyrósł (słusznie) na mniej lub bardziej oficjalną maskotkę konsol Sony. W przeciwieństwie do niejako "obowiązkowego" (bo dodawanego do każdej konsoli) sequela na PS5, Rescue Mission jest i będzie pozycją dosyć niszową, z oczywistej przyczyny, jaką jest dedykowanie jej goglom do wirtualnej rzeczywistości (co więcej, gra utknęła na poprzedniej generacji sprzętu, jako że VR2 nie jest kompatybilny wstecz, a o porcie nic nie słychać). I o panie, jakże wspaniały to reprezentant szeroko pojętego "gatunku"! Cudowne wprowadzenie w świat VR i wykrzesanie z tego gadżetu dużego potencjału (również czysto wizualnie, bo gra zupełnie nie ma się czego wstydzić w porównaniu do innych platformówek ery PS4). Nie ma tu co prawda obsługi PS Move, ale to akurat dobrze, bo o ile "pały" zapewniają jeszcze większą immersję, tak ich używanie sprzyja trochę innemu typowi rozgrywki i na dłuższą metę może męczyć. Wracając do meritum: Astro Bot to fundamentalnie dosyć tradycyjna i pozornie raczej niezbyt odkrywcza platformówka 3D (przy czym levele są raczej korytarzowe), opierająca się na przejściu danego poziomu i uratowaniu po drodze jak największej liczby naszych ziomków. Cała magia tkwi jednak, co dosyć oczywiste, w korzystaniu z możliwości okularów VR. Pierwsze wrażenie zapewniło mi zwyczajny opad szczeny, który przerodził się później w ciągłego banana na ryju, z okazjonalnym, spontanicznym śmiechem w reakcji na różne cuda, które ukazywały się moim oczom. Moment, gdy pierwszy raz rozglądałem się po otoczeniu, a później poruszałem po levelu, przechodząc "kamerą" przez zwisające pnącza, prawie że czując, jak smagają mnie po gębie: coś pięknego i niezwykle osobliwego. Co tu dużo gadać, to trzeba przeżyć. Sam fakt, że jesteśmy WEWNĄTRZ gry zapewnia niespotykaną w tradycyjnym gejmingu immersję, przeskok wręcz generacyjny. Oglądając się "fizycznie", widzimy, co jest dookoła nas w świecie wirtualnym, możemy dosłownie zaglądać za róg półki, dać nura głową pod wodę czy nawet rozwalać "z dyńki" napotykane ściany. Robocikiem sterujemy za pomocą pada, który funkcjonuje też w świecie gry jako wielofunkcyjny gadżet. Co jakiś czas znajdujemy "power up", rozszerzający funkcje Dual Shocka np. o możliwość rzucania shurikenami (muśnięcie touch pada, kierunek i ułożenie gwiazdki regulujemy oczywiście odpowiednim ułożeniem kontrolera) czy strzelania kulkami. Każde takie rozszerzenie sporo wnosi do zabawy, bo twórcy zaprojektowali levele tak, by maksymalnie wykorzystać oferowane nam różnorodne opcje. Fizyka i efekty wizualne są na wysokim poziomie, co tym bardziej zachęca do zabawy i daje radochę z obserwowania reakcji świata/przeciwników np. na dostanie w twarz strumieniem wody xD Całość skąpana jest w niezwykle klimatycznej otoczce, budowanej zarówno przez warstwę wizualną (świetny design postaci i świata, oczywiście z motywem przewodnim w postaci wszelkiego rodzaju robotów), jak i dźwiękową. OST wpada w ucho, a motyw przewodni od pierwszej styczności z nim budował to specyficzne uczucie magii i nostalgii. Coś pięknego. Z minusów mogę wymienić ograniczoną do najbliższego otoczenia możliwość cofania się na poziomie (szczególnie, gdy już odhaczymy checkpoint), co skutkuje tym, że jeśli pominęliśmy jakiegoś robocika i zdajemy sobie z tego sprawę, to nadrobić tę stratę możemy tylko odpalając level od nowa. Starcia z bossami, choć kreatywne i robiące wrażenie wizualnie (bo to często wielkie bydlaki), mogą momentami zirytować przez konieczność powtarzania szeregu mozolnych czynności od nowa w przypadku skuchy. Czasami nie najlepiej działa też wykrywanie pozycji pada, ale to może być bardziej kwestia ustawienia sprzętu w pomieszczeniu. Mógłbym też napisać, że gra jest nieco za krótka, ale to bardziej subiektywne odczucie wynikające po prostu z żalu, że to już koniec przygody, bo tak naprawdę czas gry jest całkiem zadowalający, szczególnie doliczając do niego masterowanie dodatkowych wyzwać (najczęściej czasowe, nieraz mocno hardkorowe, ale baardzo wkręcające i wjeżdżające na ambicję) i ewentualne powtórki zaliczonych poziomów w celu ich wymaksowania (na razie sam to odpuściłem, choć wstępnie mam zamiar do nich wrócić). Trzeba tu też mieć na uwadze, że pozycje przeznaczone na VR z natury rzeczy są zaprojektowane raczej do krótszych sesji. No także bawiłem się rewelacyjnie, na co złożyło się zarówno pierwsze obcowanie z VR i zafascynowanie tą technologią, jak i rzecz jasna poziom Astro Bota sam w sobie. Jak pokazał sequel (i co z największym prawdopodobieństwem potwierdzi kolejny sequel), Team Asobi po prostu umie robić gry. Ze swojej strony mogę polecić jako absolutny must have, szczególnie dla fanów bocika. Zróbcie co się da, żeby choć na jakiś czas wejść w posiadanie tych gogli (tym bardziej, że można je podłączyć do PS5). Rez Infinite Pewnie nawet nie interesując się jakoś bardzo mocno tematem, obiło wam się "o uszy", czym jest Rez i że wersja VR to DEFINITYWNA forma obcowania z tym tytułem. Cóż, zapewne tak jest, bo choć w wersję "płaską" nie grałem (a miałem ją w dalszym kręgu zainteresowań już od czasu premiery i słynnych spustów Kaliego z PE), tak nie wyobrażam sobie teraz zwyczajnego grania w Reza na ekranie "2D". W skrócie: to forma strzelanki/gry muzycznej, będącej swego rodzaju DOŚWIADCZENIEM synestezji, bla bla, nie będę się silił na mądrości, w każdym razie gra opiera się na zaznaczaniu celów i strzelaniu w nie, czemu towarzyszą specyficzne odgłosy, razem z soundtrackiem tworzące specyficzną mieszankę dźwiękową. Wersja VR, poza oczywistą zaletą, jaką jest (powtórzę się z braku pomysłu na określenia lepiej oddające ten efekt), bycie W GRZE, zapewnia nam kilka sposobów kontroli, w tym celowanie PS Move (odpuściłem, mało precyzyjne) lub celowanie ruchem głowy i strzelanie padem (na ten styl się zdecydowałem i wbrew pozorom jest najwygodniejszy, choć patrząc na grającego z boku, przy co dynamiczniejszych momentach można by pomyśleć, że dostał ataku padaczki). No nie powiem, zwyczajnie fajnie się tak lata i strzela tam, gdzie się popatrzymy. Rez jest króciutki (5 leveli na jakieś 2h grania, plus obecny tylko w wersji Infinite, dosyć długi level dodatkowy, odblokowany po skończeniu podstawki, będący formą jej sequela: nowe wizualia, nowe sposoby sterowania, nowa muzyka), czego akurat nie poczytuję za wadę, tylko czemu całość nie mogła być tak zajebista, jak poziom 5, a nawet 4? Finał jest rewelacyjny i właśnie taka powinna być cała gra, choć zdaję sobie sprawę, że dużo zależy tu od oceny kawałków muzycznych, które towarzyszą nam na poszczególnych poziomach: mnie większość jakoś specjalnie do gustu nie przypadła, natomiast OST towarzyszący finałowi to zupełnie inny, nomen omen, level i wracam sobie do niego wielokrotnie już po odstawieniu gry. Za niemałą wadę uznaję fakt, że w przypadku zgonu (co prawda zdarza się to niezwykle rzadko, ale jednak) cały poziom musimy powtarzać od początku, choćby skucha nastąpiła na samiutkim końcu, przy walce z bossem. Także ogólnie Rez to ciekawe doświadczenie audio-wizualne, które na pewno warto zaliczyć, ale ja nie zostałem jakoś mocno oczarowany (może poza wspomnianym finałem, gdzie faktycznie poczułem to COŚ, jakąś formę wyższego przeżycia niemalże duchowego). Nie da się zaprzeczyć, że stylistyka Reza pasuje do rzeczywistości wirtualnej jak ulał, przywodząc na myśl wyobrażenia o VR z lat 80/90 w klimatach Kosiarza Umysłów, Tronu czy Nowych Przygód Johnny'ego Questa. Oryginalny twór, choć żadne objawienie. Jak widać, mam od jakiegoś czasu pierwszą (dosłownie, bo uchowałem się jakoś i ani razu przez te wszystkie lata, w czasie których moda na VR się pojawiała i znikała, nie skorzystałem nigdzie z tej formy zabawy) styczność z goglami VR i poza oczywistymi niedomaganiami sprzętu Sony (głównie w temacie wizualiów gier: rozmazanie, niska rozdziałka i specyficzne "scanlinesy" na ekranikach, ale dużo tu zależy od gry, bo są takie, które nie mają się czego wstydzić w stosunku do "płaskich" rówieśników na poprzedniej generacji) jestem po prostu zachwycony. No dobra, sprzęt mam już około miesiąc i nie będę udawał, że jaram się obecnie tak samo, jak w pierwsze dwa-trzy dni, ale nadal "wchodząc" do tego świata czuję zajawkę i zupełnie inny poziom- znowu się powtórzę- immersji, niż w jakimkolwiek innym sposobie gry. A jak jeszcze chwyci się za Move'y, to już w ogóle bajka. Demko Superhot VR Albo Job Simulator i chęć odwalania różnych głupot, skutkujących bekowymi efektami, wywołującymi zwyczajną radochę. Autentycznie VR to dla mnie największy game changer od wielu, wielu lat i gdybym bawił się tym gadżetem niedługo po jego premierze, to stwierdziłbym bez przesadyzmu, że to faktycznie przyszłość gejmingu. Teraz, po niemal 8 latach od premiery PS VR1, a także paru latach od ukazania się kolejnej iteracji gogli wiemy już, jak potoczyła się historia, co tym bardziej mnie dziwi, kiedy mam namacalny kontakt z tą zabawką. No cóż, widocznie zestaw różnych czynników złożył się na to, że sukces był/jest umiarkowany, choć w przypadku VR2 w dużej mierze winne jest samo Sony. Mimo wszystko mam nadzieję, że technologia będzie się rozwijać, a na PS5 trafi jeszcze trochę gierek VR AAA, które będą prezentowały poziom choćby takiego Rescue Mission. Aha, dodam jeszcze, że obie opisywane gierki, wraz z kilkoma innymi SZTOSAMI, Sony rzuciło do ściągnięcia za darmoszkę jakoś w 2020 roku. Warto było przekisić je w bibliotece tyle lat, a w sumie to chyba nawet ten zestaw motywował mnie cały czas do kupienia w końcu tego headseta. A w kolejce jeszcze choćby RE7. Edytowane 17 lipca przez kotlet_schabowy 6 2 Cytuj
Bzduras 12 532 Opublikowano 17 lipca Opublikowano 17 lipca 8 godzin temu, drozdu7 napisał(a): Świetnie się bawiłem przy tym F.E.A.R. i liczę że przy kolejnych częściach też miło spędzę czas. Niestety najlepsze co seria ma do zaoferowania już za Tobą. Dwójka to całkiem spoko gra ale nie wspina się na te same wyżyny co jedynka, trójka to już raczej średniaczek i fajnie by było jakbyś znalazł sobie kogoś do coopa, wtedy wyciągniesz z niej trochę więcej funu. 1 Cytuj
łom 1 980 Opublikowano 17 lipca Opublikowano 17 lipca 3 godziny temu, kotlet_schabowy napisał(a): A w kolejce jeszcze choćby RE7. Uuu RE7 na VR to sztos. Astro Bot Rescue Mission to wiadomo że topka (poziomy podwodne były mega). Do Reza podchodziłem parę razy i kompletnie nie przypadła mi ta gra do gustu, to techno plumkanie nie ma wystarczającego kopa. Cytuj
drozdu7 2 792 Opublikowano 17 lipca Opublikowano 17 lipca 3 godziny temu, Bzduras napisał(a): Niestety najlepsze co seria ma do zaoferowania już za Tobą. Dwójka to całkiem spoko gra ale nie wspina się na te same wyżyny co jedynka, trójka to już raczej średniaczek i fajnie by było jakbyś znalazł sobie kogoś do coopa, wtedy wyciągniesz z niej trochę więcej funu. Pamiętam recki trójki nawet chyba z Extrima więc wiem że coś nie pykło. Anyway i tak jakoś mocno nagrzany jestem na kolejne gierki, w kolejce Doom 3 np którego nigdy nie grałem. Na tym Steam Decku nakupiłem, jakoś do dużych rozwleczonych gier chwilowo nie chce mi się siadać. 2 Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.