Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Suavek 4 696 Opublikowano 17 lipca Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 17 lipca Ace Combat 7: Skies Unknown (PS4/PS5) Moje drugie przejście gry. Odświeżenie w ramach przechodzenia całej serii. Kilka lat temu ukończyłem grę na PC i mam wrażenie opisałem ją wtedy dość krytycznie. Nie żeby gra była zła - wręcz przeciwnie. Ale ja chyba zbyt mocno skupiłem się wtedy na porównaniach do wg mnie niemal idealnego Ace Combat 5, zamiast ocenić siódemkę jako samodzielny tytuł. A może po prostu miałem zły humor. I od razu wycofam część swojej dawnej krytyki. AC7 to bardzo dobra odsłona serii, co by nie powiedzieć jedna z najlepszych. Wbrew temu, co kiedyś palnąłem, to jest bardzo dobry, wręcz wzorowy Ace Combat, w dodatku naprawdę porządnie wykonany i zrealizowany. Zarówno wtedy, jak i teraz grało mi się bardzo dobrze, nawet jeśli nie wszystko mi się do końca podobało. A nie podobała mi się fabuła, czy raczej sposób jej przedstawienia. No nie jestem fanem takiego sztucznego, patetycznego, czy wręcz teatralnego sposobu opowiadania historii. A że Project Aces ma zwyczaj wrzucania w cały ten wojenny wir postaci pokroju jakichś dzieci, księżniczek, samotnych matek, czy nudnych reporterów, to w efekcie często miałem ogromną pokusę po prostu olać wszystko, wcisnąć Skip i przejść do rozgrywki. AC7 ma w dodatku to do siebie, że prowadzi sto dwanaście odrębnych wątków, które tak naprawdę są w większości kompletnie zbędne, bądź bez znaczenia dla ogólnej historii. Już pomijam fanservice, czy jakieś drobne dialogi, ale niestety 3/4 cut-scenek skupia się nie na tych postaciach, które mnie osobiście by interesowały. Bardziej zaangażowany byłem w postać Counta i reszty Spare Squadron, czy ekipy Strider/Cyclops, aniżeli w słuchanie patetycznych monologów pacyfistycznej księżniczki, które przyprawiały chwilami o mdłości. Bo niestety niemal wszystko przedstawione jest w postaci nudnych, wewnętrznych monologów, często zupełnie oderwanych od akcji, w której to gracz brał udział. Ogólnie jednak główny wątek AC7 jest dość ciekawy, gdyby wyciąć te wszystkie pierdoły. Przede wszystkim fajnie prowadzony, gdyż angażuje postać gracza nieco bardziej, niż sprowadzając go do kolejnego asa lotnictwa. Cały motyw ze Spare Squadron się tutaj pozytywnie wyróżnia. Pojedyncze wątki konkretnych bohaterów, czasem nawet tych pobocznych, również na plus. Gdyby nie rozwleczone pierdolenie o gwiazdach i dupie maryni, to na pewno bym się bardziej pozytywnie wypowiedział. A gameplay? No klasyczny Ace Combat, i to klasyczny chwilami do bólu. Misje są w miarę zróżnicowane, niekiedy dynamiczne. Mamy zarówno konkretne zadania fabularne, misje na punkty, jak i trochę odskoczni z unikatowymi mechanikami. Raz jest lepiej, raz gorzej. Nie mogę powiedzieć, żeby wszystkie misje mi się podobały, ale mimo wszystko większość z nich sprawiała niemałą radochę i nie pozwalała się nudzić. Czasem nawet właśnie pozornie oklepane misje na punkty sprawiały większą frajdę, niż te z naciskiem fabularnym. Wyjątki pokroju identyfikowania celów przed ich zestrzeleniem, choć irytujące, są na szczęście nieliczne. Mechanika została solidnie usprawniona, dodano nowe manewry, które najlepsi gracze potrafią przełożyć na naprawdę cudaczne akrobacje w powietrzu, jak i poprawiono fizykę oraz wpływ warunków pogodowych na zachowanie samolotu. W połączeniu z naprawdę ładną grafiką i udźwiękowieniem całość jest naprawdę absorbująca i trzymająca w napięciu. Szczególnie w przypadku kilku naprawdę "epickich" momentów. Spoiler 4:20 Za takie momenty uwielbiam tę serię. Nie podobał mi się jednak do końca nacisk na walkę z dronami w wielu misjach. Są one słabsze niż samoloty, wymagają do zestrzelenia tylko jednej rakiety, ale są liczne i zwinne. Ktoś chyba nawet na tym forum porównał walkę z nimi do odganiania się od much i jest to trafne porównanie. Nie czułem tej samej satysfakcji z zestrzeliwania 30 dronów, co z pogoni za choćby trzema dobrymi myśliwcami. A chyba nie muszę wspominać, że większa ilość wrogów przekłada się na większy ostrzał. Alert o zbliżających się rakietach jest tak częsty, że często zagłusza wszelkie inne udźwiękowienie gry. A udźwiękowienie jest super. Choć do dubbingu jak zwykle się przyczepię, bo podobały mi się zaledwie kwestie mówione postaci podczas misji, nie te z cut-scenek (no jebać te patetyczne monologi...), tak cała reszta to naprawdę pierwsza klasa. Również muzyka. Nie jest to może czołówka muzyki Ace Combat, ale jest tu dużo dobrych kawałków. Niektóre misje zapamiętałem tylko ze względu na muzykę. Jeśli zaś ta była średnia, bądź słaba, to prawdopodobnie i sama misja nie zapadła szczególnie w pamięci. Generalnie przodują różne wariacje głównego motywu, ale są i samodzielne wpadające w ucho kawałki. Jeśli OST Ace Combat 5 to u mnie 10/10, to OST Ace Combat 7 to takie 8/10. Wspomnę jeszcze, że AC7 jest dość mocno nastawiony na multiplayera oraz system progresji wspólny dla wszystkich trybów rozgrywki. Nie do końca mi się to podobało, bo przypominało jakiś live service oraz pozwalało "zepsuć" progres kampanii. Celowo przeszedłem grę ponownie nie na PC, tylko na PS5, żeby sprawdzić, czy można odblokować najlepsze samoloty grając tylko w kampanię bez powtarzania/grindowania czegokolwiek i na szczęście jest to możliwe - dwie ostatnie misje miałem już do dyspozycji F-22 Raptor, aczkolwiek w drzewku technologicznym brnąłem wyłącznie w tym kierunku nie odblokowując żadnych pobocznych gałązek. Tak ogólnie AC7 to naprawdę dobra gierka. Niedawno wyszła wersja na Switcha, ale jednak sugeruję grać na porządnej platformie, albo Steam Decku, jeśli koniecznie musi być mobilnie. Bo jednak lepsza oprawa i framerate w tym przypadku również przekłada się na lepszy odbiór całości. Grę polecam i choć nie jest to najlepsza odsłona serii, to jest to zdecydowanie czołówka. Z finalnym "rankingiem" powrócę następnym razem, bo mam jeszcze jedną "odsłonę" do skończenia, żeby móc z czystym sumieniem powiedzieć, że grałem we wszystkie główne Ace Combaty. 11 Cytuj
Mari4n 420 Opublikowano 17 lipca Opublikowano 17 lipca Forza Motorsport 5 (XSS) Po świetnej czwórce oczekiwania wobec kolejnej części były duże. Jak wyszło? Graficznie nie ma powodów do kręcenia nosem. Pomimo recyklingu niektórych modeli samochodów, prezentują się one dobrze, a jest ich ponad 200. Trochę mało, ale ekonomia gry i tak niespecjalnie daje możliwość na kupienie wszystkich, o czym później. Trasy również dają radę, zwłaszcza debiutująca Praga, w której widok na panoramę miasta podczas jednego zjazdu jest fantastyczny. Samych lokacji jest dość mało, bo tylko 17 plus warianty. Drzewa blisko trasy są modelami 3D, natomiast te bardziej oddalone to już znane "kartony", podobnie zresztą jak kibice. Nie wali to po gałach, bo i tak podczas wyścigu patrzy się na trasę, a nie na horyzont. Obraz jest ostry jak brzytwa, żadnych rozmyć. Okazjonalnie można zobaczyć w oddali doczytywanie się tekstur, ale jest to rzadkie, i raczej nie zwraca się na to uwagi. Zauważyłem też niewielkie "smugi" na krawędziach aut podczas wyższych prędkości poruszania. Przypominało to trochę ghosting, ale podobnie jak w przypadku tekstur nie odwraca to uwagi. Wszystko śmiga w 1080p/60fps bez żadnych spadków. Dźwiękowo jest to typowy poziom Forzy: Każde auto brzmi inaczej, wewnątrz kokpitu odgłosy są przytłumione, a ulepszenia silnika je modyfikują. Standard. Kompozytorem ścieżki dźwiękowej ponownie jest Lance Hayes, z tym że w tej grze odpowiada on za wszystkie utwory, a nie tylko te z menu. Muzyka jest typowo orkiestralna, w przeciwieństwie do elektronicznych z brzmień z poprzedniej części. Co ciekawe, nie ma suwaków głośności poszczególnych elementów, jest tylko jeden - master volume. Muzyka podczas wyścigów jest dość cicha, a przez to zagłuszana dźwiękami aut, można ją tylko włączyć lub wyłączyć, żadnej regulacji. Jak się tu jeździ? Wydaje się jakby samochody były bardziej podsterowne niż powinny, a przynajmniej te wolniejsze, bo już takim bolidem F1 można bączka wykręcić przy starcie. Asysty są typowe dla serii: linia, ABS, TCS i STM, cofanie czasu. Ten ostatni przeszedł jedną zmianę: zamiast braku bonusu za korzystanie, jest kara: minus jeden procent nagrody za każde użycie. Obecnie przez zamknięcie serwerów nie ma już debilnych drivatarów, tylko AI, co wychodzi grze na dobre. Jest nawet M. Rossi, który napsuł mi krwi w FM4. Oczywiście są też poziomy trudności, osobiście polecam nie schodzić poniżej ponadprzeciętnego, bo będzie zbyt łatwo. Model zniszczeń został w zasadzie niezmieniony, czyli kosmetycznie można co najwyżej urwać lusterka i spojler, a mechanicznie zniszczyć do tego stopnia, że zajęcie innego miejsca niż ostatnie jest niemożliwe. Gra wspiera kierownice, ale miałem problem z force feedbackiem: w pozycji neutralnej go po prostu nie było. Może to być wina mojej kierownicy (Thrustmaster TMX), albo jakiegoś ustawienia. Na padzie nie ma żadnych problemów, auta reagują tak jak powinny. Taki typowy simcade. Kariera podzielona jest na osiem kategorii takich jak na przykład Vintage lub Modern, a te z kolei na kilka serii trwających około 10 wyścigów. Rozpoczęcie każdej serii poprzedzone jest wstępem z komentarzem znanego dziennikarza motoryzacyjnego Jeremiasza Klaksona, lub jednego z jego dwóch pachołków. Po ukończeniu takowej, odblokowuje się dostęp do bonusowych wyścigów, które są opcjonalne. Żeby nie było zbyt monotonnie, w trakcie serii oprócz zwykłego ścigania się po torze, są wydarzenia specjalne, jak na przykład wjeżdżanie w kręgle na punkty, czy autocross. Nie rozumiem natomiast dlaczego na złoty medal wystarczy trzecie miejsce w wyścigach. Czyli co, wszyscy na podium dostają złote medale? Pomysł kompletnie z dupy. Po ukończeniu wydarzenia przyznawane są punkty doświadczenia kierowcy, współpracy z producentem, i kredyty. Za te pierwsze po osiągnięciu poziomu dostaje się 35 tysięcy gotówki, a za drugie procentowy bonus do wypłaty. Na początku wspomniałem o ekonomii. Tutaj wychodzi jeden problem. Mając bonusy rzędu 30% za każdy wyścig dostawałem około 12 tysięcy kredytów, co jest śmiesznie mało biorąc pod uwagę, że auta wymagane do niektórych serii kosztują milion lub więcej. Szybkie obliczenie, i wychodzi, że na kupno jednego takiego samochodu trzeba przeznaczyć forsę z aż 42 wyścigów. To był zabieg celowy, bo auta można kupować również za tokeny z MS Store, które obecnie są niedostępne. Gdyby nie to, że nazbierałem sobie bonusów za czasów Forza Hub, spędziłbym przy grze więcej czasu niż zamierzałem. Jak to każdej odsłonie serii bywa, tak i tutaj można ulepszać auta. Części podzielone są na kategorie (silnik, napęd, opony, itd), a poszczególne elementy mają swoje poziomy (sportowy, wyścigowy). Mają one faktyczny wpływ na wydajność auta, a niektóre z nich umożliwiają tuning. Na początku dobrze się bawiłem, ale im dalej, tym nudniej. Nawet wydarzenia specjalnie nie pomagały. 10 wyścigów na serię to za dużo, 3-4 plus jeden specjalny byłoby idealne. 5 Cytuj
MEVEK 3 519 Opublikowano 18 lipca Opublikowano 18 lipca W dniu 17.07.2024 o 03:29, kotlet_schabowy napisał(a): Kolejność "recek" będzie trochę przekłamana, bo Astro skończyłem później niż Reza, jednak jest to pierwsza pełna, duża grą VR, w którą wsiąknąłem i którą na ten moment uznaję za kwintesencją tego, co piękne w tej technologii. Astro Bot Rescue Mission Czyli właściwie pierwsza pełnoprawna przygoda robocika, który "w międzyczasie" wyrósł (słusznie) na mniej lub bardziej oficjalną maskotkę konsol Sony. W przeciwieństwie do niejako "obowiązkowego" (bo dodawanego do każdej konsoli) sequela na PS5, Rescue Mission jest i będzie pozycją dosyć niszową, z oczywistej przyczyny, jaką jest dedykowanie jej goglom do wirtualnej rzeczywistości (co więcej, gra utknęła na poprzedniej generacji sprzętu, jako że VR2 nie jest kompatybilny wstecz, a o porcie nic nie słychać). I o panie, jakże wspaniały to reprezentant szeroko pojętego "gatunku"! Cudowne wprowadzenie w świat VR i wykrzesanie z tego gadżetu dużego potencjału (również czysto wizualnie, bo gra zupełnie nie ma się czego wstydzić w porównaniu do innych platformówek ery PS4). Nie ma tu co prawda obsługi PS Move, ale to akurat dobrze, bo o ile "pały" zapewniają jeszcze większą immersję, tak ich używanie sprzyja trochę innemu typowi rozgrywki i na dłuższą metę może męczyć. Wracając do meritum: Astro Bot to fundamentalnie dosyć tradycyjna i pozornie raczej niezbyt odkrywcza platformówka 3D (przy czym levele są raczej korytarzowe), opierająca się na przejściu danego poziomu i uratowaniu po drodze jak największej liczby naszych ziomków. Cała magia tkwi jednak, co dosyć oczywiste, w korzystaniu z możliwości okularów VR. Pierwsze wrażenie zapewniło mi zwyczajny opad szczeny, który przerodził się później w ciągłego banana na ryju, z okazjonalnym, spontanicznym śmiechem w reakcji na różne cuda, które ukazywały się moim oczom. Moment, gdy pierwszy raz rozglądałem się po otoczeniu, a później poruszałem po levelu, przechodząc "kamerą" przez zwisające pnącza, prawie że czując, jak smagają mnie po gębie: coś pięknego i niezwykle osobliwego. Co tu dużo gadać, to trzeba przeżyć. Sam fakt, że jesteśmy WEWNĄTRZ gry zapewnia niespotykaną w tradycyjnym gejmingu immersję, przeskok wręcz generacyjny. Oglądając się "fizycznie", widzimy, co jest dookoła nas w świecie wirtualnym, możemy dosłownie zaglądać za róg półki, dać nura głową pod wodę czy nawet rozwalać "z dyńki" napotykane ściany. Robocikiem sterujemy za pomocą pada, który funkcjonuje też w świecie gry jako wielofunkcyjny gadżet. Co jakiś czas znajdujemy "power up", rozszerzający funkcje Dual Shocka np. o możliwość rzucania shurikenami (muśnięcie touch pada, kierunek i ułożenie gwiazdki regulujemy oczywiście odpowiednim ułożeniem kontrolera) czy strzelania kulkami. Każde takie rozszerzenie sporo wnosi do zabawy, bo twórcy zaprojektowali levele tak, by maksymalnie wykorzystać oferowane nam różnorodne opcje. Fizyka i efekty wizualne są na wysokim poziomie, co tym bardziej zachęca do zabawy i daje radochę z obserwowania reakcji świata/przeciwników np. na dostanie w twarz strumieniem wody xD Całość skąpana jest w niezwykle klimatycznej otoczce, budowanej zarówno przez warstwę wizualną (świetny design postaci i świata, oczywiście z motywem przewodnim w postaci wszelkiego rodzaju robotów), jak i dźwiękową. OST wpada w ucho, a motyw przewodni od pierwszej styczności z nim budował to specyficzne uczucie magii i nostalgii. Coś pięknego. Z minusów mogę wymienić ograniczoną do najbliższego otoczenia możliwość cofania się na poziomie (szczególnie, gdy już odhaczymy checkpoint), co skutkuje tym, że jeśli pominęliśmy jakiegoś robocika i zdajemy sobie z tego sprawę, to nadrobić tę stratę możemy tylko odpalając level od nowa. Starcia z bossami, choć kreatywne i robiące wrażenie wizualnie (bo to często wielkie bydlaki), mogą momentami zirytować przez konieczność powtarzania szeregu mozolnych czynności od nowa w przypadku skuchy. Czasami nie najlepiej działa też wykrywanie pozycji pada, ale to może być bardziej kwestia ustawienia sprzętu w pomieszczeniu. Mógłbym też napisać, że gra jest nieco za krótka, ale to bardziej subiektywne odczucie wynikające po prostu z żalu, że to już koniec przygody, bo tak naprawdę czas gry jest całkiem zadowalający, szczególnie doliczając do niego masterowanie dodatkowych wyzwać (najczęściej czasowe, nieraz mocno hardkorowe, ale baardzo wkręcające i wjeżdżające na ambicję) i ewentualne powtórki zaliczonych poziomów w celu ich wymaksowania (na razie sam to odpuściłem, choć wstępnie mam zamiar do nich wrócić). Trzeba tu też mieć na uwadze, że pozycje przeznaczone na VR z natury rzeczy są zaprojektowane raczej do krótszych sesji. No także bawiłem się rewelacyjnie, na co złożyło się zarówno pierwsze obcowanie z VR i zafascynowanie tą technologią, jak i rzecz jasna poziom Astro Bota sam w sobie. Jak pokazał sequel (i co z największym prawdopodobieństwem potwierdzi kolejny sequel), Team Asobi po prostu umie robić gry. Ze swojej strony mogę polecić jako absolutny must have, szczególnie dla fanów bocika. Zróbcie co się da, żeby choć na jakiś czas wejść w posiadanie tych gogli (tym bardziej, że można je podłączyć do PS5). Platyny nie robisz? Mi ze dwa dzbany zostały Cytuj
badzejo 361 Opublikowano 18 lipca Opublikowano 18 lipca Wczoraj zobaczyłem napisy końcowe po 170 godzinach w Baldurs Gate 3 i ja pierdolo jaki to masterpiece Mam za sobą Divinity Original sin 1 i 2, Pathfindera, Tormenta i inne giereczki z gatunku ale Baldurek 3 to opad szczeny pod każdym względem. Historia, świat, ekipa, wybory, zadania i mnogość opcji ich ukończenia, wszystko to top topów! noo kurła, oddałbym nerkę żeby dostać Baldurka 4 od tej ekipy Wiedziałem co będzie następne do ogrania ale mam taką pustkę że wszystkie giereczkowe plany poszły w piździet i zrobiłem nową postać i już zacząłem grę na poziomie taktyk xD A ta muzyka podczas walki z Spoiler Raphaelem To bangier ze hej, klimat rozwala czachę zayebista gra zrobiona z serduchem, nie dziwią mnie te zachwyty i nagrody 11/10 i znaczek jakości 6 2 Cytuj
Josh 4 524 Opublikowano 18 lipca Opublikowano 18 lipca Nie grałem jeszcze, ale widzę że wszyscy się spuszczają. Kurde, ja to bym chciał, żeby dali im do zrobienia nowego Fallouta, oczywiście w tym samym stylu co BG3 Cytuj
Jukka Sarasti 358 Opublikowano 18 lipca Opublikowano 18 lipca 6 minut temu, Josh napisał(a): Nie grałem jeszcze, ale widzę że wszyscy się spuszczają. Kurde, ja to bym chciał, żeby dali im do zrobienia nowego Fallouta, oczywiście w tym samym stylu co BG3 W trakcie robienia Original Sin 2 (kocham) wysyłali pitche do właścicieli trzech marek, aby zrobić w nich swoje RPG - poza BG3 była Ultima i właśnie Fallout. Ultima mnie nie obchodzi, ale straciliśmy szansę na pierwszego dobrego Fallouta od NV Choć z drugiej strony BG3 nie miało u mnie łatwej pozycji startowej jako fana OS i starych Baldurów, a jestem zakochany. Cytuj
Pupcio 18 432 Opublikowano 18 lipca Opublikowano 18 lipca Nie ma szans. Todd zawistnik nigdy nie wypuści ze swoich szponów tej serii dopóki jest w beci Cytuj
ASX 14 654 Opublikowano 18 lipca Opublikowano 18 lipca 7 minut temu, Pupcio napisał(a): Nie ma szans. Todd zawistnik nigdy nie wypuści ze swoich szponów tej serii dopóki jest w beci przecież Obsidianowi dał zrobić New Vegas Cytuj
Josh 4 524 Opublikowano 18 lipca Opublikowano 18 lipca Da, przecież dla niego liczy się już tylko kasa. Jeszcze jak ktoś odwali robotę za niego, to już w ogóle cymesik. Cytuj
Pupcio 18 432 Opublikowano 18 lipca Opublikowano 18 lipca 25 minut temu, ASX napisał(a): przecież Obsidianowi dał zrobić New Vegas I tak go to zabolało że w rok poskładali na tym zdaunionym silniku lepszą grę niż on kiedykolwiek stworzy że widać ten ból aż do dziś Cytuj
drozdu7 2 792 Opublikowano 18 lipca Opublikowano 18 lipca 2 godziny temu, Josh napisał(a): Nie grałem jeszcze, ale widzę że wszyscy się spuszczają Ja kupiłem na początku roku, ale jakoś zwlekałem. Teraz zacząłem i po dwóch godzinkach jestem jednocześnie zauroczony (możliwościami) i totalnie przytłoczony (możliwościami) Cytuj
Homelander 2 082 Opublikowano 19 lipca Opublikowano 19 lipca Znowu mój post w temacie, wow! Anyway, skończyłem Portal 2. Gra zrobiła na mnie absolutnie fantastyczne pierwsze wrażenie. Przede wszystkim humorem i klimatem. Ale i stawianie portali i rozwiazywanie zagadek to swietna zabawa. Do tego jak ta gra wygląda!!! Design jest fantastyczny, a miejscówki świetne. No i byłaby to gierka na 9+, gdyby nie jedna rzecz. Absolutna liniowość. Jest tylko jeden słuszny sposób na przejście gry. Aż mi się nie chciało wierzyć, więc sprawdziłem z youtube. Jasne, zagadki są super, ich rozwiązywanie logiczne i satysfakcjonujące. No ale drugie podejście do gry będzie identyczne jak pierwsze. Ogólnie super giereczka i cieszę się, że skończyłem 6 Cytuj
oFi 2 467 Opublikowano 19 lipca Opublikowano 19 lipca 21 godzin temu, badzejo napisał(a): Fallout od Lariana w stylu BG3 ? Tylko ze Larian robi własne gry. Wątpię by chcieliby robić dla kogoś nawet fallouta na swoim silniku gdy mogą tworzyć coś na własny rachunek. Swen Vicke wątpię by się zgodził widząc jak potoczyły się losy Lariana. Cytuj
badzejo 361 Opublikowano 19 lipca Opublikowano 19 lipca Szansa na takie coś pewnie jak trafić 6 w Lotto ale pomarzyć można Cytuj
XM. 10 888 Opublikowano 19 lipca Opublikowano 19 lipca 56 minut temu, oFi napisał(a): Tylko ze Larian robi własne gry. Wątpię by chcieliby robić dla kogoś nawet fallouta na swoim silniku gdy mogą tworzyć coś na własny rachunek. Swen Vicke wątpię by się zgodził widząc jak potoczyły się losy Lariana. Nawet jeśli by chcieli to wątpię, że Bethesda dałaby IP studiu, które zrobiloby lepszą grę i potem każde wydanie gry juz od nich wiązałoby się z porównywaniem do tej (zapewne o wiele lepiej zrobionej) gry. Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Suavek 4 696 Opublikowano 20 lipca Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 20 lipca Ace Combat 3: Electrosphere (PSX) - wersja zachodnia/international Miałem tego nie robić, ale w ramach ciekawostki postanowiłem sprawdzić te nieszczęsne oficjalne angielskie wydanie Ace Combat 3, wgrywając grę na RG35XX. Dla tych co nie wiedzą, ta odsłona AC na zachodzie została drastycznie okrojona, pozbawiona całej oryginalnej fabuły, jak i zmieniono strukturę wielu misji, zaś kampania jest w całości liniowa. Nie wiem, czy wszyscy tutaj pamiętają pirackie wersje gier "z bazaru" lata temu, kiedy to kacapy i pokrewne upychały wiele gier na jednym CD poprzez wycięcie wszystkiego, co zbędne, żeby zaoszczędzić miejsce. Gry nie miały cut-scenek, czasem muzyki, dialogów i w efekcie często sensownej fabuły. Zachodni AC3 przypomina mi właśnie takiego potworka - okrojoną i uproszczoną gierkę, żeby się zbytnio nie napracować i dodatkowo zmieścić całość na 1CD, zamiast 2CD. Przykre, że wielu nabywców, szczególnie w tamtych czasach, było tego kompletnie nieświadomych. Co prawda sama gra mechanicznie to wciąż ten sam AC3 co japończyk. Misje są w większości te same, po prostu okrojone z dialogów i jakiegokolwiek sensu. Fabuła jest bardzo szczątkowa i ograniczona do krótkich tekstów pisanych. Bo nawet nie briefingów, które sprowadzają się zwykle do jednego krótkiego zdania typu "wróg atakuje bazę, zniszcz wrogie samoloty". Różnica w gameplay'u jest taka, że bez podziału na oryginalne frakcje mamy dostęp do wszystkich samolotów, które odblokowujemy stopniowo. Także mam wrażenie coś było nie tak z AI przeciwników, bo gra była chwilami zbyt prosta i rzadko kiedy wrogie samoloty we mnie strzelały. No i jak już wspomniałem, całość nie trzyma się kupy, bo pozostawiono niektóre cut-scenki w misjach bez kontekstu, nie wiadomo co się dzieje, od czego zależy kiedy mamy skrzydłowego, a kiedy nie. Totalny nonsens. Tym bardziej, że nadal mamy tu misje, które można ukończyć w 30 sekund. Ma to swój taki plus, że w gierkę dobrze mi się grało na wspomnianym Anbernic RG35XX, nawet bez gałki analogowej (która w AC3 była dziwna, ograniczona tylko do czterech kierunków). Odpalałem sobie misję-dwie przed snem, czy na kibelku, i biorąc pod uwagę, że sama mechanika AC3 jest mimo wszystko dobra, to jakąś tam frajdę miałem, bez słuchania i oglądania długich dialogów pomiędzy misjami, jak w oryginale. Na swój sposób dobre rozwiązanie, szczególnie na taki sprzęcik. Niemniej jednak mając wybór zdecydowanie radzę grać w japońską wersję AC3 z wgranym patchem angielskim. Fabuła trójki jest jedyna w swoim rodzaju, nieliniowa, wielowątkowa i warta uwagi. Gameplay również niezły, choć nie tak porywający jak reszta serii. No i muzyka niestety słaba. Ale o tym już kiedyś pisałem. Tym sposobem mogę nareszcie powiedzieć, że ukończyłem w przeciągu ostatnich ~8 miesięcy całą serię Ace Combat. Korciło mnie długi czas zrobić jakieś zestawienie, ranking poszczególnych odsłon, ale uznałem, że taka wyliczanka nie będzie najlepsza. Przy niemal każdym AC bawiłem się na swój sposób dobrze, lub bardzo dobrze, ale w niektórych przypadkach stawianie jednej odsłony nad drugą byłoby mocno umowne i naciągane. Zrobiłem tym samym listę w Tiermakerze. Kolejność w poszczególnych rządkach przypadkowa. I od razu zaznaczę, że to, iż dana gierka jest niżej nie oznacza, że jest słaba. Zresztą, krótkie podsumowanie oraz odnośniki do moich wrażeń z tego tematu poniżej. Ace Combat 5: The Unsung War / Squadron Leader Gra, dzięki której wkręciłem się w całą serię, nawet nie będąc fanem samolotów, czy symulatorów. Mój pierwszy Ace Combat i jednocześnie do dziś zdecydowanie najlepszy pod niemal każdym względem. Nie mówię tego tylko i wyłącznie przez gogle nostalgii, choć wiem, że nie każdy się z tą opinią zgodzi. Dla mnie jest to jedna z najlepszych gier akcji w jakie grałem. Struktura misji, oprawa audiowizualna, charyzmatyczni bohaterowie (Bartlett, Chopper, Pops, Edge), świetne i wyraźne dialogi, zróżnicowanie zadań, zwroty akcji oraz kolokwialnie mówiąc "epickość" całości, którą uzupełnia rewelacyjny i dobrze dopasowany soundtrack. Już w czasach PS2 chciało mi się do gry wracać, powtarzać misje, kończyć całość na coraz to wyższych poziomach trudności z jak najlepszą rangą końcową, odblokowując przy tym kolejne samoloty dla siebie i skrzydłowych, jak i dodatkowe warianty kolorystyczne. Pod koniec zeszłego roku odświeżyłem sobie wersję PS4 i bawiłem się tak samo dobrze, co kilkanaście lat temu i nadal nie mam wcale dość. Jedna z moich ulubionych gier ogólnie. Ace Combat Zero: The Belkan War Gra na silniku AC5 będąca zarazem prequelem fabuły, choć wydana parę lat później. Swego czasu miałem nadzieję na godnego następcę ukochanej piątki, ale niestety, choć mechanicznie gra jest bardzo dobra, tak nie posiada już "tego czegoś" co oferowała piątka. Konkretniej mówiąc, misje są prostsze, fabuła i sposób jej prowadzenia średnio ciekawe, zaś cała kolorystyka gry mocno "szarobura". Gra ma swoich fanów, z których wielu stawia ją mimo wszystko wyżej od AC5, ale dla mnie to tylko/aż dobra odsłona serii i zdecydowanie jej czołówka. Niedawne powtórne przejście było bardzo przyjemne i na pewno nie będzie ono ostatnim. Gra ma dużo do zaoferowania, muzyka wciąż trzyma przyzwoity poziom, a dodatkowy system moralności zachęca do powtórnych przejść. Stwierdziłem, że nie mogę wiecznie oceniać wszystkiego przez pryzmat piątki, a samodzielnie Belkan War to wciąż naprawdę dobra gra. Ace Combat 7: Skies Unknown Szerszy opis raptem kilka postów wyżej. Gdy grałem po raz pierwszy kilka lat temu, to odpychająca fabuła mocno mi zniesmaczyła całość, którą dodatkowo oceniałem przez pryzmat AC5. Niedawne ponowne przejście i przymknięcie oka na patetyzmy w cut-scenkach poprawiły moją opinię. To jest prawdziwy współczesny Ace Combat i solidna baza do stworzenia kolejnych odsłon w przyszłości, za co trzymam kciuki. Historia to takie pół na pół - część wątków jest fajna, a część odpycha, czy wręcz nudzi. Ale sam gameplay to naprawdę konkretne mięsko, zaś mechanika gry została usprawniona na tyle, że każdy powinien znaleźć coś dla siebie, od "każuali", po "wymiataczy". Dobrze mi się grało, ale mimo wszystko powtórzę do znudzenia, że do poziomu AC5 tej grze niestety daleko. Project Wingman Tak, wiem, że to nie jest prawdziwa odsłona Ace Combat. Ale to Ace Combat. Przynajmniej mechanicznie. Daj komuś pada nie mówiąc w co gra, a z pewnością by od razu powiedział, że to nowa odsłona AC. Od sterowania, po założenia rozgrywki, układ UI, stylistykę briefingów, Project Wingman to tytuł wyraźnie inspirowany serią Ace Combat, a do tego naprawdę udany. Fabuła może nie jest jakaś szczególnie porywająca, zaś większość misji sprowadza się do zniszczenia wszystkich/określonych celów, ale cała reszta prezentuje się naprawdę świetnie i ma niesamowity "feeling" (to działko maszynowe, brrrr!). Aby tego było mało oprócz kampanii gra oferuje również tryb Conquest, swego rodzaju nieliniowy roguelite. Świetnie mi się w to grało i z pewnością do tej odsłony jeszcze w przyszłości wrócę. Kusi mnie sprawdzić wersję PS5, która ma jakąś dodatkową kampanię, ale poczekam na obniżkę. Ace Combat 3: Electrosphere (JAP) Oryginalna, japońska wersja Ace Combat 3 jest mocno specyficzna i wyróżnia się do dziś nawet na tle najnowszych odsłon serii. Już nawet pomijając futurystyczny setting, gra jest mocno nastawiona na fabułę. Często kolejne cut-scenki i dialogi pomiędzy misjami trwają dłużej, niż same misje. Taki Metal Gear Solid 2 serii Ace Combat. I jest to zdecydowanie najciekawszy element gry, tym bardziej, że w trakcie kampanii podejmujemy kilkukrotnie różne decyzje, które wpłyną na dalsze misje, frakcję z którą się sprzymierzymy, oraz zakończenie. Sam gameplay również wprowadził kilka rozwiązań, które są charakterystyczne tylko dla AC3, jak mocno zróżnicowane uzbrojenie samolotów. Na minus ścieżka dźwiękowa, która bardziej przypomina jakiś ambient, aniżeli cokolwiek melodyjnego. Misje również nie zawsze ciekawe, bądź stanowiące przerost formy nad treścią. Jak już pisałem, niektóre zdarzało mi się skończyć w 30 sekund. Ale jako całość jest to naprawdę warta uwagi odsłona, głównie ze względu na fabułę. Ace Combat 4: Shattered Skies / Distant Thunder Przeskok generacji z PSX do PS2 mocno udany, pomimo ograniczonego budżetu, jakim dysponowało wtedy studio. Jednocześnie solidna baza dla przyszłych odsłon AC. Dla wielu fanów to właśnie AC4 jest tym najlepszym Ace Combatem. I choć osobiście bawiłem się świetnie zarówno kilkanaście lat temu, jak i niedawno, tak nie mogę powiedzieć, żebym zapamiętał z gry coś więcej, niż pojedyncze momenty. Wiem, że dziwnie to brzmi, ale choć AC4 jest naprawdę świetną grą i odsłoną serii, to na tle wielu innych brakuje jej "tego czegoś", co by ją wyróżniło, przynajmniej w moich oczach. Styl rozgrywki jest mocno Arcade'owy, co widać po strukturze misji i zadań, czy nawet muzyki. Fabuła jest dobra, nieźle przedstawiona, ale chwilami przesadnie ckliwa, aczkolwiek to kwestia subiektywna. Myślę po prostu, że AC5 czy AC6 na tyle podniosły poziom, że ciężko mi było poszczególne gry postawić na zbliżonym poziomie. AC4 jest super, nawet po latach, ale chętniej bym wrócił do kilku innych odsłon. Ace Combat: Assault Horizon Legacy / Cross Rumble 3D Gra, którą skrzywdził zachodni tytuł. Nijak związana z Asssault Horizon, natomiast całość to nic innego jak prawdziwy Remake Ace Combat 2 z PSX, wzbogacony o nowe dialogi, mechanikę, muzykę i cut-scenki. Zarazem jest to zlepek rozmaitych pomysłów innych odsłon serii, ale efekt końcowy okazał się naprawdę zabawny, co mnie naprawdę pozytywnie zaskoczyło. Do tego stopnia, że biorę pod uwagę kolejne przejście gry. Tym bardziej, że forma handheldowa się tu sprawdza wyjątkowo dobrze, nawet pomimo okazyjnych chrupnięć. Sky Crawlers: Innocent Aces Kolejny przypadek "to nie Ace Combat, ale to Ace Combat". Tym razem odwrotnie - za tytuł odpowiada samo Project Aces, gra działa na silniku Ace Combat i bazuje na dokładnie tych samych założeniach rozgrywki. Jedyne różnice to setting bazujący na anime Sky Crawlers oraz to, że walczymy samolotami śmigłowymi, a nie odrzutowcami. W efekcie mamy większy nacisk na ostrzał działek maszynowych, aniżeli rakiet samonaprowadzających. Dla mnie osobiście gra to odkrycie roku, bo nigdy wcześniej z jakiegoś powodu o niej nie słyszałem, a bawiłem się przy niej rewelacyjnie. Kampania nie jest niestety długa oraz nie ma tu zbyt wiele, co by zachęcało do ponownego przejścia, ale cała reszta była przezabawna. Szczególnie mechanika manewrów i pogoni za wrogimi samolotami. Fabuła dość zakręcona dla kogoś, kto nie zna anime, ale jak przystało na "serię" również dość "epicka", pełna zwrotów akcji i wpadającej w ucho muzyki. Gra niestety wyszła tylko na Wii, ale mimo tego polecam, szczególnie po ogarnięciu sterowania na emulatorze, które można dostosować do klasycznego pada i grać jak w każdą inną odsłonę AC. Ace Combat 2 Dziwna sprawa, bo nie mam tu zbyt wiele do powiedzenia. Ace Combat 2 to świetna gra Arcade i jak na PSX naprawdę robiąca ogromne wrażenie, zarówno od strony mechaniki, jak i oprawy audiowizualnej. Dlaczego tak nisko w "rankingu"? Chyba właśnie dlatego, bo choć całość jest dobra, ciekawa, to na tym etapie niczym się nie wyróżniała. Fabuła wtedy była wyłącznie pretekstem do kolejnych misji. Misje były fajne, ale generalnie przeszedłem całość w parę godzin, stwierdziłem, że "było fajnie, polecam", ale nie czuję pokusy, by na razie do gry wrócić. Kiedyś z pewnością, na podobnej zasadzie "pograć, przejść, zapomnieć". Ale na tle reszty serii nie mogę postawić jej wyżej. Ace Combat X: Skies of Deception To jest dziwny przypadek, bo gdybym miał w miarę obiektywnie ocenić tytuł, to robi on niemałe wrażenie jak na platformę docelową, jaką było PSP. Taka rozwinięta formuła AC4 z kilkoma fajnymi pomysłami, jak modyfikowalne samoloty, nieliniowa struktura kampanii itp. No ale... nie mogę powiedzieć, żebym bawił się rewelacyjnie. Większość misji mnie nie porwało, wiele z nich było stosunkowo prostych, fabuła kompletnie mnie nie interesowała, muzyka średnio wpadła w ucho (być może przez wysoki poziom kompresji), natomiast wszelkie głosy/dubbing wołały o pomstę do nieba, szczególnie, że wiele kwestii podczas gry się powtarzało a nieszczęsne wrogie "Help me! He's right behind me!" pamiętam do dzisiaj. Nie grałem w ACX w okolicach premiery. Pierwszy raz ukończyłem ją kilka miesięcy temu i była to zabawa na zasadzie przejścia i zapomnienia. Niemniej jednak gierkę nadal mam wgraną na PSP, więc może kiedyś się pokuszę o ponowne przejście. Ace Combat: Joint Assault Tyle co czytam w internetach, to "ACX2" jest uznany za najgorszą, czy jedną z gorszych odsłon serii. Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Mnie gra bardzo pozytywnie zaskoczyła i uważam, że pod wieloma względami jest ona lepsza od ACX. Misje są bardziej zróżnicowane, fabuła naciągana, ale lepiej przedstawiona, dubbing na znacznie lepszym poziomie, podobnie jak muzyka. Budżet był zdecydowanie większy, niż w przypadku ACX. Problem gry polega na tym, że jest ona dość chaotyczna i niespójna. Jak to określiłem kiedyś, taki zlepek różnych pomysłów, z których część nie do końca przemyślanych, bądź naciąganych. Tempo rozgrywki również zauważalnie wolniejsze na tle reszty serii. Ogółem jednak w żadnym wypadku nie jest to gra zła. Specyficzna, ale daleki jestem od demonizowania jej jak wielu innych fanów AC. Osobiście bawiłem się dobrze, a niektóre kawałki muzyczne z soundtracku pamiętam dobrze do teraz. Ace Combat 6: Fires of Liberation Gra o tańczeniu z aniołami. Tańcz z aniołami. Miłego tańca z aniołami. Bo o tańcu z aniołami będziemy słuchać w co drugim dialogi, co drugiej cut-scence, totalnie bez kontekstu, czy sensu. AC6 to mało popularna odsłona serii, zapewne przez to, że trafiła jako exclusive na X360. W dodatku historia, choć na tamte czasy porządnie ukazana, była zwyczajnie słaba, wręcz irytująca. Gameplay jest dość klasyczny, ale rozszerzony o kilka naprawdę fajnych mechanik i rozwiązań. Walki toczą się na większą skalę, w trakcie jednej misji mamy niekiedy do sześciu osobnych zadań do wykonania wedle naszego uznania, plus możemy się wesprzeć wsparciem jednostek sojuszniczych. Wszystko fajnie, tylko niestety samych misji w grze nie ma zbyt wiele, jak i na tle reszty serii brakuje tu jakichś zapadających w pamięci momentów. Muzyka jest dobra jako tło, ale do odsłon PS2 jej daleko. No i 30fps, nawet po odpaleniu we wstecznej kompatybilności. Ogólnie nie mogę powiedzieć, żebym bawił się źle, ale mimo wszystko nie jest to gra, którą bym się zachwycał, pod jakimkolwiek względem. Ace Combat: Assault Horizon "Czarna owca" serii stworzona z myślą przypodobania się przeciętnemu amerykańskiemu każualowemu miłośnikowi Call of Duty i innych pokrewnych szaroburych shooterków militarnych. Gdy grałem pierwszy raz, to oczywiście jako miłośnik odsłon PS2 byłem zniesmaczony. Nie żebym bawił się źle, ale oczywiście przodowała krytyka, jak to uprościli i zepsuli moją ulubioną serię. Gdy jednak wytarłem już pianę z pyska i zagrałem ponownie kilka miesięcy temu, to nawet doceniłem grę w takiej, a nie innej formie. Już walić tę śmieszną historyjkę, ale gameplay'owo jest to naprawdę dobra odsłona, a cały ten efekciarski system automatycznej pogoni za wrogimi samolotami mimo wszystko zabawnny i satysfakcjonujący. Do tego oprawa audiowizualna na przyzwoitym poziomie, fajny soundtrack, nie najgorsi bohaterowie i kilka "epickich" momentów. Nie będę się krzywił, nie będę narzekał. Jaki by ten AC nie był, to jako gra nie jest on zły. Ace Combat 3: Electrosphere (US/EU) Opis wyżej. Okrojony AC3. W rezultacie prosta arcade'ówka z futurystycznymi samolotami, która niczym się nie wyróżnia. Można pograć, ale lepiej wziąć wersję japońską. Ace Combat / Air Combat Od razu powiem, że to, iż pierwsza odsłona serii jest na dole listy nie świadczy, że jest to kiepska gra. Niemniej jednak jest to bardzo prosta i już mocno wiekowa odsłona, która na tle reszty serii nie oferuje absolutnie niczego, przez co mógłbym ją polecić. Na tym etapie jest to ciekawostka. Do przejścia raz i zapomnienia. No ale jak na 1995 rok to trzeba przyznać, że taka przystępna forma rozgrywki musiała robić wrażenie, szczególnie na tle wszelkich "realistycznych" symulatorów myśliwców. Ale dziś? Nah... Już nawet Ace Combat 2 wszystko robi lepiej i lepiej po niego sięgnąć. Ace Combat Infinity W to już nie zagramy, poza archiwum na YouTube... Gra F2P z PS3, której serwery już dawno zamknięto. Nie ma nawet opcji, żeby zagrać w kampanię fabularną dla pojedynczego gracza, która, choć krótka, nie była wcale zła. No ale i tak leci na dół listy. Grałem trochę po sieci swego czasu i mechanicznie gra była naprawdę dobra. 60fps, klasyczny gameplay, różne tryby rozgrywki, muzyka z całej serii i trochę nowej. No ale niestety model F2P mówi sam za siebie - limity, ograniczenia, paywalle. Nawet kampania była przyblokowana. I co z tego, że ktoś wydał pieniądze na jej odblokowanie, skoro dziś już sobie w nią nie pogra? Uroki Live-Service. Trochę szkoda, no ale co poradzić. Można sobie co najwyżej odświeżyć na YT. Nie grałem i nie uwzględniam na liście jakichś pierdół pokroju Ace Combat Advance z GBA, czy dziwadeł z iOS, których ani się nie kupi, ani nie odpali. Ogółem dodam tylko, że nigdy w życiu nie byłem miłośnikiem ani symulatorów, ani samolotów, a jednak Ace Combat to jedna z moich ulubionych serii gier do dziś. Ma w sobie coś trzymającego w napięciu, a dzięki nastawieniu na Arcade, aniżeli Sim całość jest dużo bardziej przystępna. No i wszelkie japońskie dziwadła, pokroju latających fortec i broni masowej zagłady, loty przez wąwóz czy tunele sprawiają, że nie sposób się nudzić w kolejnych misjach, czy odsłonach. Powyższa lista to oczywiście moja subiektywna opinia, ale i tak zachęcam do sprawdzenia tych bardziej ikonicznych części. Najbardziej przystępny obecnie będzie oczywiście Ace Combat 7, ale do odsłon PS2 również szczerze zachęcam, jeśli ktoś jeszcze nie grał. 11 3 1 Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Josh 4 524 Opublikowano 21 lipca Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 21 lipca (edytowane) Wleciał mały maratonik Syfiastych Filtrów i muszę przyznać, że bawiłem się przy tych grach dużo lepiej niż zakładałem. Oczywiście nie była to dla mnie żadna nowość, bo każdą z nich już kiedyś ukończyłem, ale nie utkwiła mi ta seria w pamięci jako muskularny chad, a raczej jako taki sympatyczny, ale też nieco upośledzony krewny MGS'a/Splinter Cella. No więc po zanurzeniu się powtórnie w ten świat walki z bioterroryzmem i spędzeniu w nim kilkudziesięciu godzin musiałem na nowo zrewidować swoje poglądy. Syphon Filter 1 Sam początek i to od razu z grubej rury. Wrzuceni w przepocone mokasyny agenta specjalnego Gabriela Logana musimy stawić czoła terrorystom na ulicach Waszyngtonu. Zero jakiegokolwiek tutorialu, zero czasu, żeby oswoić się ze sterowaniem, przeciwnicy napierdalający do nas z dachów, przeskakujący w ilościach hurtowych przez murki, za chwilę trzeba ochraniać ziomka rozbrajającego bombę, nieco później zejść do stacji metra, aby tam zająć się kolejnym ładunkiem wybuchowym, co nie kończy się zbyt dobrze i całe metro idzie z dymem, a my musimy szybko się z niego wydostać zanim pożre nas ogień, następnie dramatyczny pościg za rosyjską agentką i slalomy między pędzącymi pociągami... jprd, a to dopiero pierwsze trzy misje Później też jest grubo, wliczając w to rozbrajanie ładunków nuklearnych i ucieczkę z pilnie strzeżonej bazy na Kazahstanie, stealth w ukraińskich katakumbach czy starcie z helikopterem. Tutaj cały czas coś się dzieje, ale też bardzo fajnie został zachowany balans między ostrą młóćką, a typowo szpiegowskimi motywami, gra jest naprawdę zróżnicowana. Grafika wiadomo, że dzisiaj to już wymiociny (zresztą nawet na swoje czasy nie było to nic pięknego), nieźle straszy pikseloza, postacie są zbudowane z trzech klocków na krzyż, a otoczenie w większości przypadków albo spowija mgła albo mrok nocy, przez co rzadko kiedy widać co się znajduje na dalszym planie. Za to muzyka robi robotę po całości, nawet przez chwilę nie dając wątpliwości, że uczestniczymy w cholernie intensywnym, szpiegowskim filmie akcji Jedyne co mi się tu nie podobało, to niektóre misje, w których trzeba znaleźć określoną ilość celów niezaznaczonych na mapie (np. uratować zakażonych pacjentów w katedrze) - lokacje potrafią być spore i zawierają masę różnych rozgałęzień, więc łatwo coś przeoczyć, a później godzinę się po nich kręcić jak skończony głupek. Nie zawsze jest jasne co właściwie trzeba zrobić i zabija to nieco dynamikę gry. Syphon Filter 2 Absolutny peak tej serii i tutaj pewnie niektórych zapiecze, ale według mnie ta gra zestarzała się lepiej i oferuje dzisiaj nawet więcej niż pierwszy MGS. Niesamowicie filmowa narracja, wciągające political fiction ponownie z bioterroryzmem oraz spiskami na najwyższym szczeblu, story ponownie rzucające nas po różnych zakątkach świata, bardzo zróżnicowane misje i zadania, świetnie przemyślane i bardzo nietypowe walki z bossami, a także możliwość wcielenia się również w partnerkę Gabe'a - Lian Xing. Jeszcze bardziej niż w MGS ma się wrażenie uczestniczenia w filmowym blockbusterze i po prostu gra się w to jeszcze lepiej niż w poprzednią odsłonę. Niekiedy bywa mocno stresująco, deweloperzy nawet przez chwilę nie pieszczą się z graczem, a za najlepsze tego przykłady niech posłuży misja w ośnieżonych górach Kolorado, w której atakują nas pochowani snajperzy i nawet przez moment nie możemy stanąć w miejscu, żeby nie zaliczyć headshota (zgon na miejscu) lub inna, w której próbujemy uciec z pilnie strzeżonej stacji badawczej, w której z każdego kierunku jesteśmy ostrzeliwani przez ziomków w nowoczesnych skafandrach odpornych na jakiekolwiek pociski i trzeba wiać na złamanie karku chowając się po szybach wentylacyjnych. Stres level: 9999 o bossie wyposażonym w granatnik nawet nie wspomnę (jeden celny strzał i Gabe ląduje na SORze). Cała gra to bardzo ambitny projekt jak na tak słabą konsolę jak PSX i nawet umowna grafika (zero progresu względem SF1) nie psuje wrażenia. Syphon Filter 3 Tutaj już niestety coś zaczęło się psuć. Fakt, dalej jest różnorodnie, zwiedzamy różne egzotyczne miejscówki na mapie świata i wcielamy się w skórę jeszcze większej ilości bohaterów, dzieje się sporo, a poziom trudności ani myśli aby choć odrobinę spasować, jednak brak w tym wszystkim spójności. Fabularnie nasz dzielny hiroł trafia do sądu, gdzie musi oczyścić się z zarzutów stawianych mu przez skorumpowanego urzędasa, co sprowadza się do tego, że każda misja to po prostu jakieś średnio powiązane ze sobą wspominki, a główny wątek rusza dopiero w trakcie dwóch ostatnich misji prowadzących do niekoniecznie satysfakcjonującego finału. Nie jest już tak hollywoodzko, a i sam gameplay widać że wypstrykał się z większości pomysłów, bo nie ma tu w zasadzie nic, czego byśmy nie widzieli w dwóch poprzednich odsłonach. Z ciekawszych akcji to co najwyżej przebijanie się przez pole minowe w dżungli tak, żeby spocone dupsko Gabriela nie zostało rozerwane na strzępy czy ochranianie konwoju przed ciapatymi gdzieś na Bliskich wschodzie. Cała gra jednak mocno kojarzy mi się z Tomb Raider:Chronicles, zarówno jeżeli chodzi o narrację, jak i sam fakt, że to jest punkt, w którym seria stanęła w miejscu i deweloper nie bardzo wiedział w którym kierunku pchnąć ją dalej. Jak najbardziej można pyknąć, zwłaszcza że nie jest to długa przygoda (max 5 godzinek), ale takich giereczkowych uniesień jak w przypadku dwóch poprzednich Filtrów do Syfonu to już bym się nie spodziewał. Syphon Filter Dark Mirror & Logan's Shadow Pozwolę sobie pominąć odsłonę zatytuowaną The Omega Strain, bo ani ta gra nie była dobra, ani nie ma jej obecnie dostępnej na Storze, więc lecimy od razu z dwoma częściami wydanymi pierwotnie na PSP. Przede wszystkim trzeba sobie tutaj wyjaśnić jedną istotną kwestię: to nie jest już Syphon Filter. To jest Gears of War Klimatów szpiegowskich tyle tutaj co kot napłakał, stealth w zasadzie nie istnieje, niemal cała gra opiera się na chowaniu się za przeszkodami i eliminowaniu dziesiątek, a nawet setek napierających przeciwników. Nawet Gabe'owi i Lian zmienili głosy, żeby gra jeszcze mniej przypominało to oryginalne SF... co mnie osobiście nawet rozbawiło, bo nowy aktor zajebiście śmiesznie się pręży i próbuje oddać charakterystyczny, głęboki, lekko zachrypnięty głos Logana, ale mu to po prostu nie wychodzi i brzmi przez to komicznie. Nawet z ryja jakiś taki dziwny, chyba obdarowany przez naturę dodatkowymi chromosomami. Coś tam próbowano poudawać, że gra jednak jest trochę "espionage" totalnie zrzynając ze Splinter Cella i dając graczowi do dyspozycji gogle z trzema trybami wizyjnymi, ale tak naprawdę rzadko kiedy jest to potrzebne. To powiedziawszy muszę z ręką na sercu przyznać, że to nie są złe gry: strzelanie trąci już dzisiaj oldschoolem, ale ładowanie ołowiu w tępe łby zakapiorów daje fun (dużo się strzela do Ruskich śmieci, więc +1), misje są intensywne i krótkie, więc leci się przez giereczkę jak petarda, lokacje są zróżnicowane, muzyka bywa naprawdę DOBRA, a story bardzo fajnie rozbudowuje lore skupiając się jeszcze bardziej niż kiedykolwiek wcześniej na postaciach Logana i Xing i odsłaniając ich nieodkryte dotąd karty przeszłości. Podsumowując: gorąco zachęcam, aby zagrać w dwa pierwsze Syphony, bo nawet dzisiaj to są świetne tytuły. Z urywającym łeb klimatem, wymagające, nie traktujące gracza jak idioty, intensywne, całkiem brutalne (nic nie stoi na przeszkodzie, żeby masakrować bezbronnych cywilów - poza napisem game over, ale to nie zawsze ). Wszystkie pozostałe części nie są już tak dobre, ale z braku laku też można obczaić, zwłaszcza że każda z nich znajduje się w pakiecie Premium w Plusie, więc bankructwo Wam nie grozi. Edytowane 21 lipca przez Josh 13 2 Cytuj
Pupcio 18 432 Opublikowano 21 lipca Opublikowano 21 lipca Grałem tylko w te z psp(mega gerki) i demko jedynki ale chyba kiedyś spróbuje bo mgsy to już przechodze jak robot tak je znam a w splinter cellu nigdy się nie zakochałem. Cytuj
Jukka Sarasti 358 Opublikowano 21 lipca Opublikowano 21 lipca Pamiętam, że jedynka SF mi się bardzo podobała, późniejsze odsłony jakoś mnie ominęły. Po tym poście powyżej aż kusi, żeby kiedyś sobie odświeżyć oraz odpalić dwójkę. Rzadko mam ochotę na point and clicki i niewątpliwie nieco przez to tracę - Excavation of Hob’s Barrow to dobry przykład. Omawiany tytuł to bowiem kawał klimatycznej historii sięgającej po nie aż tak popularne w grach motywy (folk horror na europejską modłę - widuję przy tej grze tagi wskazujące na lovecraftowski czy kosmiczny horror, ale się z nimi nie zgadzam), a przy okazji spokojna i przyjemna rozgrywka. Nasza dzielna protagonistka w osobie Thomasiny przybywa na brytyjskie zadupie celem zbadania tytułowego kurhanu na zaproszenie jednego z lokalsów. Miejscowi jednak ze wszech miar utrudniają bohaterce realizację jej celu i jak się oczywiście okaże, nie bez powodu. Jako, że jednak gierkowi herosi prą zazwyczaj nieuchronnie do celu, to i Thomasina ruszy sprawę do przodu. Na swoją zgubę. Gra świetnie buduje atmosferę, pomimo tego, że zgon to nam tutaj nie grozi. Historię poznajemy z opowieści Thomasiny już po wydarzeniach zawartych w grze, która od początku bardzo żałuje swojej eskapady. Do tego robotę wykonuje muzyka i paradoksalnie grafika - ta wyjęta z 1994 roku potrafi działać jako istne nightmare fuel, gdy oglądamy cutscenki ze specyficznie z dzisiejszej perspektywy animowanymi postaciami. Na fotelu nie podskoczycie, ale im dalej będziecie w fabule, tym bardziej każdemu kolejnemu kliknięciu będzie towarzyszyła nadzieja, że może Thomasina jednak odpali instynkt samozachowawczy i spierniczy z tej przeklętej wioski. Sama gra nie należy do najtrudniejszych i jest dosyć logiczna - miałem problem tylko z zagadką ze zdobyciem kwiatków na placu targowym, ale z perspektywy czasu i ta zagadka była całkiem sensowna oraz wymagała tylko i aż skojarzenia paru faktów. Przygoda idzie dosyć sprawnie - wziąć pod uwagę tylko należy, że jeżeli w jakimś miejscu nie możemy ruszyć dalej, to najpewniej trzeba przejść się po okolicy i aktywować inne wydarzenia w fabule - a całość nie pozostawia w ustach frustrującego posmaku klikania wszystkim po wszystkim. Nie, to gra, którą spokojnie mogą przejść także osoby takie jak ja, które raczej w ten typ gier nie grają. Miło spędzone kilka godzin i przy okazji idealna gra na Decka, kiedy człowiek uciekając przed upałami chce sobie poczilować siedząc na ganku domu. Przynajmniej u mnie ten układ działał doskonale. 3 Cytuj
oFi 2 467 Opublikowano 21 lipca Opublikowano 21 lipca God of war 2005 Pierwsze zetknięcie z serią dla mnie (tą starą) i od razu mogę stwierdzić, że Santa monika z fajnego hack'n slasha niestety poszła w złym kierunku ze swoim rebootem. Ale tutaj nie o tym. Włączając to pierwszy raz na myśl mi przyszedł popek 2, który miał podobną scenę na statku, tyle, że tam nie było wielkich potworów wielkości budynku. Przyznam, że machanie tymi ostrzami na łańcuchach oraz ruchoma kamera, która cały czas się zmienia robi niesamowity klimat. Nie miałem nawet żadnych wqrwów z tego tytułu, żebym gdzieś czegoś nie widział, albo dostał strzała za darmo bo czegoś nie widziałem. Duży plus za ogarnięcie tego. Co jeszcze znajdziemy u pierwszego kratosa? A no zestaw mocy i nowy ciosów, które odblokowujemy z progresem. Pochowane skrzynie raczej łatwo jest znaleźć i wymaksowanie postaci za pierwszym runem nie jest szczególnie trudne i nie wymagany jest na to poradnik (gdzie w tych starych grach zazwyczaj posiłkuje sie nimi). QTE przewyników niema, za to w finisherach są zawsze, ale nie drażnią. Bardzo dobrze jest to wyważone. Poziomy wodne oraz plarformowe również mnie nie męczyły, bo klimat tych wszystkich mitologicznych jaskiń + niesamowity sznyt muzyczny robi tutaj przepotężną robotę. Kratos ma od czasu do czasu fajną dopałkę uber Spartiaty i wszyscy są wtedy na hita jak w jakimś mario Tak mi się spodobało, że lecę z platynką a później biorę się za dwójeczkę, która według koneserów jest najlepszym peakem serii P.S Gdy przejdzie się gre to otwiera się w menu głównym specjalny tryb, gdzie developerzy dzielili się swoimi pracami kratosa i innymi modelami, które finalnie nie trafiły do gry. Kocham takie smaczki. 7 Cytuj
Mari4n 420 Opublikowano 21 lipca Opublikowano 21 lipca Jeśli dobrze pamiętam, to w jedynce było takie miejsce z dwoma wielkimi posągami. Można było je rozbić, i w zamian był komentarz Jaffe, czy coś takiego. Tylko długo się je rozbijało. Dwójeczka najlepsza część dla mnie. Cytuj
HenrykIggO 260 Opublikowano 21 lipca Opublikowano 21 lipca 4 godziny temu, Josh napisał(a): Syphon Filter 1 3 godziny temu, Jukka Sarasti napisał(a): Pamiętam, że jedynka SF mi się bardzo podobała, późniejsze odsłony jakoś mnie ominęły. Po tym poście powyżej aż kusi, żeby kiedyś sobie odświeżyć oraz odpalić dwójkę. Pamiętam, że za młodu na PSX-ie miałem demo Syphona 1, które ograłem chyba z 50 razy. Tak mi się podobała wtedy ta gra, mega klimat. Odświeżyłem sobie ją kilka lat temu - wciąż top, aczkolwiek ile się naklnąłem przy tej misji z helikopterem (przed którym trzeba się kryć i są sloty 5 sek. by go zaatakować) bojowym to moje. Przejebana misja. Cytuj
Josh 4 524 Opublikowano 21 lipca Opublikowano 21 lipca U mnie poszła za drugim razem, cały sekret polega na tym, żeby strzelać do niego kiedy odlatuje i jest obrócony do nas tyłem. Więcej się męczyłem na helikopterze niedawno w The Twin Snakes Dla mnie najgorsza misja w całej grze, to ta w kopalni pod koniec, gdzie nic nie widać, trzeba sobie oświetlać drogę latarką i kasować wrogów z daleka snajperką. Ile razy wpadłem w przepaść albo z zaskoczenia wzięli mnie przeciwnicy robiąc sitko w 3 sekundy to nie zliczę. 1 Cytuj
Square 8 605 Opublikowano 21 lipca Opublikowano 21 lipca 3 godziny temu, Mari4n napisał(a): był komentarz Jaffe, czy coś takiego Tam było też coś z numerem telefonu/strona www i jakąś wiadomością. Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.