Josh 4 524 Opublikowano 24 lipca Opublikowano 24 lipca Godzinę temu, Quake96 napisał(a): Grałeś na PSXie czy innej platformie? Ogrywałem ten tytuł chyba 2 lata temu na szaraku i faktycznie gierka całkiem w porządku i mogę spokojnie podpisać się w 100% pod twoimi słowami. Ja teraz nie pamiętam jak ja ukończyłem ten wyścig, ale kojarzę jak przez mgłę, że chyba "oszukałem" ten wyścig po prostu blokując ten samochodzik i pchał mnie on przed sobą, choć 100% pewności nie mam, bo faktycznie później zdobywa się power-up pozwalający to przejść uczciwie. Na PS5 może nie jest to poziom legitnych remasterów, ale te gry z PSX i PS2 naprawdę wyglądają tutaj dużo lepiej. Przede wszystkim nie jest tak pikselowo. No i są platynki dla takich trofikowych szmat jak ja jestem ciekaw co jeszcze wrzucą (albo co w ogóle mogą wrzucić), z Pixarów czy innych Disnejów to chętnie bym przyjął Herkulesa albo Tarzana, to też były świetne platformery. Twojego trikulca nie testowałem, uznałem że na spokojnie wrócę do tego wyścigu po odblokowaniu dopałki i z tym poszło na luzaku za pierwszym razem. Ogólnie nie jestem fanem takich metroidvaniowych patentów z koniecznością odblokowywania jakichś skillów i backtrackingiem do poprzednich etapów, więc dobrze że Toy Story 2 zbyt często do tego nie zmusza. Cytuj
łom 1 980 Opublikowano 24 lipca Opublikowano 24 lipca 30 minut temu, Josh napisał(a): chętnie bym przyjął Herkulesa albo Tarzana, to też były świetne platformery Parę miesięcy temu ogrywałem w ramach klubu retro i nie, Herkules nie jest świetną platformówką. To średniak z bardzo ładną oprawą graficzną a najlepszy level z całej gry to ten który można było ograć na Demo 1 dołączonym do PS1. Cytuj
Quake96 3 858 Opublikowano 24 lipca Opublikowano 24 lipca A tak w ogóle to co się stało z Toy Story 1? Była w ogóle jakaś gra? Bo jak tak sobie człowiek na szybko pomyśli to chyba każdy skojarzy właśnie gierkę Toy Story 2, nawet jakieś Toy Story 3, ale jedynka? Hmm... Cytuj
Ukukuki 6 991 Opublikowano 24 lipca Opublikowano 24 lipca 1 minutę temu, Quake96 napisał(a): A tak w ogóle to co się stało z Toy Story 1? Była w ogóle jakaś gra? Bo jak tak sobie człowiek na szybko pomyśli to chyba każdy skojarzy właśnie gierkę Toy Story 2, nawet jakieś Toy Story 3, ale jedynka? Hmm... Na 16 bitach były platformówki. Cytuj
Josh 4 524 Opublikowano 24 lipca Opublikowano 24 lipca Godzinę temu, łom napisał(a): Parę miesięcy temu ogrywałem w ramach klubu retro i nie, Herkules nie jest świetną platformówką. To średniak z bardzo ładną oprawą graficzną a najlepszy level z całej gry to ten który można było ograć na Demo 1 dołączonym do PS1. No ja Herka odpalam minimum raz w roku i bardzo lubię tę grę. Mjuzik, grafika, gameplay bez żadnych udziwnień i czas gry taki w sam raz na jedną dwugodzinną sesję. Przyznaję jednak, że to mocno subiektywna opinia, bo mam do tego tytułu gigantyczny sentyment, a sama bajka to moja ulubiona animacja Disneya. Cytuj
kotlet_schabowy 2 693 Opublikowano 24 lipca Opublikowano 24 lipca (edytowane) Herkules przede wszystkim ma jakiś chory system save, wymagający zbierania literek do hasła. Co z tego, że gra krótka, jak nie mogę jej spokojnie wyłączyć xD W dniu 18.07.2024 o 09:08, MEVEK napisał(a): Platyny nie robisz? Mi ze dwa dzbany zostały Od jakiegoś czasu nie skupiam się za bardzo na trofkach, a już szczególnie platynowaniu, ale mam w planach spróbować przynajmniej wymaksować levele. Ostatnio ukończyłem: Thumper (PS VR) Zmarnowany potencjał. Najpierw ograłem demko i bardzo mi się spodobało, po czym okazało się, że pełniaka mam w bibliotece jeszcze z "darów" od Sony. No to cyk, jedziemy. Niestety, pomijając rosnące w kolejnych etapach tempo i minimalne zmiany w gameplay'u, Thumper praktycznie do końca jest niemalże taką samą grą i można by nawet powiedzieć, że jak widziałeś demko, to widziałeś całą grę. Ale o co w ogóle tu chodzi? Ano mamy do czynienia z grą muzyczno-rytmiczną w stylu Amplitude, że tak to dla uproszczenia ujmę. Czyli śmigamy specyficznym "chrząszczem" po torze, a omijanie/rozwalanie przeszkód wymaga od nas wciśnięcia odpowiednich przycisków/ich kombinacji i skutkuje przy tym różnymi dźwiękami. Niestety, OST jest strasznie monotonny, tzn. prawie całą grę muzyka jest na jedno kopyto. Co więcej, nasze działania rzadko wpływają w jakiś mocniej odczuwalny sposób na linię melodyczną, no bo niby "tworzymy" basy i inne dźwięki, ale jest to mocno losowe. Czasami levele mają przebłyski i faktycznie następuje fajna synchronizacja pokonywanych przeszkód i wydawanych dźwięków, skutkująca zapodaniem niezłego bitu, ale ma to miejsce zdecydowanie za rzadko. Muza ma klimat specyficznej, mrocznej psychodelii (zresztą całą grę można by tak podsumować), ale powinna być po prostu bardziej zróżnicowana. Powtarzalność to zresztą problem całej gry. Jest on o tyle bardziej odczuwalny, że Thumper, jak na "popierdółkę na VR", jest całkiem długi (a nawet jeśli nie widać tego na "liczniku", to subiektywnie czuć, bo po prostu się ciągnie). Mamy 9 etapów, z których każdy składa się z kilkunastu do nawet kilkudziesięciu poziomów i bossa na końcu. Obstawiam, że na każdy z nich trzeba poświęcić (licząc z powtórkami) przynajmniej 45 minut. Gra co prawda nie jest specjalnie trudna (jeśli ma się jako taką koordynację oko-palce, bo domyślam się, że dla wielu osób tempo na dalszych levelach może być nie do ogarnięcia, dodać do tego wynikający z wizualiów oczopląs i w rezultacie część graczy może polec, co widać zresztą po statystyce zdobytych za ukończenie gry trofeów), ale momentami może troszkę zirytować. Nie zmienia to faktu, że mimo tych wszystkich wad, gameplay jest trochę uzależniający, ot miałem ochotę odpalić sobie gierkę wieczorem i zaliczyć jak najwięcej torów. Nie ma tu miejsca na myślenie i rozkminianie, czysta, w zasadzie bezmózga rozrywka, stawiająca na refleks, a tego czasem potrzeba. Jeśli odpowiednio się wczuć (albo wspomóc np. browarem), to można wpaść niemalże w lekki trans, osobliwe i fajne uczucie. A no i na koniec dowiedziałem się, że za grę odpowiadają praktycznie dwie osoby, więc tym bardziej mogę przymknąć oko na wady i wyrazić uznanie za efekt, co nie zmienia faktu, że Thumper to bardziej swego rodzaju eksperyment/demko audio-wizualne. Za mało różnorodności, za słaby OST. Edytowane 25 lipca przez kotlet_schabowy 6 Cytuj
Mari4n 420 Opublikowano 25 lipca Opublikowano 25 lipca Final Fantasy 7 Remake (PS5) Gra, na którą czekałem od momentu jej zapowiedzi. Długo zwlekałem z jej kupnem, ale ostatecznie wyszło mi to na dobre, bo ograłem ją w momencie gdy druga część była już dostępna. Pierwsze co przychodzi na myśl po obejrzeniu intra i rozpoczęciu właściwej rozgrywki to soczyste "O kurwa". Modele postaci wyglądają świetnie i są szczegółowe do tego stopnia, że pewnie byłbym w stanie policzyć włosy na brodzie Barreta. Podczas poruszania się po mapie można zauważyć rodzaj wyekwipowanej materii na broniach postaci. Eksploracja Midgaru dobrze oddaje ogrom tej metropolii, i jest to najbardziej widoczne podczas wizyty w slumsach: jedno spojrzenie do góry i mamy pełny obraz tego, jak wielkie jest to miasto. Muzyka przygrywająca w tle to odświeżone utwory z pierwotnej wersji, plus kilka nowych, dodanych do nowych aktywności i lokacji. Voice acting stoi na bardzo dobrym poziomie, dialogi doskonale oddają emocje postaci, również podczas drobnych wymian zdań podczas walk. A skoro już o potyczkach mowa, to system walki przypomina trochę ten z FFXV, czyli można się poruszać, a w lewym dolnym rogu jest okienko z komendami. Po wciśnięciu X rozwija się ono, i można wybrać sobie z listy przedmiot do użycia, magię, lub umiejętność. Żeby jednak można było daną czynność wykonać, trzeba mieć naładowany jeden lub dwa segmenty paska ATB. Same akcje da się też przydzielić do menu skrótów pod L1, ułatwiając w ten sposób do nich dostęp. W trakcie walki można zmieniać postać którą sterujemy, i każdą z nich gra się troszkę inaczej na przykład Tifa jest szybka i można klepać combosy, a Barret jest powolny, zadaje mało obrażeń, ale w zamian nie trzeba nim podchodzić do przeciwników. Wciskając L2 lub R2 otwieramy okienka postaci sterowanych przez AI, i jeśli mają naładowany pasek ATB, można im wydawać polecenia. Rozwój postaci dalej polega na zbieraniu punktów doświadczenia, podobnie materia, z tym że po osięgnięciu jej maksymalnego poziomu nie "rodzi" się kolejna. Oprócz zwiększania statystyk po osiągnięciu kolejnych poziomów otrzymuje się również punkty ulepszania broni. Można w ten sposób na przykład zwiększyć liczbę slotów na materię, czy parametry. Każdy oręż ma unikalną umiejętność, możliwą do wyuczenia na stałe, poprzez używanie go w walce. Wcześniej wspomniałem o nowych lokacjach i aktywnościach. Takową jest na przykład arena w Wall Market, gdzie za wygranie jednej z serii walk otrzymuje się materię. Nie brakuje tutaj takich dodatów jak misje poboczne, nieznane wcześniej postacie, czy wątki fabularne. Niektóre segmenty obecne w pierwowzorze zostały przedłużone, i rozszerzone o nową zawartość. Przez większość gry towarzyszyło mi uczucie liniowości, i dopiero po chwili zastanowienia zdałem sobie sprawę że sekcja z Midgarem w wersji z PS1 była bardziej liniowa. Jedyne do czego mógłbym się przyczepić to jakość tekstur środowiska na PS5. Kopiuj-wklej z PS4. Intermission Krótki dodatek z Yuffie w roli głównej umiejscowiony w Midgarze. W jednym momencie można zobaczyć bohaterów podstawowej wersji gry z perspektywy osoby "z zewnątrz". Nowością tutaj jest minigierka w stylu tower defense o nazwie Fort Condor. Do rozpykania w 5-6 godzin, 2 Cytuj
Jukka Sarasti 358 Opublikowano 26 lipca Opublikowano 26 lipca Jest sobie taka sympatyczna seria Darksiders, która przypadła mi do gustu - na czele z rewelacyjną dwójką. Średnio wierzę w zwieńczenie tej historii, bo trójka szału nie wzbudziła, a omawiane dzisiaj Darksiders: Genesis też raczej nie zdominowało list przebojów. No cóż, żyję z tym, że anulowano część Legacy of Kain, która miała zamknąć tamtejszą, dużo lepszą historię, przeżyję i tutaj. No ale koniec cierpkich wspomnień. Darksiders: Genesis to dziwny twór. Gdyby w alternatywnym świecie Darksiders było popularną serią na PS2, to mniej więcej tak wyobrażałbym sobie adaptację tej marki na PSP. D:G to gra, która pomimo rzutu izometrycznego próbuje robić wszystko jak "normalne" części - włącznie z demonicznym konikiem, systemem walki opartym o finishery pod B/kółkiem na padzie, dopakowanymi demonicznymi wersjami postaci i platformingiem, który fatalnie został przekonwertowany na warunki perspektywy z lotu ptaka. Fabuła rozgrywa się (niespodzianka) przed wydarzeniami z poprzednio wydanych tytułów, a my w pościgu za Lucyferem wcielamy się w dwóch z Jeźdźców Apokalipsy - znanego z pierwszej części Wojnę i Waśń, który to póki co nie doczekał się swojej samodzielnej gry i pewnie już nie doczeka. Historyjka jest niezbyt zajmująca, a mając jeden potencjalnie ciekawy motyw strasznie go marnuje: Spoiler wizyta w Edenie, gdzie rasa głównych bohaterów została unicestwiona właśnie z ich ręki Dwaj zabijacy różnią się między sobą - częściej grałem Waśnią (przełączamy między nimi w locie). Wynikało to głównie z tego, że Wojna jest w porównaniu do rzucającego czerstwymi żartami brata dosyć powolny (patrząc po odzywkach, to także umysłowo) i jego "slasherowy" system walki po prostu średnio siedzi przy tej perspektywie. Natomiast Waśnią walczyło mi się całkiem fajnie - jest mobilny, używane przez niego rewolwery z różnymi rodzajami amunicji i berserkiem, w który co chwilę wpada, dają mu twin stick shooterowy sznyt, a poza tym w zwarciu też sobie poradzi. Struktura gry wygląda następująco - w hubie odbywamy rozmowy pchające grę do przodu (które zasadniczo wyglądają tak: "załatwiliśmy gościa, nie damy sobą już pomiatać!", "no to teraz możecie zabić tego gościa", "a to w porządku, ale to już naprawdę ostatni!") i kupujemy średnio kreatywne apgrejdy (natomiast spora część została poukrywana po świecie gry), później możemy też powalczyć na arenie (nie chciało mi się jej dograć do końca). Następnie lądujemy na sporej, zazwyczaj półotwartej mapie, i ją sobie eksplorujemy (no chyba, że gra przewiduje jako misję jedynie bossa). Działa to sympatycznie - gra bogato nagradza bieganie po lokacjach i spora część rzeczy, które możemy na nich zrobić ma czysto opcjonalny charakter. Ogólnie to dobrze się strzela, tnie i zwiedza. Gorzej, że nieco tu też platformingu, który wypada fatalnie. Precyzja sterowania zawodzi, proste zdawałoby się skoki kończą się wpadnięciem w przepaść, a sekwencje te nie są ani trochę kreatywne i zwyczajnie irytują. Sama w sobie gra też jest za długa jak na proponowany przez siebie format - zajęła mi 13 godzin, natomiast spokojnie można by ściąć ją do 10, zwłaszcza, że niektórzy bossowie powtarzają się z uporem godnym lepszej sprawy. O grafice się nie wypowiem, bo grałem sobie na Decku, muzyczka natomiast brzmi spoko. Ogólnie to bawiłem się całkiem przyzwoicie, ale gra ma swoje problemy i raczej jakoś mocno nie polecam. Lepiej sobie, pomimo prequelowej natury, sprawdzić jedynkę i dwójkę, jeśli ktoś nie grał (trójka też potrafi być niezła, choć ma własne trudności). Czwórki pewnie nie będzie, a szkoda. 4 Cytuj
SebaSan1981 3 589 Opublikowano 27 lipca Opublikowano 27 lipca Chrono Trigger w wersji Snes ukończony na tablecie w pracy. Po kilkunastu latach od wielokrotnego przechodzenia na PSX nadal pamiętałem co gdzie i kiedy. Wszystkie side questy porobione, tabsy wyzbierane. Nietoperki w zamku Magusa a potem Ruminatory w Dark Omenie to najlepsze źródło expa w odpowiednich momentach gry. Jeden boss sprawił mi chwilowo kłopot, ten szkielet w na pustyni gdzie potem Robo pomagał w sadzeniu lasu. Całość zajęła 58h ale odjął bym z 10h bo byłem na patrolach hangarów podczas włączonych menusów. Jako że CT to gierka nr4 w moim top rankingu gier to bawiłem się przednio bo fabuła, story to nadal pomimo lat mistrzostwo świata. A teraz.. zacząłem NewGame+ aby zdobyć kilka itemków niemożliwych do zdobycia ba pierwszym przejściu (bo były wybory - albo to, albo to) oraz ukończyć grę inną drużyną niż Crono - Lucca - Frog. 3 1 Cytuj
Suavek 4 696 Opublikowano 27 lipca Opublikowano 27 lipca WarioWare: Move It! Tak, jak nie jestem fanem zdecydowanej większości IP od Nintendo, tak WarioWare uwielbiam odkąd zagrałem w WarioWare Inc. na GBA. Koncept wariackich, kilkusekundowych i zróżnicowanych minigierek w połączeniu z nieco durną, ale zabawną, kolorową otoczką i bohaterami naprawdę się sprawdza, szczególnie jeśli mamy ochotę na coś prostego i niezobowiązującego. Do Move It! podchodziłem sceptycznie w obawie, że sterowanie ruchowe przy użyciu JoyConów nie do końca się uda. Obawy okazały się niepotrzebne, nawet jeśli nie wszystko wypada precyzyjnie i intuicyjnie. Gra przez większość czasu jest bardzo przyjemna, minigierek jest mnóstwo, a zakres ruchów w nich wykorzystywanych w zdecydowanej większości trafiony. Jak na serię przystało, gra to właściwie prosta, głupkowata historyjka podzielona na pomniejsze epizody cudacznych kreskówkowych bohaterów. Każdy z tych epizodów wykorzystuje określony styl ruchowy i wprowadza kolejne pomysłowe, kilkusekundowe minigierki. Od prostego machania, czy obracania dłońmi, po przybieranie fikuśnych pozycji i wykonywanie poleceń na ekranie. Każdy epizod składa się zwykle z kilkunastu poziomów zakończonych "bossem". Nie jest to zwykle nic, przy czym można się zmachać, choć wraz z rosnącym tempem gierek można podbić nieco adrenalinkę, kiedy mamy raptem ułamki sekund na rozkminienie, co musimy zrobić i czy mamy to zrobić szybko, czy precyzyjnie. Zarówno w Move It! jak i w całej serii uwielbiam też oprawę dźwiękową, szczególnie tzw. "jingle", tj. muzyczkę pomiędzy kolejnymi poziomami. Są one zawsze takie skoczne, że mimowolnie zdarzało mi się ruszać głową, czy kolanami w ich rytm. Ot przykład. Samo ukończenie Move It! nie jest specjalnie długie. Raptem kilka godzin, przy czym poziom trudności nie jest wygórowany, gdyż w przypadku porażki można spokojnie wziąć Continue po wykonaniu określonej pozy. Oczywiście na tym nie koniec, gdyż nie odblokujemy wszystkich minigierek pojedynczym przejściem, zaś całość stworzona jest tak, żeby zachęcić do kolejnych prób, bicia rekordów, czy nawet gry multiplayer do 4 graczy. Nie sprawdzałem tego ostatniego, bo nie mam znajomych, którzy chcieliby jeszcze się ze mną widzieć, gdybym im zaproponował coś takiego do wspólnego spędzenia czasu. Ale samemu również dobrze się bawiłem. Spoiler Problem w tym, że nie widzę siebie wracającego do tej odsłony częściej. Do "prostego" WarioWare Inc. wracam regularnie, WarioWare Gold mam nadal w slocie 3DSa, ale tutaj trzeba mieć jednak nastrój, żeby stać przed TV i trochę się poruszać. A też niestety nie każda minigierka jest udana, mimo wszystko. Przy niektórych potrzebowałem kilku prób, żeby w ogóle pojąć, czego gra ode mnie oczekuje. Polecenie to tylko przyjęcie określonej formy i np. "nie daj się złapać". Ale co trzeba zrobić, żeby "nie dać się złapać", to trzeba sprawdzić metodą prób i błędów. Natomiast są i gierki, w których nawet jeśli wiemy co i jak trzeba zrobić, to przeszkodę stanowi nieprecyzyjne sterowanie JoyConami. Wiele razy się niestety irytowałem, bo konsola nie rozpoznawała prawidłowo moich ruchów, bądź wymagana precyzja była zbyt duża, jak na krótki czas potrzebny do zaliczenia poziomu. Takie poziomy to może 1/4 całości, gdzie reszta bywa naprawdę fajna i zabawna, ale mimo wszystko trochę frustracji też było. Ogólnie jednak Move It! jak najbardziej polecam. Fajna, przyjemna i kolorowa gierka, idealna do relaksu. Szczególnie, jeśli ktoś lubi takie "głupizny", albo ma znajomych do wspólnej zabawy, którzy nie będą potem na niego krzywo patrzeć. Gierka ostatnio bywa w promocjach w okolicach 100zł i myślę, że jest to uczciwa cena. 5 Cytuj
Quake96 3 858 Opublikowano 27 lipca Opublikowano 27 lipca Dziś z racji testowania mojego najnowszego, siódmego Xboxa 360 postanowiłem odkurzyć klasyka w postaci The Orange Box. Wybór gry z tego zacnego pakietu padł na niepozornie wyglądający dla mnie "Portal" o którym sporo słyszałem, coś tam kiedyś na chwilę nawet włączyłem, ale nigdy dłużej przy tej grze nie posiedziałem. Pomyślałem, że to dobra okazja do nadrobienia tak kultowego w pewnych kręgach tytułu i była to myśl bardzo dobra Grało mi się naprawdę świetnie. Gra wymaga od nas myślenia, czasem w sposób zaprzeczający naszej logice. Na szczęście nic nas nie pospiesza, nie musimy walczyć z czasem, ani z przeciwnikami (bo tych kilka wieżyczek to... meh) a jedynie z ograniczeniami we własnym myśleniu. Kilkanaście zagadek "testowych", oraz niespodziewany dla sztucznej inteligencji plan ucieczki i pokonania jej samej. Gierka w zasadzie na jedno popołudnie, ale naprawdę doceniam bo daje mózgowi popracować. Z chęcią zakupię i zapoznam się z częścią drugą, która zapewne będzie bawić mnie co najmniej równie dobrze 1 1 Cytuj
Mari4n 420 Opublikowano 27 lipca Opublikowano 27 lipca The Legend of Zelda: Link's Awakening (Switch) Jako że lubię Zeldy w klasycznym stylu top-down, nie mogłem sobie odmówić tego tytułu, zwłaszcza że w pierwowzór grałem dosłownie kilka minut. Link budzi się na wyspie Koholint, po tym jak jego łódka zostaje rozbita podczas sztormu na oceanie. Aby móc z niej wrócić, musi zebrać osiem instrumentów muzycznych i zbudzić Windfisha śpiącego w jaju na najwyższej górze. Rozgrywka to typowa, staroszkolna, dwuwymiarowa Zelda, z tym że w tej wersji modele są w 3D. Po raz kolejny zbieramy różnego rodzaju narzędzia do pomocy w eksploracji świata, robimy najazdy na lochy, i pomagamy lokalnym mieszkańcom. O ile dungeony pomimo stopniowego zwiększania trudności są niezbyt skomplikowane, podczas poruszania się po wyspie zdarzają się momenty w których rozwiązania zagadek potrafią być nieoczywiste, lub w jakiś sposób ukryte. Przyznam, że musiałem kilka razy zajrzeć do poradnika. A może po prostu robię się za stary na tego typu gry. Sterowanie zostało przystosowane do nowej platformy, i obecnie miecz i tarcza są na stałe przypisane pod kolejno B i L/ZL, a przyciski X i Y można przypisać pod jakiś szpej z ekwipunku. Zarówno świat, jak i postacie są bardzo kolorowe, może nawet trochę cukierkowe, ale dobrze to pasuje do stylu chibi jaki tutaj został zastosowany. W pewnym stopniu zmieniono pracę kamery, a mianowicie podczas przemierzania wyspy porusza się ona jednocześnie z bohaterem, w lochach natomiast pozostało tradycyjne rozwiązanie ze scrollowaniem ekranów. Niestety nie wszystko jest tutaj tak kolorowe jak grafika. Gra cierpi na częste i brutalne spadki płynności z 60fps do 30fps. Nie jest to może bardzo przeszkadzające w grze, ale jednak trochę psuje doświadczenie. Muzyka to odświeżone utwory z pierwowzoru, i są bardzo dobrze wykonane. Złapałem się nawet na nuceniu motywu z wioski, a nie zdarza mi się coś takiego zbyt często. Do tego można usłyszeć dźwięki otoczenia takie jak wiatr, kapiąca woda, czy szum morza. Link ma też okrzyki bojowe, a lokalsi stęknięcia i chrumknięcia. Pomimo problemów z wydajnością, jest to dobra gra, o ile lubi się staroszkolne Zeldy. Ja dostałem dokładnie to, czego oczekiwałem. 5 Cytuj
Daffy 10 576 Opublikowano 28 lipca Opublikowano 28 lipca Minishoot Adventures (deczek) Twin stick shooter Zelda 2d to w zasadzie powinno wystarczyć za recenzję bo opisuje w pełni czym jest ta gra jak również odpowiada na pytanie czy to dobra gra. Bawiłem się prześwietnie, w 8h zrobiłem 71% mapki, jakbym miał do czegoś się doczepić to jedynie nijakiej muzyki. Perełeczka stworzona przez dwóch kolesi. Polecam ograć i trzymać kciuki, że przeportują na konsole. 1 Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Quake96 3 858 Opublikowano 28 lipca Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 28 lipca W sobotni wieczór moja pani okupowała mój większy TV, wobec czego z X360 przesiadłem się do "retro kąciku" i zastanawiałem się w co zagrać. Olśnienie nadeszło wręcz błyskawicznie i czym prędzej sięgnąłem po pudełko z Resident Evil 2, wyciągnąłem poczciwego szaraczka (nawiasem mówiąc - egzemplarz z jednej z pierwszych partii produkcyjnych wersji PAL) i odpaliłem ten kultowy już tytuł na moim sprzęcie Ostatni raz przygodę Leona i Claire ukończyłem... bodajże na początku 2020 roku, także szmat czasu temu. Powrót do tej gry okazał się wyśmienitym pomysłem, bo momentalnie mnie wciągnęła i podobnie jak tydzień temu przy RE3 na DC, tak i tutaj zarwałem nieco nockę. Dziś, już za dnia udało mi się najpierw dokończyć scenariusz Leon A, aby natychmiastowo przystąpić do Claire B. Ten drugi ograłem do wieczora i tym samym udało mi się zobaczyć kompletne zakończenie, do tego zdaje się w wersji kanonicznej. Grało mi się wyśmienicie. Po ostatniej przygodzie z trzecim Resident Evil byłem pozytywnie nastawiony do podejścia do dwójki, a poczciwy PSX pokazał, że nadal jest zajebisty. Warto powrócić do tej gry, zwłaszcza jeśli podobnie jak ja, nie mieliście z nią dłuższej styczności od lat. 6 4 Cytuj
Pupcio 18 432 Opublikowano 28 lipca Opublikowano 28 lipca Jak już tak jedziesz od tyłu to nie ma wyjścia i czas na jedynke Cytuj
Quake96 3 858 Opublikowano 28 lipca Opublikowano 28 lipca A nie powiem bo kusi mnie zagrać, zwłaszcza że jedynki nigdy tak naprawdę nie ukończyłem. Byłem gdzieś "dalej" ale do finału nie dotarłem. Także, kto wie, kto wie Cytuj
Josh 4 524 Opublikowano 28 lipca Opublikowano 28 lipca To już lepiej od razu zagrać w REmake, który wszystko robi lepiej od klasyka i dodaje ogrom contentu. Oryginalne RE1 to jedyna część z tych starych do której nie widzę sensu, żeby wracać. Cytuj
Wredny 9 556 Opublikowano 28 lipca Opublikowano 28 lipca Godzinę temu, Quake96 napisał(a): Warto powrócić do tej gry, zwłaszcza jeśli podobnie jak ja, nie mieliście z nią dłuższej styczności od lat. No faktycznie - 4 lata... To trzeba mieć alzheimera, żeby uznać to za dłuższą rozłąkę Ja w oryginalne RE2 nie grałem pewnie coś koło 30 lat, więc to byłoby bardziej na miejscu, ale 4 lata to świeże doświadczenie. 30 minut temu, Josh napisał(a): To już lepiej od razu zagrać w REmake, który wszystko robi lepiej od klasyka i dodaje ogrom contentu. Oryginalne RE1 to jedyna część z tych starych do której nie widzę sensu, żeby wracać. Oj tam, oj tam... Napocząłem kiedyś REmake, ale dość szybko odstawiłem, a ostatnio stwierdziłem, że najpierw chcę zaliczyć oryginał zwłaszcza, że jest w katalogu klasyków na PS5), bo kiedyś doszedłem gdzieś do połowy i nie dokończyłem spraw. Krzysiek Czerwonopolski nadal budzi respekt swoją kwadratową posturą Cytuj
Pupcio 18 432 Opublikowano 29 lipca Opublikowano 29 lipca Po raz kolejny pokrzyżowałem nowy ład senatora Morawieckiego w grze Metal Gear Solid Revengeance. Tym razem grałem na hardzie i... było mega łatwo pamiętam moje pierwsze przejście i jak ssałem pałe na normalu bo ciężko wchodziły kontry, no niesamowita gra, z każdym przejściem kocham ją coraz bardziej ale w sumie nie chciałem pisać o podstawce bo pewnie o niej już tutaj kiedyś pisałem ale tym razem skończyłem też dodatki po raz pierwszy więc będzie tylko o nich. Dlc o Samie. Samo (hehe) to że mogę pokierować tym giga chadem już mi wystarczy żeby się dobrze bawić. Samuel ma trochę inne ruchy od Raidena więc i gra się troszke inaczej, są to drobne zmiany więc nie ma tu mowy o wywróceniu gry do góry nogami ale zawsze coś, miałem wrażenie że jakoś trudniej wchodziły kontry no i mega brakowało mi wślizgu ale dałem rade. Dlc na godzine w lokacji z podstawki z tymi samymi przeciwnikami i więc to mój największy zarzut, jedynie Morawiecki na koniec ma inne ruchy niż w podstawce więc tyle dobrze. Dlc o piesku. Też godzinka z hakiem, te same miejscówki i przeciwnicy przyprawione vrowym pieprzem ale tutaj mamy całkowicie nowego final bossa więc tutaj duży plusik. W przypadku pieska twórcy chcą zrobić z tej gry skakanko skradanke no i tak średnio to wyszło bo trzon tej gry to rozcinanie przeciwników na miliard kawałków z katany a nie jakieś skradanie się jak ten pedau snake, pies strasznie wolno atakuje więc sama walka nie jest nawet w połowie tak przyjemna jak raidenem i samem a sekwencje skakankowe to dramat bo kundel skacze jak daun. Oba dodatki były w cenie gerki więc więcej mgr za darmoszke to uczciwa cena ale ciesze się że nie kupiłem ich wcześniej na ps3 bo szału nie robią te dodatki 4 Cytuj
Mari4n 420 Opublikowano 31 lipca Opublikowano 31 lipca Szybka seria 80's Overdrive (XSS) Ścigałka w stylu Outrun, z ulepszeniami do aut. Wozy można zniszczyć, i trzeba dolewać paliwa między wyścigami. Wszystko utrzymane w stylu synthwave, włącznie ze ścieżką dźwiękową. Dostępne są tryby kariery, time trial, i kreator tras. Do tego gra jest tania, i chyba na wszystkich platformach. Ogólnie dobra gierka. Mogę polecić każdemu kto lubuje się w klimatach synthwave/retrowave. Lylat wars/Starfox 64 (N64) Względnie prosty i krótki rail shooter, z kilkoma otwartymi mapkami. Siedem plansz, z tym że są alternatywne ścieżki. Większość czasu poruszamy się stateczkiem, poza jedną misją, w której śmigamy czołgiem. Sterowanie na padzie z N64 może sprawić problemy, zwłaszcza, jeśli ma się zajechany analog jak ja. Można strzelać laserem, rzucać bomby, robić beczki do odbijania wrogich pocisków, i salta. Całkiem niezła gra biorąc po uwagę że wyszła w 97 roku. Grafika się zestarzała, ale gameplayowo trzyma poziom. Jest dostępna w NSO+EP. 1 Cytuj
oFi 2 467 Opublikowano 31 lipca Opublikowano 31 lipca W dniu 29.07.2024 o 13:47, Pupcio napisał(a): Po raz kolejny pokrzyżowałem nowy ład senatora Morawieckiego w grze Metal Gear Solid Revengeance. Tym razem grałem na hardzie i... było mega łatwo pamiętam moje pierwsze przejście i jak ssałem pałe na normalu bo ciężko wchodziły kontry, no niesamowita gra, z każdym przejściem kocham ją coraz bardziej ale w sumie nie chciałem pisać o podstawce bo pewnie o niej już tutaj kiedyś pisałem ale tym razem skończyłem też dodatki po raz pierwszy więc będzie tylko o nich. Dlc o Samie. Samo (hehe) to że mogę pokierować tym giga chadem już mi wystarczy żeby się dobrze bawić. Samuel ma trochę inne ruchy od Raidena więc i gra się troszke inaczej, są to drobne zmiany więc nie ma tu mowy o wywróceniu gry do góry nogami ale zawsze coś, miałem wrażenie że jakoś trudniej wchodziły kontry no i mega brakowało mi wślizgu ale dałem rade. Dlc na godzine w lokacji z podstawki z tymi samymi przeciwnikami i więc to mój największy zarzut, jedynie Morawiecki na koniec ma inne ruchy niż w podstawce więc tyle dobrze. Dlc o piesku. Też godzinka z hakiem, te same miejscówki i przeciwnicy przyprawione vrowym pieprzem ale tutaj mamy całkowicie nowego final bossa więc tutaj duży plusik. W przypadku pieska twórcy chcą zrobić z tej gry skakanko skradanke no i tak średnio to wyszło bo trzon tej gry to rozcinanie przeciwników na miliard kawałków z katany a nie jakieś skradanie się jak ten pedau snake, pies strasznie wolno atakuje więc sama walka nie jest nawet w połowie tak przyjemna jak raidenem i samem a sekwencje skakankowe to dramat bo kundel skacze jak daun. Oba dodatki były w cenie gerki więc więcej mgr za darmoszke to uczciwa cena ale ciesze się że nie kupiłem ich wcześniej na ps3 bo szału nie robią te dodatki Hola hola kowboju - tutaj jeszcze VR missions Ci zostały z dodatków, które mocno testują cierpliwość zagrajmerów: Cytuj
Josh 4 524 Opublikowano 31 lipca Opublikowano 31 lipca Bardzo miło wspominam tę gierkę, najlepszy slasherek siódmej generacji konsol i druga platynka jaką wbiłem. Dodatków wtedy nie kupowałem, bo chyba ich jeszcze nie było (grałem zaraz po premierze), ale korci żeby docisnąć te trofiki. Cytuj
Szermac 2 744 Opublikowano 31 lipca Opublikowano 31 lipca To prawda, perełka tamtej generacji. No i walka z Monsoonem Cytuj
Pupcio 18 432 Opublikowano 31 lipca Opublikowano 31 lipca 2 minuty temu, Szermac napisał(a): To prawda, perełka tamtej generacji. No i walka z każdym bossem Cytuj
Szermac 2 744 Opublikowano 31 lipca Opublikowano 31 lipca 3 minuty temu, Pupcio napisał(a): To prawda, perełka tamtej generacji. No i walka z każdym bossem, szczególnie z Monsoonem Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.