Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

 

Końcówka jak wchodzi wokal i QTE :pepegasm:  ja yebie, do dzisiaj niewiele powstało takich boss fightów. Złote czasy Platinum Games

 

Opublikowano

Dodam jeszcze, że każda piosenka ma tekst przygotowany do każdego bossa i opowiada po krótce jego historię. I tak taki Blade wolf ma piosenke, że zerwał się ze smyczy i jest własnym panem teraz, Monsoon według piosenki nie ma pamięci poprzedniego życia i tak dalej. 

Ta gra miała więcej głębi niż się wszystkim wydawało (jak to w sumie mgsy ze snejkiem). Do Jetstream Sama mamy DLC, które tłumaczy poniekąd jego zachowanie jako villana w podstawce ale wciąż - dużo można doczytać się w lyricsach piosenek samych bossów.

 

Ostatnia piosenka "It has to be this way" z Senatorem na dopałce z nanomaszyn - gra życia kurde faja, feelsy zawsze takie same :obama:

 

 

 

  • Lubię! 1
Opublikowano

O ezu ten glos rajdena xDD. No nie brzmialo to zle jak gralem, ale w tej scence z baba to dramat ten aktor. To chyba nie ten sam co z mgs2?

Opublikowano
3 godziny temu, Mejm napisał(a):

O ezu ten glos rajdena xDD. No nie brzmialo to zle jak gralem, ale w tej scence z baba to dramat ten aktor. To chyba nie ten sam co z mgs2?

Ten sam

  • Plusik 1
Opublikowano

A jak się trafi taki perfect sync muzyki z momentem, w którym wjeżdżają wokale podczas walki z bossem :gachigasm:

 

Też ostatnio sobie skończyłem po raz któryś tam, nie zestarzała się ta gierka ani o sekundę.

  • Plusik 1
  • Lubię! 1
Opublikowano

God of War (2018) - ostatnio pomyslalem, ze aby sobie urozmaicic gierki z tej smutnej gatunkowo jak piz.da branzy, bede przeplatal fpsy z tpsami. Wiec po skonczeniu Prey padlo tym razem na gre TRZYA, ktora miala byc w moim zalezniu slasherkiem killerkiem, no tylko z inna kamera i systemem walki. Tego jednak co zobaczylem po sekwencji otwierajacej to sie szczerze mowiac nie spodziewalem. Zacznijmy jednak od rzeczy milych.

 

Grafika w tej grze robi. Ale nie, ze jakis raytracing czy 4k (gralem bez tego, tryb performance), po prostu jest tak dobra i na tyle (ale bez przesady) szczegolowa, ze klimat kazdej lokacji po prostu chlonie sie przez osmoze. Plansze nie sa zapier.dolone niepotrzebnym badziwiem byle brandzlowac sie mozliwoscia silnika, czy graficznymi efektami przestajacymi miec znaczenie po godzinie grania. Schludnie, ladnie i czysto a pierwsza lokacja w lasku ze sniegiem super nastrajala na reszte.

 

Zmienil sie za to system walki i mozna by pomyslec, ze to z powodu nowej kamery, tym razem zza plecow Kratosa (swoja droga, wlasnie mnie naszlo, ze to imie nie pada chyba przez cala gre...), ale to co znajdujemy w pewnym momencie gry doskonale temu przeczy. Pomysl z siekierka i tarcza super. Czuc ciezar i brutalnosc nowego oreza, zwlaszcza po przytrzymaniu i puszczenu R2. Rzucanie nia tez dodaje nowego smaku i rozszerza mozliwosci interakcji z przeciwnikiem i zagadkami. Troche zawodza jednak finiszery po zastunowaniu wrogow, nie ma w nich tej brutalnosci poprzednich czesci, jedynie zabicie golymi rekoma wilkolaka jeszcze trzyma poziom. Bron ma jeszcze trzy sloty na dodatkowe ataki z cooldownami i w sumie calosciowo system wyglada bardzo dobrze. Jest tez oczywiscie drzewko skili bo oczywiscie, ze jest. Szkoda, ze na tym rozwoj czegokolwiek w tej grze sie nie konczy.

 

Bo dochodzimy do najgorszego elementu nowego GoWa czyli systemu skalowania zbroi a co za tym idzie i przeciwnikow. Niestety, to juz nie jest nasz dobry, poczciwy slasherek. To przyklad tego czym gra nowoczena musi byc - wszystkim. Juz pisalem w dedykowanym temacie, ze po wcisnieciu inventory mamy menu pelne zakladek z roznego rodzaju badziewiem. Lore na ktore mamy wyje.bane bo nie jest powiazane z wydarzeniami w grze, opisem wrogow i podpowiedziami jak ich pokonac co jest w sumie zbedne, jakimis mini challengami na ubicie x stworow na y sposobow, zadaniami glownym, pobocznymi i innymi. Do tego musimy nieustannie ulepszac kazdy z trzech elementow zbroi, luk, kolczan, kubrak go.wniaka, krysztalki mocy, trzonek axa i ch.uj wie co jeszcze. A to wszystko za materialy  znajdywane po drodze, co wymusza na nas czyszczenie planszy bo inaczej nie przeskoczymy skalowanych (i z poziomami) wrogow. No strasznie tu je.bie Assassynami, gdzie masa badziewia to tylko niepotrzebne zapchajdziury. W grze jest ze 20 armorow a nosilem 3 bo nie wiedzialem czy mi starczy surowcow na upgrade, czy teraz jest dobry moment na to, ale moze nie bo skoro znalalzem lepsza zbroje to czy za pare minut nie znajde jeszcze lepszej? Czytelnosc menusow, zwlaszcza uzbrojenia to tez maly kek. Ok, jest porownywarka tego co nosimy z tym co chcemy zalozyc, no ale ona bierze rowniez pod uwage wsadzone kamyczki. Czesto wiec zbroja o wyzszym bazowym levelu byla gorsza niz ta o nizszym z upgradem, co po zmianie kamykow nie bylo juz prawda. Ale to trzeba bylo sobie zaryzykowac i zuzyc materialy. Wisienka na torcie czytelnosci menusow jest to, ze dopiero po zakonczeniu fabuly zorientowalem sie, ze wsadzane pod R1 i R2 cooldowny tez sie upgraduja xDDD Dzieki Barloga.

 

Swiat jest teraz polotwarty wiec dymamy w lodce za markerem na kompasie. Tyle dobrego, ze sie nie zgubimy a od jakiegos momentu daja nam mozliwosc teleportacji. Niestety na ps4 pro loadingi, mimo ze maskowane, nadal sa dlugie, co szczegolnie irytuje jak mamy zmienic biom. Te zas sa dosyc krotkie i z kolei maskuja cos co dawniej mielibysmy w osobnym trybie gry gdzies w menusach (wyzwania i ten je.bany grind w biome z mgla, czyli de facto walka z czasem). Biore to jednak za dobra monete bo mimo, ze marnuje moj czas to jednak zapakowali to w cos, co ma forme. Bo w sumie widac golym okiem, ze jest to jedna z tych gier gdzies ktos usiedl i sia zastanowil czy to co wrzuca ma sens. I generlalnie ma. Od zawsze podobalo mi sie w GoWach, ze nie ukrywa sekretow z dopy tylko pokazuje nam marchewke, ze sie da, ale sami musimy dojsc jak. Tak jest rowniez tym razem.

 

Podobala mi sie rowniez fabula, postacie i tematy, ktore gra porusza (i nie chodzi mi o naszego glownego tatka). Tego chyba nikt sie nie spodziewal w grze o Bogu Wojny a wyszlo strawnie i do tego zostalo napisane z glowa. Go.wniak nie irytuje, moze jedynie tymi podpowiedziami w strone gracza. Ogolnie jak na tak rozlegla gre, to postaciowo jest ubogo. Przeklada sie to niestety tez na ilosc walk z bossami. Nie liczac tych z kamulcami i jotunami, to mamy trzy pojedynki z bossem, z czego dwa z tym samym. Ale Ragnarok zapowiada sie pod tym wzgledem lepiej.

 

No nie powiem, wku.rwil mnie ten GoW na poczatku. Mialem sobie pomachac bez zobowiazan siekierka a siedzialem jak w turowce i rozkminialem rozklad statystyk na ubraniu. Z czasem jak sie oswoilem bylo lepiej, no ale niesmak z powodu wachania dopy assasynom pozostaje. Gra jest niesamowicie solidna i dopracowana i przez to ciezko ja mi ocenic, bo mimo wszystko czas spedzilem milo, ale moze zamiast implementowac te wszystkie rpgowe siury, to moznaby przeznaczyc zasoby na paru bossow i cutscenek wiecej. 8+/10.

  • Plusik 8
Opublikowano

Ja w sumie aż tak tego źle nie wspominam więc nie wiem czy aż tyle trzeba siedzieć w tych menusach i statach, może trzeba i zwyczajnie wyparłem to z pamięci :wujaszek:Ale zawsze będę pamiętał jak słabo się wracało do odwiedzanych już miejscówek jeśli calakowało się gre. Te puste pozbawione życia miejsca (szczególnie ta elfia kraina) mega bolały no ale to już ból na własne życzenie jak się jest trophy dziweczką

Opublikowano

100% tez przerabialem :wujaszek: Masz piakna liste na glownej mapie, ale oczywiscie zbyt maly podzial na regiony, wiec brakujacy skarb w okregu jeziora to moze byc 10 lokacji i sobie albo zgaduj albo odwiedzaj jeszcze raz.

 

W sumie zrobilem wszystko oprocz 2 wyzwan w wulkanie na impossible. Chcialem jeszcze na koniec podbic zbroje, ale jak okazalo sie, ze aby ponownie odpalic 6y czelnedz to trzeba JESZCZE KU.RWA RAZ nazbierac kluczy z pozostalych trzech to juz wylaczylem konsole i uznalem gre za skonczona.

 

NG+ warto?

Opublikowano

Jedynka mi się podobała, wymaksowałem ile się tylko dało. Ale Ragnarok olałem jakoś krótko po dwugodzinnej sekwencji ze zbieraniem grzybków i chrustu rudym kapiszonem, kurwa co za downgrade.  

  • beka z typa 2
Opublikowano (edytowane)

Skończyłem F.E.A.R 2 i tak jak Bzduras ostrzegał że jedynka jest szczytem serii, miał chłop rację.

Nadal to bardzo dobra strzelanka, o wiele bardziej różnorodna od poprzedniczki. Same poziomy są zróżnicowane, są misje z wykorzystaniem snajperki, turretów czy nawet łażenie w jakims pancerzu i sianie pożogi. Mamy więcej skryptów i straszków. No niby wszystkiego więcej, tylko klimat horroru gdzieś uleciał, no są momenty ale jakoś w jedynce to poczucie osamotnienia o wiele bardziej robiło robotę.

 

Taka myśl mi przyszła, że pierwszy F.E.A.R wyszedł blisko jeszcze Half Life 2 i w jakiś sposób wpływ tej gry można było odczuć. A dwójka wleciała już po Modern Warfare i widać jak już zmieniły się FPSy. 

Anyway i tak fajnie się bawiłem, wchodzą mi teraz te starsze gierki i tą trójkę też pewnie zrobię jak będzie na promce 8/10

Edytowane przez drozdu7
  • Plusik 5
Opublikowano (edytowane)

Skończyłem AC Mirage na PS5. Pykło 30 godzin, co jest wystarczające, aby zaliczyć cały wątek fabularny i większość zapychaczy (czytaj znaczników:sonkassie:). Fabuła nudna jak flaki z olejem i mimo, że jestem na świeżo, to nie rozumiem, o co chodziło w tym zakończeniu :nosacz2:

Spoiler

191187e337e14-screenshotUrl.thumb.jpg.9ca2b21b7c1f08c73438962e3e973a6a.jpg

Ale to nieistotne, Ubisoft nigdy nie udawał, że ich gry stoją fabularnie:nosacz2:

Najważniejsze, że można znowu bawić się w skrytobójcę, co wyszło tej grze na dobre po ostatniej rpgowej trylogii. Zresztą Basim jest po prostu słaby w walce. Ale na szczęście niemal każdego wroga można zadźgać ukrytym ostrzem:) Z pomocą przychodzą też różne narzędzia, jak noże do rzucania, czy bomby dymne. Te ostatnie są naprawdę skuteczne, bo potraktowani wrogowie grzecznie wtedy czekają na zadźganie:pawel:

Zostało jeszcze kilka znajdziek, pewnie jeden wieczór i wpadnie calaczek:czezky:

Edytowane przez Paolo1986
  • Plusik 4
Opublikowano

Saints Row 2

 

 

Najlepsza odsłona z całej serii. Postacie, cutscenki, customizacje( pojazdy, ciuchy kryjówki)  i kreowanie naszego bohatera w edytorze (i w trakcie gry u chirurga)- top. Gameplay to standard-  strzelamy, niszczymy, mordujemy cele wrogich gangów. Miasto może nie jest takie spore, ale urozmaicone, pełne sklepów z których oczywiście można skorzystać.

Aktywności generują szacun (potrzebny do wykonywania misji fabularnych), ale też dają ulepszenia- nielimitowana amunicja, sprint, dodatkowe bronie itp. A jest ich sporo- demolka śmigłowcem szturmowym, rzucanie się pod auta, aby wyłudzić ubezpieczenie, zabawa w brutalnego glinę, wyścigi, polewanie budynków szambem z szambiarek i wiele więcej. Każdy znajdzie coś dla siebie, bo nie trzeba zrobić ich wszystkich.

Graficznie gra nie błyszczała już na premierę, ale i nie odrzucała. Teraz, jak na 15/16 letni tytuł nie jest źle.

Wersja steam jest praktycznie niegrywalna na obecnych windowsach. Po prostu co rusz wywala do pulpitu. Gogowska (lub sami wiecie jaka) działa bez problemu.

A jak się w to grało po takim czasie? Świetnie! Poza kilkoma przypadkami, kiedy zginąłem, przez błąd detekcji kolizji lub fizyki, gra dwa lub trzy razy wywaliła do pulpitu zaraz po zakończonej misji i trzeba było ją powtarzać. 

 

Nie wiem jak było w jedynce, ale dwójka miała kilka fajnych patentów. W kryjówkach mogliśmy oglądać cutscenki w tv, Pistolety czy PM mogliśmy nosić pojedyncze, lub podwójne, Każdy element stroju było widać na naszej postaci, więc podkoszulek był widoczny, jeśli założyliśmy otwartą koszulę. Ogólnie system ciuchów i ubierania naszej postaci to coś, czego nawet simsy nie miały w tak rozbudowanej wersji. Szkoda, ze trójka z tego zrezygnowała, do tego tam ta paleta kolorów była jakaś zepsuta. Kto grał, ten wie.

 

  • Plusik 4
Opublikowano

Lorelei and the Laser Eyes [Switch]

 

1722717057360.thumb.jpg.4006816638baea73246ccd1e8cbb3f90.jpg

 

Gra zasługuje na dużo więcej uwagi, niż otrzyma. Nawet się nie łudzę, że zostanie powszechnie doceniona, bo już widzę, że nic z tego. Będą się nią brandzlować pojedyncze jednostki, tworząc eseje na YouTube, cała reszta graczy znajdzie jakąś wymówkę, aby grze nie dać nawet szansy. A to oprawa zbyt artystyczna i zbyt czarno-biała. A to za mało akcji i spektakularności. A to po pracy chce się odmóżdżyć, a nie ostro główkować i tępo gapić się w ekran, próbując zrozumieć zagadkę. Nie mam do nich pretensji, bo sam często z błahych powodów odpuszczam jakiejś grze. Lorelei pozostanie więc w swojej niszy i może to nawet lepiej. Będzie zaskakiwać niczego niespodziewających się graczy, którzy potem będą wieszczyć, że odkryli perełkę. Ale i tak nikt ich słuchał nie będzie.

 

Odpalasz grę i od pierwszego ekranu jest intrygująco. Zaczynasz poruszać się Lorelei i szybko odkryjesz, że sterowanie ograniczone jest do gałki i jednego, kontekstowego guzika. Mam w związku z tym mieszane uczucia, bo z jednej strony można natychmiast wskoczyć do rozgrywki bez potrzeby ogarniania klawiszologii, z drugiej strony jednak komplikuje to przede wszystkim poruszanie się po inwentarzu. Szybko przywykniesz, ale pierwszą zagadką i pytaniem, na które będziesz musiał sobie odpowiedzieć to: czym się cofa na poprzedni ekran? Powinieneś dać radę. Potem już na pewno z górki.

 

Z tym, że nie.

 

Nasz bohaterka ląduje na leśnej ścieżce, a obok stoi samochód, do którego możemy wsiąść, rozejrzeć się po wnętrzu, przeczytać instrukcję gry znalezioną w schowku na rękawiczki, posłuchać cicho mruczącego radia. Kiedy uznamy, że jesteśmy gotowi na przygodę, to pora ruszyć ścieżką naprzód, a za zakrętem ukaże się naszym oczom cel podróży, czyli Hotel pełen tajemnic, zagadek i zamkniętych drzwi. W tym miejscu puszczam Waszą rękę i zapraszającym gestem zachęcam do pójścia samotnie, by przekonać się co tam czeka. 

 

A z pewnością pierwszym, co odnotujecie, będzie atmosfera tego miejsca. Oniryczna, z jednej strony uspokajająca, z drugiej jest w niej coś nieustannie niepokojącego i kolejne wydarzenia nie przestają nawarstwiać w graczu niepewności. Surrealizm, niełatwe do logicznego wytłumaczenia zjawiska i elementy, coraz więcej pytań, niewiele odpowiedzi. Pokręcone to wszystko, ale częściowo uspokajam - zanim dobrniesz do końca, to wiele spraw ułoży się w sensowną całość, choć na pełną klarowność nie licz, bo twórcy najwyraźniej zostawili parę niedopowiedzeń. 

 

Lawiruję i kluczę posługując się ogólnikami, bo nie będzie żadną niespodzianką, że chcę zdradzić jak najmniej w kwestii fabuły. Ta bowiem w swoim pogmatwaniu nie bierze jeńców, ale niesamowicie pomaga w budowaniu wspomnianej atmosfery. Opowiedziana historia bywa ambitna, czasem może aż za bardzo i nieustannie wymaga od gracza zaangażowania, skupienia i spostrzegawczości. Jak już zaczniesz, to albo skończ, albo porzuć - nie ma możliwości, że wrócisz do rozgrzebanego sejwa po dłuższym czasie, bo cała niezbędna wiedza zdąży wyparować Ci z głowy. 

 

Wiedzy będziesz potrzebował. I to takiej z wielu dziedzin, bo Lorelei and the Laser Eyes (LatLE) przetestuje Cię z zakresu m.in. kryptografii, geometrii, arytmetyki, astrologii, dużo będzie tutaj zabawy perspektywą, kreatywnego myślenia out-of-the-box, orientacji w terenie (sam Hotel to niemały labirynt, ale…), szperania po notatkach i robienia własnych. Rozgrywka nie pozwala rozstać się z ołówkiem i kartką, pomocny bywa również telefon i cykanie fotek, po których potem maziamy pomocnicze linie. Gra dużo pod tym względem ułatwia, bo praktycznie każdą notatkę i napotkane wskazówki uwiecznia nam w podręcznym dzienniku, więc nigdy nie musimy się nigdzie cofać, by przeczytać i sprawdzić coś ponownie. Pomaga też zakładka z “mentalnymi notatkami”, które w uproszczeniu możemy określić dziennikiem questów. LatLE zezwala na pewną nieliniowość w podejmowaniu wyzwań. Przez większość gry trudno się tak naprawdę zaciąć “na amen”, bo zawsze były przynajmniej dwa-trzy kierunki, które miałem do dyspozycji, chwilami to była wręcz klęska urodzaju, bo chciałem iść w kilka miejsc jednocześnie. Dopiero pod koniec zaczyna robić się ciasno, wszak wszystkie ścieżki zbiegają się w kierunku finału, więc swobody jest coraz mniej i potrafię sobie wyobrazić, że na samym finiszu jeden z drugim graczem utknie na dłuższą chwilę. 

 

1722717057353.thumb.jpg.9f556b388e6f510fa83912afa6dc9b92.jpg

 

Na tym jednak polega ta gra i w tym tkwi jej niezaprzeczalna siła. Mój zachwyt LatLE zapewne nie byłby tak duży, gdybym w jakimś momencie zabrnął w beznadziejnie ślepą uliczkę. Ale ta gra dostarczyła mi ogromu satysfakcji, mógłbym nawet napisać, że podniosła mi samoocenę, gdy samodzielnie i bez absolutnie żadnej pomocy z zewnątrz dobiłem do 100% rozwikłanych tajemnic. Z tym, że byłem tą grą całkowicie pochłonięty. Robiłem zdjęcia zagadek, by potem w pracy nad nimi rozkminiać. Obracałem telefonem, próbowałem myśleć poza schematem, a jak to nie działało, to posługiwałem się prostymi metodami, potem znów wracałem do podchwytliwego podejścia i węszyłem podstęp. Głowiłem się i trudziłem, ale było warto, bo przy każdej rozwiązanej zagadce (nawet jeśli zajęło mi to kilka dni) masowałem się po klacie i mruczałem do siebie jaki to jestem zajebiście bystry. No dobra, brakujące dwie zagadki rozwiązałem metodą siłową (bo wystarczyło tylko ręcznie sprawdzić 100 kombinacji), ale zrobiłem to sam, więc się liczy!

 

LatLE nie została spolszczona, więc jeśli nie ogarniasz angielskiego na dość swobodnym poziomie, to będziesz miał dużo trudniejszą przeprawę. Lojalnie ostrzegam.

 

Słówko (albo sto) o oprawie. Przede wszystkim czerń, biel, szarość i odcinające się jaskrawa czerwień oraz róż. Dla mnie artystyczna rewelacja. Początkowo może doskwierać pewna nieczytelność, ale to kwestia godziny, albo dwóch, by przywyknąć do koncepcji. Gra może sprawiać wrażenie prostej mechanicznie, ale bardzo doceniam ogromną staranność w opracowaniu nawet najmniejszych animacji. Te wszystkie zagadkowe mechanizmy, pokrętła, zapadki funkcjonują naprawdę przyjemnie dla oka i obsługiwanie ich daje dużo satysfakcji. Skorzystaj z automatu z figurkami i doceń te detale. Do tego LatLE trzyma w zanadrzu kilka gameplayowych niespodzianek i nie zawsze prezentuje się tak, jak na screenach, bawi się koncepcjami i oczekiwaniami, lubi zaskoczyć, ale nie zdradzę niczego więcej.

 

Warstwę dźwiękową opisałbym słowem: subtelna. Nie brakuje w grze całkowitej ciszy, a w Hotelu możemy poniekąd sami zdecydować czy chcemy, aby coś nam tam plumkało, bo uruchamiamy kolejne gramofony, ale wcale nie musimy tego robić. Tym bardziej ujęło mnie tych kilka momentów, gdy LatLE zaprezentowała utwory zdecydowanie wyróżniające się. Pianino, taniec i bossa nova, napisy końcowe. Te fragmenty były uderzające, bo wzięły mnie z całkowitego zaskoczenia. A co powiecie na motywy rodem z Silent Hilla? Jest skromnie, ale i tak trudno obok oprawy muzycznej przejść obojętnie.


To w zasadzie wszystko co mógłby napisać o grze recenzent i do czego powinien się ograniczyć, by zachęcić, ale jednocześnie zbytnio nie zepsuć niespodzianki graczom. LatLE to gra mechanicznie nieskomplikowana i o ile o warstwie fabularnej można pisać długo, tak pozostałych aspektów nie powinno się roztrząsać z kilku powodów. Dlatego ja też się już wstrzymam.

 

I niby chciałbym aby LatLE doceniło większe grono graczy, ale jednocześnie nie przeszkadza mi, że funkcjonuje w pewnej niszy. Bo musi, skoro łamie wiele schematów, bywa nieprzystępna, wymaga dużo, ale jeszcze więcej oddaje, jeśli poświęcić jej czas. Nie chcę też zdradzać w jakim stanie pozostawiło mnie zakończenie opowieści, ale z pewnością nie było to nic bliskiego obojętności. Dla mnie to trochę szufladka zarezerwowana dla Outer Wilds i obcowanie z Lorelei było nagrodą samą w sobie. 

 

Polecam, ale jednocześnie przestrzegam, aby podejmować się świadomie.

  • Plusik 5
  • Lubię! 3
Opublikowano

Ja również polecam, chociaż nie wiem czy ta gra faktycznie wymaga zewnętrznej wiedzy (jeśli takową miałeś na myśli). Z tego co pamiętam, to cała wiedza niezbędna do rozwiązania wszystkich zagadek znajduje się w samej grze. Aczkolwiek może pamięć mnie myli.

Opublikowano
30 minut temu, Dahaka napisał(a):

Ja również polecam, chociaż nie wiem czy ta gra faktycznie wymaga zewnętrznej wiedzy (jeśli takową miałeś na myśli). Z tego co pamiętam, to cała wiedza niezbędna do rozwiązania wszystkich zagadek znajduje się w samej grze. Aczkolwiek może pamięć mnie myli.

Nie myli Cię. Gra dostarcza wszystkie niezbędne informacje i zamieszcza je w dzienniku, po którym możemy (i powinniśmy) buszować do woli w poszukiwaniu odpowiedzi. 

Pisząc, że gra "wymaga wiedzy" nie miałem na myśli szukania czegokolwiek na zewnątrz gry, raczej chodziło mi o umiejętność dostosowania się i obracania w danej kategorii wiedzy. 

Opublikowano

Fallout 2

 

Długo mi to zajęło, bo grałem głównie w przerwach w pracy i nastukałem chyba z 80 godzin, no ale w końcu rozpykane. Ostro zgliczowana gierka, mocno niesprawiedliwa i nie tłumacząca praktycznie nic (nie lubię prowadzenia za rączkę, ale podstawowe mechaniki wypadałoby jednak wyjaśnić), musiałem sobie zapisywać na kartce lokalizację NPCów w miastach, bo nie pamiętałem do kogo się zgłosić po wykonaniu questa :dynia: ah ten urok lat 90tych w giereczkowie. Z drugiej strony rozbudowanie, którego na próżno szukać w większości współczesnych erpegów, dowolność w tworzeniu własnego unikatowego buildu postaci, ogrom skillów, praktycznie nieskończone możliwości w podejmowaniu misji i ta swoboda: idziesz w jakim kierunku chcesz i robisz co chcesz, to wszystko nawet dzisiaj robi WOW i miło łaskocze Maciusia po jajkach. Wciągnąłem się do tego stopnia, że zrobiłem większość zadań pobocznych, całkiem ładnie rozwinąłem swojego bohatera, wbiłem nim 30 lv i skompletowałem chyba najlepsze bronie w grze licząc na jakąś epicką jatkę na końcu, a tam się okazało, że trzeba było działać stealth, bo idąc siłowo z moim buildem to bym pewnie przez kolejne 80 godzin tego nie skończył xD Motyw z psem przynoszącym pecha, którego musiałem ubić niczym Stanowski ubijający Stonogę, stanie się nałogowym ćpunem wciągającym Jet czy holokaust na niegrzecznych dzieciach w jednym z miast to moja osobista topka tej gry, której nie zapomnę nigdy. Może za jakiś czas nawet skuszę się na pierwszą część.

  • Plusik 7
  • Lubię! 2
Opublikowano (edytowane)

Tony Hawk's Pro Skater 1+2
THPS kiedyś mocno katowałem grając jeszcze na PC i o ile z pierwszej części kojarzyłem tylko kilka tras, tak z drugiej pamiętąłem wszystkie chociaż wyglądją dużo lepiej niż w oryginale. Na początku szło ciężko ze względu na to, że byłem przyzwyczajony do trików na klawiaturze i musiałem się przestawić na pada ale kilka przejazdów, parę zrobionych zdań dla danej trasy i wsiąkłem na dobre. 
Skończyłem już obie części dwoma postaciami na 100% i kurcze dalej mi się nie znudziło, mimo tego że czasmi chce się rzucić padem jak coś nie wejdzie albo nagle postać zrobi coś niespodziewanego i całe combo przepada. Zadania do wykonania zachęcacją do dalszej gry, chociaż niektóre są mocno wyśrubowane ale i z tym można sobie poradzić bo można zrobić swój park idelany pod dane zadanie. Nie polecam robić zadań w trybie Free Run bo to jest tak wciągające, że jak chcecie skończyć za 30 minut to godzina zleci nie wiadomo kiedy.
Jak we wszystkich grach tego typu ważna jest muzyka i fajnie, że udało się wrzucić większość kawałków z orygniału ale brak The High and Mighty "B-Boy Document '99" trochę boli.
Jak ktoś ma grę na kupce wstydu to naprawdę polecam, ja zrobię pewnie jeszcze ze dwie "setki" i będę próbował z wyzwaniami.

Edytowane przez BRY@N
  • Plusik 2
  • Lubię! 1
Opublikowano
13 godzin temu, Josh napisał(a):

Może za jakiś czas nawet skuszę się na pierwszą część.

Jest fajny mod, który pozwala grać w F1 na silniku F2. Czyli ze wszelkimi udogodnieniami i usprawnieniami, bez których oryginał był nieco toporny. Polecam gorąco, bo klimat jedynki moim zdaniem był zdecydowanie cięższy, nawet jeśli nie wszystkie wątki tak zapadają w pamięci, jak sequel.

  • Plusik 2
Opublikowano

Tak czytam opinie na necie i widzę, że sporo graczy w ogóle jest zdania, że jedynka to lepszy Fallout. Będę miał na uwadze tego moda, teraz muszę odsapnąć od klimatów postapo (a na dysku mam jeszcze Wasteland 3 i Mutant Year Zero :pepegasm: ), ale za kilka miechów pewnie znowu wejdę po pas w to post-nuklearne szambo. 

Opublikowano

Chciałbym sobie kiedyś przypomnieć obie części, jeśli czas pozwoli, ale faktem jest, że po latach jedynkę wspominam jakoś milej, jeśli chodzi o klimat i ogólną atmosferę. Dwójka była większa, bardziej rozbudowana i przede wszystkim usprawniona pod kątem udogodnień dla gracza, oraz miała więcej zapadających w pamięci wątków i bohaterów, ale zarazem były chwile, że ten klimat post-apo gdzieś się ulatniał, a dużo lokacji było znacznie bardziej 'cywilizowanych'. Oczywiście miało to sens, biorąc choćby pod uwagę przeskok czasowy, ale jednak grając w grę post-apo te ruiny, wszechobecny brud, zniszczenia i anarchia pośród ocalałych też tworzyły jedyną w swoim rodzaju atmosferę.

 

Fallout 3, jaki by nie był, też klimacik miał fajny od strony designu, ale stety-niestety reszta to już typowa Bethesda i biegające manekiny.

Opublikowano

New Vegas > F3. Ja dałem sobie spokój z tą serią dopiero od czwartej odsłony, która sprawiała wrażenie mocno wykastrowanego NV, 76 to już w ogóle pominę milczeniem. 

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...