Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

A czym chce być? Pytam serio. Da się w to pograć singlowo czy to jakieś MMO kraszujące do pulpitu co 20 sekund? Kojarzę tę grę głównie z recenzji po premierze i wtedy to był jakiś dramat.

Opublikowano
Godzinę temu, Josh napisał(a):

A czym chce być? Pytam serio. Da się w to pograć singlowo czy to jakieś MMO kraszujące do pulpitu co 20 sekund? Kojarzę tę grę głównie z recenzji po premierze i wtedy to był jakiś dramat.

W tym roku ogrywałem z wszystkimi DLC i da się w to grać bez problemu samemu ignorując innych graczy. A z tego co pamiętam da się też grać totalnie solo ale wtedy postać jest oddzielna. Gra się spoko, spędziłem jakieś 130h i zrobiłem niemal wszystkie zadania warte uwagi. 

Opublikowano
1 godzinę temu, Josh napisał(a):

A czym chce być? Pytam serio. Da się w to pograć singlowo czy to jakieś MMO kraszujące do pulpitu co 20 sekund? Kojarzę tę grę głównie z recenzji po premierze i wtedy to był jakiś dramat.

Coopową pseudo mmo strzelanką z elementami survivalu i budowania domku. Zdecydowanie nie dla mnie ale wolę takie coś niż robienie mnie w chuya i udawanie że ta f4 to fallout i rpg

Opublikowano
On 7/27/2024 at 4:58 AM, SebaSan1981 said:

 

 

 

20240723_222308.thumb.jpg.ff7cc4bfd7080b68fb6bc08b96fdb731.jpg

 

Chrono Trigger w wersji Snes ukończony na tablecie w pracy. Po kilkunastu latach od wielokrotnego przechodzenia na PSX nadal pamiętałem co gdzie i kiedy. Wszystkie side questy porobione, tabsy wyzbierane.

 

20240726_025857.thumb.jpg.1a06f6b1724b1abf73dc225b3a8d69db.jpg

 

Nietoperki w zamku Magusa a potem Ruminatory w Dark Omenie to najlepsze źródło expa w odpowiednich momentach gry. Jeden boss sprawił mi chwilowo kłopot, ten szkielet w na pustyni gdzie potem Robo pomagał w sadzeniu lasu.

 

20240726_032155.thumb.jpg.f3e1d9c425c5f2b43769234867b4a4fc.jpg

 

Całość zajęła 58h ale odjął bym z 10h bo byłem na patrolach hangarów podczas włączonych menusów. Jako że CT to gierka nr4 w moim top rankingu gier to bawiłem się przednio bo fabuła, story to nadal pomimo lat mistrzostwo świata.

 

20240726_032452.thumb.jpg.309712eaed1ae799ff48dea9329e15b8.jpg

 

A teraz.. zacząłem NewGame+ aby zdobyć kilka itemków niemożliwych do zdobycia ba pierwszym przejściu (bo były wybory - albo to, albo to) oraz ukończyć grę inną drużyną niż Crono - Lucca - Frog. 

Jest wersja na Switch?

Opublikowano (edytowane)

WarioWare: Get It Togheter! (Switch)

 

"Ukończyłem" w przypadku tej serii może być trochę na wyrost, bo zaliczenie "fabuły" i zobaczenie creditsów wymaga jakichś dwóch godzinek, natomiast później dochodzi multum różnych trybów, dodatków i pierdółek, które sprawiają, że wymaksowanie gierki wg. źródeł internetowych może wymagać nawet 30 godzin xD. Ja mimo wszystko podziękowałem za wszelkiego rodzaju time attacki, wyzwania typu "zalicz dany level bez skuchy" czy w końcu wrzucone tu mocno na siłę elementy customizacji bohaterów (skórki itd.), bo to po prostu nie dla mnie. W sumie byłem zaskoczony, jak szybko GIT się skończyła, chyba oczekiwałem czegoś więcej po nowożytnej odsłonie tej serii (grałem dotąd tylko w prekursora z GBA).

 

Zakładam, że kojarzycie, o co tu chodzi, ale paroma słowami: mamy tu do czynienia z szeregiem występujących po sobie (jako jeden "poziom", zakończony czasem bossem), mikro gierek, wymagających od nas z reguły użycia kierunków i jednego przycisku i w których liczy się głównie refleks i dużo szczęścia, bo za pierwszym razem bardzo często po prostu nie wiadomo, co mamy zrobić (enigmatyczna wskazówka niewiele mówi). Ale to jest wpisane w styl serii. Problem, jaki mam z tą edycją jest taki, że wepchano tu na siłę całą bandę grywalnych postaci o różnych "mocach", których użycie jest na nas wymuszane w trakcie rozgrywki. Te moce to często zupełnie inne sposoby kierowania ludzikiem/wykonywania charakterystycznej dla niego akcji (jeden strzela, ale tylko w bok, drugi w górę, trzeci porusza się na rolkach i zmieniamy kierunki używając jojo, tak, wiem jak to brzmi xD). Ktoś by powiedział: fajnie, różnorodność, nie ma monotonii. No ale nie. Akurat w WarioWare nie jest mi do szczęścia potrzebne, żeby mieszać mi w głowie różnymi sposobami rozgrywki, gdzie zazwyczaj mam 2-3 sekundy na zastanowienie się, co i jak zrobić i powinienem działać wręcz odruchowo. Ten miszmasz jest dla mnie największą wadą tej gry i dosyć mocno mi ją popsuł. Poza tym same mini gierki też jakieś takie bez polotu, rzadko zdarzyło mi się uśmiechnąć na widok nowego patentu czy absurdalnej otoczki (w wersji na GBA mieliśmy chociażby fajne powroty do korzeni i nawiązania do starych gier Nintendo, tu też to występuje, ale zdecydowanie rzadziej). Na plus (choć ma to dwie strony) możliwość używania kontynuacji (za którą płacimy zdobytymi punktami, ale to groszowe sprawy), dzięki której nie musimy po utracie wszystkich szans zaczynać całego ciągu gierek od nowa, tylko powtarzamy (ale już tylko z jednym życiem) ostatnią z nich aż do skutku.

Wygląda i brzmi to oczywiście fajnie, kolorowo i schludnie, choć design postaci może na początku trochę drażnić (takie trochę super deformed, ale nie do końca), no i mimo wszystko więcej uroku ma dla mnie pixel art z GBA. No ale ważne, że jest płynniutko.

 

Podsumowując: grałem na Switchu już w sporo produkcji i chyba pierwszy raz mogę powiedzieć, że jestem niezadowolony. Raczej pójdzie na olx i to bez sentymentu.

 

 

2024062201491800_c.thumb.jpg.8c0f9dacef36ab40f4a6b9e16ab56b7f.jpg

 

2024062221563700_c.thumb.jpg.9a3191dbf008b97daef75de818a7e468.jpg

 

2024080716294300_c.thumb.jpg.53b733009d933ce9f6a5916928720627.jpg

 

2024080716390300_c.thumb.jpg.4fabb17e6f2c4a89b63e27211127039d.jpg

 

 

 

Edytowane przez kotlet_schabowy
  • Plusik 4
Opublikowano

Sprawdź mimo wszystko Move It. Dwie strony wcześniej opisałem swoje wrażenia. Trzeba się trochę poruszać, ale po tym co piszesz myślę, że odbiór będzie dużo lepszy. W Get It Together jeszcze nie grałem, ale też mam trochę obawy, że przekombinowali z tym sterowaniem postaciami.

Opublikowano

Przechodzę sobie dalej Capcom Beat'Em Up Collection i obserwuję fajny kontrast pomiędzy niektórymi grami tego samego gatunku.

 

The King of Dragons

 

Nigdy wcześniej o tym tytule nie słyszałem. Nie kojarzę go też z salonów gier za dziecka. Generalnie jest to bardzo prosty beat'em'up w klimatach fantasy i zarazem swego rodzaju prekursor świetnego Dungeons and Dragons. Nawet widać to po designie przeciwników, czy ich wachlarzu ruchów, że sporo pomysłów wykorzystano ponownie lata później (np. stosujące mirage duo mrocznych elfów).

 

Pięć grywalnych postaci, skromny zakres ruchów i ciosów. Ale w prostocie też można znaleźć urok i muszę przyznać, że bardzo dobrze mi się w ten tytuł grało. Kolejne poziomy nie są długie, ale jest ich dużo i są zarazem dość zróżnicowane. Niby pikseloza, a jednak miło się oglądało niektóre tła. Muzyka również niczego sobie. Plus można sobie zmienić grywalną postać pomiędzy kolejnymi levelami bez brania continue. Ale co mi się podobało najbardziej - szczególnie po nieszczęsnym Final Fight - to że gra była zwyczajnie sprawiedliwa. Kilka pierwszych poziomów przeszedłem bez straty życia. Większość bossów można było łatwo rozpracować. Przeciwników nie ma dużo, więc nie jesteśmy osaczani ze wszystkich stron bez możliwości obrony. Nie było też żadnych perfidnych zagrywek, pokroju atakujących w ułamku sekundy spoza ekranu wrogów, albo spadających nam na głowę beczek. Całość ukończyłem biorąc Continue około 10 razy. Może koneser gatunku określiłby to po prostu mianem "niskiego poziomu trudności", ale dla takiego amatora jak ja była to po prostu dobrze skonstruowana chodzona bijatyka, a co za tym idzie po prostu przyjemna i zabawna.

 

885150_3857.thumb.jpg.187be19c9ffcf5ab38e718a20bddcf5c.jpg

 

885150_3583.thumb.jpg.c883bca51c3e427ee54157ec486a463e.jpg

 

 

Coś, czego nie mogę powiedzieć o kolejnym tytule tego pakietu, który ukończyłem...

 

 

Captain Commando

 

Że tak się wyrażę w miarę dyskretnie, cytując przy tym klasyka - "gówno obesrane"... Gra mnie wymęczyła sto razy bardziej, niż Final Fight, do którego jest bardzo podobna mechanicznie. Na nic się zdał wybór zręczniejszej postaci. To właśnie beat'em'up z gatunku tych perfidnych, gdzie przeciwnicy otaczają nas w mgnieniu oka z kilku stron, spoza ekranu spadają na nas beczki, albo w ułamku sekund atakują szeregi wrogów z granatnikami i innym napalmem sięgającym połowy planszy. Ilości Continue nawet nie zliczę. Sam ostatni boss wymusił chyba kilkanaście, bo był to jeden z tych typów, co atakuje nas na kilometr, a sam lata po całej mapie i jeszcze jest w stanie usytuować się w miejscu, którego ciosy naszej postaci nawet nie sięgają.

 

Frajda była znikoma nawet, gdy nie miałem problemów z pozbyciem się przeciwników. Coś w tej grze jest takiego, że w ogóle nie dawała satysfakcji z sieczki. Ciosy są bardzo słabe wizualnie i dźwiękowo i nie pomagał nawet fakt, że można wrogów np. przeciąć na pół.

 

Do tego sama otoczka przedziwna, co widać już na ekranie wyboru postaci. Nie mam pojęcia kim one są, ale wyglądają komicznie. To samo tyczy się przeciwników, z których połowa wygląda jak kolorowe smerfy, jak i kolejnych poziomów totalnie z dupy i bez żadnego ładu i składu. Developerzy musieli mieć niezły odlot, kiedy to wszystko wymyślali.

 

Nie jestem pewien, czy ta gra byłaby fajna nawet w co-opie. Nie mam zamiaru się przekonywać. Jest mnóstwo lepszych beat'em'upów, w które można pograć. Captain Commando sprawia wrażenie ówczesnego odpowiednika gry mobilnej - tj. chcesz grać dalej? Płać i płacz. Fakt, że teraz można grać z nieskończoną ilością żyć niestety wcale niczego tu nie poprawia. Gra jest słaba i męcząca, a przynajmniej tak ja ją odebrałem na świeżo, nie mając z nią nigdy wcześniej styczności. Nie polecam.

 

885150_3861.thumb.jpg.22bdd8add820987df2b9782cc861c301.jpg

 

885150_3869.thumb.jpg.f11f4153681192cea7dd7026a0ef1d88.jpg

  • Plusik 8
Opublikowano

Captain Commando to tani crap, nawet sample podjebali z Final Fighta. Najlepsza bijatyka ze składanki to Warriors of Fate. Ale ogólnie tych najlepszych, czyli Cadillaków, Punishera, AvP i Dungeons&Dragons nie ma

Opublikowano
1 godzinę temu, Homelander napisał(a):

Ale ogólnie tych najlepszych, czyli Cadillaków, Punishera, AvP i Dungeons&Dragons nie ma

D&D jest osobno w pakiecie Chronicles of Mystara, dostępny już od wielu lat. Na konsolach co prawda utkwił w dystrybucji na ósmej generacji konsol, ale z PC nie ma tego problemu, wiadomo - https://store.steampowered.com/app/229480/Dungeons__Dragons_Chronicles_of_Mystara/

 

Cadillaci, Punisher i AvP nie zostaną prawdopodobnie wydane ze względów licencyjnych. Wszystkie te tytuły bazują na komiksach/filmach, więc jest dodatkowa bariera, żeby ponownie je udostępnić w sprzedaży. Nie mówię, że tak się nie stanie, ale głównie o to się rozchodzi przy takich pakietach gierek.

Opublikowano
14 minutes ago, Suavek said:

D&D jest osobno w pakiecie Chronicles of Mystara, dostępny już od wielu lat. Na konsolach co prawda utkwił w dystrybucji na ósmej generacji konsol, ale z PC nie ma tego problemu, wiadomo - https://store.steampowered.com/app/229480/Dungeons__Dragons_Chronicles_of_Mystara/

 

Cadillaci, Punisher i AvP nie zostaną prawdopodobnie wydane ze względów licencyjnych. Wszystkie te tytuły bazują na komiksach/filmach, więc jest dodatkowa bariera, żeby ponownie je udostępnić w sprzedaży. Nie mówię, że tak się nie stanie, ale głównie o to się rozchodzi przy takich pakietach gierek.

 

Wiem, że D&D jest. Napisałem tylko, że nie ma w pakiecie tym. Punisher wychodzi w nowym pakiecie Marvel vs Capcom. AvP był w tym takim capcomowskim arcade sticku parę lat temu. Cadillaki nigdzie :( 

Opublikowano (edytowane)

Pewnie macie kumpla, w przypadku którego nie możecie nadziwić się, że wszedł w związek z jakąś totalnie toksyczną babą. Może sami byliście w tej sytuacji. No, to James Savage (raczej bez pokrewieństwa do Johna) podkręcił to nie tyle do kwadratu, co co najmniej do sześcianu. Tak się bowiem składa, że byłą tego folklorysty, łowcy potworów i ćpuna jest Draculae, będąca pierwowzorem literackiego wampira. A do tego potworzyca planuje doprowadzić do końca świata odprawiając w zatęchłym motelu pewien Niebu obrzydły rytuał, więc James w ramach kilku godzin składających się na El Paso, Elsewhere będzie musiał stawić jej czoła. A zrobi to głównie za pomocą gnatów.

 

Gdyby ktoś mi powiedział, że będę z dużym zainteresowaniem śledził narrację w grze, która wygląda jak mod do piewszego Maxa Payne'a podmieniający tekstury głównego bohatera na wczesny PSX, to bym mu odpowiedział, że jak chce, to mu wskażę najbliższy Monar. A jednak - opowiadana między rozdziałami i ze znajdowanych w trakcie poszczególnych etapów (a jest ich 50) przedmiotów drama naprawdę działa i wciąga. To świetnie zagrana przez aktorów głosowych historia, który tworzy w tym nieprawdopodobnym uniwersum prawdopodobną opowieść - James próbujący poukładać sobie związek, w którym był ofiarą, oszukująca się Draculae, wątek tego, że ćpun nigdy nie przestaje być ćpunem, a gdzieś tam małe detale, które dodają tej opowiastce jeszcze bardziej zawieszającego niewiarę posmaku. Ot, chociażby pojawiająca się co jakiś czas postać Lalkarza, dawnego wroga Jamesa czy moment, kiedy zaczyna na głos rozkminiać metabolizm wilkołaka z białym futrem i jego potencjalne arktyczne pochodzenie, by skwitować to komentarzem, że wychodzi z niego zboczenie zawodowe, a on tu walczy o życie.

 

Historyjka historyjką, ale dobrze też, gdyby grało się w to jakoś przyzwoicie - no i tak jest. Gra jest mocno zainspirowana wspomnianym Max'em Payne'm - James nawala z kilku spluw, może spowalniać czas, rzucać się szczupakiem oraz robić przewroty (co się bardziej opłaca, bo daje iframes), a także pomaga sobie kołkami, które to może pozyskiwać między innymi rozwalając szafy. Myk polega na tym, że większość wrogów nie walczy na dystans, a szarżuje z pazurami, zębami czy innymi mieczami - przestrzenie są jednak dosyć ciasne, więc trzeba szybko ładować headshoty. Są też przeciwnicy dystansowi - nawiedzone panny młode w dwóch rodzajach i biblijnie akuratne anioły - którymi trzeba zajmować się w pierwszej kolejności, bo zadają zdecydowanie największe obrażenia. Do tego paru subbossów, dwie naprawdę porządne walki z bossami i co jakiś czas drobny twist od standardowej formuły zbierania uwięzionych w trakcie rytuału zakładników i kluczy do kolejnych pomieszczeń. Przedostatni poziom to istne katharsis. 

 

Gra, trzymająca się dzielnie stylizacji, pomimo umiejscowienia w nawiedzonym hotelu co jakiś czas miesza w stylistyce i mapy nie wyglądają tak samo - znajdą się chociażby motywy egipskie czy fabryka mięsa. Wynika to z faktu, że całą przestrzeń deformują siły zamieszkujące Pustkę, nieraz wykazujące zaskakująco dużo osobowości w dręczeniu Jamesa. W ogóle sam klimat pewnej ostateczności to inna zaleta - przebywanie w tym wrogim środowisku ma wpływ na naszego herosa, a on sam nie łudzi się, że ma prawo przeżyć tę przygodę. Nawet mu na tym nie zależy. Ma przed sobą tylko nałóg, dawną ukochaną do zabicia i tonę potworów. Nie jest lekko.

 

Na osobny akapit zasługuje muzyka - na początku ironicznie pomyślałem sobie, że ktoś tu zrobił taki zbiór elektroniki, rapsów i gitarek, żeby soundtrack z gry ktoś zauważył na Pitchforku czy innym Porcysiu, ale ta muzyka naprawdę świetnie robi grę. To jedna z lepszych giereczkowych ścieżek dźwiękowych, działająca także poza grą (nawet można sobie kupić na Steamie El Paso, Elsewhere Rap Album), a w jednej z misji - "Monster Club" - świetnie spięta z przebiegiem mapy i narracją.

 

Piękne kilka godzin pomimo gameplayu, który cudów może nie wnosi, ale sprawnie pisze list miłosny do jednej z moich ulubionych serii, a przy tym pod kątem prowadzenia historii i klimatu miażdży jakieś 99,9% gier. Polecam gorąco.

 

 

 

Za parę dni wychodzi I Am Your Beast tego samego studia i chyba wezmę na premierę.

Edytowane przez Jukka Sarasti
  • Plusik 8
Opublikowano

Opis brzmial jak mix MP z Shadow Manem. Pewnie nigdy nie sprawdze, ale dobrze bylo poznac chociaz ze cos takiego istnieje.

Opublikowano

WRC 10 Gra PS5 - niskie ceny i opinie w Media Expert

 

WRC 10 - Jedna z niewielu gier obecnej generacji, które mnie tak ostatnio wciągnęły. Wymieniając swoje Diablo IV na między innymi ten tytuł, spodziewałem się po prostu kolejnej "rajdówki" od której błyskawicznie się odbiję, gdyż ostatnia generacja na której naprawdę dobrze bawiłem się z tego typu grami to PS2/Xbox. Wszystko co było wydawane później jakoś nie było w stanie mnie przyciągnąć na dłużej. To jednak udało się właśnie wspomnianej dzisiaj grze z którą spędziłem bity tydzień i bawiłem się przy tym całkiem nieźle. Co prawda z początku gra mnie nieco odrzuciła tym rozbudowanym trybem kariery, gdzie poza skupieniem się na wyścigach, oraz planowaniem terminarza musimy także zarządzać swoją ekipą i rozwijać jej umiejętności niczym w jakimś prostym RPGu. Osobiście uważam to za totalnie niepotrzebne i wolę skupić się na tym na czym powinien skupiać się kierowca rajdowy, ale szybko pojąłem, że grając na nieco mniej wymagającym poziomie trudności można wiele z tych spraw potraktować po macoszemu i bez większego zaangażowania "przeklikać" co trzeba, a gra i tak będzie toczyć się dalej. Ten cały skomplikowany jak na rajdówkę interfejs trochę mnie zdezorientował, przez co zupełnym przypadkiem moja kariera trwała jakieś sześć zamiast czterech sezonów, bowiem podpisując kontrakt na kolejny, z tego wszystkiego nie zwracałem uwagi czy przy okazji zmieniam także klasę rajdów i prawdopodobnie dwa lub trzy razy jechałem w klasie WRC2 lub WRC3. Spowodowało to jedynie że gra mnie nieco wymęczyła i jak wspominałem gdzieś na początku, jej ukończenie zajęło mi tydzień. Niemniej, uważam że gdyby nie ta moja drobna pomyłka to grę ukończyłbym szybciej i może mniej na nią narzekał w pewnych momentach, zwłaszcza w dwóch ostatnich sezonach.

 

To co warto docenić to bardzo elastyczny sposób na dostosowanie poziomu trudności wyzwań do naszych umiejętności. Indywidualnie, przed każdym rajdem mamy możliwość zmiany kilku ustawień, począwszy od poziomu trudności reprezentowanego w procentach po długość samego rajdu, czyli ilość dostępnych odcinków. To bardzo dobra opcja, bowiem wybierając dosyć niewymagający poziom trudności, możemy jednocześnie uczestniczyć w pełnych rajdach co często było niemożliwe w innych tytułach, które zależnie od poziomu trudności dobierały także ilość dostępnych w rajdach odcinków. Również model jazdy jest czymś co należy pochwalić. Dosyć łatwo było mi się z nim oswoić i choć momentami gra dawała mi w kość to nie mogę powiedzieć, aby była to wina modelu prowadzenia pojazdu. Było to bardziej uwarunkowane poszczególnymi odcinkami i "przeszkadzajkami" przy drodze, oraz moim nieumiejętnym doborze opon.

 

No ale muszę też trochę ponarzekać. To oczywiście w pełni subiektywna opinia i zaznaczam, że to co napiszę dla innych może stanowić wręcz zalety. Po pierwsze, strasznie irytowało mnie wrzucanie biegu wstecznego. Tak, taka pierdoła doprowadzała mnie czasem do szału. W czym tkwi problem? Otóż w typowej grze wyścigowej, używając automatycznej skrzyni biegów, trzymając hamulec, gdy auto się zatrzyma, wrzuca bieg wsteczny i jedzie do tyłu. Proste i logiczne, prawda? W WRC 10 mój problem polega na tym, że jeśli hamując wpadniemy w jakąś przeszkodę, czy po prostu się zatrzymamy, nasz wóz nie zacznie automatycznie się cofać. Trzeba puścić i ponownie nacisnąć przycisk hamulca aby ruszyć do tyłu. Wydaje się to totalnie bez znaczenia i brzmi jak kompletna pierdoła, ale polecam pograć tak przez pewien czas aby przekonać się jak to irytuje.

Druga sprawa to niektóre odcinki specjalne, które mają nawet kilkadziesiąt kilometrów. Z jednej strony fajna sprawa, ale z drugiej te wymęczyły mnie chyba najbardziej, bowiem z racji swojej długości zmuszają do precyzyjniejszej jazdy i dbania o wynik czasowy, gdyż ewentualna powtórka takiego odcinka to kolejne kilkanaście minut wyjęte z kalendarza. No, ale to akurat może niektórym przypasować, bowiem zapewne oddaje realizm takich rajdów.

 

Podsumowując - WRC 10 to gra, która choć mnie nieco wymęczyła to dała mi masę przyjemności z gry i satysfakcji z jej ukończenia. Może nie koniecznie przypasował mi ten "symulacyjny" tryb kariery ze wszystkimi niuansami zarządzania ekipą, ale mimo tego bawiłem się świetnie.

  • Plusik 6
Opublikowano

Metroidvania plus elementy soulslike to raczej nie jest jakieś niespotykanie oryginalne połączenie, ale da się z niego wycisnąć ciągle coś swojego. Udowadnia to Grime, w którym już protagonista jest nietypowy. Tak się bowiem składa, że to... czarna dziura wyekwipowana w dosyć użytkowy korpus z kończynami. A świat wokół to dziwaczna mieszanina epoki kamienia łupanego, świata fantasy i w ogóle kraina zamieszkiwana przez stwory takie jak ożywione kamienie, pasożyty żerujące na większych organizmach czy inne mordercze insekty. A z upływem gry i rozkminianiem lore (tak, to kolejna gra dla tych, którzy lubią sobie sami wymyślać, o czym tytuł opowiada) wcale nie robi się bardziej normalnie. Wręcz przeciwnie.

 

Lubię takie dziwaczne uniwersa, ale pasowałoby jeszcze, gdyby dobrze się w to grało. Na szczęście tak jest - gra do eksploracji rodem z metroidvanii i soulsowatej walki dodaje swoje własne myki. Wynika to chociażby z faktu, że nasza łepetyna wciąga przedmioty. Skutkiem tego wykonujemy nią parry, a w zasadzie, zgodnie z grową terminologią - absorbcję. Nie ma bloku, natomiast za pomocą przycisku w odpowiednich momentach nasz nietypowy heros wystawia przed siebie głowę, przez co kontruje przeciwników, co ma całkiem sporo zastosowań. Poza obroną i zadaniem obrażeniem przywraca sobie na przykład w ten sposób pasek, który zamienia się na punkty życia. Albo może wciągać odpowiednio już naruszonych ciosami przeciwników do swojego wnętrza, co nie tylko pozwala szybciej zakończyć walkę, ale też po zebraniu odpowiedniej ilości frajerów tego samego rodzaju wykupić powiązane z nimi zdolności. A te są różne - może to być regeneracja części staminy w trakcie udanego sparowania, dodatkowe obrażenia, gdy jesteśmy za przeciwnikiem i tak dalej, jest tego całkiem sporo. "Duże" punkty, odrębne od odpowiednika dusz, za które wykupujemy zaabsorbowane umiejętności zdobywamy natomiast wyszukując i ubijając subbossów.

 

No właśnie, to, co najbardziej działa w grze, to świetne walki z bossami. Owszem, eksploracja wypada spoko, zwykłe walki też są miłe, do tego tu i ówdzie udało się umieścić nieco platformingu (który przy końcu gry daje w kość), ale Grime absolutnie błyszczy, gdy trzeba zmierzyć się z szefami. Ci mają dosyć rozbudowane wachlarze ciosów, walki podzielone na fazy, a do tego bardzo lubią po zbiciu paska życia mieć drugi, oczywiście z innym repertuarem ciosów. Gra jest dosyć wymagająca, gdy z nimi walczymy, a bez opanowania parry daleko nie zajedziemy. Choć chwilami odczuwałem sporo irytacji przy walkach, to nigdy nie miałem wrażenia, że przegrywam nie ze swojej winy. Przez te 14 godzin nigdy nie zaliczyłem rage quitu - zagryzałem zęby, aż nauczyłem się każdego skurczybyka. Nawet jeśli ten ostatni mną powycierał podłogę, aż (nie)miło.

 

Grime można obecnie dostać prawdopodobnie za jakieś grosze - gra była w paru bundlach - a dostarcza naprawdę dobrej zabawy, jeżeli lubicie taką formułę. Niekoniecznie się zrelaksujecie, ale to ciekawe spojrzenie - tak stylistycznie, jak  i do pewnego stopnia gameplayowo - na skostniałą już zdawałoby się formułę. Ja po zakończeniu gry od razu dodałem dwójkę na steamową wishlistę.

 

 

  • Plusik 4
Opublikowano

System powrotu na trasę jest po prostu bezlitosny. Wypadłeś, odliczają ci sekundy i jedziesz dalej. W sumie ma to jakiś sens i na to samo w sobie nie narzekałem. Po prostu na długich odcinkach każdy taki wylot z trasy był bardzo cenny :D

 

Ale ten hamulec to masakra. Pierdoła ale jak mnie to irytowało, zwłaszcza że w takich sytuacjach czas jest cenny.

Opublikowano

Skończyłem sobie obie części Star Wars: Force Unleashed w ramach Xboxowej wstecznej kompatybilności.

Kurde fajne gierki.

 

Jakimś uber fanem GW nie jestem, ale historia Starkillera i jego relacji z Darthem Vaderem nawet mnie wciągnęła.

Gameplayowo obie części to w sumie przygodowki/slasher tpp gdzie radośnie machamy mieczem świetlnym i używamy mocy rozwalając tabuny wrogów. Ciskanie telekinezą oczywiście mega przyjemne.

Pierwsza część jest dłuższa, chyba bardziej różnorodna bo zwiedzamy kilka planet. Natomiast generalnie zabrakło jej jakiegoś urozmaicenia oprócz walki. Czasem przez to wydawała się trochę przeciągnięta. 

 

W momencie gdy przeskoczyłem do dwójki to dla mnie wszystko tam poprawiono. Od samego początku grało mi się po prostu przyjemniej, płynniej. Sama historia zaciekawiła odrazu, scenki i skrypty są z większym rozmachem. Twórcy dodali trochę elementów platformowych, sekwencji na szynach a walki z bossami są kilkuetapowe. 

 

FU2 jednak jest bardzo krótkie, 5h i elo ;) aczkolwiek dla mnie spoko w tym momencie bo mam rozyebanego Baldura.

Kilka godzin bycia potężnym Jedi, bardzo przyjemnych.

Jakbym miał oceniać to kolejno 7 i 8- jakoś tak.

 

Generalnie mocno wróciło mi radość grając w jedną dużą grę, na zmianę z gierkami x360.

 

 

 

 

  • Plusik 2

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...