Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

W dniu 13.09.2024 o 14:44, Pupcio napisał(a):

Kupowałem sonke 4 z tym więc jakaś mini (bardzo mini) nostalgie mam do tej części, widze że dalej fajnie się to prezentuje. Dodatku nie polecam a z poprzedników chyba tylko jednke bym sprawdził na twoim miejscu. Dwójka typowy sequel z tamtych lat. Niby ładniej, więcej i lepiej zrobione ale w tym wszystkim gdzieś poszedł sie yebać fantastyczny klimat jedynki

 

Pierwszy inFamous to nawet wtedy jakieś 6/10 - bardziej demko technologiczne z misjami robionymi w jakimś generatorze open-worldowych aktywności niż pełnoprawny tytuł.
Dopiero dwójka to prawdziwa gra z krwi i kości, z zajebistym klimatem Nowego Orleanu, dużo bardzie rozbudowaną warstwą fabularną, wreszcie jakoś nakreślonymi postaciami i odrobiną efekciarstwa, w czym pomogła współpraca z Naughty Dog.

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Dwójka to jedyny dobry inFamous. Jedynkę jakoś wymęczyłem, przy sequelu bawiłem się bardzo dobrze, Second Son olałem po godzinie, bo walka nie dawała żadnej frajdy, a sama gra była obrzydliwie generyczna i bez żadnego pomysłu na siebie, First Light było ciutkę lepsze ze względu na umiejętności głównej bohaterki, ale dalej średniawka. Ogólnie dobrze, że ta seria zdechła. 

Odnośnik do komentarza
W dniu 12.09.2024 o 19:59, Josh napisał(a):

spacer.png

 

Umówmy się: Time Splitters 2 stał przede wszystkim świetnym multikiem. Czterech pojebów siedzących obok siebie, trzymających kurczowo swoimi uwalonymi od serowych cheetosów łapami za pady, dezorientujących się nawzajem pierdami i chrumkających wesoło niczym świnki po każdym zaliczonym fragu. Jajcarskie postacie, dobrze zaprojektowane mapki i świetne tryby rozgrywki, to były najmocniejsze atuty tej gry. To już nie wróci i bez tego TS2 jest produktem mocno wykastrowanym, a szkoda, bo twórcy mogli się pokusić przynajmniej o jakieś multi przez sieć.

 

Nie pozostało mi więc nic innego jak odpalić singla i jeszcze raz, po dobrych 20 latach zanurzyć się w tym zakręconym świecie... a raczej światach, bo w tej grze śmigamy po rozmaitych epokach czasowych i najróżniejszych lokacjach: od pilnie strzeżonej bazy wojskowej w Rosji (jak się szybko okazuje: opanowanej przez zombie), przez mroczne korytarze katedry Notre Dame z roku 1895 czy azteckie ruiny, aż po wizytę na stacji kosmicznej daleeeeeko w przyszłości. Jest różnorodnie, ale też krótko, bo całość idzie skończyć w cztery godzinki. Of course można ten czas mocno wydłużyć odpalając tryb hard, ale nie polecam, bo jest fatalnie zbalansowany (chyba, że lubisz jak przeciwnicy trafiają Cię przez ściany i jednym pociskiem z najsłabszego pistoletu sadzą criticale koszące połowę żyćka). Dosyć szybko wychodzi, że etapy są malutkie, nie obfitują w zbyt zróżnicowane zadania (na ogół trzeba po prostu znaleźć kosmiczny kryształ i dać dyla przez portal, po drodze wykonując jakieś pierdoły), a lokacje są biedne i monotonnie zaprojektowane (jest mocno korytarzowo i ubogo w detale). No, ale strzela się fajnie, czuć power giwer, a ich samych jest całe mnóstwo i w zależności od danego świata, mamy do dyspozycji totalnie inny ekwipunek. Możecie mnie poprawić jeżeli się mylę, ale TS2 to była chyba jedna z pierwszych strzelanek, w których przeciwnicy tak dobrze reagowali na ładowany w nich ołów, np. po postrzale w nogę zaczynają kuleć, a po zgarnięciu w ramię chwytają się za to miejsce. Gierka wyszła ładnych kilka lat przed RE4, które wrzuciło te reakcje na obrażenia na nowy poziom i zrobiło z tego standard dla innych shooterów, więc na rok 2002 to musiało robić wrażenie. 

 

Ogólnie nic wybitnego, ale idzie spędzić przy tej grze kilka miłych godzin. Zaraz odpalam TS3 i obadam czy jest lepiej czy tak samo. 


Nie chcesz wrócić do jedynki i dwójki? Bo trofea dodali:kekw:):
Zrzutekranu2024-09-16163033.png.dba25b2485f99e149bfcb6a34565b506.png

  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

W pewnym momencie życia - najpewniej jako osoba, której pierwsze gierkowe lata przypadają na przełom PSX i PS2 - musiałem wyrobić sobie dziwną odporność na toporność w grach. Temu chyba zawdzięczam to, że dobrze bawiłem się przy Shinobido na drugą Sonkę. Gra dostawała recenzje zarówno w stylu 3/10, jak i 8/10. Obie te oceny mogę w pełni uzasadnić. A czemu po to w ogóle sięgnąłem? Na pewno pomogła struktura gry - krótkie misje są dla mnie obecnie idealnym wariantem, bo czas na gierki to mam chwilowo głównie chwilę przed snem. Drugi, jeszcze ważniejszy argument - to tak naprawdę trzecia część Tenchu na PS2. Po tym jak Acquire straciło prawa do swojej kultowej serii (której zwłaszcza drugą część uwielbiam, choć teraz trochę boję się wracać mając w pamięci przygody z Shinobido), wydało Shinobido. Grę identyczną w założeniach i wielu systemach, tylko, że nie gramy Rikimaru i Ayame, a zamiast tego skurczybykiem o oryginalnej ksywce Crow.

 

Nasz Kruk zaczyna grę z amnezją - jego jedyną wskazówką są listy od tajemniczego pomocnika. Aby odzyskać pamięć, musi zbierać kryształy, w której są zaklęte części jego przeszłości. Dosyć to sztampowe, choć mały plus za to, że

Spoiler

okazuje się, że nasz ninja nie był żadnym szlachetnym wojownikiem, tylko kawałem skurwysyna.

Aby to zrobić, wykonuje misje dla trzech stronnictw o sprzecznych interesach, gdzieniegdzie spotykając postacie ze swojej przeszłości czy wrogie klany ninja. Ogólnie sam system stronnictw jest bardzo dobry - zawsze mamy do wyboru kilka misji, a ich konsekwencje są najoryginalniejszym elementem gry. Zaczynając od tego, że czasem dostajemy cutscenki, gdy jakiś watażka doznaje załamania nerwowego na skutek naszych akcji, przez listy z pytaniami, czemu nie przyjmujemy od nich misji (w ogóle najlepiej unikać otwartych działań na misjach, bo jeśli ktoś nas rozpozna, to idzie za nami zła fama do potencjalnego zleceniodawcy) po konsekwencje widoczne w samym gameplayu. Przykładowo, jeśli dostarczymy w ramach zadania schematy broni, to wkrótce owo stronnictwo będzie miało lepszy sprzęt. Albo po wykradzeniu zapasów ryżu przeciwnicy będą zdezorientowani i słabsi. A jak dostatecznie zaszkodzimy któremuś stronnictwu, to możemy dostać zlecenie na zabicie ich generała. A w ogóle to możemy sobie to zadanie ułatwić wpierw wprowadzając innymi zadaniami głód w szeregach wroga, później w innej misji mordując elitarnych żołnierzy danego ugrupowania, a następnie ubijając generała na otwartym terenie, gdy ucieka z garstką wiernych sobie ludzi.

 

No dobra, ale jak to działa już wtedy, kiedy wyruszamy w teren? Różnie. Mamy do dyspozycji ekwipunek rodem z Tenchu (linka z hakiem, shurikeny i inne bajery jak np. eksplodujące żarcie) i w miarę dużą swobodę. Kiedy gra funkcjonuje jak trzeba, to gra się super - zwisamy z gwintów, biegamy po ścianach w normalne niedostępne miejsca i systematycznie kolejnymi stealth killami kasujemy frajernię. Perfekcyjnie ukończone misje dają sporo frajdy. Tyle tylko, że sterowanie jest dziwne i bohater nieraz robi coś zupełnie innego, niż chcemy, co kończy się alarmem i koniecznością walki w tym dziwacznym systemie pamiętającym pierwsze Tenchu (zresztą w ogóle mam wrażenie, że w tej grze zaszyty jest kod właśnie jeszcze z 1998 - tutaj na szczęście nie każda misja kończy się obowiązkowym bossem z którym idzie się w pojedynek na miecze). Dodać do tego należy pokraczną fizykę (gra z czasów, kiedy szczytem finezji był Havoc - tutaj mamy dosyć zabawnie działającego ragdolla, przez którego nieraz po zablokowaniu ciosu twarzą lecimy na 6 metrów w górę) i zachowanie wrogów - czasem widzą nas z nieprawdopodobnych kątów, czasem postanawiają razem maszerować w ścianę, jakby ta miała w końcu otworzyć przejście do Narnii.

 

Muzyczka jest fajna, choć jest jej mało, lokacje lubią się powtarzać. Dla stylistyki to raczej się w to nie gra. Natomiast uroczym elementem tej gry jest totalny chaos, który wybucha w losowych miejscach i tworzy nieprzewidziane raczej przez twórców sytuacje - mój ulubiony przykład to jedna z misji, gdzie miałem za zadanie zdjąć generała. Skurczybyk był otoczony mocnym zestawem przydupasów i nie miałem pomysłu jak się zakraść. Uknułem więc następujący plan - zostawię truciznę, zbaituję jednego z przeciwników, po cichu go zabiję, a potem to powtórzę. Nie wyszło. Przez sterowanie mój dzielny heros wrzucił do pomieszczenia butelkę zamiast zostawić ją na ziemi, co zaniepokoiło przeciwników w środku. Szybko dałem dyla i zacząłem zwisać z krawędzi budynku. Okazało się, że sam generał postanowił to sprawdzić, więc maszerował w linii prostej, zeskoczył z drugiego piętra budynku i dalej se maszerował, aż wyszedł za patrolowane przez wrogów obszary. Zginął szybko i raczej bezboleśnie.

 

Nie mogę polecić Shinobido, bo to dziwnie działająca gra, która trafi raczej do garstki osób, które spędziły stare lepsze czasy wbijając najwyższe rangi w Tenchu. Jeżeli jednak wspomniana seria jest Wam bliska, a nie chcecie po raz kolejny szarpać w znane już Wam gry, a do tego potraficie przebrnąć przez różne wskazane powyżej niedoróbki, to przez większość czasu będziecie się bardzo dobrze bawić. Podrzynanie gardeł biednym Hideo i innym Sasuke, którzy tylko stróżują sobie, aby utrzymać rodzinę to zawsze doskonała zabawa.

  • Plusik 1
  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Warhammer 40k: Space Marine 2

 

Ogólnie jako totalny warhammerowy laik powiem że mi się bardzo podobało i dostałem to czego oczekiwałem. Gra akurat trafiła u mnie na podatny grunt bo przez długi okres nie ogrywałem singlowych gierek a bujałem się miedzy GASSami, multiplayerami i samochodówkami itp więc byłem głodny jakiegoś niezbyt długiego liniowego singla, którego tu dostałem. Cały vibe tej gry to dla mnie trochę Doom, trochę Gears of War, zarówno jeśli chodzi o atmosferę jak i gameplay. Nie przywiązywałem zbyt dużej wagi do fabuły bo i tak mało rzeczy rozumiałem nie znając nawet podstawowego lore tego uniwersum, a sama gra w żaden sposób nie wprowadza ani nie oferuje np. encyklopedii do której można zajrzeć by doczytać coś więcej. Ewidentnie targetem są tu fani figurek i ci którzy przeszli pierwszą część.

 

Walka bardzo mi odpasowała, ta mechanika walki bronią biała z unikami i parowaniem (chyba zaczerpnięta z gier Dark Soulowych? nie wiem, nie grałem w żadną z nich) jest bardzo satysfakcjonująca i ciągnie całą grę. Pukawki, mimo że to wariacje boltguna to są różnorodne i po prostu dobrze się nimi strzela, szczególnie do tyranidów tryskających krwią. Trochę gorzej jest z wojownikami chaosu z którymi walczy się jakoś mniej miodnie. Szkoda że zabrakło większej różnorodności przeciwników, szczególnie że to uniwersum jest bogate w różne rasy. Zabrakło też różnorodności jeśli chodzi o mechaniki, oczekiwałem że będzie jakiś etap np. z pojazdem albo strzelaniem z jakiegoś działa, jednak zabrakło tutaj tego. Po około 3h gry można powiedzieć że widziało się już prawie wszystko. Chyba najfajniejszym etapem jest ten gdzie dostajemy chwilowo jetpack i musimy skakać po piętrach bijąc tyranidów i uderzając w nich młotem. Ogólnie liczba przeciwników na ekranie czasami jest mega przytłaczająca i chyba w żadnej innej tego typu grze nie czułem się tak osaczony. Poziom trudności na weteranie uważam za w sam raz i wymusza nauczenie się robienia uników i parowania. AI twoich braci jest na przyzwoitym poziomie, chyba tylko raz coś im nie zagrało i nikt z nich mnie nie podniósł kiedy trzeba, poza tym są naprawdę w porządku, przeciwnicy też równomiernie atakują całą naszą trójkę, a nie ignorują boty.

 

Już po samej kampanii wciągnęły mnie Operacje które wraz z levelowaniem postaci, perkami, wyższymi poziomami trudności dadzą mi przynajmniej kolejne parenaście godzin zabawy by odblokowywać pancerze, kolorki i broń. Jednocześnie ten tryb nie sprawia wrażenia GASSa czy innego Destiny, które wymagają od nas rzucenia etatu i logowania się codzień by nic nas nie ominęło, wszystko można odblokować w swoim tempie, bez pośpiechu.

 

Graficznie jest bardzo dobrze, nie powala na kolana ale wiele scen zachęcało do robienia screenów, na Series X gra przez 95% czasu chodzi w 60fps, być może to była zasługa VRR w telewizorze ale ogólnie płynność gry z tą grafiką, ilością postaci na ekranie o to świetnie osiągnięcie na konsoli.

 

SM2 jest ogólnie grą o półeczkę niżej od chociażby trylogii Gearsów, właśnie z powodu braku tej różnorodności, pamiętliwych momentów ale też paru niedopracowanych rzeczy np. przenikanie postaci przez siebie, drobne bugi czy też dość dziwne zrobione lobby i łączenie z serwerem nawet jak chcemy pograć tylko singla. 

 

Bez kozery daje 8/10 i polecanko dla każdego fana gier akcji. Szczerze mówiąc chętnie bym widział parę rzeczy z tej gry w Gears E-day, chociażby liczbę przeciwników na ekranie i poczucia beznadziejnej sytuacji no i jakiejś zaawansowanej walki wręcz.

 

trochę screenów które zrobiłem.

 

 

ebc1bfee-8a7a-48dd-a8a2-eabdd492cc9e.png

f7c42c4a-6db3-487f-bc05-124025a4cd3a.png

cab484ee-33b7-4830-a236-ea85fbe84a28.png

27ea92ed-7182-42e8-bc0b-b2a13badf5fc.png

59cedfdc-de45-4117-aedb-bea046589972.png

b904f937-299c-460b-99ad-9dfcaeb42fca.png

d5e1046a-6aa7-4f16-8711-4bd6d07655f4.png

5bd29638-415e-4ffb-9c64-57b9eceff402.png

1d3c65a0-6d5f-41cf-99c1-070cfd22dc8f.png

ee55a2f2-1668-46fb-833e-ffdd72e204fa.png

ec162716-e3c5-43b7-bdde-a3d4ebe4b32d.png

  • Plusik 4
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
6 godzin temu, MaZZeo napisał(a):

Walka bardzo mi odpasowała, ta mechanika walki bronią biała z unikami i parowaniem (chyba zaczerpnięta z gier Dark Soulowych? nie wiem, nie grałem w żadną z nich) jest bardzo satysfakcjonująca i ciągnie całą grę. Pukawki, mimo że to wariacje boltguna to są różnorodne i po prostu dobrze się nimi strzela, szczególnie do tyranidów tryskających krwią. Trochę gorzej jest z wojownikami chaosu z którymi walczy się jakoś mniej miodnie. Szkoda że zabrakło większej różnorodności przeciwników, szczególnie że to uniwersum jest bogate w różne rasy. Zabrakło też różnorodności jeśli chodzi o mechaniki, oczekiwałem że będzie jakiś etap np. z pojazdem albo strzelaniem z jakiegoś działa, jednak zabrakło tutaj tego. Po około 3h gry można powiedzieć że widziało się już prawie wszystko. Chyba najfajniejszym etapem jest ten gdzie dostajemy chwilowo jetpack i musimy skakać po piętrach bijąc tyranidów i uderzając w nich młotem. Ogólnie liczba przeciwników na ekranie czasami jest mega przytłaczająca i chyba w żadnej innej tego typu grze nie czułem się tak osaczony. Poziom trudności na weteranie uważam za w sam raz i wymusza nauczenie się robienia uników i parowania. AI twoich braci jest na przyzwoitym poziomie, chyba tylko raz coś im nie zagrało i nikt z nich mnie nie podniósł kiedy trzeba, poza tym są naprawdę w porządku, przeciwnicy też równomiernie atakują całą naszą trójkę, a nie ignorują boty.

Gdyby w tym fragmencie zmienic tyranidow na orki to opis prawie 1:1 jedynki (tam nie bylo parowania). I tego sie w sumie spodziewalem po drugiej czesci.

Odnośnik do komentarza
24 minuty temu, Josh napisał(a):

Mocny Gears vibe po tych screenach. Nie śledziem tej gry, a samo uniwersum średnio mnie zawsze interesowało, jednak po ostatnich wypowiedziach deweloperów, opiniach ludków na necie, no i właśnie przez podobieństwa do GoW chyba też się skuszę. 

Tylko nie licz na cover system. Space marines nie chowaja sie za kamykami.

Odnośnik do komentarza
52 minutes ago, Josh said:

To nawet lepiej. Brakuje mi takich strzelanek TPP, że po prostu idziesz i klepiesz wszystko co się rusza. Jeszcze walka przy użyciu ostrza, parowanko itp? I to granie nasterydowanymi koksami? Jestem kupiony jak czeska prostytutka za dwie paczki papierosów 

 

Obejrzyj recenzję Quaza. Mnie absolutnie przekonała

Odnośnik do komentarza

192063d7f0466-screenshotUrl.thumb.jpg.bf219bc846620021b1e64428dd513938.jpg

 

Stellar Blade :platinum:

 

50 godzinach grania. Szczerze mówiąc, na początku nie miałem zamiaru tego robić, ale gdy zobaczyłem, jakie są wymagania do trofeów, uległem. Była to naprawdę świetna przygoda, szkoda, że się skończyła…

Koreańska gra robi ogromne wrażenie, zwłaszcza jeśli chodzi o szczegóły. Gdy wyłączy się oszczędzanie energii na Sony OLED 65" w 4K, grafika wygląda oszałamiająco. Screeny tego po prostu nie oddają. Zacznijmy od kwestii technicznej – optymalizacja gry jest świetna. To chyba najszybciej ładująca się gra, jaką do tej pory grałem. Po kliknięciu „Kontynuuj” wszystko ładuje się błyskawicznie. Dla porównania, ostatnio grałem w Gran Turismo 7, Need for Speed Unbound i Cyberpunk 2077, i tam trzeba trochę poczekać na załadowanie. Być może szybkie czasy ładowania wynikają z tego, że Stellar Blade jest exclusivem na PS5. Może to być kwestia zoptymalizowania gry pod tę konsolę.

Drugą rzeczą, o której chcę wspomnieć, jest system walki – coś, co naprawdę wyróżnia tę grę. W Cyberpunku często pokonujesz przeciwników z dystansu, strzelając do nich, a tutaj musisz podejść zupełnie inaczej. W Stellar Blade musisz bardziej kombinować, zajść wroga z boku lub od tyłu, a do tego jeszcze stosować odpowiednie kombinacje klawiszy, trochę jak w bijatykach, typu Tekken. To zdecydowanie nie jest łatwe, szczególnie dla takich graczy jak ja, którzy nie są hardcore’owymi fanami gier akcji. 

Jest też coś, co zaskoczyło mnie na początku – oznaczone żółtym kolorem ściany, które pokazują miejsca, gdzie można się wspinać. Jest to podobne rozwiązanie do tego, co widzieliśmy w serii Uncharted. Z jednej strony to ułatwia grę, ale z drugiej nie spodziewałem się tego w produkcji tego typu. Nie wiem, czy to dobre, czy złe, ale na pewno warto to zauważyć.

Na koniec muszę jeszcze wspomnieć o grafice, przeciwnikach i całym otoczeniu gry. O tym mówiło się już sporo, ale naprawdę – to jest coś niesamowitego. Każdy detal, krajobraz i wygląd wrogów są dopracowane do perfekcji. Gra jest prawdziwym majstersztykiem pod względem wizualnym.

Nie powinien tego mówić po ostatnich wydarzeniach (PS5 Pro…) ale Stellar Blade to jedna z tych gier, która pokazuje, jak potężne może być PlayStation 5, zarówno pod względem technologicznym, jak i gameplayu. Pzdr!

  • Plusik 4
Odnośnik do komentarza

Space Marine 2

 

Przyjemna, sentymentalna wręcz podróż do ery PS360, kiedy to większość gier akcji ukierunkowanych na pojedynczego gracza była wolna od zbędnych udziwnień i tony rozpraszaczy. W takim właśnie duchu, w połączeniu ze współczesną oprawą, powstał Space Marine 2.

Już od pierwszych chwil w kampanii czuć, że gra wie, czym chce być i dokładnie to oferuje. Walka jest mięsista i miodna, a przy tym prosta lecz nie prostacka i sumarycznie jest satysfakcjonująca. Naszej uwagi nie rozprasza nawet jakikolwiek rozwój postaci, a i znajdźki są szczątkowe (audiologi, które zresztą łatwo przeoczyć).


Pozytywnych wrażeń dopełnia świetnie oddany, ciężki klimat Warhammera 40k i nieraz odczuwalnie monumentalna skala wydarzeń, której czuciu wydatnie pomagają też chmary przeciwników, składające się nieraz z setek osobników, które potrafią tworzyć „żywe wieże” na podobieństwo tych z World War Z.

Gameplayowo fani Gearsów poczują się tu jak w domu, bo za wyjątkiem chowania się za osłonami, dostaną wszystko, za co polubili serię od Microsoftu. Protagonista oraz inni kosmiczni marines to odpowiednie gigachady, choć może bardziej od testosteronu czuć tu ich fanatyzm.
Na minus SM2 z kolei wypada mniejsza różnorodność rozgrywki. Biegamy, strzelamy, siekamy bądź tłuczemy lub robimy uniki – tylko tyle, nie licząc dwóch dość krótkich momentów w których dostajemy jetpack umożliwiający chwilowe wzbijanie się w powietrze. Szkoda, aż prosiłoby się choćby o jakieś sekwencje celowniczkowe na pokładzie maszyn bojowych, których w trakcie opowieści widzimy cały wachlarz.


Strzelając i rąbiąc ku chwale Imperatora od razu czuć, że jesteśmy potężni. Mniejsi wrogowie eksplodują niczym worki z posoką, ci nieco więksi szybko uznają naszą wyższość dając się rozciąć na kawałki – mamy tu zresztą system egzekucji podobny do tego z nowożytnych Doomów - odpowiednio zmiękczony adwersarz łapie stuna i przez chwilę jest podatny na efektowny finisher, który odnawia nam coś na kształt pancerza czy może bardziej pola siłowego. Co ciekawe, to samo nie tyczy się paska zdrowia – tu jesteśmy uzależnieni od znajdowania apteczek, których jest dość niewiele.
8-10h, jakie należy poświęcić na ukończenie singla, przedłużyć można jeszcze misjami co-opowymi, na jakieś 30-45 minut każda. Są one mocno powiązane z wydarzeniami fabularnymi i, choć obecne są tam rozmaite unlocki, nie sprawiają wrażenia GAAS-owej wydmuszki. Jest jeszcze tryb PvP, ale o nim nie mam za dużo do powiedzenia. Szkoda jedynie, że na premierę zabrakło trybu hordy. Ma być dodany kiedyś tam

 

Ode mnie solidne 8/10 i polecajka, dla wszystkich, którym tęskno do efektownej akcji i mięsistego strzelania. Nawet bez znajomości uniwersum WH:40k można się tu bawić bez problemu (sam wiem tylko tyle, że są space marines, którzy mają boga-imperatora i walczą z herezją oraz chyba wszelkimi pozostałymi rasami uniwersum, m.in. orkami czy tyranidami). Acz zaznaczyć trzeba, że Space Marine 2, podobnie zresztą jak część pierwsza, niczego ze świata przedstawionego nam nie tłumaczy, pozostawiając wszystko ewentualnie naszej ciekawości i… sam czuję się nawet zachęcony do zgłębienia lore.

  • Plusik 4
Odnośnik do komentarza

Destruction Derby Raw

 

Chyba trochę mniej znana i niedoceniana część serii. Główne tryby single (Wrecking Racing, Smash 4 $) bardziej nastawione na ściganie i dojechanie do mety na wysokiej pozycji, niż na rozwałkę, czyli odwrotnie niż w poprzedniczkach.

Wrecking racing to "drzewko" tras, przechodząc jedną odblokowujemy kolejne. Wymogiem są punkty, które dostajemy za miejsce na mecie, jak i za odpowiednio wymierzone uderzenia w rywali, przy czym warunkiem koniecznym jest ukończenie wyścigu, więc nie możemy postawić tylko na nawalankę. Tras jest sporo, niektóre w dwóch wariantach. Fajnie zaprojektowane i zróżnicowane. Mamy więc lasy, kanały, parkingi, teren budowy, tereny industrialne, areny rodem z postapo etc. Duża liczba skrzyżowań, rozjazdów na +. W smash 4$ jedziemy wszystkie trasy po kolei zarabiając kasę na naprawę i upgrade wozów, tu możemy też kupić auta bonusowe odblokowane we wrecking racing. Mamy jeszcze tryb z rozwałką na arenach, ale sprawdza się średnio i szybko go olałem

Jak się w to gra po tylu latach? Bardzo przyjemnie, choć niedociągnięć trochę jest, i nie wszystkie da się wytłumaczyć wiekiem.

Kuleją uszkodzenia. Mamy jeden główny pasek, który rośnie z każdym kontaktem z otoczeniem czy przeciwnikami, jeśli się napełni to mamy game over. Poszczególne partie pojazdu mają osobne paski, ale ich znaczenie jest niewielkie (ot, np będzie nas znosić w jedną stronę). Koła nie odpadają:/. Model jazdy ala poduszkowiec, poślizgi wchodzą bardzo dziwnie, ale ogólnie nawet pasuje do charakteru gry. Graficznie wiadomo, to psx, ale dramatu nie ma, chociaż przy większej zadymie wjeżdża pokaz slajdów. Muzyka fajna, głównie rockowe kilmaty.

Całościowo grało mi się przyjemnie, robotę robią głównie trasy i model progresu (czy warto walczyć o wyższą pozycję, czy olać i ratować się napierdalaniem)

 

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   1 użytkownik

×
×
  • Dodaj nową pozycję...