Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

Resident evil Operacja miasto szop pracz- wideorecenzja 

 

Co, pewnie myśleliście że już mi się skończyły gówno resiedenty do nadrobienia? Jeszcze mam kilka gównianych asów w rękawie.:rayos:

Recka dla ludzi normalnych: gierka typu coopowy tpp jakich było milion w czasie tamtej generacji i ten jest raczej z tej niższej półki. Moim zdaniem nie jest tak źle jak ją malowali w reckach gdy o niej czytałem lata temu, no ale to dalej niezbyt dobra gra (wciąż lepsza niż re6 :nosacz3:) jak to w przypadku innych spinoffów tej serii, ten też jest tylko dla fanów.

Recka dla residento fagów: uff :obama: powinni zmienić tytuł tej gry na fanservice the game bo cały sens jej istnienia to robienie dobrze fanom klasycznego re2 i re3. Gramy super duper tajnym oddziałem umbrelli którzy to niewątpliwie są pc małpiszonami bo każdy jeden ma podświetlane maski niebieskim ledem ale wyglądają kozacko to się nie czepiam. No i co no. Capcom jak to capcom i najfajnieszy pomysł na gre dał jakimś parobasom co nie potrafią robić gier i dostaliśmy to co dostaliśmy. Fantastycznie było zobaczyć miejscówki takie jak ratusz który w re3 tylko mijamy, tak samo powrót do nest czy innych szpitali i rpd robi robote.  Z misjami też na początku mieli fajne pomysły bo np. musimy naprawić nemezisa który zamiast szukać Jillki to wariuje i atakuje każdego albo pomaganie hunkowi w zdobyciu wirusa g i dzięki temu twórcy mogliby pięknie się wpasować w stary kanon ALE NIE. Nie wiem czy to ich pomysł czy capcomu ale nie mogli sobie odpuścić i musieli wrzucić do gry Leona, Claire, Jill i reszte więc od tego etapu już wiemy że wydarzenia z tej gry to zwykły fanfic, imo wielka szkoda i zmarnowany potencjał.

W drugiej części gry gramy oddziałem ziomków z armii usa i tutaj już trochę nudy na pudy (są to ludzie których truchła widzimy w re3 w fabryce śmierci, z resztą tutaj odtwarzamy te wydarzenia a sama misja nazywa się "the places We're meant to die" tutaj oczywiście nie umieramy no ale tarmoszą siusiaka takie nawiązania jak ktoś jest fanem.

Jeszcze odnośnie samego raccoon czy klimatu tej gry to mam wrażenie że twórcy mocno się inspirowali pierwszymi dwoma filmami andersona. Jest obrona przed nemkiem w mieście, podczas wprowadzenia do misji mamy praktycznie wyciętą scene z początku apokalipsy gdzie umbrella wchodziła do nest i na radarze było widać tłum zombiaków biegnących w strone żołnierzy i chyba tylko laserów zabrakło do kompletu xD

 

Gówno gra ale mi się podobała, gdybym grał w to coopie z residento świrami to już wgl gra życia. Oczywiście jej nie polecam ale od grania w takie gówna macie mnie:gigabeta:

  • Plusik 6
Odnośnik do komentarza
W dniu 7.09.2024 o 21:16, Kmiot napisał(a):

Supraland [PS4]

 

Supraland_20240815114658.thumb.jpg.0e398883a57befa5fd8233d8664cb529.jpg

 

Strasznie pocieszna ta gra, od startu do mety.

 

Pokierujemy bowiem losami plastelinowego ludzika z Królestwa Czerwonych Plastelinowych Ludzików. Królestwa, do którego nagle przestała docierać woda. Szybko okazuje się, że za sabotażem stoi Królestwo Niebieskich Plastelinowych Ludzików, więc ruszamy w wyprawę, by pomówić sobie z jego królem. Jako Gracz szybko się domyśliłem, że… no cóż, łatwo do celu dotrzeć nie będzie, bo na tym gry przecież polegają, by rzucać kłody pod nogi.

 

Nawet jeśli start gry jest dość ospały i niezachęcający, to Supraland szybko nabiera rozpędu, ładując w nas kolejnymi umiejętnościami dynamizującymi rozgrywkę. Bach, drewniany mieczyk. Bach, pistolet. Bach, podwójny skok. Banały? Owszem, ale podane w takim stylu, że morda się cieszy. Poza tym wymieniłem tylko niektóre atrakcje z pierwszych 30 minut, by nie psuć nikomu zabawy. Tempo imponujące, musicie przyznać.  

 

Świat gry to sandbox, tutaj będący dosłownie… piaskownicą. Nasz Plastelinowy Ludzik gabarytami nie przerasta gumki do mazania, a jego polem działania będzie świat, który w piaskownicy wybudował pewien chłopczyk, zresztą obecny na horyzoncie niczym góra Fiji. Ruszamy więc w wyprawę, a na naszej drodze napotkamy tak urocze detale środowiskowe jak ogromne ołówki, pety wbite w piach, różnorakie zabawki porzucone w nieładzie. Piaskownica jest podzielona na kilka segmentów, które w innych grach nazwalibyśmy biomami, a dostęp do nich uzależniony jest od umiejętności i narzędzi, które posiadamy. 

 

Całość podano nam w tej niezwykle pociesznej formie dziecięcej zabawy plastelinowymi ludzikami. Dodatkowo przemycono całkiem sporo popkulturowych ukłonów i easter eggów, więc grzebanie po zakamarkach czasami jest nam wynagradzane uśmiechem na twarzy. 

 

Rzecz jasna czeka nas obfitość nowych zdolności do zdobycia, a stare umiejętności będziemy stale ulepszać. Piaskownicowy świat jest bowiem zaludniony plastelinowymi NPC-ami, którzy mają dla nas questy (i nagrody!), a na przeszkodzie ich wykonania staną potworne szkielety czy inne wulkaniczne demony, których będziemy tłuc po łbach naszym drewnianym mieczykiem albo ładować w nie pociski z naszego pistoleciku. Z czasem oczywiście przyjdzie nam się wykazać coraz większą finezją i wachlarzem środków perswazji, bo - znów - tak to przecież powinno się odbywać w grach, co nie?

 

Supraland_20240811183704.thumb.jpg.89a61bf67569b96b1438d0e05ae408e2.jpg

 

Nie ma się co dłużej czaić i pora zacząć pisać otwarcie - to metroidvania w FPP. W dodatku oferująca swobodę większą, niż ktokolwiek mógłby oczekiwać. Do wielu bonusowych skrytek czy półek ze skrzynkami możesz się dostać dużo przed domyślnym momentem gry, jeśli wykażesz się przy tym kreatywnością i uporem. Jeśli nie, to możesz wrócić tutaj później z dodatkowym zestawem umiejętności i zgarnąć nagrodę z łatwością. Decyzja należy do Ciebie. Próbuj młody. 

 

Jednocześnie gra robi to, co lubię - ufa instynktowi gracza i go nie naciska. Podaje ogólny cel, ale nie stosuje nachalnych metod i nie zostawia na ekranie żadnych ponaglających znaczników. Musimy się posiłkować drogowskazami w świecie, kierunkami kompasu i punktami orientacyjnymi. Ryzykowne podejście, ale w przypadku tak charakterystycznego świata prawdopodobnie jedyne słuszne. Nie utknąłem w progresem głównego wątku ani na moment, chyba że na własne życzenie, bo postanowiłem odbić z głównej ścieżki. Generalnie najłatwiej jest skupić się na wątku podstawowym, a potem, posiadając już komplet zdolności ewentualnie czyścić mapę, ale często trudno było się oprzeć pokusie. 

 

Niezależnie czy mówimy o wątku głównym, czy pobocznych atrakcjach, Supraland wymaga od nas świadomości środowiskowej i pewnej przebiegłości w użytkowaniu dostępnych umiejętności. Czekają nas liczne zagadki i tylko od nas zależy jak szybko sobie z nimi poradzimy. Co ciekawe, jeśli utkniemy w danej lokacji na dłużej, to pojawi się w niej NPC informujący nas czy dysponujemy wszystkimi zdolnościami niezbędnymi do rozwiązania zagadki. Przyznaję, że w paru sytuacjach oszczędziło mi to czasu, a w paru innych zmotywowało do dalszego działania. 

 

Czy Supraland ma wady? No ma. Walka mieczykiem trochę ssie, choć jestem w stanie jej to wybaczyć po uzyskaniu finalnego ulepszenia. Przeciwnicy w późniejszej fazie gry raczej irytują, niż stanowią wyzwanie. Fizyka przedmiotów czy naszej postaci bywa dziwna, choć nie nazwę jej irytującą, bo mam wrażenie, że służy większemu celowi (czytaj: nie zepsuć gry). Mimo wszystko brakuje tutaj jakiejś mapy, choćby poglądowej, bo ta w naszym domu nie jest wystarczająca. Wyobrażasz sobie metroidvanię bez mapy? No właśnie. Poza tym piosenka w creditsach jest po niemiecku, więc poważny minus. 

 

A jednocześnie Supraland wiele motywów rozwiązuje perfekcyjnie. Każda odnaleziona skrzynka oferuje coś istotnego, nawet jeśli to będzie +1 o puli zdrowia (co opis dosadnie kwituje “najbardziej beznadziejnym ulepszeniem wśród gier”). Niemniej jeśli postanowisz na koniec gry odszukać wszystkie skrzynki na świecie, to wiedz, że gra dostarczy Ci niezbędne narzędzia, by poszukiwania przebiegały satysfakcjonująco i bez frustracji. Ja byłem niecierpliwy i często szukałem sekretów na własną rękę, więc zrobienie 100% zajęło mi 25 godzin, ale jak już wspomniałem - pokusa była zbyt silna.

 

A teraz Bomba Prawdy.. 

Supraland to gra stworzona w zasadzie przez jednego gościa. Nawet wspomniany wokalny utwór w creditsach jest w jego wykonaniu. Patrząc przez ten pryzmat jestem dla tej gry wyłącznie pełen podziwu. To nieprawdopodobne, że tego rodzaju dokonanie przeszło niemal bez echa. Czytam, że zajęło mu to 16 miesięcy, a patrząc na efekty i aktualne czasy developingu gier uznaję to za absurdalne osiągnięcie. Autor grę określa jako skrzyżowanie Portala, Zeldy i Metroida, więc jeśli połączenie takich kluczowych słów na Was działa, to działajcie Wy i wypróbujcie Supraland.  Niech chłop ma, skoro się spisał na medal. 

 

Supraland_20240817161239.thumb.jpg.d1db05bff554cbc26a6e06da6de92843.jpg

 

PS Grą zapewne bym się nie zainteresował, gdyby nie recenzja w tym temacie od Dahaki, u którego już jakiś czas temu zauważyłem bliźniaczy gust i Supraland tylko to potwierdza.

 

PS2 Jest już dodatek standalone Supraland: Six Inches Under.

 

 

Ja chciałem tylko napisać że dziękuję za polecenie gry bo jak odpaliłem z ciekawości to mimo przytłaczającego początku wczoraj pykło 15 godzin, grę skończyłem i bawiłem się naprawę świetnie. Jestem w szoku jak ta gra jest dobrze przemyślana w kwestii projektu i w dodatku zrobiona przez jednego gościa. Ogromny szacun za to co zrobił. Chciałbym zrobić 100% ale trochę mnie wkurzają skrzynki które są momentami pochowane w totalnie dziwnych miejscach i ciężko mi je zlokalizować nawet z detektorem. :/ 

 

 

33 minuty temu, Pupcio napisał(a):

Resident evil Operacja miasto szop pracz- wideorecenzja 

 

Co, pewnie myśleliście że już mi się skończyły gówno resiedenty do nadrobienia? Jeszcze mam kilka gównianych asów w rękawie.:rayos:

Recka dla ludzi normalnych: gierka typu coopowy tpp jakich było milion w czasie tamtej generacji i ten jest raczej z tej niższej półki. Moim zdaniem nie jest tak źle jak ją malowali w reckach gdy o niej czytałem lata temu, no ale to dalej niezbyt dobra gra (wciąż lepsza niż re6 :nosacz3:) jak to w przypadku innych spinoffów tej serii, ten też jest tylko dla fanów.

Recka dla residento fagów: uff :obama: powinni zmienić tytuł tej gry na fanservice the game bo cały sens jej istnienia to robienie dobrze fanom klasycznego re2 i re3. Gramy super duper tajnym oddziałem umbrelli którzy to niewątpliwie są pc małpiszonami bo każdy jeden ma podświetlane maski niebieskim ledem ale wyglądają kozacko to się nie czepiam. No i co no. Capcom jak to capcom i najfajnieszy pomysł na gre dał jakimś parobasom co nie potrafią robić gier i dostaliśmy to co dostaliśmy. Fantastycznie było zobaczyć miejscówki takie jak ratusz który w re3 tylko mijamy, tak samo powrót do nest czy innych szpitali i rpd robi robote.  Z misjami też na początku mieli fajne pomysły bo np. musimy naprawić nemezisa który zamiast szukać Jillki to wariuje i atakuje każdego albo pomaganie hunkowi w zdobyciu wirusa g i dzięki temu twórcy mogliby pięknie się wpasować w stary kanon ALE NIE. Nie wiem czy to ich pomysł czy capcomu ale nie mogli sobie odpuścić i musieli wrzucić do gry Leona, Claire, Jill i reszte więc od tego etapu już wiemy że wydarzenia z tej gry to zwykły fanfic, imo wielka szkoda i zmarnowany potencjał.

W drugiej części gry gramy oddziałem ziomków z armii usa i tutaj już trochę nudy na pudy (są to ludzie których truchła widzimy w re3 w fabryce śmierci, z resztą tutaj odtwarzamy te wydarzenia a sama misja nazywa się "the places We're meant to die" tutaj oczywiście nie umieramy no ale tarmoszą siusiaka takie nawiązania jak ktoś jest fanem.

Jeszcze odnośnie samego raccoon czy klimatu tej gry to mam wrażenie że twórcy mocno się inspirowali pierwszymi dwoma filmami andersona. Jest obrona przed nemkiem w mieście, podczas wprowadzenia do misji mamy praktycznie wyciętą scene z początku apokalipsy gdzie umbrella wchodziła do nest i na radarze było widać tłum zombiaków biegnących w strone żołnierzy i chyba tylko laserów zabrakło do kompletu xD

 

Gówno gra ale mi się podobała, gdybym grał w to coopie z residento świrami to już wgl gra życia. Oczywiście jej nie polecam ale od grania w takie gówna macie mnie:gigabeta:

Czekam aż Capcom przywróci grę na Steam i sprawdzimy potworka bo zachęciłeś. :nosacz3:

  • Lubię! 2
Odnośnik do komentarza

Supraland squad rośnie w siłę :gigabeta:

Także proszę na steamie dodać do wishlisty sequel - Supraworld.

A DLC nie polecam, chyba że w ramach ciekawostki, one projektowo już niedomagają, ale wpisy na blogu autora są ciekawe, bo fajnie analizuje te DLC i punktuje co w nich poszło nie tak i dlaczego nie miały "tego czegoś" co miała podstawka.

Odnośnik do komentarza

Star Wars Jedi: Fallen Order (ROG Ally) 
signal-2024-09-14-133707_003.thumb.jpeg.af097550a9f391c93e2829ba53e696e8.jpeg

Miałem bardzo złe wspomnienia dotyczące tej gierki bo pierwszy raz odpaliłem ją na kwarantannie w domu, którą zarządziliśmy sobie sami bo moją partnerkę dopadł covid. Nie było kolorowo bo bardzo źle to znosiła, ja nie mogłem jej za bardzo pomóc, w pracy pretensje bo firma nieprzygotowana na pracę zdalną, rozbiłem przód auta ogólnie super czas, do którego niechętnie wracam myślami. Jedi nie dał rady odciągnąć mnie od tego wszystkiego i szybko go porzuciłem. Nie miałem siły cieszyć się grami. Ciemna strony mocy pochłonęła mnie wtenczas. 

Oj ale dobrze, że do niej wróciłem... Upadły zakon podpasował mi idealnie, brak otwartego wielkiego świata tylko fajne skondensowane plansze na różnych planetach, które oferują nowe ścieżki gdy powrócimy do nich uzbrojeni w nowe umiejętności, system walki lekko inspirowany Dark Souls jednak dużo bardziej przystępny i relaksujący. Od początku dobra zabawa w przechodzenie gry bez wykonywania masy innych czynności, które uznałbym za nudne.
signal-2024-09-21-172247_002.thumb.jpeg.1228eaa1436c28765bd9ccbb8b483ef7.jpeg

 

Oprawa graficzna mi się osobiście podoba i to bardzo, na każdej planecie czuć inną temperaturę czy wilgotność od razu wiadomo, że jesteśmy w innym miejscu. Przeciwnicy a tym bardziej szturmowcy imperium wyglądają cudnie prawie nie do odróżnienia od tych z filmów. Miecz świetlny za każdym razem dawał radość z samego jego włączania. 
Kolejnym pomysłem zaczerpniętym z gier typu soulslike są miejsca medytacji czyli taki odpowiednik ognisk z Dark Souls. W trakcie przemierzania etapów co jakiś czas a nawet bym powiedział bardzo często natrafiamy na takie miejsce medytacji, które robi nam za checkpoint, miejsce gdzie rozdamy punkty w rozwój bohatera i odpoczniemy co odnowi nam punkty życia do maksimum, uzupełni przedmiot leczący ale także przywróci do życia wszystkich przeciwników prócz bossów tak samo jak w soulsach. Co nie ma żadnego sensu w lore/historii/legendarium Gwiezdnych Wojen ale ja to szybko zaakceptowałem i przestałem się nad tym zastanawiać. 
09_09.202400_44_42(1).thumb.jpg.f7ae6147fbd1f69cd1090e85c54d4f6c.jpg

Fabułka i klimacik xd no ja się przejmowałem losami naszego bohatera Cala Kestisa i jego załogi, czuć było narastającą przyjaźń i przywiązanie wszystkich członków ekipy, chciało się im pomagać a to już bardzo dużo dla mnie. Nie będę tutaj opisywał fabuły, powiem tyle, że akcja dzieje się gdy imperium jest w pełni sił, panoszą się jak baby w dyskontach. Większość z was ma pewnie ten tytuł za sobą to po co streszczać historię. 

Oczywiście gra ma swoje wady: wydaje mi się, że seria Jedi nie jest znana z wybitnej optymalizacji, animacje naszej postaci są momentami dziwaczne, walki z bossami niby jak Dark Souls ale chcieli też filmowo więc często nie trzeba zbić przeciwnikowi całego HP bo nagle odpala się przerywnik filmowy a oponent stwierdza, że ,,HAHAHA zabieram to ze sobą i uciekam. Nara frajerze!'', parowanie ciosów jest jakieś takie dzikie, czasami odwalałem ta Jedi Kung-Fu odbijając wszystkie ciosy a czasem nie mogłem zatrybić timingu mimo, że tego przeciwnika miałem już wyuczonego. Przeszedłem gierkę prawie całą mając tylko dwa przedmioty leczące bo wmówiłem sobie, że ta ilość jest ustalona sztywno i trzeba sobie radzić :niki: 
7/10 cudowna gierka bawiłem się wyśmienicie, smaczne dla chłopa :banderas: cudowna przygoda w miecze świetlne i skakanie po starożytnych grobowcach kosmitów

signal-2024-09-14-133707_002.jpeg

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Balatro (deczek)

 

Roguelike pokerowy z modyfikatorami rozgrywki, który totalnie uzależnia, w temacie gry powiedziano już o nim chyba wszystko. Jedna z najbardziej wciągających, a przy tym niepozornych małych gier w jakie grałem. Na razie ukończyłem 6 taliami ale chęć odpalenia choćby na chwilę dalej wielka. Gierka też idealnie wchodzi przenośnie.

 

pobrane-2024-09-23T101246_289.thumb.jpeg.54adecb6ccfea57aa308e1fb2f9ad37c.jpegpobrane-2024-09-23T101236_370.thumb.jpeg.0e2dad37a2bed5b5b55e0f50dea017da.jpegpobrane-2024-09-23T101217_825.thumb.jpeg.bde39bc933e01c80861ceb2b2c37214c.jpeg

 

Full Void (deczek)

 

Dwugodzinna przygodowka mocno wzorowana na another world i inside. Niestety nie dorasta tym tytułom do pięt. Gdyby nie krótki czas rozgrywki to bym pewnie z nudów olał. Na plus tylko fajny klimat i pixel art

 

pobrane-2024-09-23T100754_124.thumb.jpeg.b8a95b62f476ca3c5aa0a601f36cfe8e.jpegpobrane-2024-09-23T100811_972.thumb.jpeg.69810c6f6e69550ea75b7a7d4af38f44.jpegpobrane-2024-09-23T100740_135.thumb.jpeg.5ca6f4661eda02d1782eadf0afd6af84.jpeg

 

Bayonetta (deczek)

 

Wzięło mnie na ponowne ogranie trylogii. Jedynka to dalej fantastyczna pozycja ale po latach kończąc ją czwarty raz coraz bardziej irytuje mnie jak w tej części walki z bossami potrafią być nieintuicyjne i nieczytelne. Graficy też dostali chyba rozkaz użycia tylko szarej palety kolorow. Reszta dalej topka, mało co lepszego wyszło w tym gatunku i pewnie nie wyjdzie. Absolutnie ponadczasowa pozycja.

 

pobrane-2024-09-23T101200_202.thumb.jpeg.43fac76bdc9fafea1625ca018eeb3573.jpegpobrane-2024-09-23T101115_649.thumb.jpeg.0054b0f39e1862f3309810fe4aa2bb8f.jpegpobrane-2024-09-23T101041_841.thumb.jpeg.bcbc9b29d45d8d674fb815fe7321b3b2.jpeg

  • Plusik 4
Odnośnik do komentarza
9 godzin temu, Pupcio napisał(a):

Resident evil Operacja miasto szop pracz- wideorecenzja 

 

Co, pewnie myśleliście że już mi się skończyły gówno resiedenty do nadrobienia? Jeszcze mam kilka gównianych asów w rękawie.:rayos:

Recka dla ludzi normalnych: gierka typu coopowy tpp jakich było milion w czasie tamtej generacji i ten jest raczej z tej niższej półki. Moim zdaniem nie jest tak źle jak ją malowali w reckach gdy o niej czytałem lata temu, no ale to dalej niezbyt dobra gra (wciąż lepsza niż re6 :nosacz3:) jak to w przypadku innych spinoffów tej serii, ten też jest tylko dla fanów.

Recka dla residento fagów: uff :obama: powinni zmienić tytuł tej gry na fanservice the game bo cały sens jej istnienia to robienie dobrze fanom klasycznego re2 i re3. Gramy super duper tajnym oddziałem umbrelli którzy to niewątpliwie są pc małpiszonami bo każdy jeden ma podświetlane maski niebieskim ledem ale wyglądają kozacko to się nie czepiam. No i co no. Capcom jak to capcom i najfajnieszy pomysł na gre dał jakimś parobasom co nie potrafią robić gier i dostaliśmy to co dostaliśmy. Fantastycznie było zobaczyć miejscówki takie jak ratusz który w re3 tylko mijamy, tak samo powrót do nest czy innych szpitali i rpd robi robote.  Z misjami też na początku mieli fajne pomysły bo np. musimy naprawić nemezisa który zamiast szukać Jillki to wariuje i atakuje każdego albo pomaganie hunkowi w zdobyciu wirusa g i dzięki temu twórcy mogliby pięknie się wpasować w stary kanon ALE NIE. Nie wiem czy to ich pomysł czy capcomu ale nie mogli sobie odpuścić i musieli wrzucić do gry Leona, Claire, Jill i reszte więc od tego etapu już wiemy że wydarzenia z tej gry to zwykły fanfic, imo wielka szkoda i zmarnowany potencjał.

W drugiej części gry gramy oddziałem ziomków z armii usa i tutaj już trochę nudy na pudy (są to ludzie których truchła widzimy w re3 w fabryce śmierci, z resztą tutaj odtwarzamy te wydarzenia a sama misja nazywa się "the places We're meant to die" tutaj oczywiście nie umieramy no ale tarmoszą siusiaka takie nawiązania jak ktoś jest fanem.

Jeszcze odnośnie samego raccoon czy klimatu tej gry to mam wrażenie że twórcy mocno się inspirowali pierwszymi dwoma filmami andersona. Jest obrona przed nemkiem w mieście, podczas wprowadzenia do misji mamy praktycznie wyciętą scene z początku apokalipsy gdzie umbrella wchodziła do nest i na radarze było widać tłum zombiaków biegnących w strone żołnierzy i chyba tylko laserów zabrakło do kompletu xD

 

Gówno gra ale mi się podobała, gdybym grał w to coopie z residento świrami to już wgl gra życia. Oczywiście jej nie polecam ale od grania w takie gówna macie mnie:gigabeta:

Jeden z nielicznych RE, które skończyłem tylko raz w życiu. Przeszedłem, od razu wyleciało przez okno, po czym odpaliłem po raz setny Outbreaka: jeżeli już Capcom zdecyduje się odświeżyć i wrzucić któregoś RE na Steam z obsługą multika, to oby to właśnie to, a nie gierkę która na dobrą sprawę nie wie czy chce być Residentem, Gearsami czy Division. Jedyne co muszę przyznać wyszło tu fajnie to fabuła na zasadzie "what if", chętnie bym przygarnął w przyszłości spinoffa, który by pociągnął temat dalej, tylko zrobił to lepiej od strony gameplayowej. 

 

Z porównaniem do uniwersum Andersona trafiłeś w dychę, dokładnie taki sam vibe ma śmiganie tutaj po Raccoon. I równie mocno spieprzyli Nemesisa :dynia: ale to akurat można wybaczyć, bo Nemka spieprzyli wszędzie gdzie się tylko dało, wliczając w to remake trójki. 

Odnośnik do komentarza

No kurfa, Sheva przy tych debilach to szczyt możliwości AI w grach wideo. Loadingi też są straszne i drzwi, które trzeba od czasu do czasu wyważyć, żeby przejść dalej (liczyłem, około 50 razy należy je potraktować butem). No i Wasze ulubione danie: brak item boxów :dynia: Oba Outbreaki mają dużo wad, ale to i tak genialne gry dla maniaków serii, o wiele bardziej rozbudowane niż by się to mogło początkowo wydawać  i serio mogłoby to być najlepsze multiplayerowe doznanie jakie kiedykolwiek zaoferowało RE, gdyby tylko Ciapciom pomyślało o remasterze. 

Edytowane przez Josh
Odnośnik do komentarza

Czasu tak naprawdę jest sporo, a etapy nie są zbyt długie czy skomplikowane. Cały sęk polega na tym, że trzeba uważać, aby mutanty za mocno nas nie pogryzły, bo wtedy  postać szybciej zamienia się w zombie (co można i tak spowolnić, zażywając specjalne tabsy albo lecząc się sprejem). Świetna mechanika, dodająca mocnego, survivalowego smaczku do całości i wymuszająca bardziej speedrunowe podejście :)  Najgorzej jak ktoś nie znosi Mr.X czy Nemesisa, bo w Outbreakach takich przeciwników jest dużo i są o wiele bardziej upierdliwi, jak ta wspomniana przez Ciebie pijawka w szpitalu. 

Odnośnik do komentarza

Pierwszego Outbreaka przeszedlem. File 2 odpuscilem gdzies tak po polowie gry i juz nigdy nie mialem okazji ukonczyc. Klimat i pomysl byly niezle. Swietne bylo to intro i menu. Nawet pod wzgledem graficznym bylo niezle i bylo czuc, ze PS2 musialo sie troche napracowac (ale kosztem loadingow). Ale dzis nie mialbym cierpliwosci do tej gry. AI kompanow bylo niestety zepsute. Gdy np rozpoczynala sie walka z bossem to oni z reguly sie zachowywali jak gdyby nigdy nic - ot tak sobie spacerowali. Tak jakby gra ich nie powiadomila o walce. Innym razem do krukow strzelali z shutguna, przez co dawanie im czego kolwiek innego niz pistolet albo bron biala nie mialo sensu.

Edytowane przez Lukas_AT
Odnośnik do komentarza

No niestety widać, że gierki były projektowane przede wszystkim z myślą o graniu multiplayerowym, bo większość ich wad czy często średni odbiór przez graczy wynika z tego, że trzeba w nie szarpać samemu, wkurzając się na głupawe boty, które robią co chcą i bardziej wkurzają niż pomagają. Sprawę po części załatwia tryb Lone wolf, w którym biega się samemu, ale trzeba go najpierw odblokować :dynia: Tak więc remaster z prawilnym multikiem byłby tu jak najbardziej wskazany. Wielu graczy też nie zdaje sobie sprawy, że oba Outbreaki mają w sobie więcej głębi i są dużo bardziej rozbudowane niż mogłoby się to z pozoru wydawać: większość etapów można kończyć na więcej niż jeden sposób, każdy jest naszpikowany masą smaczków i odniesień do innych RE, wszyscy bohaterzy poza jakimś unikatowym skillem różnią się też statsami (siła, szybkość, podatność na zarażenie wirusem itp), wyższe poziomy trudności dodają o wiele więcej ciekawych rzeczy niż tylko zwiększony damage przeciwników i czasem nawet przechodząc dany etap po raz 10 można trafić na coś, czego wcześniej się nie widziało. Replay-ability jest więc ogromne, a maxowanie ocen i wyników czasowych z ziomkami z pewnością zapewniłoby wiele godzin zabawy. Szkoda, że Capcom zamiast tego woli wydawać jakieś Resistance czy RE:Verse :frog:

Odnośnik do komentarza

Po prostu te gry za szybko wyszły, żadna gra nastawiona na multi nie miała się prawa udać na ps2. Teraz by to siadło jak sc0rwensyn no ale oczywiście capcom miękkie dydki boją się powtórzyć ten pomysł bo 20 lat temu im się nie udało. Lepiej wydawać takie śmieci jak ten resistance i reversy właśnie

Odnośnik do komentarza
W dniu 23.09.2024 o 09:21, suteq napisał(a):

Ja chciałem tylko napisać że dziękuję za polecenie gry bo jak odpaliłem z ciekawości to mimo przytłaczającego początku wczoraj pykło 15 godzin, grę skończyłem i bawiłem się naprawę świetnie. Jestem w szoku jak ta gra jest dobrze przemyślana w kwestii projektu i w dodatku zrobiona przez jednego gościa. Ogromny szacun za to co zrobił. Chciałbym zrobić 100% ale trochę mnie wkurzają skrzynki które są momentami pochowane w totalnie dziwnych miejscach i ciężko mi je zlokalizować nawet z detektorem. :/ 

image.thumb.png.d5daad1d0d9a89a2e5e7fbcc988f20f7.png

 

No to tego, my job here is done czy coś takiego. Wpadły też wszystkie osiągnięcia z podstawki. :xboss:

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza
1 godzinę temu, SlimShady napisał(a):

Da się te dwie części przejść w miarę bezstresowo nie będąc speedruniarzem, albo jakimś ciężkim hardkorem? Ten licznik czasu, to już czerwona lampka, no chyba, że to bardziej straszonko niż faktyczny problem.

Na standardowym poziomie trudności gra nie jest jakoś bardzo trudna. To znaczy jak porównasz ją do współczesnych gier, które przechodzą się same, to jest, ale na swoje czasy to nie był żaden hardkor i jak dla mnie to już Code Veronica albo remake jedynki mogą sprawić więcej problemu. Jak napisałem wcześniej: licznik można zatrzymywać różnymi itemkami (jest ich dużo), więc jeżeli nie obrywasz non stop to tak łatwo nie dobijesz do 100% zarażenia. W grze masz 5 etapów i po przejściu każdego licznik się resetuje, co bardzo ułatwia sprawę, a same levele też nie są super długie (od 30 min do godziny na większość) + możesz save'ować w trakcie. Sądzę, że jeżeli nie jest się jakąś totalną ofermą, to można bez większego stresu skończyć i pierwszego i drugiego Outbreaka.

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza

Pokemon Legends Arceus  (Switch)

 

Pierwsze pokemony w otwartym świecie. Wcielamy się w główną postać z czwartej generacji gry (Diamon/Pearl/Platinum), która została przeniesiona około 400 lat wstecz przez Arceusa. Zleca nam on jedno zadanie - zebrać wszystkie stworki. Tylko wtedy będziemy mogli wrócić do swoich czasów. Nie jest to łatwe zadanie, ponieważ pokedex jeszcze nie istnieje, i sami musimy go stworzyć. Do tego samo złapanie pokemona nie wystarczy. Do wypełnienia wpisu są wymagane również inne zadania, na przykład złapanie kilku osobników danego stworka, ewoluowanie, czy wykonywanie wyznaczonych ataków.


Samo zbieractwo zostało mocno przebudowane na potrzeby gry. Nie ma już walk losowych, wszystkie stworki są widoczne, i z większością nie trzeba nawet walczyć żeby je złapać. Wystarczy rzucić pokeballem gdy pokemon jest w zasięgu, o ile nas wcześniej nie zauważy. Pomocne w tym są krzaki w których można kucnąć, i rzuty "z partyzanta". Miejscami można trafić na większego osobnika ze świecącymi na czerwono ślepiami. Są silniejsze od tych pospolitych, ale zazwyczaj bez walki nie da rady takiego złapać. Gra posiada cykl dnia i nocy, zmienną pogodę, a nawet fazy księżyca, co wpływa na rodzaj występujących pokemonów, a w niektórych przypadkach na ewolucję. A skoro juz o niej piszę, to muszę wspomnieć o jednej rzeczy: nie ma możliwości wymiany stworków, gra jest stricte dla jednego gracza. Wyjadacze serii wiedzą, że niektóre poksy ewoluują podczas wymiany. Wprowadzono więc tutaj specjalny przedmiot o nazwie "link cable", który wymusza ewolucję.

 

Walki też przeszły sporo zmian. Największą z nich jest możliwość poruszania się w jej trakcie. Oznacza to, że trzeba zwracać uwagę na swoje położenie podczas walk, bo nasza postać też może oberwać, a nawet stracić przytomność, tracąc przy okazji trochę przedmiotów z sakiewki. Kolejną zmianą są warianty ataków. O co chodzi? Oprócz uczenia się nowych ciosów, pokemony mogą osiągać swego rodzaju mistrzostwo w wykonywaniu danego ataku, co daje możliwość wybrania czy ma być szybszy, silniejszy, czy normalny.

 

Kolejną nowością jest crafting. Większość przedmiotów użytkowych można stworzyć, do czego potrzebny jest schemat lub przepis. Jedne kupuje się w sklepie, inne odblokowuje wraz z osiąganiem kamieni milowych w uzupełnianiu pokedexa. Działa to w ten sposów, że po wypełnieniu określonej ilości zadań otrzymujemy gwiazdkę (łącznie jest ich dziesięć, i zastępują one odznaki z poprzednich części) dającą dostęp do nowych schematów, a w kilku przypadkach do nowych lokacji, których łącznie jest pięć. Same komponenty są do zebrania mapkach, i zazwyczaj występują w konkretnych biomach.
Żeby nie było zbyt monotonnie gra oferuje też zadania poboczne, a jest ich ponad 100. Są dość zróżnicowanie, ale przy takiej ilości nie da się uniknąć powtarzalności. Jedno z nich na przykład polega na zebraniu 108 płomyków rozsianych po całej krainie. Pozostałe to zazwyczaj złapanie konkretnego pokemona i pokazanie go zleceniodawcy, czy pokazanie wypełnionego wpisu danego stworka z pokedexa.

 

Do tego wszystkiego dorzucono mounty pomagające w eksploracji świata. Do dyspozycji mamy ich pięć, i każdy ma inne zastosowanie, jak na przykład pływanie, latanie, czy wspinanie się po stromych krawędziach. Dostęp do kolejnych odblokowywany jest wraz z postępem w zadaniach fabularnych.

 

W trakcie naszej przygody praktycznie nie uświadczymy walk trenerskich, poza kilkoma przypadkami. Jest to logiczne, bo w tym okresie ludzie jeszcze boją się pokemonów, i dopiero ucza się wspólnej egzystencji. Ogólnie wszystko tutaj jest dobrze dostosowane pod czas w jakim dzieje się gra. Nie ma miejscowości, ani zabudowań, tylko jedna wioska służąca za bazę wypadową, i dwa obozy lokalsów. Dotyczy to też pewnych mechanik z poprzednich części, jak na przykład rozmnażanie czy umiejętności pasywne, które jeszcze nie zostały odkryte.

 

Czuć w grze więszy nacisk na fabułę. Jest zdecydowanie więcej cutscenek, a także sporo postaci z którymi mamy regularny kontakt, w przeciwieństwie do poprzednich części. Mieszkańcy przez większą część gry nie pałają do naszej postaci sympatią. Wszak jesteśmy tu obcy, zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Czasem nawet mówią to wprost. Ukończenie zajęło mi niecałe 90 godzin, ale mam jeszcze kilka zadań pobocznych do zrobienia.
Osobiście polecam grać w trybie handheld, bo na dużym ekranie niska jakość tekstur i cieni bardziej rzuca się oczy, a w obu przypadkach płyność jest na poziomie 30fps.

8/10

 

2024073000125000_s.thumb.jpg.109bd3a89285b7a2b13b7111ecb5c7e6.jpg

 

2024042600080500_s.thumb.jpg.23b24bb102604fad121c81de5b543bec.jpg

 

 

Back to the Future the game (PC)

 

Jako fan trylogii "Powrót do przyszłości" nie mogłem sobie odpuścić tego gry. Jest to przygodówka point&click ktorej akcja dzieje się po trzeciej części filmu. Spotkać tu można kilka nieznanych wcześniej postaci jak na przykład ojciec doktora Browna, czy kolejnego przodka Biffa. Produkcja gry była wspierana przez Boba Gale'a, więc wszystko co tutaj się dzieje jest kanoniczne. Muzyka i voice acting stoją na bardzo wysokim poziomie, i gdybym nie spojrzał na napisy końcowe, to bym nie wiedział że to nie Michael J. Fox podkładał głos Marty'emu.
Zagadki w grze są dość proste, ale jakby ktoś miał problem, to są podpowiedzi. Całość jest podzielona na pięć zazębiających się ze sobą epizodów, a ukończenie każdego to jakieś 2-3 godziny. Naprawdę pochylili się nad produkcją, bo momentami czułem się jakbym oglądał czwartą część serii. Doszły mnie słuchy, że planowany jest sequel, ale nie widziałem nic, co mogłoby to potwierdzić.

Mogę z czystym sumieniem polecić każdemu fanowi "Powrotu do przyszłości"

7/10

 

back-to-the-future-the-game-pc-screenshot-1-480258657.thumb.jpg.b814d80c32a15997ce664827ff327840.jpg

 

15178-2247690497.thumb.jpg.dbf4d7369a77c2787e8bdf52ffb97f99.jpg

 

 

Crimson Dragon (XSS)

 

Duchowy spadkobierca Panzer Dragoon wyszedł marnie, w porównaniu do poprzedniczek wyszedł marnie.

 

Po raz kolejny latamy na smoku i eliminujemy tałatajstwo wszelakie, ale nie tylko. Podczas przelotu planszy do wykonania są różne zadania za które jesteśmy oceniani. Im lepiej pójdzie, tym wyższa ocena, logiczne. Poza zestrzeliwaniem przeciwników na przykład trzeba zebrać przedmioty, lub otrzymać jak najmniej obrażeń. Same plansze są odblokowywane wraz z postępęm, choć niektóre wymagają posiadają konkretnych przedmiotów, które są do zdobycia za pokonanie konkretny rodzaj potwora. Debilny pomysł.

 

Do dyspozycji jest kilka smoków, które różnią się umiejętnościami, a także każdy z nich ma alternatywny atak. Zbierają one również punkty doświadczenia, i po osiągnięciu dziesiątego poziomu można je ewoluować w silniejszą formę.
Sterowanie to typowy twin stick, gdzie jednym analogiem się porusza, a drugim celuje. Do tego bumpery służą jako uniki.
Jest jakaś tam fabuła, ale jest nudna. Większość dialogów to hologram jednej z postaci i trochę tekstu z dubbingiem. Do tego gra nagle się kończy. Ja rozumiem że gra początkowo miała być na kinecta na x360 (co zresztą widać), ale mogli się trochę bardziej przyłożyć.

5/10

 

904283-crimson-dragon-xbox-one-screenshot-dragon-attacking-very-similar-2670300172.thumb.jpg.4b9cee598d4382638a12323464cce514.jpg

 

  • Plusik 5
Odnośnik do komentarza

Saints row The third (remaster PS5)

 

 

6b770933757d1dbdb22ace5d96449e8310168c7d

 

 

Od dawna mnie ciekawiło jak wypadła trójeczka względem czwórki, która splatynowałem w COOPie. No i jest przepaść jeśli chodzi o gameplay. Trójka nawet się broni swoim gameplatyem gdzie czwórkę miałem serdecznie dość i skipowałem wszystkie cutscenki pod koniec. 

Z braku laku gier z karabinkami i open worldem z autkami w stylu GTA postanowiłem ograć świętych trzech trochę wcześniej. Czy warto? Ech, ciężko powiedzieć. Z jednej strony fajna fabułka, tłuczemy złych badasów co chcą zagarnąć nasze miasto dla siebie, z drugiej technikalia tej gry kuleją i wszystko sprowadza się do miałkiej rozwałki, która czasem ma swoje momenty a czasami nóży walenie z rocket launchera we wszystko co się rusza.

 

Z drugiej strony mam bekową stylizację, pełno kiczu, masę licencjonowanych utworów w radyjku - chilowanie po mieście daje radochę. Jednak koślawość wielu animacji nigdy nie dostała większego szlifu więc bicie po twarzach jest mocno uproszczone względem GTA (tak będę porównywał się do GTA, bo tej grze najbliżej do niej akurat). 

 

Niby mamy nawet latanko zabijanko, specjalne pojazdy powietrzne co rozwalają wszystko wokół - ale jak wspomniałem szału nie ma. Jako single player doświadczenie przyznam, że miałem trochę dość tego formatu po zobaczeniu napisów końcowych a miałem w planach ogranie wszystkich dodatków i wbicie wszystkich dzbanków. Ale jestem za stary, żeby dzbankować to jak w jakieś pracy za którą nie chcą płacić (kimoczi to się chyba nazywało jak @Zetta opowiadał w swoich historiach). :boomer:

 

c5aea5800cc92a7ed0f47be3776bb5a5fe937feb

 

Graficzka TOP - nie ma się do czego przyczepić. Remaster zrobiony tip top graficznie. 

Werdykt konesera - zagrać można, ale gra na raz i do zapomnienia.

7+/10

 

_____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

 

 

Tekken 8

 

 

tekken8-promotional-poster-jin-vs-kazuya

 

 

Ostatni tekken w jakiego grałem to tekken tag tournament więc wszystko tutaj było dla mnie nowością. 

Co tam nowego słychać w tekkenie? Masę nowych postaci, masa nowych ruchów i do tego czuć PJERDOLNIĘCIE ciosów - czy gra może dostać lepszą rekomendację? Chyba nie :fsg:

 

Przeszedłem tryb fabularny - co tam się dzieje to ja nawet nie. Mix Asurath wrath i one punch mana tylko przez podśmiechujek - dużo jest tutaj patosu muszę przyznać i niektóre dialogi to jak z cringowych fillerów anime, których nie zabardzo trawie. Ale całą reszta? Jest zagrajmerski PIEPRZ. Główna historia jest mocno zwariowana, ale trzyma poziom - dużo szczegółów, cinematiki zrobione z niesamowitą precyzją. Widać, że w NAMCO to sami pasjonaci pracują. Szkoda tylko, że w dialogi czasem leżą :leo:

 

Ale to bijatyka to chyba o bicie chodzi prawda? Ano tutaj jest fantastycznie. Lubiłem za dzieciaka serie tekken, bo wzbudzała dużo emocji. I tutaj jest podobnie. Czuć te wszystkie countery, parowanie uniki. A jak się uniknie specjala oponenta - PALCE LIZAĆ.

 

Sprobowałem online'a. Sprałem paru cfaniaków co mieli RU w narodowości i pograłem jeszcze w piłkę tekken. 

 

Werdykt? Za Lidie Sobieską to dałbym 10 jakby była w podstawce a nie za paywallem, ale jest w menu głównym więc nie jest źle.

 

9/10 z małym plusikiem.

 

  • Plusik 2
  • beka z typa 1
Odnośnik do komentarza

Pierwsze zapowiedzi Lies of P wcale mnie nie zaintrygowały, a wręcz przeciwnie. Miałem wrażenie, że patrzę na "mamy Bloodborne w domu", a mechaniczni przeciwnicy nie jarali mnie ani trochę. Słyszałem jednak sporo zachwytów od znajomych, których gust cenię, więc gra wpadła na listę do zagrania. No i jej czas w końcu nadszedł, a było to świetnie spędzone 25 godzin. Ogólnie o samych założeniach nie ma się raczej co rozpisywać - weźmy miasto rodem z Bloodborne (aczkolwiek na szczęście nie zwiedzamy tylko jego), a z walki zróbmy wypadkową Soulsów (stamina, nie ma co lecieć przesadnie wściekle) i Sekiro (lepiej parować, niż się turlać). Nawet wzięli mechaniczną rękę i niektóre zagrywki bossów z przygód Wilka, że też tylko wspomnę o pani miotającej piorunami, które można w nią skontrować czy ostatniego bossa mającego pewne ruchy zadziwiająco podobne do pierwszej fazy finalnego przeciwnika wspomnianego już tytułu FromSoftu.

 

Jeśli szukacie oryginalności, to generalnie nie tutaj. Owszem, historia zaskakująco fajnie przetwarza motywy z Piniokia z XIX-wiecznymi robotami w rolach głównych (aczkolwiek gra od pewnego momentu zaczyna rzucać organicznymi przeciwnikami i ci mają dużo lepszy design), ale ani nie znajdziecie tu nowinek gameplayowych, ani też traktatu o transhumanizmie. I wiecie co? Ani trochę mi to nie przeszkadza, bo gra się rewelacyjnie

 

Nasz P porusza się całkiem żwawo (podobały mi się z takich drobnostek animacje jego uników, gdzie zamiast turlać się jak debil rzeczywiście odskakuje i się pochyla albo pomaga sobie ręką utrzymać równowagę po "wślizgu") i przynajmniej przy mojej preferowanej statystyce (Technice) nie brak mu żywotności w ostrzeliwaniu wrogów ciosami. Gra nie jest ślamazarna i choć nie premiuje aż tak agresywnego grania jak Sekiro (jednak trzeba patrzeć na pasek staminy), to już tempem nie ustępuje Bloodborne. Nie ma więc zamulania, zwłaszcza, że lepszym wyjściem od uników jest parowanie. Miałem ciut dziwne wrażenie, że łatwiej złapać timing bossów, niż zwykłych przeciwników, aby zrobić perfekcyjną gardę. A czymże jest ta perfekcyjna garda? Ano, jeśli sparujemy w odpowiednim momencie, to nie stracimy HP, a przeciwnikowi uszczupla się niewidoczny pasek jego wytrzymałości. Po odpowiednio dużej ilości udanych zbić i ataków można go usadzić na tyłku ciężkim atakiem i zafundować cios krytyczny. A jeśli nie wychodzą perfekcyjne bloki? Zawsze można od razu zaatakować przeciwnika i tak sobie przywrócić utracone zdrowie (ponownie, wariacja na temat BB).

 

Gra zachęca też ciut bardziej do zabawy z narzucaniem przeciwników statusów, bo na podorędziu mamy zarówno łapę zagłady z różnymi trybami, jak i od pewnego momentu ostrzałki pozwalające nadać moc "żywiołu". Sam przez większość gry przeszedłem radośnie podpalając przeciwników flambergiem, a ostatnią walkę zbanalizowałem sobie absolutnie elektrycznymi bajerami. Ogólnie to poziom trudności jest dosyć wyważony - pewnie obecnie gra jest po tonie nerfów, ale naprawdę, nigdy nie czułem tu frustracji krążąc po mapie (lokacje są zbudowane zgodnie z najlepszymi prawidłami gatunku, ale wywaliłbym tę pomiędzy Strażnikiem Drzwi i Kaine z Wisha - zwyczajnie trochę zamula), a praktycznie wszystkich bossów kładłem w kilku, góra kilkunastu podejściach. Dwa wyjątki to Bestia z Bagien i Szymek Czarodziej - skurczysyny zajęły mi kilkadziesiąt podejść i przy okazji ujawniały problemy, jakie ta gra miewa z kamerą przy walkach z dużymi bydlakami. Dużo więcej frajdy miałem z szybkich bossów pchających się na wymiany cios za cios - bardzo miło wspominał będę Raidena, kłóliki czy ostatnią walkę, choć ta okazała się zaskakująco łatwa (może to i dobrze).

 

Rzecz prezentuje się bardzo ładnie i nieźle brzmi (choć nasz pomagier mógłby zamknąć ryja, bo nic nie wnosi, a tylko trochę irytuje). Czas gry też siadł mi idealnie - czuję się nią w pełni nasycony i nie mam wrażenia, że coś wycięto. Na DLC obstawiam albo wsadzenie do gry wiadomej postaci z pociągu albo jakiegoś epizodu z wcześniejszego życia Raidena. Ogólnie to niech już klepią dwójkę najszybciej, bo widzę wielki potencjał w tym studiu. Soulslajki to nie jest mój ulubiony gatunek gier (i trochę się na nie focham, że zabiły w dużej mierze slashery), ale potrafi mnie wkręcić, a Lies of P ląduje na prywatnym podium tego gatunku tuż za Bloodborne i Nioh.

  • Plusik 4
Odnośnik do komentarza
Teraz, Wredny napisał(a):

Star Wars Outlaws
Platyna #159.

Platynka-min.thumb.png.a6f3e30d8517a098bc1c994da782248f.png

Po prawie miesiącu wreszcie mogę zakończyć gwiezdną przygodę z Kay i Nixem.
Dobrze, że nie uwinąłem się z tym wcześniej, bo jedno trofeum było nie do zdobycia, ale w którymś patchu zostało to ogarnięte, więc nawet nie odczułem niedogodności (nie to co w przypadku SW Jedi Survivor, gdzie do dziś nie mam platyny, bo developer ma w dupie takie drobnostki, jak glitche).

Jeśli chodzi o grę to poniekąd wiedziałem, w co się pakuję, bo znam UBIsoft i wiem, czym stało się ich studio Massive, ale liczyłem, że (podobnie jak w przypadku AVATARa) piękny świat, wciągająca eksploracja i relaksujący gameplay, wynagrodzą mi wszystkie inne bolączki.
Niestety nie było aż tak różowo, choć na pewno nie było tragedii.

Tak, świat gry jest piękny, choć częściej designersko, aniżeli technicznie (tu krok wstecz w porównaniu z AVATARem, bo tamta gra wizualnie w większości przypadków zachwycała).
Jeśli ktoś jest fanem Gwiezdnych Wojen (ja nie jestem, ale lubię to uniwersum) to na pewno będzie miał ogromną frajdę ze zwiedzania tych wszystkich charakterystycznych miejscówek, które niegdyś robiły za tło w filmach.
Fani post-apo też znajdą to coś dla siebie, bo sporo lokacji to jakieś stare, porzucone, zardzewiałe czy przysypane piaskiem relikty zamierzchłej przeszłości - ja uwielbiam takie klimaty, więc niejednokrotnie się zatrzymywałem, podziwiając pracę grafików i designerów.

Świetnie i szczegółowo dopieszczone są również większe miasta na każdej z planet - widać, że miejsca te żyją, mają swój folklor i swój charakter.
Same planety to raczej pustkowia do śmigania speederem (którym śmiga się całkiem fajnie), z okazjonalnym punktem zainteresowania i choć zdarzają się zajebiste, opcjonalne miejscówki to jednak trzeba się ich naszukać (jak np skarby Nixa, po których zawsze dostaniemy zapierający dech w piersi widoczek na okolicę).

19224f2fc0e6-screenshotUrl-min.thumb.png.bd81d2e53d4880fa2a3ad9c0df67ccd0.png

Wspominałem o tym, że graficznie na PS5 jest nierówno.
Grałem w trybie zbalansowanym, działającym w 40fps, który jest całkiem fajnym kompromisem pomiędzy płynną rozgrywką, a nienajbrzydszą grafiką.
Tekstury jednak potrafią się doczytywać na naszych oczach, no i często nie są najwyższej jakości, a do tego widać masę różnych artefaktow, powstałych przy próbie rekonstrukcji obrazu do wyższych niż natywna wartości.
Nie jest to może poziom rozmazania ze SW Jedi Survivor od Respawn/EA, ale nadal do takiego Horizon Forbidden West brakuje Outlaws lata świetlne, jeśli chodzi o czystość i ostrość obrazu.
Żeby nie było - to nie jest brzydka gra, dość często potrafi nawet zachwycić, a palec sam wędruje na przycisk Share, ale wiem, że obecne konsole stać na dużo więcej, więc albo to wina niezbyt dobrego silnika, albo jednak programistycznej indolencji developera.
Mocno odstają również cut-scenki, w których strasznie rzuca się w oczy dziwna synchronizacja ruchu ust z kwestiami wypowiadanymi przez postacie i nawet nie chodzi o jakieś opóźnienie tylko wygląda, jakby w Massive nikt nie umiał zrobić gadającej postaci i wyszło im chyba nawet bardziej manekinowo niż Bethesdzie w Starfield.

Jeśli przy postaciach jesteśmy to...
Jest słabiutko, a momentami nawet żenująco.
Po AVATARze nie spodziewałem się rewelacji, bo tam było strasznie cringe'owo, ale widzę, że te same fioletowowłose "they/themy" wciąż zajmują się "pisaniem", bo dostaliśmy pakiet strasznych wydmuszek bez charakteru, tożsamości czy nawet sensownych motywacji, napędzających ich działania.
Relacje między postaciami nie istnieją, kiedy gra próbuje sprawić, że mamy jakąś postać polubić (a widoczne jest to z kilometra) to normalnie myślący człowiek tylko wywraca oczyma z zażenowania i oczywiście tego nie kupuje.

Sama Kay jest jeszcze znośna i choć czasem (zwłaszcza pod koniec) skręca w stronę typowej boss-girl, to jakoś zbytnio mnie nie irytowała (ale też nigdy nie zapałałem do niej chociażby sympatią), ale ekipa, którą zbieramy w celu przeprowadzenia skoku na pewien skarbiec to zbieranina tak nijaka, że aż mi się przypomniał film "The Predator" z 2018 i tekst z końcówki, że "nikt nie będzie o nich pamiętał".
Jedynie ND5 może na dłużej zagnieździ się w naszych głowach, ale to też bardziej dlatego, że gra mocno nachalnie chce nam wmówić, że pomiędzy nim a Kay nawiązała się jakaś głęboka więź (spoiler - nie, nie nawiązała się, bo do tego trzeba umieć napisać postacie i przekonujące relacje), a że ma fajny płaszcz i widnieje na okładce gry to pewnie będziecie go kojarzyć jeszcze z godzinkę po zobaczeniu napisów końcowych.

Poza tym standardowo - "moc jest kobietą", więc wszystko co sprytne, silne, kompetentne i ogólnie najlepsze we wszystkim to oczywiście kobieta, a dla facetów równie standardowo zarezerwowano rolę szuj, pizd, krętaczy, zdrajców, gamoni i oczywiście głównego złego 

Historyjka również nie porywa i może poza dwiema czy trzema misjami, sprawia wrażenie zlepka aktywności pobocznych, których wykonujemy tu na pęczki - brak tu jakiejś epickości, rozmachu, pomysłu, a największą motywacją do skończenia "fabuły" jest tu zdobycie wszystkich zabawek, upgrade'ów, umiejętności i gadżetów, potrzebnych do zaglądania we wcześniej niedostępne miejsca.

Ciąg przyczynowo skutkowy jest tu naciągany, jak twarz Nicole Kidman, wszystko jest grubymi nićmi szyte i jak przy pierwszym spotkaniu ktoś wygląda na szuję i zdrajcę to najprawdopodobniej za parę godzin się nim okaże.
Kay w trakcie tej całej historii zupełnie nie ewoluuje, nie zmienia się jej nastawienie, bo też motywacje i sposób bycia osób, na które trafia, mimo że niby mają szczytny cel (Rebelianci) zupełnie nie przekonują naszej bohaterki do udziału w czymś ważniejszym niż ona sama.
Brak tu jakiejkolwiek stawki, zaangażowania i ogólnie serca włożonego w tę opowieść, która jest strasznie mdła i nijaka.
Jedyną fajną "postacią", którą lubi się od początku do końca, jest Nix, ale to nie było trudne, bo jest po prostu słodkim zwierzakiem i trzeba nie mieć duszy, żeby go nie polubić.

191a9ea539b51-screenshotUrl-min(1).thumb.png.099e49783c6dcf7de614ff81556dbbb6.png

Gameplayowo to ubisoftowy open world, ale z zaskakująco pustymi mapami, nie zasyfionymi milionem znaczników.
Jeździmy speederem, biegamy, czasem wspinamy się w stylu Uncharted, ale takim bardziej upośledzonym, no i dość często strzelamy - to akurat jest całkiem spoko, blaster można upgrade'ować i chyba jedynie do niemożności przywłaszczenia sobie na dłuższy czas innych giwer można się przyczepić - podnościć można, ale jak wystrzelamy magazynek to sprzęt do wyrzucenia.

Na osobny akapit zasługuje skradanie, które jest tak umowne, że momentami aż boli.
Przeciwnicy to idioci, a dodatkowo są ślepi, głusi i mają zaawansowanego alzheimera, bo dość szybko o nas zapominają i tracą zainteresowanie.
Ubisoft to duża firma, więc skoro Massive nie ogarnia stealthowych klimatów (bo w AVATARze też im to nie wyszło) to może powinni oddelegować im kogoś do pomocy (nie żeby Assassiny były jakimiś super skradankami, ale nadal lepiej niż to, co tu dostaliśmy).

Jak już wspominałem, największą frajdę sprawiało mi po prostu zwiedzanie ciekawych, fajnie zaprojektowanych miejscówek, chłonięcie ich klimatu, często nagradzane skrzynką, zawierającą coś fajnego lub przydatnego.
W miastach włączałem sobie tryb spacerowicza i oglądałem te wszystkie stragany, street foody, ciemne alejki, czy kantyny, tętniące życiem.
Bardzo chętnie przysiadałem również do gry w sabacc - całkiem fajną karciankę, przy której spędziłem trochę czasu, ogrywając przeciwników na kasę, albo tę kasę tracąc po porażce.
Takie momenty sprawiały, że ta cała otoczka kryminalnego podziemia i bycia "łotrzykiem" była tu wręcz namacalna i pozwalały zapomnieć o tym, że tak wiele innych rzeczy w tej produkcji nie do końca zagrało.

Na deser mamy jeszcze arcade'owe strzelanko na orbitach każdej z czterech planet i jest to całkiem fajne urozmaicenie - lata się przyjemnie, jest co zwiedzać (trochę kosmicznych śmieci/wraków, jakieś mgławice, meteoryty), a pojedynki są szybkie, proste i dają trochę frajdy.

Muzyka i udźwiękowienie spoko, zwłaszcza to pierwsze - sporo tu typowo starwarsowych motywów, zmieniających się w zależności od planety, na której jesteśmy, co fajnie buduje klimacik.

OK, teraz trochę o trofeach.
Zestaw czasochłonny, ale nic trudnego.
Nie ma pucharków za poziomy trudności, nie ma nic do przegapienia, a teraz również nie ma nic zglitchowanego.
Sporo różnych znajdziek (całe szczęście w większości fajnych), kilka za upgrade'y (zarówno blastera, jak i statku), trochę grindu (kontrakty i reputacja karteli), a także kilka specyficznych za różne aktywności (jak wbicie rekordu na automatach, okradnięcie kogoś w każdej kantynie czy 30 sekundowy drift, moje ostatnie trofeum, co widać na załączonym obrazku).

Podsumowując tę ścianę tekstu - mimo wszystkich wymienionych wad, starwarsowa otoczka, klimat i eksploracja dały mi na tyle fajnej zabawy, że dam SW Outlaws naciągane 7/10, a trudność w zdobyciu platyny to jakieś 3/10, głównie ze względu na czas (PS5 pokazuje mi 93h, ale save w grze zamknął się poniżej 70h, a na pewno można szybciej - po prostu starałem się zaglądać w każdy kąt i zrobiłem więcej questów, niż trzeba było).

 

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...