Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

Yakuza 6 (PC) - po prawie 4 letniej przerwie od ostatniej części w którą grałem przyszedł czas na ponowne odwiedziny Kamurocho. Myślałem że po tak długim czasie gameplay mnie bardziej porwie a tu kolejny spadek formy.

   Moim zdaniem z każdą ogrywaną częścią (4, 0, 6 dokładnie w tej kolejności je kończyłem) rozgrywka robi się coraz bardziej prostacka i banalna. Już w Zero było bardzo łatwo bo każda z postaci miała przynajmniej jeden styl który dosłownie zmiatał przeciwników bez problemu, teraz jest jeszcze prościej bo wystarczy robić podstawowy rzut który nie dość że przewraca wszystkich dookoła to nabija szybko pasek Heat. Potyczki 1v1 z bossami też nie są lepsze, wala się dużo śmieci którymi można ich okładać i dochodzi do absurdów gdzie 'epicki' pojedynek wygląda tak że non-stop obijam mordę gangstera pachołkiem. Ograniczono też ilość i jakość QTE więc wszelkie uniki czy wymiany ciosów są automatyczne mimo że QTE idealnie by pasowały i wprowadziły więcej różnorodności (tak jak w Y4). Medykamentów też można mieć w plecaku masę więc trzeba się postarać żeby przegrać jakąkolwiek walkę, mi się nie udało tego zrobić. Jedyny plus w bitce to akcje tag teamowe które można odpalić jeśli walczymy ramię w ramię z ziomkami.  Sekcje 'pościgowe' gdzie trzeba biec za kimś też zostały praktycznie wyprane z interakcji, ot trzyma się X i tyle.  To wszystko sprawia że nie zapada w pamięci ta gra.

 

   Nowa minigierka/subquest polegająca na rekrutacji a następnie wysyłaniu swoich podwładnych do bicia mordy też cierpi na niski poziom trudności. Spodziewałem się czegoś w stylu Fort Condor z oryginalnego FF7 a dostałem odwrócony tower defense gdzie przy ograniczonym czasie musimy zatłuc kapitana przeciwnej drużyny. Zrobiłem tego speedrun i mając w ekipie dwie postacie robiące na przemian ogłuszenie wszystkim przeciwnikom nie przegrałem ani jednej głównej potyczki. Resztę minigierek olałem po paru wykonanych zadaniach bo są na jedno kopyto (dla mnie bez różnicy czy wybiorę odpowiednie żarcie dla Kiryu, dziewczyny z klubu czy kota).

 

  Właściwie jedyne co nadal trzyma poziom to spotykane postacie i zakręcona jak zawsze fabuła (podtytuł powinien nosić Sins of The Father i mieć piosenkę z MGS5). Na wyróżnienie zasługuje ekipa z Onomichi, drugiego mniejszego miasteczka które odwiedzamy. Gania się z prostymi, prawilnymi chłopami i obija mordy wszystkim gangom po kolei przy okazji próbując rozwikłać zagadkę kto i dla czego chciał zabić Harukę i jej synka. Na minus długość i częstotliwość niektórych cutscenek.

 

   Jeden szybki akapit na temat wersji PC. Wykonanie miasta i postaci jest jak najbardziej ok, większa interakcja z otoczeniem i lepsza fizyka też tylko coś jest bardzo nie tak z jakością obrazu. Każda podświetlona krawędź wyświetla się w kosmicznie niskiej rozdzielczości, nigdy czegoś takiego nie widziałem dosłownie jak by 90% tego co jest na ekranie działało w 1440p a 10% w 360p. Coś zostało kompletnie skopane i nie wiem czy to wina QLOCa czy ta gra tak ma. Przycinki podczas szybkiego biegu przez miasto też się zdarzają co dziwi tym bardziej że jest to tytuł z PS4.

 

  Zawiodłem się na tej grze, jak na finał przygód z Kiryu jest mało epicko, gameplay nie porywa i zostałem przekonany żeby pozostałe części (1,2,3,5) sobie darować. Parę lat temu narzekałem na Y0 ale w tamtej grze spędziłem 60h (w Y4 pewnie więcej), tutaj Steam pokazuje 27. Czy to był kompletnie stracony czas? Nie, ale dobrego gameplayu może było z 5h, reszta to cutscenki lub powtarzalne walki. To nie jest zła gra ale uproszczenia poszły za daleko i satysfakcji z rozgrywki prawie nie miałem. 6=/10

  • Plusik 6
Odnośnik do komentarza

 

 

REmake 4: Separate Ways. 

Nie spodziewałem się wiele, dostałem jeszcze mniej. Dlc do wybitnej produkcji, niestety w moim odczuciu nie dowiozło. Biegamy po tych samych lokacjach, strzelamy do tych samych przeciwników z tej samej broni. Ada choć dobra dupa, to jakoś nie przypadła mi do gustu. 

Podstawka jest wystarczający długa, żeby wyciskać z niej dodatkowe godziny. Tylko końcówka ratuje całość. 

6/10 

 

 

 

 

305ac093-61c5-4af1-a02b-d646fe13b6d2.png

  • WTF 2
Odnośnik do komentarza

Ys: Memories of Celceta na PS Vita

 

Demko Ys X skłoniło mnie do powrotu do lasu Celcety. Jakiś rok temu odłożyłem Vitę na chwilę i przegapiłem moment, gdy jej się wyładowała bateria. A że tu nie ma autosejwa, straciłem kilka ładnych godzin gry z samego końca.

 

To jest bardzo dobry Ys, bardzo dobra gra w ogóle i całkiem dobra wersja. Grafika nie powala, rozdzielczość widocznie poniżej ekranowej. Obraz 3D mocno rozmazany, ale na szczęście cały interfejs pięknie dopasowany do ekranu Vity i ostry jak brzytwa. Wydajność momentami nienajlepsza, ale w czasie walki nie miałem problemów. A kto grał w jakieś Ys ten wie, że chaos jest momentami ogromny. Nie ma swobodnego ruchu kamery, jest prowadzona po ustalonych ścieżkach i bardzo mi to odpowiada.

 

Świetna, podobnie jak w Ys VIII na Vitę, implementacja ekranu dotykowego. Wiele elementów interfejsu wzdłuż brzegów ekranu jest klikalnych (mapa, menu, przedmioty) i bardzo fajnie się z tego korzysta. Gorzej z jedyną funkcją przypisaną do tylnego touchpada, ileś razy mi się przełączyło z trybu ataku drużyny do trybu uników i się wkurzałem, że nikt nic nie robi.

 

Historia fajna, mapa ogromna, walki masa, ale nigdy się nie nudzi. Na samym końcu troszkę pogrindowałem dla paru trofełków, ale ogólnie nie ma takiej potrzeby - odkrycie całej mapy i zrobienie wszystkich questów wystarczy, żeby mieć ekwipunek i skille na odpowiednim poziomie do ostatnich walk. Na normalnym poziomie trudności trzeba momentami pozmieniać akcesoria i ogarnąć bloki i uniki, bo niektóre potwory (nawet nie bossowie) potrafią w 10 sekund wszystkich porozwalać jak się człowiek nie skupi.

 

Trochę trofeów mi jeszcze zostało, jestem pewien, że za kilka lat zatęsknię i wrócę.

 

Bardzo mocne 8/10

2024-10-19-193227.jpg

  • Plusik 5
Odnośnik do komentarza
28 minut temu, Pupcio napisał(a):

Nie biegamy po tych samych lokacjach. Większość etapów jest nowa

Takie pół na pół, sporo lokacji jest tych samych, ale pojawia się również dużo nowych. Do tego walki z nowymi bossami, hookshot, nawet jakieś zagadeczki się trafiły. drozdu bardzo słusznie zauważył, że 45zł za 7 godzin rozgrywki to żałośnie mało, zwłaszcza jak na obecne czasy, kiedy o wiele krótsze i znacznie słabsze DLC potrafią kosztować 2x tyle, więc Capcom zachował się mocno fair. 

Odnośnik do komentarza
2 minuty temu, Josh napisał(a):

Takie pół na pół, sporo lokacji jest tych samych, ale pojawia się również dużo nowych. Do tego walki z nowymi bossami, hookshot, nawet jakieś zagadeczki się trafiły. drozdu bardzo słusznie zauważył, że 45zł za 7 godzin rozgrywki to żałośnie mało, zwłaszcza jak na obecne czasy, kiedy o wiele krótsze i znacznie słabsze DLC potrafią kosztować 2x tyle, więc Capcom zachował się mocno fair. 

No dobra troche mnie poniosło z tym większość xD ale fifty fifty już myśle że będzie uczciwe. Stosunek cena=jakość i patrząc jak ten dodatek wyglądał w og sprawia że nie umiem o nim powiedzieć złego słowa

Odnośnik do komentarza

Batman Arkham Origins (Windows/ROG Ally)

signal-2024-10-19-01-54-58-973-1.thumb.jpg.a2f5914bdecc7aef4e3ceceefe684a25.jpg

Uwielbiam serie Arkham, niestety jest jedna część, która została wykluczona ze wszelkich reedycji i pozostała na swoich pierwotnych platformach, nie wchodzi w żaden skład remasterów i innych zbiorczych pakietów wydanych już na nowsze platformy PS4, Switch. Mowa tutaj o Arkham Origins czyli grze o Batmanie, której nie stworzyło studio RockSteady (spoczywaj w pokoju aniołku) a wyznaczona do tego inna grupa Splash Damage mająca za zadanie wypuścić kolejnego Batmana na rynek w momencie gdy RockSteady pracuje już nad nową dużą odsłoną na nowe konsole. 

To były takie czasy, że jeśli coś ,,zażarło" to pojawiał się sequel na sequelu przeplatane prequelem i w czasie życia jednej generacji konsol dostawaliśmy kilka części ulubionych serii. Dziś dostajemy pół albo wcale :reggie:.

Gra jest właśnie prequelem serii Arkham, ukazuje początki działania Batmana w Gotham w momencie gdy jeszcze policja i sam Jim Gordon mają z nim problem bo zabiera im pracę i się panoszy. Akcja gry rozgrywa się w wigilię Bożego Narodzenia, także mamy przytulne klimaty znane nam wszystkim w Polsce czyli deszcz ze śniegiem, patologia i mrok. Zostaje wyznaczona nagroda za schwytanie Nietoperza i grupa pokrzywionych przestępców postanawia terroryzować miasto by wykurzyć Batmana z kryjówki.

signal-2024-10-19-01-55-44-299.thumb.jpg.8011ae88c2c5cf54b0d363638a7a32fb.jpg

No cóż tu powiedzieć to takie Arkham City tylko trochę gorsze. Czuć tutaj, że Splash Damage nie ma takiego fachu w rękach np. trochę im nie wyszło poruszanie się po otwartym Gotham w taki przyjemny sposób jak w Arkham City, nie da się tak szybko i bezproblemowo przelatywać nad ulicami a punkty zaczepu linki, która pomaga wybijać się w powietrze są chyba rozrzucone losowo.

Nie mniej to Batman Arkham więc każdy kto to lubi to ma Origins za sobą i podejrzewam, że raczej wspomina ją ciepło. Po prostu prequel serii, żadna rewolucja, żadne objawienie. Ja bardzo lubię i cieszę się, że mogłem powtórzyć gierkę w takich wspaniałych warunkach na ROG Ally. 6+/10

Batman nie jest graczem :(

Spoiler

signal-2024-10-19-01-56-32-860.thumb.jpg.6ef4173197f006172f9524be43b46537.jpg

 

  • Plusik 6
Odnośnik do komentarza
3 godziny temu, Pupcio napisał(a):

Nie biegamy po tych samych lokacjach. Większość etapów jest nowa

I strzelamy z kilku innych spluw. I nakurwiamy melee podciągając się linką, którą Leon ostatni raz zobaczył jak mu wędkę przed przyjazdem do RPD ukradli. A może to była żyłka? Chuj z tym, Separate Ways jest genialnym uzupełnieniem genialnej gry w mojej opinii i tak niska ocena... dziwi. Ale cóż, święte prawo usera do wystawienia nawet SW tak niskiej noty.

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza
Godzinę temu, Krzysztof93 napisał(a):

Batman Arkham Origins (Windows/ROG Ally)

signal-2024-10-19-01-54-58-973-1.thumb.jpg.a2f5914bdecc7aef4e3ceceefe684a25.jpg

Uwielbiam serie Arkham, niestety jest jedna część, która została wykluczona ze wszelkich reedycji i pozostała na swoich pierwotnych platformach, nie wchodzi w żaden skład remasterów i innych zbiorczych pakietów wydanych już na nowsze platformy PS4, Switch. Mowa tutaj o Arkham Origins czyli grze o Batmanie, której nie stworzyło studio RockSteady (spoczywaj w pokoju aniołku) a wyznaczona do tego inna grupa Splash Damage mająca za zadanie wypuścić kolejnego Batmana na rynek w momencie gdy RockSteady pracuje już nad nową dużą odsłoną na nowe konsole. 

To były takie czasy, że jeśli coś ,,zażarło" to pojawiał się sequel na sequelu przeplatane prequelem i w czasie życia jednej generacji konsol dostawaliśmy kilka części ulubionych serii. Dziś dostajemy pół albo wcale :reggie:.

Gra jest właśnie prequelem serii Arkham, ukazuje początki działania Batmana w Gotham w momencie gdy jeszcze policja i sam Jim Gordon mają z nim problem bo zabiera im pracę i się panoszy. Akcja gry rozgrywa się w wigilię Bożego Narodzenia, także mamy przytulne klimaty znane nam wszystkim w Polsce czyli deszcz ze śniegiem, patologia i mrok. Zostaje wyznaczona nagroda za schwytanie Nietoperza i grupa pokrzywionych przestępców postanawia terroryzować miasto by wykurzyć Batmana z kryjówki.

signal-2024-10-19-01-55-44-299.thumb.jpg.8011ae88c2c5cf54b0d363638a7a32fb.jpg

No cóż tu powiedzieć to takie Arkham City tylko trochę gorsze. Czuć tutaj, że Splash Damage nie ma takiego fachu w rękach np. trochę im nie wyszło poruszanie się po otwartym Gotham w taki przyjemny sposób jak w Arkham City, nie da się tak szybko i bezproblemowo przelatywać nad ulicami a punkty zaczepu linki, która pomaga wybijać się w powietrze są chyba rozrzucone losowo.

Nie mniej to Batman Arkham więc każdy kto to lubi to ma Origins za sobą i podejrzewam, że raczej wspomina ją ciepło. Po prostu prequel serii, żadna rewolucja, żadne objawienie. Ja bardzo lubię i cieszę się, że mogłem powtórzyć gierkę w takich wspaniałych warunkach na ROG Ally. 6+/10

Batman nie jest graczem :(

  Ukryj zawartość

signal-2024-10-19-01-56-32-860.thumb.jpg.6ef4173197f006172f9524be43b46537.jpg

 

 

Grę robiło studio WB Montreal. Niedoceniana część. Świetny świąteczny klimat, fajne walki z bossami, chyba najlepsze DLC wzorowane na odcinku Batman TAS Heart of Ice. 

  • This 1
Odnośnik do komentarza

Xbox Original: Tomb Raider Legend, Complete | Kenny's BST

 

Swoją standardową gadkę zacznę od powiedzenia, że mimo iż z serią Tomb Raider znam się od wielu, wielu lat, a swoje pierwsze kroki stawiałem w kultowej już "jedynce", to nie jestem wielkim fanem tej serii tak ogólnie. Nie to żeby coś z tymi grami było nie tak, po prostu nigdy nie było mi z tą serią za bardzo po drodze. Pierwsze pięć części nigdy nie zdołało mnie wciągnąć na dłużej (a szkoda, bo mam wszystkie na PSXie i jedynkę na PC) zapewne przez swój charakterystyczny gameplay. Angel of Darkness to gra w którą nawet coś tam dawno temu pograłem, ale do tej pory nie zdołałem ukończyć. Anniversary to powrót do jedynki w nowym wydaniu, więc no cóż... pograłem ale nie skończyłem, a wszystkie późniejsze odsłony to dla mnie praktycznie jedna wielka nieznana. Jeśli w jakąś grałem to dosłownie tyle co nic. Zwyczajnie nie jarają mnie tak bardzo gry tego typu i nawet z Uncharted mimo posiadania kilku części, do tej pory nie mogę się rozkręcić.

 

Inaczej jest jednak z opisywanym tutaj Tomb Raider Legend. To akurat gra do której powracam w miarę regularnie i zawsze z taką samą chęcią. Jakim cudem, skoro przecież gry tego typu kompletnie mi nie leżą? Legend to akurat odsłona napakowana bardziej akcją. Oczywiście nie brakuje tutaj znamiennej dla serii eksploracji, ale gra ta nastawiona jest bardziej na dynamiczną akcję niżeli powolne zwiedzanie grobowców i szukanie rozwiązań skomplikowanych zagadek.

 

Różnorodność etapów również wpływa zachęcająco, bowiem ciężko tutaj o poczucie nudy i powtarzalności. Oprócz standardowych, prastarych ruin i grobowców zwiedzimy tu choćby takie miejsca jak Japonia w której weźmiemy udział w imprezie i małej konfrontacji z Yakuzą, czy Kazakhstan gdzie przyjdzie nam odwiedzić dawne sowieckie laboratorium. Miłym akcentem są także fragmenty w których siadamy za sterami motocykla i pędzimy na złamanie karku, nierzadko walcząc przy tym z przeciwnikami.

 

Ciekawostką na temat wersji na klasycznego Xboxa jest fakt, że jest to jedyna konsolowa wersja działająca w 60 klatkach na sekundę i to naprawdę stabilnie. Na konsoli podłączonej przewodem component wygląda do tego obłędnie i jest to z pewnością jedna z gier pokazujących prawdziwą siłę pierwszego "klocka".

 

Osobiście Legend to mój faworyt całej serii i w zasadzie jedyna część, którą ograłem wielokrotnie. To, że jest tak bardzo odmienna od swoich poprzedniczek i zapewne następczyń sprawia, że warto spróbować w nią zagrać, nawet jeśli nie jest się fanem gier typowo eksploracyjnych.

Edytowane przez Quake96
  • Plusik 4
Odnośnik do komentarza
2 minuty temu, Josh napisał(a):

Nie grałem, ale nie ma opcji, żeby ta odsłona była gorsza od turbo-rozczarowania jakim był Arkham Knight. Ta gra powinna się nazywać Batmobil Knight. 

 

To jest właśnie wina tego parcia na nowości przy kontynuacjach.  No i pojechali aż za ostro. Sama jazda po mieście ok, ale walk za dużo. Najgorsze, że kosztem bossów.

Odnośnik do komentarza
Cytat

Osobiście Legend to mój osobisty faworyt całej serii i w zasadzie jedyna część, którą ograłem wielokrotnie. To, że jest tak bardzo odmienna od swoich poprzedniczek i zapewne następczyń sprawia, że warto spróbować w nią zagrać, nawet jeśli nie jest się fanem gier typowo eksploracyjnych.

 

- za dużo strzelania

- żadnych ciekawych zagadek

- gówniany etap w Japonii

- gówniany etap w Rosji

- gównianie etapy motocyklowe

- gra do skończenia w 4 godziny 

- dziwne gadżety Lary

- najemnicy kitrający się w zamkniętej od tysiąca lat świątyni

- idioci gadający z Larą przez walkie-talkie, którzy niszczą te resztki klimatu, które nieudolnie próbowali posklejać w całość deweloperzy

 

Faktycznie, jest odmienna od innych odsłon.

 

 

Cytat

To jest właśnie wina tego parcia na nowości przy kontynuacjach. No i pojechali aż za ostro. Sama jazda po mieście ok, ale walk za dużo. Najgorsze, że kosztem bossów.

Tak, to ostatnie bolało bardzo. Przy tej ilości jazdy batmobilem miło byłoby chociaż normalnie powalczyć z szefkami. Niestety, ktoś tam stwierdził, że świetnym pomysłem będzie walka z bossami... za sterami batmobilu :dynia:

Edytowane przez Josh
Odnośnik do komentarza

Dragon Ball Z: Kakarot (PC)

 

kakarot.PNG.cd215686acfb6e230a6c86ccfcb74926.PNG

 

Gra chodziła za mną od dłuższego czasu i stosunkowo niedawno zdecydowałem się w końcu po nią sięgnąć. Intrygował mnie sam koncept przedstawienia fabuły Dragon Ball Z w formie RPG. Dużo materiałów, jakie widziałem, wydawało mi się kuszących, ale recenzje oraz opinie o grze były raczej mieszane, nawet pośród fanów.

 

No i przyznam, że teraz rozumiem, skąd taka, a nie inna opinia. Bo choć ogólnie bawiłem się bardzo dobrze, to jednak gra jest mocno nierówna. Chwilami przerost formy nad treścią, zaś całość nie powinna nawet nazywać się "Kakarot", lecz "Son Gohan", gdyż właśnie nim sterujemy przez zdecydowaną większość gry.

 

Gra faktycznie streszcza całą fabułę DBZ, a do tego przedstawia mnóstwo historii pobocznych z udziałem bohaterów zarówno DBZ, jak i oryginalnego DB. Słowo klucz, to "streszcza", gdyż choć kluczowe wydarzenia są ukazane w efektowny sposób, tak wiele innych leci tempem błyskawicznym, nierzadko w formie krótkiego tekstu, bądź pojedynczego obrazka, albo wręcz zostało całkowicie pominiętych. Chwilami fakt ten razi tym bardziej, gdyż dużą część zabawy spędzimy na eksploracji rozległego, otwartego świata oraz wykonywaniu schematycznych zadań pobocznych, które często bywają dłuższe, niż główna historia. Tempo akcji jest tym samym dziwne. Szczególnie, gdy w trakcie dużej potyczki gra pozwala nam opuścić pole walki i polecieć zrobić jakiegoś bzdurnego side-questa na drugim końcu świata...

 

Świat faktycznie jest otwarty, całkiem rozległy i w pewnym sensie genialnie ukazany, bogaty w różne świecidełka, zwierzynę i surowce do znalezienia, czy wydobycia. Kusi powiedzieć, że gra zachęca do eksploracji. Niestety, szybko zdajemy sobie sprawę, że nie ma tu zbyt wiele do odkrycia, wszystko zaznaczone jest na mapie, zaś całe wspomniane zbieractwo jest bardziej wymuszone, niż przyjemne. Trochę trudno mi to ubrać w słowa, ale chodzi o to, że choć na pierwszy rzut oka otoczenie wydaje się żywe, zmienne i ciekawe, tak w praktyce oferowane czynności dodatkowe są banalne i schematyczne.

 

Generalnie jest to chyba największy problem Kakarot - brak konsekwencji, nieprzemyślane rozwiązania, mnóstwo zbędnych, bądź niedopracowanych systemów i mechanik. Wszystko tylko po to, aby sprawić pozory, że gra jest bardziej rozległa jako RPG, niż jest w rzeczywistości. Bo gdy już ogarniemy wszystko i wpadniemy w schemat kolejnych działań, to gra nagle staje się mocno liniowa i monotonna, a to co robimy pomiędzy kolejnymi walkami, to raczej zabijacz czasu. No bo niby fajnie, że można podbić statystyki np. pitrasząc rozmaite potrawy, ale w tym celu należy pozyskać odpowiednie składniki, zaś szanse na powodzenie zwiększyć bawiąc się w jakiś umowny Community Board. I tak właśnie w grze Dragon Ball latamy po świecie i zbieramy marchewki, łowimy ryby, albo polujemy na dinozaury... Największą zagadką dla mnie jest możliwość zbudowania samochodu, albo mecha, którymi możemy sterować. Pytanie tylko... po co? Bo oprócz pojedynczych misji poruszanie się pojazdami, nawet ulepszonymi, jest totalnie niepraktyczne.

 

Pomimo tego wszystkiego jednak nie mogę powiedzieć, żebym się przy Kakarot źle bawił, ani nawet zmuszał do zabawy. Jak widać na zrzucie powyżej, ukończenie fabuły i zdobycie kompletu osiągnięć nie zajęło mi nawet 50h. A przecież mówimy o grze RPG na bazie dość obszernego i bogatego w postacie i wydarzenia anime. Przyjemne były również niektóre zadania poboczne, szczególnie te rozwijające nieco bohaterów pobocznych, albo bohaterów oryginalnej serii DB, takich jak Lunch, "Ósemek" i wiele innych. Same zadania w praktyce co prawda sprowadzały się głównie/tylko do walk, lub zebrania określonych przedmiotów, ale dla miłośnika twórczości Toriyamy było to coś wartego doświadczenia. Jedyne, co mi się nie podobało, to zadania polegające na przywróceniu do życia pokonanych przeciwników, którzy po ponownej przegranej nagle stają się "dobrzy". Mocno to naciągane i średnio mi pasowało w kontekście reszty historii.

 

Kakarot ma dynamiczny system walki, mocno zbliżony do bijatyki, czy arena fightera. System nie jest skomplikowany i mocno faworyzuje postacie o wyższym levelu. Różnica raptem kilku poziomów w jedną czy drugą stronę sprawia, że możemy mieć problem ze stosunkowo prostym przeciwnikiem, albo że rozwalamy go raptem kilkoma ciosami, mashując jeden przycisk. Bossowie mają swoje unikatowe zestawy ruchów czy ciosów, a walki nierzadko przerywane są efektownymi scenkami ataków. Dlatego nawet, jeśli nie ma tu większej głębi, to całość jest wystarczająco satysfakcjonująca, że zamiast krytykować "power creep", to doceniam bardziej "power fantasy".

 

Graficznie Kakarot dupy nie urywa. Jest przyzwoicie, cel-shading całkiem niezły, ale niestety wszystkie większe cut-scenki to pre-renderowane filmiki w słabej jakości. Gryzie się to z detalami właściwej gry. Świat, jak już wspomniałem, jest naprawdę ładny i przemyślany i dość wertykalny. Miasta tętnią życiem, na polach pasą się zwierzęta, w przestworzach latają gigantyczne dinozaury. Ta część świata DB została naprawdę świetnie odzwierciedlona. A że poruszamy się błyskawicznie latając, to nie tracimy zbyt dużo czasu w jednym miejscu. Tj. można tym samym docenić kolejne lokacje jako całość, bo na jakąś sporadyczną pustą połać terenu nawet nie ma co narzekać, gdyż w ułamku sekundy możemy polecieć kilometry dalej i ujrzeć coś dużo ciekawszego. Jedyne co mi z czasem zaczęło przeszkadzać, to rozmieszczone dosłownie WSZĘDZIE świecidełka do odblokowywania nowych zdolności. W początkowej fazie gry zbierało się je w miarę eksploracji, ale później pojedyncza walka dawała nam ich więcej, niż oblecenie całego regionu. Dlatego szkoda, że nie dało się ich jakoś wyłączyć.

 

Niemałe rozczarowanie, to ścieżka dźwiękowa. Z licencjonowanej muzyki jest tu tylko Cha-La. Cała reszta to remiksy OSTa z anime, bez wokalu, oraz trochę oryginalnej muzyki, ale niestety średnio wpadającej w ucho. Niby jest DLC z dodatkowymi kawałkami, ale drogie i trzeba je sobie ustawić ręcznie. Tym sposobem kilka ikonicznych scen z anime wypada trochę mizernie w porównaniu do oryginału, właśnie przez zmienioną muzę.

 

Ogólnie rzecz biorąc Kakarot to "spoko" gra dla fanów Dragon Ball i chyba tylko dla nich. Fajna opcja do odświeżenia sobie całego DBZ i pozwiedzania świata stworzonego przez Akirę Toriyamę. Ja sam jeszcze styczności z grą nie kończę, bo nadal mam jeszcze szereg zadań opcjonalnych do zrobienia po ukończeniu gry, jak i kilka DLC do sprawdzenia. Słyszałem, że część z nich jest bardzo dobra, szczególnie te z Future Trunksem. Być może pokuszę się o dodatkową opinię na ich temat, jak już je pokończę.

 

20241013180949_1.thumb.jpg.84171f8218d570b191be7fc8e1c63c36.jpg

 

20241009174354_1.thumb.jpg.fbe52e4c3f40b61d6d4a11e78ec4bbf9.jpg

 

20241013174324_1.thumb.jpg.497fd8ed051e88347ae0798797050954.jpg

 

20241013212749_1.thumb.jpg.d58a33d5744450361f18f81baf571f94.jpg

 

20241019135925_1.thumb.jpg.a82897fae274ec85623e4deba538ceb6.jpg

 

20241018214854_1.thumb.jpg.03d1b9f0a86e6d94b144ce9c1af0101f.jpg

  • Plusik 9
Odnośnik do komentarza
10 godzin temu, Josh napisał(a):

Faktycznie, jest odmienna od innych odsłon.

 

No jest i ja właśnie inaczej postrzegam to co wymieniłeś. Nie neguję przy tym twojej opinii, ot pomyślałem że spróbuję odnieść się do twojej wypowiedzi i przedstawię swój punkt widzenia, jako osoby której kompletnie obce są przygody Lary Croft i nie patrzy na ten tytuł przez pryzmat serii, a jako oddzielny produkt. Także mogę zgodzić się, że jako Tomb Raider jest to gra zupełnie "z czapy", ale są ludzie którym naprawdę może odpowiadać ta jej odmienność.

 

10 godzin temu, Josh napisał(a):

- za dużo strzelania

 

Właśnie to mi się tutaj podoba, że jest więcej akcji niż ciągłego skakania i szukania "wajchy" do otworzenia kolejnych drzwi. Jasne, stanowi to trzon tej serii, ale ta jedna nastawiona na akcję odsłona to w końcu jakaś odmiana. Dlatego dla mnie osobiście, na szczęście jest tu więcej akcji.

 

10 godzin temu, Josh napisał(a):

- żadnych ciekawych zagadek

 

Prawda. Zagadki są do bólu proste. Mi to natomiast wcale nie wadzi. Wiem, że jak na TR wypada to słabo, ale spróbuj spojrzeć na ten tytuł z innej perspektywy niż cała seria. Podobnie z resztą można dyskutować o serii Resident Evil, gdzie w takiej trójce jest więcej strzelania a mniej zagadek a nadal może się to podobać.

 

10 godzin temu, Josh napisał(a):

- gówniany etap w Japonii

 

A co w nim takiego gównianego? Typowy etap "zręcznościowy" tyle że dziejący się w mieście a nie kolejnym grobowcu. Dla mnie właśnie spoko odmiana. Zawsze to coś innego niż ciągłe łażenie po ruinach.

 

10 godzin temu, Josh napisał(a):

- gówniany etap w Rosji

 

Nie Rosji a Kazakhstanie. Sama część eksploracyjna jest stosunkowo krótka, bo połowa etapu to pościg na motocyklu. Znów, dla mnie coś innego, może i bez większego polotu, ale cała ta odsłona stawia na takie szybkie skoki po różnych lokacjach.

 

10 godzin temu, Josh napisał(a):

- gównianie etapy motocyklowe

 

Stanowiące przerywnik między właściwymi etapami. Może i model jazdy zalatuje okrutnie drewnem, ale to tylko proste etapy w których mamy jechać przed siebie, omijać przeszkody i ewentualnie postrzelać. Nie spodziewałbym się tutaj żadnej finezji. Wszystko może i do bólu proste ale działa bez zarzutu, więc mi osobiście ciężko narzekać.

 

10 godzin temu, Josh napisał(a):

- gra do skończenia w 4 godziny 

 

Jeśli przebiegamy przez etapy bez większego zastanowienia. Jak ktoś ma żyłkę odkrywcy to spędzi tu nieco dłużej na szukaniu poukrywanych skarbów. Nie ma tego może bardzo dużo, ale dla chcącego coś się zawsze znajdzie.

 

10 godzin temu, Josh napisał(a):

- dziwne gadżety Lary

 

Ciężko mi to skomentować. Gadżety jak gadżety, linka, latarka, PDA czy binokulary. W sumie nie ma tego wiele, więc nie bardzo wiem w czym problem.

 

10 godzin temu, Josh napisał(a):

- najemnicy kitrający się w zamkniętej od tysiąca lat świątyni

 

Dopiero co skończyłem ten tytuł i nie kojarzę takich rzeczy. Owszem, najemnicy pojawiali się w świątyniach, ale zwyczajnie przybywali tam podobnie jak Lara, czasem otwierając nam inną drogę do wyjścia. Po prostu w trakcie gry po piętach depcze nam pewien jegomość i jego osobista gwardia. Nie dopatrzyłem się żadnego fragmentu, gdzie ich obecność byłaby bezzasadna i bezsensowna. Co innego kilka tych zwierząt na które trafimy, ale to już jak dla mnie drobiazg, bo nie ma ich też za wiele.

 

10 godzin temu, Josh napisał(a):

- idioci gadający z Larą przez walkie-talkie, którzy niszczą te resztki klimatu, które nieudolnie próbowali posklejać w całość deweloperzy

 

Hmm... Lara po prostu korzysta z dobroci współczesnej technologii i pozostaje w kontakcie ze swoją ekipą z którą to współpracuje. Co w tym złego? Jak dla mnie właśnie pasuje to do klimatu tej części.

Edytowane przez Quake96
  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Spoko, każdy ma prawo do swojej opinii i mam nadzieję, że nie odebrałeś tego tak, że się z Ciebie nie nabijam, że akurat ta część Ci się spodobała. Dla mnie np. najlepszą odsłoną Castlevanii jest Lords of Shadows, a jednym z najlepszych Fajnali FFX-2, za co pewnie fani obu serii by mnie nadziali na pal :reggie: Ale skoro już przewinął się temat Legend, to nie mogłem się powstrzymać, żeby nie dorzucić swoich 3 groszy dlaczego ta gierka tak mnie rozczarowała te prawie 2 dekady temu. Dla mnie Tomb Raider to przede wszystkim egzotyczne miejscówki, ciągłe uczucie osamotnienia, większy nacisk na eksplorację i puzzle zamiast na akcję, mniej filmowa narracja, a niestety Legend jest tego zupełnym przeciwieństwem idąc bardziej w klimaty filmów z Angeliną Jolie niż w to za co pokochałem serię. Nie mam jednak problemu, żeby zrozumieć, że komuś taki kierunek obrany przez Crystal Dynamics podszedł bardziej, zwłaszcza jeżeli nie jest takim Womb Raiderowym purystą jak ja :) 

Odnośnik do komentarza
10 godzin temu, Suavek napisał(a):

Dragon Ball Z: Kakarot (PC)

 

kakarot.PNG.cd215686acfb6e230a6c86ccfcb74926.PNG

 

Gra chodziła za mną od dłuższego czasu i stosunkowo niedawno zdecydowałem się w końcu po nią sięgnąć. Intrygował mnie sam koncept przedstawienia fabuły Dragon Ball Z w formie RPG. Dużo materiałów, jakie widziałem, wydawało mi się kuszących, ale recenzje oraz opinie o grze były raczej mieszane, nawet pośród fanów.

 

No i przyznam, że teraz rozumiem, skąd taka, a nie inna opinia. Bo choć ogólnie bawiłem się bardzo dobrze, to jednak gra jest mocno nierówna. Chwilami przerost formy nad treścią, zaś całość nie powinna nawet nazywać się "Kakarot", lecz "Son Gohan", gdyż właśnie nim sterujemy przez zdecydowaną większość gry.

 

Gra faktycznie streszcza całą fabułę DBZ, a do tego przedstawia mnóstwo historii pobocznych z udziałem bohaterów zarówno DBZ, jak i oryginalnego DB. Słowo klucz, to "streszcza", gdyż choć kluczowe wydarzenia są ukazane w efektowny sposób, tak wiele innych leci tempem błyskawicznym, nierzadko w formie krótkiego tekstu, bądź pojedynczego obrazka, albo wręcz zostało całkowicie pominiętych. Chwilami fakt ten razi tym bardziej, gdyż dużą część zabawy spędzimy na eksploracji rozległego, otwartego świata oraz wykonywaniu schematycznych zadań pobocznych, które często bywają dłuższe, niż główna historia. Tempo akcji jest tym samym dziwne. Szczególnie, gdy w trakcie dużej potyczki gra pozwala nam opuścić pole walki i polecieć zrobić jakiegoś bzdurnego side-questa na drugim końcu świata...

 

Świat faktycznie jest otwarty, całkiem rozległy i w pewnym sensie genialnie ukazany, bogaty w różne świecidełka, zwierzynę i surowce do znalezienia, czy wydobycia. Kusi powiedzieć, że gra zachęca do eksploracji. Niestety, szybko zdajemy sobie sprawę, że nie ma tu zbyt wiele do odkrycia, wszystko zaznaczone jest na mapie, zaś całe wspomniane zbieractwo jest bardziej wymuszone, niż przyjemne. Trochę trudno mi to ubrać w słowa, ale chodzi o to, że choć na pierwszy rzut oka otoczenie wydaje się żywe, zmienne i ciekawe, tak w praktyce oferowane czynności dodatkowe są banalne i schematyczne.

 

Generalnie jest to chyba największy problem Kakarot - brak konsekwencji, nieprzemyślane rozwiązania, mnóstwo zbędnych, bądź niedopracowanych systemów i mechanik. Wszystko tylko po to, aby sprawić pozory, że gra jest bardziej rozległa jako RPG, niż jest w rzeczywistości. Bo gdy już ogarniemy wszystko i wpadniemy w schemat kolejnych działań, to gra nagle staje się mocno liniowa i monotonna, a to co robimy pomiędzy kolejnymi walkami, to raczej zabijacz czasu. No bo niby fajnie, że można podbić statystyki np. pitrasząc rozmaite potrawy, ale w tym celu należy pozyskać odpowiednie składniki, zaś szanse na powodzenie zwiększyć bawiąc się w jakiś umowny Community Board. I tak właśnie w grze Dragon Ball latamy po świecie i zbieramy marchewki, łowimy ryby, albo polujemy na dinozaury... Największą zagadką dla mnie jest możliwość zbudowania samochodu, albo mecha, którymi możemy sterować. Pytanie tylko... po co? Bo oprócz pojedynczych misji poruszanie się pojazdami, nawet ulepszonymi, jest totalnie niepraktyczne.

 

Pomimo tego wszystkiego jednak nie mogę powiedzieć, żebym się przy Kakarot źle bawił, ani nawet zmuszał do zabawy. Jak widać na zrzucie powyżej, ukończenie fabuły i zdobycie kompletu osiągnięć nie zajęło mi nawet 50h. A przecież mówimy o grze RPG na bazie dość obszernego i bogatego w postacie i wydarzenia anime. Przyjemne były również niektóre zadania poboczne, szczególnie te rozwijające nieco bohaterów pobocznych, albo bohaterów oryginalnej serii DB, takich jak Lunch, "Ósemek" i wiele innych. Same zadania w praktyce co prawda sprowadzały się głównie/tylko do walk, lub zebrania określonych przedmiotów, ale dla miłośnika twórczości Toriyamy było to coś wartego doświadczenia. Jedyne, co mi się nie podobało, to zadania polegające na przywróceniu do życia pokonanych przeciwników, którzy po ponownej przegranej nagle stają się "dobrzy". Mocno to naciągane i średnio mi pasowało w kontekście reszty historii.

 

Kakarot ma dynamiczny system walki, mocno zbliżony do bijatyki, czy arena fightera. System nie jest skomplikowany i mocno faworyzuje postacie o wyższym levelu. Różnica raptem kilku poziomów w jedną czy drugą stronę sprawia, że możemy mieć problem ze stosunkowo prostym przeciwnikiem, albo że rozwalamy go raptem kilkoma ciosami, mashując jeden przycisk. Bossowie mają swoje unikatowe zestawy ruchów czy ciosów, a walki nierzadko przerywane są efektownymi scenkami ataków. Dlatego nawet, jeśli nie ma tu większej głębi, to całość jest wystarczająco satysfakcjonująca, że zamiast krytykować "power creep", to doceniam bardziej "power fantasy".

 

Graficznie Kakarot dupy nie urywa. Jest przyzwoicie, cel-shading całkiem niezły, ale niestety wszystkie większe cut-scenki to pre-renderowane filmiki w słabej jakości. Gryzie się to z detalami właściwej gry. Świat, jak już wspomniałem, jest naprawdę ładny i przemyślany i dość wertykalny. Miasta tętnią życiem, na polach pasą się zwierzęta, w przestworzach latają gigantyczne dinozaury. Ta część świata DB została naprawdę świetnie odzwierciedlona. A że poruszamy się błyskawicznie latając, to nie tracimy zbyt dużo czasu w jednym miejscu. Tj. można tym samym docenić kolejne lokacje jako całość, bo na jakąś sporadyczną pustą połać terenu nawet nie ma co narzekać, gdyż w ułamku sekundy możemy polecieć kilometry dalej i ujrzeć coś dużo ciekawszego. Jedyne co mi z czasem zaczęło przeszkadzać, to rozmieszczone dosłownie WSZĘDZIE świecidełka do odblokowywania nowych zdolności. W początkowej fazie gry zbierało się je w miarę eksploracji, ale później pojedyncza walka dawała nam ich więcej, niż oblecenie całego regionu. Dlatego szkoda, że nie dało się ich jakoś wyłączyć.

 

Niemałe rozczarowanie, to ścieżka dźwiękowa. Z licencjonowanej muzyki jest tu tylko Cha-La. Cała reszta to remiksy OSTa z anime, bez wokalu, oraz trochę oryginalnej muzyki, ale niestety średnio wpadającej w ucho. Niby jest DLC z dodatkowymi kawałkami, ale drogie i trzeba je sobie ustawić ręcznie. Tym sposobem kilka ikonicznych scen z anime wypada trochę mizernie w porównaniu do oryginału, właśnie przez zmienioną muzę.

 

Ogólnie rzecz biorąc Kakarot to "spoko" gra dla fanów Dragon Ball i chyba tylko dla nich. Fajna opcja do odświeżenia sobie całego DBZ i pozwiedzania świata stworzonego przez Akirę Toriyamę. Ja sam jeszcze styczności z grą nie kończę, bo nadal mam jeszcze szereg zadań opcjonalnych do zrobienia po ukończeniu gry, jak i kilka DLC do sprawdzenia. Słyszałem, że część z nich jest bardzo dobra, szczególnie te z Future Trunksem. Być może pokuszę się o dodatkową opinię na ich temat, jak już je pokończę.

 

20241013180949_1.thumb.jpg.84171f8218d570b191be7fc8e1c63c36.jpg

 

20241009174354_1.thumb.jpg.fbe52e4c3f40b61d6d4a11e78ec4bbf9.jpg

 

20241013174324_1.thumb.jpg.497fd8ed051e88347ae0798797050954.jpg

 

20241013212749_1.thumb.jpg.d58a33d5744450361f18f81baf571f94.jpg

 

20241019135925_1.thumb.jpg.a82897fae274ec85623e4deba538ceb6.jpg

 

20241018214854_1.thumb.jpg.03d1b9f0a86e6d94b144ce9c1af0101f.jpg

Przeszedłem albo właściwie przemeczylem. Nadal studio nie potrafi zrobić dobrego DB w klimatach genialnej trylogii z GBA - kakarot jest przegadany, aktywności poboczne są chujowe, lokacje są zalane zjebanymi znacznikami, kuleczkami etc. Które uniemożliwiają immersję.

Nadal czekam na godny "remake" wersji z GBA, a szczerze mówiąc to zagrałbym wreszcie w grę action adventure z og db bo ta Zetką idzie się już zesrać.

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza
32 minuty temu, Dr.Czekolada napisał(a):

Legend? Bardzo fajna odsłona. Ograłbym tą trylogię kiedyś jeszcze raz. Kompletnie nie podoba mi się kierunek jaki obrali teraz.

Tak czuję pod skórą, że po remasterach IV-VI następne w kolejce będzie właśnie Legend i Underworld, a żeby zachować ciągłość pakietów trylogii to może i Anniversary dorzucą.

  • Lubię! 2
Odnośnik do komentarza
32 minuty temu, Josh napisał(a):

Spoko, każdy ma prawo do swojej opinii i mam nadzieję, że nie odebrałeś tego tak, że się z Ciebie nie nabijam, że akurat ta część Ci się spodobała.

 

Nie no, luzik odebrałem to tak jak zapewne odebrać miałem. Lubię nie tylko grać w gry ale i o nich dyskutować, więc zawsze spoko skonfrontować odmienne zdania :)

 

34 minuty temu, Josh napisał(a):

Dla mnie Tomb Raider to przede wszystkim egzotyczne miejscówki, ciągłe uczucie osamotnienia, większy nacisk na eksplorację i puzzle zamiast na akcję, mniej filmowa narracja, a niestety Legend jest tego zupełnym przeciwieństwem idąc bardziej w klimaty filmów z Angeliną Jolie niż w to za co pokochałem serię. Nie mam jednak problemu, żeby zrozumieć, że komuś taki kierunek obrany przez Crystal Dynamics podszedł bardziej, zwłaszcza jeżeli nie jest takim Womb Raiderowym purystą jak ja :)

 

I o to tutaj chodzi. Każdy widzi to inaczej. Ja serię Tomb Raider poznałem jeszcze za gówniaka dzięki pierwszej części. Do dziś pamiętam jak moja cudowna płyka marki "Dysan" wystrzeliła radośnie w CD-ROMie kumpla :dynia: Ogólnie próbowałem podchodzić do tych klasycznych odsłon. Z jakiegoś nie do końca zrozumiałego nawet dla mnie powodu, skompletowałem nawet wszystkie pięć części na szaraka, ale nigdy w żadną dłużej nie pograłem. Może to po części kwestia "tank controls", choć na przykład uwielbiam ten sposób sterowania w klasycznych Residentach. Chciałbym w końcu się przełamać, zagrać i przekonać, że to całkiem dobre gry, choć pewnie po którejś części czuć byłoby pewną powtarzalność, na co narzekali gracze już w momencie premiery 4/5. Póki co jednak nie po drodze jest mi z tymi grami, ot nie mogę się wziąć i przekonać aby posiedzieć dłużej nad skakaniem po półkach skalnych i szukaniem rozwiązań zagadek.

Nie inaczej mam ze współczesnymi odsłonami serii jak i jej konkurencją w postaci Uncharted. Z tej drugiej ograłem tylko Złotą Otchłań, bo mieć Vitę i nie zagrać w ten tytuł to trochę grzech :D

Odnośnik do komentarza
32 minuty temu, XM. napisał(a):

Przeszedłem albo właściwie przemeczylem. Nadal studio nie potrafi zrobić dobrego DB w klimatach genialnej trylogii z GBA - kakarot jest przegadany, aktywności poboczne są chujowe, lokacje są zalane zjebanymi znacznikami, kuleczkami etc. Które uniemożliwiają immersję.

Nadal czekam na godny "remake" wersji z GBA, a szczerze mówiąc to zagrałbym wreszcie w grę action adventure z og db bo ta Zetką idzie się już zesrać.

Niewiele grałem w Legacy of Goku. Podobno jedynka była słaba, dopiero kolejne dużo lepsze. Niemniej jednak jeśli chodzi o Kakarot, to mimo wszystko gra robi dużo rzeczy dobrze. Skupiłem się na wadach, ale np. gdy już się przyzwyczaimy do sterowania, to samo poruszanie się po świecie naprawdę wiernie odwzorowuje to, co widzieliśmy w anime, od wizualiów, po oprawę dźwiękową. W zależności od etapu fabularnego różne postacie w świecie zmieniają swoją lokację i dialogi co przynajmniej stwarza pozory, że coś jednak tam się dzieje i czymś się one jednak zajmują, a nie tylko stoją w miejscu.

 

Dlatego jestem trochę rozdarty, bo tak jak mówiłem, mechanicznie aktywności poboczne są słabe, ale od strony treści dość sympatyczne. Mimo wszystko fajnie było zrobić kilka zadań dla Eightera, zarówno jako Trunks, jak i Goku, czy też poświęcić trochę więcej czasu na codziennych aktywnościach rodziny Son. Sam początek gry był mocno sympatyczny, przedstawiający relacje ojciec-syn, nawet jeśli mechanicznie był to kolejny znacznik "podążaj powolnym krokiem za Gohanem".

 

Prawdę mówiąc chwilami bardziej męczył mnie właśnie główny wątek fabularny, który już znałem, i który wolałem, żeby już się skończył, aniżeli kiedy gra dawała mi większą swobodę.

 

Teraz będąc w endgame mapa świata znów jest zawalona zadaniami pobocznymi. Niby nie muszę ich już robić, gra jest skończona, osiągnięcia zdobyte, ale mimo wszystko chcę. Jestem ciekaw. Więc jaka by gra nie była, to jednak to muszę uznać za jej plus. Ale tak jak wspomniałem, mam ogromny sentyment do DB, nawet po tylu latach, więc z pewnością nie pozostaje to bez znaczenia.

 

Dodam jeszcze, że w ostatnich latach kilka razy obejrzałem parodię Dragon Ball Z Abridged i stety-niestety udzielało mi się to przy wielu cut-scenkach. ;)

Odnośnik do komentarza

Dragons Dogma: Dark Arisen (PC)

 

Nie chce mi się, więc tak w wielkim skrócie:

Fabuła nie porywa, podobnie jak zadania poboczne.

Walki fajne, design maszkar też. Jest w czym wybierać w kwestii klas, ale magiczny łucznik szybko zrobił się OP. Sporo narzędzi mordu i ubrań/pancerzy które można ulpeszać.

Menu ekwipunku to jakiś koszmar, pełno podobnego do siebie stuffu- trzeba czytać do co służy bo po wyglądzie nie bardzo. 

Mapa pustawa. Gran Soren to przy Novigradzie to zapyziała wiocha. Plus mieścina startowa, kilka mikrych lokacji gdzie są npc... Cała reszta to lasy albo pola  gdzie hasają potwory albo bandyci.

Motyw z pionkami fajny, ale czasem nie są zbyt chętni do współpracy.

 

Siadło mi przy tym ponad 50h, do tego trochę z mapy DLC, któremu już bliżej fo Soulsów. W sumie te walki to jedyne co jest fajnie zrobione i dają radę nawet po tylu latach. 

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...