Hubert249 4 285 Opublikowano 20 października Opublikowano 20 października Little Nightmares Kolejna gra z mojego sporego backlogu. Sam nie wiem dlaczego tak długo zwlekałem z LN, a przecież uwielbiam produkcje tego typu. Rozgrywka, ustawienie kamery, dźwięk i potężny klimat urzekł mnie od pierwszych minut. Gameplay to nic odkrywczego, ot trochę się skradaj, przesuń krzesło, wskocz do dziury, ucieknij przed złym. Mimo tej prosty, grało mi się super. 7/10 Podobno dwójka jest lepsza, też muszę sprawdzić. Cytuj
kotlet_schabowy 2 730 Opublikowano 21 października Opublikowano 21 października (edytowane) Inside (Switch) Gra wpadła na promce w jakiejś śmiesznej cenie (a propos, da się gdzieś z poziomu konsoli sprawdzić, ile zapłaciłem za coś w Nintendo Shop?), choć zupełnie nie była na moim celowniku. Kiedyś tam zaliczyłem Limbo i po latach nie jestem w stanie nic na ten temat powiedzieć, mam chyba po prostu słabą pamięć do króciutkich gier. No ale chciałem poczuć ten mityczny klimat ogrywania INDYCZKÓW na Switchu, więc się skusiłem. No i generalnie samo doznanie jest spoko. Noc, słuchawki, bardzo specyficzna, wręcz niepokojąca atmosfera świata przedstawionego. Rozgrywka oparta zarówno na elementach zręcznościowych, jak i logicznych. Sporo tu ciekawych pomysłów na gameplay, choćby sposób przejmowania kontroli nad "npcami". Intrygująca, przedstawiona w minimalistyczny sposób historia. Tyle, że...regularnie zasypiałem w trakcie rozgrywki xD. Konsolkę brałem w swoje ręce leżąc w łóżku, przed snem i w rezultacie skrzywdziłem trochę tę grę (a sobie popsułem wrażenia) obierając taką "taktykę" zabawy, a tytuł na 1-2 godziny rozłożyłem bodajże na parę miesięcy. Tyle, jeśli chodzi o chłonięcie przekazu i poszukiwanie drugiego dna historii xD Generalnie gra wciąga i angażuje, ale momenty krótszej lub dłużej przycinki trochę mnie drażniły. Czasem zabrakło pomyślunku, a czasem rozwiązanie było mało intuicyjne, czy wręcz nieczytelne. A najgorsze były wszelkiego rodzaju "ucieczki" przed wrogami (jesteśmy bezbronni), oparta na czystej zręczności połączonej z czynnikiem losowym. Nie pasowało mi to do gry, tym bardziej, że odruchowo szukałem jakiegoś "inteligentnego" rozwiązania takiej przeszkody. Na plus doskonała animacja postaci i wysoka responsywność sterowania. Na Switchu Inside działa niestety tylko w 30 klatkach, co przy takiej oprawie (jakkolwiek świetnej pod względem czysto artystycznym) jest jakimś nieporozumieniem. Ciekawe doświadczenie, warte sprawdzenia, ale w jakieś głębsze analizy i interpretacje bawić się nie będę xD. Edytowane 21 października przez kotlet_schabowy 3 Cytuj
drozdu7 2 871 Opublikowano 22 października Opublikowano 22 października Spiderman 2 - każdy wie co to więc będzie krótko co mi się podobało, a co nie. Na plus, jak to u Sony jest to śliczna gra (chociaż nie wiem czy jakiś progres od Morelasa wykonano, mordy napewno z PS4 jeszcze), można latać i robić screenshoty. Jest dużo ładnie wyreżyserowanych filmików, wybuchowe oskryptowane akcje. Jest wreszcie fajny Venom, to najjaśniejszy punkt gry. Tylko. Gameplayowo to jest cały czas to samo praktycznie. Bujanie przyjemne, ale jak dla kogoś dodanie fruwania to jest jakaś istotna zmiana to pozdro masa misji gra prowadzi nas po sznurku, jak w tej szkole. Masa misji sprowadza się do "doleć, klep się z mobami, obejrzyj filmik, klep się z mobami" i to nawet blisko finału. Jest też tu od groma qte, jasne efektownych ale i takich nawpychanych do każdej czynności. Do tego chyba do niemal 60% gry nie ma walki z bossem z prawdziwego zdarzenia Spoiler Pierwszy jest chyba Lizard Postaci te które są spoko to jest ich mało;) Spoiler Kraven i Venom Ale jest MJ xdd ludzie, co to jest za kobitka Spoiler Już chooy z jej skradaniem, ale to że zdejmuje całą bazę łowców, którzy całe życie szkoła się w zabijaniu to jest kabaret. Tak samo napierdalanie się z symbiontami, w tym z tym wielkim. Naprawdę w trakcie finału jak były przebitki gdzie pokolei eliminuje przeciwników na strzała to myślałem "co tu się odpierdala?" Zresztą cała fabuła nie ma szansy porwać przez te idiotyzmy i konstrukcję misji właśnie. To tak na gorąco, chaotycznie ale no z butów nie wyrwało 7/10 7 Cytuj
Rudiok 3 376 Opublikowano 23 października Opublikowano 23 października Podczas grzebania w bibliotece backloga trafiłem na Minerva's Den czyli dodatek do Bioshocka 2, którego nie udało mi się nigdy ograć i bardzo było przyjemnie wrócić do Rapture. Co jak co, ale Rapture to zdecydowanie jedno z najlepiej wykreowanych miejsc w historii gier. Pomysł, design, klimat od zawsze i na zawsze w topce. Sam dodatek bardzo pozytywny, choć krótki, ale starcia z Big Daddym zawsze na propsie. 8.5/10 Na fali, po 10 latach, wróciłem do Bioshock Infinite żeby ograć całość z dodatkami. Z perspektywy czasu Columbia nadal robi robotę, choć już nie taką jak Rapture. Bardzo fajne jest stopniowe gęstnienie klimatu, odkrywanie tego co za zamkniętymi drzwiami, słuchanie rozmów i patrzenie na Columbię z różnych perspektyw. Na dobre chyba zaczyna się to od momentu wizyty u Finka i jadąc windą w dół powoli robi się coraz dziwniej. Do tego pojawiające się co jakiś czas rodzeństwo Lutece dorzuca klimatu a'la Twin Peaks. W drugiej połowie gry robi się jeszcze dziwniej i choć szanuję Levine'a za wizję i do dziś pamiętam opad szczęki podczas końcówki to z perspektywy widzę, że dodatki ewidentnie były zrobione żeby wytłumaczyć co autor tak naprawdę miał na myśli w podstawce. Na dobrą sprawę te dodatki mogłyby stanowić trzon gry, bo idealnie łączą całe multiwersum w jedno. No i trzeba oddać twórcy, że robił multiwersum zanim stało to modne. Sama rozgrywka jak na dzisiejsze standardy jest dość prosta i mimo ogromu broni i vigorów to można przejść całość używając max 2 bronie i 2 vigory a niektóre są tak OP, że inne odchodzą w zapomnienie. Jak ktoś ma żyłkę zbieracza to kasy jest mnóstwo więc można ulepszać wszystko bez problemu. Przeciwnicy to trochę kopiuj wklej, tylko Handyman sprawia, że się człowiek lekko spoci, ale nie ma ich znowu dużo. Elizabeth jako kompan sprawdza się dobrze, ale fakt, że nie można zbierać apteczek i soli na zapas trochę miejscami psuje rozgrywkę, szczególnie przy dużych starciach (jak to na pokładzie zeppelina). 8/10 za całokształt. 6 Cytuj
Jukka Sarasti 378 Opublikowano 24 października Opublikowano 24 października Bioshock Infinite to taka gra, gdzie lubiłem fabułę i klimat, a z drugiej strony czułem się wręcz zażenowany prostactwem gameplayu. Ja natomiast jestem w takim okresie, że trudno mi wygospodarować więcej czasu na gierki i nawet nie odpalam Silencika 2, bo co to za szpilanie po 30-40 minut w taką grę. Za to uznałem, że dokończę w ramach sesji na Steam Decku w łóżku Skyrima. Na początek krótko o mojej relacji z serią. Za gnoja grałem nieco w Morrowinda i przede wszystkim bardzo dużo w Obliviona. W zasadzie co 2-3 lata instaluję sobie którąś z tych dwóch gier, by pobiegać po prostu przez kilka godzin po Tamriel robiąc questy dla losowej gildii. Ot, taka sentymentalna wycieczka. Od Skyrima jednak parę lat temu się odbiłem i po 90 minutach wyłączyłem. W tym roku uznałem, że dam kolejną szansę, bo szukałem czegoś luźniejszego do tła. Tym razem zażarło, co nie znaczy, że spędziłem w tej grze jakoś bardzo dużo czasu, przynajmniej patrząc na to, ile zawartości oferuje. W swojej przygodzie postawiłem na specjalistę od jednoręcznej broni, ciężkich zbroi i magii zniszczenia, który szybko też wyspecjalizował się w przywracaniu, łucznictwie, otwieraniu zamków i zaklinaniu. I to wystarczyło, żeby w miarę bezstresowo spędzać czas w podziemiach, które to stanowiły dla mnie najlepszy element gry. System walki nie jest jakiś rozbudowany, możliwości związanych z optymalizowaniem własnej postaci jest mniej, niż poprzednio (kilka umiejętności poleciało, tworzenie zaklęć również zaliczyło dwongrade), ale po prostu miło kasuje się kolejnych nieumarłych czy bandytów, rozwiązuje prościutkie zagadki i unika pułapek. Fajna zabawa. Natomiast same opcje dialogowe i ilość tekstu bardzo zubożono, przez co cierpi immersja w świat gry, gdy wykonuje się questy. Te czasem są lepsze, czasem gorsze, ale mam wrażenie, że nie dorastają do tych, które towarzyszyły graczowi w poprzednich odsłonach. Świat wydaje się być gorzej zarysowany i po prostu nudniejszy. Jasne, nie każda gra może być pustynnogrzybowym Morrowindem, ale i Oblivion z settingiem z gatunku "typowe fantasy średniowiecze" wydawał się być bardziej warty zagłębienia. A tu jest parę małych osad, dużo śniegu i NPC z trzema opcjami dialogowymi, którzy odpowiadają dwoma linijkami, włączając w to postacie z głównego wątku. Nie czułem żadnego związku z tym światem. Zawartości jest cała masa, co należy oczywiście pochwalić - gdybym chciał, to grałbym w to pewnie z 200h, zanim bym zrobił całość. Tak się jednak składa, że w okolicach 28. godziny uznałem, że okej, zaczyna mnie to już nużyć. Z tego punktu dobiłem do końca główny wątek i po 35 godzinach ukończyłem grę. Czy można powiedzieć, że ledwo liznąłem Skyrima? Jasne, że tak. Niemniej jednak w gierki gram tylko i wyłącznie dla swojej własnej zabawy, a tutaj poczułem, że robienie na siłę kolejnych questów raczej mnie znuży. Więc skończyłem sobie wątek główny i mogę powiedzieć, że bawiłem się przyjemnie. Niemniej jednak za rok o tej porze pewnie będę sobie grał w Morrowinda i Obliviona, a nie Skyrima. 7 Cytuj
dominalien 266 Opublikowano 24 października Opublikowano 24 października Dżizas, może kiedyś przemęczę tego Skyrima, w pewnym momencie tak się wypaliłem, że wyłączyłem i nigdy nie wróciłem. A z serią jestem od Daggerfall, w każdej części setki godzin. W sumie najlepszy Morrowind (byłoby Oblivion gdyby nie te potwornie wkurzające kolumny), Daggerfall natomiast to była taka porażka, że aż trzeszczało. Ale i tak się grało z wypiekami. Cytuj
SlimShady 3 434 Opublikowano 24 października Opublikowano 24 października Chorus: Trzeba być chorus na głowę, żeby w pełni polubić tę grę, to jak jest wypełniona grafomańskim, pretensjonalnym bełkotem, przechodzi ludzkie pojęcie. To jest ten rodzaj męki, że mógłbyś stać się kompletnie obojętnym na wydarzenia z gry, gdyby nie to, że jest to aż tak bardzo irytujące, więc jest to niemożliwe. Nieraz chciałem sprzedać kopa w telewizor, bo to jednak trwa z kilkanaście godzin, niemal bez przerwy, od początku do samego końca, bo tak, bohaterka gry, szepcze do ucha swoje kocopoły w monologach, jakby od tego zależało jej życie. Poza tym, to by była nawet spoko gra, gdzie latasz samolocikiem w kosmosie i strzelasz, bardziej z zacięciem zręcznościowym niż w jakieś symulacyjne wczuwy, ale też nie do końca jest spoko, bo skoki poziomu trudności, nawet na normalu, są losowe i grubo przesadzone, gdzie bardziej walczysz ze słabym projektem gry niż faktycznie z przeciwnikami, do tego nawigacja i czytelność mapy też jest problematyczna, i dało się to zrobić lepiej. Jak komuś mało, to oprócz głównego wątku są jeszcze misje poboczne(nawet nie najgorsze), ale jestem tak tym zmęczony, że w większości sobie darowałem. Ogólnie gra, która mogłaby być solidną 7, ale problemy są na tyle uciążliwe, że daje jej 6 z wąsem. 3 3 1 Cytuj
PiotrekP 1 862 Opublikowano 24 października Opublikowano 24 października Silent Hill 2 (PS5) Co ja mogę napisać, nie odnosząc się do oryginału, bo w niego nie grałem? Na normalu doszedłem do końca w niecałe 15 i pół godziny. Poza przedostatnią walką tytuł nie przysporzył mi w tym względzie problemów. W zagadkach miałem 3 zacięcia, z czego pierwsze dość dziwne- dobry kod nie chciał wejść od razu. Klimat miasteczka i ogólnie scenariusza, oraz ambienty robią najwięcej roboty. Walka momentami trochę toporna, ale James to nie zabijaka. Zakończenie które miałem to "Odejście". Całą grę przeszedłem na trybie jakości. Ocena? 9/10 i czekam na więcej takich tytułów od bloberków. 1 Cytuj
Daffy 10 614 Opublikowano 24 października Opublikowano 24 października Vessel of Hatred (deczek) Absolutnie nie rozumiem ocen recenzentów dla tego dodatku. Ok...rozpatrując zakres zmian i rozbudowy tytułu przez cały okres od premiery można śmiało napisać, że to definitywnie D4 w najlepszej formie (temat na osobną dyskusje to czy ta forma czyni z tego godną część serii) ale odrzucając na bok zmiany z patchy i patrząc i oceniając tylko to co dostajemy za 170pln w samym tylko dodatku to jest słabiutko. Fabuła krótka i mizerna, nowy obszar nijaki, słowa runiczne zmarnowany potencjał, najemnicy potraktowani zbyt trywialnie, dwie nowe aktywności też nie zachwycają, jedynie spirytystą gra się super. Mało jak na taki koszt za VoH. Mimo wszystko bawiłem i bawię się dalej D4 świetnie bo akurat jestem targetem dla wizji twórców czym ma być ta część. 1 Cytuj
oFi 2 490 Opublikowano 24 października Opublikowano 24 października Uncharted 2 : ps4 remaster Ogrywany pierwszy raz więc powiedzmy, że wszystkie bylo dla mnie nowe (może poza mechanikami które znam bardziej z czwórki). Ach ten drejk. Pamiętam, jak za nastolatka czytałem ochy i achy w recenzjach. Mój ojciec był oczarowany kunsztem rzemieślniczym grafiki i animacji Niegrzecznych psiaków. Był to swego czasu mokry sen wszystkich fanow Indiany Johnsa. Nawet cięty żarcik sobie od niego zapożyczyli. Sukces murowany na papierze, który okazał się również sukcesem w prawdziwości. Drejk praktycznie z marszu stał się ikoną PlayStation. Jego wygibasy na pionowych ścianach i pifpafowanie w powietrzu robią wrażenie i dziś. Jednak pamiętając forumka i słynne już określenia w CW "zdauniona animacja drejka" "strzelanie jak z kapiszonów" okazały się niestety prawdą. Oczywiście nie jest to spory minus gry, bo epitety są jak najbardziej trafne od forumowych ekspertów z CW, ale nie wpływają bardzo na całościowy odbiór gry, która do dziś się broni. Muszę pochwalić zespół developrski NG za to, że zauważyli problem zbyt dużej ilości zabijania w tej grze i jest zburzenie czwartej ściany przez głównego złodupca w ostatnim z dialogów z nim w grze (oj jak bardzo się uśmiechnąłem gdy to wypowiedział). Do tego jest to bezpośrednia analogia do pierwszego MGSa gdzie liquid zadaje podobne pytanie Solid Snake'owi. How many men have you killed? How many? Just today? 3 Cytuj
kotlet_schabowy 2 730 Opublikowano 24 października Opublikowano 24 października 15 godzin temu, Jukka Sarasti napisał(a): Zawartości jest cała masa, co należy oczywiście pochwalić - gdybym chciał, to grałbym w to pewnie z 200h, zanim bym zrobił całość. Tak się jednak składa, że w okolicach 28. godziny uznałem, że okej, zaczyna mnie to już nużyć. Z tego punktu dobiłem do końca główny wątek i po 35 godzinach ukończyłem grę. Jakbym widział siebie grającego w Fallouty 3D. Wszystko spoko do pewnego czasu, potencjał na setki godzin, no ale mi się już zwyczajnie nie chce i kiedy czuję, że zbliża się znużenie, cisnę już tylko do końca wątku. A Skyrima mam w backlogu jakoś od 2012 (może to dziwne, ale zachęciły mnie przeróbki Manslayera z cyklu Gamer Poop xD), ale właśnie ten potencjalnie Bethesdowy schemat jakoś mnie od niej odrzucał cały czas. Kiedyś przyjdzie jej czas. Cytuj
DarkStar 144 Opublikowano 25 października Opublikowano 25 października Skyrima kupiłem chyba trzy razy, a grałem niewiele. Miałem na premierę na PS3, potem Legendary Edition na PC i potem jeszcze chyba na Xboksa. Grałem tylko w premierową na PS3. Ogólnie mi się nawet podobało, ale z jakiegoś powodu, którego nie pamiętam, przerwałem i nie wróciłem. Tak że również od 2012 mam plan w to grać Teraz to bym zagrał w ten fanowski remake Morrowinda na silniku Skyrima, który jest w produkcji. https://youtu.be/64DdkXNB1C4?si=mpGpj1w1Isc6uqBf Cytuj
mario10 547 Opublikowano 25 października Opublikowano 25 października Kurde też się za niego zabieram już chyba kilka lat. Ale może ogram jak dadzą remakea Cytuj
Josh 4 773 Opublikowano 25 października Opublikowano 25 października 24 minuty temu, mario10 napisał(a): Kurde też się za niego zabieram już chyba kilka lat. Ale może ogram jak dadzą remakea Czyli jakoś w 2089 1 Cytuj
PiotrekP 1 862 Opublikowano 25 października Opublikowano 25 października Czasem sam bym sobie znowu pograł w Skyrima-ot pobiegać po mapie i moją łuczniczką-skrytobójcą postrzelać z łuku. Niestety bez tych wszystkich modów które miałem, nie miałoby to sensu. A większości nawet nazw nie pamiętam. 1 Cytuj
oFi 2 490 Opublikowano 25 października Opublikowano 25 października 41 minut temu, PiotrekP napisał(a): Czasem sam bym sobie znowu pograł w Skyrima-ot pobiegać po mapie i moją łuczniczką-skrytobójcą postrzelać z łuku. Niestety bez tych wszystkich modów które miałem, nie miałoby to sensu. A większości nawet nazw nie pamiętam. W tej najnowszej edycji skyrima ultimate podobno jest sporo modow zaimplementowanych właśnie. Cytuj
Jukka Sarasti 378 Opublikowano 25 października Opublikowano 25 października Wczoraj też zmotywowałem się, żeby w końcu rozpracować do końca ostatni dungeon w remasterze Final Fantasy VI. FF VI było moim ulubionym fajnalem i grą, którą jako dzieciak absolutnie kochałem i uwielbiałem, tłukąc w nią na emulatorze SNES. Jakiś czas temu, robiąc sobie listę 25 ulubionych gier, bez wahania ją na nią wrzuciłem. Przyszedł jednak czas na odświeżenie sobie tego tytułu przy okazji Pixel Remastera. Siadałem do gry pełen dobrych przeczuć - rok temu ukończyłem Chrono Trigger z taką samą frajdą jak 15 lat temu, a choć wówczas z tytułu braku czasu ledwo ten tytuł liznąłem, to przyjemnie bawiłem się też w Romancing Saga 2 (w ogóle chciałbym więcej takich staroci portowanych na współczesne systemy - to marzenie ściętej głowy, ale chętnie bym pograł inaczej niż na emulatorze w Treasures of Rudra czy inne Bahamut Lagoon). Początkiem tego roku z kolei po latach skończyłem FF VIII i podobało mi się nawet bardziej, niż kiedyś. Nie przedłużając zbytecznie - to jest dalej kawał dobrej gry, ale przez te lata zacząłem gry postrzegać pewnie ciut inaczej, niż za dzieciaka i sobie mocno szóstkę wyidealizowałem we wspomnieniach. Zacznę od pozytywów, bo jest ich jednak sporo. Gra ma uroczy klimat, bardzo dobrą muzykę, a sam pomysł na granie wieloma postaciami, z których każda ma jakąś swoją historyjkę do opcjonalnego odkrycia przypadł mi do gustu. Do tego bardzo lubię ten, mniej więcej, otwarty świat z drugiej połowy gry i klimat włóczenia się w świecie po katastrofie i zupełnie dowolnego zbierania ekipy czy artefaktów mających pomóc w finalnej konfrontacji. Niemniej jednak pierwsza połowa gry potrafi trochę zamulić, historia nie jest aż taka super, jak mi się wydawało (ale dalej ją lubię), a gra ma bardzo niezbalansowane postacie - niektóre to maszyny śmierci jak Sabin, a niektóre są totalnie bezużyteczne (Relm). Dodać do tego trzeba też absolutnie kretyński patent na ostatni dungeon, gdzie gra się trzema ekipami, więc przynajmniej część drużyny trzeba mocno przypakować, co jest żmudne nawet znając najlepsze expowisko na mapie świata. Sam system levelowania też nie działa tak, że dając do ekipy mocnych gości szybko się przypakowuje cieniasów - niestety, ale to nie Trailsy, gdzie w sekwencjach, gdzie gra wrzuca do drużyny niedolevelowaną postać, ta szybko wyrównuje się poziomem z resztą po odbyciu paru walk. Dość powiedzieć, że moja najsłabsza ekipa walczyła cały czas o przeżycie, a najmocniejsza była w stanie zadać na totalnym luzie 20-30k obrażeń w turę. Czas spędziłem ogólnie rzecz ujmując miło, ale grałem z przerwami. Czy żałuję, że zniszczyłem sobie wspomnienia o moim, zdawałoby się, idealnym jRPG? Nie. Ot, nie zawsze próba czasu wychodzi tak, jakbyśmy sobie tego życzyli, ale przynajmniej odświeżyłem sobie ważny dla mnie tytuł i mogłem zobaczyć jak zmieniła się moja perspektywa na gry. Pewnie dalej będę tak sobie odświeżał gierki, bo sporo jednak przechodzi test po latach tak samo dobrze. 7 Cytuj
Josh 4 773 Opublikowano 25 października Opublikowano 25 października Tragiczny balans postaci, OP skille dostępne niemalże od samego początku, story z dwoma dobrymi twistami na krzyż, w zasadzie brak głównego protagonisty, bo co chwilę gramy kimś innym, beznadziejny antagonista. Sentyment sentymentem, ale trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: to na pewno nie jest najlepsze Final Fantasy. Gdyby nie fajna druga połowa gry, gdzie gierka daje bardzo dużo swobody, to dałbym ją nawet niżej od FFIV i FFV. Cytuj
Jukka Sarasti 378 Opublikowano 25 października Opublikowano 25 października 3 minuty temu, Josh napisał(a): Tragiczny balans postaci, OP skille dostępne niemalże od samego początku, story z dwoma dobrymi twistami na krzyż, w zasadzie brak głównego protagonisty, bo co chwilę gramy kimś innym, beznadziejny antagonista. Sentyment sentymentem, ale trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: to na pewno nie jest najlepsze Final Fantasy. Gdyby nie fajna druga połowa gry, gdzie gierka daje bardzo dużo swobody, to dałbym ją nawet niżej od FFIV i FFV. Brak protagonisty akurat mi nie przeszkadzał, natomiast Kefkę dalej lubiłem, choć to żadna fenomenalna postać - wypada jednak lepiej od takiej Ultimencii i jej totumfackiego rycerzyka czy złych księżycan z czwórki. Nawiasem mówiąc szkoda, że pokazane kiedyś tech demo na N64 z postaciami z FF VI nie zmaterializowało się w pełną grę - takie FF VI-2 mogłoby choć odrobinę odkupić honor jRPG na ten system. 3 minuty temu, Josh napisał(a): Tragiczny balans postaci, OP skille dostępne niemalże od samego początku, story z dwoma dobrymi twistami na krzyż, w zasadzie brak głównego protagonisty, bo co chwilę gramy kimś innym, beznadziejny antagonista. Sentyment sentymentem, ale trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: to na pewno nie jest najlepsze Final Fantasy. Gdyby nie fajna druga połowa gry, gdzie gierka daje bardzo dużo swobody, to dałbym ją nawet niżej od FFIV i FFV. Brak protagonisty akurat mi nie przeszkadzał, natomiast Kefkę dalej lubiłem, choć to żadna fenomenalna postać - wypada jednak lepiej od takiej Ultimencii i jej totumfackiego rycerzyka czy złych księżycan z czwórki. Nawiasem mówiąc szkoda, że pokazane kiedyś tech demo na N64 z postaciami z FF VI nie zmaterializowało się w pełną grę - takie FF VI-2 mogłoby choć odrobinę odkupić honor jRPG na ten system. Cytuj
Josh 4 773 Opublikowano 25 października Opublikowano 25 października Cytat Brak protagonisty akurat mi nie przeszkadzał, natomiast Kefkę dalej lubiłem, choć to żadna fenomenalna postać - wypada jednak lepiej od takiej Ultimencii i jej totumfackiego rycerzyka czy złych księżycan z czwórki. Ja dla odmiany chciałem zobaczyć babeczkę na pierwszym planie i liczyłem na jakieś fajne story z jej udziałem, a tu się okazało, że Terra jest niemalże tak samo drugoplanowa jak cała reszta bohaterów. Well, przynajmniej większość z nich to dorośli ludzie, a nie jakieś nastoletnie gwiazdy Blitzballa albo boysbandowe pedałki jak w FFXV. Kefka = Joker z wisha, cała jego osobowość kręci się wokół demonicznego śmiechu i robienia innym psikusów, ziomek wyrwany prosto z poradnika "Jak zrobić nikczemnego złola for dummies" Cytuj
oFi 2 490 Opublikowano 25 października Opublikowano 25 października Ja nie potrafiłem tego ukończyć na anbernicu. Gdzieś w połowie gry zaczęło mnie mocno nużyć to co się tam dzieję. Jakoś po skończeniu pociągu skończyłem. Remake zagrałbym chetnie szóstki, ale nie w takim drewnie jak jest zrobiony obecnie ff7r part1. Bardziej jak part 2 i bez kingdom heartowego vibe'y. Fabuła jak FF XVI bym widział szóstkę jeśli chodzi o prowadzenie narracji. Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Pupcio 18 601 Opublikowano 25 października Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 25 października Skończyłem sobie w poniedziałek po ponad 80 godzinach ostrego grańska grę Metaphor ReFantazio i była to tak zwana PRZYGODA. Miejmy z głowy technikalia. Mój największy zarzut do tej gry już przy pierwszym trailerze i po jej skończeniu nic się tu nie zmieniło. Oprawa tej gry jest dla mnie obrzydliwa, jedynie modele postaci się bronią ale reszta? Dramat. To wygląda gorzej niż persona 5 która przypominam jest grą z ps3 i nawet bym aż tak na to nie jęczał ale techniczna strona tej gry blokuje wizje pięknego świata wykreowanego przez chinoli. W jednej chwili mamy na animacji goty miasto BUM przejście do gameplayu szare budyneczki z ps2. Trochę wyolbrzymiam bo dalej jest tu kilka fajnych widoczków i najbardziej to boli w jednym mieście no ale i tak jest to beczunia, a dodajcie do tego "super" optymalizacje i mamy kompletny obraz technicznej rozpaczy. Na całe szczęście to chyba tyle z większego marudzenia bo reszta to najwyższa jakość jakiej można było oczekiwać. O historii nie ma co się rozpisywać bo każdy musi ją przeżyć sam, jest dobrze. Gramy anime chłopczykiem należącym do rasy która jest na wymarciu a inne rasy traktują nas jak trędowatego. Ogólnie na początku gry człowiek się czuje jakby sterował panem murzynem w świecie opanowanym przez Josha Ja po wyjściu z pierwszego miasta byłem kupiony, uwielbiam motyw podróży z ziomeczkami w grach/filmach więc mocno na to liczyłem i się nie zawiodłem, a jak już jestem przy ekipie ziomali to też jest na prawdę dobrze. Persona 5 została zjedzona na śniadanie, nigdy nie myślałem że jako 30 letni chłop będzie mi smutno słuchać jakiegoś nietoperza który bajdurzy po japońsku a jednak xD Na minus oczywiście brak podrywania seksi elfic, chore. Gameplayowo sztosik totalny. Ta bitka w realtime jednak nie jest aż takim dealbreakerem jak myślałem ale fajnie że można szybko pozbyć się tych słabszych żelków+ ogłuszyć silniejszych wrogów co daje nam bonus jak już przejdziemy do turowej bitki, to takie zajście przeciwnika od tyłu z person wersja pro. Sama bitka też mocno personowa ale dochodzą syntezy czyli łączone ataki z naszymi ziomkami, a że teraz każdy członek może mieć każdy archetyp (tutejsze persony) to jest tego od ZAJEBANIA super sprawa, tak samo zresztą jak te archetypy bo może nie ma ich tyle co person a ich design został stworzony w generatorze anime zbroi to o wiele bardziej mi siadł ten system i dużo w nim siedziałem gdzie w personach był to raczej przykry obowiązek. Dungeony są.. w porządku nie mam o nich zbyt wiele do powiedzenia imo spory downgorad względem p5, tam może niektóre nie miały najlepszego pacingu czy budowy ale w ogólnym rozrachunku były godne zapamiętania, tych z metaphora raczej nie będę pamiętał za rok. Z gorszych rzeczy to misje poboczne to typowe fetch questy, 0 postaranka. Nie wiem czy coś tam jeszcze mi leży na sercu. Muzyka jest super, wkurzało mnie że bohaterowie nie zmieniają ciuchów i uznaje to za lenistwo chinoli bo był to standard w personach więc czemu w grze z 2024 nagle tego zabrakło? Gra spełniła moje oczekiwania, bawiłem się super ale mimo wszystko mam jakiś niedosyt którego na razie nie potrafie określić. Na ten moment daje takie 9- na szelkach i na pewno ogram metaphor royal golden kołderka edition, ale jak się obroni gierka po czasie tego nie wiem, dajcie mi z rok czasu, niech sobie poleży w mózgu z rok bo tak na świeżo to wiecie jak jest. Polecam dla gracza. 4 persona 4 wciąż najlepsza 10 Cytuj
Czokosz 119 Opublikowano 25 października Opublikowano 25 października (edytowane) F.E.A.R Wziąłem się za nadrabianie klasyków i na pierwszy ogień poszedł pierwszy F.E.A.R. Mocno mnie zdziwił poziom trudności i AI przeciwników, którzy szybko mnie potrafili wyjaśnić w momencie, w którym próbowałem biec przed siebie na chaos. Skurczybyki flankują, czekają aż zrobisz pierwszy krok i wychylisz się zza rogu, często poczęstują jakimś granatem, wzywają posiłki. nieraz potrafią się gdzieś skitrać i oddać ci strzał w plecy, gdy myślisz, że jest już czysto. Do tego solidnie jest wykonana fizyka otoczenia, elementy cząsteczkowe, udzwiękowienie. Gunplay z kolei to najmocniejszy element tej produkcji i sprawiał mi frajdę do samego końca. Szczególnie bullet-time robił robotę i potrafił uratować skórę, gdy już było mało apteczek i trzeba było sobie poradzić z pozostałymi przeciwnikami. Najbardziej na minus ostatni etap z tym strzelaniem do pojawiających się zjaw, ale na szczęście był krótki i nie zdążył jakoś mocno zirytować. Ciesze się, że sięgnąłem po tego klasyka, bo dałem za niego 3 zł na Gogu i bawiłem się się lepiej niż przy niejednej współczesnej produkcji. Edytowane 25 października przez Czokosz 5 Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Quake96 3 960 Opublikowano 26 października Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 26 października Dziś wyjątkowy dzień dla świata gier. Dokładnie dziś mija 20sta rocznica premiery GTA San Andreas! Jakże pięknym zbiegiem okoliczności, dokładnie tego dnia udało mi się po raz "któryś" już w życiu ukończyć ten tytuł, tym razem na konsoli Xbox. To już dwa powody, aby rozpisać się nieco bardziej na temat tej kultowej już gry, zatem zapraszam do moich wypocin Moja osobista przygoda z San Andreas zaczęła się daaaawno temu. Był rok mniej-więcej 2005, może 2006, choć bardziej stawiałbym na to pierwsze. Pamiętam jak siostra "załatwiła" od znajomego kopię tejże gry. Mój komputer nie posiadał wówczas napędu DVD, więc musiałem początkowo zadowolić się chwilowym graniem na kompie siostry. Nieco później ogarnąłem "hakerski" sposób na przekopiowanie zainstalowanej już gry na swój komputer przez sieć LAN i wtedy nareszcie mogłem zacząć w pełni cieszyć się tym tytułem. Tak, miałem wówczas 9-10 lat i choć gra była skierowana do osób dorosłych to nie zrobiła mi z mózgu sieczki i nie wyrosłem na żadnego zwyrola Z resztą za sobą miałem już przygodę z pierwszym GTA oraz III i Vice City, także można by rzec, że byłem już świadom tego co może mnie spotkać w grze. To co na dzień dobry uderzało mnie w pysk, jako wówczas małolata zajawionego GTA, była możliwość... jazdy rowerem. Serio, dziś tak totalnie pomijalny detal wówczas robił ogromne wrażenie zapewne nie tylko na mnie, ale i na każdym kto z zachwytem odkrywał nowości dostępne w wówczas najnowszym Grand Theft Auto. San Andreas po raz pierwszy od czasów przejścia w pełne 3D zaprezentowało tak znaczną ewolucję w gameplayu i choć grafika może nie stanowiła takiego przeskoku jak z GTA 2 do GTA III, to zmian w rozgrywce było tak wiele, że trudno tu dziś wszystkie wymienić. Choć moje serce zawsze będzie w Vice City, to nie mogę odmówić San Andreas rozmachu z jakim zostało stworzone. Przypomnę tylko, że dziś mija 20 lat, DWADZIEŚCIA LAT, od premiery tej gry na konsoli PlayStation 2, która nigdy wcześniej i chyba nigdy później nie dostała tak ogromnej, rozbudowanej gry tego typu. Imponuje mi to jak wiele różnorodnego terenu, pojazdów, obiektów, aktywności i nawet drobnych detali których zwykle nie zauważamy zostało wciśnięte do tego tytułu, a na dodatek udało się to odpalić nawet na drugim plejaku. I choć dzisiaj ta gra jest już technologicznym dinozaurem to z perspektywy tamtych lat musiała, ba ona na pewno robiła gigantyczne wrażenie nawet na graczach, którzy niekoniecznie lubią gangsterską serię od Rockstar. Ograłem San Andreas niezliczoną ilość razy. Mimo tego ilekroć już sięgnę po ten tytuł to nie mogę przestać się dobrze bawić, a nawet wciąż odkrywać jakieś mniejsze czy większe ciekawostki związane ze światem gry. Internet to istna kopalnia wiedzy o tej grze, ale nadal doświadczenie tego wszystkiego na własnej skórze to coś czego nie da się podrobić. Nawet nie marzę o tym, aby kiedykolwiek ukończyć ten tytuł na "100%", bowiem jest tu tyle do zrobienia, że zwyczajnie nie starczyłoby mi chyba zaparcia. Z resztą ja ogólnie nie jestem orędownikiem "maxowania" gier, a raczej doświadczania w nich tego czego chcę po prostu doświadczyć. Jeśli uznam, że nie potrzebne mi do szczęścia jakieś znajdźki czy statystyki to po prostu nie będę niczego robił na siłę. Niemniej, tych którzy lubią wyciskać z gier ostatnie soki czeka tutaj od groma roboty i jeśli jakimś cudem nie zdecydujecie się skorzystać z jakiejkolwiek solucji to z grą spędzicie długie, dłuuuugie godziny. Chyba nie muszę odpowiadać na tak podstawowe pytania jak "Czy San Andreas jest warte polecenia?" . To przecież oczywiste, z resztą każdy gierkowy weteran z pewnością zna ten tytuł, a większość z pewnością choć raz próbowała w niego zagrać. Jeśli jednak jakimś cudem nie grałeś w San Andreas toś dupa i czym prędzej nadrabiaj zaległości, a możliwości na to masz mnóstwo, bo gra wyszła na tylu sprzętach, że na pewno na którymś ze swoich masz możliwość zagrania. See you around! 11 Cytuj
PiotrekP 1 862 Opublikowano 26 października Opublikowano 26 października 19 lat temu to się odpalało San Andreas żeby na Freewayu pojeździć po mapie słuchając Radio X, albo LS Radio. Ktoś kiedyś trafnie określił ten tytuł "specyficznym symulatorem (życia) gangstera" Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.