Bzduras 13 336 Opublikowano 26 lutego Opublikowano 26 lutego A, to tak. Ktoś tam ewidentnie za dużo oparów farby drukarskiej wciągnął a ja nie skojarzyłem kompletnie, że tu chodzi o konkretnie horrory. Mój błąd, wycofuję się raczkiem Cytuj
oFi 2 649 Opublikowano 26 lutego Opublikowano 26 lutego Code veronika grubo jak na średniaczek względem poprzednich odsłon 2 Cytuj
KrYcHu_89 2 628 Opublikowano 26 lutego Opublikowano 26 lutego 40 minut temu, Josh napisał(a): Redaktor IGNu: Niestety oba portale już nie istnieją, więc zostały tylko te notki :D. Cytuj
mario10 611 Opublikowano 26 lutego Opublikowano 26 lutego (edytowane) Dlatego co kto lubi, ja nie lubię wracać ale znów ziomek ogrywa namiętnie starocie jak leci. Ostatnio miałem w rękach taką gazetkę PSX Fan z kodami do gier, recenzjami czy nawet opisami przejścia. Ależ się sentyment włączył wtedy bo sam miałem tych gazet całą masę i gdzieś je posiało. Jedyne gry, do których bym wrócił to gry z automatów z końcówki lat 80 i lat 90 no na tym się zagrywałem godzinami Edytowane 26 lutego przez mario10 Cytuj
Josh 5 560 Opublikowano 26 lutego Opublikowano 26 lutego (edytowane) Cytat Ja wiem że DMC to 10/10 tylko nie pasuje mi do zestawienia survival horrorów. DMC było tak dobre, że nawet w ramkach z wyścigami i platformówkami miało 1 miejsce. Cytat Niestety oba portale już nie istnieją, więc zostały tylko te notki :D. OMG, to podsumowanie Game Informera chyba się domyślam czemu już nie istnieją. Edytowane 26 lutego przez Josh Cytuj
squaresofter 292 Opublikowano 26 lutego Opublikowano 26 lutego (edytowane) 7 godzin temu, Josh napisał(a): Zaciekawiłeś mnie. Jak działają achievementy w takich gierkach retro? Trzeba zassać jakieś rozszerzenie do emulatora na którym grasz i później już legitnie wbija się te osiągnięcia jak w nowych gierkach? Najpierw zakładasz konto na Retro Achievements. Jeśli używasz Exophase jako hubu dla wszystkich twoich profili, to możesz połączyć go też tam. Wtedy wszystkie gry masz w jednym miejscu. RA pozwala na używanie obrazów posiadanych płyt. Jeśli jednak nie masz ich pod ręką, to konieczne jest znalezienie właściwego obrazu interesującej cię gry Na stronie masz emulatory do ściągnięcia. PSone, PS2 i PSP ma własne. Są też zbiorcze takie jak Retroarch, które posiadają rdzenie konsol Nintendo aż do GCN, Segi i innych firm. Osiągnięcia działają w dwóch trybach. Pierwszy, Softcore, pozwala na robienie manualnych sejwów i przewijanie gier w dowolnym momencie. Jeśli nie chcesz zasuwać od nowa dziesięć pięter w jakimś lochu, bo załatwił cię boss, to robisz sejwa przed walką. Proste. Drugi, Hardcore, to wyzwanie przy którym wymiękną najwięksi soulsowi wymiatacze. Gry z NESa na jednym życiu? Żaden problem. Zapętlenie klasyka dwa lub trzy razy bez zgonu? Żaden problem. Ninja Gaiden z NESa bez żadnych obarażeń? RA lubi to. Dla kogo to jest? Wyobraź sobie, że jesteś totalnym maniakiem jakiegoś klasyka. Wezmę tu na przykład najczęściej kończoną przez siebie grę, Resident Evil 3 z PSone. Dla mnie remake nie ma startu do oryginału ze względu na wyciętą zawartość, brak trybu Mercenaries i tragicznego, oskryptowanego Nemesisa. Jasne, że można zdobyć platynę w rimejku, natomiast nie zrobisz tego w oryginalnej trylogii RE. Jeśli gramy na PSN czy GOGu, bo na RA klasyczne Residenty mają ponad sto osiągnięć i żeby wbić w nich calaki, to musisz się napocić. Więc jeśli masz jakiś ulubiony klasyk z dzieciństwa, szukasz angielskich wersji gier, które nigdy nie wyszły poza granice Japonii, to jest to coś dla ciebie. Czasem dwie osoby się pokłócą i sprawy licencyjne zablokują jakiś remaster czy remake na zawsze. Jakaś firma zamknie serwer w swojej grze i już nigdy nie zagrasz w nią z innymi graczami, no chyba, że natrafisz na pasjonatów, którzy przykładowo mają prywatne serwery w klasykach z PS2 lub PSP. RA jest rajem dla retrograczy. Edytowane 26 lutego przez squaresofter 1 Cytuj
Czoperrr 5 532 Opublikowano 26 lutego Opublikowano 26 lutego 41 minutes ago, squaresofter said: Najpierw zakładasz konto na Retro Achievements. Jeśli używasz Exophase jako hubu dla wszystkich twoich profili, to możesz połączyć go też tam. Wtedy wszystkie gry masz w jednym miejscu. RA pozwala na używanie obrazów posiadanych płyt. Jeśli jednak nie masz ich pod ręką, to konieczne jest znalezienie właściwego obrazu interesującej cię gry Na stronie masz emulatory do ściągnięcia. PSone, PS2 i PSP ma własne. Są też zbiorcze takie jak Retroarch, które posiadają rdzenie konsol Nintendo aż do GCN, Segi i innych firm. Osiągnięcia działają w dwóch trybach. Pierwszy, Softcore, pozwala na robienie manualnych sejwów i przewijanie gier w dowolnym momencie. Jeśli nie chcesz zasuwać od nowa dziesięć pięter w jakimś lochu, bo załatwił cię boss, to robisz sejwa przed walką. Proste. Drugi, Hardcore, to wyzwanie przy którym wymiękną najwięksi soulsowi wymiatacze. Gry z NESa na jednym życiu? Żaden problem. Zapętlenie klasyka dwa lub trzy razy bez zgonu? Żaden problem. Ninja Gaiden z NESa bez żadnych obarażeń? RA lubi to. Dla kogo to jest? Wyobraź sobie, że jesteś totalnym maniakiem jakiegoś klasyka. Wezmę tu na przykład najczęściej kończoną przez siebie grę, Resident Evil 3 z PSone. Dla mnie remake nie ma startu do oryginału ze względu na wyciętą zawartość, brak trybu Mercenaries i tragicznego, oskryptowanego Nemesisa. Jasne, że można zdobyć platynę w rimejku, natomiast nie zrobisz tego w oryginalnej trylogii RE. Jeśli gramy na PSN czy GOGu, bo na RA klasyczne Residenty mają ponad sto osiągnięć i żeby wbić w nich calaki, to musisz się napocić. Więc jeśli masz jakiś ulubiony klasyk z dzieciństwa, szukasz angielskich wersji gier, które nigdy nie wyszły poza granice Japonii, to jest to coś dla ciebie. Czasem dwie osoby się pokłócą i sprawy licencyjne zablokują jakiś remaster czy remake na zawsze. Jakaś firma zamknie serwer w swojej grze i już nigdy nie zagrasz w nią z innymi graczami, no chyba, że natrafisz na pasjonatów, którzy przykładowo mają prywatne serwery w klasykach z PS2 lub PSP. RA jest rajem dla retrograczy. Nie tylko RetroArch obsługuje RetroAchievements. Opcja ta jest też zaimplementowana w emulatorach Standalone, DuckStation (PSX), PCSX2 (PS2), i inne. Ostatnio dodali też do Dolphina (Gamecube). Tu mój profil https://retroachievements.org/user/czoperrr Wystarczy tam wejść i się zarejestrować. Następnie w RetroArch lub jakimś emulatorze logujemy się używając naszego konta i tyle, jeśli gra obsługuje osiągnięcia to je zdobywamy. Można też wybrać czy chcemy tryb hardcore czy softcore. Trzeba też pamiętać by być online bo niestety nie wpadają kiedy jesteśmy poza siecią co uważam za duży minus. Fajne jest też to że po przejściu gry jest oznaczona jako Beaten, nie trzeba calakować. 1 Cytuj
Wredny 10 098 Opublikowano 26 lutego Opublikowano 26 lutego 3 godziny temu, Josh napisał(a): 2 godziny temu, KrYcHu_89 napisał(a): Można szydzić, bo w końcu gierka z jakiegoś powodu zyskała status kultowej (pewnie dzięki symbolice i warstwie fabularnej, bo inne survival horrory pod tym względem prezentowały poziom pornoli), ale tak obiektywnie, bez różowych okularów nostalgii to ciężko się nie zgodzić. Sam tuż przed remake'm kończyłem SH2 pierwszy raz w życiu i również przychylam się do oceny w okolicach 7/10, a i to pewnie podyktowane ostrożnością w ferowaniu śmielszych wyroków, bo wiem, jakich fanatyków ma ta odsłona. Strachu praktycznie zero, walki ułomne, symulator spaceru z fajnym klimatem, świetną ścieżką dźwiękową, intrygującą warstwą fabularną, ciekawymi postaciami, tragicznym voice-actingiem i kilkoma zapadającymi w pamięć zagadkami - szczerze powiedziawszy to sam się dziwię, skąd ten kult się wziął (remake od Blooberów to inna para kaloszy - to jest coś cudownego). Cytuj
Czoperrr 5 532 Opublikowano 26 lutego Opublikowano 26 lutego 1 minute ago, Wredny said: Można szydzić, bo w końcu gierka z jakiegoś powodu zyskała status kultowej (pewnie dzięki symbolice i warstwie fabularnej, bo inne survival horrory pod tym względem prezentowały poziom pornoli), ale tak obiektywnie, bez różowych okularów nostalgii to ciężko się nie zgodzić. Sam tuż przed remake'm kończyłem SH2 pierwszy raz w życiu i również przychylam się do oceny w okolicach 7/10, a i to pewnie podyktowane ostrożnością w ferowaniu śmielszych wyroków, bo wiem, jakich fanatyków ma ta odsłona. Strachu praktycznie zero, walki ułomne, symulator spaceru z fajnym klimatem, świetną ścieżką dźwiękową, intrygującą warstwą fabularną, ciekawymi postaciami, tragicznym voice-actingiem i kilkoma zapadającymi w pamięć zagadkami - szczerze powiedziawszy to sam się dziwię, skąd ten kult się wziął (remake od Blooberów to inna para kaloszy - to jest coś cudownego). W 2001 roku dałbyś 7 na 10? Cytuj
Wredny 10 098 Opublikowano 26 lutego Opublikowano 26 lutego Ciężko teraz wyrokować niestety, możliwe że masz rację. W każdym razie dobrze się ten tytuł nie zestarzał, a 2001 to był rok MGS2 i Max Payne (z horrorów to chyba tylko Alone in the Dark the New Nightmare kojarzę - gameplayowo wspominam lepiej). Cytuj
łom 2 177 Opublikowano 26 lutego Opublikowano 26 lutego Nie no ta recka to żart, szczególnie fragmenty o fabule której recenzent nie skapował. A co do SH2 to co innego ogrywać go teraz, tym bardziej jeśli ktoś też ukończył ileś residentów, dead spaceów itd. i ma na karku ponad 20 lat expa growego, wiadomo że taką osobę trudniej nastraszyć, tylko też SH2 ma mniej jump scare'ów a bardziej powoli wgryza się w głowę. Tak samo dla mnie jeden z najstraszniejszych tytułów w jakie grałem to RE3 bo wcześniej w żaden inny survival horror nie grałem (oprócz dema RE2) i grając np. w RE2R nie czułem tego stresu mimo że obiektywnie wiem że RE2R jest o wiele straszniejszy. 1 Cytuj
Josh 5 560 Opublikowano 26 lutego Opublikowano 26 lutego (edytowane) Dzięki za wyczerpującą odpowiedź 3 godziny temu, squaresofter napisał(a): Jasne, że można zdobyć platynę w rimejku, natomiast nie zrobisz tego w oryginalnej trylogii RE. Jeśli gramy na PSN czy GOGu, bo na RA klasyczne Residenty mają ponad sto osiągnięć i żeby wbić w nich calaki, to musisz się napocić. No właśnie widziałem, podejrzewam że nawet mnie by konkretnie przeorały te achiki piękna sprawa, będę musiał się tym poważnie zainteresować. A Capcom niech spyerdala, że nie chce wypuścić jakichś remasterów na plejkę 5 z trofeami. Cytat Można szydzić, bo w końcu gierka z jakiegoś powodu zyskała status kultowej (pewnie dzięki symbolice i warstwie fabularnej, bo inne survival horrory pod tym względem prezentowały poziom pornoli), ale tak obiektywnie, bez różowych okularów nostalgii to ciężko się nie zgodzić.Sam tuż przed remake'm kończyłem SH2 pierwszy raz w życiu i również przychylam się do oceny w okolicach 7/10, a i to pewnie podyktowane ostrożnością w ferowaniu śmielszych wyroków, bo wiem, jakich fanatyków ma ta odsłona. Ocenianie gier po takim czasie to jednak trochę beka, zwłaszcza jeżeli nigdy wcześniej w nie nie grałeś. Czego się chcesz bać, skoro dzisiaj gierka straszy przede wszystkim pikselozą? Wierz mi, że te prawie 25 lat temu SH2 wyglądało bardzo dobrze (model Jamesa rozwalał mózg, nigdy nie zapomnę momentu, w którym doszło do mnie, że to już nie cut-scenka i mogę zacząć sterować ziomkiem. FMV i mgła też robiły wrażenie) i przez to że grafa tak robiła, to gra wydawała się dużo straszniejsza. Zagadki zjadały na śniadanie wszystko co oferowały w tamtym czasie pozostałe survival horrory (a na pewno to co oferowały Residenty), tak samo fabuła, tak samo udźwiękowienie, a klimatu nie dało się porównać z niczym innym (poza pierwszym Silentem of course). Jasne, praca kamery czy walka już wtedy trąciły myszką, ale to nie były elementy, które mogłoby pociągnąć całość drastycznie w dół i nikomu zdrowemu na umyśle nie przyszłoby do głowy, żeby wystawić w 2001 roku ocenę niższą niż 8/10. Świetność klasycznego SH2 nie polega tylko na jakiejś rozdmuchanej "kultowości", to nie jest jakaś fanaberia fanów serii. Ta gra naprawdę była aż tak dobra. Edytowane 26 lutego przez Josh 5 Cytuj
Basior 1 167 Opublikowano 27 lutego Opublikowano 27 lutego Mouthwashing (SteamDeck) Chyba pierwszy mój taki wpis. Ogólnie widziałem sporo recek tego, że cudo. Gameplay słaby, ale fabuła mmm. Jako, że jedyne na czym mogę grać to trochę już psujący się SD to po odkurzeniu i przebojach z nim zagrałem i przeszedłem. Gameplay - no jest jakiś trochę uciekanek, zagadek (proste dla każdego kto kiedykolwiek w cokolwiek grał), no średnio jest. Grafa - jezu jakie to śliczne w brzydocie, takie PSX/PS2, ale w tym drewnie przyjemne, idealnie pasuje. Muzyka - idealnie pasuje do całości, fajnie uzupełnia psychodele. Czasem jej nie ma albo cichnie, tak średnio pasuje. Fabuła - no to lecimy Spoiler Jest prosta, za prosta. No SH to nie jest. Przeczytałem potem ludzi rozkminy i cóż większość jest łopatologiczna. Jimmiemu odpier'dala, rozwala statek, bo zrobił Anyi dziecko (nie wiem gdzie tu było, że był to gwałt - jak twierdzą ludzie, nie wcyzytałem z fabuły). I w sumie tyle, prześladują go wizje (śmieszy mnie to że A MOŻE SOM PRAWDZIWE - coś to zmienia?). No i makabra z krojeniem Curlyego. No i tyle. Uważa się ziom za bohatera. Nawet jak strzela sobie w łeb to tak myśli. Fajne to, ale proste i oczywiste. Fajnie się grało, ale szybko pewnie zapomnę. Podsumowując - całkiem fajne doświadczenie, ale jednorazowe. Bez głębi. I przehajpowane. 1 Cytuj
oFi 2 649 Opublikowano 27 lutego Opublikowano 27 lutego 2 godziny temu, Basior napisał(a): Mouthwashing (SteamDeck) Chyba pierwszy mój taki wpis. Ogólnie widziałem sporo recek tego, że cudo. Gameplay słaby, ale fabuła mmm. Jako, że jedyne na czym mogę grać to trochę już psujący się SD to po odkurzeniu i przebojach z nim zagrałem i przeszedłem. Gameplay - no jest jakiś trochę uciekanek, zagadek (proste dla każdego kto kiedykolwiek w cokolwiek grał), no średnio jest. Grafa - jezu jakie to śliczne w brzydocie, takie PSX/PS2, ale w tym drewnie przyjemne, idealnie pasuje. Muzyka - idealnie pasuje do całości, fajnie uzupełnia psychodele. Czasem jej nie ma albo cichnie, tak średnio pasuje. Fabuła - no to lecimy Ukryj zawartość Jest prosta, za prosta. No SH to nie jest. Przeczytałem potem ludzi rozkminy i cóż większość jest łopatologiczna. Jimmiemu odpier'dala, rozwala statek, bo zrobił Anyi dziecko (nie wiem gdzie tu było, że był to gwałt - jak twierdzą ludzie, nie wcyzytałem z fabuły). I w sumie tyle, prześladują go wizje (śmieszy mnie to że A MOŻE SOM PRAWDZIWE - coś to zmienia?). No i makabra z krojeniem Curlyego. No i tyle. Uważa się ziom za bohatera. Nawet jak strzela sobie w łeb to tak myśli. Fajne to, ale proste i oczywiste. Fajnie się grało, ale szybko pewnie zapomnę. Podsumowując - całkiem fajne doświadczenie, ale jednorazowe. Bez głębi. I przehajpowane. Przehajpowane są w większości te male gierki na steamie. Kiedyś się dalem nabrać na paratopic. Tez grafika rodem z ps1. Niby miało być straszne a ja tam ziewalem. A najgorsze to są te gierki dla ludzi ze spectrum gdzie drą jape na streamach - zazwyczaj jakiś coop gdzie coś się dzieje, a najlepiej żeby to był pseudo horror gdzie coś wyskakuje na tą grupe E-KOLEGOW. Najlepiej żeby jeszcze byla laska w teamie na odpalonym non stop mikrofonie by słychać bylo jej piski co 2minuty. 1 Cytuj
Rudiok 3 456 Opublikowano 1 marca Opublikowano 1 marca The Stanley Parable Ultra Deluxe - włączyłem kiedyś zaraz po premierze, bo o grze było głośno w świecie growym, chwilę pograłem i machnąłem ręką. A tu niedawno wpadł w Plusie coś a'la remaster i dał mi sporo dobrej zabawy. Myślę, że warto choć raz włączyć Stanleya i pograć trochę, posłuchać narratora jak ciśnie z mechanizmów growych, z pozornego wyboru, decydowania o drodze, zbieractwa i trofeów. W tej warstwie gra jest zabawna, dobrze opowiedziana, sprytnie bawi się konwencją i po prostu daje fun. Takie spokojne 7.5/10 i hall of fame za pomysły. Ale... Ale... Ale... Dzięki nowej zawartości i ogromnej liczbie możliwych zakończeń, dopiero po przejściu kilkunastu normalnych zakończeń i wejściu w Nową zawartość możemy zobaczyć zupełnie nowe oblicze Stanleya, niektóre pomysły są odjechane w kosmos, jeszcze mocniej gra bawi się konwencją, jeszcze mocniej ciśnie z branży i rzuca nas w miejsca, o których się nie śniło. Warto się pobawić i poszukać różnych zakończeń i różnych miejscówek bo odkrywanie ich i opowieść narratora w różnych wersjach to naprawdę sporo dobrego kontentu. Tej wersji spokojnie daję 9/10. Uwaga, fotki naładowane spoilerami: Spoiler 2 Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. oFi 2 649 Opublikowano 1 marca Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 1 marca Wstawaj Solidziarzu, we got Metal geara do spalenia.... Metal Gear 2: Solid Snake (edycja trofikowa PS5) Jedyneczka skończona to lecimy z dwójką. Czuć napracowanie już przy drugiej części i gra również jest dwa razy dłuższa od poprzednika. Jednak to, że Kojima z ekipą wydłużyli rozgrywkę nie koniecznie poskutkowało to funem z rozgrywki. Gdzie tym razem lądujemy? A no w Zanzibarze. Pełno tutaj jungli na początku, ale większość gry sprzędzamy w bazie także troche powtórka z rozrywki. Zaczniemy co mi się podobało. Na plus radar, którego poprzednio nie było. Co to zmienia? Żołnierze teraz mogą poruszać się poza naszym kwadratem, który jest wyświetlany także trzeba już teraz patrzeć na radar i obczajać jakie mają ścieżki chodzenia. Poza alarmami mamy wdrożony nowy system EVANSION, który doskonale znacie z kolejnych odsłon serii - czyli tryb czuwania żołnierzy po alarmie. W tej części ciężko czasem jest go aktywować, bo żołnierzy trzeba wytłuc z obecnej mapy by przestali się pojawiać. Doszło czołganie oraz zostało poprawione strzelanie + nowe giwery. Dalej jest drewnianie ale tym razem nie mamy do czynienia z drewnem dębowym tylko bambusowym - trochę lepiej ale dalej można rozwalić sobie głowe. Walki z bossami - ilość chyba jest lekko większa i wydaje mi się, że walki są ciekawsze i bardziej intuicyjne - bez solucji udało mi się rozpracować ich, co w jedynce było często problemem. Co tutaj chłopaki popsuli? Nie mamy już miliona ścian kanonicznych by pchnąć fabułę, ale za to mamy takie zagadki, że nie wiem czy Kojima nie posługiwał się staroszkolnymi point and clickami gdzie połączenie kija golfowego i sedesu daje finalnie karabin samopowtarzalny. Przykłady: Rozwala nam most i musimy wrócić na sam szczyt wieży i pofrunąć na paralotni - nie jest powidziane gdzie mamy stanąc i kiedy Snejk pofrunie - wiadomo tylko tyle, że ma wiać nam w plecy. Zaczeło mi dopiero wiać w plecy kiedy wyekipowałem fajki - fuck logic Jest tutaj znajome formowanie klucza przez temperature - nic nie jest powiedziane, że klucz trzeba najpierw cały podgrzać a później zamrozić. Wiadomo tylko, że klucz zmienia kształt. Przy tej grafice to lodówka wygląda jak zwykłe pomieszczenie więc solucja tutaj to była a must, bo pomieszczeń w dolnych rejonach jest ilość hurtowa! Ale fabuła już musze przyznać ciekawa. MGS to nie jest totalna zrzynka z tych dwóch gier więc można się wiele dowiedzieć nt. lore pierwszego MGSa. Mamy oczywiście znowu walke z helikopterem czy pamiętna walka z czterema jeźcami apokalipsy w windzie, ktorzy rownież pojawiają się w takiej samej scenie w MGS. Czy polecam? Gra moim zdaniem za długa i problem z kluczem wydłużył mi doświadczenie o ponad 2h (kompleks w zanzibarze jest ogromny i system drzwi jest skomplikowany po różnych perturbacjach fabuarnych) więc polecam ogrywać dla ciekawskich z solucją, bo w drugiej części gry można pominąć element z kluczem przez przypadek i trzeba sie wtedy cofać. Ostatnia walka z Big bossem jest świetnie zrealizowana - nie mamy broni i biegamy po pomieszczeniach zbierajac karty dostepu i otwierajac kolejne drzwi by na końcu otrzymać gaz i zapalniczkę. Podobało mi się. Za to walka z Metal Gearem chyba lepsza była w poprzedniku - tutaj po prostu walimy dziada z granatami po nogach Został już tylko jeden MGS na tapecie do otrofikowania w moim portfolio. Widzimy się na Shadow moses w ostatniej recenzji z cyklu 5 6 Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Kmiot 14 189 Opublikowano 1 marca Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 1 marca Będzie raz krócej (gdy nie trzeba zachęcać), raz nieco dłużej, bo nie mogłem się powstrzymać. Nikoderiko: The Magical World [PS5] Postawmy sprawę jasno. To bezczelna zrzynka z nowożytnych Donkey Kong Country i raczej nikt się z tym specjalnie nie kryje. Czy to źle? Może niekoniecznie, jeśli do gry podchodzić świadomie. Zamiast małp będą jednak mangusty. To w zasadzie pierwsza i chyba jedyna rzucająca się w oczy różnica. Całą resztę jedni nazwą hołdem dla Donkey Kong Country, inni zwykłą kopią. Perspektywa “boczna”, bliźniacza tematyka i kolorystyka, cztery literki NIKO rozrzucone na każdym poziomie, ukryte beczki z sekretnymi wyzwaniami, ujeżdżanie przyjaznych zwierzątek, możliwość kooperacji, to wszystko znamy doskonale z przygód małpiszonów, a Nikoderiko przetwarza te motywy chwilami całkowicie na surowo i bez najmniejszego skrępowania. Choć trzeba grze oddać sprawiedliwość, że potrafi płynnie przejść z perspektywy 2D w Crashową “rurę”, gdy fragmentami brniemy przed siebie w głąb ekranu. Przyjemne to urozmaicenie, choć mało ekscytujące, w mojej opinii niepotrzebne, ale na szczęście sporadyczne. Osobiście nie mam z tym całym odgapianiem mechanik problemu, bo wiedziałem na co się piszę. Skacze się całkiem przyjemnie, responsywność postaci jest nienaganna, znajdźki satysfakcjonująco brzęczą i dzwonią, gdy padają naszym łupem, jest barwnie, muzyczka gra, zawartości nie brakuje. Tu i tam znajdzie się jakaś mniejsza autorska mechanika czy pomysł, ale generalnie Nikoderiko trochę brakuje własnej tożsamości czy inicjatywy, rozgrywka przebiega dość bezpiecznie i pod koniec gry może się wkraść nawet odrobina monotonii. Bo niby zbieramy te błyskotki, jakieś trzy rodzaje waluty, ale tak naprawdę bezcelowo, bo możemy za nią kupić jedynie concept arty czy modele postaci do pooglądania w muzeum. Słabiutka to motywacja. I tak je zbierałem, bo takie już natręctwo gracza, ale się nie cieszyłem. Gra do specjalnie trudnych nie należy, czasami tylko jakaś istotna znajdźka (literka, beczka) jest dość chamsko ukryta, ale pod kątem platformowania Nikoderiko nie stawia wysokiego wyzwania. Wykręcenie 100% byłoby przyjemnością, gdyby nie pomysł twórców, aby do tych procentów wliczało się również wykupienie wspomnianych wyżej concept artów i modeli 3D, a to niestety wiąże się z grindowaniem waluty. I to intensywnym grindowaniem, bo choć podczas swojego przejścia czyściłem poziomy dość metodycznie, to na koniec stać mnie było na ledwie połowę kosmetycznych śmieci, więc komuś tam u twórców zabrakło wyczucia i umiaru. Podobnie jak z platyną, która wymaga przejścia całej gry bez zgonu, co dla zwykłego gracza jest możliwe w zasadzie tylko dzięki wysyłaniu sejwa do chmury (i pobieraniu go w razie potknięcia). Szkoda życia, gra nie jest aż tak dobra. Ale do niezobowiązującego popykania (np. w co-opie) jak najbardziej się nada. Tylko nie oczekujcie gromu z jasnego nieba. Portal + Portal 2 [Switch] Dziedzina: nadrabianie moich wstydliwych zaległości. Jedynka to ledwie wprawka i przedsmak, choć swoje momenty ma. Niewiele, ale to tytuł na 2-3 godziny, więc trzeba miarkować oczekiwania. No i ma Glados, ale to wszyscy wiedzą. Za to Portal 2 zasługuje już na miano pełnoprawnej gry, choć również nieprzesadnie długiej (ok. 8 godzin). Niemniej i tak zdąży zaoferować pewne zwroty i twisty fabularne, a zrujnowany kompleks badawczy z tą wdzierającą się roślinnością jest fascynujący. Tam coś iskrzy, tu jakiś mechanizm się zaciął. A Wheatley? Fenomenalny. Mógłbym go słuchać bez przerwy. Rzecz jasna oba tytuły to przede wszystkim gry logiczne pełne komór testowych z zagadkami, które wystawią na próbę naszą kreatywność, choć obie oferują też przestrzeń na złapanie oddechu. Poza tym Portale są na tyle docenianymi grami, że po pierwsze nie trzeba do nich zachęcać, a po drugie nie mam raczej nic odkrywczego do dodania w ich temacie. Niemniej jeśli ktoś nie miał okazji, to warto, tym bardziej, że nie kosztuje to wiele czasu, ani pieniędzy. Doom (2016) [PS4] Rzadko to robię, ale po latach wróciłem sobie do tej gry. I nie będzie wielkim zaskoczeniem, że wciąż się w to ciora intensywnie. Ok, przyjdzie zaraz ktoś i napisze, że przy Eternalu to Doom 2016 jest strzelanką przyjazną emerytom i będzie miał dużo racji, ale przecież dla niektórych to będzie wręcz zaleta. Uwielbiam oba, ale jak sobie odświeżać, to tylko po kolei, bo wstecz może boleć. Jest mięsiście, muzyka Micka Gordona łupie w słuchawkach, glory kille nie przestają satysfakcjonować, a super shotgun kopie jak mała armata. Doomguy finezję uznaje tylko w przypadku obsługi broni, bo całą resztę traktuje bezpardonowo z buta i pięści. Takiego bohatera nam trzeba, a nie pizdy w rurkach. Maszyna do zabijania i niszczenia, która z gracją porusza się między dziesiątkami demonów i demoluje ich obrzydliwe cielska. Ocena zagrożenia, ustalenie priorytetowych celów, błyskawiczność i skuteczność działania. Gameplayowo wszystko jest na swoim miejscu. Ok, wciąż brakuje jakiegoś rodzaju dasha, żeby szybko doskoczyć do ofiary, ale poza tym? Tip-top i frajda do samego końca gry. Ale płaszczyzna strzelanki to nie wszystko, bo Doom 2016 nie musi się również wstydzić pozostałych aspektów. Mapy są urozmaicone, wcale niemałe i bywają nieźle pokręcone. Niezwykle przyjemne do eksploracji, szukania sekretów i tajemnych przejść. Eternal platformowanie wzniósł na nowy poziom, ale tutaj też jest z tym trochę zabawy dla zręcznych palców. A przede wszystkim nasza ciekawskość prawie zawsze zostaje sensownie wynagrodzona. Poukrywane punkty ulepszeń postaci i broni, dodatkowe wyzwania run, możliwość zdobycia nowego uzbrojenia wcześniej, niż “scenariusz” przewiduje. Postarano się uatrakcyjnić fragmenty gry poza walką i udało się to w sam raz. Byłem nieustannie zaangażowany, nigdy znużony. Zresztą co ja tu będę. Polecać gierki nie trzeba, kto nie grał ten trąba, ale wciąż warto nadrobić. Ja przy okazji powrotu do gry wbiłem platynę, co w dobie pustki na serwerach multiplayerowych jest dokonaniem nie w kij dmuchał. Ale lepiej nie pytajcie do czego musiałem się posunąć, by to uzyskać. Ale gierka wspaniała, więc uznam, że było warto. The Stanley Parable: Ultra Deluxe [PS5] W recenzjach i opiniach na temat tej gry dominuje powściągliwość. Autorzy za wszelką cenę chcą zdradzić jak najmniej, a najlepiej by było, gdyby każdy gracz podchodził do The Stanley Parable zupełnie na świeżo i ja to w pełni rozumiem. Bo jak opisać wrażenia z gry, gdy praktycznie wszystko będzie stanowić spoiler? Postaram się być ostrożny, ale nie będę obrażony, jeśli teraz zrezygnujesz z dalszej lektury, chcąc samodzielnie sprawdzić ten tytuł, do czego płomiennie zachęcam. Tym bardziej, że kilka miesięcy temu gra wpadła do abonamentu PS+. Wciąż nieprzekonanych zapraszam do akapitów poniżej. The Stanley Parable jest tytułem samoświadomym. To swoista praca badawcza nad medium growym, rzecz która z własnych technicznych ograniczeń czyni gameplay i komentarz, wychodzi poza swoje ramy, posuwa się nawet o czegoś w rodzaju… metakontekstu? Nie wiem. Wiem natomiast, że twórcy uwielbiają kpić sobie z przyzwyczajeń gracza, ironicznie je komentować i najzwyczajniej robić nas w chuja. A nam się to podoba, bo jest zabawnie. Narrator bywa zgryźliwy, dowcipny, ale też chwilami zagubiony, gdy nie postępujemy zgodnie ze scenariuszem. To nasz przewodnik, ale jednocześnie jedyny towarzysz niedoli. Próbuje nami nawigować, ale przy tym zrozumieć nasze nieracjonalne zachowania, bo jako gracze mamy je zakodowane w DNA. Obserwowanie jak ta gra jest skonstruowana i jakie rządzą nią prawidła to intrygujące zajęcie. To, w jaki sposób najpierw zachęca nas do zrobienia tego co “powinniśmy”, a potem wręcz do tego zmusza. To, jak kreuje przed nami złudzenie wyboru, ale i tak w końcu za pomocą obietnicy nowych bodźców pokieruje nas tam gdzie chce. To, w jaki sposób naszym jedynym sposobem na bunt jest po prostu wyłączenie gry. The Stanley Parable nie jest gameplayową perełką, bo tak naprawdę jedynie tutaj chodzimy i reagujemy na zastaną sytuację, czasami wybierając jedną z oferowanych odnóg. W ten sposób prowadzimy dyskusję z twórcami, droczymy się z nimi i konwencjami medium. To gra tak głęboka, na ile zdecydujemy się ją zbadać. Można obejrzeć zakończenie po 10 minutach, ale można również wciąż odnajdywać coś nowego po 10 godzinach. Nie żartuję. Ilość zawartości, którą tutaj upchnięto imponuje tym bardziej, że większość graczy nie odkryje nawet połowy atrakcji. I w porządku, nikt ich nawet do tego nie zmusza. Ale gra jednocześnie wynagradza upartych i w powietrzu wciąż wisi pytanie: a co będzie gdy pójdę tam? Ultra Deluxe w tytule nie znalazło się tam przypadkiem. Gra pierwotnie ukazała się w 2013 roku, a omawiana wersja została wydana po blisko dekadzie. I zawiera nowe atrakcje. Nie grałem w oryginał, ale z kontekstu wnioskuję, że jest tego całkiem sporo, a przy tym gra ani na moment nie wychodzi ze swojej samoświadomej roli. Będziemy świadkami jak konfrontuje się ona z własną przeszłością i oczekiwaniami dotyczącymi przyszłości. Jak mierzy się z krytyką, tą konstruktywną i tą mniej. Tyle, więcej nie zamierzam zdradzać, bo Ultra Deluxe to w miarę świeży temat i w moim odczuciu mógłby nawet zachęcić do powrotu do gry po latach. Zadbano też o takie detale, jak różniące się kwestie Narratora w zależności czy gramy na PS5, czy PC. Choć zaznaczam - to bardziej doświadczenie, niż gra. Coś niecodziennego, ale zdecydowanie nie dla każdego. Bo aby docenić The Stanley Parable trzeba tytułowi poświęcić nieco czasu, im więcej, tym lepiej. Tylko wtedy dostrzeże się ogrom pracy, którą tutaj włożono. Tylko wtedy doceni się autorską zdolność przewidywania zachowań gracza. Poczucie humoru, ironię, czułą drwinę z przyzwyczajeń i nawyków. Cudownie absurdalne są nawet trofea. Co powiesz na pucharek za odpalenie gry po 10 latach? Że niby da się obejść przy przestawieniu daty w konsoli? Zgadza się, spryciarzu. Ale co powiesz na trofeum, które wymaga abyś grał w The Stanley Parable przez cały wtorek? Zgadza się, nie ma obejścia. Zostaw konsolę włączoną na dobę, albo dzbanka nie dostaniesz. Nie bez powodu jego nazwa to “Zaangażowanie”. I nie bez powodu mój licznik gry wskazuje 27 godzin, choć realnie grałem przez 7. 11 2 Cytuj
drozdu7 3 202 Opublikowano 3 marca Opublikowano 3 marca Nobody Wants to Die (XSX) - słyszałem o gierce dużo dobrego. A że była teraz promka za ponad 50 zł to sam sobie sprawdziłem. Taki przyjemny, filmowy walking sim. Bardzo dobry na zmianę z jakimś innym tytułem. Mi akurat zeszły trzy weekendowe wieczorki, nieco ponad 5 h. Generalnie wszystko polega na zabawie w detektywa, używając zabawki do cofania czasu, szukania poszlak i ogólnej rekonstrukcji wydarzeń. I tu mógłbym się doczepić bo to totalnie liniowy gameplay, w zasadzie prowadzi nas za rączkę. Są też jakieś wybory linii dialogowych, niektóre można odblokować myszkujac po lokacjach, ale nie mają one raczej wpływu na to co się dzieje. Ale specjalnie przyczepiać się nie mam zamiaru bo podobał mi się klimat, historia i świat. To akurat bardzo fajnie wyszło i bohaterowie także. Wciągnęło mnie to bardzo szybko. No i gra jest bardzo ładna i ma kilka naprawdę super scen w zniszczonej ameryczce. Polecam, na weekend idealne. 2 1 Cytuj
mario10 611 Opublikowano 4 marca Opublikowano 4 marca Skończyłem Calisto Protocol i powiem szczerze, że bawiłem się bardzo dobrze. Przede wszystkim co mi się bardzo podobało to oprawa graficzna. Widać, że gra jest zrobione pod obecną generację bo lokacje są bardzo dopracowane i po prostu robią wrażenie. Momentami wygląd poza więzieniem/stacją pokazywał możliwości graficzne tej gry. Poszedłem od razu tylko w dwie bronie palne za radą kolegi i to była dobra decyzja. Ulepszyłem prawie na maksa pałkę i strzelbę z długą lufą, pistolet początkowy tylko obrażenia. Pozostałe bronie znalazłem schematy ale nawet ich nie drukowałem co ograniczyło mi wypadanie lootu z wrogów do tych dwóch broni czyli standardowego pistoletu i strzelby. Bardzo fajnie zaprojektowani wrogowie choć nie są zbyt różnorodni. Podoba mi się natomiast system walki, a konkretnie uników. Z racji, że główną bronią jest pałka, którą walczy się w zwarciu to system uników co prawda prosty ale sprawia, że walka jest dość dynamiczna. Nie jest to skomplikowany system, ale mi się podobał. Ciekawie też zrobiona możliwość likwidowania wrogów z pomocą elementów otoczenia można ich nabić na sterczące kolce czy wrzucić do pracującej maszyny. Widzę mocną inspirację Dead Space bo i klimat podobny, a także kinetyczne używanie przedmiotów. Gra nie jest przesadnie długa więc w kilka wieczorów można ją ogarnąć. Historia nie porywa ale jest lekka ciekawość co się stało w kolonii karnej. Co mi się średnio podobało to ruchy Jacoba jakby ociężałe i powolne. Praca kamery potrafi momentami zasłonić wrogów już nie mówiąc o tym, że za plecami nie ma szans zobaczyć co się dzieje. Miałem też często lekki problem techniczny mianowicie nie słychać był głosów osób, z którymi rozmawiamy na odległość. Gdyby nie włączone napisy nawet bym nie wiedział, że ktoś coś do mnie mówi. Zawodzi ostatnia walka. Jest dość prosta i tak na prawdę chyba za drugim razem go pokonałem to chyba więcej problemów sprawiła mi walka pierwszy raz z dwugłowym. Ogólnie solidna pozycja, ale jak by było więcej walki jak takiej to chyba byłoby lepiej. Polecam bo warto sprawdzić grę. 8 Cytuj
iluck85 3 232 Opublikowano 4 marca Opublikowano 4 marca Snufkin: Melody of Moominvalley Switch leżał zbyt długo nieużywany, kupka wstydu rośnie, kolejne gry w drodze. Więc czas pokończyć to co mam i zacząłem od Muminków, a dokładniej Włóczykija. Gra króciutka, bo jakieś 3h, no może 3.5 mi wyszło finalnie. Przyjemny styl graficzny, nawiązanie do bajki 1:1, w bajce nigdy specjalnie nie było akcji poza doliną, więc tutaj również nie ma pod tym względem szaleństwa. Wielkim fanem nie byłem, już bliżej mi do Gumisiów, ale jak leciało no to zaliczyć musiałem. Za dużo się rozpisywać nie ma co, bo kto chciał pewnie ograł, niezdecydowanym można polecić jako przerywnik pomiędzy wstaniem z wyra, a niedzielnym obiadem. Brakowały mi 4 zadania do skończenia, na necie wczytałem że jak odpalę ost misję i czegoś nie skończyłem, to będę musiał grać od nowa. Wiele osób się skarżyło i poprawili to. Po napisach końcowych wracamy do momentu wyboru i tutaj można śmiało wrócić i zdobyć co nam zostało do zdobycia. Na minus pasek staminy który nie pomagał, bo trochę się nabiegałem po tej mapce. Zbędny. Całość solidna w klimacie bajki, nie nudziłem się, sympatycznie spędzony czas. Posiadam wersję deluxe z pudełeczkiem. Za 50zł śmiało brać na promocji. Przyjąłbym w takim klimacie Gumisie. 3 Cytuj
iluck85 3 232 Opublikowano 4 marca Opublikowano 4 marca Luigi's Mansion 2 HD Switch bez zmian Oryginału z GC nie pamiętam, bo nie ukończyłem. Po nieudanym modzie ledowym na konsoli temat olałem. Na 3DS przespałem temat i wróciłem do 2 w wersji HD. Gra wygląda nieźle na oledowej wersji Switcha, na TV już trochę gorzej- aktualnie nie posiadam TV Oled, czekam aż młoda podrośnie i skuma że ten duży ekran jednak nie jest dotykowy. Gra przez fanów N ograna, to jest tytuł dla niedobitków jak ja co przespali 2013. Przyjemny gameplay, lokacje zróżnicowane, główny sprzęt jest wykorzystywany świetnie przez tytułowego bohatera. Grę miałem rozgrzebaną, więc została mi końcówka ostatniej lokacji i finałowa walka. Korzystając z faktu, że dziś wolne to pocisnąłem do końcowych napisów. Zabiorę się na dniach za 3. 2 Cytuj
Jukka Sarasti 569 Opublikowano 6 marca Opublikowano 6 marca Dobrze, że Ghost Trick: Phantom Detective nie utknął na DSie i można go sobie spokojnie odpalić z poziomu Steama, bardziej współczesnej konsoli czy nawet telefonu. Jest to na pewno kawał oryginalnego i przyjemnego tytułu, który wiele rzeczy robi dobrze, choć nie wszystkie - summa summarum rzadko jednak mamy okazję pograć w grę, gdzie steruje się duchem z amnezją, który na świat może wpływać mniej więcej tak, jak właśnie duch w jakimś starym filmidle - ruszając przedmiotami. Ale nie tylko, o czym zaraz. Gra rozpoczyna się w momencie, kiedy nasza duszyczka przebudza się i zdaje się, że należała do gościa z gigantycznym czubem na głowie w czerwonym garniaku, który leży sobie nieżywy na śmietnisku. Szybko okazuje się też, że dochodzi tam do drugiego zabójstwa, ale nasz pragnący odzyskać wspomnienia duch orientuje się, że nie tylko może wpływać na elementy otoczenia, ale także cofać się do czterech minut przed śmiercią danej osoby, aby próbować odmienić jej los. Chcąc poznać prawdę o sobie i tym, kto pozbawił go życia, bohater manipulując obiektami, cofając się w czasie i zyskując możliwość rozmowy z raz już uratowanymi przez siebie osobami, bierze udział w całkiem rozbudowanej i wielowątkowej intrydze. Fabuła to zdecydowanie najjaśniejszy punkt Ghost Trick - nie tylko ze względu na zwyczajnie ciekawą tajemnicę i jej rosnącą złożoność, ale także sposób podania. Masa tu sympatycznego humoru, gra posiada śliczne animacje, a do tego bardzo dobrą ścieżkę dźwiękową. Historia i sposób jej prezentacji pozwalają więc zacisnąć zęby tam, gdzie gra chwilami nie domaga. Gameplay najłatwiej można określić jako grę logiczną - możemy wchodzić w interakcje z kilkoma przedmiotami na ekranie, tak aby się poruszać po ekranie, tworzyć nowe ścieżki czy wreszcie w bardziej radykalny sposób wpływać na świat. Dzięki temu możemy realizować swoje cele, takie jak zapobieganie kolejnym śmierciom, zdobywanie nowych informacji czy podobne interakcje wynikłe z tego, że nasz duch może nie jest w stanie poruszać ciężkimi obiektami, ale sporo elementów świata potrafi jednak wprawić w ruch. Problemy są dwa - jeden wynika z tego, że niektóre z elementów musimy aktywować w odpowiednim momencie - jeżeli tego nie zrobimy, to rozgrywamy całą sekwencję lub jej spory fragment od początku. Gra nie posiada żadnej opcji przyśpieszania lub cofania czasu o sekundy (możemy tylko skoczyć ponownie do początku sceny lub segmentu), przez co jeśli nie aktywowaliśmy czegoś w odpowiednim momencie, to najpierw musimy doczekać do końca fragmentu, a potem zaś posłuchać wszystkich dialogów i obejrzeć wszystkie animacje, co potrafi zamulić. Drugi problem polega na tym, że formuła ta robi się nieco monotonna, a gra zbyt późno wprowadza nową mechanikę, która nieco urozmaica zabawę. Skutkiem tego Ghost Trick jest perłą z pewnymi rysami. Zdecydowanie warto poznać ten tytuł dla fabuły i ogólnego klimatu, same założenia gameplayowe są przyjemne, ale dało się dodać tu trochę elementów z zakresu QoL, zwłaszcza, że to port gry po 13 latach na sprzęty znacznie mocniejsze, niż DS. Ale przez te 11 godzin bawiłem się dobrze. 3 Cytuj
oFi 2 649 Opublikowano 6 marca Opublikowano 6 marca Ghost trick mnie ominął mimo, że 3dsa posiadałem, ale odkryłem tą grę po sprzedaży konsoli. Ostatnio zakupiłem w promce na psn i czeka na swoją kolej. Ogólnie to chyba jedna z lepszych gier overall jeśli chodzi o DSa/3DSa z tego co pamiętam. Cytuj
Słupek 2 230 Opublikowano 6 marca Opublikowano 6 marca W dniu 4.03.2025 o 10:20, iluck85 napisał(a): Snufkin: Melody of Moominvalley Switch leżał zbyt długo nieużywany, kupka wstydu rośnie, kolejne gry w drodze. Więc czas pokończyć to co mam i zacząłem od Muminków, a dokładniej Włóczykija. Gra króciutka, bo jakieś 3h, no może 3.5 mi wyszło finalnie. Przyjemny styl graficzny, nawiązanie do bajki 1:1, w bajce nigdy specjalnie nie było akcji poza doliną, więc tutaj również nie ma pod tym względem szaleństwa. Wielkim fanem nie byłem, już bliżej mi do Gumisiów, ale jak leciało no to zaliczyć musiałem. Za dużo się rozpisywać nie ma co, bo kto chciał pewnie ograł, niezdecydowanym można polecić jako przerywnik pomiędzy wstaniem z wyra, a niedzielnym obiadem. Brakowały mi 4 zadania do skończenia, na necie wczytałem że jak odpalę ost misję i czegoś nie skończyłem, to będę musiał grać od nowa. Wiele osób się skarżyło i poprawili to. Po napisach końcowych wracamy do momentu wyboru i tutaj można śmiało wrócić i zdobyć co nam zostało do zdobycia. Na minus pasek staminy który nie pomagał, bo trochę się nabiegałem po tej mapce. Zbędny. Całość solidna w klimacie bajki, nie nudziłem się, sympatycznie spędzony czas. Posiadam wersję deluxe z pudełeczkiem. Za 50zł śmiało brać na promocji. Przyjąłbym w takim klimacie Gumisie. polecam dodatek Zaloty Nieboraka czy jakoś tak, 16 zł. Niecała godzinka grania ale mega klimat jesienny i zadania lepsze niż w podstawce Cytuj
drozdu7 3 202 Opublikowano 7 marca Opublikowano 7 marca Asura's Wrath (XsX) - ależ zaskoczenie! Gierkę pamiętałem tylko z recki w Extreme. Pamiętałem też że bohater to taki Kratos w wersji Japan. Tak w sumie myślałem że to jakaś popierdółka bez ładu i składu. Ale jest tu jakaś historia, całkiem porządna, mnie wciągnęła. Okrutnie epicka, bo mamy tu w zasadzie niekończące się scenki i qte, przetykane naparzanka i celowniczkiem na szynach. No zrobił mi ten miks dobrze bardzo mówiłem już że jest epicko? Już w piątym epizodzie naparzamy się z gościem większym od planety xd akcje są konkretne do samego końca. Czułem się jakbym grał w jakiegoś Dragon Balla czasem czy coś. Bo całość umaczana jest w japońskim sosie. Oczywiście dubbing odpowiedni ustawiłem. Muzyczka, zaśpiewy jak w Nier, pianinko. Menusy, po każdym odcinku oceny, concept arty itp. no nie da się tego pomylić z czymś innym Gra nie jest długa, jakieś 7-8h pewnie. Ale naprawdę dobra. 5 Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.