Opublikowano 10 kwietnia10 kwi DmC tylko Definitive Edition, bitka podkręcona, pozytywne zmiany w systemie walki, tryb 20% szybszy, DLC. O wiele wiele lepsza gra niż podstawowa wersja.
Opublikowano 10 kwietnia10 kwi Od biedy jak nie masz konsoli to na PC masz też 60fps i wersję Complete z DLC, nada się dla nie-hardkora do przejścia.
Opublikowano 10 kwietnia10 kwi Zasada jest prosta: albo gramy w DmC Definitive Edition, albo wcale. Tryb turbo (czyli prędkość w jakiej ta gra powinna chodzić od początku), poprawiona punktacja za styl, nowe poziomy trudności i modyfikatory rozgrywki, wszystkie bonusy w pakiecie włącznie z DLC z Vergilem.
Opublikowano 10 kwietnia10 kwi Mam ostatnio ostrą zajawkę na latanki. Lata temu grałem w nie sporo, nawet miałem joystick do PC. Zaznaczam, że nie ograłem jeszcze AC6, ale znam starsze odslony z PSX, PS2 i PSP (plus najnowszą), kiedyś jakieś F22, Airfix Dogfighter, Commanche, Crimson Skies, IL-2. Bardzo długo w ten gatunek nie grałem, ale jakoś miłość na nowo wróciła.Tylko będzie wysryw, bo jestem oburzony.Tom Clancy's H.A.W.X (X360) - jak dla mnie uczciwa podróbka Ace Combat. Trochę mniej futurystyczna, może miejscami misje ciut nużące i/lub zrobione na zasadzie "daj spisać, trochę pozmieniam", ale w ogólnym rozrachunku pdooblao mi się tak, że przeszedłem dwa razy. Dziś jest to tytuł totalnie bezwartościowy, dostępny, a jako że na rynku mało takich gier, to warto wrócić, jeśli ktoś dla przyjemności lubi po prostu polatać.Podobało mi się levelowanie, możliwość zmiany loudoutów czy samego samolotu. Mogłem ustawić tak połączenie maszyna/broń, żeby zarówno pasowało do misji, jak i mojego stylu gry. Sporo rodzajów rakiet zapewniało najzwyklejszą frajdę podczas gry. Fabuła? Jest, nie przeszkadza w sumie, ot, walka z evil korporacją militarną. Pierwsze chyba podejście Ubi do kopiowania AC, całkiem solidnie, z ładnym światem, zwiastowało sequel BOMBĘ. Tyle, że nie.Tom Clancy's H.A.W.X 2 (X360) - z ręką na sercu, to jeden z najgorszych sequeli, w jakie grałem. Może w coopie ma więcej sensu, ale solo to jest dramat. W dodatku drożejący, gdzie gra to po prostu kupsztal, a Janusze ochoczo krzyczą za nią okolice stówy xD. Fabuła jest głupia jak but, infantylna, a fragmenty oskryptowane wręcz bawią. Wszystko to, co było fajne w jedynce, ucięli - zero zmiany samolotów, zero zmiany loudoutów, gra narzuca jeden setup, przy czym są w sumie ze 2 rodzaje rakiet i bomby. Na koniec każdej misji gra przyznaje punkty, tylko po co, skoro nie mam czego odblokować? Co zyskam? W dodatku to zwykła plansza z napisem "Misja ukończona" rodem z gry z kosza.Gra robi coś, czego nienawidzę - oszukuje i zmienia reguły w trakcie jej trwania. W pewnym momencie właściwie uniemożliwia strzelanie rakietami w latających przeciwników. Nie da się, jest to niewykonalne, bo samoloty wroga mają nieograniczoną liczbę flar, a zanim Twoje rakiety przejdą cooldown, SU wroga wypuści kolejną partię flar. I tak w kółko. Dosłownie w kółko, bo lata się ciągle w beczce. Jeśli spróbujesz odejść kawałek dalej, to momentalnie za tobą będzie rakieta za rakietą, non, kurwa, stop wrogowie walą rakietami. Z każdej strony, z nieba i ziemi i wody też. Ty masz z 5 flar na krzyż, więc wypsztykasz się z nich w pierwszej partii misji, a później robisz te uniki i robisz i robisz. Chwilę temu w innej misji miałeś przecież 20 flar. Skąd ta nagła zmiana?To nie jest wyzwanie, to jest uwłaczające, szczególnie że Twoi skrzydłowi nie robią NIC. Bezsensowne latanie w kółko za trzema MiG-ami trwa nieraz lekko 5 minut, bo weź je traf z tym kasztanowym modelem lotu. Aha, nie ma sygnału dźwiękowego, gdy nadlatuje pocisk. W dodatku otrzymanie obrażeń generuje wibrację o sile takiej samej jak ta, podczas strzelania działkiem. Ty człowieku nie wiesz, że właśnie zarwałeś 2 rakiety i masz mało HP.Model lotu jest po prostu skopany. Nieprecyzyjny, snuje się, zjeżdża z linii lotu, samolot myszkuje i sprawia wrażenie, jakby się prowadziło samochód ze skopaną geometrią. Manewrowanie, niezależnie od modelu, jest ociężałe, podczas gdy wrogowie latają lekko jak osy. Momentami wręcz nienaturalnie szybko zmieniają kurs. Któryś game designer uznał, że fajne wyzwanie jest wtedy, kiedy jednocześnie atakuje cię 20 wyrzutni plot, 15 FLAK, 10 samolotów, ty masz je zniszczyć, a tak w ogóle to jeszcze zniszczyć 9 bunkrów, 10 czołgów i 15 fregat. No i patrz na pasek zdrowia lotniskowca, bo zdecydowana większość misji polega na obronie albo bazy, albo AWACS, albo okrętu, albo wszystkiego naraz.Już pomijam głupoty takie jak misja polegająca wyłącznie na unikaniu oskryptowanych rakiet z jednoczesną niemożnością oddania ognia (nikt nie mówi, dlaczego). W standardowych misjach wrogowie zaś atakują falami niczym w jakimś multiplayerowym shooterze PVE, przy czym respawnują się niemal na oczach. Jak to jest, że gdzieś lecę na środku pustyni, jest pusto, a za 10s jedzie tam kilkanaście czołgów. Skąd się wzięły? Albo jak działa system ostrzegania i wywiad, skoro nagle, zupełnie zniknąd, nad sojuszniczą bazą lecą bombowce. Przed sekundą ich tam nie było, one nie poruszają się z prędkością światła (ba, dźwięku też nie). Brak tu wiarygodności.Ale się wkurzyłem, idę zjeść jajochlebki Edytowane 10 kwietnia10 kwi przez ProstyHeker
Opublikowano 11 kwietnia11 kwi LEGO Horizon AdventuresJezu co za średniak. Gra która broni się tylko znakomitą oprawą, która w 100% jest „zbudowana” z klocków lego. Nawet wszelkie efekty cząsteczkowe to klocki. Czapki z głów dla twórców. Szkoda, że reszta, a raczej cała gra to robienie w kółko tego samego, czasami urozmaicana jakimiś wyzwaniami wewnątrz huba z którego ruszamy na kolejne misje. Dawno się tak nie wynudziłem, tylko łatwa platynka trzymała mnie te 15 godzin, które spędziłem z tą grą. Poleciłbym chyba tylko do gry z dzieciakiem, a najlepiej to żeby dzieciak grał sobie sam. 6/10
Opublikowano 11 kwietnia11 kwi Te gry z serii lego to chyba jednak większość rozgrywka dla młodszych graczy ja się też nad tym zastanawiałem ale odpuściłem i po Twoich słowach chyba dobrze.
Opublikowano 11 kwietnia11 kwi Gry LEGO są wszystkie takie same, grałeś w jedną, grałeś we wszystkie (może oprócz najnowszych Gwiezdnych Wojen). Harry Pottery były fajne, ale w inne już nie dałem rady grać, bo nudziły po dwóch godzinach. A jeszcze jak połączymy to z bezjajecznym Horizonem, to ludzie kochani.
Opublikowano 11 kwietnia11 kwi No tutaj się nie da za wiele wymyślić na nowo. Syn ogrywał Lego Tajny Agent, Lego Jurassic Park i jeszcze jakąś jedną. Dla dziecka spoko poza tym tak jak piszesz szybko nudzą.
Opublikowano 11 kwietnia11 kwi W spoilerze wrzucam to, co od ostatniego postu w tym temacie udało mi się ukończyć ;) SpoilerKingdom Come: Deliverence + DLC Przed premierą dwójki postanowiłem przypomnieć sobie jedynkę, żeby wiedzieć, co i jak. Niby ukończyłem tę grę w 2019 r., ale kilku rzeczy zapomniałem, więc dobrze, że jednak wróciłem do tej produkcji ;) Bawiłem się świetnie, choć muszę przyznać, że jednak po kilku latach nieco krytyczniej oceniam tę część. Przede wszystkim denerwowało mnie np. to, że nie możemy przejść przez krzaki, więc często trzeba było nadrabiać drogę, zamiast iść na skróty. Drobnostka, ale irytuje :P Do tego wiadomo, jakieś kwestie techniczne też się zdarzają, ale i tak człowiek zapomina szybko o wadach ;) Nadal na wysokim poziomie fabuła, którą aż chce się chłonąć. Do tego mnóstwo ciekawych, klimatycznych questów pobocznych. Rozwój postaci zależny od naszych działań - kupuję to! Podsumowując - to był dobry i miły powrót. Bawiłem się świetnie w tym znakomicie wykreowanym świecie. Jeśli dwójka jest jeszcze lepsza to nie mogę się doczekać, aż w nią zagram. Poczekam jeszcze na patche i złapię chwilę oddechu, bo przejście z jednego molocha w drugiego - w obrębie jednej serii - może być trudne. Dodatkowo udało mi się ukończyć wszystkie DLC. I tak: dodatek z Ptaszkiem - nic specjalnego, przynieś, podaj, pozamiataj ze szczyptą humoru ; odbudowa Przybysławic - spoko, daje satysfakcję, ale jednak trzeba mieć dużo kasy ; Przygody Teresy - spoko, pewna odskocznia, zwłaszcza, że później mamy jeszcze w ramach tego DLC kwestie z Johanką ; Banda Drani - nic specjalnego, kilka walk i koniec. Podsumowując: można pograć, bo to są porządne DLC, ale na wielkie fajerwerki bym się nie nastawiał akurat. 8+/10VampyrGdzieś rok temu po raz pierwszy zainstalowałem Vampyra, ale kompletnie się od niego odbiłem. Irytowała mnie otoczka, to, że jest dużo dialogów, z których mało co wynika, no i generalnie jakoś to chyba nie był ten czas na tę grę. Postanowiłem jednak spróbować raz jeszcze kilka tygodni temu i wiecie co? Dobrze, że dałem tej grze drugą szansę. Fabularnie? Wciąga, czasami zaskakuje, na plus wybory moralne, które mają wpływ na dalszą rozgrywkę. Nie ma zbyt dużo gier o wampirach, dlatego też każda taka pozycja jest czymś nowym, nieznanym w świecie gier. Questy poboczne są różne - niektóre to zwykłe przynieś-podaj-pozamiataj, inne nawet sensowne z ciekawą historią. Wrażenie robi sam Londyn - to też miejscówka nieoklepana. Szaro, buro, ponuro, klimat epidemii wyczuwalny. I tu przechodzimy do sprawy leczenia, a w zasadzie dbania o kondycję dzielnic, a co za tym idzie, rozwoju naszej postaci. Grałem jako ten dobry, nikogo nie zabiłem, praktycznie każdego leczyłem, dlatego miałem najlepsze zakończenie. Taki model gry powoduje, że czasami jest trudno, zwłaszcza z bossami, bo nawet nie wiadomo jak byś się starał, masz mniej doświadczenia, niż wysysając krew. Szkoda, że twórcy tego nie zbilansowali np. zadaniami pobocznymi i nie dali wyboru - albo robisz wszystko, albo idziesz na łatwiznę i pijesz krew. Grafika? Spoko, trzeba pamiętać, że ta gra ma już kilka lat. Muzyka za to kompletnie się nie zestarzała i jest idealna. Co mnie irytowało? W sumie to nawet jak kogoś zabijemy, nie ma żadnych konsekwencji dla nas osobiście (nie liczę kwestii rozwoju). Do tego niby duże lokacje, ale... puste. A jak już się trafi NPC to zazwyczaj jest mało interesujący, a podczas rozmowy z nim można ziewać. Nie wiem, kto wpadł na pomysł, żeby gracz nie mógł przeklikać dialogów i żeby musiał przesłuchać każdej wypowiedzi. Poza tym, za dużo walki... Walki, która z drugiej strony jest czasami upierdliwa, jak grasz jako dobry wampir. No i do tego jakiś problemy techniczne, takowe też się zdarzyły. Reasumując: to gra dobra, w ciekawej tematyce, z kilkoma fajnymi pomysłami. Zabrakło jednak pewnego szlifu, dopracowania, może czasu. Do tego cierpi na kilka głupich rozwiązań, które zniechęcają i irytują. Warto jednak ją ograć, a jak was odrzuciła - dać drugą szansę. 7/10Uncharted 2: Among ThievesWidać ogromny skok jakościowy, w porównaniu do pierwszej części. Aż czasami trudno uwierzyć, że ta gra została wydana w 2009 r. Mamy strzelanie, mamy skakanie, mamy kino przygodowe. Pod kątem fabuły - zdecydowanie ciekawiej i bardziej widowiskowo, niż w jedynce. Może czasami robi się nieco nudno w historii, ale do przeżycia. Mamy ogromną dawkę humoru, świetny polski dubbing, dobrze się tego słucha i chłonie cały scenariusz. Zagadki jakieś są, ale też większego problemu nie powodują. Poprawili to, co irytowało mnie w jedynce: różnica między strzelaninami, a eksploracją. Tu jest np. tak, że jak mamy jeden czy dwa rozdziały strzelania, to potem czekają nas 2-3 etapy eksplorowania, skradania, skakania itd. Jakiś bardzo irytujących kwestii nie było. Może tyle, że niektórzy wrogowie mają przegięty poziom zdrowia i nawet 2-3 headshoty pod rząd nie robią na nim wrażenia. W naszym przypadku wręcz przeciwnie - jeden celny strzał i game over. Ogólnie jednak - mimo 15 lat od premiery - gameplay trzyma się bardzo dobrze. To nadal przyjemna przygoda w świetnym klimacie. 9/10Call of Duty: Black OpsNadrabiania Call of Duty nadszedł czas. Tym razem Black Ops, którego ukończyłem praktycznie po premierze, ale nie pamiętałem z niego nic. I dobrze, bo bawiłem się bardzo dobrze. Osadzenie historii w realnym świecie, z prawdziwymi postaciami zrobiło dobrze tej produkcji. Fajnie się strzela, fabuła intryguje, choć nie ukrywam, że pierwsza część gry była w mojej opinii ciekawsza, niż druga. Poza tym - nic nowego tu nie ma. Dużo skryptów, filmowych akcji i tyle. Sama kampania jednak przypadła mi do gustu zdecydowanie bardziej, niż np. w Modern Warfare. Tym bardziej, że mamy na końcu fajny plot twist, kto grał, ten wie ;) Technicznie - lata mijają, ale tragedii nie ma, da się spokojnie ograć. 8/10God of WarNie grałem w żadną część greckiej sagi, widziałem jedynie urywki, jak grali inni. Dlatego nie oceniam przez pryzmat nostalgii do starych części, dla mnie to pierwsze zetknięcie z serią. No i co mogę powiedzieć... Fajnie się bawiłem. Sama historia fajnie się rozkręca, choć niektóre dłużyzny można byłoby wyrzucić. Walka - super, można kombinować, jest efektownie, brutalnie, dzieje się. Samo zwiedzanie światów - spoko, choć nie ukrywam, że nie jestem fanem backtrackingu, metroidvanii i innych tego typu ficzerów, więc niekoniecznie chciało mi się wracać po 10 godzinach do jakiejś lokacji, żeby otworzyć jakieś drzwi, bo akurat teraz mam moc, która na to pozwala. Twórcy stworzyli niesamowicie barwne światy, ociekające klimatem - za to należy się pochwała. Graficznie też gra nie ma się czego wstydzić. Dobrze walczyło się z bossami - po ich pokonaniu człowiek miał takie poczucie, że zrobiłem coś epickiego, ważnego, wielkiego. Soundtrack i polski dubbing dają radę. Do tego dobrze - przynajmniej dla laika - odtworzona nordycka mitologia. Fajnie się bawiłem, dlatego daję 8+/10. Resident Evil 3: RemakeByło nadrabianie Call of Duty, więc teraz czas na Resident Evil. Widzę, że wiele osób narzeka na tę część, zwłaszcza w porównaniu do dwójki, ale ja muszę przyznać, że bawiłem się bardzo dobrze i w sumie nawet nie wiem, czy całościowo nie lepiej, niż w dwójce. Sporo akcji, szybka gra, klimat zaszczucia i stresu, straszący Nemesis... Bardziej to do mnie trafia, niż chodzenie po mapy, szukanie kluczy i potem wracanie przez całą mapę do drzwi, które widziałem dwie-trzy godziny wcześniej. Nie zrozumcie mnie źle - doceniam dwójkę, też się fajnie bawiłem, ale jednak - tak jak przy GoW-ie pisałem - nie jestem zwolennikiem metroidvanii i backtrackingu, męczy mnie to. Jill - super babka, Carlos też spoko gość. Fabuła szybka i przyjemna. Mało zagadek, głównie akcja. Na pewno dla wielu problemem była długość gry - no cóż, rzeczywiście jest mega szybko, ale ja tam oceniam to pozytywnie, bo przynajmniej nie było przestojów. Mam wrażenie, że nieco zmarnowano potencjał Nemesisa. Graficznie - bajka, grałem na ultra i jak na grę z 2020 roku - wyglądało to bardzo dobrze. Podsumowując: dla gracza, który nadrabia serię, była to bardzo przyjemna produkcja. Nie jestem jednak w stanie ocenić, jakie zmiany i ile różnic jest w porównaniu do oryginału. 7/10
Opublikowano piątek o 19:575 dni Bakuten Shoot Beyblade (GBC)Giereczkowa adaptacja mangi o tym samym tytule, u nas znane po prostu jako Beyblade. Tutaj głównym bohaterem nie jest Tyson/Takao, tylko Daichi, dzieciak z różowymi włosami i blizną na czole. Zagadujemy do NPC-ów, walczymy z nimi, nabijamy poziomy doświadczenia i czasem wygrywamy części. Same walki to w głównej mierze kilka krótkich scenek na które nie mamy wpływu, ot cutscenka i tyle. Jedyną rzeczą jaką można zrobić podczas walki to odpalenie ataku specjalnego, o ile się nie skiepści sekwencji odpalania beyblade'a. Punkty doświadczenia są naliczane tutaj podobnie jak w FF8, czyli zawsze wymagane jest 100 punktów na poziom, a im silniejszy przeciwnik, tym więcej się ich dostaje. Sama fabuła kończy się po finale w USA, więc gdzieś w połowie mangi. Gra nigdy nie wyszła poza granice Japonii, ale znajomość języka nie jest wymagana. W gimbazie z kumplami przechodziliśmy ją na emulatorach, po zabawie z metodą prób i błędów.5/10 mimo że lubię tą gręTeraz tak poza recką. Gdy graliśmy w to ponad 20 lat temu, myśleliśmy że po finale w USA w grze nie ma nic ciekawego, ale zawsze zastanawiało mnie puste miejsce w statystykach, w których mieściłby się kolejny puchar. Teraz jak przechodziłem, to uznałem że pokręcę się trochę w post-game. Nabiłem poziom 70 (do skończenia fabuły wystarczy 50), i wchodząc w jedno z już odwiedzonych miejsc odpaliła się cutscenka, i kolejny turniej z zawodnikami na poziomach 70+. Dojechałem wszystkich, jeden z zawodników miał poziom 99, po czym dostałem kilka nowych części, i pojawił się tak jakby drugi ending. Mimo wszystko puste miejsce dalej widnieje. Problem w tym, że nie ma jakichkolwiek informacji w internecie na temat tej gry. No nic, jeszcze nie mam 99 poziomu, wbiję i zobaczę co się stanie. Znalazłem też w grze listę jakichś kombinacji chyba do ataków, ale kompletnie nie mam pojęcia jak ich użyć.
Opublikowano sobota o 10:505 dni Soma (ps5) - trochę żałuję że tak długo zwlekałem by zagrać. Mroczny klimat, ciekawe miejsce akcji, niepokojące metaliczne dźwięki i kilka momentów gdzie serce zaczyna bić szybciej.Fabularnie też jest intrygująco, choć plot twisty nie zrobiły na mnie wrażenia. Zagadki raczej też nie przysporzą problemów.Fajny horrorek 7/10
Opublikowano sobota o 11:555 dni Godzinę temu, Sep napisał(a):Soma (ps5) - trochę żałuję że tak długo zwlekałem by zagrać. Mroczny klimat, ciekawe miejsce akcji, niepokojące metaliczne dźwięki i kilka momentów gdzie serce zaczyna bić szybciej.Fabularnie też jest intrygująco, choć plot twisty nie zrobiły na mnie wrażenia. Zagadki raczej też nie przysporzą problemów.Fajny horrorek 7/10Dla mnie to topka symulatorów łażenia + te potworki trochę jednak straszą. Zakończenie za to z fajnym plottwistem ale jak się słuchało nagrań załogi to można było się spodziewać takiego obrotu wydarzeń.
Opublikowano niedziela o 01:274 dni Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. 25 lat temu przeczytałem opis gry w PlayerStation Plus, tak mi się spodobał, że chciałem w to zagrać. Fanowskie tłumaczenie wyszło 2 lata temu, ale coś nie mogłem się zabrać przez ten czas.Gra rozpoczyna się katastrofą samolotu nad tytułową górą, która jest najwyższym szczytem Andów, o ile góra istnieje, tak państwo w którym dzieję się akcja to już political fiction. Szybko wychodzi na jaw, że to nie był wypadek, tylko zamach na przywódczynie rewolucjonistów która była na pokładzie. Przez większość czasu mamy klasycznego point and clicka, grupę pięciu ocalałych, każdy z jakąś unikatową umiejętnością, jednak przeplatane jest to sekcjami lekko zręcznościowymi czy takimi, gdzie ściga nas czas. Gra jest podzielona na 24 chaptery, każdy odpowiada jednej godzinie, bo cała akcja dzieję się na przestrzeni 24h. Mimo, że gatunek może o tym nie świadczy, to gra napakowana jest scenami akcji, można powiedzieć, że to dziadek cinematic experience. Same zagadki nie są trudne, ale potrafią być irytujące, gdy nie robimy wszystkiego kroku po kroku jak to sobie wymyślili twórcy. Dwa razy musiałem do poradnika zajrzeć, bo się zaciąłem na amen, jedna z sytuacji, musiałem urwać kawał rury "mięśniakiem", wiedziałem, że jej potrzebuje, ale najpierw trzeba do niej podejść "mózgiem" drużyny i porozmawiać z "mięśniakiem" zanim to zrobi. Grafika jak na szaraka cieszy oko, jak na tamte czasy to jest zaskakująco dobry lip sync. Do dziś nie wiem czemu Sony nie wydało tego na zachodzie, wszystkie dialogi w grze i tak są nagrane po angielsku, dziwny zabieg, skoro zdecydowali grę wydać tylko w Japonii. Bugów żadnych nie doświadczyłem, jedyne co mnie irytowało to bardzo słaba muzyka, przez co poza przerywnikami grałem bez dźwięku. Sama przygoda nie jest długa, zeszło mi chyba coś około 6h. Gra na pewno wyróżnia się miejscem akcji, bo nie kojarzę tytułu, który w całości dzieję się w górach. Ocena końcowa 7/10.
Opublikowano niedziela o 08:264 dni Fajnie, że ktoś jeszcze ograł Aconcaguę i o niej pisze. Jako koneser południowo amerykańskich klimatów i gatunku point and click na zangielszczenie czekałem długo (do top 3 japońców na PSX zaliczam jeszcze Mizurna Falls oraz Echo Night 2) i gra jest super - wysoki budżet i fajny pomysł na rozgrywkę (przełączanie się między kilkoma postaciami) oraz oczywiście miejsce akcji. To czego mi brakuje, żeby z czystym sercem wyznać miłość Pachamamie w formie oceny 10 out of 10 to jakieś pitolnięcie na koniec, solidny plot twist, a takiego nie uświadczyłem, ale poniżej 8+ nie zejdę, bo to topowy produkt, a może nawet wystawię magiczne 9?! Edytowane niedziela o 08:294 dni przez ciwa22
Opublikowano niedziela o 08:444 dni 15 minut temu, ciwa22 napisał(a):To czego mi brakuje, żeby z czystym sercem wyznać miłość Pachamamie w formie oceny 10 out of 10 to jakieś pitolnięcie na koniec, solidny plot twist, a takiego nie uświadczyłemByło kilkaspoilerJulia, Lopezale to political fiction a nie mgs
Opublikowano niedziela o 10:194 dni Tak były, ale chodzi mi o coś mocarnego na koniec, Nie wiem może liczyłem na zbyt wiele (że coś wybuchnie) mimo, że to przygodówka (chociaż w genialnym Broken Sword 1 na końcu coś wybuchło). Jestem konsolowcem. Nie wszystko musi być MGSem żebym nazwał coś dobrą fabułą. To nie jest dla mnie sprawa zerojedynkowa.
Opublikowano niedziela o 10:324 dni Homebody (PC) - tytuł wpadł mi do wishlisty po obejrzeniu mini recki od Avalanche Reviews a że 2 tygodnie później wskoczyła promka to zainwestowałem te 23zł. Do czynienia mamy z grą baardzo mocno inspirowaną Resident Evil, Silent Hill i Clock Tower, najbardziej tym ostatnim. Trafiamy do wynajętej przez grupę przyjaciół posiadłości w której na początku wydaje się wszystko w miarę normalne. Można pogadać ze znajomymi, zagrać na Pegasusie, pozwiedzać pokoje, czytać notatki czy nawet całe książki i co chwilę napotkać na swojej drodze różne mechanizmy. Drzwi wejściowe są zaryglowane, nad kiblem są jakieś dziwne tuby, garaż zamknięty na porytą kłódkę itd. W grze non stop upływa czas i po paru godzinach piorun wysadza korki, więc staramy się je uruchomić. I tak buszując po posiadłości i rozwiązując kolejne zagadki po kolejnych chwilach wyłania się potępieniec z nożem który zabija naszą bohaterkę... Game Over... a właściwie nie bo startujemy znowu po wejściu do posiadłości, mając już wiedzę o kolejnych wydarzeniach. Znajomym z którymi jesteśmy zamknięci nie jesteśmy w stanie opowiedzieć o tym co się za chwilę wydarzy, zegar tyka a my mając już trochę zagadek za sobą (wszystkie ważne poszlaki i rozwiązania automatycznie się zapisują w 'notatniku') próbujemy uciec z posiadłości. Pętla ta powtarza się wielokrotnie, po czasie dochodzą nowe dialogi i informacje a dodatkowo między kolejnymi zgonami są cutscenki rzucające trochę światła na postacie.W skrócie jak ktoś lubi rozwiązywać zagadki w RE/SH to będzie wniebowzięty, ani jedna nie wydawała mi się głupia, ich poziom trudności jest świetnie wyważony i tylko dwa razy musiałem posiłkować się opisem bo nie zaczaiłem o co chodzi. Warto też mieć pod ręką kartkę z długopisem bo podczas rozwiązywania zagadek czas normalnie płynie i jest szansa na dostanie kosy w plecy. Fabuła jest ciekawa. Zaczyna się jak prosty slasher aby z czasem wjechać w rejony problemów psychicznych/społecznych. Postacie i dialogi kojarzyły mi się z pierwszym Life Is Strange/The Walking Dead i nie ma jakiś mocno przesadzonych tekstów które powodowały by u mnie face palma. Na tym polu nie ma lipy. Oprawa nawiązuje do przełomu wieków więc mamy coś między PS1 a Dreamcastem ze stylizowanymi modelami a dodatkowo bardziej nowoczesnym oświetleniem. Udźwiękowienie to najczęściej ambient otoczenia (tykający zegar, TV z odpaloną gierką itd.), dialogi nie są mówione, można by pomyśleć że to minusy ale dobrze ze sobą współgra. Na 100% ta gra nie trafi do wszystkich ale dla fanów zagadek z RE/SH i osób dorastających w latach 90tych to jest perełka. Ukończenie zajęło mi 7h i ten czas był w sam raz, zanim wkradła się nuda i frustracja zobaczyłem napisy końcowe. 8+/10
Opublikowano poniedziałek o 03:413 dni The Last of Us Part 1 (Steam Deck)Przejście numer, nie wiem, 6? 7? I z każdym razem wciąga jak bagno, arcydzieło i tyle. O samej grze nawet nie ma się co rozpisywać, każdy zna albo powinien. W każdym razie nawet jak ktoś grał na PS3 albo w Remastered na PS4 to i tak polecam Part 1. Dla tych drobnych zmian sprawiających, że przede wszystkim walka jest o wiele lepsza, bardziej satysfakcjonująca.Ok, a jak wypada na Decku? Zapiera dech w piersiach. I technicznie i designersko gra jest absolutnie fantastyczna, na ekranie konsoli wygląda oszałamiająco. Do tego chodzi idealnie w 30 klatkach, co dla tej gry jest wystarczająco, w końcu tak została napisana. Polecam bardzo. To jest bezwarunkowe 10/10. Screeny z gry, nie photo mode Edytowane poniedziałek o 03:423 dni przez Homelander
Opublikowano wczoraj o 08:03 1 dzień Ghostrunner 2Ultra szybki, bardzo wymagający, stawiający w 100% na gameplay mix platformówki i slashera, czerpiący podstawowe założenia z Hotline Miami (krótkie sekwencje z bohaterem ginącym od jednego uderzenia), a to wszystko w dystopijnym klimacie przywodzącym na myśl Łowcę Androidów = właśnie taki był pierwszy Ghostrunner i miło mi donieść, że w przypadku sequela deweloperzy nie próbowali odkrywać silnika parowego na nowo, tylko dostarczyli dokładnie to czego wszyscy chcieli: więcej tej samej, ostrej sieczki i szalonego parkouru z licznikiem zgonów adekwatnym do ilości soczystych fucków rzucanych przez gracza.Znowu wskakujemy w gacie cybernetycznego zabijaki imieniem Jack, tym razem stając do nierównej walki z innymi ghostrunnerami, którzy próbują zniszczyć miasto przy okazji unicestwiając w nim wszelkie życie. Fabuła nie jest jakoś super wciągająca, zresztą umówmy się: w tego typu grze nie musi być, jednak ma przynajmniej jeden twist, który wziął mnie kompletnie z zaskoczenia. Mocno za to nadrabiają postacie, które są w stałej łączności z Jackiem i często prowadzą z nim konwersacje, często bardzo żywiołowe i zabawne, nie zawsze związane z głównym wątkiem. Gra generalnie uderza w poważne tony, mamy apokalipsę która doprowadziła do wyginięcia niemal całej ludzkości, lokacje są zimne, sterylne i mroczne, jucha i odcinane kończyny są tutaj na porządku dziennym, dlatego tak jak na ogół nie lubię, kiedy NPCe nie zamykają mordy, tak tutaj ich częste żarciki i przekomarzanie się między sobą stanowią przyjemne comic relief. W pewnym momencie do teamu dołącza irytujące czarne babsko, które lubi się wymądrzać i rozstawiać wszystkich po kątach i już myślałem że trzeba będzie się męczyć z tym netflixowym stworem do końca gry, a koniec końców babeczka okazała się moją ulubioną postacią z naprawdę sprawnie i charyzmatycznie napisanymi dialogami San Jack, jak na skupionego na swojej misji, pozornie bezwzględnego cyborga też potrafi być zaskakująco ludzki, przy okazji nieźle gasząc innych kozackimi one-linerami.Uwielbiam gry, które po opanowaniu pozwalają się poczuć jak totalny, dominujący swoich przeciwników madafaka i tutaj tak właśnie jest. Protagonista ginie od jednego uderzenia, ba zabiłoby go nawet pierdnięcie, ale cały myk polega na tym, żeby to pierdnięcie go nawet nie dosięgło i twórcy dają nam do tego odpowiednie środki: Jack zasuwa po ścianach w gracją Ryu Hayabusy, wykonuje błyskawiczne uniki, potrafi na krótką chwilę spowolnić czas, umie odbijać wystrzelone z blastera pociski z powrotem do wrogów albo skracać ich o głowę w ułamku sekundy wykonując szybki ślizg. A to dopiero zaledwie mały wycinek jego możliwości. Z biegiem gry otrzymujemy dostęp do nowych upgrade'ów rozwijając ninję w zasadzie w dowolnym kierunku. Chcesz postawić na potężne kontry blokujące każdy atak i zamieniające adwersarzy w krwawą breję? Nie ma problemu. A może wolisz walczyć na dystans dziurawiąc gagatków shurikenami? Dajesz byczku. Z czasem pojawiają się nawet takie wypasy jak chwilowa niewidzialność pozwalająca zawczasu zająć dogodną pozycję i pozbyć się tego jednego bardzo irytującego wroga zanim rozpęta się sieczka lub nawet możliwość przejęcia umysłu jednego z nich, aby stanął po Twojej stronie i walił do swoich Opcji rozwijania bohatera, a następnie eksterminowania wrogów jest sporo i to tylko od gracza zależy jaki styl obierze. Moją ulubioną dopałką jest chip na moment zwiększający prędkość Jacka o 5% po każdym zabitym przeciwniku na arenie, który zamienia rozgrywkę w możliwie najbardziej dziki i efektowny balet śmierci jakiego można doświadczyć grając na konsoli. Tak jak na początku gry ginie się bardzo często i na najgłupsze możliwe sposoby, tak na pewnym etapie skill jest już tak wyżyłowany, że po prostu z buta wbijasz do kolejnej lokacji, niemalże mechanicznie unikając wszystkich ataków i tnąc każdego śmiecia na kawałeczki w kilka sekund, po czym z tępym uśmiechem na mordzie dochodzi do Ciebie, że kurde, jesteś w tym naprawdę dobry!Gra daje ogrom frajdy i drugie tyle satysfakcji, są jednak dwie rzeczy, do których muszę się doczepić. Pierwszą z nich są sekwencje na motorze - pojawiają się późno i nie ma ich zbyt wiele, ale nie przypadły mi do gustu. Jeszcze jak zasuwasz rynną w stylu Wipeouta strzelając do robali i unikając przeszkód w ramach filmowej, oskryptowanej sekwencji to jest ok, gorzej kiedy gra robi się nieco bardziej otwarta i trzeba poruszać się jednośladem z punktu a do punktu b. Motorek lubi zacinać się na przeszkodach, wpadać w bugi i bardzo nieprzyjemnie się nim cofa jeżeli się o coś zablokujesz (wolałem w takiej sytuacji wcisnąć restart do checkpointa niż wygrzebywać się spomiędzy obiektów i korygować tor jazdy). Przez te etapy siada też dynamika, bo zamiast lecieć przed siebie i kroić wszystko po drodze, to trzeba co chwilę zsiadać żeby gdzieś kawałek dojść z buta i odblokować np. most, aby móc pojechać dalej. IMO kompletnie zbędny ficzer, ale rozumiem że deweloper chciał dodać cokolwiek nowego, no i jak wspomniałem wyżej nie ma tego tak dużo, raptem kilka etapów. Druga rzecz na minus według mnie to nieco niższy poziom trudności niż w pierwszym Ghostrunnerze. I tak nie jest łatwo, w porównaniu do większość produkowanych dzisiaj gier tu naprawdę można się spocić, ale jednak pierwsza część sprawiła mi dużo więcej problemów. Spadek trudności widać zwłaszcza w trakcie starć z bossami oraz w końcowych etapach, które wydają się znacznie prostsze niż środkowa część gry (a chyba powinno być na odwrót?). Na szczęście po ukończeniu gry odblokowuje się tryb hardcore całkowicie zmieniający konfiguracje przeciwników, a nawet... architekturę niektórych lokacji, sprawiając że parkour jest jeszcze bardziej wymagający. Ot, takie Dante Must Die, dla kompletnych masochistów.Tytuł polecam mocno każdemu kto szuka dynamicznej, adrenalinopędnej rozgrywki bez zbędnego pitu-pitu. Nie jest to ani najpiękniejsza, ani najdłuższa, ani najbardziej zapadająca w pamięci produkcja ever, ale swoje zadanie spełnia i osobiście jestem zdania, że właśnie takich gier ta branża potrzebuje: wykonanych z duszą, charakterem i własnym stylem produkcji AA zapewniających krótkotrwały acz solidny zastrzyk serotoniny. 8/10 Edytowane wczoraj o 08:28 1 dzień przez Josh
Opublikowano 17 godzin temu17 godz. W dniu 12.04.2025 o 12:50, Sep napisał(a):Soma (ps5) - trochę żałuję że tak długo zwlekałem by zagrać. Mroczny klimat, ciekawe miejsce akcji, niepokojące metaliczne dźwięki i kilka momentów gdzie serce zaczyna bić szybciej.Fabularnie też jest intrygująco, choć plot twisty nie zrobiły na mnie wrażenia. Zagadki raczej też nie przysporzą problemów.Fajny horrorek 7/10Gra ma co najmniej 3 sceny które zapadną mi do końca życia i co jakiś czas odświeżam sobie na YT, bo grać drugi raz nie chcęSpoilerOstatni człowiek na planecie.Moment "wymiany" ciał.Fakt że ktoś może latami siedzieć na dnie wymarłej ciemnej ziemi bez szansy nawet na zabicie się to jakaś tragedia do sześcianu.
Opublikowano 16 godzin temu16 godz. Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Metroid Prime: Remastered (Switch)No potężny zawód. Tym potężniejszy, że mowa o LEGENDARNEJ grze, nie jakimś tam kandydacie do tytułu GOTY z dowolnego z ostatnich ~10 lat który można, ale nie trzeba ograć, tylko o pozycji, która w zasadzie jest niezmiennie chwalona, a delikatne głosy krytyki są wypowiadane jakby z lekką rezerwą, racjonalizowaniem tego, że no w końcu takie czasy/nie każdemu siądzie, ale i tak pochwalić trzeba. No to ja nie będę chwalił na zasadzie "Słowacki wielkim poetą był", bo mnie się po prostu nie podobało. I wynikało to z kilku fundamentalnych powodów, których relatywizowanie uważam za bezsensowne.Po pierwsze, od razu rozprawmy się ze słynnym backtrackingiem. Czytając o nim przed samodzielnym sprawdzeniem tematu liczyłem na to, że aż tak źle to może nie jest, a zresztą grałem w różne, nawet starsze metroidvanie i potrafię być względnie tolerancyjny na ten aspekt w grach (w końcu zaliczyłem nawet Niera!). No ale nie, jest tak źle, jak tylko może być. Jest po prostu tragicznie. Bieganie po kilka (a po określonych odcinkach prowadzących do wind może i nawet kilkanaście) razy wzdłuż i wszerz po znanych miejscówkach nie ma w sobie nic z fajnego gameplay'u. Pomijając to, że tu i ówdzie możemy odkryć po paru godzinach gry jakąś nową znajdźkę (poza gadżetami "fabularnymi", rozszerzającymi nasze umiejętności, to tak naprawdę w grę wchodzą tylko upgrade'y zdrowia i liczby rakiet; faktem jest, że jednego i drugiego warto mieć jak najwięcej), to jedyną nowością przy kolejnych odwiedzinach jest ewentualna zmiana bestiariusza. Tak, za każdym razem czyścimy każdą miejscówkę z wrogów od początku. Tyle dobrze, że przy odpowiednio sprytnym przemieszczaniu się, możemy względnie bezpiecznie ich ominąć, ale są miejsca, gdzie twórcy postanowili sobie, że jeszcze bardziej utrudnią nam życie, blokując wszystkie drzwi, dopóki nie zabijemy wszystkich mobów xD. Zaiste, świetny patent w grze, w której jestem zmuszony przemierzać te same lokacje po parę razy. Z drugiej strony, gdyby wrogowie się nie odnawiali, to po paru godzinach prawie cały świat byłby już pusty i martwy, więc może i jest to jakieś urozmaicenie.Tak czy siak, najśmieszniejsze jest dla mnie tłumaczenie uciążliwego backtrackingu tym, że:a) taki UROK Metroidówb) oryginał ma prawie 25 lat, ciężko oczekiwać, że będzie tak przystępny, jak dzisiejsze samograje.O ile to pierwsze to czysta racjonalizacja (fajna to seria, skoro chujowy patent ma być jej trademarkiem), tak drugie to już zwyczajnie nieprawda, bo nawet słynna Castlevania: SOTN z 1997 robi to lepiej i nie torturuje graczy aż tak, jak kilka lat młodszy hit z Gamecube'a. I tu przechodzimy do sedna: naprawdę niewiele by trzeba zmienić, żeby gra bardzo dużo zyskała. Jakikolwiek system "teleportu" (wiadomo, z uwzględnieniem realiów świata przedstawionego, nie musi to być koniecznie materializowanie się w innym miejscu jak w przypadku Alucarda) czy nawet opcja minimum, czyli więcej wind i sensowniejsze połączenia/skróty między poziomami i już dałoby się w to grać bez zgrzytu. Może ucierpiałby trochę czas gry, ale hej, mówimy o 6 generacji konsol, kiedy nikt nie płakał, jak gierkę kończyło się w 8h. Tutaj na dodatek te przejścia między biomami są zrobione tak, że skróty praktycznie nie istnieją (no dobra, z czasem dochodzi się gdzieś dalej i odkrywa nową windę, ale to marne pocieszenie) i żeby przejść ze "świata" 1 do świata 3, musimy przebiec przez świat 2. Co więcej, podróżujemy przez miejsca obfite w spowalniające nas "wąskie gardła" i gdzieniegdzie za każdym razem musimy np. obowiązkowo zmieniać się w kulę i przejechać sobie powolutku torem nad jeziorem magmy. Notabene wspaniałe jest to, że jako sfera nie można dowolnie obracać kamerą...Generalnie gra robi się w miarę zjadliwa w momencie, w którym mamy już zestaw najważniejszych umiejętności i w miarę płynnie sobie podróżujemy (o ile mamy świadomość, gdzie w ogóle trzeba iść, jeśli nie, to teoretycznie po jakimś czasie dostajemy podpowiedź, ale niewiele nam z niej, jeśli hint prowadzi do miejsca, do którego zupełnie nie wiemy, jak się dostać). Ale jak w pewnym momencie dostałem info o potrzebie zebrania artefaktów rozsianych po całym znanym świecie gry (mając jako wskazówkę po dwa zdania "notatki"), to się lekko podłamałem.Drugi problem, to mapka: mało czytelna i ogólnie słabo rozwiązana, ale i tak niezbędna do postępu, bo do końca gry trzeba na nią lukać praktycznie co chwilę, żeby się nie zgubić. I kolejny problem, tu akurat mogę powiedzieć, że charakterystyczny dla całego "gatunku", choć niektóre nowsze tytułu rozwiązały to lepiej, mianowicie fakt, że po paru godzinach gry i odnalezieniu gadżetu, który pozwala otwierać nowe przejścia, mam pamiętać, gdzie mi się to teraz przyda. O ile z samymi drzwiami, otwieranymi konkretnym rodzajem amunicji jest to jeszcze w miarę jasne (na mapce są one oznaczone kolorami), tak z elementami otoczenia, które możemy zniszczyć czy użyć na nich jakiegoś gadżetu, już musimy polegać na swojej pamięci (lub robieniu oldschoolowych notatek xD). Albo liczyć na to, że przy setnym przebieganiu przez ten sam korytarz po prostu się napatoczymy na uchwyt do "linki", którą tym razem już mamy. Aha, mamy tu chyba najgorsze bujanie się na "lince z hakiem", z jakim się spotkałem w grach, myślałem, że nie da się tego zjebać, a jednak. Wracając do eksploracji i pamiętaniu o tym, gdzie warto teraz iść: czasami szczęśliwy, że wreszcie mogę otworzyć jakieś drzwi, przebiegam pół planety, żeby okazało się, że zaraz za owymi drzwiami jest...przeszkoda, której na tym etapie nie jestem w stanie pokonać xD. Dzięki Retro Studios.Przy okazji jeszcze taka dygresja pokazująca "sadyzm" devów: jest taki obszar, w którym można zdobyć opcjonalne ulepszenie. Musimy wspinać się w górę wysokiego pomieszczenia, ale żeby "sięgnąć" do wyższych platform, musimy rozwalić rakietami nadkruszone elementy ścian/kolumn, które powodują opadanie wyższych poziomów. Sęk w tym, że rakiet mamy ograniczoną liczbę (jasne, można tam wrócić później, ale na etapie pierwszych odwiedzin tego miejsca mamy ich niewiele). Wyszło tak, że zabrakło mi tych rakiet prawie na samej górze. No to ok, cofnę się podfarmić je na jakichś mobach parę pomieszczeń wcześniej. Wracam z uzupełnionym arsenałem, a tu co? Wszystkie uszkodzone uprzednio struktury są...odnowione i muszę je rozwalać jeszcze raz xD. Perpetum spierdobile.Jednym z fundamentów MP są elementy platformowe, i o panie, jak to nie działa w widoku FPP. Niewycelowanie w platformę i spadanie to klasyka, no ale jak ma być inaczej, jak za każdym razem trzeba by ruszać gałką w dół i patrzeć pod nogi, jednocześnie planując skok do przodu/w górę? Nie był to może najbardziej frustrujący element w grze (no i skakanie samo w sobie jest spoko), ale potrafił wkurzyć. W ogóle sterowanie, mimo, że dostosowane do Switcha, jest marnie rozwiązane, szczególnie wkurwiające jest przeskakiwanie między rodzajami amunicji i visorów (ostatni boss, anyone?). Dobrze, że chociaż autoaim jako tako działa. Strzelanie samo w sobie ujdzie, ot zabawa rodzajami amunicji i sposobem wystrzału, no ale w kontekście choćby eksploracji nawet się sprawdza. Dobrze, że poziom trudności jest umiarkowanie niski i w sumie poza paroma "kill roomami" czy ostatnimi dwoma bossami (przy czym ten stricte ostatni staje się prościutki, kiedy już rozkminimy, jak go ugryźć) nie ma tu raczej powodu do obaw o życie Samus (ale jak już je stracimy, to lepiej mieć niedawno zrobiony save, bo, cytując Ocelota z MGSa, "there are no continues, my friend". Ze dwa razy zaliczyłem charakterystyczną dla tej gry historię typu "od 40 minut eksploruję i rozwalam wrogów, by zginąć tuż przed odkryciem save roomu".Eksploracja sama w sobie jest nawet przyjemna, zagadki środowiskowe, choć mogą być trochę nieoczywiste, to przy odrobinie zastanowienia się i przeszukania otoczenia raczej nie powinny sprawiać problemu, a dają jakąś tam satysfakcję. Fajnie się śmigało jako kula, szkoda tylko, że o dodanej w remasterze opcji normalnego skakania (zamiast używania do tego bomby) dowiedziałem się przypadkowo z neta, bo w grze nigdzie o tym nie informują xD.Co tam jeszcze na plus? Zdecydowanie oprawa. Remaster wygląda pięknie (podejrzewam, że to wizualnie top na Switchu) i działa w 60 klatkach. Patrząc na porównania z oryginałem, przeskok jest przynajmniej generacyjny. Największe wrażenie robi oświetlenie i wszelkiego rodzaju, słynne już efekty (para, skraplająca się na hełmie woda etc.). Muzyka też zasługuje na pochwałę, może to nie ten typ OST, do którego będę wracał i puszczał sobie go w tle, ale kawałki budują atmosferę i są mocno charakterystyczne.Podsumowując: męczyłem się z tą grą. I nie zamierzam sięgać po sequele. Prędzej sprawdzę wydania w 2D (grałem chwilę w Super Metroida, ale muszę do niego usiąść na spokojnie), ale bardzo możliwe, że to po prostu seria "nie dla mnie". Czyli nie dla osoby, która nie lubi czuć, że marnuje w grze czas robiąc powtarzalne, nie sprawiające frajdy rzeczy, gdzie postęp idzie jak po grudzie. Bo żeby było śmieszniej, ogólnie czuję klimat metroidvani (choć nie jestem specjalnym fanem), o ile jest zrobiona dobrze. Nie tak dawno skończyłem drugie Ori i o ile miałem trochę zarzutów choćby właśnie odnośnie punktów teleportacji, tak sama idea poszerzania swoich skilli i odkrywania dzięki temu coraz to dalszych zakamarków mapy jest (w umiarze) ok. Postrzelać też trochę lubię, a poskakać nawet bardzo. Ale tutaj to wszystko razem wzięte nie pykło. Tyle dobrze, że MP jest niezbyt długi, choć ten licznik w grze chyba trochę przekłamuje, bo na koniec miałem ok. 15h, a czułem się, jakbym grał spokojnie drugie tyle. No a może po prostu tak mi się dłużyło. Edytowane 16 godzin temu16 godz. przez kotlet_schabowy
Opublikowano 15 godzin temu15 godz. Fascynujące jest to, że dla mnie ten tytuł to absolutna legenda i bawię się cudnie za każdym razem, a dla Ciebie jest to zawód. A jeszcze bardziej fascynujące jest to, że masz w zasadzie rację w każdym punkcie i doskonale rozumiem wszystkie Twoje frustracje i wkurwy na ten tytuł. No cóż, fajnie, że spróbowałeśSpróbuj Metroid Dread. Wszelkie zarzuty, które masz do Prime tam w zasadzie nie występują. Gra jest o wiele bardziej nowoczesna, nie jest frustrująca, mapa jest o wiele bardziej przemyślana. A jednocześnie masz to co w Metroidach jest najlepsze: klimat i design. Ja nie przepadam z platformówkami 2D, ale przy Dreadzie bawiłem się rewelacyjnie
Opublikowano 13 godzin temu13 godz. W kolejnych częściach chyba jest lepiej z tym przemieszczaniem się po mapie tak mi przynajmniej coś się rzuciło w oczy jak szukałem czy w jedynce jest opcja szybkiej podróży
Opublikowano 9 godzin temu9 godz. Ten brak większej ilości wind, albo chociaż lepszego ich rozmieszczenia faktycznie irytuje. W Prime 3 trochę jest z tym trochę lepiej.
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.