Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Osiem gierek w tym roku :obama: Nie poznaję cie kruku i podziwiam, u mnie ostatnio ciężko z kończeniem czegokolwiek. W tym roku chyba tylko dwa albo trzy razy obejrzałem napisy końcowe, dla porównania w ubiegłym roku w samym styczniu padło 9 gier :/

Opublikowano (edytowane)
W dniu 3/10/2018 o 22:28, ragus napisał:

Celeste

 

Wymagająca platformówka 2d z genialnym sterowaniem i takimi samymi projektami poziomów. Do tego piękna grafika 2d, czarująca muzyka i moim zdaniem jeden z bardziej efektywnych scenariuszy w grach wideo. W grze wcielamy się w rolę Madeleine i towarzyszymy jej w wyprawie na szczyt góry Celeste. Dlaczego Madeleine wspina się na Celeste? To już trzeba zobaczyć na własne oczy, nie ma co psuć zabawy.

 

Gameplay jest tak zaje,biście zgrany ze scenariuszem, że głowa mała. Rzadko kiedy mam okazję doświadczyć czegoś takiego. Bardzo sprytne wykorzystanie możliwości medium jakim są gierki w kontekście fabuły.

 

Do tego, jeżeli komuś po przejściu gry nadal mało wrażeń, czekają go alternatywne plansze tak kure,wsko trudne, że czacha dymi. 

 

10/10 i to takie od serca. Tak się robi gry video.

 

16058235.jpg

 

 

 

19 godzin temu, raven_raven napisał:

Gra numer osiem w tym roku pykła.

 

CELESTE - to było tak perfekcyjne, że nie wiem jakich słów użyć, by tej produkcji nie umniejszyć. Wymagająca i fantastycznie przemyślana platformówka, która od początku do końca wprowadza nowe pomysły. Sterowanie jest tak sztywniutkie jak tylko może być, a każdy koncept daje pełno frajdy jak i wprowadza coraz to nowe wyzwania. Do tego otoczka audiowizualna gry, która jest najzwyczajniej w świecie przepiękna. Tą przysłowiową truskawką niech będzie to, o czym ta gra opowiada, czyli o walce głównej bohaterki i jej wspinaczce. Nie napiszę nic więcej, bo tego trzeba po prostu doświadczyć. Póki co mój osobisty pretendent do najlepszej gry roku, bo jestem zachwycony. No k,urwa trzeba w to zagrać, to jest je,bane 10/10 w swojej kategorii.

 

jb7pc0.jpg

 

Wypada się tylko podpisać pod tym. Ponad 12h, ponad 3000 zgonów, a nie znalazłem nawet wszystkich truskaweczek. Kasety skompletowane, serducha tylko 4, będzie jeszcze co robić :banderas:

ale ten ostatni poziom, guuuurwa - ostatnio się tak pociłem przy darker side w mario :obama:

 

9+/10

Edytowane przez alienator
  • Plusik 1
Opublikowano (edytowane)

Shadow of the Colossus Remastered 

Chyba wszystko już zostało powiedziane, ale powtórzę: remake idealny. Czapki z głów dla Bluepoint. :obama:
Graficznie zamiata to wiele "współczesnych" gier i nic dziwnego, skoro to rimejk zrobiony od podstaw. Nie sposób nie zachwycić się niektórymi krajobrazami, które już tu i tam przez wielu były postowane na forumku.

Gra sama w sobie nie zrobiła już na mnie tak kolosalnego (he he) wrażenia, jak przy pierwszym podejściu do oryginału z PS2, no ale chyba trudno żeby było inaczej - stety, niestety czegoś tak monumentalnego nie da się zapomnieć i odczuć to samo, co za pierwszym razem

Tym niemniej to must have dla każdego posiadacza PS4. Ci co nie grali, a się wahają: marsz do sklepu lub na PS Storem by godnie nagrodzić Bluepoint za ich cudowną robotę. :good:


:banderas:/10

Edytowane przez Frantik
  • Plusik 1
Opublikowano

Volgarr the Viking, czyli o rozcinaniu przeciwnikom anusa za pomocą płonącego miecza.

 

Backstory: Nie ma. Geneza prosta jak platyna w Undertale: gra od kilku miesięcy na mojej wishliście, a że promocja się trafiła, to skorzystałem.

 

No, spacer w parku to to nie jest, bo gra w pierwszym kontakcie potrafi być bezwzględna. Zgon za zgonem, momentami chmara stale respawnujących się przeciwników naciera na nas z każdej strony, ale szczęśliwie dla gracza tak tłoczne są tylko wybrane fragmenty, bo niewielu rzeczy nie znoszę w grach tak bardzo, jak stale odradzających się przeciwników. Oblać moczem i je'bać prądem te przeklęte żelki. Wracając do zgonów - Volgarr jest typem gry, w której skuchy są wliczone w koszta, bo rozgrywka przebiega na starej i niezdzieralnej zasadzie uczenia się na własnych błędach. Ciśniemy w prawo i wyrzynamy dość urozmaiconą menażerię, poznajemy układ planszy, schemat zachowań przeciwników, zaliczamy zgon, zaczynamy od początku, ale wiemy już, czego się spodziewać. W związku z tym gracz czuje, że pomimo oporów Volgarr jest w zupełności do zaliczenia, a sukces jest wyłącznie kwestią czasu i cierpliwości. Oczywiście skillowemu graczowi zaliczenie danego poziomu zajmie mniej czasu, ale nawet ci bardziej i mniej upośledzeni manualnie powinni dać w końcu radę. Wystarczy poczekać na ten moment, gdy wszystko będzie nam sprzyjać, nie popełnimy głupiego błędu i już. Levele zaczynają wtedy regularnie pękać, bossowie klękają pod ciężarem naszego miecza, a gra zamiast frustrować zaczyna dawać pewną satysfakcję.

 

Nasz wiking tylko pozornie ma mały zakres ruchów. Skok, miecz, rzut włócznią. Ale skakać można podwójnie (drugie wybicie jest zarazem ciosem), mieczykiem machać na różne sposoby, a na wbitą w ścianę włócznię można wskoczyć, by potem spaść na przeciwników jak meteor, nordycki bóg zagłady i penetracji mieczem. Najwięcej problemów potrafi sprawić dość wymagająca mechanika skoku - bezwładne jumpy trzeba z rozmysłem odmierzać, bo te mają ściśle określone odległości, nie ma możliwości skorygować pozycji w locie. Źle się wybijesz? Ch'uj, zgon, wracaj na start. Sztywna mechanika skoku to absolutnie żadna wada, bo taki był zamysł twórców i ja to szanuję. Ostatnio podobne odczucia miałem przy okazji La-Mulana EX, bo tam bezwładność skoków również potrafi sprawić trudność - początkowo trzeba się przyzwyczaić, ale potem można to nawet polubić.

 

Grę przejść niełatwo, ale restarty są błyskawiczne, ilość żyć nieograniczona, więc to wyłącznie kwestia czasu i cierpliwości, małymi kroczkami do przodu, z każdą próbą o kilka metrów dalej. Gracz może jednak mieć wątpliwości, bo sam ciągle byłem na skraju rezygnacji z dalszej gry. W kolejce czeka kilkanaście gier, a ja się męczę z powtarzalnym, momentami frustrującym slaszerkiem, próbując zapamiętać układ przeciwników i przewidująco ciskać w nich włócznią zanim jeszcze pojawią się na ekranie. Po co się tak męczyć? Może lepiej odpalić jakiś symulator chodzenia? Ale w pewnym momencie dociera do nas, że poziom trudności w Volgarrze jest mylący - ja sobie to uświadomiłem, gdy pod koniec gry wróciłem na moment do pierwszego świata, w którym kiedyś ginąłem na potęgę, tymczasem zaliczam go bez żadnej skuchy i bez utraty żadnego elementu ekwipunku, a duże fragmenty przechodzi za mnie moja pamięć mięśniowa, bez udziału mózgu. Było kiedyś takie powiedzenie: coś o ćwiczeniu i mistrzu.

 

Koniec końców, dobrnąłem na finisz i zrobiło mi się nawet nieco przykro, że to już. Wpadł Ending C, najłatwiejszy do osiągnięcia, ale dla mnie w pełni satysfakcjonujący. Pozostałe zakończenia mają już wyższe wymagania (ograniczona ilość żyć na próby) i są poza zasięgiem moich chęci, czasu, cierpliwości. Volgarr zyskał przy bliższym poznaniu, więc zachęcam.

  • Plusik 4
  • Lubię! 1
Opublikowano (edytowane)

METRO 2033 REDUX (PC)

Komputer płonął jak grałem. :kaz: Ograłem kiedyś to Metro, ale chciałem sobie odświeżyć, a że wypuścili Redux, to tym bardziej. Strzela się nadal tak sobie, dla mnie feeling w tym Metrze jest słabiutki. Last Light następny w kolejce, w niego nie grałem, więc zobaczę czy będzie lepiej pod tym względem. Oprawa A/V paluszki lizać, pomimo kilku lat na karku (2014 rok wydania, oryginał będzie miał już... 8 lat na karku - 2010). W ogóle strona techniczna tej gry stoi na wysokim poziomie, zdarzają się czasami bugi, ale loadingi to małe mistrzostwo, z 6 sekund i cyk, wskakujemy do gierki. Poza tym klimat przez duże K. Świat Metra robi ogromne wrażenie, szczególnie za pierwszym razem. Pora na Last Light. Wstydliwa zaległość musi zniknąć z mojego kajecika. :ragus:

8,5/10

Edytowane przez ireniqs
  • Plusik 2
Opublikowano

Bayonetta 1

 

Stara dobra wiedźma jaką znamy od lat. Kiczowata, momentami żenująca fabuła, drętwe dialogi, ale za to całkiem niezgorsza fabuła przemieszane niezwykle efektownymi walkami ze świetnym, acz wymagającym systemem walki. Grafika już dziś lekko trąci myszką, miejscówki są raczej szare i nudne, a gra na normalu potrafi ostro daćw kość (a przynajmniej takiemu laikowi jak ja). Ogólnie, miło było wrócić do Wiedźmy na przenośnej konsoli Nintendo. Granie w Bayo w pociągu albo w łóżeczku? Jeszcze jak.

 

8/10

 

Bayonetta 2

 

Sequel idealny. W zasadzie wszystkie wady jedynki zostały tu poprawione. Nie ma irytujących QTE, poziom trudności bardziej mi odpowiada, fabuła jest ciekawsza choć jedna postać niezwykle irytująca. Nadal pełno tu kiczu, ale damn, jak to wszystko wygląda i się rusza! Grafika dostała solidnego kopa, Bayonetta wygląda seksownie jak nigdy. Grafika z szaro-burych motywów przeszła w całą ferię kolorów z naciskiem na złoto. Świetny design przeciwników, praktycznie non-stop coś się dzieje i oglądamy niezwykły spektakl na ekranie tv/konsoli. To, co tam się wyrabai już od samego początku przechodzi wszelkie oczekiwania i jeśli komuś się podobałą jedynka, to w dwójce po prostu się zakocha. A jak ktoś się od jedynki odbił, to polecam sięgnąć po dwójkę. Jest znacznie, znacznie przystępniejsza i zwyczajnie lepsza.

 

9/10

 

Wonder Boy The Dragon's Trap

 

Przecudownie odnowiony klasyk sprzed blisko 30 lat. Śliczna, ręcznie rysowana i animowana grafika, cudowny soundtrack nagrany przez prawdziwą orkiestrę, gameplay, który pomimo 3 dekad na karku nie męczy. Jasne, czuć, że to staroć, rozgrywka ma swoje wady, ale hej - jak na tak stary tytuł jest naprawdę dobrze, zwłaszcza, że można w to grać bez krzywienia się na archaizmy. Gra ponadczasowa? W tej formie z pewnością. Szalenie mi się podobają motywy w którym za naciśnięciem jednego przycisku można porównać "jak to drzewiej" bywało i czasem efekt jest piorunujący. Artyści odwalili kawał dobrej roboty. 

 

7/10

Opublikowano

Mass Effect : Andromeda

 

Wczoraj skończyłem, po niecałych 70h mam prawie 100 % postępu (zostały jakieś najmarniejsze fetch questy). Wiedziałem, że nie będzie rewelacji, ale trochę liczyłem na to, że wszechobecna krytyka i zawód były trochę na wyrost, ot takie trochę hejtowanie razem ze wszystkimi, beka z animacji facjat itd. No i niestety, tytuł rozczarowania 2017 jak najbardziej zasłużony, a piszę to jako osoba, dla której trylogia ME to jedna z najlepszych rzeczy, jakie przytrafiły się tamtej generacji.

Trochę się rozpisałem, także TL;DR : rozwleczony, często nudny, niedorobiony technicznie tytuł, grając w który czułem się, jakbym nie miał do czynienia z częścią oryginalnej serii od prawdziwych twórców, tylko jakąś podróbą na licencji. Płaskie i nieciekawe postaci, brak poważnych wyborów fabularnych, niepotrzebne wprowadzenie formuły open world. Ma swoje momenty, zarówno w kwestii rozgrywki, jak i historii, ale jest ich zdecydowanie za mało. Parafrazując najpopularniejszą opinię o MGSV : średnia gra, beznadziejny Mass Effect. 6+/10.

 

-żeby mieć to za sobą : strona techniczna. Grałem rzecz jasna z patchem, który coś tam poprawił. Gęby faktycznie wyglądają sztucznie i momentami śmiesznie, ich największy problem to "martwe" oczy i generalnie mimika. Inna sprawa, że są po prostu brzydkie i większość poza naszą ekipą pochodzi z generatora (rudy z afro na Nexusie xd). Poza tym graficznie jest bardzo ładnie i estetycznie. Widoczki są momentami piękne, elementy otoczenia, kombinezony i stroje czy jakieś tam urządzenia bardzo szczegółowe, no i oświetlenie jest świetne. Inna sprawa, że artystycznie mało co robi wrażenie. Aha, framerate lubi spaść (PS4), a były momenty, że coś się zyebało i przez jakieś pół minuty grałem w 10-15 fpsach, bez wyraźnego powodu. Bugów tu też pod dostatkiem, a restartować gierkę musiałem w czasie całej przygody ze 4-5 razy.

 

- fabuła, uniwersum : pomijam już fakt, że pomysł wyjściowy jest naciągany (owszem

 

w pewnym momencie dostajemy wzmiankę, że Reapery były pośrednio powodem wyprawy, ale to jest trzeci plan

 

Wątek główny, co nie jest ewenementem w serii, jest stosunkowo krótki i nie porywa jakoś bardzo, ale mimo wszystko jedyny wywołuje jakiekolwiek emocje. Tyle tylko, że to wszystko nie ma w sobie praktycznie żadnej oryginalności. Nowe rasy to setny raz to samo, ot lekka egzotyka, ale z grubsza nic, czego byśmy nie znali (w ogóle nie daje nam się odczuć, że jesteśmy w innej galaktyce). Na dodatek, jak na skalę wydarzeń, wszystko jest jakieś takie błahe (pierwszy kontakt z Angarami, lol). Artystycznie też nie ma szału. Planeta dżungla, planeta pustynia (i to tak ze 2 razy), planeta zimowa, a na nich taśmowo produkowane zabudowania i elementy otoczenia. No dobra, motywacja i funkcjonowanie Kettów nawet troszkę interesuje, a Jaal jako bohater jest jednym z niewielu plusów gry (choć jako członek załogi to taka grzeczna wersja Javika), ale to trochę mało. Ogólnie świat jest, co w kontekście fabularnym może i zrozumiałe, pusty. Większe wrażenie obcowania z nieznanym miałem w starych częściach, mimo, że szwędaliśmy się teoretycznie po starych śmieciach. Design Remnantów i ich miejscówek na dłuższą metę powoduje mdłości, ciągle to samo. 

 

- postaci : tutaj chyba najbardziej boli spadek formy. W zdecydowanej większości bohaterowie są po prostu nieinteresujący. Scott Ryder niczym się nie wyróżnia i rola jaką objął to w zasadzie dzieło przypadku. Przyznam jednak, że w ciągu gry daje się go nawet trochę polubić, rzuca czasem jakimś sucharem czy ripostą, choć generalnie wszystko bardzo grzecznie i bezpiecznie. Właśnie, to ogólnie charakteryzuje większość postaci w ME:A. Brak tu pazura. Nawet "źli" (nie mówię o kettach) są jacyś ułożeni. Nasze ekipa to nieporozumienie. Liam : do odstrzału. Cora i Vetra : totalne meh, mogłoby ich w ogóle nie być i nie zrobiłoby to różnicy. Drack, Jaal, Peebee : jedyne w miarę ciekawe i budzące sympatię osobistości, ale to nadal poziom drugiego planu w trylogii (zresztą kroganin to w zasadzie starszy Wrex). Pozostali członkowie załogi nie warci wzmianki. Brak chemii, brak ciekawego tła, nijaki design. Obśmiany Jacob z ME2 miał większą "głębię", niż część naszej ekipy w Andromedzie.

 

- gameplay : po pierwsze, formuła otwartego świata, pomijając, że w ogóle mam jej dość, nie pykła i zaowocowała zwyczajnymi nudami i zmęczeniem. Mamy kilka głównych planet, na których robimy dziesiątki powtarzalnych, często strasznie błahych czynności, których mamy dość po pierwszych paru godzinach gry. Na dodatek misje notorycznie wymagają od nas przelecenia z jednego systemu gwiezdnego do drugiego, przykładowo po to, by komuś powiedzieć, że zadanie wykonane. Nie byłoby to takim problemem, gdyby nie wszędobylskie i długie loadingi pod postacią oglądanych setny raz animacji lotu/lądowania. Serio, system zadań to chyba najbardziej zniechęcający aspekt Andromedy. To już nie przyjemność, to praca. Mam ten "problem", że raczej lubię czyścić mapy i robić wszystko, co się da (szczególnie w grze, w której może to skutkować fabularnie), więc tutaj sam sobie jestem trochę winien obrzydzenia tytułu. No ale mimo wszystko twórcy to zaimplementowali, na dodatek wprowadzając bajzel nieprzejrzystym menu z zadaniami i mapą. Ujmę to tak : przypomnijcie sobie te nudne, puste misje poboczne z ME1 i wyobraźcie sobie, że stają się one fundamentem rozgrywki, tyle, że zamiast kilkunastu krótkich wizyt na różnych planetach, mamy kilka wielkich światów, ergo mniejszą różnorodność, a zadań w cholerę. Po "zaliczeniu" pierwszego świata, pod względem czysto gameplay'owym widzieliśmy już wszystko, dosłownie. Czeka nas powtarzanie tego samego w innym otoczeniu. Aha, ekwipunek i craftowanie to powrót do najgorszych elementów ME1, całe szczęście można to z grubsza olać i posługiwać się zabawkami znalezionymi w czasie zwiedzania map. 

 

Wszędzie słychać, że walka to w zasadzie jedna rzecz, która się udała. Owszem, strzelanie sprawia jakąś tam przyjemność, ale nie ma też powodów do zachwytów. Cover system działa słabo, mamy mocno ograniczone sloty na "moce specjalne" (co przy ilości, jaką mamy możliwą do stworzenia, jest wręcz śmieszne). Melee jest żałośnie toporne, wymiany ognia sprawiają frajdę dopiero po wyekwipowaniu konkretnych broni, no i przede wszystkim jest ich tyle, że i tak dopada nas nuda i rutyna. Pewnym urozmaiceniem jest jet-pack, wprowadza trochę dynamiki na polu walki i przy ciężkim poruszaniu się bohatera jest w sumie najlepszym sposobem na wyjście z opresji. No ale niech będzie, że jak na poziom całości, strzelanie jest ok. Co do innych aspektów : jazda Nomadem wcale nie jest jakoś niesamowicie przyjemniejsza od eksploracji w Mako. Przy tym rozmiarze map jest to kolejna nudna czynność, na dodatek sztucznie rozwleczona za sprawą mało wydajnego systemu przyspieszenia oraz ukształtowania terenu na złość graczowi : albo jedź naokoło góry, albo próbuj w ślimaczym tempie wjechać po stoku, próbując nie spier.dolić się z niego po drodze. 

 

Rozpisałem się, a narzekania miałbym jeszcze na drugie tyle tekstu (brak odpowiedzi w stylu paragon/renegade, nie zapadająca w pamięć, nijaka muzyka, konkretne dziury scenariuszowe, politpoprawność i wciśnięte na siłę parytety). Można by spytać, skąd w takim razie tyle godzin gry i mimo wszystko niezła ocena ? Powiem tak : trochę z mojej natury, trochę z tego, że jednak nie jest to tragiczny tytuł, tylko trzeba odpowiednio w niego grać. Jest kilka chwil, w których czuć magię tego uniwersum i klimat starych części - lojalnościówki, mimo słabej podbudowy fabularnej i emocjonalnej, są konkretnymi i w miarę ciekawymi misjami w osobnych miejscówkach, poza tym kilka momentów w głównej historii też robi wrażenie, no i mimo wszystko sam klimat odkrywania nieznanego nadal gdzieś tam w tle jest. Szkoda, że jest to wszystko utopione w morzu monotonnych czynności, niewydolne technicznie, z mało ciekawymi bohaterami. Mogło byś wspaniale, a dostaliśmy najgorszą część serii, która może być jej powodem jej końca. Dla fana zagrać to tak czy siak obowiązek, tylko nie warto się za bardzo wczuwać. 

 

Opublikowano

Hotline Miami 2 - jak wspomniałem w innym temacie, wróciłem do dwójki i skończyłem dwa ostatnie akty. Jest różnorodnie, więcej możliwości eliminacji a i klimat jeszcze chyba bardziej chory niż wcześniej. Różnorodność to jednak minus tej produkcji. Prosta w założeniach jedynka miała w sobie więcej "magii". Wybieranie maski było przyjemnym rytuałem przed każdym levelem. Teraz mamy z góry narzucone postacie, czasami z wyborem maski, ale to tylko wyjątki. Ciężko się wczuć w jakąś postać, ale oczywiście swoich faworytów można znaleźć. Lepszą robotę robi muzyka, która pozytywnie nakręca na każdy etap. Grało się bardzo przyjemnie jednak bez takich wypieków i nerwów jak w przypadku jedynki.

Opublikowano (edytowane)

Ukończyłem najlepszą platformówkę ostatnich lat i chyba najlepszą w jaką grałem, czyli le magnifique C E L E S T E. Wszystko w tym tytule jest na najwyższym poziomie i wszystko jest tutaj zrobione z pasji. Sterowanie jest reZponZywne jak diabli, dlatego każdy błąd jest spowodowany przez nas, dzięki czemu nie czujemy zdenerwowania. Gra co chwilę wprowadza nowe mechaniki (pióro, balony, sterowalne klocki), które jeszcze bardziej urozmaicają wyśmienicie skonstruowane poziomy. Wspinaczka Madeline na górę Celeste okraszona jest niesamowitą muzyką (jedna z lepszych jakie słyszałem w indyczkach), a sama fabuła jest niczego sobie i kryje w sobie wiele tajemnic. Ukończyłem oczywiście sam główny wątek, ale na tym przygoda się nie kończy. Zostało zbieranie pozostałych truskawek, kryształowych serduszek, przejście B-sides (czyli o wiele bardziej wymagających wersji pierwotnych poziomów) i wiele innych rzeczy, które jeszcze nie odkryłem. Gra jest kandydatem do Gry Roku 2018 i nie może być inaczej. 

Edytowane przez Rozi
Gość ragus
Opublikowano (edytowane)

 

a wstawię jeszcze raz, a co:

 

 

od 5:32 odpływam

 

Edytowane przez ragus
Opublikowano

                Ratchet and Clank

                   Ratchet_Clank_20180320000302.jpg

 

No i w takie remastery to ja mogę grać. Kultowa odsłona przygód lombaxa i jego zapuszkowanego przyjaciela była, obok serii Jak & Daxter od Naughty Dog, pozycją obowiązkową dla wszystkich fanów platformerów na poprzednie generacje. I to nie tylko dlatego, że podobnych produkcji na wysokim poziomie było niewiele. Obecna generacja niestety nie może pochwalić się zręcznościowymi gierkami z ogromnym napisem PRZYGODA w podtytule (Knack? No raczej nie :yao: ). 

Seria doczekała się sporo kontynuacji (lepszych i gorszych) więc cieszy fakt, że któraś odsłona wylądowała na current geny w wersji remaster. I to całkiem elegancki trzeba napisać. Nowy silnik, nowe cut sceny, wszystko odpicowane. Planety mogą poszczycić się ogromną paletą barw i żyjątek gotowych posmakować całego arsenału jakim dysponuje uszaty lombax. Uzbrojenie jest właśnie kluczowym elementem jaki wyróżnia serię Insomniac od kolegów z ND (a przynajmniej od ich pierwszej odsłony J&D). Ilość broni jest pokaźna. I nawiasem mówiąc zbyt pokaźna. Jest w czym wybierać. Od granatów, snajperek i typowej kuloplujki przez roboty bojowe, wyrzutnie rakiet aż po... promień zmieniający w owce czy kule disco (Claptrap byłby wniebowzięty). Są bronie przydatne bardziej lub mniej, i są też jako typowe ciekawostki. Lawirowanie między giwerami robi się trochę problematyczne gdy kończy się amunicja i trzeba zastanowić się co wybrać, a w tym czasie obrywamy. Można było dać możliwość pauzy podczas wyświetlania kółka z giwerami. 

 

                    Ratchet_Clank_20180324005353.jpg

 

Nawet na normalu ginie się dość często ale rozumny system spawnów nie powoduje irytacji (również wczytywanie jest błyskawiczne). Gra posiada prosty system rozwoju postaci i broni. Zabijając przeciwników podnosimy umiejętności broni i siebie samego (dla dodatkowych punktów zdrowia), a w sklepach wykupujemy upgrady dla rzeczonych pukawek sprawiając, że śmiercionośne bronie stają się jeszcze bardziej zabójcze. A wszystko za śrubki i kryształki. 

Co się tyczy fabuły to ta została przemodelowana względem pierwowzoru. Niby coś starego ale z nowej perspektywy choć wydawać by się mogło, że została lekko spłycona. Nie ma uszczypliwości lub podtekstów, które wypełniały dialogi za czasów ps2. Widać, że skonstruowano remaster raczej pd młodszego gracza. No i ma się wrażenie, że historia jest trochę za krótka. Niby jest kilka planet, misje poboczne, zbieractwo ale mam niedosyt po dwukrotnym przejściu (2 i pół dokładnie rzecz ujmując). Nie obraziłbym się gdyby wpakowali trylogię na jedną płytkę. 

Pomimo sporej dozy zachwytu komuś należy się czarny kutas w anus za brak możliwości dowolnej zmiany języka, a przecież gra posiada pełną polską lokalizację. Trochę patologią jest by w obecnych czasach móc posłuchać oryginalnych głosów trzeba zmienić język systemowy konsoli :/ Poziom trudności jest miejscami dziwnie nierówny. Na trudnym gra się dobrze ale w kilku miejscach przesadzono z kurczącym się tlenem bądź zdrowiem.

 

                   Ratchet_Clank_20180319234141.jpg

 

Jakby nie patrzeć remaster klasyka z ps2 jest zupełnie nową grą więc i doznania są zupełnie inne. Piękny, zróżnicowany świat, dość ciekawa fabuła i sporo rzeczy do roboty choć mogłaby być nieco dłuższa. Oprawa graficzna ryje banie, kolory wypalają gałki oczne, muzyka napędza adrenalinę, a chaos na ekranie jest cholernie satysfakcjonujący. Brakuje takich gier na obecną generację.

 

  • Plusik 3
Opublikowano
54 minuty temu, Farmer napisał:

Można było dać możliwość pauzy podczas wyświetlania kółka z giwerami.

Jak grałem na premierę i jakiś czas po, to właśnie była pauza podczas wyboru broni. Szukałem opcji aby to wyłączyć i nie było takiej możliwości. Teraz jest w druga stronę? W spoilerze filmik, gdzie widać zastopowanie rozgrywki.

Spoiler

 

 

Opublikowano

No pod krzyżakiem mamy tylko 4 bronie dostępne z tego co pamiętam. W sumie planuje ponowne ogranie R&C to sprawdzę. Ja chciałem właśnie aby wyłączyć pauzę w pełnym wyborze, tak jak to było np w Up Your Arsenal (ale bym chciał Remake), ale widać takie nastały czasy, że ma być łatwo nawet na wysokim poziomie trudności :)

Opublikowano

4 bronie jak klepniesz krzyżak ale jak przytrzymasz kierunek wyskakuje pełne kółko. Problem nie polegał na tym, że strzelają do ciebie tylko, że miałem problem co wybrać :P tyle tego było. Poziom trudności jest nierówny. Walki z bossami nawet na hardzie są łatwe.

Opublikowano

Bo z krzyżaka się nie wybiera broni, tam po prostu sobie ustawiasz cztery, które można szybko zmieniać. Docelowo przypisujesz je jak jest spokój na mapie, tak to rozumiem. Dodatkowo przy dwukrotnym klepnięciu trójkąta możesz przełączyć pomiędzy dwoma/trzema ostatnio używanymi. Ano poziom niestety jest nierówny, podobnie było we wcześniejszych dużych częściach.

Opublikowano

Crash Bandicoot: Warped (Remake), czyli wślizg, skok, double jump, kręciołek, kręciołek, kręciołek.

 

Backstory: jedynkę i dwójkę zaliczyłem w zeszłym roku, uznając, że zrobię sobie trochę przerwy przed trójką. To była jedna z pierwszych gier, które odpaliłem na PSXie, wiec nostalgia level over 9000.

 

Będąc smarkiem uważałem trójkę za najlepszą część trylogii, ale teraz bardziej bym się skłaniał ku dwójce. Bo zgadzam się z opiniami, że trójka miejscami jest zbyt przekombinowana. Wiecie co mam na myśli: motory, nurkowanie, samoloty, skutery wodne; trochę zabrakło umiarkowania w tym urozmaicaniu rozgrywki, a platformówkowy rdzeń cyklu jakby się rozmył, bo żadna z tych minigier nie jest na tak dopracowanym poziomie, jak klasyczne skakane poziomy. Dwójka wydaje się pod tym względem spójniejsza, a jedynka to już w ogóle klasyka, ale miała zbyt wiele słabszych fragmentów (mosty linowe na przemian irytowały i nudziły). Wracając jednak do trójki: sentyment mam do niej ogromny, bo pewnie zamiast wkuwać do kartkówki z fizy jarałem się kolejnymi levelami w Crashu "wow motory! oja skutery wodne!! LOL SAMOLOTY! OMG JESTEM DZIEWCZYNĄ CRASHA!". W tym całym podnieceniu wykręciłem wtedy ponad 100% (jeśli dobrze sobie przypominam, to 104%), więc teraz było kwestią dumy i rywalizacji z samym sobą, by temu wynikowi dorównać i udowodnić sobie, że stare palce jeszcze potrafią. To wiązało się niestety z zaliczaniem czasówek, których zwykle w grach nie toleruję, ale tutaj... cóż, było łatwo, nawet jak dla mnie. Tylko jeden level (Hang High) dał mi nieco w kość, poza tym bez większej spiny - dwie, trzy próby, a często już przy pierwszym podejściu wpadało złoto.

Crash wciąż ma urok, tym bardziej, że wiadomo jaka jest obecnie kondycja platformówek w branży. Remake na wysokim poziomie, na który ta seria zasługiwała. Tu i tam, ludzie narzekają na "pływające sterowanie" i być może rzeczywiście coś w tym jest, ale osobiście szybko przełączyłem się na kontrolę... krzyżakiem. Wydawało mi się precyzyjniejsze i już do końca nie narzekałem. Kciuk narzekał, ale może przynajmniej zaoszczędziłem sobie nerwów?

To co? Teraz by się przydała jakaś nowa, świeża część? Chociaż remake CTR brałbym z pocałowaniem w pierścień.

 

Deadlight: Director's Cut, czyli dwa razy machnę siekierą i staminy brak; strach pomyśleć ile zajęłoby mi porąbanie drewna do kominka.

 

Backstory: od zawsze odrobinę chodziła za mną ta gra, ale bez przesadnego hajpu, więc gdybym na łożu śmierci nadal nie miał jej zaliczonej, to jakoś nie robiłbym z tego tragedii. Ale są promocje, z których żal byłoby nie skorzystać, aby potem odchodzić ze świata odrobinę bardziej spełnionym.

 

W zasadzie lubię takie gierki o prostej mechanice, pozbawione gameplayowych udziwnień. Tutaj jest ładnie i klimatycznie. Jest również łatwo, bo co krok ustawione są checkpointy (które w sumie okazują się zbawienne, ale o tym za chwilę), znajdźki w większości leżą na widoku, raptem kilka z nich jest zmyślnie ukrytych. Grałem własnym tempem i nie przegapiłem ani jednej. W ogóle było jakoś przyjemnie i piknikowo, bezstresowo, nad czym nieco boleję, zważywszy tematykę gry. Szczypta zaszczucia by nie zawadziła. Trzy grubsze rozdziały, z czego pierwszy wydaje mi się najlepszy, bo jego tempo jest odpowiednie (no, i początek drugiego też ok). Niestety, im dalej w grę, tym fun z niej płynący metodycznie maleje, zaczynają irytować niektóre fragmenty nastawione na ucieczkę/pogoń, bo sterowanie w tej grze bywa upośledzone. Brakuje mitycznej responsywności, chłop rusza się jak wór cebuli, ma problem z wykonaniem pożądanych czynności co owocuje głupimi zgonami, nie zawsze jest też jasne czy podłoże jest bezpieczne, bo wygląda na takie, ale okazuje się kolcami. A dla gracza, który lubi szperać to prawdziwa zmora, bo co krok zmuszony jest się zastanawiać "a tam mogę zeskoczyć?". Próbować nie szkodzi, bo w sukurs przychodzą wspomniane checkpointy rozmieszczone bardzo gęsto, więc śmierć jest w zasadzie bezkarna, ale zdecydowanie nie wszystko w tym gameplayu zagrało. Chciałoby się ociupinkę mniej liniowości, więcej myślenia, mniej biegania, ale i tak popykać warto, czemu nie.

  • Plusik 3
Opublikowano

Murdered : Soul Suspect

 

Wersja na PS3 jest na PSN za cenę piwa, a że tematyka wydawała się ciekawa, to nie zaszkodziło sprawdzić. W skrócie : na początku nasz bohater zostaje zabity i jako duch próbujemy rozwiązać zagadkę grasującego w miasteczku Salem mordercy. Pomysł wyjściowy i kilka patentów wiążących się z nim (przenikanie przez ściany, "opętanie" npców) to największe i w sumie jedyne zalety tej gierki, ale potencjał jest mocno niewykorzystany. Ogólnie to baardzo prosta przygodówka, opierająca się na eksploracji i rozwiązywaniu "zagadek" (które natomiast opierają się na zbieractwie poszlak i dowodów na miejscu zbrodni). Dosyć szybko wkrada się monotonia, ale tytuł jest króciutki (z 6h), więc nie zdążymy się przejeść. Scenariusz niestety mocno sztampowy, a głównemu bohaterowi zupełnie brak charyzmy (voice actor wypowiada swoje kwestie, jakby przysypiał). Generalnie można sprawdzić jako szybkiego samograja w przerwie między innymi tytułami, ale niewiele się straci olewając tę gierkę. No i jak to kogoś interesuje, to stosunkowo łatwo wbić platynę (opiera się na zbieraniu notatek i innych pierdół). Typowe 6/10. 

  • Plusik 1
Opublikowano

Persona 3- klimat, postacie i historia bardzo okej ale reszta do pieca. Niby to samo co p4 i 5 ale no nie bawiłem się przy tym równie dobrze, nie polecam zaczynać przygody z serią od tej części bo będzie to wasza pierwsza i ostatnia styczność z tą marką

Opublikowano
9 minut temu, Pupcio napisał:

Persona 3- klimat, postacie i historia bardzo okej ale reszta do pieca. Niby to samo co p4 i 5 ale no nie bawiłem się przy tym równie dobrze, nie polecam zaczynać przygody z serią od tej części bo będzie to wasza pierwsza i ostatnia styczność z tą marką

 

To mnie zaciekawiłeś. Chodzi za mną od czasu do czasu P5, szczególnie, że styl mi się bardzo podoba (w końcu robił ten sam koleś co od Catherine :wub:), ale właśnie po skończeniu P3 stwierdziłem, że raczej nie mam ochoty kontynuować tej serii. W kolejnych częściach jest mniej powtarzalności i ślamazarności?

Opublikowano

Głównie chodziło mi o dungeony (pyerdolone 260 pięter xD) te w 5 są wyborne, gameplay w mieście polega raczej na tym samym, jest tego po prostu znacznie więcej. 

Na twoim miejscu spróbowałbym 5, gierka ma niesamowity klimat i warto dać jej szanse

Opublikowano
28 minut temu, Pupcio napisał:

Persona 3- klimat, postacie i historia bardzo okej ale reszta do pieca. Niby to samo co p4 i 5 ale no nie bawiłem się przy tym równie dobrze, nie polecam zaczynać przygody z serią od tej części bo będzie to wasza pierwsza i ostatnia styczność z tą marką

Obalam. Zaczynałem od Persony 3. Z miejsca się zakochałem i od tamtej pory jestem fanem serii. W sumie grałem niby na PSP po raz pierwszy w P3, ale tak czy tak miazga pod względem klimatu, postaci i historii. Ja byłem kupiony po P3, a nie zniechęcony. Warto zapoznać się z tą częścią, tak czy siak (moim zdaniem).

  • Plusik 5

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...