zdrowywariat 373 Opublikowano 16 września 2020 Opublikowano 16 września 2020 12 godzin temu, Rozi napisał: No i ta muzyka: Życie jest krótkie, grajmy w dobre gry. No dobra, przekonałeś mnie tym ostatnim tekstem. Cytuj
łom 2 033 Opublikowano 16 września 2020 Opublikowano 16 września 2020 Mirrors Edge Catalyst (PS4 Pro) - strasznie irytująca gra. Przez wrzucenie starego Mirrors Edge'a (bo poruszanie się i ogólny design są podobne) do open worldu gdzieś uleciał cały urok. Całe miasto jest zrobione na zasadzie kopiuj-wklej, nie ma wyróżniających się miejscówek. Mapa jest zawalona znacznikami i znajdźkami które nawet nie są ukryte. Dodatkowo przez to że grafika jest bardziej 'realistyczna' gra stała się mało czytelna, czasem wpadałem na idealnie wyczyszczoną szybę albo wskoczyłem prosto w przepaść myśląc że to jest kolejny czarny kawał metalu na podłodze. Fabuła na siłę stara się być poważna co bardzo słabo wychodzi. Za cenę małej pizzy można ograć ale jak ktoś ma oryginał to lepiej jeszcze raz go ukończyć. 6/10 1 Cytuj
Szymek 1 056 Opublikowano 16 września 2020 Opublikowano 16 września 2020 W dniu 15.09.2020 o 11:37, Ludwes napisał: exactly this, normalnie jakbym siebie czytał Obecnie mam tak z zelda na DS. Niby proste zagadki a jednak nie do końca ale jak się uda rozwiązac to śmieje się sam z siebie mam nadzieję że skończę 2 1 Cytuj
C1REX 16 Opublikowano 20 września 2020 Opublikowano 20 września 2020 Nioh2 - trochę hardcorowa gra. Takie połączenie Dark Souls i Ninja Gaiden, ale trudniejsze od obu razem wziętych. Bardzo skomplikowane buildy. Mega trudna solo, ale w coop jest dość prosta. Mi się grało spoko, gorzej od jedynki, ale wciąż 300h z uśmiechem spędziłem z tą grą. Mają jeszcze wyjść DLC jakieś, więc będę do gry wracał. Na razie jest platyna + 100% achievmentów z DLC. 2 Cytuj
oFi 2 496 Opublikowano 21 września 2020 Opublikowano 21 września 2020 16 godzin temu, C1REX napisał: Nioh2 - trochę hardcorowa gra. Takie połączenie Dark Souls i Ninja Gaiden, ale trudniejsze od obu razem wziętych. Bardzo skomplikowane buildy. Mega trudna solo, ale w coop jest dość prosta. Mi się grało spoko, gorzej od jedynki, ale wciąż 300h z uśmiechem spędziłem z tą grą. Mają jeszcze wyjść DLC jakieś, więc będę do gry wracał. Na razie jest platyna + 100% achievmentów z DLC. szanuje podwójnie takie platynki + 100% Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. kotlet_schabowy 2 735 Opublikowano 23 września 2020 Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 23 września 2020 The Last of Us 2 No odczekałem, aż kurz opadnie, patch pozwoli wyłączyć ziarno i nadrobiłem jeden z najbardziej kontrowersyjnych (przynajmniej w szeroko pojętym internecie, bo media branżowo są wyjątkowo wręcz zgodne w swoich peanach pochwalnych) tytułów generacji. Jako że jedynka nie była dla mnie żadnym GOTG (ot, świetna gra, żaden przełom) to, po pierwsze, na sequela nie byłem aż tak napalony, po drugie, chyba przyjąłem z większym luzem i chłodem te wszystkie "szokujące" wydarzenia i zmiany, z jakimi mamy do czynienia. Co nie zmienia faktu, że nadal sporo z nich mi nie spasowało. Może w miarę krótko, akapitami, zacznę od gameplay'u: Trzon rozgrywki jest bardzo podobny do pierwszej części. Upraszczając: loot, kill room (choć room to nienajlepsze określenie, bo często są to obszary obejmujące kilka budynków i ulic), czyszczenie kill roomu ze śmieci, eksploracja, narracja (filmik/rozmowa/interaktywny przerywnik). Nie ma tu rewolucji (nie, żeby ktoś oczekiwał i była potrzebna), ale ewolucja jest bardzo delikatna i dotyczy w zasadzie tylko potyczek z wrogami. No ale cóż to są za potyczki! Zdecydowanie największa siła i zaleta TloU2. Rozwinięte skradanie (czołganie się robi naprawdę dużą robotę), które dzięki mega responsywnemu i płynnemu sterowaniu postacią sprawa naprawdę dużą satysfakcję (większość starć przeleciałem z ukrycia, z okazyjną otwartą walką w ostateczności albo wręcz dla urozmaicenia). Jak już dojdzie do walki "na pięści", to za sprawą uniku wreszcie ma ona jakikolwiek sens i daje szansę na wyjście bez większego szwanku. Strzelanie: mięsiste, jak zawsze. Headshoty pysznie siadają i rozwalają przeciwników, bronie są charakterystyczne i mocno się od siebie różnią, zapewniając różnorodne efekty w ciałach ofiar. Gra, w której teoretycznie możesz 90% starć ominąć/rozwiązać po cichaczu, ma lepszy gunplay, niż niejedna strzelanka. Props. Ataki melee to też cudo. To wszystko nabiera dodatkowych barw dzięki świetnej animacji postaci i przywiązaniu do (makabrycznych momentami) szczegółów. Mimo, że wspomniany wcześniej schemat daje się we znaki, a gra jest mocno rozwleczona, to jednak każde starcie (szczególnie z ludzkimi przeciwnikami) przyjmowałem z radością na myśl o kombinowaniu. Swoją drogą, nie używałem nasłuchiwania (pozdro nobody) i naprawdę pozytywnie wpływa to na zabawę w chowanego. Inna sprawa, że rezygnując z tego, odpada nam ~połowa sensownych umiejętności w drzewku rozwoju (które i tak jest mocno na siłę i większość dodatków to sztuka dla sztuki). Reszta zabawy niestety momentami robi się mocno monotonna. No fajnie się zwiedza miejscówki (tym razem dostaliśmy namiastkę nieliniowości w stylu Uncharted: LL, ale to dosyć krótki epizod w skali gry i w sumie się z tego cieszę, nie potrzeba mi do szczęścia kolejnych wielkich przestrzeni i pseudo wolności) czyta notatki i podziwia kunszt designerów, ale ile można? Fanem craftingu nigdy nie byłem, tym bardziej nie przekonuje mnie zbytnio, kiedy w prawie niezmienionej od 7 lat formie dostaję go w nowej grze. Nawiasem mówiąc, na hardzie przedmiotów i amunicji jest pełno, szczególnie jak ma się nawyk plądrować dosłownie każdą szafkę, co swoją drogą wybija mnie z rytmu i męczy-słynne natręctwa gracza. Wchodzę do pomieszczenia: zaczynam je okrążać, klepiąc trójkąt, by wszystko podnieść. Kończę kill room: zaczynam "pracę" w sprzątanie. Za żerowanie na tym patencie minus dla ND. Trochę irytują też wciskane nadal (i to całkiem często) QTE i gejmizmy, ze słynnym podstawianiem nóżki naszym kompanom na czele. No darowaliby to sobie w 2020. A właśnie, kompani: większość gry niepotrzebni fabularnie i gameplay'owo, ba, wręcz przeszkadzają (tym bardziej, że tym razem nie są niewidzialni dla wrogów). Odetchnąłem z ulgą w czasie samotnych epizodów. Podobało mi się za to rozwijanie broni (głównie przez sposób, w jaki to pokazano: rewelka) i pseudozagadki (fizyka sznurów), których niestety jest trochę mało. Tak czy siak: gra się spoko, ale to powinna być zdecydowanie krótsza przygoda (u mnie ok 33 h z lizaniem ścian, swoją drogą i tak sporo pierdółek ominąłem). Dobra, przejdę do mięsa, czyli fabuły, postaci etc. Zanim zacznę spoilerowo, to ogólnie powiem: jest zawód, choć nie tak duży, jak się spodziewałem. Największy grzech: pełno nieciekawych postaci, niestety również pierwszoplanowych. TLoU nie było żadnym objawieniem scenariuszowym, nawet jeśli mówimy tylko o gierkach, historia była raczej prosta i wręcz sztampowa. Cała siła tkwiła w tej słynnej RELACJI między bohaterami, ich rozwojem, ale też naturalnymi dialogami czy pojawiającym się mimo wszystko humorem. Tutaj to wszystko jest strasznie mdłe. Dużo momentów sprawia wrażenia wrzuconych dla efektu "mocy", żeby zszokować, żeby było nietypowo. Co do postaci: Ellie, choć nie byłem jej specjalnym fanem, i tak ciągnie całość. Spoiler Joel: jak wiadomo, jest go niewiele, ale każde jego pojawienie się to skarb, który trzeba doceniać, bo na tle reszty lamusów (może poza Tommym, którego też trochę mało) jest po prostu mistrzem charyzmy. Szkoda, że w celach fabularnych zrobiono z niego nieostrożnego głupca (zresztą nie tylko z niego: akcji z dziwnymi przypadkami czy wyskakującymi z dupy przeciwnikami, którzy ogłuszają naszą bohaterkę, po czym z odsieczą leci krzyczący kompan, równie szybko sprowadzony do parteru, jest po prostu za dużo). Dina: ujdzie, ale zwyczajnie nie pasuje do tej podróży, co zresztą twórcy szybko sami zrozumieli, chowając ją na resztę gry w "bazie". Sean jest bo jest, ale nawet za bardzo go nie zdążymy poznać, a już znika. No i ten schemat partnera: sarkastycznego mądrali, który cały czas przekomarza się z naszym bohaterem jest już po 5 częściach Uncharted nudny. Ekipa Abby to słabizna, autentycznie darzyłem ich niechęcią, natomiast parka Spoiler ex-Serafitów, którzy mieli być kimś ważnym i pokazującym inną stronę Abby, to, poza ich udziałem w kilku ciekawych reżysersko akcjach, mocny niewypał. Chodzi o sam fakt, że z przygody, która kręci się wokół wzajemnej zemsty dwóch ważnych postaci, nagle wskakujemy w potężne odbicie w bok i ratowanie jakichś randomów. Cały epizod na wyspie nadaje się na śmietnik i tylko czekałem, aż się skończy. Zaburzenie chronologii samo w sobie jest ciekawym patentem, ale trzeba to zrobić w odpowiedni sposób, a nie tanio zostawić graczy Spoiler z cliffhangerem w połowie gry, po czym następne paręnaście godzin dowiadujemy się, co to się działo przez ostatnie 3 dni po drugiej stronie barykady. Jeszcze żeby działo się coś faktycznie ciekawego, ale nie, dostajemy bandę płaskich postaci z WLF, którym na siłę dorabia się na szybko jakiś charakter i ludzkie cechy (w wiadomym celu), protagonistkę/antagonistkę, która, choć ogólnie jest spoko (o ile można określić w ten sposób morderczynię Joela), nie ma specjalnie ciekawego charakteru, nie mówiąc o słynnym wyglądzie fizycznym, za którym, poza narobieniem szumu i pokazaniem czegoś NIETYPOWEGO, nie stoi żaden przekaz. Do końca gry myślałem, że dostaniemy jakieś sensowne uzasadnienie (czy to logiczne, zważywszy na świat postapokaliptyczny, czy psychologiczne, bo w końcu coś musi zdecydować o obraniu takiej drogi przez dziewczynę) muskulatury Abby. Co więcej, nie idzie za tym ani reakcja świata (dwa zdania na temat tego, że to "przypakowana baba" wypowiedziane przez npców się nie liczą). Mam z tym problem, bo kłóci się to po pierwsze, z realiami tego świata, a po drugie z zasadami rządzącymi (czy twórcom to pasuje, czy nie) prawdziwym światem i relacjami międzyludzkimi. Dam Wam filmowy przykład, jak to może wyglądać: w Aliens mamy twardą chłopczycę: Vasquez. W jednej ze scen Hudson pyta ją z żartem, czy ktoś nie pomylił jej kiedyś z facetem. Riposta z jej strony "nie, a ciebie?". Tutaj mam wrażenie, że tematu nie ma, bo przekaz jest taki: tak może wyglądać kobieta i wara wam od tego. No i tu zmierzamy do tej właśnie naturalności, której brakuje. Brakuje, bo wiele rzeczy sprawia tu wrażenie wepchniętych na siłę, w imię innej, niż dobra opowieść, agendy. Płynnie mogę tutaj przejść w kolejny "kontrowersyjny" motyw związany z grą, mianowicie szeroko pojęta poprawność i klimaty SJW. Nie ma sensu udawać, że tematu nie ma, albo jest naciągany przez bigotów i prawaków, bo na każdym kroku da się odczuć, że "coś jest nie tak". W stosunkowo małym świecie trafiamy co chwile na mniejszości, "różnorodność" jest tak duża, że aż, znowu użyję tego słowa, nienaturalna. Mniejszość, z definicji jest, szok, mniejszością w danym społeczeństwie. Tutaj można odnieść wrażenie, że w USA proporcje są odwrotne, niż w rzeczywistości i to biały facet jest rzadkością. Co krok Azjaci, Żydzi, czarni, lesbijki i transy, niepełnosprawni. Tutaj już niektórym się włączy pewnie lampka, że oho, mamy do czynienia z zacietrzewioną konserwą. Otóż nie, moi drodzy. Problemem nie jest obecność danych postaci, tylko to, że jest to wszystko fałszywe i sztuczne, a ludzie nie lubią, jak im się coś wciska na siłę. Subtelność: ładne słowo, dobrze pasuje do prequela. To jest jak z tymi głośnymi Oscarowymi zasadami: nie ważne, czy scenariusz tego wymaga, czy dla twórcy ma sens przedstawić taką czy inną postać. Ma być wypełniona quota i już. Ale w sumie jak tak sobie myślę, to ciężko w grze spotkać starych ludzi. Czyżby AGEIZM? Wracając do samej historii: pokazanie dwóch stron medalu może i jest ciekawym zabiegiem (znowu: jeśli obie strony są interesujące), co nie zmienia faktu, że ja, jako gracz i człowiek: Spoiler a) zżyłem się z naszym duetem z jedynki, co chyba oczywiste b) nawet znając ich "złe uczynki" i rozumiejąc postawę wroga, i tak obieram jedną stronę, a stroną tą jest Joel. Jemu kibicuję i jego popieram. Abby to dla mnie wróg. Co więcej, taki symetryzm ("każdy jest równie zły i winny czyjejś krzywdy") jest niekonsekwentny, bo można by zapytać, ile dzieci osierociła po drodze nasza pakerka, i tak w nieskończoność, wszystko jest relatywne. To jest twardy świat po zagładzie, nie ma miejsca na filozofię z dzisiejszych standardów zachodniego świata i rozkminianie, że w sumie wszyscy są równie źli i winni, podajmy sobie ręce i wybaczajmy. No ale dobra, tu już popłynąłem w swoją wizję świata, widocznie autorzy scenariusza mieli inną (i mnie może ona nie przekonywać). Poniżej małe spoilery również z MGS2 i MGSV. Spoiler Nie zmienia to faktu, że wyczucia w narracji brakło i wpycha się graczowi do gardła sterowanie osobą, której szczerze nie znosimy i życzymy jej jak najgorzej. Nietypowo? Tak. Czy wszystko, co nietypowe, musi być z automatu chwalone? No nie. Kłania się tu MGS2 i Raiden, ale Kojima nie pojechał aż tak ostro. Jednak odczucia były podobne: gracze chcieli Snake'a, pan reżyser wiedział lepiej. W sumie z MGSV też poniekąd tak było. Cóż, twórcy mają prawo do swojej wizji, mi się, jak już wcześniej pisałem, nie musi ona podobać. Jasne, w czasie końcowej napierdalanki miałem ambiwalentne odczucia, co można by nazwać sukcesem scenarzystów (inna sprawa, że osiągnięty dosyć naciąganymi momentami, jak np. przystawienie noża Lvowi), ale przy pierwszej walce z Ellie nie ukrywam, że podłożyłem się parę razy xD. Mimo wszystko końcówka, choć poniekąd neguje cały sens podróży i walki Ellie, nie była aż tak zła, jak się czyta. A sam epizod w Santa Barbara to bardzo dobra odskocznia klimatyczna od nudnych już betonowych bloków w szaroburym i deszczowym Seattle. Szkoda, że tak późno i na tak krótko. Zwyrole tam spotkani też mieli potencjał i swoim krótkim występem zrobili lepsze wrażenie, niż WLF przez 30h gry. Parę słów o technikaliach: grałem na Slimce, framerate trzymał sztywniutkie 30 fpsów, dawno nie spotkałem takiej stabilności. Gra wygląda rewelacyjnie (oczywiście szybko wyłączyłem ziarno, które odczuwalnie pogorszało odczucia estetyczne). Przywiązanie do szczegółów jest po prostu ogromne. Efekty pogodowe i inne, cząsteczki, fizyka, roślinność, nie mówiąc o mimice i animacji postaci. Zdecydowana topka na PS4, choć pierwsze wrażenie tego nie zapowiada. Troszkę rzuca się w oczy postrzępienie krawędzi, szczególnie włosów, ale to już klasyka tej generacji. Muzycznie za to bez szału. Chyba ani jednego nowego utworu nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Dobrze brzmią głównie podkłady w gorętszych momentach starć, skutecznie budują atmosferę niebezpieczeństwa. Poza tym: poziom w dół w stosunku do jedynki. Oprócz tego duży props dla ND za wszelkie opcje kustomizacji, czy to HUDa, czy sterowania, czy trudności, poziom niespotykany w branży. Podsumowując: za dużo wad, jak na mesjasza i 10/10. Przede wszystkim w kategorii, w której miało być najlepiej, czyli fabule. Gameplay'owo jest za to bardzo dobrze, choć jak dla mnie za długo. Mimo wszystko jest to jedna z tych gier, do których codziennie miałem ochotę wrócić, żeby dowiedzieć się, co dalej (i nie męczyło mnie samo granie - patrzę tu na pewien hit z 2018). Gracz czuje, że obcuje z dziełem doszlifowanym, dużym, wysokobudżetowym i w pewnym sensie po prostu ważnym. Mimo wszystkich zarzutów, brakowało mi trochę takich gier AAA w tej generacji. Ode mnie 8-. 16 1 Cytuj
Ludwes 1 690 Opublikowano 23 września 2020 Opublikowano 23 września 2020 God of War III Kurde no, spoko gra. Nie jest to żaden mesjasz, ale skłamałbym, gdybym napisał, że mi się nie podobało. Gra ma, mam wrażenie, trochę inny feeling od poprzednich części - jest bardziej filmowa, a rozgrywka jest trochę bardziej w stylu Uncharted - łatwa i cały czas do przodu na złamanie karku. Walki jest tu tradycyjnie najwięcej, a ona przeszkadza mi już od jedynki - już wtedy wkur.wiało mnie, gdy próbowałem wrzucić przeciwnikowi combo, a ten w jego trakcie je po prostu przerywał, bo... tak, lol. Irytują niewidzialne ściany, które w tej grze są chyba najbardziej chamskimi, z jakimi się spotkałem w grach. Jeszcze gorzej, że gra bywa niekonsekwentna, bo są w grze momenty, kiedy gracz do nich przyzwyczajony nagle wpada w przepaść i ginie, bo tak. Mocno denerwują te wszystkie najazdy kamery w stylu 'tak, tę dźwignię masz pociągnąć, debilu'. Scenki przerywnikowe i cała postać Kratosa - no comment. Z fajnych rzeczy to na pewno walki z bossami, te wszystkie odjazdy kamery i grafika - widać, że to gra z PS3, ale gra wyglądająca bardzo dobrze. Ogólnie rzecz ujmując - to po prostu God of War, a God of Wary zawsze, mimo wszystko, były dla mnie przyjemnymi grami. Ze starej trylogii jedynka nadal na topie i to z dużą przewagą - była najbardziej wyważona gameplayowo, miała mało, ale naprawdę konkretnych bossów (Ares był przeyebany) i najfajniejszy 'level' w całej serii. W każdym razie - trójka też jest ok. 1 Cytuj
Ukukuki 7 117 Opublikowano 23 września 2020 Opublikowano 23 września 2020 Ja na PS4 sporo nadrabiałem gierek z PS3, nigdy nie miałem żadnego playstation. GoW3 i nordyckiego GoWa ogrywałem w podobnym czasie. Wiem ,że to kompletnie nie jest popularna opinia ale bardziej podobała mi się trójka, ciągła akcja, fajny system walki. Ciągle coś się dzieje i do tego nie było elementów metroidvania. 1 Cytuj
zdrowywariat 373 Opublikowano 23 września 2020 Opublikowano 23 września 2020 No to polecam jedynkę i dwójkę. Są jeszcze lepsze od trójki. Dla mnie dwójka była najlepsza, choć zdania są podzielone i niektórzy wolą jedynkę i im się nie dziwię. W sumie cała trylogia trzyma poziom. Cytuj
XM. 11 045 Opublikowano 23 września 2020 Opublikowano 23 września 2020 2 > 1 > GoS > 3 > Ascension >>> ChoO jeśli chodzi o starą formułę. Cytuj
Square 8 724 Opublikowano 23 września 2020 Opublikowano 23 września 2020 GoW2>Ascension=GoW>GoW3>GoS>CoO jak dla mnie. Trójkę ogrywałem jak była w Plusie i tylko się utwierdziłem, że to co dostaliśmy w God of War 2018 było bardzo potrzebne serii. Ascension ze starych części jeszcze planuje ograć ponownie, a potem już tylko nowe odsłony. Cytuj
Yap 2 795 Opublikowano 24 września 2020 Opublikowano 24 września 2020 Nie potrafie wyroznic najlepszej odslony GoW. Ostatnia mna pozamiatala, ale mam tak z kazdym GoWem procz moze CoO. Hammer Combo Cancel 2 w sumie najlepiej sie prezentuje calosciowo. No i jest tam fatality na Barbarian Kingu . Cytuj
Gość Rozi Opublikowano 24 września 2020 Opublikowano 24 września 2020 Ascension była tak nijaka, że ani jednego bossa nie pamiętam z niej. Cytuj
Pupcio 18 655 Opublikowano 24 września 2020 Opublikowano 24 września 2020 Jedyna część której nie skończyłem, strasznie się wynudziłem i pod koniec odpuściłem. CoO uwielbiam ale wiem że to nostalgia (kupione razem z psp i skonczone milion razy ) Cytuj
kotlet_schabowy 2 735 Opublikowano 24 września 2020 Opublikowano 24 września 2020 No Ascension niewypał, w ogóle dziwny czas gejmingu, sporo sequeli na siłę, generacja wydłużana trochę na siłę. Dla mnie wybór najlepszej części jest łatwiutki: zdecydowanie dwójka. Kwintesencja idealnego sequela, poprawiono i rozbudowano dosłownie wszystko. Można mieć oczywiście różne gusta i jednemu będzie pasować "zwarta" i bardziej kameralna jedynka, niż skakanie po świecie. Dla mnie to była bomba. Trójka: jeden z zawodów generacji. Nie wybaczę im tych beznadziejnych, szaro-burych lokacji ciągnących się pół gry i dziwnie małej skali jak na epickie zakończenie trylogii. Cytuj
Mejm 15 368 Opublikowano 24 września 2020 Opublikowano 24 września 2020 Mi jakos ascension nie wadzilo. Skonczylem, bylo ok. A o co chodzi, ze CoO takie yebane? Gralem w wersje hd na ps3 to moze nie byla taki kasztan jak na psp? Cytuj
Ludwes 1 690 Opublikowano 24 września 2020 Opublikowano 24 września 2020 Mnie w ogóle zastanawia, dlaczego przy okazji trójki nie zremasterowali też tego Wstąpienia właśnie. Pogralbym w tych 60 klateczkach w full HD, a tak zostaje tylko 720/30 na PS3. Cytuj
XM. 11 045 Opublikowano 24 września 2020 Opublikowano 24 września 2020 27 minut temu, Mejm napisał: Mi jakos ascension nie wadzilo. Skonczylem, bylo ok. A o co chodzi, ze CoO takie yebane? Gralem w wersje hd na ps3 to moze nie byla taki kasztan jak na psp? Po prostu wsyzysko jest gorsze niż w innych częściach- gorsza fabuła,bossowie, lokacje, mniejsza epickosc itp. Za to GoS Cytuj
SlimShady 3 441 Opublikowano 24 września 2020 Opublikowano 24 września 2020 Małe GoWy są dobre, ale jak na przenośniaka. Po prostu czuć, że to nie ci sami twórcy, nie ta skala, i nie ta epickość. Pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Cytuj
Sep 1 628 Opublikowano 25 września 2020 Opublikowano 25 września 2020 Shenmue - jakbym zagrał w dniu wydania pewnie bym siedział z wypiekami i otwarta gębą przed tv. Ale po kolei. Zawsze chciałem zagrać, sprawdzić na czym polegał fenomen tego tytułu. W końcu wyszedł remaster na aktualne sprzęty więc okazja idealna, choć też zwlekałem bo bałem się odbicia od archaizmów. Próg wejścia okazał się jednak bardzo niski, pewnie dlatego że uwielbiam Yakuze która widać że w wielu elementach się na Shenmue wzorowała. Historia od razu mnie wciągnęła. Próbujemy odszukać morderce naszego ojca i w sumie przez większą część gry biegamy i rozmawiamy z ludźmi szukając kolejnych wskazówek. Jest kilka minigierek, trochę walki (w porównaniu do Yakuzy bardzo mało) i w sumie tyle. To co jednak zrobiło wrażenia, a pewnie 20 lat temu by zrobiło kolosalne wrażenie to to że ten świat żyje. Ludzie rano idą otwierać swoje dobytki, wieczorem je zamykają i idą np do baru czy salonu gier. Różne postacie możemy spotkać w zależności od pory dnia w różnych miejscach. Z każdą można zagadać na temat aktualnego celu w fabule i uzyskać odpowiedź, a czasem wskazówkę gdzie iść dalej. No nie przypominam sobie gry która 20 la temu by miała tak żyjący świat. Gra ma dwa mankamenty. Raz że biegną tu normalne dni a co za tym idzie czas. I jak na nam ktoś powie o godzinie 11 że umówi nas z kimś na spotkanie o 14 następnego dnia to nie idzie tego przyspieszyć. Spać możemy iść dopiero jak się ściemni. Pozostają minigierki (których za dużo nie ma), trenowanie ciosów albo bieganie po dzielnicy i rozmawianie z ludźmi. Trzeba jakoś przetrwać ten czas. Druga sprawa, w pewnym momencie fabuły dojdziemy do sekcji gdzie będziemy musieli jeździć wózkiem widłowym, przez parę dni. Ten moment sprawił że tytuł zaczął mnie nużyć, bo fabuła została rozwleczona. Ogólnie jednak tytuł mnie nie zawiódł i kolejne dwie części z chęcią zaliczę żeby poznać dalsze losy Ryo. Ma swoje lata i archaizmy ale idzie to przeżyć 1 Cytuj
Yap 2 795 Opublikowano 26 września 2020 Opublikowano 26 września 2020 Poczytalem sobie Wasze recenzje i szczerze - kazda inna bedzie mdla po tej fiescie poprawnej gramatyki, interpunkcji, polskich znakow i ortografii. Kotlet ze swoim spojrzeniem na TLoU II trafil w zasadzie ze wszystkim jesli chodzi o moje postrzeganie questu Ellie i Abby. Plastyka i estetyka jego wypowiedzi powinna znalezc sie na lamach jakiegos szmatlawca, a nie na forum, ktore zostawia mu 7 (!!!!!!!!) plusow za taki esej. No nic. Ja skonczylem wczoraj... Far Cry New Dawn - bylo fajnie, kolorowo, skocznie, latajaco, krwawo, dynamicznie, w ukryciu, na pelnej koorvie, z przyczajka, bez, raz ze snajpa, raz z dwururka, raz z ktoryms z pomocnikow, wiekszosc razy ze swiniakiem, za kolkiem, za sterem, wplaw, pieszo, geronimooooo!!!, łiiiiiiiii!!!, gesto od kul, tryskajac krwia z poderznietych gardel, no i ogolnie calkiem niezle jak na recykling w najczystszej postaci. +8/10 2 1 Cytuj
oFi 2 496 Opublikowano 26 września 2020 Opublikowano 26 września 2020 (edytowane) 9 minut temu, Yap napisał: Poczytalem sobie Wasze recenzje i szczerze - kazda inna bedzie mdla po tej fiescie poprawnej gramatyki, interpunkcji, polskich znakow i ortografii. Kotlet ze swoim spojrzeniem na TLoU II trafil w zasadzie ze wszystkim jesli chodzi o moje postrzeganie questu Ellie i Abby. Plastyka i estetyka jego wypowiedzi powinna znalezc sie na lamach jakiegos szmatlawca, a nie na forum, ktore zostawia mu 7 (!!!!!!!!) plusow za taki esej. No nic. Ja skonczylem wczoraj... Far Cry New Dawn - bylo fajnie, kolorowo, skocznie, latajaco, krwawo, dynamicznie, w ukryciu, na pelnej koorvie, z przyczajka, bez, raz ze snajpa, raz z dwururka, raz z ktoryms z pomocnikow, wiekszosc razy ze swiniakiem, za kolkiem, za sterem, wplaw, pieszo, geronimooooo!!!, łiiiiiiiii!!!, gesto od kul, tryskajac krwia z poderznietych gardel, no i ogolnie calkiem niezle jak na recykling w najczystszej postaci. +8/10 Za mało płacą by takie recki się tam pojawiały, a plusy forumkowe to waluta większa niż bitcoiny Edytowane 26 września 2020 przez oFi 1 Cytuj
Kmiot 13 884 Opublikowano 26 września 2020 Opublikowano 26 września 2020 Im dłuższy wywód, tym mniej użytkowników go przeczyta, a potem zaplusuje, więc siedmiu (obecnie już aż dziesięciu) czytelników to i tak sukces. Ogólnie @kotlet_schabowy wyłuszczył sporo trafnych spostrzeżeń, a opinię ma solidnie uargumentowaną i przy dłuższej dyskusji mógłby mnie nawet przekonać do zgody oraz zweryfikowania własnych odczuć w stosunku do TLoU2. Tylko czy istnieje taka potrzeba? Już będąc w temacie, to ostatnio ukończyłem Devil May Cry 3 (ze składanki DMC HD Collection). Jakoś na początku roku postanowiłem nadrobić serię DMC, ale ze styczności z "dwójką" nie wyszedłem bez szwanku, bo chyba nikt nie wyszedł. Zraniła mnie ta gra wtedy i do tej pory coś mnie kłuje w boku na jej wspomnienie. Okropne poziomy, tragiczni przeciwnicy, a bossowie? Czułem się, jakby ktoś mi nasrał na talerz. Z powodu tej małej traumy długo zbierałem się z kontynuowaniem serii, bo rana się goiła, aż w końcu dojrzałem do tego, by wrócić. I och, zostałem ukojony w bólu, a niemiłe doświadczenia z "dwójką" są już daleko za mną i od tej chwili będą jedynie zabawną anegdotką. Początek DMC3 nie zapowiadał jeszcze rychłego odkupienia, ale z każdym poziomem, każdym zaszlachtowanym przeciwnikiem, każdym bossem mój entuzjazm pęczniał. Miejscówki w większości przypadków (i poza paroma wyjątkami) bardzo mnie połechtały i klimatu nie potrafię im odmówić. Dużo gotyckich akcentów, przepastnych komnat i długaśnych korytarzy, to lubię w tej serii. Plus te wszystkie bzdurne artefakty, które musimy umieścić w przedziwnych mechanizmach, by odblokować przejście dalej. Jakieś medaliony, kamienie szlachetne, magiczne wihajstry, bo tak. Eksploracja jest wreszcie przyjemna, nawet pomimo często wyraźnie upośledzonej kamery, która rzadko kiedy ułatwia nam zadanie, a już elementy platformowe potrafiły solidnie przetestować moją cierpliwość. Ale pal licho, zazwyczaj to i tak zaledwie dodatek dla chętnych. Troszkę też za dużo backtrackingu i powrotów do tych samych lokacji (+ boss rush). Ale mięso to warstwa szlaszerowa. Żaden ze mnie lew parkietu w tym gatunku, ale jeśli czuję soczyście siadające ciosy, to już zaczyna mi się podobać. System walki nie jest przesadnie skomplikowany, ale wystarczająco przyjemny w użyciu, by się nie nudził przez wiele godzin. No i udany patent z rożnymi stylami walki (Trickster i Swordmaster <3), szkoda jedynie, że nie ma możliwości zmieniać ich w locie, bo wtedy system walki rozwinąłby skrzydła parokrotnie. Gdzieś mi się obiło o uszy, że wersja na Switcha daje taką opcję, ale mniejsza z tym. Ogólnie w sferze walki DMC3 potrafi być bardzo satysfakcjonujący. No i bossowie. W przeważającej liczbie niezwykle udani, a walki z nimi to uczciwe, czytelne wymiany ciosów 1 vs 1. Jak sobie przypomnę żmudne krojenie przy pomocy jednego combosa/strzelania za długich pasków energii bossów z "dwójki" to aż mi się chce porzucić granie w gry. "Trójka" pod tym względem jest kilka klas wyżej, a przy odpowiednich umiejętnościach HP fazowców potrafi się kurczyć w ekspresowym tempie, więc o monotonii nie może być mowy. Szkoda jedynie, że ostatni boss (no dobra, prawie ostatni) to klasyczna klucha bez pomysłu. Nie do końca pasuje mi design Dante w tej części (wolałem wersje z DMC i DMC2 - tej abominacji), z kolei Vergil jest świetny i podoba mi się... jego głos No i fabuła + wstawki "filmowe". XDDDDD Absurd goni absurd, a mnie przechodzą dreszcze zażenowania. To znaczy: wstawki są tak głupie, że aż pachną zajebistością. Te wszystkie przeciągające się strzelaniny, równie spektakularne co nieskuteczne, efektowne, ale nieefektywne. Jeżdżenie na rakiecie z bazooki jak na deskorolce, gitara jako broń, walka przy pomocy motocykla, cyrkowe pajace, no kreatywności twórcom nie brakowało. Prychałem co chwilę, ale ogólnie łykam tę formę i doceniam, że komuś się chciało to projektować. DMC3 dało mi więcej przyjemności, niż mógłbym oczekiwać. Nie wiedzieć kiedy i po co zaliczyłem ją trzykrotnie. Dante x2 i raz Vergil, którego kampania jest niestety zrobiona po linii najmniejszego oporu. Liczyłem chociaż, że będziemy walczyć z Dante, a walczymy tylko ze sobą w czerwonej skórce. Trochę lipa. Ale pomijając to (i parę innych kwestii), było klawo jak cholera. DMC3>DMC>>>>>>>>>>>>>>>oglądanie streama Frostiego>>>>>>>>>DMC2 5 Cytuj
Kmiot 13 884 Opublikowano 26 września 2020 Opublikowano 26 września 2020 Tak, w sumie tak. Ale w to grałem jeszcze długo przed oryginalnymi DMC (na PS2 miałem tylko krótką styczność z jedynką), więc nie oceniałem jej przez pryzmat serii, tylko jako odrębny byt i slaszerek. Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.