oFi 2 496 Opublikowano 20 maja 2021 Opublikowano 20 maja 2021 7 godzin temu, Pupcio napisał: Mój ziomek co rok w czerwcu zaczyna yakuze i każdą platynuje pojeb W tym roku jedzie z trójką To mu nie zazdroszczę Cytuj
Soban 4 102 Opublikowano 21 maja 2021 Opublikowano 21 maja 2021 Dishonored Unikałem tej gry jak kościelni pedofile wymiaru sprawiedliwości. Pograłem jak wyszło na pirate master race, ale jakoś mi nie siadło wybitnie. Teraz powróciłem za sprawą boosta do 60fps dzięki wiadomo komu w godpassie. Chyba najlepsza skradanka w jaką grałem od dawna. Naprawdę solidne flow, dużo możliwości dotarcia do celu dzięki różnorakim mocom i bardzo fajna otoczka fabularna i artystyczna. Dlcki te 2 fabularne też bardzo fajne i trudniejsze przez mniejszą paletę specjali. Fajnie było je ograć, bo po zakończeniu podstawki czułem niedosyt - gra jest dość krótka, a jak się ogólnie ogarnie zasady działania mocy i wzorce zachowania AI to przez plansze leci się jak przecinak robiąc wszystkie cele poboczne i znajdźki. Ja tak miałem w ostatnich kilku misjach, że zleciały mi bardzo szybko. Na plus też różne zakończenia w zależności jak gramy w głównej mierze - non lethal, sporo bitki, rzeznia totalna. Z rzeczy do których mam mieszane uczucia to moce, ale z jednego powodu głownie - są przegięte strasznie. Przedashowanie całej planszy, kontrola straznikow i szczurów, znikające po zabójstwie cichym ciała + widzenie przez sciany sprawiają, że gra zamienia się w easy mode. Ostatnią planszę przeleciałem chyba w 5min. Wiem, że można sobie wmawiać "o to nie korzystaj z mocy ciągle" ale co to za zabawa jak gracz ma sie sztucznie ograniczac + widac wybitnie, ze gra byla projektowana pod spamowanie mocy(postac porusza sie jak czolg wolno bez upgrejdow). Drugi minus to chyba walka, która jest strasznie drewniana i unikałem jej jak ognia, bo po prostu mnie męczyła. Trochę jakby twórcy mówili "ej to jest skradanka, wiec nie probuj tu polaczku machac szabelka, bo szabelka jest z plastiku) Mimo tych OP mocy bardzo mi się podobało i chętnie ogram 2(nie wiem jak to fabularnie pociągną, bo 1 jest idealnie zamknięta), ale musze poczekac na fps boosta by nie grac jak zwierze w 30fpsach. Inne gierki tego deva dostaly boosta to i w dh2 wierze. Daje solidne 8/10 3 1 Cytuj
kotlet_schabowy 2 735 Opublikowano 23 maja 2021 Opublikowano 23 maja 2021 (edytowane) Wiedźmin 2 Właściwie to ukończyłem z tydzień temu, ale po wszystkim odpaliłem save'a z końcówki 1 aktu , żeby przelecieć na szybko drugą ścieżkę. Notabene nie wiem, skąd się wzięła ta powszechna opinia, że Iorweth>Roche, może pewne elementy fabuły i część spotkanych postaci faktycznie są ciekawsze, jeśli współpracujemy z elfem, ale gameplay'owo i designersko wcale nie jest lepiej, ba, miałem wrażenie, że biegania tam i z powrotem (i niesamowicie nużącego łażenia po upiornej wersji pola bitwy) było w tym scenariuszu jeszcze więcej, a końcówka w Vergen, polegająca na bezmyślnym siepaniu hord przeciwników mocno mnie znużyła. No generalnie akt 2 do zaorania albo mocnego przemodelowania w obu przypadkach, męczące doświadczenie. Scenariusz jest specyficzny. Bardziej "polityczny", skupiający się na działaniach wojennych, spiskach, królach, grupach interesu etc. W sumie to nie minus, ale koniec końców najciekawszy wątek to pościg za Letho, który dosyć szybko schodzi na daleki plan. Swoją drogą, gość jest zdecydowanie najciekawszym antagonistą w grze, ba, lepszym niż ekipa Dzikiego Gonu. Szkoda, że grając najpierw w trójkę pozbawiłem się znajomości tego wątku (decyzje, które, jeśli nie gramy na PC i nie mamy save'ów, wybieramy w rozmowie z Emhyrem na początku W3, podejmowałem w sumie na ślepo), no ale mam motywację do powtórki trójki. Z postaciami jest różnie. Geralt i spółka to wiadomo, prawilne chłopaki (z krasnoludami na czele), ale już te wszystkie elfy, królobójczynie i inne łajzy to raczej mocno meh. Dobrze wypadli królowie, Roche, Sheala i Filippa, standardowo dla czarodziejek knujące i kręcące. Dialogi jak zwykle na poziomie, dubbing bardzo dobry. Muzyka to nie poziom i skala W3, ale i tak parę razy mocno podkręcała klimat, choć motyw w tle walki niezbyt mi się podoba. No ale parę słów o samym gameplay'u, bo tutaj jest o czym pisać, niekoniecznie dobrze. Oczywiście mamy potężny postęp w stosunku do, niegrywalnej dla mnie na dzień dzisiejszy, jedynki (tak, zrobiłem kolejne podejście, odpadłem jeszcze przed wejściem do Wyzimy). Mamy już autorski silnik, jako tako przemyślaną walkę, możemy sterować padem (interfejs jest strasznie chujowy, szczególnie jak wchodzimy do ekwipunku), wszystko jest bardziej cywilizowane i konsolowe. No ale gra ma jednak tę dekadę, więc sporo mechanizmów jest już mocno przestarzałych, drewnianych i zwyczajnie męczących. Inna sprawa, że niektórych problemów nie da się złożyć na karb wieku. Design map i misji, polegających na NOTORYCZNYM backtrackingu i po prostu nudnym bieganiu wte i we wte, to chyba największy problem gry. Do tego dodać absolutnie irytujący patent z możliwością wspinania/skakania tylko w określonych miejscach, tylko poza walką. Kto grał, ten wie o co chodzi. W skrócie: biegniemy przez korytarzowy wąwóz, dobiegamy do półki skalnej, ale nie możemy się po niej wspiąć, bo gdzieś po drodze zauważył nas już jakiś zgnilec, uruchomiła się muzyka bitewna i dopóki nie wykosimy wszystkich brzydali, to nie możemy iść dalej. Żeby było gorzej, ten mechanizm "wychodzenia z trybu alarmu" działa ze sporym opóźnieniem, więc często, mimo wyczyszczenia areny, stoimy jak debil przy drzwiach, czekając, aż wyskoczy nam ikonka "otwórz". Ogólnie projekt leveli jest słaby, mapa tragiczna i łatwo się zwyczajnie pogubić w labiryntowej konstrukcji pozornie otwartych przestrzeni. Walka ma swoje plusy, cięcie mieczem jest dosyć mięsiste, ale już np. znaki działają beznadziejnie i poza quen (którego odpalanie to też niezła paraolimpiada) nie używałem prawie żadnych, gadżetów zresztą też. Poziom trudności jest słabo zbalansowany, nawet na normalu duża część wrogów ma nas na kilka hitów (co w sytuacjach 1 vs. 5 potrafi bardzo szybko doprowadzić do zgonu Geralta), za to my musimy się mocno namachać, żeby im coś zrobić. Cóż, grając w dosyć krótkim odstępie czasu w trylogię Wieśka, odniosłem wrażenie, że Redzi cały czas uczyli się tworzyć gry, no i mieli mocne zaległości w stosunku do panujących w danych czasach trendów. Trójka to, co oczywiste, opus magnum, ale i tak niedomagała w pewnych aspektach. Lekkim absurdem jest dla mnie to, że w każdej kolejnej części powtarza się ten sam absurdalny motyw z brakiem możliwości włączenia więcej, niż jednego, celu misji na mapie. W rezultacie, kiedy jestem w lokacji A i chcę sobie sprawdzić, czy mam tu coś jeszcze do robienia, żeby nie biec bez sensu do lokacji B, tylko odpalić misję od razu, muszę na piechotę przełączać w menu każde zadanie i wchodzić na mapę. A misji na liście w pewnym momencie mamy całkiem dużo. Takich pozornie nieistotnych pierdółek jest sporo i jak je zebrać do kupy, to wrażenia z gry są zepsute. Wieśka 2 skończyłem bez bólu (za pierwszym razem, bo za drugim szybko miałem dość i leciałem już na easy, byle do końca), ale nie było to też specjalnie satysfakcjonujące doświadczenie, ot chciałem wiedzieć, co to się tam wcześniej wydarzyło, posłuchać bekowych tekstów i poznać bardziej niektórych bohaterów, no i ten efekt uzyskałem. A grze dałbym może 6+/10. Aha, grałem na PC i doświadczenia czysto techniczne były tragiczne. Ja wiem, że mam starą maszynę, ale w 2011 jeszcze dawała radę, a tu okazuje się, że gra nie będąca jakimś wizualnym cudem, o korytarzowej strukturze i mocno pociętych na kawałki lokacjach, ledwo mi działa na słabych ustawieniach. No optymalizacja to im niespecjalnie wyszła. Nie mówiąc już o zwyczajnych błędach (również wymuszających load save'a) czy kilkukrotnym na przestrzeni tych 20-30 godzin crashu do pulpitu. Za każdym razem, jak gram w coś na PC mówię sobie, że to już ostatni raz, a potem znowu robię ten błąd, ehh. No ale alternatywą było kupienie X360, więc trza było zagryźć zęby i grać. Edytowane 23 maja 2021 przez kotlet_schabowy 2 1 Cytuj
Wredny 9 724 Opublikowano 23 maja 2021 Opublikowano 23 maja 2021 2 godziny temu, kotlet_schabowy napisał: No ale alternatywą było kupienie X360, więc trza było zagryźć zęby i grać. Albo XOX/XSS|X - graficznie jest "enhanced". Ale szanuję, że dałeś radę, bo ja ostatnio odpaliłem na klocku i to sterowanie mnie zmęczyło, a pływająca kamera zniechęciła kompletnie. Cytuj
Czoperrr 5 242 Opublikowano 24 maja 2021 Opublikowano 24 maja 2021 Quantum Break (XSX) Nadrabiania zaległości ciąg dalszy. Po bardzo dobrym Control przyszedł czas na poprzednią grę finów i otrzymałem to, czego się spodziewałem. Solidny akcyjniak w paranormalnej otoczce. Szczerze mówiąc, bawiłem się tutaj lepiej niż w Control, które uważam za grę przekombinowaną. Quantum Break to czysty fun ze strzelania, pozbawiony craftingu i grindu w celu zwiększenia umiejętności bohatera (swoją drogą bardzo generycznego bohatera - ryjec aktora znany także z The Man of Medan). Wrogów eliminujemy za sprawą broni palnej oraz sporego wachlarzu mocy specjalnych i manipulowaniu czasem. Wokół manipulacji czasem kręci się fabuła Quantum Break, co momentami bardzo przypominało mi TeneT Nolana. Nacisk na fabułę jest spory, jak to w grach Remedy bywa. Oprócz standardowych przerywników na silniku gry, natrafiamy po drodze na mnóstwo tekstu czytanego w postaci notatek czy maili w komputerach jak to bywało już w Alan Wake czy wspominanym wcześniej Control. Tym razem Remedy poleciało po bandzie i każdy z epizodów gry zwieńczony jest aktorskim serialem, którego odcinki trwają około 40-stu minut i są wątpliwej jakości, przez co od drugiego wzwyż sobie odpuściłem ze względu na brak czasu. Pomimo upływu 5 lat gra wygląda wciąż fajnie dzięki ulepszeniu dla Xbox One X. Przejście całości zajęło mi około 10 godzin, nie odnalazłem wszystkich znajdziek i ulepszeń bohatera. Podczas gry podejmujemy też wybory, które wpływają na dalszy rozwój fabuły przez co replayability jest całkiem wysokie. Dla fanów Remedy i strzelanek TPP z dobrą, filmową, fabułą jak znalazł. Quantum Break dostępne jest w Gamepassie więc warto dać szanse jeśli ktoś nie miał okazji zagrać. 3 Cytuj
dee 8 816 Opublikowano 24 maja 2021 Opublikowano 24 maja 2021 Octopath Traveler Ponad 80 godzin pyknęło raz-dwa. Wątki wszystkich 8 postaci skonczone, wystarczy. Cudowny klimat, piękna pikselowa grafika. Przemiodny system walki powiązany z jakże satysfakcjonującą mechanika jobów. Kolejny jRPG, który udowadnia, że turowe starcia mają nie tylko sens, ale i przewagę nad zręcznościowymi koszmarkami rodem z FFXV. Dwie rzeczy, które mnie szalenie zirytowały. Random encounetry, które wybijają z eksploracji, a ich natężenie bywa absurdalne. To akurat ten niefajny aspekt oldschoolowego DNA. Tak, można ich częstotliwość zmniejszyść skillem Evasive Maneuvers, ale to wciąż nie wystarcza. Chciałbym albo możliwość całkowitego wyłączenia randomowych starć, albo nowozytny system z widocznymi na mapie wrogami a'la DQ XI. No i druga irytująca rzecz, strasznie przegadana jest ta gra. Nie ma tu jakis epickich scenek, żadnych scian tekstu, a i tak te rozmowy ciagna się jak flaki z olejem, także z powodu tempa, w jakim pojawiają się kolejne "chmurki" do przeskipowania. Nie mam za to zastrzeżen do fabuły, na co wielu graczy narzeka. Bardzo podoba mi się koncept kameralnych opowieści, skupionych na bardziej osobistych i przyziemnych problemach. Nie w każdej grze tzreba ratowac swiat przed pierwotnym wielkim złem. Oczywiscie sa wątki lepsze (Primrose) i gorsze (Tressa), ale generalnie nie miałem problemu z takim konceptem prowadzenia historii. Dla mnie solidne 7/10, bawiłem sie doskonale. Cytuj
Hanza71 41 Opublikowano 26 maja 2021 Opublikowano 26 maja 2021 Trylogia Gears, fenomenalne gry szkoda ze nie gralem na premiere, musialo niezle kopac no i troche lipa ze Epic tak sie spierdolil ze robi gejoze Fortnite. Cytuj
Andreal 2 123 Opublikowano 28 maja 2021 Opublikowano 28 maja 2021 Skończyłem Control, podstawka bez DLC. Grałem na XOne S, nie wiem jak na innych konsolach, ale tutaj co sesję miałem zwiechę spowodowana małą ilością pamięci video :O Cóż, ponoć ten tytuł tak ma... Pomijając aspekty techniczne, gra świetna: nietypowa fabuła, cudowna eksploracja, zabawa umiejętnościami Jesse cudowna. Remedy poprawiło tutaj wszystko, co nie zagrało z Quantum Brake. W Control chłonąłem wszystkie znalezione notatki, ostro tutaj scenarzyści pojechali z pomysłami, w QB diabelnie się męczyłem przebijając się przez górę nudnych tekstów, aby wyłapać rzeczy powiązane z fabułą. Nie zrobiłem wszystkiego, bo raz, że gra z GP (a ten się zaraz kończy), a dwa: typowe wyzwania mnie ostatnio strasznie męczą, misje poboczne jednak skończone Tytuł mocno polecam. 1 Cytuj
Paolo de Vesir 9 235 Opublikowano 28 maja 2021 Opublikowano 28 maja 2021 9 minut temu, Andreal napisał: Grałem na XOne S, nie wiem jak na innych konsolach, ale tutaj co sesję miałem zwiechę spowodowana małą ilością pamięci video :O Cóż, ponoć ten tytuł tak ma. Ta sama wersja, ale zawiechę tego typu miałem dwa razy. No widać że konsola gdzieś się dlawi, ale z rexka zgadzam się i polecam również. Cytuj
Andreal 2 123 Opublikowano 28 maja 2021 Opublikowano 28 maja 2021 8 minut temu, Paolo de Vesir napisał: Ta sama wersja, ale zawiechę tego typu miałem dwa razy. No widać że konsola gdzieś się dlawi, ale z rexka zgadzam się i polecam również. Na innych tytułach się nie dławiła, a problem jest dość szeroko opisany w internetach, Remedy niestety nic z tym nie zrobiło. Chociaż coś mi świta, że jak motion blur wyłączyłem (bo mnie drażniło) to było stabilniej, a może kolejne sesje były krótsze? Cytuj
Czoperrr 5 242 Opublikowano 28 maja 2021 Opublikowano 28 maja 2021 The Last of Us 2 (PS4) Pomimo bycia fanem pierwszej odsłony, jak i gier z pogranicza survival horroru, do sequelu podchodziłem na spokojnie, nie rzuciłem się na premierę i zasiadłem do niego dopiero jakiś czas temu. Pierwsze wrażenie, niesamowita oprawa audiowizualna (grałem na PS4 Amator!) i animacja twarzy niespotykana w żadnej innej grze. Wsiąknąłem od razu. Niestety. Największą bolączką tej gry jest jej warstwa fabularna. Czy sequel był potrzebny? Nie jestem pewien. Czy był potrzebny w takiej formie w jakiej go otrzymaliśmy? Nie. Pierwsze godziny były obiecujące, opowieść o zemście i gniewie. Super. Niestety z czasem jest coraz gorzej, historia staje się miałka i naciągana, na siłę wciskane są motywy rodem z Netflixa. Otrzymujemy plejadę postaci, z której każda ma problem z własną tożsamością czy seksualnością albo postaci, na których zupełnie mi nie zależy, a jednak zmuszony jestem do ratowania im tyłka. OGROM retrospekcji jest ogromnym ciężarem i wybija z rytmu. Wszystko to zdaje się być wciśnięte by przedłużyć grę, która wlecze okropnie i po ponad dwudziestu godzinach już zmuszałem się do ukończenia. Myślisz, że to już koniec? Nie tak prędko, jeszcze jedna retrospekcja, jeszcze jedna wyprawa po leki. Gameplay od czasów jedynki nie uległ wielkiemu rozbudowaniu, dodano elementy znane już z Uncharted 4 czyli wielopoziomowe areny gdzie na różne sposoby eliminujemy wrogów, w walce otwartej albo czołgając się w trawie. Dwa rodzaje przeciwników - słabiacy i mocarze z młotem w ręku. Kiepsko. Na plus strzelanie. Feeling broni jest niesamowity, zarówno kiedy oddajemy strzał jak i kiedy go przyjmujemy na klatę. Z tego też powodu szybko porzuciłem mozolne skradanie się w krzakach i zacząłem strzelać. Grałem na poziomie trudnym i nie gra nie stanowiła wielkiego wyzwania. TLOU2 to dobra gra, ale nie wybitna, wydane na nówkę 89zł uważam za dobrą cenę na dziś dzień jeśli ktoś jeszcze nie grał. 4 Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Kmiot 13 885 Opublikowano 29 maja 2021 Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 29 maja 2021 (edytowane) Każdy, kto miał okazję regularnie czytać temat dedykowany grze nie będzie zaskoczony, ale myślę, że względnie niewielu tam zagląda, stąd chciałym tutaj przybliżyć swoje wrażenia, by również gracze niezainteresowani bezpośrednio mieli okazję czegoś się dowiedzieć. Returnal Backstory: Nieszczególnie mi po drodze z roglajkami, odrobinę bliżej z roglajtami. Ale nadal na pierwszym miejscu stawiam gameplay i "czucie" mechaniki, stąd swego czasu byłem (i nadal jestem) zauroczony takim Dead Cells, bo umówmy się - grało się w to wyśmienicie, dynamicznie i satysfakcjonująco. Dodatkowo przyciągają mnie nowe IP, a grami Housemarque nigdy nie byłem rozczarowany (Alienation byłem wręcz zachwycony). Więc wahałem się tylko przez moment, jedynie dla pozorów, bo i tak wiedziałem, że chcę w Returnal zagrać już, teraz, na premierę. Pierwsze wrażenia: Wyłącznie pozytywne. Krótkie wprowadzenie fabularne i już mam władzę nad postacią. Słyszę, że gada po polsku. Nie żeby mnie to jakoś odrzuciło, bo brzmiało to wcale nieźle, jednak uznałem, że wolę oryginalną ścieżkę, zachciałem ją zmienić, ale klasycznie - trzeba było do tego zmienić język menu konsoli, ponownie uruchomić grę, więc pierwsze wrażenie musiałem podzielić na dwa. Nie wiem dlaczego ciągle nam to robią. No, ale w końcu jestem. Piątkowy wieczór, lekkie piwko w pobliżu, tylko ja i nowa gra, którą mogę poznawać we własnym tempie. Uwielbiam te chwile, a ostatnio tak wyśmienicie czułem się w trakcie pierwszej styczności z Death Stranding. Returnal intensywnie działa na gracza swoją atmosferą. Ujarzmia zmysł słuchu udźwiękowieniem. Graficznie nie powala, ale ma swoje niezaprzeczalnie ujmujące momenty, bo nadrabia stylistyką, a Atropos jednocześnie fascynuje oraz niepokoi, więc nie ma czasu pochylać się nad jakością tekstur (podłoże chwilami to kpina), bo te elementy chodzą na drugi plan. Fabuła: Rogale raczej wysokiej jakości historią nie stoją (nie grałem jeszcze w Hadesa), więc poprzeczka moich oczekiwań wisiała dość nisko. Zdaję sobie sprawę, że w tym gatunku fabuła często składana jest na ołtarzu rozgrywki. Tym bardziej zaskoczony jestem, że twórcom udało się w tę grę wepchnąć bardzo zgrabną opowieść, która przede wszystkim nie pozostawia gracza obojętnym. Jest intrygująco, tajemniczo i sporo w tym wszystkim swobody interpretacyjnej, a jeśli odpowiednio zgłębić temat, to okazuje się, że Housemarque podeszło do sprawy niezwykle ambitnie, nie będąc przy tym nachalnym. Nie zrozumcie mnie źle - tutaj gameplay nadal jest na pierwszym planie, a fabuła stara się zajmować jak najmniej przestrzeni. Wciąż działa gdzieś w tle, subtelnie szturchając gracza i co jakiś czas pobudzając jego naturalną ciekawość. Nic nie stoi na przeszkodzie, by drążyć temat we własnym zakresie - poczytać logi, przesłuchać ponownie krótkie, acz wymowne audiologi, pobawić się w detektywa. Ale nic na siłę, bo równie dobrze możesz to olać, a twórcy uszanują twoją decyzję, bo podsuwają podpowiedzi, mylą tropy, wynagradzają dociekliwość, ale mimo wszystko nie pchają się z fabułą na afisz. A mogliby, bo potencjał tej historii zawstydza niejedną liniową gierkę. Gameplay: Jest wściekle dobrze. Mechanicznie jest tip top, bo strzelanie to złoto w każdym stanie skupienia, a movement jest sztywniutki jak nie wiem (ten dash na tyle wyważony, by móc na nim polegać i nie móc nim spamować). Ale mówimy o Housemarque, a oni raczej w tej materii nie zawodzą. Bronie urozmaicone, a niektóre szalenie oryginalne i ich obsługa może wymagać odpowiedniego skilla oraz znajomości, jednak dostarczają przy tym równie dużo satysfakcji. Nie chcę tutaj wchodzić głębiej i dłużej w detale więc tylko zauważę, że gracze preferują Hollowseekera i ta broń często jest OP, więc dobra na początek, ale ostatecznie nie daje tyle frajdy, co operowanie trudniejszymi w użyciu gnatami. A uwierzcie mi, jeśli opanujecie takiego dopakowanego Dreadbounda (który jednak nie wybacza pudeł) to robi się intensywnie i ekscytująco. Co oprócz kozackich broni? Przeciwnicy, którzy potrafią napsuć krwi, ale kolejne próby pozwalają poznać oraz przewidzieć ich ruchy. Bossowie, przy starciach z którymi serce potrafiło mi łomotać jak przy niektórych walkach w serii Dark Souls (a nawet bardziej, bo ewentualna porażka bywała znacznie bardziej dotkliwa - nie cofasz się o 10 minut przebieżki do bossa, a o 3-4 godziny i na "początek" gry). Modyfikatory w postaci pasożytów i elementy ryzyka w postaci skażonych przedmiotów, których podniesienie groziło nałożeniem negatywnego statusu. Generalnie mechanicznie trudno grze cokolwiek zarzucić. Na pewnym poziomie opanowania gry da się zauważyć źle zbalansowane elementy i tak pokierować rozwojem postaci, by ułatwić sobie grę, ale nadal istotny jest w tym skill gracza, bo jeśli masz palce Pinokio, to i tak nie ogarniesz, bo nawet do tego etapu zrozumienia gry nie dotrzesz. Technikalia: Gracze są na tyle okropni, że zwracają uwagę przede wszystkim na grafikę. Tutaj za bardzo nie ma na co zwracać uwagi. Nie to, że gra jest brzydka, ale daleko jej do oszałamiającej jakości. Całość jest poprawna, acz nie czuć tutaj mocy "nowej generacji" pod względem jakości wizualnej. Gra stara się nadrabiać stylówą i zrozumie to każdy, kto przejdzie się wśród trawy niebieskich macek. No i oczywiście niezmiennie imponuje festiwal fajerwerków, który chwilami odbywa się na ekranie. Zagęszczenie "elementów cząsteczkowych" cieszy oczy, choć nie ma czasu by się tym napawać, gdy trzeba walczyć o życie. Udźwiękowienie wypada znacznie lepiej, bo efekty są soczyste, a słuchawki grają symfonią, która pomaga nam natychmiast zlokalizować zagrożenie oraz subtelnie podpowiada np. gotowość do alternatywnego strzału (po upływie cooldownu). Muzyka? Nie w kij dmuchał. Bobby Krlic spisał się na medal, bo jego kompozycje świetnie wkomponowują się rozgrywkę, dekorują ją, ale poza kilkoma fragmentami raczej nie próbują się wywyższać. Choć czwarty biom i wzrastające wraz ze zbliżaniem się bossa natężenie muzyki niezmiennie zachwyca i wybija się na pierwszy plan. Ukłony, oklaski. Krótko o obsłudze DualSense - jest klawo jak cholera. To są detale i nic, co diametralnie wpływa na rozgrywkę, ale próba oddania tego deszczu padającego na nasz skafander czy innych subtelności niezmiennie mnie urzeka. Nie mam w związku z tym padem wygórowanych oczekiwań, ale miło jest odczuć ten wreszcie zauważalny technologiczny postęp (najwyższa pora odrzucić toporne silniczki), choć oczywiście żaden to gamechanger, przynajmniej w tym przypadku. Gra rzecz jasna miała swoje problemy na premierę, choć teraz trudno wskazać tytuł, który ich nie ma. Raz mnie wyrzuciła do menu konsoli. Dwa razy zawiesiła mi się podczas "teleportów" (drugi biom). Raz zepsuł mi się dźwięk (cisza zupełna, tylko dźwięki z głośnika pada). Ale ogólnie pod tym względem nie oceniałbym jej gorzej, niż tytuły w które grałem miesiące po premierze. Podsumowanie: Według mnie gra zasługuje na znacznie więcej uwagi, niż jej otrzymała. Bo jest lepsza, niż na pierwszy rzut oka wygląda. Mnie absolutnie zauroczyła i ujarzmiła. Nawet teraz - dni po ukończeniu jej - tęsknię. Returnal imponuje przede wszystkim dającym poczucie spełnienia gameplayem, ale uzupełnia go świetną - jak na ramy gatunkowe - fabułą. Trochę zagrzebaną i skitraną, nieoczywistą oraz podatną na interpretacje, ale udaną i ambitną. Jednak to rozgrywka jest tutaj na pierwszym miejscu, a historia dopasowana jest pod nią, nie odwrotnie, więc nic nie zakłóca naszego flow. No wiecie - nikt nie odbiera nam kontroli na postacią, albo nie zmusza nas do spacerowania zamiast biegania, by postacie miały czas pogadać o niczym. I ja to szanuję. Świetna gra, ale czuję, że zostanie zauważona szerzej dopiero gdy wyląduje w PS+. Edytowane 29 maja 2021 przez Kmiot 5 6 1 Cytuj
łom 2 033 Opublikowano 30 maja 2021 Opublikowano 30 maja 2021 WWE All Stars (PS3) - jako że powoli powraca sezon na lokalne sesje multiplayerowe trzeba było zaopatrzyć się w jakąś niezobowiązującą bijatykę. Technicznie jest średnio, dużo loadingów, czasem zdarzą się problemy z frameratem, publika jest rozmazana, niektóre ataki dziwnie namierzają. To co może się podobać to mocno komiksowa stylistyka, każda postać jest całkiem inna. System walki jest mocno arcadeowy i w miarę prosty do ogarnięcia (możliwość wygrania przez pin albo zrobienie finishera), jedyne na co trzeba zwracać uwagę to paski supera (który tez jest wykorzystany do biegu) oraz reversale/parry (potrzebny odpowiedni timing) a które można też zreversalować (czyli wychodzi czasem reversala reversala reversala rzutu). Tryb dla jednego gracza składa się z paru kampanii z cutscenkami oraz walk stara gwiazda vs obecna gdzie przed potyczką odpalane są urywki z 'prawdziwego' WWE wraz z komentarzem i opisem osiągnięć danego hipka. Całkiem spoko ale jest to tylko dodatek do multiplayera. Jak do tej gry zasiądą 4 osoby i ustawią tryb elimination każdy na każdego to grywalność jest masakrycznie wysoka. Tworzą się sojusze, czasem jeden najgroźniejszy gracz jest trepowany przez 3ech pozostałych, przerywane są nawzajem supery, piny i nagle to niedopracowanie gameplayu działa na korzyść bo te chore akcje (np. 15 metrowy skok ze słupka nokautujący 3 zawodników) wywołują salwy śmiechu. Jak dla mnie jest to jedna z lepszych gier typowo imprezowych stojąca obok np. Worms Armageddon. Jak bym miał oceniać bez multiplayera to bym dał 6/10 max, ale to co się wyprawia przy grze na czterech podwyższa mocno ocenę do 8/10 Cytuj
Starh 3 174 Opublikowano 30 maja 2021 Opublikowano 30 maja 2021 (ME2) Dwójka ograna - cóż to była za przygoda Gra z 2010 roku, a wielu miejscach gniecie współczesne produkcje. Świetne postaci, dobre dialogi, narracja tej gry to nadal topka mimo upływu czasu. Nie mówiąc już o naprawdę rewelacyjnie wykonanych przerywnikach filmowych i scenek na silniku gry. Sam gameplay to większa rozwałka, lepszy balans broni i umiejętności. Sam zespół również uległ ogromnej rozbudowie - można sobie dobrać do teamu osobowości jakie nam odpowiadają. Przebudowanie całego systemu ulepszeń to był krok na dyszkę, tak samo bardziej przejrzyste umiejętności postaci oraz skupienie się w większej mierze na grze akcji z wartką fabuła i do tego doczepionymi elementami rpg niż wieloma bezsensownymi rzeczami typu zarządzenia bezsensownym equ w ME1. Naprawdę Bioware tutaj odwaliło kawał dobrej roboty. Muzyka w tej części to znowu jedne z najlepszych tracków jakie można usłyszeć w grze wideo. Naprawdę ta gra ma bardzo mało słabych stron, a w 2010 roku musiała być czymś przełomowym. Podejście do budowania relacji z załogą, poszczególne misje poboczne, DLC (z handlarzem cieni no kurła jest lepsze niż większość dodatków wydawanych obecnie). Naprawdę DLCki do tej części robią ogromną robotę - dużo fajnych pomysłów, świetna realizacja, narracja, idealnie wpasowane w ciągły wątek fabularny (fajnie się z nim łączą). Według mnie dla tych samych DLC warto kupić kompletną edycję i ograć gierkę od dechy do dechy! Tak jak marudziłem na wiele elementów w ME1 - rozwleczona cytadela, kiepski mako, strzelanie, chujowe umiejętności tak tutaj spędziłem 2 razy więcej czasu niż w jedynce i nic mnie wkurwiało (no może oprócz skanowania planet - ale tutaj tak naprawdę po ogarnięciu dwóch całych układów ma się tyle wymaganych materiałów na ulepszenia, że resztę planet można już olać). Gdzie się podział Bioware z okresu produkcji ME2? Czy to wina samego developera czy może zachłannego EA? Jak można było to później tak spierdolić i upaść tak nisko? ME2 to jedna z najlepszych gier w jakie grałem i mimo upływu lat pięknie się obroniła. Polecam 4 Cytuj
Wredny 9 724 Opublikowano 1 czerwca 2021 Opublikowano 1 czerwca 2021 Nigdy nie wiem, w którym temacie pisać takie rzeczy, ale wolałem wrażenia umieścić w temacie gierki, więc tutaj wrzucę w formie cytatu, gdyby ktoś czytał tylko ten temat RESIDENT EVIL VII.I.AGE Cytat Poziom, jak widać - Hardcore - jakoś tak mam, że survival horror muszę zacząć od najwyższego z dostępnych, inaczej się niczym nie martwię bo mam pełno zapasów, a przecież nie o to w tej zabawie chodzi Czas niby ciut ponad 15h, ale dałbym sobie łeb uciąć, że było tego znacznie więcej (exophase pokazuje mi ponad 30h i z tym byłbym się skłonny bardziej zgodzić). Ja wiem, że tu zlicza czysty gameplay, bez cutscenek, więc mogę śmiało założyć, że było tego czasu drugie tyle (między innymi po to też zaczynam na Hardcore, żeby się za szybko nie skończyło) i ogólnie uważam, że długość gierki jest idealna, jeśli się gra ostrożnie, z lizaniem ścian itp. Jeśli o to "lizanie" chodzi, to udało mi się zniszczyć 18/20 kóz, znaleźć 8/11 recept i 46/47 notatek - boli mnie tylko, że nie udało mi się zbić wszystkich okien w zamku Lady D. Sama gra to rozwinięcie idei siódemki (w końcu to jej bezpośrednia kontynuacja), polana lekkim posmakiem RE4 - opętane wieśniaki, pasożyty, kupiec (nawet puszczający oko do fanów), to wszystko przypomina kultową odsłonę, podobnie jak postawienie na większą ilość akcji. Mimo pozornych różnic, to nadal stary, dobry Resident i formuła, którą uwielbiam. Eksploracja, odkrywanie nowych itemów, żeby popchnąć fabułę do przodu, a także znajdowanie kluczyków do miejsc wcześniej niedostępnych - zajebiste jest to poczucie progresu i radocha z każdego dokonanego odkrycia, czy podniesionego przedmiotu. Walka, bo tej jest tu sporo, jest niezła, jak na standardy gatunku, ale łatwo o tym zapomnieć, bo gry FPP po prostu przyzwyczaiły nas do dużo lepszego strzelanka. Przeciwnicy są tu dość ruchliwi, co w połączeniu z niemrawością Ethana powoduje lekką frustrację i dodatkowe trudności. Przestrzelana końcówka to już w ogóle przegięcie pały, ale w sumie lecimy tam praktycznie z nieskończonością amunicji, więc może być. Starcia z bossami nawet pochwalę, choć oczywiście prawie wszystkie sprowadzają się do uniku i walenia w czuły punkt - miałem z nich jednak sporą frajdę, może oprócz Mirandy, zwłaszcza w jej pajęczej formie Graficznie momentami jest zachwycająco (XSX) i ogólnie przez prawie całą grę oprawa robi wrażenie (poza wyjątkami, np zielona maź na śniegu - tragiczne tekstury), ale oczywiście należy pamiętać, że mamy tu praktycznie zerową interakcję z otoczeniem i znów (celowo, lub niechcący) nawiązanie do klasycznych Residentów i statycznych, renderowanych teł. W każdym razie napstrykałem sporo screenów, bo jest tu na czym oko zawiesić. Dźwiękowo poprawnie -strzały, wybuchy, jęki, warczenie, krakanie wron, trzaski, szum wiatru i różne niepokojące odgłosy, powodujące, że mimowolnie zaczniecie się rozglądać. Klimat jest tu sporo lżejszy niż w RE7, które przynajmniej na początku dość mocno straszyło gęstą atmosferą. Tutaj jest dużo lżej i choć bałem się każdej wyskakującej maszkary to bardziej na zasadzie, żeby nie zebrać zbyt dużo obrażeń, czy nie zmarnować na nią zbyt wielu naboi, aniżeli jej samej z siebie. Jak dla mnie może być, bo do tych gierek z ciężkim klimatem już raczej nigdy nie wracam, a do REVIII powrotu nie wykluczam - jest tu potencjał na replayability. Mercenaries ledwie liznąłem i mimo, że doceniam taką formę przedłużania żywotności tej singlowej produkcji, to na dłuższą metę jest to nie dla mnie. To co mnie zaskoczyło w sumie już w poprzedniej odsłonie, to całkiem ciekawa warstwa fabularna. Nie żeby to było jakoś szczególnie wybitne, ale na tle innych Residentów, RE7 nie tylko miało prawdziwie horrorowy vibe, ale dodatkowo miało całkiem interesujące story. Tutaj jest podobnie i mimo, że wiele jest tu głupot/bzdur/absurdów to i tak z ciekawością odkrywałem kolejne karty tej opowieści, z zainteresowaniem przeglądałem notatki i zaglądałem w każdy kąt. Podsumowując ten mój wywód... Resident Evil VIIIage uważam za bardzo udaną odsłonę i aktualnie najlepszą grę tego roku (z tych co ograłem oczywiście). Podoba mi się to co Capcom robi z tą serią i nie obraziłbym się, na jakieś zwieńczenie tej części wydarzeń z uniwersum w postaci trzeciej odsłony w FPP - dla ortodoksów powstają remake'i w TPP, więc wszyscy powinni być zadowoleni. Gdyby nie to "Call of Duty" pod koniec, dałbym nawet więcej, ale i tak jak dla mnie to bardzo mocne 8/10. 2 Cytuj
Dr.Czekolada 4 494 Opublikowano 3 czerwca 2021 Opublikowano 3 czerwca 2021 Mafia: Definitive Edition Oryginał skończyłem prawdę mówiąc nie aż tak dawno, bo w lipcu ubiegłego roku. Pomimo posiadania oryginału w big boxie w 2002 nie dałem rady wtedy z niesławnym wyścigiem na torze i dopiero wieele lat później udało mi się zobaczyć całą grą Czechów. Jak na dzisiejsze standardy gierka już dawno zdążyła się zrobić mocno kwadratowa pod niemal każdym względem więc wiadomość o remaku przyjąłem z otwartymi ramionami. Nie miałem przyjemności z Mafią 3 ale nasłuchałem się, że raczej była zawodem i technicznie downgradem pod wieloma względami w porównaniu do dwójki. Od razu mówię, że jestem z ich efektu końcowego zadowolony. Z Remakami robionymi przez inne studia jest trochę jak z coverami piosenek, mogą brzmieć podobnie ale to nie oryginał więc nie chciałem się nastawiać na ortodoksyjne czepialstwo "a zmienili tu jak śmieli!" a ogólnie wrażenia z ich interpretacji tej świetnej historii. Na plus grafika - Lost Heaven jest prześliczne, sterowiec na niebie, parowce na przystani, zatłoczone ulice przy przejeżdżających tramwajach i wielkie drapacze chmur w centrum miasta. Efekty pogodowe, kałuże na ulicach i mokre karoserie aut wyglądają bardzo dobrze. Nie jest to oczywiście budżet gier Rockstara ale sądzę, że jest wciąż na co popatrzeć. Sama gra względem oryginału jest łatwiejsza nawet w trybie "klasycznym" chociażby ze względu na checkpointy, których jest więcej niż w pierwowzorze. Jedyne co mi się nie spodobało to podczas wymiany ognia przeciwnicy mają zwyczaj nie przejmowania się kulami, którymi oberwali w brzuch i dalej mierzą jak terminatory. Próbują od czasu do czasu flankować i ostrzegać kolegów, żeby nas zasypali ciągłym ogniem, rzucają koktajlami czy granatem ale nie wyjdą poza określoną strefę walki kiedy zaczniemy uciekać. Struktury misji w większości zostały wierne wersji Czechów na pewno przeszedłem mniejszą irytację niż powtarzając do znudzenia przekombinowane sekcje w oryginale ale z drugiej strony te najbardziej kultowe misje poczułem, że jesteśmy trochę bardziej prowadzeni za rączkę. Podoba mi się, że postacie dostały znacznie więcej dialogów i nawet dodatkowe cutscenki, gdzie mogą popierniczyć 5 minut o niczym gdzie wersja z 2002 raczej była pod tym względem skromna i od razu do rzeczy, no ale wtedy nawet Rockstar dopiero kiełkował z GTA. Mam mieszane uczucia tylko co do końcówki gry. Sądzę że nowymi dialogami Hangar 13 trochę zmienił kontekst i znaczenie całej historii jednak w ogólnym rozrachunku i tak świetnie się bawiłem przez te 15 godzin. Czy polecam? Jasne nawet i fanom oryginału, mniej wyrwiecie włosów przy przechodzeniu daję 4+/6 Touhou Lunar Nights Metroidvania i to w gamepassie, że ja miałbym jej nie dać szansy? Całkiem fajnie skonstruowana gierka na podstawie serii shmupów, o których nic nie wiem. Dosyć krótka, bo całość zajęła poniżej 8 godzin ale nie zdążyła niczym znużyć no i po skończeniu mamy boss rush, który uważam za wisienkę na torcie tej gry a dlaczego już za chwilę napiszę. Nasza postać walczy za pomocą rzucanych noży a te zabierają MP ale w trakcie gry uczy się zatrzymywać czas w jego trakcie jesteśmy jak Dio z JoJo Bizzare Adventure spamując nożami na prawo i lewo, gdzie nic nas to nie kosztuje poza spadającym licznikiem na zegarze, który się samoistnie regeneruje. Kluczową mechaniką do poznania w trakcie starć z bossami, jest bliskie ścieranie się z nimi i ich atakami, bo te mogą nam regenerować zarówno mp jak i hp więc poznanie ich strategii i umiejętne manewrowanie postacią w tym high risk - high reward systemie jest niezbędne. Przyznam po prawdzie, że zrozumiałem to w pełni dopiero przy końcowych bossach ale jaka to była frajda w końcu załapać Po jej skończeniu odblokowuje się boss rush więc na pewno z nią jeszcze nie skończyłem. Przytuliłbym z chęcią jakiś dłuższy sequel, który jeszcze dalej mógłby jakoś pociągnąć ten pomysł 4/6. 2 1 Cytuj
oFi 2 496 Opublikowano 3 czerwca 2021 Opublikowano 3 czerwca 2021 Resident evil 7 DLCs 1.Not a hero Dostajemy lepsze pukawki i lecimy Chrisem waląc w brzydali. Dodali pare mechanik strzelania, ale ogólnie to taki średniaczek jeśli chodzi o kontent. 6/10 za zrobienie z tego strzelanki 2.End of Zoe Tutaj to już devy z capcomu pofruneli z inwencją twórczą. Lecimy do przodu po bagnach i tłuczemy wszystkich brzydali.... gołymi łapami. Tryb bokserski jako dlc z nową poboczną fabułką? Jeszcze jak. 2h z groszami się tłuczemy z dziwadłami. Mechanika przez ten czas nie zdazy nam sie znudzic. Ode mnie mocne 7/10. Oczko wyzej za fabułke, ktora dopelnia podstawke. Reszta dodatków to popierdółki z bieganiem na czas, także olałem. 1 1 Cytuj
Pupcio 18 659 Opublikowano 3 czerwca 2021 Opublikowano 3 czerwca 2021 Chyba nawet nie sprawdzałeś tych dodatków skoro tak bajdurzysz xD Cytuj
oFi 2 496 Opublikowano 3 czerwca 2021 Opublikowano 3 czerwca 2021 51 minut temu, Pupcio napisał: Chyba nawet nie sprawdzałeś tych dodatków skoro tak bajdurzysz xD Bieganie z żarciem na czas, a w drugim jesteś na hita, do tego masz sam nóż Są jeszcze banned footage, ale trwają dosłownie pare minut. Spoiler Przypomniało mi się, że jest lore rodzinki pokazane, także dla fabułki nawet warto. Ale gierka z kartami to już nie na moje nerwy Cytuj
knotek 214 Opublikowano 3 czerwca 2021 Opublikowano 3 czerwca 2021 Ja byłem mocno rozczarowany DLC-kami do RE7 i mam bardzo podobne odczucia co oFi A ukonczyłem Gears 4. Cholernie mi tej serii brakowało, ktos powie, że to już nie to samo co mroczna jedynka. Może racja, ale strzelanko wciąż daje rade, a resztę mozna olać, dla mnie doskonała zabawa to była. A G5 ponoc lepsze Cytuj
Mejm 15 369 Opublikowano 4 czerwca 2021 Opublikowano 4 czerwca 2021 Resident Evil Revelatiions 2 - tutaj mial byc elo poczatek, ze Resident spotyka Silent Hill, Stalkera i cos jeszcze tylko, ze ku.rwa zapomnialem czym "to jeszcze" bylo. No nic. Przechodac wiec do sedna, dwojka revelations to chyba klimatycznie i survivalowo najlepszy moj resident zaraz po klasycznej jedynce. Dawno tak sie nie dygalem przemykajac po roznych czesciach wyspy jak tutaj i czesto robilem to w kuckach (co jest chyba nowoscia w serii). A powodem glownym, poza swietna atomosfera, jest bardzo mala ilosc amunicji. I mimo duzej ilosc samych broni, czesto konczylem z pustym magazynkiem. Bo tutaj paczki z nabojami nie wypadaja z poleglych przeciwnikow (w ogole z nich nic nie wypada, znikaja). Trzeba brac to co podrzuca gra albo... przelaczyc sie na drugiego partnera i nim wyszukac migoczacy punkt na ziemi, ktory zmieni sie w znajdzke. I z poczatku jest to irytujace bo de facto bardziej oplaca sie grac pomagierami niz glownymi bohaterami. Fabularnie zaczyna sie spoko ale potem to stary "dobry" resident gdzie juz po 1/3 gry wiemy kto zdradza a kto jest zlym i dlaczego. Znow mamy nowa odmiane wirusa ale na to chyba wszyscy przestalismy zwracac uwage po czesci trzeciej. Gra podzielona jest na 4 epizody i kazdy rozgrywamy zarowno Barrym jak i Clair ale cliffhangery sa slabe a przejscie miedzy nimi a dalsza fabula grubymi nicmi szyte. Jak juz przy epizodycznosci jestesmy to mamy mamy tu do czynienia za backtrackingiem. Czasem lecimy po tej samej planszy, czasem przechodzimy ja w reversie. Ale nie jest to nudne bo zestaw przeciwnikow i charakter rozgrywki jest rozny dla obu postaci. I paradoksalnie to z Clair bedzie wiecej strzelania. Barry czesciej zalatwia sprawy po cichu (kolejna nowosc) i ma wieksza przewage dzieki umiejetnosc swojej towarzyszki. Ale to wynika stad, ze przeciwnicy u Barrego sa bardziej podatni na podejscie bo doslownie patroluja okolicje. U Clair jest wiecej miesa armatniego. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony tym Residentem. Duzo zmian, duzo zapozyczen od innych gatunkow, rozszerzony wachlarz ruchow, maly nacisk na grind kamyczkow (je.bac 4ke za wprowadzanie tego). Zostaly mi w sumie dwa male extra epizody do przejscia ale zaczalem sobie ng+ bo jakos rajcuje mnie ta gra i bym sie podszkolil z mordowania maszkar. Bo czasami jest taki chaos, ze ciagle dostaje sie w pi.zde i nie wiesz skad. Ale to domena wszystkich Residentow ogrywanych pierwszy raz. I wlasnie przypomnialo mi sie, czym "to jeszcze" z poczatku tego tekstu bylo. Oczywiscie jest nim The Last of Us bo kolejna mechanika jest produkcja granatow o roznych wlasciwosciach oraz opasek, ktore zapobiegaja wykrwawieniu lub pomagaja oczyscic ekran z go.wna ktorym rzucil nas przeciwnik. I ta dwie rzeczy sa jednymi ze skladowych wspomnianego chaosu bo ciezko z menusow i pod presja maszkar jeszcze grzebac w menu, ktore nie pauzuje gry. A kolejnym oczywistym nawiazaniem do tlou jest zenska postac nastolatki/dziecka jako naszego partnera. Widac to zwlaszcza w epizodach Barrego. Kucanie i skradanie tez nie wzielo sie powietrza. Oj mocno sie inspirowali gra o grzybach japonczycy, tak jakby role sie odwrocily. 8+/10. 5 Cytuj
Ludwes 1 690 Opublikowano 10 czerwca 2021 Opublikowano 10 czerwca 2021 Rise of the Tomb Raider No nie bylo tak tragicznie jak na początku spodziewałem się, że będzie. A właściwie to bawiłem się całkiem, całkiem. Wiadomo, to kolejna gra, gdzie zdobywasz punkty doświadczenia za podrapanie się po dupie czy zbieranie różnego rodzaju skarbów i logów (nie odsłuchałem żadnego, bo ileż można), a trzonem gameplayu jest obserwowanie wszystkiego w trybie detektywa, który wszystko podświetla. Na dodatek te punkty doświadczenia wydajesz na umiejętności, których większości, standardowo, w ogóle nie potrzebujesz, co kończy się tym, że dodajesz kolejne bez czytania co dają. Postaci, fabuła i wszystkie dialogi są absolutnie fatalne (naprawdę są bardzo, bardzo złe, a jak człowiek chwilę wcześniej grał w Uncharted 4 to już w ogóle jak niebo a ziemia) - jakbym cofnął się w czasie i grał w grę nie sprzed 5, a co najmniej 10 lat. Fajną rzeczą jest to, że mamy tu taki półotwarty świat, w którym możemy znaleźć na przykład, a raczej przede wszystkim, ukryte grobowce. Szkoda tylko, że każdy przechodzi się z miejsca (człowiek myśli, że wpadł na pomysł jak dostać się dalej, a tu okazuje się, że to koniec), a nagrody, które dostajemy za ich przejście ograniczają się do kolejnych umiejętności w stylu szybszego wspinania się z użyciem czekana albo szybsze leczenie. Wow? Bez kitu, strasznie niewykorzystany potencjał. Wymieniłem pełno wad, ale mimo wszystko lubię gry w półotwartym świecie, w którym co jakiś czas dostajesz kolejne gadżety w stylu Metroid Prime, więc bawiłem się całkiem nieźle. Nie ukrywam jednak, że wolałbym, aby z gry zostały wyrzucone te wszystkie punkty doświadczenia, te wszystkie niepotrzebne umiejętności, to ciągłe podświetlanie wszystkiego. Fajnie by było, gdyby cała historia i jej postacie nie były tak tragiczne jak są tutaj i fajnie byłoby również, gdyby w grze było dużo więcej eksploracji i zagadek, a dużo mniej strzelania (no ale akurat w tych kwestiach tak jest w kolejnej części z tego co słyszałem, prawda?), ale wiem, że to niemożliwe. Trudno, tak czy siak - nie jest źle. 2 1 Cytuj
Moldar 2 278 Opublikowano 11 czerwca 2021 Opublikowano 11 czerwca 2021 (edytowane) The Lat of Us Part II Poniższy tekst będzie zawierał spoilery, więc tylko dla tych co ukończyli. Spoiler Minął prawie rok od premiery i dopiero w ostatnich dniach zasiadłem do kontynuacji swojej po prostu gry życia. TLOU mną pozamiatało, więc nie mogłem się doczekać dwójki. Pierwszy zgrzyt nastąpił, kiedy poszło info, że będziemy grać jako Ellie, a ja wolałem grać jako Joel, po prostu twarda postać, z ciekawym charakterem. Drugi zgrzyt nastąpił po wycieku spoilerów, na które traiłem na twitterze, po tym wszystkim przeszła mi ochota na granie i po zakupie PS5 czekałem tylko na łatkę pod 60fps, aby zagrać jak człowiek. No więc doczekałem się i grę ukończyłem, więc po kolei. Może zacznę od tego co gra robi dobrze, a jest to po prostu sam gameplay. W momentach eksploracji niewiele jest zmian, ale potyczki to jest jakiś wyższy poziom w grach. Postać otrzymała nowe ruchy, jak uniki, czołganie się i to wszystko tak idealnie współgra z tym co widzimy na ekranie, że nie sposób się nie zachwycać. Sami przeciwnicy jak się poruszają to też piękna sprawa, jak zaglądają w zakamarki, pod auta, czy obserwują ostatnie miejsce w którym nas zobaczyli. Dodać do tego ich rozmowy, imiona, reakcje na śmierć kolegi, no sztos się robi jak wszystko doda się do całości i jest to wysoko postawiona poprzeczka dla innych. Brutalność dosłownie boli, ale nie jest to przesadna brutalność, czy przerysowana jak w wielu innych grach, jest po prostu tak jak być powinno. Psy również są ciekawym dodatkiem, trzeba być ciągle w ruchu i uciekać przed nim, a sama reakcja psiaka, jak zabijemy jego Pana to też poezja. Gra jest dosłownie napakowana takimi mini rzeczami, przez co Naughty Dog słusznie stawiani są bardzo wysoko w game devie, tam gdzie większość devów olała by tony różnych mini rzeczy, dla ND to normalny dzień pracy i oczywistość. Na plus, że można wgrywać potyczki z poziomu menu, więc mozna dowoli bawić się tymi potyczkami. Duży minus, że nie dowieźli multiplayera, który zapowiadali. Siłą jedynki była fabuła, a też nie tyle co fabuła, a postacie. Tam ciężko zliczyć złe postacie, wszystkie zagrane prawidłowo. Siłą dwójki są emocje, które mają nam towarzyszyć przez większość czasu, więc pozbywamy się głównej postaci jedynki, przez co gra dla mnie ora się sama. Przede wszystkim dwójka nie ma ciekawych postaci, jak już są, jak np. Dina, to dostają bardzo mało czasu na cokolwiek. Twórcy wyraźnie poszli w nijakość, wiadomo, nie wszędzie biegają herosi, ale ta nijakość bije po oczach i że ktoś tam sobie ginie to na dobrą sprawę mnie nie obchodziło. A z ciężarną idącą na akcję to pojechali mocno za grubo xD Jak wiadomo, gra podzielona jest na dwie części, gramy jako Ellie, później jako Abby. Wyraźnie czuć, że twórcy robili dużo, abyśmy zrozumieli i polubili Abby, Ellie ma nudniejszą kampanię, przez większość czasu biega sama ( co też jest dla mnie sporym minusem, bo w jedynce biegali głównie parami i ciągle jakieś rozmowy i rozkminy ) oraz morduje wszystko co się da, łącznie z ciężarną, gdzie Abby w pewnym momencie je oszczędza. Mocno idzie wyczuć co chcieli osiągnąć twórcy takimi zagrywkami. Kampania Abby jest bardziej w stylu jakby uncharted, więcej skryptów, więcej emocji, zabawy z psem. Zamysł rozumiem, ale samo ułożenie kampanii tak średnio. 3 pierwsze dni gramy jako Ellie, mordujemy co się da, potem widzimy jak te postacie jak gramy jako Abby, ale wiemy już, że dawno nie żyją. Osobiście tego nie lubię, bo nie czułem zaskoczenia w wielu miejscach. Pod tym względem jedynka jest znacznie znacznie lepsza od dwójki, ciekawsze postacie, motywy, historia, oraz przede wszystkim dorosłe problemy, w TLOU 2 dostajemy problemy nastolatków w brutalnym świecie i średnio mi to podeszło. Oczywiście sama gra aktorska, scenki, to jest TOP TOPÓW. Sam epilog mógłby zostać rozwiązany tak, że dajemy graczom wybór czy zabijamy Abby czy nie, ale to likwiduje z góry te postacie w części trzeciej, a pewnie historia Abby i Leva ( tragiczna postać, ale też gardzę tym aktorem, czy aktorką ) będzie kontynuowana. Co do tej całej propagandy LGBT, to jest tego dużo, ale to już kwestia indywidualna, czy komuś się to podoba czy nie, mnie nie raziło jakoś wielce, ale twórcy wrzucili prawie wszystko co się da. Ogólnie gra jest super, ale nie jest to tytuł abym do niego wracał, fabuła mnie nie przyciąga, ale pewnie przejdę jescze raz dla samych potyczek, bo one są po prostu genialnie rozwiązane. Nie jest to historia jak z jedynki i nie mam parcia jak wtedy, aby grę kończyć kilka razy i wracać cyklicznie co jakiś czas. Na trójkę nie czekam, poproszę o prequel TLOU z Tess i Joelem. 8/10 Edytowane 11 czerwca 2021 przez Moldar 5 Cytuj
Kmiot 13 885 Opublikowano 12 czerwca 2021 Opublikowano 12 czerwca 2021 Return of the Obra Dinn [Switch] Prolog: (Arcy)dzieło jednego człowieka. Lucas Pope istotnie może uchodzić za papieża gamingu, bo po niebanalnym Papers, Please samodzielnie dostarcza równie niebanalne, jednak daleko bardziej ambitne Return of the Obra Dinn. I pisząc "samodzielnie" dokładnie to mam na myśli. Lucas Pope odpowiada za scenariusz (dość nieoczywisty), oprawę (graficzną oraz dźwiękową), jak również całkowitą realizację pomysłu. Pomocą posiłkował się jedynie przy przekładach na inne języki (jest polska wersja). No kurwa, gdybym nosił kapelusz, to teraz bym go uchylił szerokim gestem. Fabuła: Statek Obra Dinn powraca do portu, ale na jego pokładzie nie ma nikogo żywego. I teraz naszym zadaniem jest, by ustalić co tutaj do chuja się wydarzyło. Otrzymujemy trochę dokumentów (listę oficerów/załogantów/pasażerów, parę rycin z codzienności na statku, mapę przebytej trasy), magiczny zegarek i z animuszem ruszamy, by rozwiązać supeł zagadki. Idea gry: Na pokładzie w pewnym momencie było 60 osób i wszyscy prawdopodobnie nie żyją, a my musimy dowiedzieć się w jaki sposób zginęła każda z nich - każdemu denatowi (po rozpoznaniu go na rycinie) przypisać nazwisko, przyczynę śmierci i odpowiedzialną za to osobę/przedmiot. W sukurs przychodzi wspomniany magiczny zegarek, który w przypadku odnalezienia zwłok pozwoli nam cofnąć się do momentu śmierci nieszczęśnika. Następuje zaciemnienie, słyszymy fragment dialogu (bez wizji), następuje tragedia i bum! jesteśmy uwięzieni w stop-klatce, mogąc swobodnie poruszać się po pewnej przestrzeni sceny zdarzeń i szukać wskazówek. Bo mimo że widzimy moment zgonu danej osoby, to nadal nie wiemy kim ona jest, jak również kim są świadkowie oraz np. morderca, który strzela nieszczęśnikowi prosto w twarz. I podążamy tak od sceny do sceny (możemy swobodnie do nich wracać), z wolna odtwarzając serię zdarzeń i stale węsząc za informacjami, które pomogą nam zidentyfikować osobę, którą widzieliśmy już tu i tam, a nadal nic o niej nie wiemy. Tyle teorii i podstaw. Gameplay: Gra przyciąga do ekranu, w zasadzie byłem jak przyklejony przez całe 10 godzin, które zajęło mi ustalenie losów pełnej załogi. Granica dość płynna, bo wszystko zależy od naszej dedukcji oraz umiejętności łączenia faktów, choć kilka zwłok na statku jest ukrytych w dość zmyślnych miejscówkach, więc warto ostro myszkować po kątach łajby. Co nie zmienia faktu, że ktoś sprawnie operujący na informacjach i danych może z powodzeniem poradzić sobie w 7-8 godzin (a ktoś mniej biegły w 15). Tyle że nie warto gnać, bo ogromną przyjemność sprawiała mi powolna eksploracja statku, nieśpieszna obserwacja zdarzeń i chłonięcie tej cudnej atmosfery. A już najprzyjemniejszy moment, to każde udane ustalenie losów kolejnej osoby. Gra bardzo rzadko wykłada nam informacje na ladzie. Musimy mieć stale oczy i uszy otwarte. Wiele rzeczy notować w pamięci. Fragment dialogu zawiera verdammt? Czyżby to sugerowało nam nację bohatera sceny? Może warto więc przejrzeć listę załogi pod kątem pochodzenia? W pobliżu trzeciego oficera stale kręci się jakiś młodzik? Czyżby to mógł być jego steward? Chłop piłuje kawałek drewna? Ooo, to może być okrętowy cieśla! A może tylko pomocnik cieśli, hm? Chłop w turbanie śmiga po takielunku? No raczej Szkotem to on nie jest. I tak krok po kroku, skrawki informacji z wolna składają się w końcowe ustalenia, choć i tak niekiedy trzeba się poddać intuicji i umiejętnością przewidywania oraz bystrym okiem, bo nie każdy moment śmierci jest uwieczniony na pierwszym planie, jak również niektóre z nich trudno nazwać oczywistymi tropami. No rewelacja i pożywka dla zmysłu dedukcji. Technikalia: Dla mnie klasa i szyk w temacie grafiki. Głęboki ukłon w stronę retro, ale z jednoczesnym wypięciem się na ograny pixelart. Gra świetnie prezentuje się na screenach, a w ruchu wręcz kapitalnie. Nie zmyślam. Jedyne w swoim rodzaju doświadczenie i oprawa artystyczna, która doskonale obrazuje niezwykłą atmosferę gry. Niektóre zawieszone w czasie sceny są absolutnie imponujące i trzeba je zobaczyć na własne oczy. Przed zagraniem nigdy nie powiedziałbym, że przy pomocy takiej oprawy da się zaprezentować coś tak ślicznego. Do tego należy dodać kwestię udźwiękowienia. Zwykle naszym towarzyszem jest szum morza, skrzypienie pokładu pod stopami i subtelne dźwięki postukującego na falach wyposażenia statku. Muzyka wchodzi sporadycznie, ale szalenie wpada w ucho i wyśmienicie się komponuje z "akcją" dodatkowo uwypuklając klimat opowieści. Posłuchajcie tego małego, przykłądowego arcydzieła: Minusy: Efektem takiej a nie innej oprawy graficznej jest chwilami brak przejrzystości i zacierające się detale, tak istotne przy ustalaniu przyczyn śmierci ("to uduszenie czy on tam trzyma nóż?"). Pewnym problemem mogą być również mało szczegółowe twarze załogantów, szczególnie gdy przyjdzie nam zidentyfikować jednego z kilku Chińczyków na pokładzie, a wszyscy wyglądają prawie identycznie. Skłamałbym gdybym się zapierał, że nie zdarzyło mi się "strzelać" niektórych odpowiedzi (szczególnie w przypadku wspomnianych Chińczyków czy Rosjan), choć nigdy nie były to strzały kompletnie w ciemno i pewne podejrzenia miałem. Gra stara się zapobiegać tego typu pomysłom, ale nie udaje jej się całkowicie tego wyeliminować. A w ramach ciekawostki dodam, że na pokładzie był jeden Polak i za jego "udźwiękowienie" odpowiada Piotr "Papież" Adamczyk. Niezależnie od tego polecam grę jak pojebany, choćby dlatego by móc zobaczyć ile potrafi dokonać JEDEN szalenie ambitny człowiek. 3 1 Cytuj
Shago 3 610 Opublikowano 13 czerwca 2021 Opublikowano 13 czerwca 2021 Outriders [XSX] Gierka skończona i bawiłem się naprawdę przednio. Moje statsy na koniec gry: a) Level postaci oczywiście 30 b) Poziom świata: 12 c) Klasa: Piromanta d) Zycie: 12K, Siła ognia: 22K, Pancerz: 23K Fabuła mnie wciągnęła i prawdę mówiąc nie spodziewałem się, że ten element zaskoczy. Graficznie jest naprawdę świetnie: dynamika gra jest na mega wysokim poziomie, poziomy i przeciwnicy bardzo zróżnicowani, stały klatkarz 60fps bez względu na to jak wielka zadyma jest na ekranie (a potrafi być naprawdę konkret!). Technicznie gra wypada nie najgorzej: w singlu nie miałem większych glitchy, a najbardziej frustrujące było "zawieszanie" się wskaźnika gdzie iść: czasami pokazywał drogę totalnie bez sensu. Poza tym raz mi się zdarzyło, że coś nie zatrybiło i nie mogłem skończyć misji historycznej, bo niby na mapie był jakiś przeciwnik, a nie dało się go znaleźć w żaden sposób i musiałem wczytać ponownie. Gorzej natomiast wypada multiplayer: kilka razy włączyłem i za każdym razem moja przygoda kończyła się crashem gry :/. Szkoda, bo o ile SP już by mi się nie chciało zaczynać od nowa inną klasą postaci, tak w multika chętnie bym postrzelał, szczególnie, że na ten moment bardzo szybko znajduje graczy. Ogólnie bardzo fajna strzelanka, gdzie bardzo dużo się dzieje, fajne możliwości rozwoju postaci, grafika na super poziomie i nienajgorsza fabuła. Technicznie SP mogło być lepiej (ale nie ma dramatu), natomiast multi totalnie do poprawy.. +7/-8 3 Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.