dee 8 816 Opublikowano 18 kwietnia 2023 Opublikowano 18 kwietnia 2023 YS VIII: Lacrimosa of Dana Niesamowite jest, jak fabuła przechodzi od w sumie beztroskiej przygody grupy rozbitków na tajemniczej wyspie opanowanej przez bestie do wrzucającej ciarki na plecy historii Spoiler cyklicznego unicestwienia rozumnych gatunków Dla mnie to był dość mocny twist jak na oklepane w tej materii standardy w jrpg. Mechanicznie mamy mocno zręcznościowa walkę wspieraną umiejętnosciami specjalnymi. Dość dużo w tym czasem chaosu, ale też radości, bo fajnie się naparza tałatajstwo. Zdecydowanie walka to bardziej radosne mashowanie niż technika Kluczową warstwą gry jest oparta na metroidvani eksploracja. Nie wszędzie od razu trafimy, odkrywamy kolejne miejsca, to jest świetne. Popychany w ten sposób fabułę, znajdujemy kolejne artefakty ułatwiające pokonywanie miejscówek dotąd niedostępnych. Klasyka, która ludzie uwielbiają. Znajdujemy kolejne osoby, które mam rozbudowują wioskę. Zbieramy miliony surowców, które potem wybieramy, zamieniany, przetwarzamu, zużywamy. Jest co robić przy tworzeniu ciuchów, zbroi, oręża, dodatkow. Można zbierać i kupować żywność z której zrobimy buffujące nas potrawy. W ogóle zresztą walka na domyślnym poziomie trudności jest prosta, więc bez obaw. Poza tym raidy będące obrona wioski, gdzie w nagrodę dostajemy fajny stuff. Polowania na potwory, także nocą co nieco utrudnia, ale też daje lepszy loot. Klasyka, ale sprawnie podana. Jak to bywa, z czasem gra się zaczyna nudzić, jest za długa jeśli jeszcze chcesz wszystko odkryć. Chciałbym by trochę to odchudzono. Spędziłem z ys8 z miesiąc, zdobywając chyba z 35% pucharków, ale to mnie akurat wali. Jest w plusie, gameplay bardzo przyjazny, historia potrafi zaskoczyć i choćby dla tej historii wbijcie kilkadziesiąt godzin w ten wspaniały świat wykreowany przez japońskich speców. Daje 7/10 Gdyby gra była krótsza i z bardziej techniczną walka, lekko dałbym 8. Spoiler Ogólnie bardzo niedoceniony tytuł, daleko poza dyżurnymi gwiazdami jRPG 4 Cytuj
Pupcio 18 652 Opublikowano 20 kwietnia 2023 Opublikowano 20 kwietnia 2023 Skończyłem sobie Signalis. O wow jaka to była dobra gierka. Tak na świeżo to bym zaryzykował stwierdzeniem że to najlepszy klasyczny resident evil bez re w tytule (chociaż z residentem też może się napierdalać na równi) Świetny klimat, muzyka, oprawa stylizowana na tą z ps1 no wszystko gra. Walka jest i to tyle, nie przeszkadza. Niby mamy duży wybór broniek a że gra sama w sobie nie jest jakaś trudna to pod koniec miałem gigantyczny zapas wszystkiego bo jestem nauczony że w takich grach przeciwników lepiej omijać niż ubijać, ale jak będziecie grać sami to nie bójcie się nawalać w stworki. Najlepsza jest eksploracja i zagadki. Rysowanie mapki, zapisywanie kodów i innych pierdół na kartce było obecne same zagadki są super bo nie są jakieś turbo pojebane i tak pozbawione sensu że lądujemy na yt albo rozwiązujemy je przez przypadek. Trzeba nad nimi chwile posiedzieć ale jak nie jesteście wujaszkiem to sprawią satysfakcje rozwiązaniem a przy tym nie wkurwią. Fabuła to głównie typ chuy wie o co chodzi i sam raczej ogarniam tylko podstawy rządzące tym światem i ogólny zarys ale i tak skończe na yt oglądając interpretacje Dużo osób nie lubi czegoś takiego ale ja lubie i to bardzo więc dla mnie też plus. Minusy? W sumie to nic mi się nie rzuciło jakoś bardzo. Jak już mam się doyebać to do namierzania przedmiotów i drzwi, często na korytarzu pełnym stworków postać nie chciała z biegu wejść w drzwi co kończyło się dostaniem dmga. Mogłaby być też trudniejsza bo zginąłem 3 razy na 9h gry. Jeszcze mocno subiektywny minus to design artów postaci. Kurde, moja 10 letnia siostrzenica ładniej rysuje ludzi. wygląda to serio jakby dziecko się dorwało do książki "jak rysować chińskie postacie" Polecam każdemu zagrajmerowi a dla residento fagów tytuł obowiązkowy. Dostaje pieczęć jakości pawciokratosa i trafia do mojej topki indyków 4 2 1 Cytuj
zdrowywariat 373 Opublikowano 20 kwietnia 2023 Opublikowano 20 kwietnia 2023 Czy ja wiem, te postacie z fotki mają swój urok, dodane do listy obok innych i wleci w pierwszej kolejności wraz z Tinykinem, o których tu ludzie piszą w samych superlatywach, a że mam w co grać to poczekam sobie na jakieś dobre promocje Cytuj
mitra 1 787 Opublikowano 20 kwietnia 2023 Opublikowano 20 kwietnia 2023 Skończyłem TLoU: Remastered. Cóż to była za przygoda i podróż. Wszystko co można było o tej grze napisać, zostało już napisane. Ja dodam od siebie, że dobrze by było aby więcej gier trzymało taki poziom. Wszystko tu zagrało. Bohaterowie, miejscówki, scenariusz po prostu wszystko. O dziwo zdobyłem normalnie chyba 2 albo 3 pucharki + te za ukończenie poziomu, gdzie za wyższe poziomy wpadają też te z niższych. Ale ja dzbaneuszem nie jestem więc pucharki zlewamy. Teraz instaluję część drugą i zobaczę o co tyle szumu hehe. 1 2 Cytuj
Pupcio 18 652 Opublikowano 21 kwietnia 2023 Opublikowano 21 kwietnia 2023 Skończyłem sobie Ghostwire: Tokyo. Na dobrą sprawę mógłbym podsumować moje 20h z tą grą za pomocą filmiku i obrazka. Powiem tak dla zagrajmera w skrócie. Gra jeśli nie jesteś japonio fagami to omijajcie ją szerokim łukiem bo jest okropna. Fabuła. Zły chłop w masce porywa nam siostre. Nas opętuje dobry duszek i pomaga nam ją uratować. Jak przed chwilą leciały napisy to było mi wstyd że lubie grać w japońskie gry bo już dawno nie widziałem tak bezjajecznej, nudnej historii i bohaterów i te okropne dialogi... Gameplay. Jest c0rwa jeszcze gorzej chłopaki xD Mamy otwarte duże miasto i robimy klasyczne ubi rzeczy no klasyk gejmingu z ostatniej dekady i o to bym się chyba nie dojebał aż tak bo nikt nas nie zmusza żeby zbierać śmieci ale problem jest core tej gry czyli strzelanie z palca. Nie wiem czy ich popierdoliło na łeb w tym studiu robiąc z takiej gameplayowej spierdoliny podwaliny pod gre na 20h ale to zrobili xD Walka jest pozbawiona głębi, każde starcie jest męczące bo stworki są mega wytrzymałe, mocy pocisków kompletnie nie czuć, jest dramat a to praktycznie jedyna rzecz którą robimy w tej grze. Graficzka. Technicznie jest okej?? Nie wiem, nie znam się na tych nowych grach za bardzo i dla mnie większość gier od czasu poprzedniej generacji jest śliczna więc gra z początku tej generacji mi się podobała. Tokyo bez ludzi jest śliczne imo pobili nawet miasta z yakuzy SZKODA TYLKO ŻE CO 10M ATAKUJĄ MNIE YEBANE STWORKI. Artstyle coś spaniałego. Design kreatur świetny a gdy twórcy zmieniają świat na naszych oczach w jakieś dziwaczne kreacje to najlepsze momenty tej gry. Robili to fantastycznie w the evil within i tutaj też nie zawiedli. Ostatni plus dam w spoilerku bo dotyczy misji pobocznej z zawartości którą dodali wraz z premierą wersji pc/xboxa (ale taki tyci spoiler jbc) Spoiler Misje w szkole Musimy pomóc duchowi ziomka z klubu zjawisk paranormalnych zapieczętować Hanako i jest to zdecydowanie najlepszy fragment gry (bo jest mało strzelania jak ktoś lubi klasyczne filmowe horrory z japonii to dostanie jebla. Chodzenie po nawiedzonej szkole ostro dostarcza. Pierwszy i ostatni raz się tam wystraszyłem bo jest tam genialny przeciwnik którego nie zdradzę bo może jednak będziecie grać. Najjaśniejszy punkt tej produkcji. Jak lubicie Japonie i ubisofty to możecie spróbować ale i tak po 5h będziecie zmęczeni, no nie mogę polecić tej gry. Powiedziałbym że zmarnowany potencjał ale czy jeśli core gry leży to było to w ogóle do odratowania? Dobrze że hifi rush dostarczyło bo chyba postawiłbym krzyżyk na tangosach bo tej grze. Elo konsolowe c0rewki 1 1 Cytuj
łom 2 033 Opublikowano 27 kwietnia 2023 Opublikowano 27 kwietnia 2023 (edytowane) Dead Island 2 (PC) - miałem duże obawy co do tej gry bo mimo że Dambuster/Free Radical Studios dawno temu zrobiło TimeSplittersy czyli najlepsze FPSy na PS2, to ich ostatni tytuł (Homefront: The Revolution) wyleciał z dysku po pół godziny bo był niedorobiony. A tu mamy bardzo pozytywne zaskoczenie. W mocnym skrócie (dla osób które nie grały w poprzednią część) gra to połączenie Borderlands i Dead Rising. Wpadamy do danego obszaru, robimy zadania po drodze zbierając bronie i zasoby, wracamy do bazy wypadowej, przygotowujemy się do kolejnej wyprawy robiąc porządek z ekwipunkiem i lecimy z kolejnym zadaniem. Najważniejsze jest to że mimo powtarzalności (są dosłownie 3 typy misji) bawiłem się dobrze przez te ~25h. Wybijanie zombiaków sprawia frajdę non-stop, jest wystarczająca różnorodność zarówno przeciwników jak i broni, obrażenia 'elementarne' (ogień, prąd, kwas) współgrają z cieczami które rozlewają się po otoczeniu ale też z zombiakami (więc podpalanie wszystkiego dookoła w towarzystwie ognistego zgnilucha nie jest dobrym pomysłem). Praktycznie żaden element rozgrywki mnie nie zaskoczył ale wszystko zostało tak dopasowane że po prostu dobrze się w ten tytuł gra. Co do elementów RPGowych. Rozwój postaci (6 do wyboru ale większego znaczenia to nie ma) jest powiązany z głównymi zadaniami i co parę godzin dostaje się nową umiejętność (pod koniec gry ma się z 5 dodatkowych skilli). Dodatkowo skille te można modyfikować kartami więc blok można zmienić na unik, drop kick na pojedynczy kop itd. Kart też się używa do budowy postaci w danym kierunku, mamy 4 kategorie, w każdej po parę slotów na karty i w każdy slot wkładamy karty które nam pasują a które dają dodatkowe benefity np. leczenie odrzuca przeciwników, drop kick podpala itd. Dzięki temu można w locie zmienić archetyp postaci i tanka przekształcić w glass cannon, dobrze to współgra z modyfikacjami broni bo po zdobyciu i dopakowaniu pazurków Wolverine'a pozmieniałem karty tak żeby bardziej pasowały do walki w zwarciu. Jedyne co mi nie podeszło to skalowanie leveli. Nie wiem jaki sens był w tym żeby zombiaki praktycznie zawsze były na tym samym poziomie co gracz i jeśli nie zrobimy tunningu broni to katana będzie zabijała podstawowego przeciwnika tą samą ilością ataków co gazrurka z początku gry. Bez sensu rozwiązanie i prowadzi do tego że nie zamiast eksperymentować i zmieniać broń miałem swoje typy które trzymałem przez pół gry, może taki był zamysł? Oprawa jest bardzo schludna i ma swoje momenty ale to nie jest poziom AAA, bardziej takie AA+ (trochę poniżej np. Stray ale za to z większymi lokacjami). Jak na swój budżet to ekipa zrobiła świetną robotę nie bawiąc się w open-worldy, dynamiczną porę dnia (są dwie, dzień i noc) czy mocno zniszczalne środowisko za to robiąc standardowe ale dobrze przemyślane lokacje. Mamy obrzygane kanały, dzielnice Bel-Air, plaże, hotele i wszystko zwiedza się przyjemnie, nie ma zapychaczy czy 5 minutowych biegów z punktu A do B. Należy tylko pamiętać że część budynków otwiera się wraz z zadaniami więc czasem nie warto przez 10 minut szukać jakiegoś klucza do zamkniętych drzwi. Szczególną uwagę dostały zombiaki które mają wielopoziomowy system obrażeń. Tak szczerze podczas rozgrywki, szczególnie w późniejszej części gry kompletnie nie zwraca się na to uwagi, za dużo się dzieje żeby jarać się tym że komuś brakuje żuchwy ale ma to dodatkowy benefit, nie czuć powtarzalności modeli bo każdy może być zmasakrowany na inny sposób więc mimo że tłuczemy klony to nie rzuca się w to w oczy bo każdy rozpada się na swój sposób (nie licząc paru niestandardowych przeciwników). Muzyka jakaś jest, kompletnie nie wpada w ucho oprócz z 4 śpiewanych kawałków. Efekty dźwiękowe są soczyste, dobrze współgrają z masakrą na ekranie ale w niektórych pomieszczeniach zamkniętych dziwnie brzmią. Fabularnie nie ma co się rozpisywać bo jest to dodatek. Parę audiologów czy notatek zapada w pamięci, tak samo jak postacie które są mocno charakterystyczne i przerysowane ale nikt nie będzie rozkładał fabuły na czynniki pierwsze. Jak bym ocenił każdy element z osobna to to by była gra 7/10, wszystko działa jak trzeba ale nic się nie wyróżnia, po prostu gra się przyjemnie, tylko że brakowało mi takiej nieprzekombinowanej, prostszej gry gdzie gameplay gra pierwsze skrzypce i wszystko działa jak trzeba (miałem zero błędów psujących rozgrywkę a zrobiłem wszystkie główne i poboczne zadania). Jak ktoś lubi rozgrywkę w stylu Borderlands a do tego brakuje mu wesołego masakrowania zombiaków to powinien śmiało atakować, a jak nie to niech przynajmniej kupi za jakiś czas na promce bo na pewno nie będzie czuł się oszukany. Pewnie jeszcze kiedyś wrócę do tej gry bo trafiła w mój gust. 8-/10 Edytowane 27 kwietnia 2023 przez łom 2 Cytuj
KamilM 135 Opublikowano 28 kwietnia 2023 Opublikowano 28 kwietnia 2023 Ryse: Son of Rome Chyba mam jakiś dziwny gust albo niską tolerancje, bo podobała mi się ta gierka. Sytuacja taka sama jak z The Order, wszyscy jechali po grze a mi się klimacik, graficzka i strzelanie podobało i tutaj jest analogicznie. Można się przyczepić wielu rzeczy jak chociażby armii klonów, z którymi walczymy, finishery, które i tak gra za nas kończy nawet jak pomylimy przyciski czy strasznie mocno korytarzową strukturę gry, ale mi się grało naprawdę przyjemnie. Grafika robi robotę nawet po 10 latach, system walki który miał składać się z parowania i atakowania był całkiem przyjemny. Dochodzą przecież jeszcze mocne ataki, uniki, czy rozbijanie tarcz. Nie jest to jakiś ultra skomplikowany system walki, ale nie jest też tak prostacki jak wcześniej słyszałem. Do tego brutalność i widowiskowość. Dla mnie takie solidne 7/10 3 Cytuj
Pupcio 18 652 Opublikowano 29 kwietnia 2023 Opublikowano 29 kwietnia 2023 "Ukończyłem" sobie Tunic aka słodki lisek bawi się w zelde. "ukończyłem" Bo niby zobaczyłem napisy końcowe ale nie jest to raczej ten true, właściwy ending. Chciałem go robić ale w sumie podjąłem decyzje że narazie sobie odpuszcze żeby mieć większą motywacje żeby kupić kiedyś liska na własność i przejść go ponownie bo zdecydowanie warto. Gameplay jak w zeldach 2d. Zagadki, walka i eksploracja a żeby dostać się do nowych lokacji czy nagród musimy czekać aż dostaniemy odpowiednią umiejętność lub gadżet. To co najbardziej wyróżnia liska to motyw instrukcji której strony znajdujemy w świecie gry. Pomysł typu WYBITNEGO. Na początku ta niewiedza może trochę przytłaczać ale dzięki temu w ciemno próbujemy nowych rzeczy nie mając pojęcia co one robią albo po kilku godzinach gry dowiemy się jak otworzyć zamknięte drzwi bo właśnie dowiedzieliśmy się z tego z nowo znalezionej kartki Bardzo miłe uczucie gdy twórcy nie robią z gracza durnia i dają mu popełniać błędy i czasami utknąć. Z minusów nie jestem fanem oprawy graficznej. Jest co prawda słodka, prosta i czytelna więc rozumiem że może się podobać ale nie wstrzeliła się w moje gusta, kojarzyła mi się z komórkowym tomb raiderem go. Drugi minus to soulsowe naleciałości. Po śmierci musimy podnieść swojego duszka w przeciwnym razie tracimy trochę hajsu. Co prawda nie jest to jakiś straszny problem bo przez całą gre tylko raz mi się nie udało podnieść soula no ale i tak tego nie lubie. Tak samo jak respiących się wrogów i ognisk, Więcej minusików nie pamiętam. Świetna gra, i kolejne indie studio które trafia do mojego kręgu zaufania bo po takiej grze ciężko nie ufać twórcom. Polecam dla zagrajmera. 4 Cytuj
Kmiot 13 883 Opublikowano 29 kwietnia 2023 Opublikowano 29 kwietnia 2023 Mass Effect (wersja z Edycji Legendarnej) [PS4] Teraz tak. Sporo ryzykowałem, ale w tym roku czuję większą odwagę. Bo ja nawet nie lubię tego typu klimatów. Star Warsów nigdy nie oglądałem żadnych. Star Treki to tylko te nowe, filmowe, ale zdarzyło mi się na nich drzemać. Więc czego tutaj właściwie szukałem? Nie wiem, ale swoją nadzieję wiązałem z faktem, że jakiś czas temu niezwykle podszedł mi cykl Expanse (serial i książki), stąd uznałem, że może nie wszystko stracone i warto jednak się zapoznać z tym całym Mass Effectem, skoro tak szeroko chwalony, cała trylogia w sumie. Wiem, jestem spóźniony co najmniej o dekadę, albo nawet dwie, ale im większe ryzyko, tym większa frajda, co? Może kogoś zaskoczę, ale zacząłem swoją przygodę od pierwszej części. Tak podpowiadał rozsądek. Zasugerował też, by wybrać Sheparda faceta, bo przecież nie babę, haha, lol, no ludzie kochani. Początek przyjąłem ze stoickim spokojem. Zarówno gameplayowo, jak i fabularnie. Rozgrywka oczywiście pachnie trochę świeżo rzeźbionym drewnem, ale niczego innego nie oczekiwałem. Narracja? Prolog niczym szczególnym nie oczarował, potem Cytadela i duszony przeze mnie szyderczy uśmieszek na widok tych wszystkich komicznych ras. Czekałem, aż za rogu wyjdzie Alf, a potem E.T., którzy ze śmiertelną powagą stwierdzą, że są kochającą się parą, ale ich rasy są prześladowane w Galaktyce, więc odchodzą ułożyć sobie życie gdzieś indziej. No nie jestem fanem tej wizji artystycznej trochę według mnie zbyt stereotypowej i komiksowej. Żeby jednak oddać sprawiedliwość grze - z czasem zacząłem się nieco do tych kwestii przekonywać, bo postacie i rasy są całkiem zgrabnie rozpisane i jeśli przymknąć oko na ich głupkowaty wygląd, to swoją fabularną rolę grają znakomicie. Nawet będąc dość sceptycznie nastawiony do gatunku "space opery" muszę oddać, że BioWare uniwersum stworzyło z dużym pietyzmem. Jasne, że wciąż posiłkowało się przy tym dość powszechnymi stereotypami (jeśli mogę to tak określić), ale od siebie dodało na tyle istotnych szczegółów i detali, że znacznie uwiarygodniło całość. Generalnie nie zamierzam się dłużej rozpisywać na temat fabuły, bo po pierwsze traktuję ją jako ułamek całości (trylogii) i na jej ocenę jeszcze przyjdzie czas, a po drugie w obrębie pierwszej części spełnia swoje zadanie pozostając w bezpiecznej strefie, którą określę "nie oszałamia, ale również nie żenuje". Co przy chwilami infantylnej prezencji uznam za sukces, w który największy wkład mają sprawnie rozpisane dialogi, bo tych słuchało mi się z nieskrywaną przyjemnością, a przynajmniej bez znużenia. Jasne, że schemat ich prowadzenia po pewnym czasie jest zauważalny i brnąc w Idealistę wybierasz górną kwestię (to mój oczywiście), a Paragon trzyma się dołu, ale i tak chwilami połasiłem się na bardziej pyskate podejście, będąc ciekawym reakcji rozmówcy. Generalnie jestem ostrożny w ferowaniu wyroków na tematy fabularne, bo tak jak wspomniałem, to zaledwie fragment całości. Na tę chwilę jest intrygująco i pozytywnie, choć bez znaczących wstrząsów. O rozgrywce można popisać coś więcej. Z góry zaznaczę, że Edycja Legendarna została ponoć nieco usprawniona pod względem oryginału, a ja niestety nie mam porównania, więc oceniam tę reedycję z pozycji prawiczka. I oł boj, można się do paru kwestii przyczepić oraz wyżyć. Dla większej frajdy wypunktuję je: Pierwszy strzał, który odbijał mi się czkawką przez całe 34 godziny, to system sprintu, czyli Shepard łapiący zadyszkę po 15 metrach truchtu. Kondycja godna prawdziwego komandosa. Bez kitu, typ dłużej łapie oddech, niż biegnie. Kwestia wydaje się to pierdołą, ale momentami przemierzanie Cytadeli w tym ślimaczym tempie motywowało mnie do zerkania na telefon w poszukiwaniu rozrywki, zanim Shepard dobiegnie. Ogromna uciążliwość, szczególnie dla kogoś, kto postanowi pobiegać trochę w związku z side questami. Dziesiątki planet, z czego tylko garstka jest do rzeczywistego odwiedzenia. I o ile tego nie uznaję jeszcze za wadę, bo wcale nie zależało mi na ilości, tak do jakości też muszę się nieco przyczepić. Bo odwiedzane poza główną fabułą planety różnią się jedynie kolorystyką oraz stopniem górzystości terenu. Po wszystkich jeździ się tak samo, wszystkie mają tego samego rodzaju zabudowania, aktywności i przeciwników. Wnętrza podobnie. Dosłownie trzy typy lokacji, które powtarzają się do porzygania. Stacja badawcza, kopalnia, pokład statku. Każdorazowo o tym samym układzie pomieszczeń, z dwoma korytarzami i większą komnatą do starcia. Wyposażone identycznymi przedmiotami, meblami, skrzyniami. Czasami wypełnione po prostu niczym. Żenujące w sumie. Część side questów zasługuje na oklaski (a nawet trofeum), pozostałe to dotarcie do znacznika i odczytanie dwóch zdań loga ("wszyscy umarli, quest zakończony"). Strasznie to wszystko nierówne i rozczarowujące. W sumie kiepsko i po łebkach rozplanowana ekonomia gry. Zbierasz dziesiątki (setki) złomu. Z czego tylko ułamek jest zdatny do użytku, resztę możesz sprzedać bądź zamienić na omniżel (gówno waluta do naprawy i łamania zabezpieczeń). Kredytów możesz mieć 10 milionów, omniżelu tysiąc sztuk i w pewnym momencie dotarłem do limitu w obydwu kwestiach, więc znaleziony złom mogłem co najwyżej wyrzucać do lasu. wspomniany omniżel mogłem spożytkować na powszechnej minigierce w hackowanie pojemników z lootem. Minigierka niezbyt uciążliwa, ale jeśli jest tylko jedna na 34 godziny zabawy, to siłą rzeczy zdąży zbrzydnąć. Więc pod koniec zamiast jebać się w klikanie guzików poświęcałem omniżel na otwarcie skrzynki, a zawartość przerabiałem na omniżel. Perpetuum mobile. AI przeciwników jest zdałnione. Jak już się przykleją do osłony, to możesz rozłożyć koc piknikowy, bo nie przyjdą 20 metrów dalej. Zerowe wyzwanie, strzelanie zresztą też pozbawione impetu, choć z czasem względnie je polubiłem. Poza tym nie wiem czy upatrywać to w kategoriach wady, ale polskie tłumaczenie jest dość swobodne. Nasz Wrex klnie jak szewc, tymczasem oryginał jest przecież w tej kwestii wyważony. Opryskliwy i pyskaty, ale nie wulgarny. Dodatkowo takie smaczki, jak naukowiec określający królową "Carycą" i sadzący na każdym kroku rosyjskie wtręty, choć w oryginale ma wyłącznie rosyjski akcent. Generalnie dziwne decyzje translacyjne, nie zawsze zgodne z ogólną ideą. W sensie - podoba mi się niepohamowany Wrex, ale jednocześnie gryzie się z oryginałem, a to już uznaję za minus. Niemniej ustalmy coś. Biorąc pod uwagę rocznik oryginału, Mass Effect mi się podobał. Choć nie powinien z racji moich preferencji gatunkowych. Przed grą uznałem, że jeśli "jedynka" mi siądzie na mordzie, to dam szansę całej trylogii i na to się w tej chwili zapowiada. Więc jestem dość ostrożny w ferowaniu wyroków tylko na podstawie pierwszej części. Ale jest mimo wszystko dobrze. 3 3 Cytuj
Figaro 8 302 Opublikowano 29 kwietnia 2023 Opublikowano 29 kwietnia 2023 Jedynka to bardzo fajna gra. Dwójka jest gorsza, ale wciąż świetna. Trójka to totalne gówno, które zmusiło mnie do odpoczynku od gierek na pół roku. Andromeda jest jeszcze gorsza. 5 Cytuj
Kmiot 13 883 Opublikowano 29 kwietnia 2023 Opublikowano 29 kwietnia 2023 Odważnie. Słyszałem opinie, że ME2 najlepsza, więc tym bardziej jestem zaintrygowany. Jeśli będzie gorzej niż ME1, to mało prawdopodobne, że cykl doczekałby się takiej renomy. Ale zobaczymy. Cytuj
Figaro 8 302 Opublikowano 29 kwietnia 2023 Opublikowano 29 kwietnia 2023 Mi się w dwójce nie podobało, że poszła bardziej w akcję. W dodatku lubiłem jazdę Mako. Ale dwójka wciąż jest spoko. Trójka to już po prostu strzelanina i w dodatku chujowa. 2 1 Cytuj
drozdu7 2 879 Opublikowano 29 kwietnia 2023 Opublikowano 29 kwietnia 2023 28 minut temu, Kmiot napisał: ME2 najlepsza No kurwa, oczywiście że tak 3 Cytuj
dee 8 816 Opublikowano 1 maja 2023 Opublikowano 1 maja 2023 Jedynka ME może drewno, ale chociaż miała ten erpegowy sznyt, którego później mi brakowało. Poza tym jeżdżenie mako >>> skanowanie planet 1 1 Cytuj
PanKamil 1 108 Opublikowano 1 maja 2023 Opublikowano 1 maja 2023 Ja wreszcie doczłapałem się do końca ghostwire tokyo. Zupełnie bezjajeczna gra z bezjajecznymi postaciami i ciężko po przejściu coś powiedzieć bo jest taka nijaka. Na szczęście jest dosyć krótka jak na open world I po 12h udało mi się skończyć. Ostatecznie zadania poboczne mogą ciekawskim przybliżyć niektóre japońskie mity choć mnie to nie grzało, ale może są chętni. Zagrać i zapomnieć. Na plus design głównego złego. 1 Cytuj
dee 8 816 Opublikowano 1 maja 2023 Opublikowano 1 maja 2023 Tiny Tina's Wonderland's Uwielbiam Borderlandsy, a to po prostu kolejne Borderlandsy w settingu fantasy. I o ile początek, nie wiem nawet dlaczego, wszedł mi opornie, to potem jednak ta znana i lubiana mechanika znów mnie zassała i znów ładne kilkadziesiąt godzin spędziłem w tym pokręconyn świecie. Głównej bohaterki nigdy za bardzo nie lubiłem i tutaj też wkurza swoją rozdartą japą, ale to tylko didaskalia. Podobnie jak dwoje kolegów Tiny z erpegowej sesji, na którą stylizowana jest cały koncept fabularny. Wciąż wajcha z humorem jest otwarta w pozycji cała naprzód i bywa naprawdę zabawnie. Tylko, że czasem jest tego humoru za dużo, czasem na siłę, czasem już prawie darłem się do telewizora "zamknijcie te mordy". Aczkolwiek czeka nas mały, przyjemny twist z głównym złolem w finale historii. Mechanicznie główną zmianą jest ta mapka po której poruszamy się pieszo między lokacjami. Wykonujemy też różne mniejsze misje, otwierany skróty. Jest to kurwa pomysł fatalny, i nic mnie tak w grze nie wkurzało jak poruszanie się po Overworld. Powolny ruch postaci, upośledzony niczym użytkownik ozon widok na pole akcji. No nie wyszło im to, najsłabszy element gry A sama gra jest jak zawsze mega intensywna, wciąż miliony broni do wyboru do koloru. Sporo postaci. Wybieramy build przez rodział skilli, dodatkowo rozdzielamy pulę do pasywnych cech. Jest się czym bawić. Potem w ramach game endingu wchodzą jeszcze dodatkowe punkciki, by rozpętać jeszcze większą imbę. Z nowości w arsenale mamy dodatkowy slot na broń białą która potrafi sporo pomoc, gdy ja dobrze wkomponujesz w build. W miejsce granatów czary. Te też działają różnie, jest fun z odkrywania tych niuansów. Potem, z biegiem gry, dostajemy możliwość dostania drugiej klasy postaci, co teoretycznie jeszcze bardziej rozszerza możliwości dla taktyków, ale mi się już nie chciało mając postać waląca lodem i rozbijająca zamarzniętych uderzeniem melee. Największy problem to martwe lobby matchmakingu. Wejscie gry do abo wiele tu pomoże, ale nie zanosi się. Podsumowując: jest wesoło, kolorowo, strzela się tyle, że będziecie chcieli grać w ochronnikach słuchu z powodu ciągłego hałasu broni. No i strzela się wciąż miodnie, czując te wszystkie drobne niuanse w podobnym modelu. Tu większy rozrzut, tu potężny odrzut, tam przeładowanie trwa 12 godzin, a tam z kolei magazynek mały. I to jest fajne, z tych milionów śmieci wyłowić ten jeden, dwa, wyjątkowe modele, które przeprowadza nas przez fabułę i sporą liczbę misji pobocznych. Oczywiście najlepsza zabawa zaczyna się po skończeniu fabuły. Otwierają się chaos runy, będące wariacja rogalika i potyczek na losowych planszach zakończonych starciem z szefem. Można wzmacniać postać nad ten jeden run zbierając specjalne kryształki. Można te krysztalki przeznaczyć na zakup broni w lobby po zakończeniu runu. I znowu problem, online nikt prawie nie gra, do chaos runu ani razu nie znalazło mi zawodnika. Mimo to solo bawiłem się doskonale. Na tyle dobrze, że dla mnie to 8/10 2 Cytuj
Square 8 711 Opublikowano 2 maja 2023 Opublikowano 2 maja 2023 Matchmaking jest pewnie zjebany tak jak było w BL3. Cytuj
KrYcHu_89 2 378 Opublikowano 2 maja 2023 Opublikowano 2 maja 2023 10 godzin temu, dee napisał: Tiny Tina's Wonderland's Uwielbiam Borderlandsy, a to po prostu kolejne Borderlandsy w settingu fantasy. I o ile początek, nie wiem nawet dlaczego, wszedł mi opornie, to potem jednak ta znana i lubiana mechanika znów mnie zassała i znów ładne kilkadziesiąt godzin spędziłem w tym pokręconyn świecie. Głównej bohaterki nigdy za bardzo nie lubiłem i tutaj też wkurza swoją rozdartą japą, ale to tylko didaskalia. Podobnie jak dwoje kolegów Tiny z erpegowej sesji, na którą stylizowana jest cały koncept fabularny. Wciąż wajcha z humorem jest otwarta w pozycji cała naprzód i bywa naprawdę zabawnie. Tylko, że czasem jest tego humoru za dużo, czasem na siłę, czasem już prawie darłem się do telewizora "zamknijcie te mordy". Aczkolwiek czeka nas mały, przyjemny twist z głównym złolem w finale historii. Mechanicznie główną zmianą jest ta mapka po której poruszamy się pieszo między lokacjami. Wykonujemy też różne mniejsze misje, otwierany skróty. Jest to kurwa pomysł fatalny, i nic mnie tak w grze nie wkurzało jak poruszanie się po Overworld. Powolny ruch postaci, upośledzony niczym użytkownik ozon widok na pole akcji. No nie wyszło im to, najsłabszy element gry A sama gra jest jak zawsze mega intensywna, wciąż miliony broni do wyboru do koloru. Sporo postaci. Wybieramy build przez rodział skilli, dodatkowo rozdzielamy pulę do pasywnych cech. Jest się czym bawić. Potem w ramach game endingu wchodzą jeszcze dodatkowe punkciki, by rozpętać jeszcze większą imbę. Z nowości w arsenale mamy dodatkowy slot na broń białą która potrafi sporo pomoc, gdy ja dobrze wkomponujesz w build. W miejsce granatów czary. Te też działają różnie, jest fun z odkrywania tych niuansów. Potem, z biegiem gry, dostajemy możliwość dostania drugiej klasy postaci, co teoretycznie jeszcze bardziej rozszerza możliwości dla taktyków, ale mi się już nie chciało mając postać waląca lodem i rozbijająca zamarzniętych uderzeniem melee. Największy problem to martwe lobby matchmakingu. Wejscie gry do abo wiele tu pomoże, ale nie zanosi się. Podsumowując: jest wesoło, kolorowo, strzela się tyle, że będziecie chcieli grać w ochronnikach słuchu z powodu ciągłego hałasu broni. No i strzela się wciąż miodnie, czując te wszystkie drobne niuanse w podobnym modelu. Tu większy rozrzut, tu potężny odrzut, tam przeładowanie trwa 12 godzin, a tam z kolei magazynek mały. I to jest fajne, z tych milionów śmieci wyłowić ten jeden, dwa, wyjątkowe modele, które przeprowadza nas przez fabułę i sporą liczbę misji pobocznych. Oczywiście najlepsza zabawa zaczyna się po skończeniu fabuły. Otwierają się chaos runy, będące wariacja rogalika i potyczek na losowych planszach zakończonych starciem z szefem. Można wzmacniać postać nad ten jeden run zbierając specjalne kryształki. Można te krysztalki przeznaczyć na zakup broni w lobby po zakończeniu runu. I znowu problem, online nikt prawie nie gra, do chaos runu ani razu nie znalazło mi zawodnika. Mimo to solo bawiłem się doskonale. Na tyle dobrze, że dla mnie to 8/10 Potwierdzam, miłe zaskoczenie, mnie się podobała bardziej od pełnoprawnej trójeczki. Cytuj
dee 8 816 Opublikowano 2 maja 2023 Opublikowano 2 maja 2023 Chyba największa zmianą na plus w porównaniu do klasycznych odsłon jest brak dłużyzn, sekcji które trzeba było pokonywać pojazdami. Zawsze mnie to irytowało i nudziło, w TTW jest o wiele większa intensywność. Gdyby jeszcze nie ten nieszczęsny Overworld. Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Kmiot 13 883 Opublikowano 2 maja 2023 Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 2 maja 2023 Banjo-Kazooie [Switch/N64] Muszę przyznać, że te całe Nintendo Switch Online działa motywująco. Najpierw skusiłem się na GoldenEye, teraz postanowiłem wziąć na barki platformówką klasykę, choć gdybym wiedział jaki wycisk mi da, to pewnie bym znalazł jakąś wymówkę. Bo Banjo-Kazooie tylko z pozoru nie stawia wyzwania. Tymczasem działając dość niepozornie wysysa życie z gracza swoimi krzywymi akcjami. Ale pomału, dojdziemy i do tego. Pod względem warstwy audio-wizualnej jest w sumie wybornie, biorąc pod uwagę możliwości N64. Nie mam na to żadnych cyfr i namacalnych dowodów, ale miejscami ta gra prezentowała się bardzo atrakcyjnie. Pewnie, że jakość tekstur wciąż nie zachwyca, ale to już chyba “urok” platformy i nośnika. Jednak Banjo-Kazooie nadrabia w innych warstwach - sytą kolorystyką, designem, urozmaiceniem, satysfakcjonującymi dżingielkami i bardzo udaną muzyką. Żaden ze mnie autorytet w tych kwestiach, bo za mało chleba z tego pieca zjadłem, ale oprawa Banjo-Kazooie bardzo miło pieściła moje zmysły jak na swój wiek. Gdybym miał się doczepić do warstwy technicznej, to domyślna klawiszologia zbyt intuicyjna nie jest, ale to wynika z pierdolniętej konstrukcji oryginalnego pada, pod którego gra była zaprojektowana. Więc drobnych korekt w sterowaniu raczej się nie uniknie. No i względnie bliski dystans pop-upu znajdziek stanowił pewne utrudnienie, bo nie miałeś pewności, że jest po co biec w stronę zakątka mapy, póki nie zbliżyłeś się wystarczająco, by gra raczyła je ewentualnie wyświetlić. Szczęśliwie poziomy nie porażają rozmiarami. Zresztą byłbym zaskoczony, gdyby było inaczej, bo - jeszcze raz - konsola pewnie nie pozwalała na wiele więcej i tym razem to działa na naszą korzyść. Levele są niewielkie, ale ciasno naszpikowane atrakcjami, nierzadko rozbudowane wertykalnie i czasem pozwalają wejść do wnętrza scenerii (domku, dziupli, groty, itp.), by tam również nieco pobuszować. Nie zabraknie uczenia się nowych umiejętności, mini-gierek wszelakich (tych udanych i mniej), dane nam będzie też transformować w różne zwierzątka i korzystać z ich niepowtarzalnych zdolności, a wszystkie te stworzonka są przesłodkie (krokodylek i pszczółka!), dziedzicząc po Banjo jego żółte spodenki oraz niebieski plecaczek. Awww. Dziewięć poziomów, każdy wystarczająco inny i oryginalny. Na każdym ukryto też szereg świecidełek do zebrania. Poczynając od tych podstawowych czyli Puzzli (stanowiących naszą przepustkę do kolejnych leveli), przez kolorowe stworzenia w opałach, fragmenty plastra miodu (rozszerzające naszą pulę zdrowia), po kolorowe piórka i kulki stanowiące swoistą amunicję oraz paliwo dla umiejętności specjalnych. Na nutkach kończąc. Przebrzydłych, bezlitosnych nutkach, które oddzielają chłopców od mężczyzn, nad nimi poznęcam się za chwilę. No i jeszcze nasza baza wypadowa, czyli hub. Ten dla odmiany jest przestronny, iście labiryntowy, połączony wieloma korytarzami, których nie jest trudno się pogubić podczas poszukiwań kolejnego poziomu. Nie jestem fanem tej lokacji, bo za dużo trochę w niej biegania i brakuje atrakcji usprawiedliwiających takie rozmiary, ale jak już wiesz gdzie biec, to idzie w miarę sprawnie. O ile wiesz, gdzie biec. No i ten Quiz pod koniec. Uch. No nie wiem, nie wiem... Oczywiście tym, co dzisiaj najbardziej może uprzykrzyć kontakt z grą, to praca kamery. Zero zaskoczenia, każda gra z tamtego okresu cierpi na tę dolegliwość. A jeśli przyjdzie nam precyzyjnie pływać w takich warunkach, to robię znak krzyża i salutuję na koniec. Bez ściemniania - najwięcej zgonów zaliczyłem w związku z brakiem powietrza. Kręcąc się przy otworze powietrznym i nie mogąc w niego trafić, czując się jak ostatni amator. Nurkowanie każdorazowo generowało we mnie stres. Skąd stres zapytacie? Otóż z tego, że w przypadku zgonu przepadają wszystkie jebane nutki zebrane przez nas w danym poziomie. Jest ich 100 i idealnie byłoby je zebrać za jednym życiem, bo to - spoiler - może mieć znaczenie na koniec gry. Więc to taki ultimate goal, który bywa bezwzględny i ostatnie 2-3 poziomy wymagały ode mnie dedykowanych runów “nutkowych”, w których musiałem siłą rzeczy skupić się na ich kolekcjonowaniu, olewając całą resztę i grając bardzo bezpiecznie. Na papierze brzmi jak fajny challenge, ale zebranie całości bywa upierdliwie czasochłonne, bo nierzadko sprowadza się po prostu do powtarzania poziomu. Teraz wyobraź sobie, że biegasz po jakiejś lokacji od godziny, metodycznie zbierając wszystko, a potem giniesz w banalny sposób i 80-90 zebranych nutek idzie w pizdu. W ramach pocieszenia dodam jedynie, że przez większość gry nie miałem problemów z samodzielnym namierzeniem nutek (dopiero ostatni poziom mnie uziemił na dłużej z czterema sztukami), więc w większości są one rozmieszczone dość sensownie i na widoku. Jak również cała reszta świecidełek zapisuje się nawet po zgonie, więc potem już nie walają się po levelu. Odnotuję jeszcze, że najsprytniej ukryte są zazwyczaj fragmenty plastra miodu (heksy) - zaledwie dwa na poziom, więc upchane w najciemniejszych kątach. Ogólnie tragedii nie ma, ale chcąc wyciągnąć z gry 100% parę razy szpetnie zaklniecie musząc od początku kolekcjonować nutki, gwarantuję. Ogólnie Banjo-Kazooie wręcz wibruje czarem “tamtych platformówek”. Tych, które potrafiły nas pochłonąc na cały dzień zbierania świecących gówien i niejednokrotnie mocno przy tym zirytować. To część ich uroku i wtedy takie rzeczy w pełni się tolerowało, bo pozwalały dłużej się cieszyć jedną z niewielu gier, które akurat posiadaliśmy. Dzisiaj mogę uznać, że gra postarzała się z godnością, choć ma swoje uciążliwości i niełatwe do zniesienia nawyki wyniesione z młodych lat. Fajniutka, choć pomarszczona nieco. 9 1 Cytuj
Homelander 2 225 Opublikowano 3 maja 2023 Opublikowano 3 maja 2023 O jaaaaa, Banjo-Kazooie! Uwielbiam gierkę. Skończyłem ją na 100% na N64, potem na emulatorze na Xboxie i ostatni raz jak dostałem kod za preorder Nuts'n'Bolts (yuk!) na 360. Wyborna giereczka i jedna z najlepszych platformówek ever. Kmiot, poczekaj parę miesięcy i atakuj Banjo-Tooie, jeszcze lepsza i ładniejsza Cytuj
Kmiot 13 883 Opublikowano 3 maja 2023 Opublikowano 3 maja 2023 7 godzin temu, Homelander napisał: Kmiot, poczekaj parę miesięcy i atakuj Banjo-Tooie, jeszcze lepsza i ładniejsza Póki co nie ma w Nintendo Switch Online, więc nie wiem czy się wystarczająco zmotywuję. Cytuj
zdrowywariat 373 Opublikowano 3 maja 2023 Opublikowano 3 maja 2023 Też czekam na Banjo-Tooie, bo to jedyna wielka gra od Rare, której nie ograłem, a skończyłem takie DK64 i Jet Force Gemini, czy nawet Blast Corps Panie kmiot jak zwykle w punkt z recenzją, tak jak i z GoldenEyem, z którym się trochę męczę na najtrudniejszym poziomie, Jak ja kiedyś zrobiłem wszystkie levele na czas to nie wiem, serduszko wleci, gdy odnowią się reakcje. Cieszę się, bo z recenzji wynika, że gra tak jak pisałem, aż tak strasznie się nie postarzała w porównaniu do innych platformerów 3D, czy gier na N64. W mojej opinii najmniej ze wszystkich gier na N64 i być może ze wszystkich platformerów 3D, na pewno mniej, niż SM64. Cytuj
Suavek 4 819 Opublikowano 3 maja 2023 Opublikowano 3 maja 2023 DEEMO -Reborn- (PC) Parę dni temu założyłem gierce temat na forum, jeszcze będąc w trakcie przechodzenia, bo uznałem, że należy jej się więcej uwagi. Wczoraj wieczorem, jak rzadko kiedy, siedziałem przykuty do ekranu, czując, że zbliżam się do końca przygody, chcąc poznać jej koniec. Być może się powtarzam, być może zaraz skończę jak zdrowywariat z Zeldą, ale gra mnie po prostu urzekła. Kupiłem DEEMO dla niezobowiązującej gry rytmicznej, a skończyłem zafascynowany stylistyką, oprawą audiowizualną, elementem przygodowym i ogólną strukturą rozgrywki. Ano tak, bo DEEMO to w sumie w swych korzeniach gra rytmiczna, w dodatku niezbyt skomplikowana. O tyle jednak ciekawa, że okraszona fabułą i uroczą, bajkową oprawą audiowizualną. Reborn to tak naprawdę swego rodzaju remake oryginalnego DEEMO, wydanego pierwotnie na urządzenia mobilne, później przeniesionego również na Vitę i Switcha. Tamta gra była faktycznie w zdecydowanej części rytmiczna, zaś cut-scenki tylko animowanymi przerywnikami. Reborn przekształcono w pełnoprawną, trójwymiarową grę przygodową. Jest to historyjka małej dziewczynki z amnezją, która przeniesiona do dziwnego świata z pianinem i rosnącym obok drzewem poznaje tajemniczego, niemego stworka, tytułowego Deemo. Rodzi się między nimi więź i przyjaźń, zaś Deemo za sprawą gry na pianinie przyczynia się do wzrostu drzewa, które ma pomóc dziewczynce powrócić do domu. Od tego momentu rozgrywka jest podzielona pół-na-pół. W elemencie przygodowym przemierzamy kilka bardzo ładnych i szczegółowych lokacji, rozwiązując zagadki, odnajdując sekrety, zdobywając nowe utwory muzyczne. W elemencie rytmicznym rozgrywamy odnalezione utwory w klasycznej grze rytmicznej - nutki lecą z góry do dołu po sześciu "ścieżkach", więc trzeba w rytm muzyki wdusić odpowiedni przycisk. Podkreślę, że generalnie nie jestem jakimś miłośnikiem przygodówek, ani gier logicznych, dlatego ciężko mi będzie porównać Deemo do innych gier tego gatunku. Uważam jednak, że element przygodówkowy stoi na bardzo przyzwoitym poziomie. Eksploracja jest przyjemna, zagadki ciekawe, zróżnicowane, przemyślane. Zdarzają się zarówno łatwiejsze, jak i trudniejsze łamigłówki. Nie są one ani banalne, ani na tyle zagmatwane, żeby konieczne było zajrzenie do poradnika, celem wyjaśnienia "co autor miał na myśli". Nie - po chwili zastanowienia niemal wszystkie zagadki można spokojnie rozwiązać samodzielnie, na logikę, bądź odnajdując subtelne podpowiedzi w naszym otoczeniu. Czasem z pomocą przyjdzie długopis i notes, albo zrzut ekranu (czy tam zdjęcie telefonu, zależy jak kto gra). Choć przyznam, że nie bywam zbyt bystry, tudzież cierpliwy, i trafiły się dwie zagadki, które zmusiły mnie do znalezienia rozwiązania w internecie. Jak doczytałem jednak, na czym zagadka faktycznie polegała i w jaki sposób mieliśmy wpaść na jej rozwiązanie, to byłem trochę zażenowany sam sobą, że na to nie wpadłem. Od tego momentu uparłem się, że wszystko będę rozwiązywał dalej sam i jak najbardziej można sobie poradzić, nawet metodą prób i błędów. Rezultaty są satysfakcjonujące, szczególnie, że niektóre zagadki są mocno pomysłowe, nierzadko utrzymane w klimatach muzycznych, co też nadaje całości dodatkowego uroku. O grze rytmicznej nie ma co się rozpisywać za bardzo, tym bardziej, że zdaje się nie jest to ulubiony gatunek większości osób na forum. Tak jak wspomniałem, jest klasycznie, a dobrym porównaniem będzie np. seria DJ Max. Poziom trudności jednak jest na tyle przystępny, że każdy znajdzie coś dla siebie. Z Easy poradzi sobie chyba każdy, a nawet jeśli nie, to gorszy wynik nie powinien przyblokować postępu w trybie fabularnym. Normal to już dla mnie osobiście pewne wyzwanie, zaś Hard kompletnie wykluczam, bo ani mój mózg, ani palce nie ogarniają tempa i ilości nutek do ogarnięcia (typowy tryb dla azjatów i maniaków). Grając kolejne utworki przyczyniamy się do wzrostu wspomnianego wcześniej drzewa, jak i odblokowujemy przy tym kolejne lokacje do eksploracji, dlatego trochę pograć w tym trybie trzeba, siłą rzeczy. W efekcie dostajemy wspomniane dwa w jednym. Czasem zdarzało mi się grę odpalić tylko, żeby pograć kilka utworków, a innym razem siedziałem godzinę i więcej tylko i wyłącznie w trybie przygodówkowym. Co jednak zasługuje na szczególną uwagę, to ogólna stylistyka i oprawa audiowizualna gry. Muzycznie jest pewna różnorodność gatunkowa, ale szczególny nacisk położony jest na fortepian oraz skrzypce. Dużo utworków należy do tych spokojniejszych, ale znajdzie się też sporo dynamiczniejszych, dla miłośników żywszej muzyki, głównie elektroniki, jak i piosenki z wokalem w różnych językach. Chyba tylko za dużo gitary nie uświadczymy, ale mogę się mylić, gdyż wszystkich utworków nadal nie sprawdziłem. Ze wszystkimi "DLC" jest ich chyba ponad 200. Przyjemna, subtelna muzyka towarzyszy nam również w trakcie eksploracji. Lokacje są śliczne, utrzymane w bajkowym i miejscami nieco surrealistycznym klimacie, a reakcje i mimika twarzy sterowanej przez nas dziewczynki urocze i chwytające za serce, podobnie jak niemała część cut-scenek. Taka dziecięca niewinność, a jednocześnie fascynacja otoczeniem, połączone z ewidentną od początku więzią z Deemo. Ja nie będąc do końca świadomy, w co się wpakowałem, byłem mocno zaangażowany i chciałem poznać koniec tej historii i losy dziewczynki. No i mogę tyle powiedzieć bez spoilerów, że zarówno towarzyszył mi często bardzo szczery uśmiech na twarzy, jak i łezka się zakręciła tu i ówdzie. Taki drobiazg, ale w tej całej oprawie zafascynowały mnie nawet "okładki" poszczególnych utworów muzycznych. Piękne, animowane, wieloelementowe obrazki stylizowane na książkę-rozkładankę. W dostępnym trybie VR pewnie robią one jeszcze większe wrażenie. Gra dostępna jest na urządzenia mobilne, PC, PS4 i Switch. Ja grałem na PC i za tą wersją przemawia możliwość gry na padzie, jak i klawiaturze, oraz odblokowany framerate (i tryb VR?). Edycja Switch jest stosunkowo tania i zawiera bazowo większość utworków, bez konieczności zakupu pierdyliarda DLC, ale nie wiem, jak z wydajnością. Można także grać na ekranie dotykowym. Wersja PS4 jest najdroższa ze wszystkich, ale dostępne jest kilka pakietów DLC, które nie są dostępne na PC i Switch (i również VR?). Oczywiście we wszystkich przypadkach mowa o wersji cyfrowej, bo pudełka niestety już chyba nigdzie się nie kupi za normalne pieniądze. Wspomnę jeszcze o oryginalnym DEEMO. Na mobile gra jest zdaje się dostępna za darmo. Nie testowałem, więc nie wiem, czy i jak wygląda sprawa z mikrotransakcjami, ale jeśli ktoś się nudzi, to może sprawdzić przed zakupem. Jest też dostępna niedrogo na Switcha. Wbrew pozorom ta wersja wciąż zasługuje na uwagę. Asortyment muzyki ma pewne różnice, także jeśli chodzi o gameplay, a oprawa graficzna w stylu 2D też ma swój charakterystyczny urok. Jeśli się nie mylę, to jest tam również dodatkowy scenariusz fabularny, który nie został przedstawiony w Reborn. W momencie pisania zarówno DEEMO jak i DEEMO -Reborn- są w promocji na Steam i Switch. Szczerze polecam, wcale niekoniecznie jedynie fanom gier rytmicznych, ale również miłośnikom przygodówek. Przejście fabuły to kilka godzin, ale oczywiście dużo więcej, jeśli rytmiczny gameplay wciągnie nas na dłużej. Zwiastun jest dość dobry, choć w pewnym momencie może nieco "cięższy", niż zdecydowana większość gry: Gameplay muzyczny: Spoiler Screenshoty: Spoiler Soundtrack na Spotify - sam w sobie warto sobie przesłuchać: Spoiler 1 Cytuj
Sep 1 628 Opublikowano 3 maja 2023 Opublikowano 3 maja 2023 Narita Boy (ps4) - ależ to jest dobre . Coraz częściej utwierdzam się w przekonaniu że takie retro tytułu dają mi o wiele więcej frajdy niż wielkie tytuły AAA. Piękny design, oprawa muzyczna, klimat niczym z filmu Tron, ciekawa fabuła (sporo dialogów do czytania) i świat. Walka i eksploracja nie jest niczym nowym, bo podobne mechaniki można spotkać w wielu tytułach "w prawo". Jest też trochę backtrackingu, ale nie przeszkadza. Pod koniec miałem kilka crashy. W jedne sekwencji walk z wieloma przeciwnikami wywaliło mnie parę razy, więc już myślałem że to krytyczny błąd i nie ukończę gry. Ale w końcu poszło. No i po finalnym bossie, na szczęście był auto-save. To w sumie jedyna rysa na tym świetnym tytule. Czekam na kontynuację. 1 Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.