Shago 3 623 Opublikowano 21 lipca 2023 Opublikowano 21 lipca 2023 Po 3 latach odkopałem i dokończyłem w końcu GTA 5. W zasadzie nic szczególnego nie mam do powiedzenia na temat tej gry, oceny 10/10 jakie zgarniała są mocno przesadzone, szału fabularnie nie zrobiła, do tego gra mocno wykastrowana względem GTA: SA. Ogólnie gra duża zawartością, ale w porównaniu do SA to taki ubogi krewny. SA było chyba zbyt wielkim mocarzem, oby 6 była podobna. Ode mnie GTA --8/10. 1 1 Cytuj
Dr.Czekolada 4 494 Opublikowano 21 lipca 2023 Opublikowano 21 lipca 2023 Brigador: Up-Armored Edition Technicznie nie ukończyłem ponieważ ostatnią misję (z ponad 50) przeleciałem na god mode. Tak, nie miałem już cierpliwości do gry i po tym, co zobaczyłem przez co musiałbym przechodzić szczerzę nie żałuję. Podoba mi się koncept rozwalania celów przy akompaniamencie rozpierduchy na tle miasta, ale późniejsze misje wymagają ostro metodycznego grania, które przestało sprawiać mi przyjemność, a zaczęło frustrować. Brigador można podsumować - Weźmy snesowe Front Mission ale walkę w czasie rzeczywistym, dorzućmy destrukcję otoczenia z RF Guerilla i cyberpunkowe klimaty rodem z Blade Runnera. Zasiadamy za sterami przeróżnych pojazdów - Od mechów, przez czołgi/auta po latające puszki. Rodzaj uzbrojenia do każdej misji również jest imponujący. Mamy 4 rodzaje amunicji a nasz pojazd uzbrojony jest w broń główną, poboczną i umiejętność specjalną. Przy większości zadań mamy do dyspozycji jednego z czterech pilotów z góry ustalonym uzbrojeniem. Ważne żeby wczytać się w opis ponieważ podaną mamy również "taktykę" która obrazuje nam czego się spodziewać. Zadania dzielą się na typ - rozwal 70% wrogów na mapie/Rozwal oznaczone budynki/pojazdy i uciekaj do exit. Po drodze może zdarzyć się zrównać z ziemią cały (CAŁY!) dystrykt i jego mieszkańców, ale taki jest kontrakt od naszej firmy i jesteśmy ponad prawem. Jest jeszcze tryb roguelite ale na razie chce zrobić sobie przerwę od gry. Grałem na Decku zarówno w trybie HH jak i myszką i muszę powiedzieć, że zdarzało mi się lepiej wykonywać misję z pomocą gładzika na konsoli. Są świry, co grają nawet kontrolerami ruchowymi jak w filmiku poniżej. Spoiler Muzyka jest świetna. Wybuchy i rozpierdziel w tle tej grafiki rodem ze strategii z lat 90 satysfakcjonujący. Daje 4/6. Unholy Całkiem świeży, bo z premierą na Steamie wczoraj horrorek od polaków z Duality Games (tak, też nie wiem kto to). Gramy matką, która by chronić swojego syna zrozpaczona dołączyła do religijnej sekty, a następnie próbuje go za wszelką cenę odzyskać. Początek jest względnie mało obiecujący, ale na szczęście później się rozkręca. Gierka nie jest specjalnie długa, zeszło około 10h. Do naszej dyspozycji oddano procę (xd) z 4 rodzajami amunicji i specjalną maskę, która w zależności od trybu widzi przedmioty przez ściany, chroni przed gazem itp itd. Pomimo "broni" nie walczymy bezpośrednio z zagrożeniem, a wykorzystujemy pułapki i sytuacje jak miny, czy strzał w beczki i inne elementy otoczenia. Możemy się również chować do szafek, co jest tutaj mega farciarsko zrobione ponieważ centralnie potwory nie mogą nam nic zrobić nawet jak zobaczą, że do niej wchodzimy. Ich pathfind potrafi się zbugować, przez co kręcą się przy ścianach i nie tworzą już "zagrożenia". Zagadki są banalne (nawet bardziej niż w RE4) i raczej lecimy jak po sznurku. Można ograć na jakiejś potężnej obniżce jak jesteśmy fanami gatunku albo najlepiej gamepassie/plusie. Klimacik lokacji jest, ale straszydło raczej niespecjalne. Niemniej twórcy przynajmniej oszczędzili nam monotonnych dłużyzn w porównaniu do Bloober w Layers Of Fear. Daje 3+/6. 3 1 Cytuj
kotlet_schabowy 2 763 Opublikowano 22 lipca 2023 Opublikowano 22 lipca 2023 (edytowane) GTA: Vice City (Definitive Edition) Prawie półtora roku temu zainstalowałem "na testa" niesławną, odświeżoną trylogię GTA, po czym mimo wszystkich problemów i afer, momentalnie wsiąknąłem w ukochane Vice City. Wyszło tak, że zrobiłem jakieś pół fabuły i gierka poszła na bok (poniekąd też dlatego, że druga jej część niestety od zawsze cechowała się spadkiem poziomu). No ale udzielił mi się klimat wakacji, a że przy okazji stuknęło 20 lat od ogrania oryginalnego VC, które to było moją pierwszą gra na PS2 i na zawsze będzie nostalgiczną bombą, to postanowiłem dokończyć i z racji tego wrzucić tutaj parę zdań. Swoją drogą, przelecenie samej fabuły z kilkoma misjami pobocznymi (bez specjalnego pośpiechu) to jakieś 10 godzin zabawy. W sumie zaskakujące. O samej grze nie ma sensu za dużo pisać, bo to absolutny klasyk i jak dla mnie najlepsze ze starych GTA (ot, najbardziej spójne i wyważone, z najlepszym klimatem, OST i bohaterami), ale też z szeregiem problemów, z których niektóre drażniły już dwie dekady temu, a niektóre dają się mocno we znaki dopiero teraz, kiedy człowiek jest już rozpieszczony nowoczesnym gameplay'em. No ogólnie jest lekkie drewno, nie da się ukryć. Część rzeczy naprawił remaster (ot choćby checkpointy przed rozpoczęciem misji, pozwalające wrócić do niej momentalnie po porażce), część naprawić usiłowano, ale nie do końca wyszło (celowanie, które, śmiem twierdzić, momentami jest nawet gorsze, niż na PS2), a część zepsuto xD (nowe bugi i glitche). Do tego OST wykastrowano (mimo wszystko nadal robi robotę), a warstwa wizualna jest, powiedzmy, kontrowersyjna. Najbardziej dyskusyjnie wypadły "poprawki" modeli postaci, natomiast wygląd otoczenia, samochodów i przede wszystkim efekty świetlne oceniam na plus. Oczywiście podchodząc do tego tak, że to inny produkt i siłą rzeczy nie odda natury wizualnej oryginału, bo tutaj wszystko jest jakieś takie jakby "plastelinowe". Całościowo oceniam jednak tę edycję w umiarkowanie pozytywny sposób. Nie da się ukryć, że to (abstrahując od błędów, z których niektóre mogą nawet uniemożliwić skończenie danej misji xD) najwygodniejsza obecnie forma zaliczenia tych klasyków. Trzon to oczywiście nadal stare, dobre VC, momentami irytujące archaizmami czy dziwnymi rozwiązaniami gameplay'owymi (choćby fakt, że w pewnym momencie scenariusza przestają nam się pojawiać misje i musimy się domyśleć/dowiedzieć, że żeby popchnąć całość dalej, należy kupić przynajmniej 6 nieruchomości-interesów i zaliczyć ich zadania, co notabene wiąże się z grindowaniem hajsu). Mimo wszystko w przyszłości raczej prędzej wrócę do wersji na PS2/PC, niż edycji "definitywnej". Edytowane 22 lipca 2023 przez kotlet_schabowy 4 Cytuj
Daffy 10 674 Opublikowano 22 lipca 2023 Opublikowano 22 lipca 2023 U mnie znowu GTA5 zyskuje po latach, na premierę uważałem że poziom niżej niż VC i SA (jestem z teamu co GTA4 zawsze hejtowal). Ale jak chce powrócić to okazuje się że to właśnie 5 najmniej się zestarzała i to dalej kapitalny kawał gry, remastery trylogii z PS2 uświadomiły mi , że jednak na dzień dzisiejszy gamepleyowo są momentami mocno archaiczne i to właśnie 5 sprawdza się najlepiej jako tytuł do którego można obecnie powracac 1 Cytuj
Sep 1 637 Opublikowano 22 lipca 2023 Opublikowano 22 lipca 2023 Monster Boy And The Cursed Kingdom (ps4) - kolejna fajna metroidvania którą przyszło mi skończyć. Gra do samego końca podrzuca nam nowe umiejętności, a to dzięki patentowi że nasz bohater może przemieniać się w różne istoty o konkretnych zdolnościach. Dzięki temu jest sporo kombinowania z szukaniem znajdźiek czy rozwiązywaniem zagadek. Świat jest kolorowy jak z bajki, i prezentuje się świetnie. Gra nie jest przesadnie trudna, choć po leniwym początku poziom nagle znacząco wzrasta. Walki z bossami pomysłowe i dostarczające frajdy. Przygoda pękła mi w 20 godzin, ale bawiłem się trochę w szukanie opcjonalnych rzeczy (choć nie wszystkie znalazłem). Ogólnie bardzo pozytywna przygoda. 1 Cytuj
maciucha 11 661 Opublikowano 22 lipca 2023 Opublikowano 22 lipca 2023 Godzinę temu, Daffy napisał: U mnie znowu GTA5 zyskuje po latach, na premierę uważałem że poziom niżej niż VC i SA (jestem z teamu co GTA4 zawsze hejtowal). Ale jak chce powrócić to okazuje się że to właśnie 5 najmniej się zestarzała i to dalej kapitalny kawał gry, remastery trylogii z PS2 uświadomiły mi , że jednak na dzień dzisiejszy gamepleyowo są momentami mocno archaiczne i to właśnie 5 sprawdza się najlepiej jako tytuł do którego można obecnie powracac Nie rozumiem po co wracać do 5 skoro jest 4 2 1 Cytuj
Pupcio 18 739 Opublikowano 22 lipca 2023 Opublikowano 22 lipca 2023 Nie ma kiedy się zestarzeć bo nie chcą wydać kolejnej części Cytuj
drozdu7 2 904 Opublikowano 23 lipca 2023 Opublikowano 23 lipca 2023 Spiderman Miles Morales - po dość zmęczonej Cuszimie zapodałem sobie sandboxa xdd Na szczęście morelas jest dosc krótki, skondensowany, napakowany akcją i skryptami. Dlatego kampania miło zleciała, śledząc tą typowo komiksową historię. Oczywiście pozatym nasrane jest znaczników, znajdziek itp całe szczęście nie trzeba tego robić. Spoko gierka na weekend, nowego pająka też ogram bo batmanowe bicie po mordzie zawsze cieszy. 7/10 Cytuj
Homelander 2 294 Opublikowano 25 lipca 2023 Opublikowano 25 lipca 2023 (edytowane) Phoenix Wright Ace Attorney Dual Destinies. Nie jest to moje pierwsze przejście, ale ostatnio grałem lata temu, a nie jest to zbyt popularna gra, więc napiszę posta, a co! Ogólnie japońszczyzna mi nie siada. Te wszystkie Persony, Bayonetty są dla mnie kompletnie niestrawne. Ale Phoenixa (i Danganronpę) lubię bardzo. DD to bardzo poprawna część. Ani nie jest najlepsza (TT) ani najgorsza (AJ). Rozprawy są nawet ciekawe, i to nie tylko te z głównej linii. Może nie są zbyt skomplikowane, ale w miarę przyjemnie się śledzi. Na pewno na plus są zmiany gameplayowe, szczególnie te związane ze śledztwem. Nie trzeba już obklikiwać miejscówek, co było megaupierdliwe. Ogólnie śledztwa jest mniej i sà krótsze niż w poprzednich częściach. Co jest na plus. Jednak seria stoi postaciami. Phoenix jest świetny, jak zawsze. Na plus zmienił się Apollo, nie jest taki wkurzającym gówniarzem jak w AJ. Trucy, niestety, bez zmian. Ale jest jej mało, więc ok. Świetna jest Athena, nowy prawnik, podobnie jak jej moc wykorzystywana na rozprawach. Bardzo fajny jest prokurator Blackquill i jego background. Nie jest to poziom Godota, czy Milesa, ale to jest ten kierunek. Za to główny zły nie umywa się nawet do demonicznej Dhalii. Ale tej już chyba nic nie przebije. Ogólnie, jak ktoś lubi klasyczną trylogię to polecam. Więcej tego samego. Jak komuś nie podeszły pierwsze części to tutaj nie ma czego szukać. Odradzam zaczynanie przygody z serią tę częścią. To jednak bezpośrednia kontynuacja. Serię bardzo bardzo polecam, ale jednak trzeba grać od początku i po kolei. Teraz zabieram się za Spirit of Justice i czekam na te nowe części na iOS. Bo jednak, dla mnie, to telefon jest idealny do ogrywania tych gier Edytowane 25 lipca 2023 przez Homelander Cytuj
Hubert249 4 286 Opublikowano 25 lipca 2023 Opublikowano 25 lipca 2023 Bramble Grając w ten tytuł zastanawiałem się ile takich gier, mogłem pominąć w ostatnich latach. No bo indyk, w sumie nie wiadomo czyje to, mało recenzji, pewnie jakiś crap. No i rzeczywiście początek, nie zapowiada się na sztosa, a jednak im dalej hehe w las tym lepiej, dziwniej straszniej i momentami aż pada odkładałem, żeby zebrać myśli. Bramble to horror, ale bliżej mu do filmowych produkcji studia A24 niż starszaków Jamesa Wana. Oprawa jest bardzo dobra, gra działa na Unreal Engine i widać, że ten silnik nie ma sobie równych. Poszycie lasu i oświetlenie to jest topka, na całość rzutuje jedynie ziarnistość obrazu, którego się nie da wyłączyć. Dźwięk i muzyka rodem z Silent Hill, bywa, że momentami jest nawet lepiej. Skubańce umieją grać ciszą, żeby potem dojebać smyczkami i industrailnym łomotem. Muza narasta i buduje napięcie. Kto oglądał Sicario wie o czym mówię. No i kamera, jak ona robi robotę. Dynamiczna, ujęcia zmieniają się delikatnie od zza pleców, po izometrie, czasem z boku, czasem z daleka albo bardzo bliska rozmazując tło. Świetnie z pomysłem i oryginalnie. O czy jest ta gra? O dzieciaku, który nie posłuchały mamy i spotyka na swojej drodze paskudne rzeczy. Gameplay to już niestety standard. Łazimy, trochę skaczemy i trochę skradamy. Są też etapy w których się strzela, ale lepiej je przemilczeć. Tl;dr Polecam jeśli ktoś ma ochotę na krótką, smutną i mroczną bajkę z ładna grafika i rewelacyjnym udźwiękowieniem. 8.5/10 2 1 Cytuj
kotlet_schabowy 2 763 Opublikowano 25 lipca 2023 Opublikowano 25 lipca 2023 (edytowane) Call of Duty: Black Ops - Cold War Kolejny tytuł z Plusa, idealny do abonamentu, bo gra na tyle mnie interesująca, że z chęcią pyknę, ale jednocześnie nie na tyle, żebym za nią płacił pełną kwotę xD. Od czasów oryginalnego MW3 gram w CoDy już bardzo wyrywkowo (WW1, MW2, teraz to) i nie powiem, bo te, które mają klasyczną, singlową kampanię, nie osadzoną w jakichś z dupy klimatach sci-fi/kosmosu, zazwyczaj są naprawdę spoko. Tak też było i tym razem. Co tu dużo gadać: kilka godzin intensywnego, satysfakcjonującego strzelania w starym, dobrym stylu. Feeling broni jest bardzo przyjemny, poziom trudności na normalu w sam raz na z grubsza bezstresową zabawę, misje są urozmaicone i nie ma miejsca na nudę: ciągle zwiedzamy nowe miejscówki, przestojów jest niewiele, ale jak już są, to podane w ciekawy sposób (cała akcja na Łubiance: świetna sprawa, zarówno ze względu na klimat, jak i rozgrywkę, w tym kilka sposobów na osiągnięcie celu). Znużenie odczułem jedynie w momencie, ujmę to nie spoilerując, "schizy", której efekt był nieco powtarzalny (szczególnie jeśli chciało się bawić na przekór "narratorowi"). Twórcy pokusili się nawet o wprowadzenie lekkiej świeżości w postaci swego rodzaju "hubu", z którego możemy wyruszyć też na misje poboczne, co więcej, przygotowując się do nich mamy okazję rozwiązać "zagadki" szpiegowskie. Mimo wszystko nie siadło mi to do końca i gdzie jak gdzie, ale w CoDzie najzupełniej wystarczy mi standardowa formuła głównej przygody. O ile bohaterowie (wracają znane twarze, ale w sumie co z tego?) i sama fabuła to sztampa, tak realia, w których się to wszystko rozgrywa, wypadły rewelacyjnie. Zimna Wojna w latach 80 (plus flashbacki, które akurat nie porywają, ot typowy Wietnam), szpiedzy, Reagan, mur Berliński, groza atomowa, a to wszystko w charakterystycznym, CoDowym wydaniu: lekkiej komiksowości i przesady, połączonej z realizmem. Props za wszystkie pukawki i zabawki (choć trochę mało tu jak na serię odskoczni choćby w postaci innych pojazdów), na PS5 z Dual Sensem odczucia muszą być kozackie. Poza tym jest ładnie i (zazwyczaj) płynnie (PS4). No także dla relaksującego i cieszącego oko postrzelania w ciekawych klimatach naprawdę warto sprawdzić. Edytowane 25 lipca 2023 przez kotlet_schabowy 2 1 Cytuj
Sep 1 637 Opublikowano 26 lipca 2023 Opublikowano 26 lipca 2023 Omensight (ps4) - kolejna gra z listy odhaczona. Choć w pewnym sensie się rozczarowałem. Mamy więc ostatni dzień "końca świata" i bohatera który może cofać się do początku feralnego dnia by dowiedzieć się jak do tego doszło i zapobiec apokalipsie. Wydarzenia poznajemy z perspektywy 4 postaci kluczowych dla tego dnia, którym towarzyszymy. Oczywiście poznając coraz to nowe szczegóły wpływamy na wydarzenia i zmieniamy ich przebieg za każdym razem gdy zaczynamy dzień od nowa. System walki to coś w stylu Nier Automata. Eksplorujemy więc lokacje, zawsze w towarzystwie drugiej postaci i walczymy. Problem w tym że tych lokacji jest bardzo mało, a przez to że przeżywamy co rusz ten sam dzień backtracking jest ogromny. No i co rusz walki z tymi samymi bossami. Nie powiem gra ma fajny pomysł na fabułę i z początku intryguje ale potem już czułem znużenie, nawet mi się nie chciało czytać opcjonalnych notatek o świecie. Na szczęście tytuł nie jest długi. Ot nic specjalnego w growym przepastnym świecie. Cytuj
Quake96 4 082 Opublikowano 26 lipca 2023 Opublikowano 26 lipca 2023 (edytowane) Świetna bijatyka ukończona na dość nietypowej jak na taki tytuł konsoli Cóż tu mogę powiedzieć, gra jest genialna i wciągająca. Najgorzej jest zacząć swoją karierę, później jest już stosunkowo łatwo i przyjemnie, choć jak to na EA przystało, momentami gra okrutnie wręcz oszukuje, gdy nasi oponenci są przygotowani na dosłownie każdy nasz ruch i nijak nie idzie temu zaradzić. Niemniej, mimo kilku chwil gdzie porzucałem trochę mięsem na AI, wciąż podtrzymuję zdanie że jest to jedna z najlepszych gier tego gatunku na 6tą generację konsol i prawdopodobnie najlepsza odsłona swojej serii Edytowane 26 lipca 2023 przez Quake96 2 1 Cytuj
oFi 2 511 Opublikowano 27 lipca 2023 Opublikowano 27 lipca 2023 Final Fantasy XVI Uff, co to była za piękna przygoda pełna sprzeczności designersko/gameplayowych ale z przeważającą ilością jednak zachwytów, które towarzyszyły mi do samego końca. Ale od początku. Nowy finalek totalnie odcina się od tego co reprezentował wcześniej (nawet pietnaski oraz rimejku siódemki). Nie ma kombinowania z ekwipunkiem, nie ma siedzenia za wiele z itemkami - są 4 rodzaje potków do użycia i tak się leci z tymi do samego końca. Pewnie zastanawia was co tutaj dostarcza ten zagrajmerski pieprz? A no system walki, który rozwija się razem z historią oraz bohaterowie, którzy (w końcu) nie są papierowi i sztampowi. Devi finalka oczywiście zadbali by troszkę drewna w dialogach zostało oraz głowny protagniosta nagle nie zmienił się w japońskiego geralta, więc stare przyzwyczajenia cringu w niektorych fillerowych scenach zostały. Gra jest tak skonstruowana, że zdobywamy nasze moce poprzez pokonywanie kolejnych Eikonów. Idąc wątkiem głównym co jakiś czas przez różne perturbacje fabularne mamy przyjemność niszczyć kolejne monstra by finalnie dostać ich umiejetności. Clive po czasie nabiera zdolności i mozemy troche dobrać 6 zdolności (po dwa z każdego eikona). Są tutaj dwie mechaniki w naszych atakach specjalnych - damage i staggered. Pierwsza to wiadomo, a druga to damage, który zbija pasek potrzebny do "powalenie" wroga by ten leżąc na ziemi jak placek otrzymywał spore obrażenia. Ten pasek staggered mają tylko silniejsi wrogowie i oczywiście bossy (a nawet EIkony!). Także trzeba wiedzieć co używać by później podwajać sobie na obrażenia na wrogach. Walki eikonów to absolutna uczta audio-video i nic lepszego w tym roku w gierkach ani w kinach nie zobaczycie - stąd gra robi piorunujące wrażenia. Wszystko sie wali, całe dzielnice wybuchają, a później nawet i granica i kunszt efekciarstwa wchodzi na jeszcze wyższy poziom. Muzyka podczas walk eikonów (a nawet niektórych pomniejszych) to arcydzieło. Przy każdej walce eikonów głosniki / słuchawki volume 120%, bo dawały takie feelsy, że to trzeba poczuć i zobaczyć. Żadne trailerki czy youtuby tego nie oddają - ale to już tak jest z grami wybitnymi, że trzeba je ograć na kanapie samemu i zatopić się w tym co Square przygotował. Uczta dla koneserów zagrajmeskich. No tak fajnie fajnie, ale jest pare minusów, które bolą. Tym bardziej, że można było tego uniknąć. Te nieszczęsne questy poboczne. Do bólu generyczne, a nawet jak maja coś ciekawego do powiedzenia ze świata FF16 i rzeczywiście coś nowego się dowiadujesz, to jest to podane w taki obrzydliwie leniwy sposób, że miałem dość. Najgorsze jest to, że z tych wszystkich poboczniaków znajdzie się pare wartych uwagi, jednak są one w zdecydowanej mniejszości. Duży karny kutach dla square, że nikt nie dopilnował tego aspektu i nie wywalił po prostu tych, które są dosłownie o niczym (czyli jakies 70-80%). Kolejny minusik był wstawił za rozciągnięty wątek główny - no dało się wywalić pare wątków i głupotek z postaciami pobocznymi, które w życiu Clive'a nie wiele wniosły w ogólnym rozrachunku i pisząc tą recke pewnie już ich nawet nie pamiętam. Z ciekawszych rzeczy - pies Torgal mógłby otrzymać więcej ciepełka i historii zamiast tych generycznych popłuczyn pobocznych, w których musiałem uczestniczyć. Kończąc tą mini reckę - jest to final w moim rozrachunku kompletnie inny od poprzedników i wydaje mi się, że dla nowego odbiorcy. Stare finale opierały się na totalnie innym podejściu a tutaj dostaliśmy duży ładunek emocjonalny w relatywnie przystępnym czasie (no wywalajac te poboczniaki of course). Nie ma grindu, nie ma kombinowania z ekwipunkiem - najważniejsze jest mocne klepanie wrogów i parcie do przodu, bo świat FF16 nie będzie czekał!!! Wstawaj graczu, mamy Eikony do spalenia! Miało być 10 ale te questy i głupotki w niektorych momentach nie pozwalaja po prostu tez grze dać maxa. 9+/10 z odznaką "system seller" z małym plusikiem to najbardziej uczciwa ocena jaką mogę dać. Jakbym mial oceniać samą muzykę to oczywiście wywaliło by ponad skale. PS. Troche ciekawostek. Koleś odpowiedzialny za OST - Pan Masayoshi Soken - tworząc OST do FF16 oraz dodatku Shadowbringers do FF14 miał chemioterapie i walczył z rakiem w 2019. Mimo wszystko pracował ze szpitala i nikomu nic nie powidział z dev teamu. Wydaje mi się, że to co Soken zrobił w tym finalku to przerósł samego siebie. Pasja do muzyki wylewa się z ekranu. Soken oszukał śmierć i w zamian otrzymaliśmy coś co trudno będzie powtórzyć. A to moim zdaniem jego największe dzieło i absolutny banger: Daje w spoiler ale jest to walka z początku historii więc można nawet przesłuchać bez oglądania co się dzieje jak ktoś jeszcze nie grał: Spoiler Ciareczki od początku do końca tego kawałka. Jest oczywiście tego więcej, ale to musicie zobaczyc i usłyczeć to sami. Tutaj wypowiedź Sokena jak ujawnia na scenie devom swoją tajemnice: Cytat The feels, man ... Fox translates with fucking tears in his eyes, Yoshida can't even face the cameras ... what a team ... what a journey. Cudowna historia. Oby żył jak najdłużej. 5 2 1 Cytuj
KJL 102 Opublikowano 28 lipca 2023 Opublikowano 28 lipca 2023 Dead Space 2 Dead Space 2 to jedna z tych gier (przynajmniej w mojej opinii), które zaczynają się świetnie, po czym atmosfera delikatnie siada, i zaczyna się tendencja spadkowa aż do samego końca. Spowodowane jest to tym, że jeżeli przejdziemy połowę gry, to praktycznie widzieliśmy już wszystko. Pod koniec pojawiają się ci sami bossowie i zwykli przeciwnicy, co byli już wcześniej. Kojarzę tylko jeden lub dwa nowe typy wrogów, którzy są "nowi" i pojawiają się w pod koniec gry - i to tyle. W jedynkę grałem bardzo dawno temu (podobała mi się), więc nie mam jakiegokolwiek obiektywnego porównania, która z tych gier jest lepsza, ale wydaje się, że chyba jedynka. Fajnie się bawiłem pierwsze 4-5 godzin, druga część już może nie gorsza czy zła, ale jest po prostu powtórką z rozrywki. Po tym czasie umiałem już przewidzieć, kiedy i skąd wypełźnie kolejna fala przeciwników, która miała mnie zaskoczyć. 7/10. 2 Cytuj
Mendrek 569 Opublikowano 29 lipca 2023 Opublikowano 29 lipca 2023 No More Heroes (Switch) - jakiś czas temu, ale jednak. Gra się zestarzała niestety najwidoczniej, bo generalnie miałem wrażenie, że gram w jakąś wczesną grę z ery PS2. W zasadzie mamy do czynienia z prostym open worldem, gdzie grindujemy sub-questy i minigry by móc stanąć do walki z bossem. I to główna frajda z tej gry. W grze są też znajdźki, które pozwalają nam zmieniać ubrania i zdobywać upgrade'y, ale otoczenie jest puste i nudne. Głównymi atrybutrami gry są klimat i przełamywanie schematów, co było chyba główną ideą szalonego umysłu Sudy51. Wiele momentów wywołuje karpia na mordzie lub/i uśmiech. Nie zamierzam jednak podawać przykładów, bo bym musiał popsuć zabawę, a to jest w zasadzie główny powód by sięgnąć po grę. O ile nie przeszkadza nam tępy grind i rozcinanie hord klonów, oraz nieco slapstickowy i pastiszowy klimat. Jak odpocznę, to sięgnę po kolejne części, ponoć NMH3 jest bardziej zjadliwe dzisiaj Cytuj
Daffy 10 674 Opublikowano 29 lipca 2023 Opublikowano 29 lipca 2023 jak uwielbiam każda część z trylogii to jakbym był recenzentem to bym chyba tydzień się musiał zastanawiać jaka ocenę wystawić poszczególnej części. Jest w każdej tyle rzeczy co mi się podoba ale też tyle rzeczy co jest zrobione źle, słabo bądź beznadziejne, że ciężko to wszystko wziąć w garść i ocenić. Na pewno sercem gry jest klimat i Boss fighty, to wyszło wybitnie...reszta....czasem się zastanawiam czy nie lepiej by było jakby nie istniała xd 1 Cytuj
Suavek 4 877 Opublikowano 29 lipca 2023 Opublikowano 29 lipca 2023 Super Robot Wars (PS3) W ramach kolekcjonowania różnych odsłon serii zainteresowałem się "remakiem" całkiem pierwszej odsłony SRW, która pierwotnie wyszła w 1991 na GameBoya i której z pewnością w dzisiejszych czasach bym nie miał cierpliwości przechodzić. Remake wydany w 2014 jest digital-only, więc trzeba było pobawić się w zakupy na japońskim PSN z poziomu PS3. Generalnie, jeśli chodzi o strategie turowe, to nic szałowego jak na dzisiejsze standardy. Niemniej jednak fajnie było poznać korzenie lubianej przeze mnie serii. Rozmaite antropomorfizowane(?) roboty z kilku anime Gundam, Mazinger oraz Getter Robo wrzucone w formie Super Deformed do jakiegoś dziwnego świata ze szczątkową, naciąganą fabuła. Kilkanaście misji polegających na zdobywaniu baz, przejmowaniu wrogich jednostek i eliminowania wrogów, wraz z bossami. Szczególnie możliwość pozyskania niemal każdej wrogiej jednostki i mechanika z tym związana były ciekawe, tym bardziej, że nieobecne w późniejszych odsłonach, z tego co mi wiadomo. Jednostki są w miarę zróżnicowane od strony parametrów, zdolności specjalnych pasywnych i aktywowanych, typów ataków, etc. W dodatku każdą możemy pomiędzy misjami ulepszać znalezionymi częściami (wiele z nich jest ukrytych na mapie, więc warto zainteresować się punktami o nietypowym układzie, np. samotne jeziorko, drzewo etc.). Ogólnie turówka dobra, choć prosta. No ale jak na mechanikę z 1991, to i tak dobrze wypada, a remake uczynił grę przystępną. Remake oprócz oryginalnej kampanii zawiera także dodatkową, równie długą, co daje łącznie 26 misji, trwających zwykle ok. 10~30 min. Animacje ataków są wierne oryginałowi, tj. roboty to statyczne, nieruchome sprite'y, więc od strony wizualnej szału nie ma. Dźwiękowo też kiepsko - gra ma bardzo mało muzyki. Raptem jeden utworek na serię, jeden na mapę taktyczną i parę bonusowych później. Pod koniec już nie ukrywam, że wyłączyłem dźwięk i oglądałem serial na drugim ekranie. 100% osiągnięć wpadło, dość prostych. Gierka kosztowała trochę ponad 40zł. Więcej bym za to nie dał, a mówię to jako fan serii i robocików. Gra wyszła również na Vitę i prawdę mówiąc na tę konsolkę się dużo lepiej by nadawała, ale niestety region-lock nie pozwalał na zakup tej wersji. Mimo tego nie żałuję, ale teraz jednak będę chciał zagrać w jakąś współczesną odsłonę, jak czas pozwoli. A oryginał wyglądał tak... 3 Cytuj
Boomcio 4 190 Opublikowano 29 lipca 2023 Opublikowano 29 lipca 2023 Gta 5 po raz kolejny. Ta gra nie zestarzała się wcale. Faktem jest, że cały czas coś tam przy niej dłubią i to widać. Ograna wersja next gen w trybie wydajności i jest niesamowicie dobrze. Historia nadal daje radę w swojej prostocie, ale i pomysłowości. 6 Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Kmiot 13 946 Opublikowano 29 lipca 2023 Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 29 lipca 2023 Final Fantasy XVI Gdybym miał tę grę określić jednym słowem, wybrałbym “nierówna”. To gamingowe ucieleśnienie przejażdżki kolejką górską, a gdyby satysfakcję z gry rozrysować w formie krzywej, to można ją pomylić z wykresem EKG. Zaznaczę na wstępie, że nie mam twórcom za złe faktu odejścia od korzeni gatunku. Ostatni a zarazem jedyny Final Fantasy, w który grałem i przeszedłem to Dziewiątka. Darzę go sporym sentymentem, ale to samo mogę napisać o większości JRPGów tamtego wspaniałego, PSXowego okresu. Dążę do tego, że trudno mnie nazwać fanem marki i do sięgnięcia po Szesnastkę zachęciła mnie właśnie kompletna zmiana koncepcji. Jak wielu innych graczy zapewne. Podchodzę więc do sprawy na świeżo, bez bagażu “kiedyś to było” ciążącego na barkach. Bez doskwierającej tęsknoty za turowymi walkami, Blizzagami, Firagami (nie mylić z Figarami) i chocobosami. Ot, gra jak gra, zero presji z mojej strony. I początek gry jest doskonały, o ile zechcemy przymknąć oko na problemy wydajnościowe. Ale nie chcemy, prawda? Nie jestem specjalnie wrażliwy na drobne spadki klatek, znoszę je całkiem łatwo, ale za ten obrzydliwy motion blur to najchętniej bym się zrzygał autorom na talerz. Bo autentycznie robiło mi się mdło, wzrok się męczył, coś najzwyczajniej w świecie było yes no z tym obrazem. Dość szybko udostępniono łatkę pozwalającą to rozmyte chujstwo wyłączyć, tym samym dwukrotnie podnieść moją przyjemność z rozgrywki, ale jak to mówią - niesmak pozostał. Niemniej FFXVI nadal trapią niezrozumiałe kłopoty techniczne. Tryb wydajnościowy to regularne dropy klatek animacji, a tryb graficzny to dalekie od zachwytu 30 fps. Żeby jeszcze było co na tym ekranie podziwiać, ale mówimy o półotwartych lokacjach, co najwyżej przeciętnych pod względem rozmiarów. Tymczasem oddaleni o 100 metrów przeciwnicy i tak poruszają się metodą poklatkową. Biorąc pod uwagę fakt, że twórcy grę musieli zoptymalizować tylko pod jedną platformę, to ich osiągnięcia są mizerne. Wstydliwe wręcz. Artystycznie jest bez zarzutu, to techniczny aspekt trochę odstaje. Ale wróćmy do początku gry, tego doskonałego pod wieloma względami. Bo imponuje on tempem, narracją, reżyserią, muzyką, rozmachem. Dzieje się dużo, szybko i mocno. Pierwsze godziny spędzamy z szeroko otwartymi oczami wlepionymi w ekran TV i nie przeszkadza nawet to, że sporadycznie musimy wcisnąć jakiś przycisk na kontrolerze. Idące na łatwiznę porównania z Grą o Tron są co prawda nieco zbyt łaskawe dla FF, ale trzeba przyznać, że trupów, brutalności i krwi tu nie brakuje. Dość uderzające, szczególnie biorąc pod uwagę raczej grzeczne i ułożone dziedzictwo marki. Cycków co prawda nie ma, ale “fucki” lecą na lewo i prawo, a spora ilość scenek przerywnikowych to czysta przyjemność dla gracza/widza. Dialogi są rześkie, rzadko banalne, przez większość czasu świetnie odegrane aktorsko. Zresztą można to napisać o całej grze, choć intensywność reżyserowanych scenek potem nieco spada, to wciąż trudno im cokolwiek zarzucić. Kilka z nich nazwałbym nawet... trudnymi do zapomnienia? Nie brakuje w grze świetnych kreacji postaci. Cid był zachwycający, Clive też miał swoje wybitne momenty (miałem ciarki przed walką z Kupką), główny adwersarz hipnotyzuje barwą głosu, kilka pobocznych postaci też nie pozostawia gracza obojętnym. No topowa robota, pomimo kilku oczywistych potknięć (Jill, którą trudno bronić i usprawiedliwiać). Fabuła spełnia swoje zadanie, ma swoje MOMENTY, ale to również sinusoida wrażeń. No i trzeba FFXVI oddać, że robi wiele, by gracz się w opowieści nie pogubił. W każdym momencie gry mamy dostępną pod jednym przyciskiem encyklopedię postaci, zdarzeń, lokacji. Oglądasz scenkę i nie wiesz kim jest ten koeś? Pauza i możesz doczytać, przypomnieć sobie. Albo prześledzić to w kryjówce, posiłkując się przejrzystymi diagramami na temat tego kto jest powiązany z kim i na jakich zasadach. Wzorowo rozwiązany aspekt przez twórców. Brawo. Dobra, to może wreszcie o rozgrywce coś? Zadziwiająco uboga. Tymczasowo wykluczmy z niej system walki i starcia. Co nam zostaje? Niewiele. Bieganie po korytarzach, albo pustych przestrzeniach w kierunku kolejnego znacznika, podnoszenie znajdziek w postaci 5 gil (najtańszy potion kosztuje 200), otwieranie skrzynek z materiałami do craftingu (których nigdy nie wykorzystamy). Lokacje to bliźniaczo podobne do siebie lasy i łąki, a odwiedzane wioski rażą sterylnością, kompletnym brakiem interaktywności i jakiejkolwiek fizyki (zero zniszczalności otoczenia). Stojące na drodze dwa wiadra są przeszkodą nie do pokonania, nawet pomimo posiadania umiejętności skoku. W ogóle ten przycisk urasta w moich oczach do miana najmniej przydatnego w grach ever. Wyobraź sobie, że biegasz po lokacji, masz możliwość skakania, ale krawężnika nie przeskoczysz, a to co możesz przeskoczyć albo na co wskoczyć… postać wykonuje automatycznie. Przez całą grę (poza walką) nie znalazłem zastosowania dla przycisku skoku, więc do tej pory nie rozumiem po co on. Lepszą opcją byłoby przypisanie pod niego sprintu (ten uruchamia się sam po rozpędzeniu postaci). Na deser dorzucę obrzydliwe niewidzialne ściany na każdym kroku. Z połączenia powyższych mocy wychodzi nam absolutnie rozczarowujący aspekt eksploracyjny. Nawet jeśli pokusimy się o zboczenie z kursu i poszperanie po kątach, to gówno w nagrodę dostaniemy. Na palcach jednej ręki mogę policzyć sytuacje, w których sobie powiedziałem “warto było”. To żaden otwarty świat, lecz zbiór kilku mniejszych mapek, na których w miarę rozwoju fabuły odkrywamy kolejne rewiry i otwieramy skróty. Z czasem możemy się po nich poruszać całkiem swobodnie, mimo że nie dano nam ku temu wielu motywujących powodów. Obrana przez twórców stylistyka nowego Fajnala wymusiła, by miejscówki utrzymane były w dość naturalnym i stonowanym tonie. Brakuje tutaj fantastycznych krain i przyciągających wzrok atrakcji (jednak kilka wyjątków bym znalazł). To głównie łąki, lasy, trafi się też obowiązkowa pustynia. Nie upatruję tego jako wady, jedynie ostrzegam, że FFXVI pod względem stworzonego świata kieruje się w stronę zmęczonego i wyniszczonego wojnami świata. Chciałbym również zauważyć, że jedyne “miejskie” lokacje w tej grze to zabite dechami wioski z trzema uliczkami na krzyż i garstką mieszkańców. Większe aglomeracje odwiedzamy tylko w ramach ściśle ograniczonych korytarzy. Więc pod tym względem jest dość duszno. Jednym z najzabawniejszych aspektów gry są z pewnością Side Questy. Generalnie są chujowe, czyli idealnie wpisują się w trend 90% gier. Pełnią rolę “zjadaczy czasu”, bardzo rzadko kiedy wynagradzają włożony trud. Okropnie schematyczne, ale to wynika pośrednio z upośledzenia gameplayowego gry. Bo aspektu eksploracyjnego tu brak, systemu moralności również, minigierek żadnych. Siłą rzeczy absolutnie wszystko sprowadza się do dotarcia do znacznika, pokonania przeciwnika/przeciwników i/lub zebrania czegoś. Ruszasz w poszukiwaniu “brakującego składnika”, docierasz do celu i okazuje się, że “wioska jest atakowana”, więc musisz sobie z tym poradzić. Radzisz sobie, wracasz do zleceniodawcy, dostajesz w nagrodę garść ŚMIECI, albo naszyjnik skracający cooldown umiejętności o całe 1,2 sekundy. Albo podnoszący HP o 25 (a masz 2750). A najlepsze splunięcie w ryj następuje, gdy po cyklu side questów kowala możesz wreszcie wykuć zajebisty miecz, który jest “szczytem dokonań pod względem kowalstwa i połączeniem mocy największych rzemieślników”, a za dwie godziny kupujesz lepszy od staruszki w sklepiku i płacisz za to całe 30 zł. Potem dostajesz kolejny zestaw side questów, znowu wykuwasz "tym razem już z pewnością najlepszy oręż na świecie", a ja tylko czekałem, aż u staruszki będzie lepszy do kupienia za 50zł. Ostatecznie się nie doczekałem, więc pocieszam się, że gra zrobiła mnie w chuja o jeden raz mniej, niż mogła. Kilka misji pobocznych jest wartych uwagi (spośród nie wiem, ponad 50? 70?), głównie te oznaczone plusem (zamiast wykrzyknikiem), bo pozwalają podnieść potencjał naszych potionów, możemy zabrać ich więcej, dostaniemy nowe projekty na broń, albo udostępniają one chocobosa do szybszego poruszania się po i tak pustych lokacjach. Niektóre z nich to wciąż ciekawsze wydarzenia od pewnych questów z wątku głównego, co tylko potwierdza arytmię fabuły. Quest z czosnkiem, mówi to panu coś, panie Clive? Jest jeszcze system walki i z nim bywa różnie. Początkowo nie zachwyca, bo dysponujemy mocno ograniczonym wachlarzem umiejętności. Pozostaje nam bieganie wokół przeciwników i dźganie ich mieczykiem ze sporadycznym odpaleniem ciosu specjalnego. Stopniowo dostajemy więcej możliwości i ataków do wyprowadzenia, ale większość systemu opiera się wciąż na czekaniu aż cooldown nam zejdzie. Bo tylko ciosy specjalne kroją rozsądne ilości energii przeciwnikowi. Można się pokusić na efektowność, ale ta rzadko kiedy przekłada się na efektywność. Paradoksalnie walka w FFXVI wciąż nosi mocne znamiona starć turowych, bo to nic innego jak czekanie aż będziemy mogli odpalić potężny atak JEDNYM przyciskiem (po przytrzymaniu drugiego). Wymagane umiejętności w obsłudze pada? Żadne. System walki w Hogwarts Legacy wymagał więcej finezji. Sytuację ratuje nieco kwestia defensywy, bo ta często wymusza na nas umiejętne pozycjonowanie, timing w unikach i przegląd pola walki. Aby nie być źle zrozumianym - system walki w FFXVI jest według mnie jednym z najlepszych aspektów gry, ale łatwo w nim dostrzec z góry narzucone ograniczenia. A nawet jeśli umożliwia nam wyszukane kombinacje, to do nich w żaden sposób nie motywuje. Wciąż jednak pozostaje najbardziej mięsistym gameplayowo elementem gry, w odróżnieniu do starć Eikonów. Te to w gruncie rzeczy widowiskowe pokazy bogate w wybuchy i potężne ciosy ściśle przy tym reżyserowane i oskryptowane. Sporadycznie przyjdzie nam pokierować gigantem na polu walki, ale taktyka jest jedna: go, kill. A kombinacje dwie na krzyż + QTE. Podziwiać jest z pewnością co. Grać w co już niekoniecznie. Final Fantasy XVI chciało się wyrwać z ograniczeń gatunku, ale wciąż wyczuwam w tej grze silne DNA JRPGów (zamierzone bądź nie). Ta konstrukcja lokacji, brak swobody, uproszczenia eksploracyjne i brak wyzwania pod kątem zręczności. Dłużyzny fabularne, niekończące się pogawędki, nierównomierny sposób prowadzenia opowieści. Gra stoi jakoś pośrodku i nie zadowala tym ani fanów klasyki (bo za dużo każualowych zmian), ani nowych adresatów szukających mięsistego, nastawionego na zręczność i akcję gameplayu. Tych zrażą wspomniane uproszczenia i dużo biernego podziwiania scenek. Gdzie w tym wszystkim jestem ja? Mimo wszystko bardziej na plus oceniam tę grę. Dostarczyła mi chwilami intensywnych wrażeń, a opowieść śledziłem z nieukrywanym zainteresowaniem, bo niektóre sceny i postacie wypełniają swoje zadanie w 100%. Godzina atrakcji, potem trzy nieco usypiającej aury, biorę to w ciemno, aczkolwiek w pełni rozumiem rozczarowanie innych graczy, bo sam kilka razy musiałem mocniej zacisnąć zęby. Tymczasem zrobiłem wszystkie side questy, odhaczyłem Hunty (tutaj czasami bywało nawet wymagająco), zajęło mi to około 66 godzin i choć nie napiszę, że czegokolwiek żałuję, to czuję, że gdyby twórcy skrócili całość o połowę, wyrzucili gameplayową watę, to gra niewiele by straciła na wydźwięku czy ogólnej ocenie, a stałaby się po prostu przystępniejsza. Gdyby wykroić z FFXVI dłużyzny, to otrzymujemy piękne widowisko. Spektakularne, krwawe, mroczne jak na tradycje marki i przy tym dość bezkompromisowe. Całkiem fascynującym było temu świadkować, aż do finałowego, satysfakcjonującego apogeum. No i muzyka absolutnie fantastyczna. Za każdym razem jak wchodził ten utwór, to penis mi dygał i trzeba było podwalić. Nuta odpowiadała za 60% atmosfery walki. Kupo. 12 3 1 1 Cytuj
Quake96 4 082 Opublikowano 30 lipca 2023 Opublikowano 30 lipca 2023 Właśnie zakończyłem swoją przygodę z "księciem", napakowaną akcją, testosteronem i dziesiątkami sucharów. Kurde, grało się w to naprawdę dobrze! Nie wiedzieć jednak czemu, myślałem że gra jest nieco krótsza, choć akurat jej długość to dla mnie pozytywne zaskoczenie. Gra jest dość różnorodna i osobiście podobały mi się te etapy w których zmieniamy się w "miniaturkę", albo jeździmy różnymi pojazdami. Nie jest to może spełnienie wywindowanych oczekiwań fanów, ale myślę że to nadal naprawdę solidna gra z Duke Nukemem 4 1 Cytuj
Quake96 4 082 Opublikowano 30 lipca 2023 Opublikowano 30 lipca 2023 Co tu dużo gadać, bardzo przyjemna rajdóweczka na przenośne PlayStation. Ograłem ją "na raz", choć na najniższym poziomie trudności, gdzie mamy wszystkie 16 rajdów, ale na każdym z nich do przejechania tylko 2 zamiast 4 tras. Co ciekawe jest to chyba jeden z pierwszych tytułów na PSP wydanych przez samo SONY, a mimo tego prezentuje się naprawdę nieźle 3 1 Cytuj
Mendrek 569 Opublikowano 31 lipca 2023 Opublikowano 31 lipca 2023 Untold Legends: Brotherhood of the Blade (PSP) - pewnie się zastanawiacie, czemu w dobie premiery Diablo IV pokusiłem się o starego hack and slasha na dość stary system. Od razu powiem, to było moje drugie przejście po latach. Ja po prostu pałam ogromnym sentymentem i zamilowaniem do klasycznych hack and slashów, w tym takich jak Darkstone, Nox, Space Hack i inne. Chłonę je całym sobą, bo działają na mnie wyjątkowo relaksująco. Untold Legends: BotB to launch title na PSP i z tego co wiem developerzy z Sony Online Entertaiment bardzo śpieszyli się z wydaniem tej gry na premierę. Pomysł bardzo zacny - premierowy i pełnoprawny hack and slash w kieszeni z możliwością multiplayera (niestety bez online). To, że się śpieszyli widać na każdym kroku. Muzyka to jakieś radosne pinkanie niczym z formatu MIDI (ale ma fajne motywy), brak tu cutscenek czy voice actingu (wszystko to serie linijek tekstu). To w w 2005 trochę lipa jak na możliwości PSP (to nie GBA) i standardy. Choć plusem jest, że gra jest w pełnym 3D (kamerę można obracać i zbliżać/oddalać) i nawet zjadliwie radzi sobie z ograniczenami sterowania (choć druga część poradziła sobie nieco lepiej). Jednakże to co sprawia, że chce się grać to trzon rozgrywki - czyli radosna sieczka, loot i dobieranie umiejętności. SOE moim zdaniem to było studio, które miało ogromne, praktyczne know how tego co grach mutliplayerowych jest ważne. To musieli być po prostu hardkorowi gracze. Untold Legends to grubio ciosany hack and slash, bez udziwnień i wyrafinowanych utrudnień (np. do miasta możemy się teleportować w każdym momencie, za darmo - po co jakieś town portale?). Questy? Idź, zabij, czasami coś zbierz i przynieś. Żadnych eskort, zagadek, czy elementów platformowych. Tak, to wręcz siermiężny minimalizm. Ale działa! Po prostu działa i gra się przyjemnie. Mamy cztery klasy postaci - dwie magiczne i dwie fizyczne (odpowiednio Druid i Alchemiczka, oraz Rycerz i Berserker), które różnią się umiejętnościami (ataki i pasywne), oraz mogą używać dedykowanego sprzętu. Jest tu naprawdę tona lootu (głównie złom, ale też unikaty), masa przeciwników w różnych odmianach (i co ciekawe, czasami uciekają i łączą się w grupy, albo mają jakąś wredną umiejętność typu odpychanie i zaraz atak). Mamy klasyczne odmiany terenu - las, tundra, pustynia, wulkan, katakumby. Nawet ciekawie wykreowany świat (np. nekromantami są sępołaki). Fabuła to sztampa, z drobymi plot twistami - ot ratujemy świat przez wielkim złem, acz są tu wątki o zdradzie, pysze, czy pradawnych dziejach. Bolączką gry jest to, że nie stanowi zbyt dużego wyzwania, brakuje tu trochę balansu w sprzęcie (np. czemu buławy są najlepsze?), nie ma żadnego respeca, jest sporo backtrackingu, często za questy losujemy te same nagrody, a gra w końcowych etapach troszkę chrupie w klatkach animacji. Tak poza tym solidny i beztroski hack and slash bez udziwnień, pewnie w 2005 potrafił zrobić odciski sedesowe na pośladkach 2 Cytuj
Quake96 4 082 Opublikowano 31 lipca 2023 Opublikowano 31 lipca 2023 O popatrz, mam ten tytuł i już kiedyś kusiło mnie ograć. Skoro tak polecasz to chętnie zagram Cytuj
kotlet_schabowy 2 763 Opublikowano 31 lipca 2023 Opublikowano 31 lipca 2023 (edytowane) GTA 3: Definitive Edition Idąc za ciosem po VC zaliczyłem trójeczkę. Nie po kolei, tak samo jak dawno temu oryginały: trójkę ograłem jakiś rok po VC, na głodzie w oczekiwaniu na SA (w okresie premiery nie miałem na czym jej odpalić, jedynie czasem pykałem u kumpli, ale to jedynie zaostrzało apetyt), no i jak łatwo się domyślić, z racji gameplay'owego regresu nie byłem jakoś bardzo zachwycony. No ale GTA to GTA, więc grało się dobrze, co nie zmienia faktu, że do tej części mam najmniejszy sentyment i nie wracałem do niej od wielu lat. Jak więc gra się po przerwie, i to w "dopasioną" wersję? Cóż, to nadal najbiedniejsze w niemal każdym względzie GTA w 3D i czuć, że Rockstar dopiero miało się rozkręcić. Misje są raczej krótkie (szczególnie w pierwszych godzinach fabuły, niedługiej swoją drogą) i mało skomplikowane, choć w późniejszych partiach potrafią zaleźć za skórę (tu znowu zbawienna jest wrzucona do DE opcja szybkiej powtórki misji po porażce), szczególnie, gdy przykładowo jesteśmy już prawie na końcu uciążliwej misji, ale w trakcie pościgu trafiliśmy w lampę, auto nam się przewróciło i, co "naturalne", za kilka sekund wybuchło. Notabene, czas od zapalenia się bolidu do jego wybuchu jest tutaj absurdalnie krótki i jestem pewien, że w oryginale mieliśmy go więcej, także tutaj devowie skiepścili sprawę, bo w praktyce prawie nie ma możliwości wyjść bez szwanku z takiego wydarzenia. Ogólnie jest tu trochę drażniących archaizmów, ale raczej nic, co całkiem odrzuciłoby od gry. Grafikę poprawiono na ile się dało, ale obiekty, samochody i modele postaci są prościutkie i raczej mało atrakcyjne. Ogólnie nigdy nie przepadałem za Liberty City, czy to w wydaniu z PS2, czy już w czasach HD, więc tutaj dochodzi dodatkowy, subiektywny czynnik. Ot nudna, amerykańska metropolia. Stacje radiowe mają swój urok i specyficzny klimat (Rise FM!), również z uwagi na użycie minimalnej liczby znanych utworów (za wyjątkiem Flashback FM, w całości opartego na OST z Człowieka z Blizną), ale tracklista jest dosyć skromna, szczególnie w porównaniu do molochów, które zaoferowano graczom w sequelach. Problematyczne jest nadal celowanie (tu zarzut do remastera), występują pewne błedy i problemy, ale ogólnie grało się dobrze i jakiś tam nostalgiczny powrót do przeszłości zaliczyłem. Formuła krótszych misji i mniejsze miasto ma swoje plusy, bo trójka jest przez to chyba najbardziej "arcade'owa" i nadająca się do szybkich sesyjek. Przed SA zrobię sobie chyba dłuższą przerwę, bo wersję z czarnuli zaliczyłem stosunkowo niedawno. Edytowane 31 lipca 2023 przez kotlet_schabowy 5 Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.