Mejm 15 368 Opublikowano 21 sierpnia 2023 Opublikowano 21 sierpnia 2023 Jedynka to jest chlor straszny. Do tego stopnia, ze nie mialem juz ochoty grac w 2 i 3. Cytuj
Quake96 4 024 Opublikowano 21 sierpnia 2023 Opublikowano 21 sierpnia 2023 10 godzin temu, krupek napisał: Też bardzo dobrze wspominam ten tytuł, chociaż 10/10 bym na pewno nie dał, raczej takie solidne 8. Otoczenie było dosyć hermetyczne, po zjeździe z ulicy na jakieś nabrzeże, czy zakątek nic się nie działo, nie było też żadnych szczegółów scenerii. Być może tak jest, natomiast ja skupiłem się na głównym wątku na tyle, że nie zwróciłem większej uwagi 8 godzin temu, Wredny napisał: Nie no technicznie to żaden wypas, bo ten silnik ma pełno umowności, pikselozy, dziwnego ghostingu itp, ale trzeba brać pod uwagę, że kolega gra ostatnio w gry z szóstej generacji, więc może dawno nie widział nic lepszego Grałem w GTA Trilogy Definitive Edition i w odniesieniu do tego, Mafia to majstersztyk. Jasne, nie przeczę, że na pewno dopatrzyć się można wielu niedociągnięć, ale czymże są one w porównaniu do trylogii GTA Poza tym ja po prostu nie jestem zbyt wymagający i na wiele rzeczy przymykam trochę oko Wiadomo, te 10/10 to moja subiektywna ocena, nie czuję się nawet na tyle kompetentny aby starać się być bezstronnym. Cytuj
krupek 15 493 Opublikowano 21 sierpnia 2023 Opublikowano 21 sierpnia 2023 Naiwnie wierzyłem przez moment, że Trylogia GTA dostanie podobny remake. W sensie, może nie w kwestii mapy, ale zmienionych misji, pojazdów, wyposażenia. 2 1 Cytuj
SlimShady 3 441 Opublikowano 21 sierpnia 2023 Opublikowano 21 sierpnia 2023 Takie coś nigdy w życiu nie wyszłoby w pakiecie. Jedna odsłona, co kilka lat, to max. Zestawy, to tylko na stosunkowo małe projekty, albo rynny. Cytuj
oFi 2 496 Opublikowano 21 sierpnia 2023 Opublikowano 21 sierpnia 2023 Modern warfare 3 (2011) Wziąłem się za starego codzika z powodu włączenia serwerow przez microsofta, a pamiętam, że dość mocno olałem tą część (a byl to jednak błąd jak sie teraz okazalo). Lubie fabułę starych codow, bo raz, że tempo i prezentacja 3 wojny światowej jest fajnie przestawiona, tak sama akcja jest wystwrczajqco skrojona bym nie zaczął sie nudzić. Gameplayowo to jest to staroszkolny codzik, ktory w tej odsłonie dostal najwięcej kontentu. Po za kampania dostajemy multika ( ktory totalnie mi nie łączył meczy) oraz sporą ilosc spec opsow ( które juz działały i łączyły normalnie). Czy warto w to grać w 2023? Oczywiście. Ładowanie hedów sprawia mase funu, a ogrywanie wspólnie z partnerem spec opsow to kwintesencja tego tytułu ( @jimmyyy8 za pomoc w platynce!). Do tego kanapowy split screen.... Kiedyś to bylo 1 1 Cytuj
Elitesse 382 Opublikowano 22 sierpnia 2023 Opublikowano 22 sierpnia 2023 13 godzin temu, Mejm napisał: Jedynka to jest chlor straszny. Do tego stopnia, ze nie mialem juz ochoty grac w 2 i 3. To błąd! Pierwsza część, to jest straszne drewno ale następne części robią to już znacznie lepiej. Sam też przymierzam się do zagrania w serię jeszcze raz, głównie dla 2 części, i nie wiem czy pierwszą jest sens wogóle odpalać. Cytuj
kotlet_schabowy 2 735 Opublikowano 22 sierpnia 2023 Opublikowano 22 sierpnia 2023 Z rok temu zaliczyłem zremasterowaną jedynkę i to po prostu nadal typowe 7/10. Dużo zyskuje w płynnych 60 fpsach i ostrej grafie. Natomiast dwójka jakoś mnie już nie wciągnęła, chyba jednak zbyt filmowe i ciągnące się wprowadzenie, w rezultacie odpuściłem powtórkę. No także różnie bywa. To są gry wybitnie na raz, w porywach dwa (platyna, względnie zabawa na grounded), mocno osadzone w tamtej cinematic experience'owej generacji. Cytuj
Dr.Czekolada 4 494 Opublikowano 23 sierpnia 2023 Opublikowano 23 sierpnia 2023 Final Fantasy XVI Tak jak pisałem w temacie. Podpisuję się pod opinią Koso i nie mam w sumie nic szczególnie więcej do dodania nt tej gry. Fabularnie wyszło całkiem spoko, ale to jest gra video i od tej serii oczekuję jednak troszkę więcej niż samej fabuły i efekciarskich QTE. Uwaga spoiler Spoiler Nie oznacza to jednak, że nie widzę pewnych nieścisłoścj w fabule jak np - Czemu Ultima chciał "przejąć" Clive'a już po pierwszym pokonanym Eikonie, kiedy ten niby od początku planował, że bohater zniszczy wszystkie kryształy i wchłonie pozostałych dominantów? Na całość zeszło mi 52 godziny (dla porównania FF XV zajął mi ponad 26). Daje 3/6 i obok Hogwart's Legacy w sumie gierka dołącza do listy zawodów 2023. Raczej to będzie ostatni FF jakiego kupię. Cytuj
Pupcio 18 655 Opublikowano 23 sierpnia 2023 Opublikowano 23 sierpnia 2023 Skończyłem sobie Resident Evil revelations 2. Mój kolejny residencik w tym roku i chyba najmniej mi się podobał ale wciąż był spoczko. Fajny setting ruskiej wyspy i klimat jak z piły ale widać że to poboczna gra cyklu bo drewniaczek niesamowity i mimo wszystko jedynka bardziej mi siadła ale gra ma fajną wariacje klasycznych merceranies, mega mi się spodobały te misje. Raczej polecam tylko dla residento maniaków 1 Cytuj
Krzysztof93 1 375 Opublikowano 23 sierpnia 2023 Opublikowano 23 sierpnia 2023 Quake II (Nintendo Switch) Udało mi się dokończyć sprawę sprzed ponad 20 lat Quake II dla 7 letniego mnie był pełnoprawnym horrorem, ta gra paraliżowała mnie za każdym razem gdy pojawiał się przeciwnik inny niż zwykły Light Guard z blasterem . Pamiętam też, że byłem strasznie zawiedziony czym jest Quake 3 Arena, nie mogłem zrozumieć dlaczego ludziom podoba się gierka gdzie nie ma kampanii, przechodzenia etapów i szukania nowych broni tylko biegają po tych samych mapach w kółko i skaczą jak wariaci. Dopiero po jakimś czasie okazało się, że jest internet lub LAN i chodzi o rywalizację a ja myślałem, że każdy w to gra z botami Jedyna gierka w 2023, która wywołała u mnie jakiekolwiek pozytywne emocje, jedyna, którą wziąłem na premierę od razu o 19:00 kiedy się pojawiła i jedyna, która mnie ucieszyła tym, że po prostu jest. Wspaniałe wydanie, które wygląda identycznie jak gierka z naszych wspomnień, tak jak zapamiętałem i tak jak chciałem żeby wyglądała. Pełnoprawna strzelanka prosto z lat 90, ostra muza, krew i flaczki po stroggońsku. Przechodzenie etapów, szukanie sekretów, zdobywanie nowych broni walka z przeróżnymi przeciwnikami gdzie każdy wymaga od nas innego podejścia i poruszania się. Wspaniała prosta rzecz ale bardzo wciągająca, klimacik brutalnego S-F na 100% nie horror jak mi się kiedyś wydawało ale taka super cool gierka dla przebojowych nastolatków. Ukończyłem podstawkę na Switchu w handheldzie, moim zdaniem wygląda kozacko, działa w 60 klatkach i można sobie łatwo korygować celowanie wychyleniem konsolki. To wydanie Quake II zawiera też dodatki, jeden zupełnie nowy i wersję gry z N64 więc jeszcze na pewno do niej wrócę ale najbardziej zależało mi na przejściu podstawki i dokończeniu sprawy, której nie dałem rady nawet ruszyć na początku tego milenium. 2 Cytuj
snejk04 420 Opublikowano 23 sierpnia 2023 Opublikowano 23 sierpnia 2023 (edytowane) Pikmin 4 W poprzednie części nie grałem, demo mi się spodobało, kupiłem na premierę. Nie jest to oczywiście żadne objawienie, czy inny mesjasz, ale gra jest niesamowicie przyjemna i relaksująca, w sam raz do odpalenia do odprężenia się po pracy. Główną osią zabawy jest zbieranie na 6 planszach porozrzucanych tu i ówdzie przeróżnych klamotów, do których dostępu bronią stworki i/lub przeszkody terenowe. Graty trzeba zanieść do statku, w którym są one przerabiane na energię (chyba), co umożliwia odblokowanie nowych leveli. Poziomy są dość rozbudowane (mimo że na pierwszy rzut oka takie się nie wydają), na przejście pojedynczego na 100% potrzeba kilku godzin. Oczywiście nie działamy sami, dostajemy psa, imieniem oatchi, i rzecz jasna tytułowe pikminy w 9 różnych kolorach, różniących się umiejętnościami. Jedne częściej, drugie rzadziej, ale wszystkie rodzaje są przydatne, nie ma sytuacji, że używamy trzech postawowych typów, a reszta jest dla picu. Rozgrywka jest podzielona na dni, musimy zdążyć wrócić do bazy przed zachodem słońca, ale liczba dni nie jest limitowana, więc właściwie presji czasu brak. Na każdej planszy mamy jaskinie, które można podzielić na klasyczne, kilkupoziomowe dungeony oraz tzw dandori challenges. W tych drugich mamy limit czasu, zbieramy i dostarczamy do bazy przedmioty za które dostajemy punkty, których musimy zebrać odpowiednią liczbę. W części walczymy tylko z czasem, inne to versus gdzie mamy split screen i przeciwnika, którego musimy pokonać. Chyba najtrudniejsza i momentami irytująca część gry. wyzwania maja poziom trudności określony 1-5, w tych najtrudniejszych wkrada się chaos, pikminy nie zawsze robią to co chcemy, jakbym miał w ręce pada a nie całą konsolę, to możliwe że jebnąłbym nim o ścianę. Wymagane rozeznanie w terenie i odrobina strategicznego myślenia i planowania. Mamy jeszcze nocne eskapady, w formule tower defense, nic specjalnego, ale miłe urozmaicenie. Plus jeszcze parę dodatków po przejściu gry Właśnie, ogólnie widać, że twórcy starają się urozmaicać zabawę, trybów jest dużo, możemy kupować upgrady dla siebie i sierściucha, są misje poboczne etc. Mimo tego jednak monotonia do głównego trybu się wkrada, dość szybko dostajemy dostęp do wszystkich typów pikminów a potem to już mniej więcej cały czas to samo, bez specjalnych zaskoczeń Gra na oledzie wygląda świetnie (jak na konsolę o mocy kalkulatora), jest kolorowa, miła dla oka. Chyba jedna z ładniejszych na switchu Ogólnie mocne 8/10, polecam, 45h strzeliło nawet nie wiem kiedy , Edytowane 23 sierpnia 2023 przez snejk04 Cytuj
kotlet_schabowy 2 735 Opublikowano 23 sierpnia 2023 Opublikowano 23 sierpnia 2023 Devil May Cry 2 (PS2/PS3) Od czego tu zacząć? Tytuł znany głównie z bycia marnym sequelem i ogólnie wypadkiem przy pracy w skali całej serii. Co gorsza, jest to zwyczajnie taka sobie gra, sama w sobie. Zaliczyłem tylko dysk Dantego i tyle dobrze że przygoda jest króciutka (licznik pokazał...niecałe 4h), ale tak patrząc w miarę obiektywnie, to jednak jest wada xD. Tym bardziej, że zakończenie jest totalnie z dupy i przychodzi tak nagle, że autentycznie na ekranie końcowym szukałem standardowej opcji "Next Mission". No ale mimo wszystko drugi dysk chyba sobie odpuszczę. Podszedłem do DMC2 z ciekawością i pewną dozą dystansu w stosunku do wszechobecnej krytyki. Pierwszy level i myślę sobie "ee, nie jest tak źle". No ale później się zaczęło. Coraz słabszy design miejscówek, wszystko brązowo-szaro-bure, powtarzalne i po prostu mdłe. na dodatek niespecjalnie pasujące do klimatów serii (nie żebym był jakimś jej wyznawcą, szczególnie jedynki, którą zaliczyłem pierwszy raz stosunkowo niedawno, więc jakieś strasznego zawodu w kontekście zachwytu poprzednikiem u mnie nie było, bo i zachwytu jedynką nie było). Najlepsi byli wrogowie typu opętany helikopter czy czołg xD. Reszta tałatajstwa też nie grzeszy oryginalnością, chociaż paru bossów jakieś tam wrażenie robi, a całość ma urokliwe momenty. Fabuły prawie tu nie ma, nie wiem nawet do końca, o co tu w ogóle chodziło xD. Główny zły to totalny pajac i lamus, a Dante nie ma charakteru i ikry. Humoru nie stwierdzono. W ogóle gra jest łatwa i nie stanowi właściwie żadnego wyzwania, ale to akurat rozpatruję jako plus: dla chętnych masochistów są dodatkowe poziomy trudności, a "zwykli" ludzie będą mieli bezstresową rozgrywkę, bo DMC to seria, która w dosyć męczący i i rytujący sposób "każe" za wpadki (powtarzanie misji lub korzystanie z drogich itemów odnawiających życie/dających respa). Gorzej, że ta łatwość sprowadza gameplay do ciągłego naparzania tych samych "combosów" mieczem (cudzysłów, bo bieda w tym temacie jest tu straszna) i (częściej: bardziej efektywne) strzelaniem z dystansu. Całość zabawy mógłbym podsumować "R1+kwadrat". A odkąd wchodzimy w posiadanie wyrzutni rakiet (tak xD), to już w ogóle hulaj dusza, piekła nie ma. Monotonia wkrada się dosyć szybko i utrzymuje niemal całą przygodę, tym bardziej, że jesteśmy wręcz zalewani kolejnymi falami przeciwników, których zaszlachtowanie to tylko kwestia czasu i ilości wciśnięć buttona na padzie. Swoją drogą, namierzanie działa tragicznie i dosyć losowo (szczytem jest to, że zrobienie ikonicznego juggle'owania przeciwnikiem jest utrudnione, bo po wybiciu przyjemniaczka w powietrze, Dante automatycznie celuje w kogoś innego xD). Generalnie nigdy (może poza trójką, z której już mało co pamiętam) nie byłem fanem systemu w tej serii (konkretnie w trylogii z PS2), jest on dla mnie mocno ograniczony (gdzie blok/parry?), ślamazarny (powolne bieganie, dziwnie krótki skok, protagonista musi skończyć animację każdego ruchu, zanim można zrobić inny ruch, np. unik) i w rezultacie nie zachęca do efektownej zabawy (orby w nagrodę za styl to marna motywacja), ale tutaj mam wrażenie, że jest wyjątkowo spłycony. Dobrze chociaż, że zadawane razy mają jakąś tam odczuwalną moc, a samo strzelanie jest dosyć satysfakcjonujące. Ogólny feeling sterowania nie jest taki zły. Na plus opcje customizacji demonicznej wersji Dantego (w praktyce zwyczajnie nie zdążyłem tego wykorzystać), opcja latania, sekrety zachęcające do eksploracji. Muzyka jest nijaka, grafika ładna (abstrahując od strony czysto artystycznej), a rozgrywka płynna. Generalnie: nie kłamali, to słabiutki sequel, choć da się pograć. Dla samego zaspokojenia ciekawości i zamknięcia przygody z oryginalną trylogią "warto" było. Ale prawdopodobnie gdybym trafił na ścianę w postaci np. upierdliwego bossa czy innej frustrującej głupoty (raz zginąłem wpadając w otchłań ognia na levelu z helikopterem, mało brakowało, żebym wtedy rzucił to w "kąt"), to nie miałbym żadnych rozterek, olewając dalszą zabawę. No także DMC3>>>>>1>2. 1 1 Cytuj
Mejm 15 368 Opublikowano 23 sierpnia 2023 Opublikowano 23 sierpnia 2023 28 minut temu, kotlet_schabowy napisał: No także DMC3>>>>>1>2. Ja bym to ustawil tak: DMC3>1>>>>>2. 1 Cytuj
Szermac 2 859 Opublikowano 23 sierpnia 2023 Opublikowano 23 sierpnia 2023 DMC3>1>>>>>4>5>>>>>>>>>>>>>2 Cytuj
oFi 2 496 Opublikowano 23 sierpnia 2023 Opublikowano 23 sierpnia 2023 (edytowane) Jeszcze był ten reboot serii o którym zapomnieliście w swoich rankingach, a byl calkiem przyjemny od strony artystyczno gameplaywo muzycznym (combocrist swietne kawalki) Edytowane 23 sierpnia 2023 przez oFi 1 Cytuj
Daffy 10 645 Opublikowano 23 sierpnia 2023 Opublikowano 23 sierpnia 2023 17 minut temu, Szermac napisał: DMC3>1>>>>>4>5>>>>>>>>>>>>>2 Dokładnie mam tą samą kolejność, 5 by była spokojnie za 4 gdyby nie yebane kanały i tunele w nadmiarze. Muszę znaleźć kiedyś czas i ograć wreszcie tego DMC nie od Japończyków Cytuj
Szermac 2 859 Opublikowano 23 sierpnia 2023 Opublikowano 23 sierpnia 2023 Reboot se może być i fajny, ale to ranking części z serii No V by była git, ale 4 IMO ma lepsze replayability. Piąteczce brakuje mocno ciekawszych lokacji i ogólnie róznorodności w kilku aspektach. Cytuj
Kmiot 13 884 Opublikowano 24 sierpnia 2023 Opublikowano 24 sierpnia 2023 Skinny & Franko: Fists of Violence [PS4] Chłopaki wpadli na piwko. Spontanicznie zapadła decyzja, że ściągamy nowego Franko, choć tylko jeden z nas miał do czynienia z oryginałem. Odpaliliśmy i… zaczęliśmy bawić się wyśmienicie. Specyficzny humor zrobił swoje, ale z tymi promilami we krwi nie mieliśmy wygórowanych oczekiwań. Klozetowe wrzuty, zgrywanie twardzieli, duże ilości krwi, połamanych kończyn i posiniaczonych, obitych mord z polskiego blokowiska. Czego wymagać więcej? Przeuroczy tytuł na tego typu niezobowiązującą zabawę przy padzie. Z tego wszystkiego postanowiłem nowemu Franko dać więcej czasu indywidualnie, bo byłem nim najzwyczajniej w świecie zaintrygowany. Wcześniej naczytałem się też o wymagającym poziomie trudności, więc zacząłem od mało ambitnego “Cieniasa”, o czym niestrudzenie przez całą zabawę przypominał mi wielki napis w rogu ekranu. Ale cóż, chciałem jedynie zobaczyć co tam autorzy przygotowali, a nie się frustrować. A przygotowali teoretycznie osiem poziomów, z tym, że bardzo nierównych pod względem rozmiarów. Jedne zajmą około godziny, inne ukończysz w pięć minut. Przejście całej gry na Cieniasie zajmie 4-5 godzin i to chyba lepiej odzwierciedli ilość gry w grze. Bo wyższy poziom to adekwatnie więcej powtórzeń poziomów, a że niektóre z nich są najzwyczajniej w świecie długie oraz pełne niemiłych niespodzianek, to Game Over potrafi być bolesny, a zaliczenie gry po prostu czasochłonne. Weź to proszę pod uwagę. Rozmiary swoją drogą, ale odrębną kwestią jest oprawa tych lokacji. Żadnych ekstrawagancji, klimaty swojskie w chuj. Blokowiska i osiedla, kamienice pełne dziwnych lokali, solariów, monopolowych, parki z menelami, siłownie z pakerami, speluny ze specyficznymi indywiduami. Ogrom detali, smaczków, mrugnięć okiem. Dziarskie teksty, czasem wyszukane, czasem mało elokwentne “wypierdalaj” od erudyty obudzonego z drzemki na przystanku. Można prychnąć. Nie brakuje też rodzajów przeciwników, których obijanie to czysta przyjemność. Ryje im sinieją, kaptury spadają z głowy, a włosy się czochrają. Pięknie się prezentują leżąc na chodniku z otwartym złamaniem w kolanie. Ludzie mówią, że oprawa graficzna jest słaba. Flashowa, mówią. Tymczasem włożono w nią całkiem sporo wysiłku, jest przejrzysta, barwna i może niespecjalnie oryginalna, ale z całą pewnością staranna. Do tego podczas zabawy przygrywa nam jakieś rockowe łojenie, którego fanem może nie jestem, ale przeszkadzać też nie przeszkadzało. Co ciekawe, współczesny Franko ma całkiem niebanalny system walki. Polecam obczaić samouczek, bo kilka niuansów trudno będzie samemu wychwycić w gąszczu ryjów czekających na posiniaczenie. Kombosy, wykończenia, zwarcia, parowanie, finishery środowiskowe, broń biała, miotana, dosiad, picie browarów. Do tego niezwykle istotne jest pozycjonowanie względem wrogów, więc rozgrywka nie polega wyłącznie na radosnym klepaniu ciosów, bo trzeba mieć oko na plecy. Całość jest zadowalająco mięsista, krwawa, szlagi gazrurką siadają z satysfakcjonującym impetem i eliminują na jakiś czas adwersarza, no frajda z obijania mord jest niemała. Może całość wygląda niepozornie, ale w obsłudze sprawdza się wyśmienicie. I byłoby świetnie, gdyby nie kilka niedociągnięć. Klasycznie czasem kolizje szwankują, ciosy nie siadają, dobicie nie reaguje. Do tego gra czasami podrzuca nam przeciwnika (swoiści subbossowie), którego nie do końca wiadomo jak ugryźć, bo wymaga on specyficznego podejścia. Nie byłoby to problemem, gdy jesteśmy 45 minut w poziomie i nagle na jednym rywalu tracimy dwa z trzech żyć, bo uczymy się na błędach. Albo ci jebani motocykliści i ich wąski hitbox. Z czasem można ich wyczuć, ale pierwsze podejścia to istna trauma. W grze nie brakuje tego typu irytujących fragmentów i kłód rzuconych pod palce na padzie. Możliwe, że większość z nich powstała, by sztucznie wydłużyć naszą zabawę z tytułem, ale nie mam na to dowodów. Niemniej mam wrażenie, że gra jest lepsza, niż ktokolwiek przed premierą zakładał. No dobra, niż ja zakładałem. Przeszedłem na Cieniasie z czystej ciekawości, ale nie wykluczam, że za jakiś czas wrócę, by podjąć próbę na Degeneracie, bo to swojska, pokrzepiająca bitka, szczególnie we dwóch. 2 1 Cytuj
Plugawy 3 707 Opublikowano 24 sierpnia 2023 Opublikowano 24 sierpnia 2023 Czyli jeszcze nie popatchowali tego do końca kupi się ale na promo. Cytuj
Homelander 2 247 Opublikowano 24 sierpnia 2023 Opublikowano 24 sierpnia 2023 Tak właśnie powinno grać się w ten tytuł. W kanapowym coopie i procentami we krwi Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Kmiot 13 884 Opublikowano 25 sierpnia 2023 Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 25 sierpnia 2023 The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom [Switch] Uf, jebałem się z tą nową Zeldą nieprzyzwoicie długo. Bo w połowie mojej przygody musiałem sobie zrobić psychologiczną przerwę, więc Link przez dwa miesiące w zasadzie leżał odłogiem, a księżniczka i tak nie miała nic innego do roboty, więc czekała, aż mityczny bohater Hyrule sobie o niej przypomni i ją wreszcie odnajdzie. Ale nadszedł ten moment, przysiadłem przez kilka dni, ukończyłem fabułę, każdą poboczną misję, która się nawinęła po drodze (o ile była wystarczająco intrygująca i nie wydawała się fetch questem czy grindem), zrobiłem sto Shrine’ów i tyle samo godzin spędziłem w grze. Ale to i tak najwyraźniej za mało, bym potrafił jednoznacznie określić co do niej czuję. Bo to wciąż wspaniały świat i wyjątkowa przygoda. Ucieleśnienie swobody w grach. Tytuł pozwalający w niego grać na własnych warunkach i każdy z nas zaliczył go inaczej. Był gdzie indziej, w innych momentach. Zastosował inne metody, postępował kreatywnie, albo siłowo. Odkrył w sobie nutkę inżyniera, albo postawił na minimalizm i proste rozwiązania. Wszyscy to wiemy, znamy, więc daruję sobie opisy i tłumaczenia możliwości, które TotK przed graczem otwiera. Wystarczy napisać, że ja wciąż jestem nimi zachwycony, a czystą frajdę sprawiało mi po prostu bieganie po tym świecie i rozgrywka tak wyjątkowa, że gdyby nie BotW… No właśnie. Tutaj zacznie się swoisty rant, bo jestem na TotK po prostu zły w wielu kwestiach. Nowa Zelda oderwana od poprzednika byłaby grą przełomową. Problem w tym, że wcześniej ten przełom ustanowiła poprzednia przygoda Linka i chcąc czy nie - trzeba się z nią zmierzyć oraz poniekąd porównać. Nintendo postawiło na ten sam świat, choć czasami znacząco go przearanżowało. Stawiam sprawę jasno - nie przeszkadza mi recykling głównej mapy. Można się tam poczuć całkiem swojsko, przytulnie i w sumie bezpiecznie. Lubię ją, jest pełna nienachalnych aktywności i po prostu satysfakcjonująca w eksploracji. Inna kwestia, że główną atrakcją (albo jedną z głównych) miały być osławione podniebne wyspy, a te poza tą tutorialową to w większości popierdółki i pojedyncze półki, a nie wyspy. Niebo nad Hyrule pokazuje pazur tylko w momentach fabularnych questów, które niekiedy wymagają przebycia wysoko zawieszonego toru przeszkód, by dotrzeć do niektórych kluczowych dungeonów. Jeszcze bardziej rozczarowującą okazuje się "druga mapa", ta skrzętnie ukrywana nawet przed premierą i w sumie nic dziwnego. Jest ogromna, ale monotonna wizualnie (konsekwencja braku pory doby czy zmiennej pogody), uciążliwa w eksploracji na nogach i uboga w atrakcje. Dla mnie była wręcz odpychająca i całkowicie zminimalizowałem odwiedziny tylko do konieczności. Siłą rzeczy znów najlepiej bawiłem się na tym starym, nieco tylko przemeblowanym Hyrule (no, tutorial na niebie był świetny) i to chyba niezbyt dobrze świadczy o nowych terenach. A nowe moce? Imponujące. To znaczy trudno im odmówić technologicznego mistrzostwa, szczególnie patrząc przez pryzmat potencjału konsoli. Na czoło wysuwa się oczywiście umiejętność budowania i sklejania ze sobą prawie wszystkiego i to pod dowolnym kątem czy ilości. Całość jest praktycznie bezbłędna, nic się nie buguje, nic nie gliczuje, wow, po prostu wow. Do tego umiejętność cofania czasu, ale tylko dla jednego, wybranego elementu oraz zdolność “wbicia się w sufit”, co pozwala nam (po krótkim loadingu) wyłonić się w podłodze powyżej. Wychodzenie z jaskiń na powierzchnię Hyrule nigdy nie było łatwiejsze. Jest jesze tryb Fuzji, czyli łączenie aktualnie trzymanej broni/tarczy z dowolnym przedmiotem, ale tego fanem akurat nie jestem. Pewnie, że niektóre fuzje są ciekawe, ale większość ogranicza się tylko do podbicia cyferki w zadawanych obrażeniach, a bronie po takiej akcji najczęściej wyglądają po prostu głupio i komicznie. Pomijam już fakt, że wciąż jest ich ile - trzy rodzaje? - i ich moveset się kompletnie nie zmienił od czasów BotW. A już największą porażką są fuzje ze strzałami. W poprzedniku wybierałeś ogniste strzały i szyłeś nimi aż do wyczerpania. Tutaj każdorazowo po naciągnięciu cięciwy musisz wejść w opcję fuzji, wybrać ognisty owoc, obejrzeć ognisty efekt nakładany na strzałę (który jednocześnie boleśnie ogranicza i zasłania nam widok), a dopiero potem możesz ją wypuścić. Porażka. Doceniam trzy pozostałe umiejętności, ale Fuzję bym wyjebał, bo jest chuja warta i czasochłonna w użytkowaniu. Zresztą o ile naprawdę podziwiam tryb tworzenia i sklejania ze sobą konstrukcji, bo bez wątpienia jest developerskim osiągnięciem, to użytkowanie go ograniczałem do minimum. Nie zrozumcie mnie źle - bawiło mnie to przez pierwsze 20-30 godzin. Potem jak miałem sklejać (albo płacić materiałami za wyczarowanie go z powietrza) kolejny wózek czy balon do transportu Koroka, to zostawiałem tego jęczącego za przyjacielem chuja tam, gdzie siedział i w piździe go miałem. W ogóle najwięcej przyjemności czerpałem ze zwiedzania Hyrule klasycznymi metodami. Z buta. Wspinając się. Szybując na lotni. Wiem, że nie tylko ja tak mam. BotW na tym się opierał. TotK tylko podrzuca narzędzie do skracania sobie drogi i popsucia klasycznej metody eksploracji. Coś w moim odczuciu poszło nie tak. Ja po prostu chyba bym wolał, aby ten czas poświęcony na wdrożenie tej szalonej mechaniki budowania, który bez wątpienia im zajął niemało czasu i mocy przerobowych poświęcono na co innego, bo nie czuję się nim wystarczająco wynagrodzony, jak na 6 lat czekania. Według mnie nie warto było. Na usprawiedliwienie Nintendo dodam tylko, że nigdy nie byłem graczem kreatywnym. Nie lubię siedzieć i poświęcać czas w edytorach postaci, sklejać cyfrowych puzzli czy klocków. Wolę po prostu grać, niż obracać bryły i je kolorować. Ci lubiący siedzieć w edytorach pewnie będą wniebowzięci. Zastanawiam się, co byśmy otrzymali, gdyby Nintendo ten czas i oddanie sprawie przeznaczyło na urozmaicenie Hyrule, dopracowanie scenek fabularnych, dopieszczenie side questów, rozbudowanie dungeonów (dobrych, ale nadal odstających od serii), a może nawet dodanie kilku nowych (aby powtarzalność regionów względem BotW nie była aż tak odczuwalna). Albo na przearanżowanie systemu walki, bo ten jakby żywcem z BotW wyciągnięty. Balans wciąż leży. Na pewnym etapie konieczne jest inwestowanie w questy poboczne i ulepszanie pancerza, bo zwykły czarny/srebrny bokoblin z gałęzią ma nas na dwa uderzenia, choć chwilę wcześniej stoczyliśmy epicką bitwę z bossem, który nawet najpotężniejszym uderzeniem kroił nam zaledwie 1/5 część zdrowia. A teraz byle frajer ma nas na hita. NA przykład możemy niby podjąć się starcia z Lynelem (centaurem) i jeśli mamy wystarczającego skilla, to ubijemy go pomimo niesprzyjających szans, prawda? Tak to działa w grach. Ale nie w nowych Zeldach, bo tutaj najzwyczajniej zabraknie nam broni, skoro każda po kilku(nastu) uderzeniach się niszczy. Nawet jeśli mógłbyś w nieskończoność unikać jego ataków, to czym będziesz Lynela bił jak skończy ci się wyposażenie? Chujem Zeldy? Niszczenie się oręża oczywiście nie jest aż takim problemem, póki nie próbujemy podejmować się walki teoretycznie nie do wygrania, ale pokazuje też oczywiste dziury w balansie. Szczęśliwie rozbudowano w TotK nieco bestiariusz i rodzajów przeciwników jest dużo więcej, tylko co z tego, skoro i tak co chwilę napotykamy kolejnego Hinoxa czy Talusa z dwoma atakami na krzyż? Dorzucę do tego całkowicie kapryśny i nieintuicyjny “flurry rush”, który aktywuje się w kompletnie losowych momentach “bo tak”. No i wisienką na torcie całkowicie nietrafione rozwiązanie z aktywacją mocy towarzyszących nam kompanów. Trzeba do nich podbiec, poprosić o atak, a potem go skierować. Tym samym przyciskiem, co się zbiera loot z ziemi, więc często tylko wchodzą sobie w drogę. Najlepiej w ogóle ich wyłączyć, choć czasem są przydatni (boost przy szybowaniu czy rozbijanie kamieni). Koncepcja całkiem chybiona i chaotyczna. Co za dałny. Swoboda swoją drogą, ale archaizmów w TotK nie zabrakło. Gra jest chwilami irytująco ślamazarna, jakby ciągle celebrująca nawet najprostsze czynności. Ile mamy tych Shrine’ów? 150? No to tyle samo razy będziemy zmuszeni przewijać najpierw aktywację świątyni, a potem procedurę odebrania nagrody. Koroki, to już klasyka, bo jest ich od zajebania i każdy musi nam oświadczyć, że go znaleźliśmy, a potem udajemy się po odbiór nagrody i znów po raz kolejny musimy przewijać taniec Taty Koroków z marakasami (czy jak się on tam zwał). Odbieranie dodatkowych serduszek/staminy to samo. Skip, skip, skip. To generalnie wiąże się z większością czynności. Używanie wież? Scenka i dopiero po chwili kontrola nad postacią. Korzystanie ze stajni? Tysiąc pytań do. Rozmowy potrafią ciągnąć się w nieskończoność, choć tak naprawdę zmierzają donikąd. Podobnie jak cała procedura eksploracyjna. Shrine’y, jebane jaskinie, chłop trzymający znak, setki koroków i skrzynek z dupy Frostiego. Większość nagród to czysta kpina oraz żenada w rodzaju pięciu strzał, beznadziejnego uzbrojenia, pięciu innych śmieci (których mamy już 200). Te kilkadziesiąt przypadków, gdy nagrodą jest warty jakiejkolwiek element zbroi biorę w nawias, bo koniec końców całość gry i tak przebiegłem w tym najbardziej odpowiadającym mi wizualnie wyposażeniu (poza strefami pogodowymi). Z powyższego może się wydawać, że wręcz nie cierpię tej gry. Nic bardziej mylnego, bo ją uwielbiam. Ma wspaniały nastrój, choć nieco żałuję, że zabrakło odwagi na bezkompromisowe rozwiązania fabularne. Niemniej spędziłem w tym świecie 100 godzin i nic nie pozostawiało mnie obojętnym, we wszystko się angażowałem (cała masa rewelacyjnych Shrine’ów!), wszystkim przejmowałem, a eksploracja dostarczyła ogromu satysfakcji. Wciąż jednak kołatają mi się po głowie liczne zarzuty publiki w kierunku innych gier: że God of War (2018) to ma recykling kolorowych trolli, a Elden Ring powtarzalne katakumby czy sub bossów. Bliźniaczych prztyków mógłbym obu Zeldom naświetlić kilka, ale nie wiem czy mam ochotę. Bo gry to coś więcej, niż oddzielone od siebie elementy. Gry to suma całości, kompozycja, koherentność i harmonia mechanik. A te, mimo że czasami dalekie od perfekcji, razem zbliżają Tears of the Kingdom do ideału gry przygodowej w otwartym świecie. Gdyby nie BotW... 10 Cytuj
Homelander 2 247 Opublikowano 25 sierpnia 2023 Opublikowano 25 sierpnia 2023 Kurde cały ten post i uwagi to tak ja bym to pisał. Zgadzam się we wszystkim. 1 Cytuj
Daffy 10 645 Opublikowano 26 sierpnia 2023 Opublikowano 26 sierpnia 2023 Ratchet & Clank Rift Apart Jakbym miał streścić grę do dwóch słów to najtrafniej powiedzieć "niewykorzystany potencjał" i tyle. Absolutnie przepiękna gra, najblizsza Pixar Quality produkcja jaka powstała, na turbo pc i PS5 musi to wypalać galy po prostu. Sam gameplay to kontynuacja strony w którą seria skręciła jakiś czas temu ...który już tak nieudolnie wpłata elementy platformowe że aż głowa boli. Jest ich totalnie mało, są krótkie, banalne, wstyd to już nazywać hybryda gatunku, to kolorowa strzelanka po prostu i tyle Nowy duet bardzo fajny w cutscenkach, ale pomysł by go nie urozmaicić czymś nowym w gameplayu jest fatalny, w konsekwencji mamy 4 bohaterów a tak naprawdę dalej klasyczny duet Planety...kolejna część gdzie jest ich panicznie mało, na palcach dwóch rąk można je policzyć ile ich jest. Stare części prawie ocierały się o 20. Ktoś pewnie pomysli, mniej ale się postarali...no design ujdzie ale to dalej małe plansze identycznie jak kiedyś, małe korytarze z bogatymi tłami. Jedna planeta większa, stworzona pod rolkową umiejętność ale tu znowu rozczarowanie bo tylko jedna, kolejna umiejętność czyli bieganie po ścianach też potraktowana tragicznie bo prawie wogole jej nie ma na planszacg, trasy do jeżdżenia na owadzie to znowu praktycznie drag race bo wystarczy trzymać galę w przód. Rozbudowanie? Gdzie te czasy gdzie seria w minigrach wrzucała platformer2d, wipeouta czy kosmos do eksploaracji z planetami z Mario Galaxy. Totalny brak ciekawej aktywności, arena i walki z wirusami rozczarowują. Walki....bossowie tragiczni, gąbki na pociski i tyle, wszystko na jedno kopyto, zero unikalnych starć Przejścia wymiarowe...kolejne rozczarowanie, prolog robi nadzieję ale potem jest tylko gorzej, devi długimi fragmentami o tym zapominają albo używają ich w totalnie nie robiących wrażenie momentach, wręcz wrzucają to na siłę Muzyka...zero wpadającego w ucho utworu, cieszyłem się z powrotu piratów ale nie doczekałem się nawet remixu ich kultowego utworu z tod i qfb Narzekam narzekam ale grało mi się fajnie, to dalej fajna strzelanka (aaa bronie też gorsze niż kiedyś) i wygląda jak milion dolarów. Na pewno gniecie tego gniota z PS4 ale na tle reszty serii jak się przymknie oko na wizualia to jedna z gorszych części niestety 4 Cytuj
Plugawy 3 707 Opublikowano 26 sierpnia 2023 Opublikowano 26 sierpnia 2023 Ciekawe czy ktoś już męczył freda do tej fioletowej fretki. 1 1 1 Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.