KrYcHu_89 2 378 Opublikowano 5 listopada 2023 Opublikowano 5 listopada 2023 13 minut temu, Mejm napisał: Nie, juz zaczalem na ng. Dobry wybór, czyli robiłeś backup save'a? Cytuj
Mejm 15 369 Opublikowano 5 listopada 2023 Opublikowano 5 listopada 2023 37 minut temu, KrYcHu_89 napisał: Dobry wybór, czyli robiłeś backup save'a? Tak, pod zakonczenia a i tak zje.balem bo zjadlem itemy przed sejwem. 1 1 Cytuj
Pupcio 18 663 Opublikowano 5 listopada 2023 Opublikowano 5 listopada 2023 Skończyłem sobie SINGULARITY. Liczyłem na kolejną ukrytą perełkę z 7 generacji konsol no ale nie tym razem Początek nastraja optymistycznie, ale im dalej w las ( na szczęście bardzo krótki 6 godzinny lasek) tym gorzej, jedyny plus to ta mechanika zabawą czasem ale to też totalnie niewykorzystany potencjał więc nie ma co o nim nawijać. Typowy średniak który pewnie znajdzie kilku entuzjastów. No liczyłem na więcej kurcze Cytuj
Yap 2 796 Opublikowano 5 listopada 2023 Opublikowano 5 listopada 2023 SpecOps The Line - przyznam szczerze, ze katalizatorem do zakupu i przejscia gry byly posty tutaj i fakt, ze na Marketplace jakas znizka akurat sie nawinela. Nie zawiodlem sie, a i przypadkowy calak rowniez wpadl. Dawno nie gralem w tak nieskrepowana napierdalanke ze znikoma fabula, ktora gdzies tam sie przez misje przweija, ale tysiace pestek wyplutych z broni palnej skutecznie ja zamazuja. Koncowy maindfak nawet niezly, ale tutaj licza sie trupy, a jest ich nieskonczenie wiele. Zostwiamy za soba tyle scierwa, ze nasi bohaterowie po prostu dostaja w leb. Ilosc dostepnych pukawek jest zadowalajaca, a jest na czym (kim?) ja testowac. Ilosc miesa armatniego nie zawodzi. Lecimy przed siebie dziurawiac glowy, rozrywajac ciala granatami lub jakims wiekszym kalibrem, a nawet zasypujac przeciwnikow piachem. Ja preferowalem combo 417ka + granatnik. Na poziomie FUBAR najlepiej sie spisywaly, o ile byly dostepne. Wspomniany poziom trudnosci byl rowniez jedyna durnota tej pozycji. Nienawidze niekontrolowalnych sytuacji, a tutaj RnG jest niestety zbyt czeste. Jasne, mozna uczyc sie etapiw na pamiec, ale czasem nawet i to nie pomagalo kiedy dostawalem prosto w leb bedac nawet za zaslona. Pewne momenty byly wrecz niewspolmiernie trudniejsze niz sam final, ktory intensywnoscia mogl lekko przytloczyc. Fajna przygoda. Szybka, wartka, brutalna i nie za dluga, a to pomoglo przy replayability. 1 Cytuj
KrYcHu_89 2 378 Opublikowano 6 listopada 2023 Opublikowano 6 listopada 2023 Metal Gear Solid Na czym: Steam Deck (wersja Master's Collection) Ocena: wciąż 10/10, niech was nie zwiedzie grafika, gra jak najbardziej grywalna w 2023 roku. Epickie bossfighty, ciekawe, mądre rozwiązania gameplayowe, rzadko spotykane nawet teraz, każdy skill się przydaje. Fabuła wydaje mi się nawet lepsza, niż kiedyś, ponadczasowy temat i ponadczasowa realizacja. Ocena portu: To jest emulacja z PSX, dodali nowe menu, wsparcie aczików, możliwość edycji zapisów pod Mantisa, przełączania padów pod Mantisa, tutoriale dostępne z tego nowego menu. Najtańszym kosztem zrobiony port 5/10 (te 5 pkt za menu i za to, że się odpala, reszta to zwykła emulacja). 2 Cytuj
PiotrekP 1 895 Opublikowano 6 listopada 2023 Opublikowano 6 listopada 2023 Dead Space Remake (PC, gamepass) Dobrze było wrócić na Ishimure i postrzelać do nekromorfów. 16h grania na średnim, nie zrobiony tylko subquest z Rigami, bo choć zebrałem wszystkie, to nie chciało mi się wracać do zamkniętych skrzynek, więc nie robiłem tego uniwersalnego "klucza". Całą resztę opisałem w temacie gierki. SPIDER-MAN 2 Zbyt bezpieczny sequel, niewykorzystany potencjał miasta oraz Venoma. Cała reszta jak powyżej- opisana w temacie gierki. Na pajęczynie buja się spoko, a teren gry to gotowa baza pod grę w stylu GTA. Dopiero z poziomu ulicy dostrzegamy ile włożono pracy w jego stworzenie. 1 Cytuj
Daffy 10 651 Opublikowano 7 listopada 2023 Opublikowano 7 listopada 2023 W październiku skończone cztery gierki: Re4r separate ways - świetny dodatek, dłuższy niż niejedna pełna gra, przepełniony akcją, choć to dalej po prostu RE4, linka jakoś nie ożywiła wg mnie gameplayu, mało pamiętam z oryginalnego dlc więc ciężko mi wyłapać ile pozmieniali ale grało się świetnie Mario Wonder - najbardziej kreatywny platformer 2d w jaki w życiu grałem, pomysł goni pomysł, na oledzie wygląda genialnie, zabrakło mi jedynie lepszych Boss fightow i większej ilości dłuższych leveli Slay the spire - fajny rogal karciany, nie za trudny bo skończyłem w 8h(ale bez true endingu) ale bardzo przyjemny w odbiorze, uzależnia jeszcze jedno podejście, budowanie decka daje możliwości ale zasady są też przejrzyste więc świetnie gierka sprawdza się do nieangazujacych sesji Batman Arkham Knight - trzeci raz w życiu skończyłem, tym razem pierwszy raz z dlc z racji goty edition. Dalej to doskonała gra w formule która nigdy się nie zestarzeje. Nie wiem tylko co oni tam w studiu brali by zarówno podstawkę jak i dodatki tak ograbić z prawdziwych Boss fightow, batmobil jak irytował na premierę tak irytuje dalej, za dużo go i jest niepotrzebnie głównym bohaterem gry, która miała szansę być najlepszą w serii Cytuj
dominalien 267 Opublikowano 7 listopada 2023 Opublikowano 7 listopada 2023 (edytowane) Aliens Dark Descent na Steam Deck Kurczę, normalnie chyba moje GOTY. Kupiłem pod koniec października, właśnie poszły napisy. Steam twierdzi, że 77 godzin. Aż się nie chce wierzyć, ale rzeczywiście grałem jak tylko miałem chwilę. Generalnie mam ostatnio na obcych dużą zajawkę. Dark Descent kupiłem na premierę, ale tak źle chodziło na SD, że szybko zwróciłem (głównie dlatego, że gra się wywalała przy wychodzeniu z uśpienia). Ale nie mogłem przestać o niej myśleć, bo to co zagrałem bardzo mi się podobało. Odpaliłem kilka razy Isolation, obejrzałem pierwszego obcego w wersji jakiejśtam nie kinowej i w końcu jak zobaczyłem, że jest za stówkę, kupiłem znowu. Jest dużo lepiej, usypianie działa ok. Wydajność jest momentami tragiczna, ale co ciekawe nie w trakcie rozgrywki. Niektóre miejsca w bazie strasznie zwalniają, filmik jeden czy drugi też, ale w samej grze jest nieźle. Grałem na medium, FSR na Quality, 40 fps. Bateria starczała na jakieś 2h. W grze jest masa bugów nadal, ale nic poważnego. Transporter jak jeździ czasem zniknie na chwilę, na ekranie statusu żołnierza czasem jest tylko ubranie i oczy, L1/R1 czasem przewijają żołnierzy w prawo, a czasem w lewo, tego typu sprawy. Nie straciłem nigdy postępów, to się liczy. Rozgrywka jest FENOMENALNA. Zasadniczo od początku do końca jest podobna, ale niektóre ulepszenia to prawie cheat mode, jak człowiek ogarnie co jak działa. Poziomy fajnie zróżnicowane, każda misja rzeczywiście rozgrywa się inaczej. Gra sama wybiera który żołnierz wykona rozkaz i ogólnie działa to poprawnie, poza Spoiler strzałem ze snajperki, bo trzeba tego konkretnego żołnierza tak ustawić, aby widział cel, a to potrafi być trudne zza przeszkody lub w drzwiach, bo trzeba przesuwać cały oddział i mieć nadzieję, że wróg nie zauważy. Wiele razy przez to miałem masę kłopotów. Histora jest mocno przeciętna w kierunku słabej. Filmiki są spoko, głosy też dobre, dialogi marne. Ale to nic, bo rozgrywka jest fenomenalna. Niby typowa gra AA (może nawet A+?), ale masę innych o wiele "lepszych" leży rozgrzebane i nie skończone, a od tej nie mogłem się oderwać. Edytowane 7 listopada 2023 przez dominalien 2 Cytuj
Figaro 8 303 Opublikowano 9 listopada 2023 Opublikowano 9 listopada 2023 Super Mario Wonder - No, no, świetna gra. Na pewno żadna najlepsza platformówka 2D, ale solidny, kreatywny tytuł. Teraz robimy special worldy i tutaj dopiero gierka pokazuje pazur. No właśnie - we dwójkę czasem jest trudniej niż samemu. 8/10 Cytuj
Rudiok 3 377 Opublikowano 11 listopada 2023 Opublikowano 11 listopada 2023 Po 13 latach powrót do Bayonetty i niczym jazda na rowerze wspomnienia i pamięć mięśniowa wróciły i młócenie cherubinów nigdy nie było bardziej satysfakcjonujące. Świetny system walki, chujowa i krindżowa a przy tym mega japońska fabuła, chwytliwa muzyka i bardzo satysfakcjonujący bossowie. Z wyłączeniem etapów "jeżdżonych" (motor i rakieta) to w sumie slasher kompletny. Do tego sporo broni, każda z własnym setem kombosów, witch time i w miarę krótkie levele, dzięki czemu można sobie zapuścić w wolnej chwili. 9.5/10 bo i wtedy i dziś daje ogromną satysfakcję. 1 1 Cytuj
Daffy 10 651 Opublikowano 11 listopada 2023 Opublikowano 11 listopada 2023 Absolutnie cudowna trylogia, kocham każdą część Cytuj
Sep 1 629 Opublikowano 11 listopada 2023 Opublikowano 11 listopada 2023 The Last Guardian (ps4) - długo się zabierałem a to dlatego że nie jestem jakimś fanem gier Uedy. Ico nie zrobił na mnie większego wrażenia, Kolosy za to wspominam bardzo miło. A tutaj mamy grę bardziej podobną do Ico, tylko zamiast dziewuchy towarzyszy na wielki futrzak. Finalnie wyszła piękna historia przyjaźni wspomnianej dwójki która chwyciła mnie za serce. To co wkurwiało mnie przez całą grę to sterowanie, a raczej wydawanie poleceń Trico. Może też w tym moja wina bo za szybko chciałem żeby reagował na moje komendy i po prostu głupiał jak wydawałem mu 3 różne pod rząd. No ale było kilka sytuacji podczas przygody że na dłuższą chwilę zostałem zastopowany przez brak poprawnej komunikacji z towarzyszem. Poza tym jeśli chodzi o miejscówki i sposób zabawy to jest tu wiele podobizn do dwóch poprzednich gier Uedy. Podsumowując: było warto ze względu na relację bohater-Trico. 7 Cytuj
łom 2 033 Opublikowano 13 listopada 2023 Opublikowano 13 listopada 2023 Metal Gear Solid (PS1/Duckstation) - powrót po 15+ latach był bardzo przyjemny. Grafika to praktycznie topka tego co można było wycisnąć z PS1, jedyna gra z podobną konstrukcją poziomów (małe przestrzenie ale z masą detali w teksturach otoczenia) która jest na podobnym (wyższym?) poziomie to Vagrant Story wydany prawie 2 lata później. Nawet przy nim MGS wyróżnia się bardzo dobrą reżyserią cutscenek ze świetnie wykorzystanymi efektami (blury, slowmo, dynamiczna kamera). Oprawa dźwiękowa z Voice Actingiem też jest na bardzo wysokim poziomie. Dźwięki są dobrze rozpoznawalne i mięsiste, aktorzy profesjonalni, muzyka wpada w ucho i pasuje do akcji. Pod tym względem kompletnie nie czuć że ta gra ma 25 lat. Fabułę chyba każdy zna, niby główny oś jest prosta (samotny agent na tajnej misji powstrzymania terrorystów) ale ma tyle pobocznych wątków, twistów a w szczególności postaci zapadających w pamięć że chłonie się ją jak dobry film akcji. Nie ma chyba ani jednego zbędnego motywu czy nieciekawej zapchajdziury. Wiadomo że dramatyzm został podkręcony ale to tylko wyszło na plus grze na ~10 godzin. Co do gameplayu to można go podzielić na parę głównych rdzeni i tak. Walki z bossami genialne, każda inna, przychodzi praktycznie jedna za drugą, do tego okraszone świetnymi scenkami. Główne strzelaniny (których nie można uniknąć) też są dobre, auto-aim działa jak trzeba, ma się wystarczający arsenał, nie jest ich dużo (4?) więc nie czuć ctrl+c, ctrl+v. Skradanie, tutaj mam parę zastrzeżeń bo na normalu jest za łatwo (wystarczy patrzeć w okienko radaru), a na hard (na którym grałem) jest różnie. W otwartych przestrzeniach, gdzie można ogarnąć ścieżki przeciwników w trybie FPP nie ma problemów, gorzej jeśli są jakieś drzwi, bo żeby je otworzyć i zobaczyć co jest na zewnątrz trzeba ustawić się na wprost nich, więc z 2-3 razy wpadłem wprost na żołnierza. Alarm też niestety jest wszczynany jak tylko ktoś zobaczy Snejka, więc czasem uruchamia się jak już duszę przeciwnika bo podbiegłem za blisko (a nie można wolniej się poruszać tylko biegiem). Niby to są pierdoły i sekcji skradankowych jest mniej niż walk z bossami ale dla mnie skradanie w Tenchu 1 było o wiele lepiej rozwiązane i chciało się tą gierkę masterować. Z MGS1 nie mam czegoś takiego (w przeciwieństwie do MGS3). Bawiłem się świetnie przy tej grze ale następny raz w przeciwieństwie do np. FFT, FF7 czy RE3 to będzie za kolejne 15 lat, ewentualnie jak wyjdzie elegancki remake. Na dzień dzisiejszy MGS1 to dla mnie 9/10 6 Cytuj
kotlet_schabowy 2 735 Opublikowano 18 listopada 2023 Opublikowano 18 listopada 2023 Lollipop Chainsaw (PS3) Jedna z gier, po które w zasadzie nie do końca wiem, po co sięgam, może jakieś tam umiarkowane propsy w necie, na forumie, może mityczny Suda, którego dzieła ponoć mają ten słynny CHARAKTER. No w każdym razie wrzuciłem ten tytuł do kategorii "coś krótkiego do okazjonalnego pyknięcia w tygodniu", i słusznie, bo do takiej formy zabawy najlepiej się nadaje. Jedno jest pewne, LC jest specyficzne i nietypowe, choć w założeniach raczej prościutkie. Niby zombie slasher, wrzucony w konwencję zahaczającego mocno o absurd i kicz, komiksowego festiwalu dziwacznych i przesadzonych postaci i wydarzeń. Co by nie mówić, momentami można się uśmiechnąć słuchając dialogów czy obserwując, co się odwala na ekranie i generalnie całość działa, a bohaterów można polubić. Zresztą udział w tworzeniu scenariusza miał znany skądinąd James Gunn, więc mniej więcej możecie sobie wyobrazić, o jakie klimaty chodzi. Robotę robi też stylistyka i warstwa wizualna (mocne kolory, specyficzna "kreska", pełno efektów), OST też dokłada cegiełkę do budowania klimatu, ale potencjał (szczególnie związany z używaniem klasycznych kawałków) był większy. Sam gameplay szału niestety nie robi, dosyć szybko robi się powtarzalny, co nie byłoby takim problemem, gdyby nie to, że trzon, jakim jest ciachanie nieumarłych, jest średnio satysfakcjonujący. Owszem, wraz z progresem możemy dokupić nowe ciosy czy "rozwijać" naszą bohaterkę, ale w praktyce używałem kilku kombinacji na krzyż, a za racji na wyjątkową (poza paroma sytuacjami, typu oszołomienie) wytrzymałość przeciwników, starcia są trochę mdłe i czasami się dłużą. Ot ciachamy mobków tytułową piłą po prostu za długo, zanim padną, więc frajdy wiele w tym nie ma. Dużo tu też QTE, z gatunku tych najgorszych, karzących boleśnie za pomyłkę (szczytem była walka z ostatnim bossem, gdzie praktycznie pokonałem skurwiela, ale na samiutkim końcu pomyliłem jeden przycisk w sekwencji QTE, w rezultacie zaliczając natychmiastowy zgon i cofnięcie aż przed walkę). Tyle dobrze, że na normalu jest raczej łatwo, nie zabraknie nam lizaków odnawiających zdrowie, a całość jest dosyć krótka. Momentami drażnić mogą jeszcze jakieś poboczne sekwencje ala mini gierki, ale z drugiej strony wprowadzają jakąś odmianę do schematu. No także jako przerywnik od "typowego" gamingu, w dużej mierze bezstresowy i nie wymagający zaangażowania intelektualnego, za to ociekający dziwacznym klimatem, Lollipop Chainsaw nawet się sprawdza. Ale jeśli ktoś miałby szukać oryginału i dawać za niego 200-300 zł, no to raczej nie xD. 1 Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Kmiot 13 885 Opublikowano 19 listopada 2023 Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 19 listopada 2023 Marvel's Spider-Man 2 [PS5] Do rzeczy, bo jaki Spider-Man 2 jest, każdy wie, widział, grał, słyszał. Problemem Insomniac jest, że już przy okazji “jedynki” osiągnęli poziom, który trudno jest jakkolwiek znacząco przeskoczyć. To już wtedy była kapitalna gra pod wieloma względami - mechanicznie i technicznie. Potem był Spider-Man 1,5, czyli Miles Morales, który już mógł sprawiać wrażenie lekkiej powtórki z rozrywki, ale miał świeżego bohatera, trochę mniejszych nowinek w systemie walki, był przy tym zwięzły w formie, nie dłużył się znacząco, a nawet Nowy Jork w klimacie świąt Bożego Narodzenia dodatkowo zyskiwał na uroku (szczególnie, jeśli odgrywało się tytuł właśnie w okolicach grudnia). Jednak z oczywistych przyczyn nie mógł we mnie wywołać tego samego, albo przynajmniej zbliżonego wrażenia, jak pierwszy Spider-Man. Mogłem wyrozumiale machnąć na to ręką, bo w końcu to nie pełnoprawna kontynuacja. Spider-Man 2 na taki komfort i moje łaskawe oko już nie mógł liczyć. Zaznaczę jedno. To wciąż rewelacyjna gra, bo zepsuć tego się nie dało. Baza gameplayowa jest zbyt mocna. Nowy Jork niezależnie od pory dnia i pogody jest po prostu imponujący - gęsty, pieczołowicie zaprojektowany od poziomu ulic, po szczyty najwyższych budynków. Poruszanie się po nim to przyjemność i satysfakcja w najczystszej postaci, a bujanie się na sieci nie wyobrażam sobie, by mogło być lepsze. System walki udanie odzwierciedla naturę Człowieka Pająka - jest dynamiczny, pełen akrobatycznych popisów, zabawy z pajęczynami i gadżetami. Warstwa stealth wydaje się najsłabsza, bo pełna uproszczeń, przeciwników z ograniczonym polem widzenia (wertykalnie) i pozbawionych instynktu przetrwania. Jego zaletą jest to, że w 90% sytuacji nie jest obligatoryjny, więc możemy olać temat i ruszyć do klasycznego obijania mord. Tylko tak jak pisałem - to wszystko już było przy okazji “jedynki” na budzącym podziw poziomie. Kontynuacja tu i tam dodaje coś od siebie, usprawnia każdy aspekt, ale wciąż porusza się w bezpiecznym zakresie zmian, by nie naruszyć tego, co tak świetnie działało od początku cyklu. Spider-Man jest obecnie niewolnikiem Nowego Jorku. Wiarygodnie odtworzonego, więc takiego, który nie pozostawia wiele miejsca na kreatywne podejście. To nie fikcyjne Gotham czy Metropolis, otwarte na autorskie interpretacje. To już tak naprawdę trzecia gra w tym samym mieście, nieco tylko przemodelowanym i dopieszczonym (odbicia, gęstość ruchu ulicznego). Okej, dodano kilka dzielnic, całe szczęście, bo bez tego byłoby dotkliwe rozczarowanie pod tym względem. Ale też czuć, że ten Nowy Jork tak pieczołowicie odwzorowany już przy okazji “jedynki” odbija się czkawką w kolejnej już grze, w której musi stanowić centrum wydarzeń. To nie cykl Arkham, który na przestrzeni serii swoje Gotham rozwijał stopniowo i każdorazowo miasto prezentowało się świeżo. Mapa w Spider-Manie 2 wywołuje w graczu, który ma za sobą poprzednie przygody, ledwie część zachwytu. Bujanko na sieci nadal wspaniałe, to wiadomo - było, jest i będzie. Dodatkowo tym razem można je sobie nieco utrudnić, uwiarygodnić pod kątem praw fizyki i jeszcze bardziej podnieść poczucie satysfakcji z umiejętnego opanowania movementu. Jednocześnie Piotrek Parker najwyraźniej pozazdrościł Linkowi jego lotni i wyposażył się w umiejętność szybowania. Jak można się domyślić, mechanika jest dopieszczona, dająca frajdę i najzwyczajniej w świecie przyjemna w obsłudze. Miasto podziwiane z tej perspektywy jest jeszcze ładniejsze. Co prawda może się wydawać, że szybowanie ujmuje trochę za dużo “czasu antenowego” zwykłemu bujaniu i chwilami spycha je na margines, ale uspokajam. Klasyczne śmiganie na sieci wciąż jest szybsze między budynkami i o tyle bardziej zabawne, że raczej z niego nie zrezygnujesz i obie opcje będziesz stosował zamiennie. Równowaga w moim odczuciu nie została zachwiana. System walki również nie uległ znaczącym zmianom (bo nie mógł), raczej został jedynie zboostowany. Moce specjalne, nowe gadżety, parry. Dwóch Spider-Manów, ale umiejętności bliźniacze, więc nie walczy się nimi odczuwalnie inaczej. No, może poza trybem furii u Piotrka, bo rozdawana wtedy ciosy wydają się bolesne. Elementy stealth także bez większych zmian. O, pardon, jest możliwość samodzielnego rozwijania lin z sieci, by potem po nich biegać nad głowami przeciwników. Skradankowe fragmenty gry i bez tego są łatwe, a nowa umiejętność jeszcze bardziej je trywializuje. Wszystkie mniejsze i większe usprawnienia wymienione powyżej łączy jedna wspólna cecha - nie zmieniają rozgrywki na tyle wyraźnie, byś poczuł świeżość płynącą z zabawy. Nie sprawią też one, że wyzbędziesz się wrażenia grania po raz trzeci w tę samą grę. Gameplayowo to wciąż ten sam kręgosłup, któremu tak naprawdę trudno cokolwiek zarzucić, poza tym, że dźwiga już trzeci tytuł. W jakimś sensie łatwo autorów zrozumieć, bo stworzyli coś tak dobrego mechanicznie, że żal byłoby to porzucać po jednej (i pół) grze, tym bardziej takiej dużo zarabiającej. Ale minusem jest to, przy każdej kolejnej iteracji wywołuje w graczach coraz mniejszą ekscytację. Pewnie nie przeczytacie tego pierwszy ani ostatni raz, ale sytuacja Spider-Mana 2 wywołuje we mnie silne skojarzenia z przypadkiem nowej Zeldy, Tears of the Kingdom. Czyli wciąż pod wieloma względami rewelacyjne gry, ale już ograbione z zalety poznawania wszystkiego po raz pierwszy. Różnica tylko taka, że Spider-Mana 2 w pełni wyczyścisz w 30 godzin, a TotK zajmie ci 4-5 razy tyle czasu. Niemniej obie gry to kontynuacje, które postawione obok pierwowzorów byłyby momentami i na pierwszy rzut oka trudne do odróżnienia. I nie budzą już takiego entuzjazmu. Nawet mimo tego, że twórcom obu gier nie można zarzucić lenistwa. Insomniac robi co może, by dostarczyć graczom niezapomnianą przygodę. Jest bez wątpienia spektakularnie. O ile początek wątku głównego jeszcze trochę różnicuje tempo, tak gdzieś od połowy fabuły gnamy z opowieścią na łeb i szyję, nie zwalniając praktycznie wcale. Ale zanim do tych fragmentów dotrzemy, chwilami będziemy musieli się przebijać przez misje bez kostiumu, albo wcielając się w Mary Jane. I o ile rozumiem duże znaczenie fabularne tych wątków oraz konieczność pokazania relacji między bohaterami, tak trudno mi było się do tych misji przekonać pod kątem rozgrywki. To często połączenie symulatora chodzenia (czytaj: trzymania gałki), jeżdżenia na rowerze, prostych minigierek (albo komicznego "unieś pada/wciśnij X aby się cieszyć") i podziwiania starannie przygotowanych lokacji (nie po to ktoś je tak dopieścił w szczegółach, byś ty tak po prostu je przebiegł, zwolnij koniecznie, albo cię zmusimy). Atrakcji gameplayowych tu niewiele, a to głównie dla nich kupuje się gry o superbohaterach. A może to ja jestem jakiś dziwny. Sekwencje Mary Jane pominę wymownym milczeniem, bo może niespecjalnie urodziwa, ale w pojedynkę i przy pomocy paralizatora radzi sobie z całą bazą uzbrojonych nikczemników. No masz, a miałem milczeć. Jeśli jednak się przemęczyć przez te nieliczne zamulacze, to gra nas ostatecznie wynagrodzi scenami godnymi przygody wśród superbohaterów. Pościgi, dewastacja, starcia (te skryptowane i nie), większość gry jest po brzegi wyładowana akcją, od której niełatwo oderwać wzrok. Osobiście liczyłem na mroczniejszy wydźwięk opowieści, ale nie mogę napisać, że jestem rozczarowany, bo widowisko było pierwszej klasy. Nieco gorzej jest, gdy zbaczamy z głównego traktu fabularnego i zaczynamy zajmować się aktywnościami pobocznymi. Te są różnej jakości, niewiele z nich zapada szczególnie w pamięć, niektóre bywają nawet męczące i o kilka sztuk zbyt liczne (powtarzalność). Fakt, że kilka side questów wydaje się istnieć tylko po to, by zadowolić każdą z mniejszości oraz nieść PRZEKAZ tym razem już naprawdę pominę wymownym milczeniem. Generalnie dramatu nie ma, bo w większości przypadków zdołano zachować zdrowy umiar, więc dodatkowe atrakcje spełniają swoje zadanie, jeśli szukasz mniej intensywnej odskoczni. No i technicznie Spider-Man 2 jest perełką. Każdorazowo chciało się wznosić ponad te wszystkie budynki, by mieć praktycznie całą mapę w zasięgu wzroku. A ta mała przecież nie jest. Mogę nawet wybaczyć brak dynamicznej pory dnia czy pogody, bo tak naprawdę jej nie potrzebowałem. Optymalizacja też bez zarzutów, a zakres możliwości w dostosowaniu wydajności gry do własnych preferencji wręcz wzorowa. Postarano się. Taki ten Spider-Man 2 jakiś nie wiem. Niby wszystko na poziomie, zachwycających elementów nie brakuje, ale to już nie ta rześkość, nie ten afekt i pobudzenie we mnie. Rzecz w tym, że nie sposób wskazać, jak ten problem wyeliminować, bez wyrzucenia części pracy do kosza i przemodelowania elementów. Nie potrafię nakierować, co bym zmienił. Nowego Jorku na nowo nie postawisz, a Człowiek Pająk jest nierozerwalnie z nim związany (przynajmniej w tym uniwersum). Możesz tylko dodawać dzielnice. Model poruszania się jest znakomity i bez miejsca na usprawnienia, skoro już na tę chwilę w zasadzie latamy. Można tylko udziwniać i na siłę komplikować, a to już niekoniecznie z korzyścią, bo przecież nikt nie doda Spidermobilu, prawda?. Podobnie systemy walki czy stealth. Dwóch bohaterów? To tylko fasada z niewykorzystanym potencjałem, bo służy głównie w celu podniesienia poziomu widowiskowości w tych filmowych scenkach oraz oskryptowanych misjach. I jedynie tutaj widzę pole do rozwoju w postaci ewentualnego co-opa. Cykl ma na przyszłość swobodę fabularną, ale mam wrażenie, że Insomniac właśnie dotarło do ściany gameplayowej i nie mam pojęcia jak zamierza ją przebić, by znów nadać serii niezbędnej świeżości. Cóż, pożyjemy, to może się przekonamy czy w ogóle ma taką ambicję. Bo może wystarczy, że się gra sprzedaje, a nie wątpię, że kolejny Człowiek Pająk swoje zarobi. Tymczasem ja, podobnie jak tegoroczną Zeldę, doceniam Spider-Mana 2 i poziom jaki reprezentuje jako gra, bo ten jest bez wątpienia najwyższy. Ale w tym roku grałem już w kilka tytułów dla mnie ważniejszych. Budzących większe emocje, świeższych, z łatwiej zapamiętywalnymi momentami czy patentami. Dwóch Pająków nie potrafi się przebić przez tę bardziej wyróżniającą się grupę gier. Gdyby w głosowaniach GOTY była kategoria "Najbezpieczniejsza kontynuacja gry" to Nintendo i Sony zawzięcie by walczyły o prymat w tym roku. 9 2 1 Cytuj
Suavek 4 828 Opublikowano 19 listopada 2023 Opublikowano 19 listopada 2023 Ostatnimi czasy troszkę wciągnąłem się w taką gundamową serię drużynowych arena fighterów Gundam VS. Spontanicznie zakupiona, dość wiekowa już odsłona na Vitę - Extreme VS-Force - okazała się strzałem w dziesiątkę i zarazem idealnym, kolejnym już u mnie przykładem na to, że obiektywne średniaki mogą mimo wszystko przełożyć się na subiektywnie świetnie spędzony czas i potrafią zapewnić naprawdę wiele frajdy. Gundam Extreme VS-Force ma to do siebie, że nawet pośród fanów serii oraz gundamowych oszołomów ma raczej opinię średniaka. Głównie dlatego przez lata nieszczególnie się grą interesowałem. No to teraz nadrobiłem z nawiązką, przy okazji uzupełniania kolekcji. Wciągnąłem się w gierkę jak rzadko kiedy. Tytuł pozornie stworzony do grania krótkimi partyjkami, a tymczasem ja szukałem tylko okazji, żeby pograć kolejne misje, choćby na kibelku. Z planowanych partyjek 5-15 minut robiły się godziny, a ja tylko powtarzałem "jeszcze jedna misja i spać". Gameplay prosty w założeniach był wystarczająco urozmaicony i zróżnicowanymi celami misji, oraz grywalnymi robotami. To nie tak, że gra to jakaś ukryta perełka. Nic podobnego. Po prostu mocno przypadła mi do gustu i okazała się idealnym tytułem na krótsze, czy dłuższe posiedzenia przy przenośnej konsolce, którą troszkę ostatnio zaniedbałem. Mógłbym grać w dosłownie cokolwiek innego, ale zwykły gundamowy fighter okazał się wystarczający na obecne okoliczności i samopoczucie. Niezbyt mi się chce rozpisywać o grze, w którą i tak poza mną nikt grać na pewno nie będzie. O całej serii założyłem niedawno na forum temat i tam jest więcej materiałów. Extreme VS Force na PSV okazał się o tyle ciekawy, że skupił się na rozgrywce dla pojedynczego gracza i stworzył wokół tego cały, dość pokaźny tryb kampanii oraz unikatowy dla serii styl rozgrywki. Otóż obok standardowego Versus (2vs2) jest jeszcze tryb Force, który działa w pewnym sensie jak uproszczona MOBA. Misje rozgrywają się na znacznie większych niż zwykle arenach, na których rozmieszczone są punkty strategiczne, które należy przejąć, zaś nasza drużyna może składać się z maks 6 robotów oraz okrętu flagowego, służącego jako (czasem) mobilna baza główna. Poszczególnym drużynom można wydawać proste rozkazy, zaś zdobyte punkty można przeznaczyć na dodatkowe buffy. Misje są zróżnicowane, od pokonania wszystkiego, przez przejęcie określonych punktów, po doprowadzenie okrętu w określone miejsce. I chyba właśnie ten tryb przekonał mnie najbardziej. Normalna "bijatyka" 2vs2 szybko mogłaby znużyć, a tymczasem główny koncept rozgrywki na nieco większą skalę, wrzucony w nieco inny format, okazał się dla mnie strzałem w dziesiątkę (dla wiernych fanów serii już niekoniecznie). Gra ma do tego bardzo fajną Platynkę - taką, którą robiło się chętnie i naturalnie. Każda z około setki misji ma trzy opcjonalne zadania specjalne. Zadania typu "ukończ w określonym czasie", "przejdź misję określonym mechem", "ukończ bez żadnego zgonu" itp. Zachęcało to nie tylko do kombinowania, wykorzystywania różnych mechów, ale też uczyniło powtarzanie misji przyjemnym. A że za misje dostajemy punkty, które można przeznaczyć na dodatkowe buffy, plus roboty zdobywają EXP levelując na kolejne poziomy i zdobywając lepsze zdolności, to nie mogę powiedzieć, żebym odczuł jakikolwiek grind. Raczej satysfakcję z zauważalnego progresu. Mimo tego świadomy jestem faktu, że "obiektywnie" gra dupy nie urywa. Graficznie jest ok, ale jest to jedyna odsłona serii, która działa w 30fps. Nawet odsłony na PSP chodziły w 60fps. Jest też dość skromnie, jeśli chodzi o ilość grywalnych mechów, jak i ich dyskusyjny dobór. Poprzednie odsłony oferowały pod tym względem znacznie więcej. Zabrakło też muzyki z anime zawierającej wokal, obecnej w innych odsłonach serii. Większość OSTu to zwykłe BGM z anime plus parę oryginalnych ścieżek. Mimo tego, grało się świetnie, a sterowanie zostało bardzo fajnie dostosowane do możliwości Vity. Gra wyszła na zachodzie po angielsku, ale tylko cyfrowo i nie można jej już niestety zakupić. Grałem w japończyka i jedynie tabelką z celami misji opcjonalnych musiałem się wspomóc. Poza tym można grać bez znajomości języka. Fabuła niby jest, ale można olać, bo to tylko jakieś dwie gadające lolitki. Nie wiem i nie chcę wiedzieć... Nie polecam , bo wiem, że to ja jestem w mniejszości, że mi się takie rzeczy podobają. Ale serię Gundam VS jako taką już owszem, warto sprawdzić, bo ma ona w sobie coś dziwnie satysfakcjonującego w swoim systemie, a zarazem nie jest to kolejna oklepana bijatyka. 1 1 Cytuj
Dr.Czekolada 4 494 Opublikowano 20 listopada 2023 Opublikowano 20 listopada 2023 Nightmare Reaper - Indie boomer shooter rogal z soundtrackiem Andrewa borzego Hulshulta. Zajęło mi 47 godzin (około 90 poziomów wliczając areny ) Core gry przypomina typowe retro strzelanki aka Doom, ale z domieszką pojebanych broni i power upów - Od karabinu m16 strzelającego randomowymi pociskami typu wybuchające kurczaki, po miecz który bez problemu przetnie wszystko i każdego kosztem naszego hp. Power upy, które dają nam tą samą broń w drugiej ręce. Nieważne, czy to będzie łuk (do dzisiaj nie wiem jak nasza główna bohaterka nimi strzela) bazooka, miecz, nalot orbitalny laseru z satelity niczym hammer of dawn z gearsów. Plusem tego rogala jest poczucie progresu, bo przechodzimy do kolejnych leveli. Są 3 chaptery. W każdym mamy 9 biomów, po 3 proceduralnie stworzone poziomy na końcu których czeka boss. Cały myk polega na tym, że pod koniec każdego levela wybrać można tylko 1 broń z którą przechodzimy dalej. Na początku nie mamy zbyt dużego wyboru ponieważ przechodzą tylko bronie na lvl 1. Nasza postać staje się potężniejsza poprzez minigierki na swoim gameboyu. Walcząc w biomach zdobywamy złoto, za które kupujemy kolejne poziomy w platformówce przypominającej do złudzenia mario. Po przejściu gry czekają ng+, achievementów jest tona (149), muza jest zajebista. Kocham tą grę chociaż momentami potrafi nużyć a szukanie sekretów posianych po tych powalonych biomach bywa męczące... Daję 4+/6 Spoiler Spoiler Spoiler 2 Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. kotlet_schabowy 2 735 Opublikowano 23 listopada 2023 Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 23 listopada 2023 (edytowane) Bloodborne Niezły tytuł jak na planowane zakończenie przygody z PS4, czyż nie? Co prawda w wyniku pewnych perturbacji chyba jednak nie przywitam "nowej" generacji tak szybko, jak się spodziewałem, ale symbolicznie zamykam tamtą erę tym właśnie dziełem. Miałem pełno refleksji i wniosków w trakcie rozgrywki, na gorąco (czasem dosłownie), ale obecnie trochę ochłonąłem z emocji (zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych) bo technicznie rzecz biorąc "fabułę" skończyłem jakiś tydzień temu, po czym wziąłem się za zrobienie pozostałych endingów (z czego jeden wymagał trochę dodatkowej zabawy), a od paru dni popycham po trochę do przodu słynne lochy, bo skusiła mnie platyna. Efektem ubocznym jest to, że ochota na spisanie wrażeń też już trochę odeszła i nawet nie wiem, od czego zacząć. Z racji tego, jakiego kalibru dziełem jest wyżej wymienione, niech będzie, że "skrobnę" parę słów czysto osobistej otoczki. Czym jest BB i jakim kultem obrósł, wie tu raczej każdy. Pewnie większość osób, które w ogóle miały zagrać, już zagrały, a kto nie zagrał ten pewnie już po niego nie sięgnie (chyba, że ktoś czeka na mityczny upgrade/remaster na PS5). Mało brakowało, a sam należałbym do tej drugiej grupy, bo jedno nieudane podejście do BB zaliczyłem, i to chyba z 5 lat temu: doszedłem do pierwszego "ogniska" i po dwóch czy trzech zgonach odpuściłem, bo na samą myśl o tym, że ten koszmarny loading będę musiał przeżywać setki razy, po prostu mi się odechciało. Tu muszę od razu zaznaczyć, że czasy ładowania wyraźnie się poprawiły, zapewne po patchach, no chyba, że zwiększyła się też moja tolerancja. Nie byłem też zachęcony całymi tymi soulsowymi korzeniami: do DS miałem podejście niewiele wcześniej i też nie pykło zupełnie (zdania zresztą nie zmieniam, wręcz poszerzając swoją wiedzę na ten temat utwierdzam się w przekonaniu, że cała trylogia plus Demony to dla mnie strefa "no go"). Chyba dopiero zaliczenie Sekiro sprawiło, że z większą tolerancją podszedłem do wcześniejszego dzieła From, choć czuć mocno, że te kilka lat rozwoju działa na wyraźną korzyść późniejszego ich hitu. No w każdym razie jakiś czas temu kupiłem sobie używkę (niestety edycję day one) ot tak dla zasady, bo może sięgnę. No i sięgnąłem. Pierwsze wrażenie już kiedyś było nie najlepsze. To aż dziwne, żeby mając tak piękną skądinąd grę, zaprezentować świeżemu graczowi na dzień dobry komiczną wręcz mordę naszego bohatera w edytorze postaci, zahaczającą jakością o czasy PS2 xD. No ale dobra, to mało znaczący szczegół w kontekście całości. Później zaczęło być coraz lepiej i wchodziła coraz lepsza wkrętka. Klimat: gęsty, tajemniczy. Panująca cisza podkręca wrażenia, wszelkie odgłosy, począwszy od stukania butów, przez wszelkie cięcia, strzały czy wreszcie mniej lub bardziej dziwaczne odgłosy przeciwników, robią świetną robotę. Zgony: są, ale nie aż tak bolesne, z racji na wspomnianą poprawę w temacie loadingów. Level design, odkrywanie skrótów: mistrzostwo, wiadomo. Szkoda tylko, że nie możemy podróżować między ogniskami, tylko zawsze wracamy do snu tropiciela, bez sensu, wydłużające czas i, co pokazały pozostałe gry From, po prostu nietrafione. Styl walki satysfakcjonujący i raczej prosty, ale patent z "rozszerzaniem" broni świetny. W zasadzie całą grę przeleciałem na podstawowym toporze, inne zabawki sprawdzałem czasem z czystej ciekawości, ale po pierwsze nic mnie jakoś mocno nie przekonało pod względem taktycznym, a po drugie rozwijając jedną broń na pewnym etapie inne stają się po prostu słabe. Do gustu przypadł mi pyszny pomysł na "parry", co prawda w ogóle nie zasygnalizowany w grze (kolejna rzecz, którą na plus zmieniono przy Sekiro: podpowiedzi dotyczące różnych zagrywek w trakcie loadingu) i trzeba trochę potrenować, co więcej, czas na zastosowanie riposty jest strasznie krótki i nie da się ukryć, że detekcja kolizji nie zawsze działa jak trzeba, także w praktyce często mi po prostu nie siadało. Ale jak już siądzie Za to stun od tyłu prawie zupełnie nie praktyczny, może poza walkami z bossami. Ogólnie gra się po prostu wybornie (oczywiście poza momentami, kiedy chce się złamać pada xD). Szczególnie miło będę wspominał momenty umiarkowanie spokojnej eksploracji, zbierania lootu, rozwalania mobów, którzy niby nie stanowią aż takiego zagrożenia, ale jeden fałszywy ruch czy rolka w złą stronę sprawiają, że możemy doznać gangbangu od kilku pozornie leszczowatych typów. Uczucie, gdy otwieramy ciężkie wrota i wkraczamy w nowy, pieczołowicie wyrzeźbiony przez twórców obszar i wręcz powoli spacerujemy chłonąć atmosferę, jest nie do podrobienia. Ogólnie było pełno momentów, kiedy wręcz chciało się na głos mówić "kurwa, jakie to dobre". Czysto growe doświadczenie, bez przesadnego pierdolenia, z masą satysfakcji, ale też oczywiście masą frustracji i innych większych czy mniejszych problemów, do których jeszcze przejdę. Oczywiście na uznanie zasługuje wspomniany już design świata i system połączeń levelów. Tutaj FS są mistrzami. Wizualnie cacko, szczególnie w pierwszej połowie. Co prawda momentami robi się trochę powtarzalnie (ile można oglądać gotyckich wieżyczek?), ale cały czas (no może poza lochami) czuć ten pierwiastek artyzmu i DUSZY. Technicznie cudów nie ma, gra ma mocny aliasing, momentami chrupiącą animację, a niektóre modele postaci czy elementów otoczenia są niezbyt ładne, ale za to efekty często potrafią zachwycić. Co nie zmienia faktu, że Lovecraft to zwyczajnie nie moje klimaty i nie będę udawał, że mnie to fascynuje. Pod tym (i w sumie pod każdym innym) względem pierwsza część gry zdecydowanie bardziej mi przypadła do gustu. Do tego oczywiście muzyka. w czasie "zwykłej" rozgrywki jest jej mało i oczywiście rozumiem taki patent, ale trochę mi brakowało czasami choćby minimalnego ambientu. Za to utwory przy starciach z grubasami bywają rewelacyjne, z moim faworytem w postaci Blood Starved Beast (poniekąd remiksowanym przy niektórych starciach) no i oczywiście melodią w tle ostatniej walki. Czysta epickość i ambiwalentne uczucia pomieszanej złości z kolejnej powtórki, napięcia przy jednym z wielu momentów "już go prawie mam" i uznania dla piękna samej muzyki. Żeby nie było tak cukierowo, muszę pojechać po pewnych soulsbornowych świętościach, więc jak ktoś należy do bezkrytycznych wyznawców kościoła From, to może zamknąć oczy/wlepiać klauna. Po pierwsze, ogólnie pojęte "bieganie do bossów" po powtórkach (czyli po prostu oddalone ogniska vel checkpointy). No kurwa, męczący, czasochłonny, nie kreujący ŻADNEJ wartości dodanej ani wyzwania pomysł. Wiem, że są ludzie, którzy nawet bezproduktywne trzymanie przez dwie minuty gałki do przodu i kółka uzasadnią jakimś wydumanym wyższym celem, kiedy mowa o grze FS (zresztą widziałem takie mądrości nawet na FPE), no ale to już problem ich bezkrytyczności. Ja po porażce chcę szybko wrócić ponownie na arenę, mam flow i chcę to wykorzystać, a nie "studzić" się biegnięciem i lawirowaniem między mobkami. Tyle dobrze, że w większości przypadków nie ma tego biegania aż tak dużo, ale still. Druga sprawa, to ten słynny poziom trudności i odwieczna dyskusja o jego "sprawiedliwości". Oczywiście, Bloodborne jest trudne, momentami bardzo, szczególnie patrząc przez pryzmat szeroko pojętej branży. Radzenia sobie z poszczególnymi przeciwnościami trzeba się po prostu nauczyć, a twórcy tego nie ułatwiają. To też kwestia dyskusyjna, bo o ile nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby, żeby wprowadzać tutorial w stylu "rusz gałką żeby się rozglądnąć", tak obecność jakiejkolwiek podpowiedzi co do mechanik i taktyk byłaby na miejscu. Tak wiem, są zwoje od innych graczy, no ale ja grałem offline, i co teraz? Tu znowu Sekiro poszło o krok do przodu (półżywy typ, na którym mogliśmy ćwiczyć ciosy). Myślę, że po starciu z Ojcem już wiedziałem, o co w tym wszystkim chodzi, a w okolicach 10 godziny już czułem się dosyć pewny swego (wiadomo, było to wielokrotnie weryfikowane) i do końca przygody (ok. 33h za pierwszym razem) już raczej nic nie zatrzymało mnie jakoś bardzo długo (do szczegółów jeszcze wrócę). Cóż, jako "weteran" Sekiro, na pewne rzeczy byłem raczej odporny, podszedłem do BB ze świadomością pewnych ogólnych zasad i większym chłodem (o ile w czasie przygody z Wilkiem ze dwa razy zaliczyłem potężnego rage quita, w tym raz grę po prostu usunąłem z dysku, tak w przypadku historii Tropiciela prawie każdą sesję kończyłem z satysfakcją z udanego starcia). Stricte skillowo BB jest po prostu łatwiejszy. Trudność, a raczej męczenie gracza, objawia się (oczywiście poza fundamentalną różnicą w postaci paska staminy, trochę się musiałem do tego przyzwyczajać, bo to jedna z najbardziej wkurwiających mnie rzeczy w grach, ale po jakimś czasie weszło w krew i stało się dosyć naturalne) głównie w postaci zużywalnych itemów, szczególnie odnawiających HP, które po paru nieudanych próbach walki z szefem po prostu musimy podfarmić w jednym z dostępnych w każdym momencie, lajtowych obszarów. To samo zresztą tyczy się expa, jeśli ktoś chce obrać taki styl (mi się zdarzyło może ze dwa razy, generalnie ukończyłem grę będąc jakoś koło 75 levelu). Czyli żmudne czynności, a nie prawdziwe wyzwanie. Jeszcze gorzej, gdy mówimy o rzadkich, trudno dostępnych przedmiotach. Tych lepiej po prostu nie używać xD. Zresztą tu też występuje "przypadłość" obecna później również w Sekiro: multum gadżetów, czarów i innych cudów na kiju, których w sumie i tak nie ma sensu/nie opłaca się używać w ferworze walki, bo obarczone jest to ryzykiem nieadekwatnym do korzyści. Dalej: klasyka, czyli nauka bossa. Ja wiem, że są wymiatacze, którzy walą lamusów na łeb w pierwszej próbie, ale śmiem twierdzić, że to raczej rzadkość. Większość z nas zna ten ból, kiedy dostaje się one hit killa czy inne tanie gówno, którego nie mamy prawa uniknąć na danym etapie "nauki". No to powtórka, spacerek i walka, ewentualnie parę loadingów i spacerków do Centrum Yarnham po "żyćko" xD. No ale dobra, tu trochę się czepiam i odbijam sobie te momenty wkurwu, kiedy to mając kogoś już prawie na widelcu, dostałem w ryj serią ciosów o zasięgu 20 metrów, mając w kieszeni 10 fiolek, których po prostu nie zdążyłem wykorzystać. Taki urok i jestem w stanie to zaakceptować, tym bardziej, że poza paroma wyjątkami, dużo bossów jest do ogarnięcia w parę powtórek. Tu kłania się znowu Sekiro, gdzie męczarnie, wręcz fizyczne, trwały czasem godzinami. Żeby było śmieszniej, pełno tych patentów poprawiono/wywalono w Sekiro, więc sami devi poniekąd przyznają, że nie była to żadna zaleta ani przemyślany w celu głębokiej kontemplacji świata przedstawionego game design xD. Jednego jednak nie zmienili: styl zadań od NPCów i poznawania zakończeń gry. To już kwestia love or hate i rozumiem samą ideę "samodzielnego" odkrywania świata (chociaż czy do końca samodzielnego? W końcu większość graczy i tak albo gra online i czyta podpowiedzi, albo liczy na sugestie tego słynnego COMMUNITY w necie) i poznawania wyników naszych decyzji/eksperymentów "na żywym pacjencie". Jednak nie lubię takich rozwiązań, gdzie bardzo łatwo coś przegapić/stracić na amen albo decydować o czymś, co może wpłynąć na dalszy rozwój wątku, zupełnie w ciemno. No i klasyka, czyli odbębnienie jakichś z dupy motywów, na które nie masz prawa sam wpaść, żeby zobaczyć TRU ending (ale i tak w Sekiro poszli w absurd wymagań o kilka kroków dalej xD). Oczywiście znowu najsensowniejsze jest bawienie się w kopiowanie save w odpowiednim momencie przed zakończeniem (nauczony doświadczeniem wyczułem, że zbliża się TEN moment i obyło się bez szukania w tym temacie porad). Aha no i kamera potrafi czasem nieźle dowalić. A już w połączeniu z upośledzonym momentami lockowaniem zwyczajnie utrudnia rozgrywkę. Parę słów o scenariuszu będzie w sam raz na zakończenie tego przydługiego strumienia myśli. Bo w sumie nie wiem za bardzo, co tu mogę powiedzieć xD. Po przemierzeniu Yarnham wzdłuż i wszerz tak na dobrą sprawę mało co o tym świecie wiem, a fabuła jest wręcz pretekstowa. Mówcie co chcecie, dla mnie poznawanie świata i sensu wydarzeń gry poza grą (czytając wikipedię i jakieś mniej lub bardziej sensowne wynurzenia fanów) to nie jest fajna sprawa i tutaj ode mnie minus. Ale jest o o tyle mały minus, że BB traktowałem po prostu jako mięsiste doświadczenie gameplay'owe i może tracę na tym podejściu, ale historyjka była tu po prostu tłem. Zresztą w przypadku wielokrotnie tu już przywoływanego Sekiro nie było dużo "łatwiej" i mimo, że wtedy w temat wkręciłem się dużo mocniej, to i tak ostatecznie nie miało tam za bardzo co porwać. Nie tym stoją gry From i tyle. Także już naprawdę kończąc: oceniam Bloodborne bardzo pozytywnie, bo mimo pewnych problemów zapewniło mi masę dobrej, sycącej zabawy i w sumie od zaliczenia Sekiro ponad 3 lata temu nie doświadczyłem czegoś takiego. Odstawiając złośliwości na bok, rozumiem coraz bardziej, za co ludzie pokochali gry FS, szczególnie przy obecnych trendach w branży. Nie dziwię się też tylu nagrodom i tytułom GOTY/GOTG. Dla mnie mimo wszystko Sekiro>BB. Ale BB całościowo nie wywołało we mnie aż tyle furii i można powiedzieć, że było przyjemniejszym doświadczeniem xD. No i myślę, że do platyny będę potrzebował z 20 godzin mniej. Co prawda wizja otwartego świata i setek godzin potrzebnych na jego poznanie trochę odstrasza mnie przed kolejnym dziełem From, ale faktem jest, że patrzę w kierunku Elden Ringa z dużymi nadziejami. Ale na to przyjdzie jeszcze czas. Tymczasem idę zwiedzać te cholerne lochy. A w spoilerze po "dwa słowa" o każdym bossie: Spoiler - Cleric Beast: może nie tyle pierwszy zimny prysznic, co pierwszy pokaz, z czym tak naprawdę będziemy mieć tu do czynienia. Walka frustrująca z założenia (po prostu musisz dostać po dupie, bo to początek) i niestety też z przyczyn, które nie powinny mieć miejsca, czyli kamery i chujowej, wąskiej areny. - Ojczulek: tu już było ciekawiej, bo i arena dająca większe pole do popisu (choć wkurwiająca przez blokowanie się naszej postaci między nagrobkami) i samo starcie stawiające na inny typ zabawy, niż z wielkimi bydlakami. To tu zacząłem ogarniać parry. Druga faza trochę przegięta, ale generalnie spoko. - BSB: tu pierwszy raz zwątpiłem, bo powtórek było naprawdę w chuj i zupełnie nie mogłem sobie poradzić z końcowymi fazami. Oświecenie przyszło w momencie kiedy załapałem, że na gigantów też (czasami) działa parry. Tak czy siak, lekkie PTSD na wspomnienie tego etapu przygody jest. - Amelia: wpadłem do niej już po wizycie w starym Yarnham i szkoleniu, jakie zrobił mi poprzednik, więc została skarcona dosyć sprawnie w drugiej próbie. Boss z kategorii "lamusy". - Paarl: wylądowałem tam na dosyć wczesnym etapie, więc i bestia mocno mnie sponiewierała. W sumie mając zaliczoną całą grę mogę powiedzieć, że to był dla mnie najtrudniejszy przeciwnik, no na pewno w topce. Kompletnie nie miałem na niego pomysłu i w rezultacie wspomógł mnie NPC (przy niektórych podejściach jego pomoc kończyła się bardzo szybko). Cóż, po to tam był. - Wiedźma: po pierwszej fazie może przerazić wizją potencjalnie bardzo długiej batalii z kilkoma jej iteracjami oraz mobkami w tle, ale w praktyce okazała się niezbyt wymagającym przeciwnikiem. Grunt to unikać jednego groźnego czaru i dobrze manewrować między minionami. Dwa albo trzy podejścia. - Cienie Yarnham: walkę zapamiętam głównie przez bodaj najdłuższy spacer od ogniska, który ją poprzedza w przypadku porażki. Poza tym: mimo przewagi liczebnej dosyć "uczciwe" i przyziemne starcie, raczej z tych prostszych. - Rom: w zależności od taktyki doznania mogą się mocno różnić. Ja wybrałem olewanie minionówi walenie brzydala po kuprze, kto wie, może ułatwiłbym sobie życie eliminując wcześniej pajęczaki, ale zwyczajnie na to nie wpadłem, mam dosyć niecierpliwy styl gry. Chociaż zaliczając powtórkę w lochach spróbowałem drugiej metody, nie przekonałem się do niej i wróciłem do pierwotnej, więc chyba jednak pierwszy odruch był sensowniejszy. A samo starcie w założeniach raczej proste, tyle, że ten "magiczny" atak z materializowaniem jakichś kryształów potrafi ostro dojechać. Plus, że respawn był dosyć blisko. - Odrodzony: no tu też było trochę ciężko. Kiedy zadowolony z siebie odkryłem, że mogę wyeliminować upierdliwe wiedźmy naparzające z budynku, ta kupa mięcha szybko sprowadziła mnie na ziemię pokazując w następstwie tego swoją gorszą "twarz". W rezultacie postawiłem na zlanie tych jędz i systematyczne ciachanie abominacji. Przy odrobinie cierpliwości i zwracania uwagi na atak "zalewający" podłoże, można w miarę sprawnie go wyeliminować. Tak czy siak, zapamiętam starcie jako jedno z bardziej męczących, no i ścieżka od ogniska jest długa i upierdliwa (łatwo po drodze dostać w łeb jakimś projectilem) - Amygdala: przykład tego, że pozory mylą i przerażający wygląd był fasadą dla w sumie leszczowatego przeciwnika. Ze dwie próby opierające się na rozwalaniu odnóży i po problemie. - Emisariusz: śmiech na sali - Ebrietas: chyba na zasadzie kontrastu po poprzedniej walce, żeby zepsuć trochę humor graczowi podjaranemu tym, że bezproblemowo rozwalił dużego kosmitę. No tu też było ciężko, głównie za sprawą tego przeklętego szału (da się uniknąć, no ale trzeba wprawy). Tu też skorzystałem ze wsparcia NPCa, trochę z czystej wygody, bo bossa odbębniałem już bardziej jako swoisty "endgame". - Micolash: generalnie lamus, no ale parę razy zginałem w głupi sposób, głównie przez brak cierpliwości. W drugiej "fazie" chwilę go szukałem, później dał mi popalić pozornie nieblokowalnym atakiem one hit kill (albo blisko tego), ale jak go odpowiednio przycisnąć, to nie dostanie na to szansy. Fajny klimat starcia. - Margo: ma w sobie zarówno coś z lamusa (faza 1 on 1 wymaga głównie systematycznego zachowywania odpowiedniego dystansu), jak i hardkorowego przeciwnika (odrobina niefarta lub zgubienie orientacji w momencie, kiedy się "klonuje" i leżymy i kwiczymy). Potrzebowałem paru prób, ale obyło się bez dużego wkurwu. -Gherman: no tu musiało być "na poziomie", w końcu to (prawie) ostatnie starcie. I mimo, że wkurwił mnie mocno i prób musiałem podjąć sporo (plus drugie tyle do dobrego zakończenia), to jednak całość ma w sobie jakiś element "równego" pojedynku Tropiciel vs. Tropiciel, broń biała i palna, ja go mogę zestunować i on mnie. Dużo okazji do zabawy parowaniem, ale raczej w pierwszej fazie. Popalić mi dał jego atak "z góry", którego w sumie do końca nie opanowałem i zabierał mi niemal calutkie HP. - Moon Presence miałem duże obawy, w końcu to pełnoprawne starcie bezpośrednio po wymagającym przecież Ghermanie. Udało się zachować sporo fiolek, ale nie powiem, nerwówka była i zadając ostateczny cios nieco z rozpędu, miałem ich już 0, a pasek zdrowia raczej bliżej końcówki. Koniec końców, potencjalnie najgroźniejszy, ostateczny boss okazał się...jedynym, którego rozwaliłem za pierwszym razem (pomijam kosmicznego gluta). -Logarius (dałem na końcu, bo taka była u mnie kolejność): ciekawe starcie, raczej bez chamskich zagrywek, grunt to łapać orienta w otoczeniu i nie napalać się (w sumie można by tak napisać przy każdej walce xD). Kiedy do niego podchodziłem miałem już kończyć i otwierać browara, skusiłem się na pojedynek i poległem mając go dosłownie na hita. Wyłączyłem grę, poszedłem coś oglądać, ale nie dało mi to spokoju. Odpaliłem od nowa, kolejne dwa razy i padł. Taka tam historia z życia. O ekipie niezłych pojebów z lochów nie chce mi się pisać, bo raz, że część z nich to powtórki z main game (słabe to), a dwa, że czyszcząc te miejscówki pod koniec gry, będąc już dobrze nakokszonym (obecny lvl w okolicach 90) większość z nich stanowi małe lub umiarkowane wyzwanie (no i zawsze jest blisko do checkpointa). Ale mam jeszcze kilku przed sobą. Brakuje kilku "klasyków", bo jak wspomniałem, mam edycję bez DLC i na razie kupować go nie zamierzam, ale nie powiem, kusi. Edytowane 23 listopada 2023 przez kotlet_schabowy 9 2 1 Cytuj
łom 2 033 Opublikowano 23 listopada 2023 Opublikowano 23 listopada 2023 (edytowane) 26 minut temu, kotlet_schabowy napisał: mam edycję bez DLC i na razie kupować go nie zamierzam, ale nie powiem, kusi. To żeby jeszcze bardziej kusiło, DLC ma dla mnie dwóch najlepszych bossów z całej gry. Edytowane 23 listopada 2023 przez łom Cytuj
ogqozo 6 578 Opublikowano 23 listopada 2023 Opublikowano 23 listopada 2023 Nie wiem, ile jest ważniejszych DLC w historii niż to do Bloodborne. Naprawdę osobiście jakoś nie widzę tej gry bez tego. To jest kulminacja wszystkiego pod względem i sensu całej opowieści i przeje'banych walk z bossami. Bossowie to praktycznie level Sekiro a nie Soulsów pod względem całości, ale głównie po prostu gra nabiera masy sensu jako opowieść. Zdecydowanie nie byłaby ta gra wśród moich ulubionych gdyby nie DLC (muszę podziękować From za wydanie gry w takim stanie, że odpuściłem sobie na premierę hehe). No kurde na 5 najlepszych walk z historii Soulsów, a może i całego From, to ze 3 są w tym DLC. Cytuj
Szermac 2 859 Opublikowano 24 listopada 2023 Opublikowano 24 listopada 2023 To prawda Bb bez tego DLC nie ma sensu. Bierz i nawet się nie zastanawiaj Cytuj
Brolin 328 Opublikowano 24 listopada 2023 Opublikowano 24 listopada 2023 FAR: Changing Tides Nastrojowa opowieść o samotnej podróży w nieznane - tak jednym zdaniem można by ująć czym jest ta gra. Ruszamy niemym chłopkiem, takim bez przeszłości ani cech szczególnych, przed siebie, tj. w prawo, zdobywamy maszynę pływającą i płyniemy. Po co? Cel jako taki nie jest wyznaczony, natomiast świat jest zalany, a to chyba wystarczający powód. W grze nie ma dialogów, rozwoju postaci, zadań pobocznych, znajdziek i całej reszty gówna, która by odciągała od właściwego motywu podróży. Jest za to własnoręczne sterowanie stateczkiem - nie że przyciskami pada, tylko trzeba się samemu po nim krzątać, uruchamiać mechanizmy, ustawiać żagiel, itd. Bajka. Po drodze również przyjdzie obsługiwać sporo różnych mechanizmów, co by utorować sobie tę drogę, w formie ciekawych, nieraz rozbudowanych, ale odpowiednio wyważonych zagadek. A i sam świat przedstawiony, mmm, wisienka na torcie. Dużo powalonych konstrukcji, dużo wraków wszelkiego rodzaju, spore przestrzenie, delikatny steampunk. Czasami miałem ochotę aż pójść w głąb ekranu, co by zwiedzić pewne miejscówki. Technicznie jest git, AV co najwyżej poprawne: taka sobie grafika, czasem jakaś muzyczka. Ale to co najważniejsze, czyli nastrój, budowany jest tip top i w pewnym momencie można poczuć realne, potęgowane jeszcze przez pustkę dookoła, przywiązanie do swojej łajby. Jest też kilka motywów, które spokojnie można by określić mianem wyjątkowych, w ogóle gra jest unikatem, jakby nie patrzeć. Całość to kilka godzin, a ocena to 7-9 w zależności od preferencji. Kto potrzebuje czegoś spokojnego, to raczej się nie zawiedzie. A, nie można zginąć, więc relaks jest na całego. 2 Cytuj
SlimShady 3 441 Opublikowano 24 listopada 2023 Opublikowano 24 listopada 2023 22 godziny temu, kotlet_schabowy napisał: mam edycję bez DLC i na razie kupować go nie zamierzam Na twoim miejscu wziąłbym się za to teraz dopóki jesteś w transie(jak dziwnie by to nie brzmiało). Z Tymy bossami i FABUŁĄ też nie ma, co przesadzać, bo jest ich ledwie czterech, w tym jeden, to tak naprawdę nie jest stricte boss, tylko kolejna inkarnacja mrocznego pomroczniaka znanego z forum. Opcjonalny jest chujowo zaprojektowany i dostaniesz przy nim wylewu, a tych dwóch zacnych i wartych stoczenia z nimi bitwy, to na pewno końcowy za całokształt i koniu(bardziej chodzi o dizajn, otoczkę, muzykę niż walkę samą w sobie, bo też w ciasnym miejscówkach często fromarze sobie nie radzę i jest problem nie do końca z winy gracza). Jak dojdziesz w lochach, do potężnego bezgłowego robaka, czy jak on tam ma, to będziesz wiedział o co chodzi, głównie z kamerą. No, ale i tak warto, bo klimat i wygląd miejscówek też są inne niż cokolwiek z podstawki. Cytuj
kotlet_schabowy 2 735 Opublikowano 24 listopada 2023 Opublikowano 24 listopada 2023 (edytowane) No racja z tym transem, już widzę, jak odpalam DLC np. za pół roku i gubię się w ruchach i przyciskach xD. Teraz dodatek na promce, ale to nadal prawie 5 dyszek, niewiele mniej niż pudełkowa GOTY. Orientuje się ktoś, czy w tej pudełkowej GOTY DLC jest w formie kodu? Bo jak nie, to mam pewien pomysł Z drugiej strony, kilka razy męcząc się z czymś w czasie zaliczania podstawki mówiłem sobie, że nigdy więcej, a tu znowu na własne życzenie mam sobie robić krzywdę xD BTW posłuchałem sobie wczoraj dłużej OSTa i chyba trochę za mało go pochwaliłem. Momentami to cudo. Ogólnie abstrahując od wad czy nie do końca przekonujących mnie patentów, BB ma w sobie cząstkę geniuszu. Edytowane 24 listopada 2023 przez kotlet_schabowy Cytuj
łom 2 033 Opublikowano 24 listopada 2023 Opublikowano 24 listopada 2023 14 minut temu, kotlet_schabowy napisał: Orientuje się ktoś, czy w tej pudełkowej GOTY DLC jest w formie kodu? Wszystko jest na płycie. 1 Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.