KrYcHu_89 2 378 Opublikowano 1 stycznia Opublikowano 1 stycznia (edytowane) 15 minut temu, triboy napisał: Returnala ograłeś? Tak tak no Returnalika też w sumie można tam zobaczyć, wiadomo, tamta gra zupełnie inny schemat, ale sama dynamika starć porównywalna :). Edytowane 1 stycznia przez KrYcHu_89 Cytuj
Mejm 15 369 Opublikowano 1 stycznia Opublikowano 1 stycznia Bronie maja dziwny system lewelowania. Z tego co pamietam lvl wskakuje z automatu dla trzymanej pary wiec jak nie ma sie tej ulubionej to lvl przechodzi na cos malo uzywanego. Czy jakos tak, wiec trzeba sie ratowac zonglerka pukawkami. No i roboty maja rozne punkty, ktore sa podatne na ostrzal dana broni i potrafia zarzucic np stuna. W pierwszym przejsciu tego nie widac, ale trzeba to opanowac przy challedzach. Cytuj
KrYcHu_89 2 378 Opublikowano 1 stycznia Opublikowano 1 stycznia Oczywiście ja tak nie umiem, ale tak można w to zagrać:). Cytuj
Daffy 10 652 Opublikowano 1 stycznia Opublikowano 1 stycznia Platinium zanim nie rozmienilo się na drobne i nie zatrudniło studentów do yebania govvno projektów w ratowaniu wyników finansowych było wręcz jednym z najlepszych studiów w branży, w dziedzinie action gierek być może i najlepszym ever Mi właśnie z ich tuz z portfolio został vanquish, rok temu wpadł w mikołajkowym temacie, koniecznie już w 2024 muszę do niego przysiąść Ja tymczasem w sylwestra skończyłem: Enslaved Odyssey to the West - niewykorzystany potencjał na na prawdę fajną gierkę, dziwie się że studio od Heavenly Sword I DmC splodzilo grę gdzie tyle się walczy, a system praktycznie nic się nie rozwija i od początku mamy dostęp w nim do wszystkiego, dodajmy do tego małą liczbę wrogów i szybko robi się schematycznie. Elementy platformowe to uncharted bis czyli trzymamy gałkę i guzik. Klimat świetny, świat jak dość durny w założeniach ale urzeka lokacjami I zastosowanymi kolorami. Fabuła dość prosta z jakimś tam twistem na końcu ale relacje między bohaterami są serio fajne i miło się płynie przez tą 7h przygodę. Dość mocny średniak ale wylanego hejtu przy okazji premiery i na tak tragiczną sprzedaż zdecydowanie gierka nie zasługuje. 2 Cytuj
KJL 102 Opublikowano 3 stycznia Opublikowano 3 stycznia Crash Bandicoot 2: Cortex Strikes Back Sam jestem trochę zaskoczony, że udało mi się tę grę przejść. Zawsze miałem przekonanie, że na gry platformowe jestem zwyczajnie za słaby, żeby jakąkolwiek przejść. W szczególności mam tutaj na myśli tytuły z lat 90. Crasha 2 przeszedłem w wersji z N Sane Trilogy na Xboxie One. Wybrałem drugą część ponieważ jedynkę znałem z czasów PSX'a, ktoś ze znajomych ją miał, więc coś tam kojarzyłem, ale uznałem, że trzeba spróbować coś nowego więc odpaliłem dwójkę. Fabuły w ogóle nie śledziłem, wiem, że jakaś była, ale tutaj się nie wypowiem. Grałem po prostu dla funu, była też ona dla mnie jakimś wyzwaniem, ze względu na poziom trudności i czułem satysfakcję jak po wielokrotnej liczbie zgonów jednak udawało mi się ukończyć kolejny etap. Nie mam dużego rozeznania w tego typu grach ale podobała mi się ona bardziej niż Super Mario Odyssey ze względu na to, że była bardziej skondensowana i liniowa, a także przez to, że jak już wspomniałem poprzez poziom trudności była wyzwaniem. Także jak Odyssey oceniłbym na 7, tak tutaj to jest 8/10. Obecnie nie mam czasu ani chęci na jakieś dłuższe gry z fabułą na wiele godzin (tutaj spędziłem około 9-10), więc naprawdę dobrze mi się grało. 3 Cytuj
Ukukuki 7 125 Opublikowano 5 stycznia Opublikowano 5 stycznia Twierdza: Edycja Ostateczna Cudny remake (?) kultowej już gry z 2001 roku. Symulator budowy zamku to najkrótsze podsumowanie tego tytułu. Najsmutniejsze jest to ,że do dzisiaj obok Twierdzy i Twierdzy Krzyżowiec nic lepszego nie powstało w tym temacie a temat przecież wydaje się nośny. Co gorsza sami twórcy nie są w stanie przeskoczyć tego co stworzyli na początku swojej drogi. Studio istnieje od 1999 roku i żyje tylko i wyłącznie dzięki serii twierdza i pierwotnie wydanej grze którą wydali właśnie 6 raz? Studio fenomen dla mnie, 25 lat na rynku, przez ten czas jest to cały czas malutkie studio wydające kupsztala a później ratują się kolejnym wydaniem swojego hitu. Pierwsze odsłony mają cudną grafikę 2D, pełną detali, rosnące drzewa, zwierzęta na mapie. Mnóstwo detali i dbałości o smaczki. Piekarz żeby zrobić chleb musi dostać mąkę z młyna, młyn musi dostać zboże z od rolnika, rolnik sieje zboże, jest animacja wzrostu, później to ścina, niesie to magazynu, z magazynu dzieci (:D) odbierają to zboże i niosą do młyna. Później odnoszą mąkę do magazynu, piekarz po to idzie, zanosi do piekarni, zaczyna piec a budynek nagle przecina się dach i my widzimy w środku jak robi ciasto, formuje chleb, wkłada go do pieca, później wyjmuje i tak do 5 razy. I później te 5 chlebów niesie do spichlerza. A to jest tylko jedna nitka, do tego rolnikowi zboże może zaatakować zaraza albo króliki zjedzą plony. A takich nitek ekonomicznych są w tej grze dziesiątki! Produkcja uzbrojenia wygląda tak samo, od ścięcia drzewa na łuki albo wydobycie rudy żelaza, te nitki również są tak długie. Gra ma zarówno rozbudowany system ekonomiczny jak i militarny. Są nawet dwie kampanie czy sposoby rozgrywki. Gra może być zarówno rasowym RTSem jak i grą ekonomiczną lub połączeniem tych dwóch trybów. Do tego mamy rozbudowany system budowy zamków, kopania fosy, wznoszenia murów obronnych czy kilku rodzajów wież, stawianie wilczych dołów, balist na wieżach, doły smolne czy wylewanie wrzącego oleju z murów. Twórcy stworzyli swoje opus magnum już na początku swojej drogi twórczej co jest zarówno wspaniałe jak i trochę smutne ,że od tylu lat nie mogą przeskoczyć swojej pierwszej gry. Tak jakby sami nie rozumieli fenomenu swojej pierwszej produkcji. Poniżej macie dorobek tego studia, na pomarańczowo tak naprawdę ciągle wydawanie tej samej gry tylko ulepszonej: Year Game 2001 Stronghold 2002 Stronghold: Crusader 2003 Space Colony 2005 Stronghold 2 2006 CivCity: Rome 2006 Stronghold Legends 2008 Stronghold: Crusader Extreme 2009 Stronghold Kingdoms 2011 Stronghold 3 2012 Stronghold HD 2012 Stronghold: Crusader HD 2012 Space Colony HD 2014 Stronghold Crusader II 2015 Space Colony: Steam Edition 2016 Wonky Tower[19] 2016 Stronghold Legends: Steam Edition 2017 Stronghold 2: Steam Edition 2017 Stronghold Kingdoms: Mobile Edition 2017 MetaMorph: Dungeon Creatures[20] 2021 Stronghold: Warlords 2021 Romans: Age of Caesar[21] 2023 Stronghold: Definitive Edition Pewnie w przyszłości dostaniemy Stronghold: Crusader Definitive Edition. Gorąco polecam! Zwłaszcza ,że gierka kosztuje 68 zł na premierę. 8 Cytuj
Pupcio 18 668 Opublikowano 5 stycznia Opublikowano 5 stycznia Stronghold na zawsze w serduszku chociaż zawsze mi było bliżej do krzyżowca i paleniu niewiernych Cytuj
Ukukuki 7 125 Opublikowano 5 stycznia Opublikowano 5 stycznia 33 minuty temu, Pupcio napisał: Stronghold na zawsze w serduszku chociaż zawsze mi było bliżej do krzyżowca i paleniu niewiernych No to tak naprawdę jedna i ta sama gra. Zawsze mam problem, czy Krzyżowca traktować jako samodzielny dodatek czy kontynuację. W każdym razie Krzyżowiec to rozszerzenie o fajny tryb multi, dodanie masy rzeczy zachowując oryginalny styl i mechanikę jedynie ją rozbudowując. Zawsze brakowało mi w niej kampanii fabularnej a ta mogła by być sztosem. W każdym razie mam nadzieje ,że studio zostawi grafikę 3D w spokoju i nowy właściciel Devolver Digital poprowadzi markę we właściwą stronę. Cytuj
Pupcio 18 668 Opublikowano 5 stycznia Opublikowano 5 stycznia No bardziej duży dodatek bo ten brak kampanii jednak bolał. Ja z tych 3d tylko w dwójke grałem i za gówniaka bawiłem się nawet spoczko ale już wtedy mi coś nie pasowało w tej grze xD Ten warlords też niby całkiem okej Cytuj
Mejm 15 369 Opublikowano 5 stycznia Opublikowano 5 stycznia Nie wiedzialem, ze tam tez jest mechanizm z settlersow. Jak ogladalem to u kumpla na premiere to ciagle szturmowal jakis zamek. Memem tamtych czasow byli rycerze mieczami kruszacy mury. Poprawili to potem czy potraktowali jako running joke? Cytuj
Ukukuki 7 125 Opublikowano 5 stycznia Opublikowano 5 stycznia 2 godziny temu, Mejm napisał: Nie wiedzialem, ze tam tez jest mechanizm z settlersow. Jak ogladalem to u kumpla na premiere to ciagle szturmowal jakis zamek. Memem tamtych czasow byli rycerze mieczami kruszacy mury. Poprawili to potem czy potraktowali jako running joke? To jest RTS a nie symulator xd, w AoE 1 czy 2, W3 czy reszcie RTSów też to tak działa. 1 Cytuj
Dr.Czekolada 4 494 Opublikowano 5 stycznia Opublikowano 5 stycznia Age Of Empires 2 przecież to fabryka memów xd 3 Cytuj
Pupcio 18 668 Opublikowano 5 stycznia Opublikowano 5 stycznia Skończyłem sobie pierwszą grę w roku 2024 Resident Evil 0. Steam pokazuje mi 12h a ekran na koniec gry 7.30. Nie wiem gdzie leży prawda ale każda godzina tej gry była super. Graficzka to chyba opus magnum tego co można zrobić z prerender tłami. Piękna jest ta gra. Każde jedno ujęcie kamery ocieka klimatem, relikt swoich czasów ale jaki piękny. Ponadczasowa rzecz, coś jak stare animacje 2d. Muzyczka w tej części jakoś nie urwała dupy, motyw sejwowania miły dla ucha ale nic poza tym. Fabuła głupia jak but czyli klasyk serii a nasz główny antagonista to śpiewak z final fantasy xD TRZYMA POZIOM. Dla fanów re ma jednak miliard smaczków i lore rozbudowującego świat, imo dość ważna część jak ktoś lubi residentowy świat. Gameplay? Klasyczny residencik z tym że kierujemy teraz dwoma postaciami i jest to fajna sprawa, ale żaden gamechanger więc nie dziwie się że był to jednorazowy wyskok. Jako że grałem na laktosie to wgrałem sobie moda na skrzynki w grze i grałem w to jak człowiek. Po skończeniu zobaczyłem sobie jak to wygląda bez tego no szkoda że twórcy wpadli na tak idiotyczny motyw gdzie tak naprawdę tylko w jednym momencie gry ma to jakieś uzasadnienie no ale wtedy zwyczajnie nie używałem skrzynek i tyle. Sam mod ma też takie ograniczenie że nie możemy zostawiać przedmiotów na ziemi więc jest to jakoś zbalansowane mimo wszystko. Świetna zabawa ta gra w przeciwieństwie do re6 którego obecnie ogrywam i umieram za każdym razem jak go odpalam. Chyba najbardziej się bałem zaczynać tę część a imo plasuje się w topce serii chociaż taki ranking to dam jak ogram już wszystko bo został mi re1 og i rimejk do sprawdzenia. Dobry początek roku. 2 1 Cytuj
Mejm 15 369 Opublikowano 5 stycznia Opublikowano 5 stycznia 2 godziny temu, Ukukuki napisał: To jest RTS a nie symulator xd, w AoE 1 czy 2, W3 czy reszcie RTSów też to tak działa. Nie no wiadomo, ze tak. Tyle, ze Twierdza wtedy byla postrzegana jak cos wiecej bo tylko tam sie tego czepiali. Cytuj
łom 2 033 Opublikowano 5 stycznia Opublikowano 5 stycznia Tales of Destiny Director's Cut (PS2/PCSX2) - dawno temu grałem w oryginał na PS1 więc zabrałem się za remake który został wydany tylko w Japonii ale został przetłumaczony przez fanów. Mamy tu jRPGa ze zręcznościowym systemem walki. Potyczki są w czasie rzeczywistym i blisko im do bijatyk 2d, można łączyć zwykłe ataki ze specialami, blokować, dashować itd. a to wszystko w towarzystwie 3 postaci sterowanych przez konsolę (można ustawić ich zachowanie). Czasami robi się straszny burdel na ekranie i mało co widać ale gra się przyjemnie (no chyba że przeciwnicy stun lockują całą drużynę). Ciekawym rozwiązaniem jest system czarów/speciali bo nie ma paska MP tylko stamina podzielona na segmenty i o ile na początku możemy co najwyżej puścić jednego speciala tak z czasem tworzymy coraz dłuższe combosy. Elementy RPGowe też są dobrze zrobione bo oprócz typowego upgrade'owania broni jest system slotów z bonusami dla głównych postaci, daje to duże możliwości w dopasowaniu postaci do stylu gry. Reszta rozgrywki to typowy jRPG, odwiedzamy lokacje w liniowej kolejności, gadamy z kim trzeba, rekrutujemy towarzyszy itd. wszystko idzie szybkim tempem do czasu... każdy kolejny dungeon jest coraz bardziej zamotany, na początku spędzamy może z 10 minut i akcja idzie do przodu, później dochodzą zagadki logiczne, następnie wielopoziomowe lochy + zagadki itd. Pod koniec gry były absurdy z cyklu 4 labirynty pod rząd, każdy z teleportami do identycznie wyglądających pomieszczeń i walki co dziesięć kroków. Gdyby nie przyspieszenie x3 na emulatorze to bym odpuścił. Fabularnie nie ma niczego wybitnego, ot typowa zgraja sympatycznych postaci przeciwstawia się wielkiemu złu które chce zniszczyć świat. Jedyny oryginalny element to gadające, magiczne miecze dzierżone przez część bohaterów, fajnie budują lore i przekomarzają się (voice acting jest ok). A jak ta gra brzmi i wygląda? O ile do warstwy dźwiękowej nie mam większych zastrzeżeń, czy to efekty uderzeń czy muzyka spełnia swoje zadanie tak grafika jest strasznie nierówna. Mamy tu połączenie 2d z 3d i tak: wszystkie postacie to ładnie narysowane i animowane sprite'y, miasta i ważniejsze lokacje też są wysokiej jakości rysunkami ewentualnie ze stylizowanymi elementami 3d, wnętrza budynków to już najczęściej obiekty 3d które w porównaniu do rysunków wypadają średnio ale najgorszym chłamem są dungeony. Większość składa się dosłownie z 3 modeli na krzyż połączonych w różnej kolejności, pomieszczenia nie mają żadnych znaków szczególnych co w połączeniu z lichym level designem doprowadza do błądzenia i zastanawiania się czy ja już tu byłem (pod koniec jest gorzej niż w Suikoden V). Widać że zabrakło budżetu, szkoda że odbiło się to na rozgrywce. Zawiodłem się, czym dalej w las tym bardziej irytuje. Początek zwiastuje bardzo dobrą grę, gameplay jest przemyślany, walka sprawia satysfakcję i jest momentami wymagająca ale niestety natężenie męczących labiryntów robi się z czasem za duże. 6+/10 2 Cytuj
Ukukuki 7 125 Opublikowano 5 stycznia Opublikowano 5 stycznia 4 godziny temu, Mejm napisał: Nie no wiadomo, ze tak. Tyle, ze Twierdza wtedy byla postrzegana jak cos wiecej bo tylko tam sie tego czepiali. Szczerze mówiąc usunięcie tego wiele by nie zmieniło. Szczególnie w krzyżowcu gdzie mamy możliwość otworzenia bramy w wrogim zamku. Cytuj
Sep 1 629 Opublikowano 6 stycznia Opublikowano 6 stycznia Aerial_Knight's Never Yield (ps4) - biegniemy w prawo murzynem i omijamy przeszkody. Działa to na zasadzie że odpowiednio kolorystycznie podświetlona przeszkoda opowiada danemu przyciskowi na padzie. Z początku ciężko mi szło przyswojenie tego i była masa głupich zgonów, ale jak już nabrałem wprawy to szło zgrabnie i te 2-3 godzinki na ukończenie całości minęły przyjemnie. Ot taki lekki przerywnik jak się gra w jakiś mega długi tytuł i chce się na chwilkę zmienić gatunek. W tle czasem przygrywa fajna muzyka i można każdy poziom powtarzać dla lepszego czasu. Jest nawet jakaś fabuła, ale ciężko powiedzieć o czym, czemu ten murzyn ucieka i ścigają go drony i policja. Cytuj
Quake96 4 033 Opublikowano 6 stycznia Opublikowano 6 stycznia Właśnie ukończyłem oryginalną Mafię, więc pomyślałem, że podzielę się z wami wrażeniami "na gorąco" Zacznę od tego, że już wcześniej kilkukrotnie ukończyłem remake pt. "Mafia Edycja Ostateczna" na PS4, więc zarys fabularny i postacie były mi dobrze znane. Nie miałem jednak okazji ograć oryginalnej wersji tego tytułu, bo choć robiłem już kiedyś podejście do tego na PS2 to jakoś nie udało mi się ograć całej gry. Najmniej styczności mam z wersją pecetową, którą choć poznałem dawno temu, to w zasadzie nigdy dłużej w nią nie grałem. Obecnie posiadam chyba wszystkie dostępne wersje, czyli: PC, PS2 oraz XBOX i to tą ostatnią właśnie ukończyłem. Jak mi się grało? Całkiem przyjemnie. Wersja na Xboxa nie jest aż tak mocno okrojona graficznie jak ta dostępna na PS2, do tego działa moim zdaniem bardzo stabilnie i płynnie. Jedyne momenty w których odczułem wyraźnie spadki klatek i to też dosłownie na moment, to chwile gdy jechałem po zmierzchu lub w tunelu i mijałem kilka aut jednocześnie. Działo się to ze względu na fakt, że w takiej sytuacji auta rzucają łunę świetlną i kilka aut świecących na raz powodowało chwilowe spadki animacji. Nie jest to jednak nic co by mi przeszkadzało, bo i nie występowało nazbyt często. Przez całą grę zdarzyło się tak może do 10 razy o ile nawet tyle. Co ciekawe, dyskutowałem też ze znajomym, który właśnie niedawno ograł wersję PS2 i uświadomił mnie on, że na PS2 nie ma nawet takiego efektu świetlnego, więc sam fakt występowania tego na Xboxie warty jest docenienia. O fabule nie będę się tutaj rozgadywał, bo kto grał ten z pewnością wie co i jak, a tym którzy nie grali zwyczajnie polecam zagrać. Wspomnę jedynie, że mając za sobą przygodę z "Edycją Ostateczną" fajnie było poznać jak misje fabularne wyglądały oryginalnie. Różnice są bardzo zauważalne, widać że w przypadku remake'u przyłożono się nie tylko do oprawy audio-wizualnej ale i wzbogacenia rozgrywki, bo tamte misje są zazwyczaj bardziej złożone. Nie mogę jednak odmówić oryginalnej Mafii polotu, bo i tutaj misje to nie tylko proste "znajdź i zabij" a czasem wymagają one od nas nieco pomyślunku. Momentami może nawet za bardzo, bo w kilku etapach miałem lekki problem ze zrozumieniem co mam w danej chwili zrobić, a gra nie dawała jasnych wskazówek. Za przykład posłużyć może misja z pozyskaniem ciężarówki i ładunku cygar. W momencie gdy dotarłem do doków, gra wskazała mi tylko "załaduj wszystkie skrzynie należące do firmy x". No okej, ale gdzie te skrzynie, jak to zrobić? Przyznaję, że poległem na tak prostym zadaniu i błąkałem się chwilę po terenie doków aż w końcu sięgnąłem po rozwiązanie w internecie. Okazało się, że wystarczy podjechać pod jeden z magazynów, który najwidoczniej przeoczyłem podczas szukania. A wystarczyłby jakiś kompas, ewentualnie strzałka jak w kilku innych momentach gry. No nic, to nadal nic wielkiego i nie będę się dalej czepiał na siłę. Fajnie też, że gra wprowadza coś w rodzaju systemu "checkpointów", gdzie na pewnych etapach poszczególnych misji mamy punkt kontrolny do którego wracamy po zgonie/niezaliczeniu misji. To coś czego brakowało wówczas w serii GTA do której tak często się Mafię porównuje. Z drugiej strony, czasem ten system działał na moją niekorzyść, gdy na przykład podczas strzelaniny punkt kontrolny pojawiał się w momencie, gdy miałem ledwie kilka-kilkanaście punktów zdrowia, lub mało amunicji i nie mogłem już nic na to poradzić. System checkpointów nie przewiduje takich sytuacji i po restarcie od punktu kontrolnego nie dostajemy ani jakiejś amunicji, ani ewentualnego zdrowia. Najlepszy przykład, gdzie zabrakło mi amunicji to misja z zabójstwem Morello. W pewnym etapie mamy za zadanie "ściagać i zabić Morello" podczas pościgu samochodowego. Szkoda tylko, że gra nie uprzedza nas, że w zasadzie w tej chwili wroga nie da się unicestwić i w drodze na lotnisko wyprułem się z całej amunicji. Po dotarciu na miejsce gra zapisała punkt kontrolny i oto czekała mnie strzelanina bez broni Nie była to jednak sytuacja bez wyjścia, więc mogę to grze ostatecznie wybaczyć. Jeśli już musiałbym coś jeszcze grze "wytknąć" to niemal zerowa ilość apteczek. Misje bywają długie i złożone, nie raz i nie dwa zdarza się podczas nich otrzymywać obrażenia, a opcji leczenia jest tutaj o ironio... jak na lekarstwo. Najlepszy przykład to ostatnia misja, gdzie podczas strzelaniny w Galerii znalazłem zaledwie jedną apteczkę, która leczyła 50 punktów życia. Przez tak drobny problem misję powtarzałem kilkukrotnie, a ukończyłem ją mając zaledwie 9% zdrowia. Nie zrozumcie mnie jednak źle, Mafia to gra cudowna, ponadczasowa i moim zdaniem bardzo rewolucyjna jak na swoje czasy. Te problemy na które napotkałem to tylko detale, które ostatecznie nie wpłynęły na mój poziom satysfakcji z ukończenia gry i ogólny jej odbiór. Bardzo doceniam to jak gra wygląda, nawet na pierwszym Xboxie. To co najbardziej rzuca się w oczy to ogólny styl graficzny, gdzie Mafia może i momentami skąpi jakichś detali otoczenia, ale zdecydowanie nadrabia tym jak realistyczna jest jak na swoje lata. Wygląd i animacje zarówno postaci jak i pojazdów to pierwsza klasa. Naprawdę przyjemnie się na to patrzy. Lubię ten "kanciasto-realistyczny" styl jaki spotkać można w grach z tamtego okresu. Na szybko mogę wymienić trzy takie tytuły: Gothic, Mafia i pierwszy Max Payne. Ta kanciasta nieporadność, która jednocześnie starała się być możliwie realistyczna, choćby poprzez charakterystyczne tekstury twarzy postaci, ma w sobie jakiś klimat. No nie wiem, po prostu to uwielbiam 1 Cytuj
Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Kmiot 13 886 Opublikowano 6 stycznia Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 6 stycznia Resident Evil 4 Remake [PS5] Mijający rok był pełen zachwytów nad tą grą. Nie będzie ze mnie żaden oryginał, jeśli napiszę, że również mnie się bardzo podobała. Nic odkrywczego też nie napiszę na jej temat. Gameplayowa kosa, a co najbardziej mi się w niej podobało, to fakt, że samym swoim istnieniem nie skreśla prawa do istnienia dla wersji z 2005 roku. Wiecie - coś jak przypadek rimejku Dead Space tak bardzo trzymającego się oryginalnego wzoru, że gotowy jest w zasadzie go zastąpić. A RE4 i RE4R tak pięknie się różnią, że wciąż będą stanowić dwa odrębne byty i można będzie cyklicznie sobie odświeżać raz jeden, raz drugi bez poczucia, że gramy w to samo, ale z inną oprawą. Przy RE2 i RE3 Capcom zadanie miał ułatwione, bo perspektywa zmieniła wystarczająco wiele. Przy hiszpańskich wakacjach Leona trzeba było się postarać znacznie bardziej i wyszło przepysznie. Znajomo, ale wystarczająco inaczej, aby wciąż zaskakiwać i w żadnym momencie nie było czuć wieku materiału źródłowego. To technicznie niezwykle dopieszczona gra, wyjątkowo przemyślana, zachęcająca do kolejnych przejść, strzelanko mięsiste, dynamika TOP, różnorodność STRONG, walki z bossami klawe jak cholera, wzorowy mariaż horroru z akcyjniakiem. Podobnie jak w oryginale nie jestem fanem fragmentów na wyspie (poza tymi w pomieszczeniach) i choć nie określiłbym ich rewelacyjnymi, to nadal są bardzo dobre. Poza tym nie potrafię i nawet nie chcę się do niczego przyczepić. Capcom, piękni panowie. No i tryb VR za darmo kusi, oj kusi. Koa and the Five Pirates of Mara [PS5] A co to za gówno, zapytacie. Cóż, miałem ochotę bardzo beztrosko sobie poskakać i pozbierać kolorowe gówna, a taka Koa wydawała się właśnie to oferować. To platformówka z rezolutną bohaterką, która śmieje się niebezpieczeństwu w twarz. Bardzo prosta gra, zarówno w odniesieniu do poziomu trudności i mechanik gameplayowych. Skok, długi skok (po rolce), ground pound i sprint. To wszystko, co Koa oferuje. Przez to gra mocno kojarzy się z tytułami ery piątej i szóstej generacji, choć nawet tam bywały bardziej zaawansowane i rozbudowane. Koa ma stateczek, którym pływa sobie po niewielkiej, metodycznie rozszerzanej mapie, odwiedza kolejne wysepki i zalicza na nich wyzwania platformowe. To krótkie poziomy, na każdym umieszczono dosłownie trzy znajdźki (głównie kosmetyka dla naszej bohaterki). Znalezienie ich nie nastręcza kompletnie żadnych problemów, satysfakcji w tym również niewiele. Ale zwiedzanie levelu pozwala się z nim zapoznać, aby w drugim podejściu podjąć się próby czasowej, gdzie już gnamy na złamanie karku, by dotrzeć do mety i dostać adekwatny medal (wszystko poza złotem nie jest warte splunięcia). Gra bardzo wyraźnie skupia się na tym motywie. Poziomy skonstruowane są tak, by zbytnio nas nie rozpraszać od gnania do przodu, a elementy zbieractwa wyraźnie dorzucone są na odpierdol. Więc głównie walczymy ze stoperem, choć ten wyśrubowanych limitów raczej nie narzuca. Levele trwają zwykle w okolicach minuty, dwóch, a w 90% przypadków udawało mi się dotrzeć do mety ze złotym medalem i 10 sekundami zapasu już za pierwszym podejściem. Prosto i przyjemnie, myśleć za dużo nie trzeba, po prostu biegnij i skacz. Aby nie było zbyt monotonnie, Koa oferuje poziomy różnorodne wizualnie, poza tym chwyta się wszelkich klasycznych zagrań gatunku. Zdarzy się biegać po trasach z boostami na podłodze, uciekać przed podnoszącą się lawą, ślizgać na lodzie, walczyć z bossami (na czas, a jak!) czy też oczywiście pływać pod wodą. Będziemy również uczestniczyć z bonusowych wyścigach, gdzie rywalizujemy z przyjaciółkami bohaterki oraz łowić skarby (spuszczanie haka w głąb morza i omijanie przeszkód). Fabułka trzyma poziom reszty i również jest prosta, choć chwilami i tak przegadana. Co ciekawe, nawet tutaj, czyli w grze wyraźnie dla dzieci i opowiadającej o kolorowej pirackiej przygodzie, udało się wepchnąć lesbijki. Trochę prychnąłem, bo wygląda na to, że wątek znalazł się tam zupełnie od czapy, aby twórcy mogli odhaczyć kratkę “diversity” i z automatu zyskać parę punktów od niektórych redakcji. Generalnie: prosta we wszystkich aspektach gra (żeby nie napisać: prostacka), stawiająca na czasówki. Ma w sobie dużo feelingu gier z PS1/PS2. Kończy się po 6-7 godzinach i mówię o zdobyciu absolutnie wszystkiego, co ma do zaoferowania. Samo przejście to połowa tego czasu. Nie spocicie się prawie wcale, dopiero finałowe wyzwanie zmusi do lekkiego spięcia pośladków, bo jest długie (6:30 na złoto), więc w międzyczasie może się zdarzyć potknięcie czy dwa. Poza tym to przyjemny, barwny no-brainer do poskakania dla relaksu. Panzer Dragoon: Remake [Switch] Fajniutkie, choć obrzydliwie krótkie. Raptem 7 poziomów, każdy na kilka minut, więc w godzinę zamykamy temat. Pewnie, że można potem szlifować wyniki na każdym z leveli, ale to nieszczególnie motywujące, bo niczego nie zrobisz inaczej ani szybciej, możesz jedynie lepiej. Co nie zmienia faktu, że pierwsza godzina mija intensywnie. To latanka na szynach, gdzie skupiamy się na celnym strzelaniu i szybkim zdejmowaniu przeciwników. Mashując przycisk strzelamy, przytrzymując namierzamy wrogów dla “torped” samonaprowadzajacych. Dla utrudnienia musimy kontrolować przestrzeń w 360 stopniach (przełączamy kamerę między czterema położeniami), a radar podpowiada nam gdzie powinniśmy szukać zagrożenia. To wszystko. Jedne poziomy są ładniejsze (pierwszy robi dobre wrażenie na start), inne dość mdłe. Są też oczywiście bossowie, też różnej jakości. Łatwo mogę zrozumieć dlaczego Panzer Dragoon cieszy się statusem kultowym, bo odczucia z gry dostarcza przyjemne chwilami nawet hipnotyzujące. Jedynie dramatycznie brakuje mu zawartości, a bez niej wydaje się popierdółką na godzinę. Na pocieszenie ma długie loadingi. Nuclear Blaze [Switch] Niemałe zaskoczenie, bo gierka potrafiła mnie wciągnąć na 3-4 godziny przy pierwszym odpaleniu. Czym? Jesteśmy strażakiem wysłanym do ugaszenia pożaru, a w poszukiwaniu jego przyczyn trafiamy do ukrytej pod ziemią placówki naukowej, którą trawi ogień. I tak pomieszczenie po pomieszczeniu, sekwencja po sekwencji zaczynamy zgłębiać tajemnicę i naturę kataklizmu. Ale zanim dotrzemy do sedna, będziemy musieli w pojedynkę opanować kilka mniejszych kryzysów. Wpadamy do lokacji, w której szaleje pożar i musimy go ugasić, by przedostać się dalej. Do dyspozycji mamy klasyczną sikawkę, ale w rytm postępów nasze wyposażenie i możliwości się rozszerzą. Gameplay to kontrola żywiołu w lokacji, ale tutaj zwykłe lanie wody nie zawsze wystarcza. Będziemy więc szukać kluczy dostępowych, włączać spryskiwacze, uważać na elektrykę (zanim zaczniemy gasić, trzeba wyłączyć zasilanie), wyważać drzwi (uwaga, trzeba robić to mądrze, bo przecież dostarczamy tlen szalejącemu za drzwiami pożarowi), a nawet stawimy czoła swoistym przeciwnikom. Oczywiście zapas wody mamy ograniczony i musimy go uzupełniać w odpowiednich stacjach. Czasami gra wymaga od nas metodycznej rozgrywki, innym razem potrzebny będzie pośpiech, bo płonie reaktor (albo dwa czy trzy) i jeśli nie ugasimy go w porę, to restartu nie unikniemy. Ogień rzecz jasna stale się rozprzestrzenia, więc jeśli nie będziemy działać wystarczająco sprawnie i rozsądnie, to raz opanowany pożar w lokacji może rozgorzeć na nowo. I domyślnie grę ukończymy w jeden wieczór, bo to raptem trzy godziny walki z żywiołem w różnej formie. Ale Nuclear Blaze ma coś w zanadrzu. To tryb "Hold my beer", który nie tyle jest odpowiednikiem poziomu trudności Hard, co dodatkowo zachęca do ponownego przejścia zupełnie alternatywną ścieżką z nowymi pomieszczeniami. Nawet ulepszenia sprzętu dostaniemy znacznie szybciej, by od razu móc sobie radzić z najpoważniejszymi zagrożeniami. To naturalne przedłużenie kampanii, gdzie zabawa tak naprawdę dopiero się zaczyna. Szybkość rozprzestrzeniania się ognia jest podkręcona do 100% (klasyczna kampania ma 60%), wiele spryskiwaczy nie działa, albo mamy ograniczoną ilość zaworów, więc musimy zdecydować, które z nich aktywujemy, a bez których możemy się obejść. Niektóre będą nam pomagać tylko przez ograniczony czas, potem ulegną wyczerpaniu. Część stacji zasilających w wodę jest nieatywna. Wyważanie drzwi w tym trybie to fucha jedynie dla najodważniejszych, bo momentalnie możemy się znaleźć w otoczeniu płomieni. Będziemy ginąć często, dopóki nie nauczymy się poruszać szybko i planowo, bo płomienie nie zamierzają czekać, a my nie możemy być w kilku miejscach jednocześnie. O ile podstawowa kampania zajęła mi jeden wieczór, tak z tą alternatywną męczyłem się przez kolejne dwa i całość mojej zabawy z Nuclear Blaze zamknęła się w ośmiu godzinach. Było wyjątkowo wciągająco, a tryb "Hold my Beer" stanowił satysfakcjonujące wyzwanie. Zaskakująco udana ta gra, no i można ratować kotki z pożaru (w ramach sekretów). Gra aktualnie na Switchu kosztuje 30 zł (50% promo) i jak dla mnie warto. Prince of Persia: Sand of Time HD [PS3] Zacznę od tego, że to kiepski port. Jeśli spojrzeć na materiały porównawcze pod względem oprawy, to od razu rzuca się w oczy, że wersja PS3 jako jedyna nie ma wszędobylskiego blooma, baśniowej mgły i "rozmazaństwa". Tutaj tekstury są ostre jak brzytwa, nie zawsze z korzyścią dla nich. Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych to może być wręcz zaleta, innym kompletnie nie przeszkadzać, ale całość nie do końca odpowiada zamyśle twórców. Nie jest to co prawda ta sama kategoria, co brak mgły w portach Silent Hilla, ale to jest… cóż, wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju port. O ile zmiany w grafice mogą być odbierane różnie, to problemy z dźwiękiem są jednoznacznie złe. Kompletnie wysrano się na jakość oraz poziomy głośności. Raz Księcia słychać dobrze, innym razem jego monolog jest zagłuszany muzyką. W filmikach to w ogóle gówno słychać i trzeba mieć pilota pod ręką, by podgłośnić TV na ten czas. Podczas gry wybrane dźwięki (czasem kompletnie nieistotne) słychać nienaturalnie głośno. Przesuwanie suwaczków nic nie daje, bo nie ma tutaj konsekwencji i równowagi. Katorga dla uszu. A gra? Gorsza, niż ją zapamiętałem i nie tylko ze względu na portowe niedoskonałości. To znaczy sekcje platformowe wciąż są przyjemne i satysfakcjonujące, a szukanie dalszej drogi bawi jak dawniej. Baśniowa atmosfera robi dla tej gry wiele dobrego, a tułaczka Księcia nadal jest kameralnie urokliwa i trudno się od niej oderwać czy przerywać. Nawet takie detale jak coraz bardziej poszarpane łachy bohatera lekko tarmoszą siusiaka, cytując klasyka forumowego. Głównym problemem dla mnie były walki. Nie tyle system, co ich ilość i długość. Już po godzinie system przestał się rozwijać, w połowie gry walki zaczęły mnie męczyć, więc wyobraźcie sobie, co do nich czułem pod koniec. Każda arena walki to od kilkunastu, do kilkudziesięciu rywali do pokonania, a stref bitew nie brakuje i praktycznie co kilka minut musimy wyciągać miecz, by monotonną metodą wybijać te same modele przeciwników. Wyjątkowo szybko przestaje to bawić. A jeszcze dorzućmy kilka walk, gdzie towarzysząca nam Farah stoi w miejscu (komicznie wymieniając się ciosami z potworem, na dystansie metra strzelając do niego z łuku) i musimy dodatkowo odganiać od niej wrogów, bo jak zginie, to Game Over dla nas. Sekwencję z windą kojarzycie? Tam potworków z 40 było. Dramat. No i finałowe starcie to kwintesencja chujowości tego systemu. Walki nieco mi obrzydziły tę grę. Sztucznie rozciągały czas potrzebny do przejścia, nie obyło się bez kilku powtórzeń. Umiejętności sztyletu chuja dawały, bo np. takie spowolnienie czasu działało również na Księcia, więc starcia po prostu zaczynały się odbywać w slo-mo i jeszcze bardziej wydłużać. Super finisher to tylko sporadycznie szło odpalić, bo wymagał pełnych wskaźników, a nabijanie ich to czasochłonne zajęcie. Generalnie jebać, za dużo, za długo, zbyt monotonnie. W ogóle uznałem, że spróbuję wbić platynę, której głównym hamulcowym wydawało się ograniczenie cofania czasu do maksymalnie 20 razy. I poszło łatwiej, niż zakładałem, bo gra dość łaskawie obdarowuje nas checkpointami, więc skuchy w sekcjach platformowych nie były nawet tak bolesne. Piszę o tym, bo mam wrażenie, że frajdę i satysfakcję z tych bezbłędnie wykonanych sekwencji miałem nawet większą, niż gdybym mógł cofaniem czasu korygować każde potknięcie. Już bardziej irytowały wszelkie gangbangi w trakcie walk, gdzie otoczony przez wianuszek wrogów nie miałem nawet okazji wstać. Kusiło cofnąć czas, by uniknąć glanowania, oj kusiło. To nadal świetna i urokliwa gra, ale walki ciągną ją wyraźnie i boleśnie w dół. Trzeba chwilami zaciskać zęby i przebrnąć. 14 2 Cytuj
Pupcio 18 668 Opublikowano 7 stycznia Opublikowano 7 stycznia Skończyłem sobie Dave The Diver. 24 godziny czystej zabawy w łowienie rybek, odkrywania podmorskich tajemnic i sprzedawania jedzonka. Świetna gra, od początku do końca bombarduje gracza nowymi pomysłami, nie męczy buły i jest idealna na krótkie sesje między większymi gierkami albo gdy nie mamy czasu odpalić czegoś dłuższego. Świetnie się bawiłem i może jeszcze sobie do niej wróce bo chciałbym wymaksować mój kozag sushi bar 5 Cytuj
Wredny 9 725 Opublikowano 7 stycznia Opublikowano 7 stycznia 23 godziny temu, Sep napisał: czemu ten murzyn ucieka i ścigają go drony i policja. To akurat raczej wiadomo "w ciemno" 1 Cytuj
PiotrekP 1 898 Opublikowano 7 stycznia Opublikowano 7 stycznia Max Payne 2 Są mody które pozwalają grać na win10 w 1080 z podbitymi teksturami, więc można było się cofnąć w czasie o 20 lat. Szybko leci przejście, wtedy wydawała się dłuższa. No i trzeba się dostosować do tej "old school" rozgrywki. A ta nadal jest dobra. A do rimejku daleka droga. 1 Cytuj
oFi 2 497 Opublikowano 7 stycznia Opublikowano 7 stycznia (edytowane) @Kmiot Ja byłem świadomy, że to kicha i polecam od razu ograć Warrior Within, który na PS3 daje radę (ale też sporadycznie wywala błędy graficzne). No i walka nie męczy buły, bo jest po prostu lepsza, bardziej dopracowana i historia to jest najlepsze co księcia spotkało. Jedynka i trójka omijać na ps3. Jedynym minusem to jest mocny backtracking, który niektórych może uwierać. Jednak miejscówki oddają nawet dzisiaj więc mi mnie to totalnie nie bolało Edytowane 7 stycznia przez oFi Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.