Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

Mafia II Edycja (nied)ostateczna 

(PS4->PS5)

 

Doczytujące się przed mordą obiekty, brak synchro w cutscenkach, dziwne tekstury nieba, oświetlenie...

Do tego kilka razy zepsuły się skrypty, dwa razy zawiesiła się kamera w cutscence... Do tego za cholerę nie mogłem dobrze tu ustawić pada i celowanie wyglądało jakbym za bardzo analogi wychylał.

 

Sama historia zaś jest dobrze znana, ala jakość tej edycji... Ona nie istnieje.

 

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza
23 godziny temu, Suavek napisał(a):

Tak, byli Lancelot, Arthur i Percival. Gra ogólnie nie jest zła, ale grając teraz po latach po prostu coś mi w niej nie pasowało, kiedy już spojrzenie na gameplay jest inne, niż w tamtych czasach. Niby fajnie próbowali urozmaicić sterowanie dodając block i atak specjalny, ale ich wykonanie to odchylenie gałki do przodu lub tyłu i atak z odpowiednim timingiem. W praktyce wyglądało to tak, że siłą rzeczy zdarzało mi się odchylać gałkę cały czas w którymś kierunku, a wtedy postać zdawała się wykonywać tylko pierwszy cios combosa, nie całą serię. U mnie nostalgia nie zadziałała i dużo lepiej bawiłem się przy Warriors of Fate, czy nawet The King of Dragons.

Nie byłbym dla nich surowy to początki gier więc tutaj nie ma się co spodziewać jakichś skomplikowanych mechanik. Prosta automatówka ale sporo czasu miło przy niej spędziłem.

Odnośnik do komentarza

Moss (PS4/VR)

 

No jak na takiego rzekomego mesjasza VR to tak średnio bym powiedział. Owszem, wykorzystanie technologii jest ciekawe, choć przy dynamiczniejszych momentach (szczególnie walka, przy której warto pomachać trochę padem) można się zdenerwować, kiedy ruch nie jest odpowiednio odczytany. No i jakieś dziwne zresetowanie obrazu/desynchronizacja gogli następuje przy ściągnięciu ich w czasie pauzy, a rekalibracja gówno daje i trzeba grę po prostu zrestartować.

 

W sumie poza pozytywnymi opiniami i oczywistą świadomością, że to "gra w mysz", nie wiedziałem za bardzo, co mnie czeka. Spodziewałem się raczej platformówki, a dostałem specyficzną mieszankę gry logicznej i zręcznościowej, która nie od końca wpasowała się w moje gusta. Skakania trochę tu jest, ale częściej musimy przystanąć i pomyśleć, jak tu ułożyć jakiś ruchomy element, dotrzeć do dźwigni czy wykorzystać "przejętego" przez nas wroga w celu dokonania postępu (ot np. strzelić w odpowiednim kierunku). Akcję obserwujemy z perspektywy trzeciej osoby, a myszą kierujemy tradycyjnie, przyciskami na padzie, natomiast gracz-kamera to jednocześnie drugi grywalny bohater-maska, który wpływa na świat za pośrednictwem latającego, sterowanego przez nas głównie ruchowo "kursora". Przemieszczamy się między planszami, które oglądamy z raczej stacjonarnej perspektywy, zaglądając tu i ówdzie ruchami własnej głowy w typowo VRowym stylu. Pochwalić na pewno można specyficzną, baśniową atmosferę, kreowaną w dużej mierze przez styl narracji: wszystkie dialogi czyta z tajemniczej księgi jedna aktorka, odpowiednio wczuwając się i operując głosem w celu kreowania różnych bohaterów.

 

Całość prezentuje się świetnie, takie VRowe AAA. Wrażenie robią przede wszystkim bajkowe widoczki, ale też efekty cząsteczkowe i oświetlenie. Muzyka buduje nastrój, ale "nie narzuca się" specjalnie. 

 

Do ukończenia Moss potrzebowałem ok. 6 godzin (dla chętnych zostaje wybór rozdziału i szukanie znajdziek, ja tradycyjnie już, odpuściłem) i z jednej strony były momenty, że troszkę mi się dłużyło, a z drugiej na koniec pozostał niesmak, że "to już?", bo końcówka sprawia wrażenie mocno przyspieszonej. No i dostajemy dosyć chamski "cliffhanger" w stylu To Be Continued... co swoją drogą ziściło się przy okazji sequela z 2022 roku. Który to, ku mojemu zaskoczeniu, wyszedł jeszcze na poczciwe PS VR1, więc nie omieszkam go sprawdzić, choć przygody Quill nie zrobiły na mnie jakiegoś ogromnego wrażenia. Ale grało się sympatycznie.

 

Moss_20240712002734.jpg.85477a661012539b86772d5899349081.jpg

 

Moss_20240712003005.jpg.d5e817c1eb7b138fc8d4d3297c081119.jpg

Moss_20240728000530.jpg.a2ad0cecd330f11bba03004220d38ca4.jpg

 

 

Moss_20240804005307.jpg.b5ead6c2b49037d9a497e817e9bdfdbc.jpg

 

Moss_20240815235456.jpg.7bc3f5b442fb967c3ffdb05d8137f961.jpg

 

 

 

 

  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

Terminator: Resistance - wielokrotnie wymieniana jako calkiem niezla gierka w swiecie terminatora. Nie idealna, nie bardzo dobra, ale w sumie wystarczajaca. W zasadzie to moglbym sie i zgodzic i nie zgodzic jednoczesnie. Pewnie zalezy od tego na czym sie ogrywalo. Ja na ps4, wiec o ile pod wzgledem grafiki bylbym na straconej pozycji, tak kwestie gameplayu podejrzewam sa juz uniwersalne. Przynajmniej dla wydania z 2019, bo podobno w tym na ps5 jakies zmiany zaszly.

 

To zacznijmy od tej grafiki. Generalnie nie jest zla chciaz uwazam, ze blizej jej do tej z ps3 niz z nastepczyni, co jeszcze mocniej kontrastuje z rokiem kiedy gra powstala. Ale jak pisalem, pewnie na pc wygladala w tym czasie lepiej. Co jednak wymyka sie wszelakim normom to modele NPCow, z ktorymi przyjdzie nam dyskutowac. No masakra, kukly od bethesdy to przy tym tytany mimik. Straszne sa te postacie, najgorszy chyba chlopiec. Nie wiem co oni odje.bali, ale sa sceny milosne na silniku, gdzie modele juz jakos wygladaja lepiej i widac, ze sie dalo. No ale to w sumie jedyny zarzut jaki mam do grafiki z gierki jakby nie patrzec budzetowej. Przy eksploracji i strzelaniu w zasadzie nie kluje w oczy.

 

No wlasnie, eksploracji. Znow dalem sie nabarac samemu sobie myslac, ze to bedzie strzelanka i walenie do maszyn w stylu co najmniej killzone. Nie, jest drzewko rozwoju, sa punkty xp, jest crafting. Bo czywiscie, ze sa. Grajac, nie moglem sobie przypomniec jak to bylo w starusienkich SkyNet i Future Shock, ale tam chyba po prostu sie strzelalo, mimo ze tez gra byla podzielona na misje. Tutaj zaczynamy skromnie od lazenia i zbierania surowcow potrzebnych nam do przetrwania. Gra daje od razu do zrozumienia, ze bez lepszej broni nie poradzimy sobie w walce (np. bron palna nie zniszczy terminatora) wiec trzeba albo wymijac patrole, probowac wykorzystac wybuchajace beczki albo zbierac zlom i montowac bomby. I o ile na easy jest tego masa i mozna nawet pojsc na wymiane ognia, tak na wyzszych poziomach nie ma szans, surowcow do zebrania tez bedzie mniej i trzeba bedzie odwalac dokladnie to co tytule gry - partyzantke. I to raczej skuteczna. Po jednym wykryciu czekalem sobie skitrany w garazu za beczka az terminator skonczy mnie szukac. Brama byl uchylona na tyle, ze sam mogle wejsc ale maszyna juz nie, wiec luzik, postoi przed i pojdzie. Troche sie zdziwilem jak je.bany podniosl sobie brame, wlazl do srodka i znalzl mnie ze spuszczonymi gaciami za beczka. Nie zawsze jednak AI przeciwnikow jest tak dobre, czesciej nie jest.

 

Szuramy sie wiec na poczatku po zniszczonym wojna terenie nudnej jak ch.uj Pasadeny, otwieramy minigierka z wytrychem drzwi i skrzynki (potem to samo tyle ze minigierka z hakowaniem ala frogger), strzelamy do robopajonkow i robimy fetchquesty dla brzydkich jak noc NPCow. Questy te sa potrzebne do budowania relacji z nimi co bedzie mialo wplyw na zakonczenie gry i musze przyznac, ze to byl ciekawy zabieg, mocno pasujacy do tego uniwersum. Wraz z rozwojem i progresem trafimy jeszcze do biomu lesnego i na samym koncu do zburzonego LA. I dopiero wtedy poczujecie sie jak w grze o terminatorze. To rozje.bane miasto noca ma klimat zarowno z gierek lat 90, jak i filmow o zbuntowanych maszynach. Dla tego niego warto sie przeczolgac przez ten tytul.

 

Szczelanko jest ok. Mamy duzo broni znanej z uniwersum, od uzi po ciezkie maszynowy i plazmy skynetu. Wszystkie bronie robotow sa oczywiscie modyfikowalne czipami, bo oczywiscie ze sa. Do tego jakies bomby, nozyk do 1hit killa blaszakow, decoye, miny i inne go.wna ktorych w zasadzie nie uzywalem. Co do celow to sa tu w zasadzie wszystkie ikoniczne roboty z T1 i T2. Nie znam lore na tyle dobrze, ale moze te pajonki zostaly dorobione i takie mechy, z ktorymi walczymy parokrotnie. Wciaz jednak nawet jesli zmyslone, to dobrze pasuja do tematu. Powalone szkieletory wstaja patrzac pustymi oczodolami w nasza strone i czasami wrzucalo mi to ciarki na plecy.

 

Skad jednak wiem, ze na easy gra sie calkiem dobrze? Bo niestety na easy gralem. Jak wspomnialem, gra jest raczej z tych budzetowych i czasami da sie to odczuc, a w moim przypadku czulem to przez cala rozgrywke. Z jakiegos powodu co pare wejsc do menu gra zamieniala predkosci osi kamery xD Ustawilem sobie, ze x bedzie szybsza a y wolniejsza. No i w zasadzie mialem na odwrot. Wiec generalnie jakiekolwiek obracanie trwalo niezmiernie wolno i pomyslalem, ze je.bac, nie bede przez to ginal w meczarniach i powtarzal etapy. W sumie nie zaluje bo na szczescie nie zrobil sie z tego samograj i pare momentow wymagalo skupienia. Ale za takie niedorobki no to karny ku.tas. Ostatnio tak mocno zje.bali mi gre Amerykanie jak w Homecoming nie zawarli mozliwosci odwrocenia osi Y kamery.

 

Wyzej pisalem o questach dla NPCow i zwiazanych z tym decyzji odnosnie do fabuly. Historia kazdego z nich to nie jest nic co nas rozlozy na lopatki, ale to tez nie sa bajki dla dzieci. Natomiast postawie odwazna teze, ze gdyby wydarzenia w grze sfilmowac to byloby to idealne zakonczenie trylogii o Terminatorach. Serio, final gierki to moglby spokojnie byc final trzeciego filmu i nikt by sie nie obrazil. Nie musiala by tez powstawac reszta kasztanow.

 

Jak wiec wypada na koniec sama gra? Mysle, ze fani uniwersum wyciagna z niej wiecej niz ja bo mozna sie tu wczuc zarowno w bohatera jak i klimat wydarzen po Dniu Sadu. No i tez nic lepszego chyba teraz nie ma. Czuc tez, ze material zrodlowy byl potraktowanych z szacunkiem, zrozumieniem i nikt nie odpier.dalal krzywych akcji. Jak to sie mowi, od fanow dla fanow. Mi jednak z powodu technikaliow i raczej platoniczniej milosci do T wylania sie po prostu obraz gry sredniej ale niezlej. Ode mnie szesc plus, fani spokonie moga dodac punkt, a jak graja w edycje na ps5/pc to pewnie z poltora. 6+/10.

 

  • Plusik 6
Odnośnik do komentarza
2 godziny temu, Mejm napisał(a):

gdyby wydarzenia w grze sfilmowac to byloby to idealne zakonczenie trylogii o Terminatorach. Serio, final gierki to moglby spokojnie byc final trzeciego filmu i nikt by sie nie obrazil. Nie musiala by tez powstawac reszta kasztanow.


Dokładnie tak. Dlatego pisałem, że ta gra (mimo oczywistych niedoróbek i drewna) to najlepsze, co przytrafiło się tej marce od czasu T2.
 

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza
31 minut temu, Wredny napisał(a):


Dokładnie tak. Dlatego pisałem, że ta gra (mimo oczywistych niedoróbek i drewna) to najlepsze, co przytrafiło się tej marce od czasu T2.
 

Czuć, że zabrakło tutaj budżetu i niestety nie jestem fanem grania w fpsy na padzie (a tytuł ograłem na ps5) ale klimat zdecydowanie podbija odczucia z rozrywki. No i za mało było liniowych misji kosztem tych w półotwartym świecie. No ale ten klimacik potrafił robić dobrze...

Spoiler

A już ostatnia misja i moment gdy dostajemy do pomocy "pewnego przyjaciela" wraz z wejściem wiadomo jakiego motywu muzycznego to dla mnie, starego konia, jeden z top momentów gierkowego żywota.

 

Odnośnik do komentarza

Shadow of the Erdtree (Elden Ring DLC) [PS5]

 

ELDENRING_20240713153321.thumb.jpg.b584b2f97767daa5043651460cf13ec3.jpg

 

Dwa lata. Dwa lata potrzebne były, by dostarczyć ten dodatek do Elden Ringa. W takim czasie dawniej dostawaliśmy pełnoprawną kontynuację. Ja wiem, że branża i gry nieprzyzwoicie się rozrosły, ale mam mieszane uczucia i nie wiem czy mi to odpowiada, że From Software dokłada swoją cegiełkę do tej rozciągniętej linii czasowej. Czy wolałbym, aby ten okres i uwagę poświęcili kontynuacji/nowej grze? Prawdopodobnie tak. 

 

Bo Shadow of the Erdtree (SotE) ma całkiem niezłą bazę i bez wstydu można ten dodatek określać Elden Ringiem 1,5. Mapa imponuje. Graficzna prezentacja nie oddaje jej sprawiedliwości, bo teren działań jest bardzo wertykalny, bardziej niż ten z podstawki. Mapa nie uwzględnia poziomowania, co w pewnym sensie uzewnętrznia też jej wadę - jest nieczytelna. To jednak niczego nie ujmuje światowi wykreowanemu na potrzeby dodatku, bo ten wyjątkowo łatwo potrafi zachwycić. Każdorazowo gdy wjeżdżałem do nowej lokacji, a gra wrzucała na ekran jej nazwę w akompaniamencie tradycyjnego “tu-dum!” to przez plecy przechodziły mnie ciareczki. Bo świetnych miejscówek tutaj nie brakuje.

 

Uderzyła mnie przede wszystkim kolorystyka tego DLC. Już sam początek i jesienne, zamglone barwy Gravesite Plain mnie oczarowały, ale potem bywało nawet lepiej. Całości towarzyszy doskonale budująca atmosferę muzyka i kurde, w kwestii prezencji SotE nie sposób niczego zarzucić, a chwilami imponuje bardziej, niż podstawka. Barwy, ich nasycenie (płomienie żołnierzy Messmera!), kontrasty, artystycznie to jest absolutny top i nie sposób pozostać obojętnym. Gra jest najzwyczajniej w świecie piękna, nawet jeśli ma szaro bure fragmenty, to innymi nadrabia po stokroć. Obrazy mówią znacznie więcej, niż słowa.

 

Poza otwartymi lokacjami są też oczywiście te ciaśniejsze, potocznie zwane dungeonami. Z nimi bywa już różnie, bo o ile takie Shadow Keep czy Belurat może gracza oczarować i skołować, to z perspektywy całości nie wydaje się wystarczające. Mimo, że jest w SotE więcej ciekawych miejscówek, to jednak bywają one znacznie mniejsze (Midra’s Manse, Castle Ensis, nawet Enir-Ilim), więc pod tym względem jest pewien niedosyt. 

 

Podobnie zresztą jak w kwestii bossów. Nie wszyscy są udani, ale podstawka też miała z tym problemy. Jest tutaj kilka wręcz kapitalnych starć, które satysfakcjonują. Ale dla równowagi nie brakuje gówno-bossów, którymi trudno się emocjonować. Z imienia ich wymieniać nie zamierzam, ale wbiję lekką szpilkę ostatniemu bossowi, który wydaje się przesadnie chaotyczny (szczególnie w drugiej fazie) i rozgryzanie go nie przynosi nawet satysfakcji.

 

ELDENRING_20240713184236.thumb.jpg.e09bf3716bc2b5f3f08765d399e86a71.jpg

 

Inna kwestia. Choć nie brakuje w tym DLC nowych, podrzędnych przeciwników, to napotkamy też dziesiątki tych znajomych, zrecyklingowanych. Każdorazowo gdy miałem ponownie walczyć z tym jebanym Ulcerated Tree Spirit, to miałem ochotę zjeść własną stopę. Wracają też niekoniecznie udane Falling Star Beast czy niebudzące już emocji smoki. A nowi przeciwnicy? Są. Mam jednak wrażenie, że chwilami wyraźnie postawiono na ich ilość, zamiast jakości. Czytaj: najebano ich grupowo, by wypełnić pustkę w przestrzeni. Przyłapałem się również na tym, że zaczynają mnie męczyć klasyczne zasadzki wrogów. Wchodzisz do pomieszczenia, więc spodziewaj się przeciwnika “za drzwiami”. Podnosisz gówno-przedmiot, to spodziewaj się ataku z góry, albo z tyłu. Nudy, ech.

 

A i to nie wystarczyło, bo nie brakuje w SotE lokacji po prostu pustych, na eksplorację których możesz poświęcić godzinę i nie znaleźć nic wartościowego. Z jednej strony rozumiem, że to miało również stanowić pewien zabieg narracyjny, bo trudno oczekiwać, by w odizolowanych lokacjach przywitały nas tłumy wrogów, jak również niektóre miejscówki charakteryzują się osamotnionym nastrojem i zbyt liczne towarzystwo zepsułoby odbiór całości. Niemniej gracz wkraczając na nowy teren tego jeszcze nie wie i traci czas oraz energię na przeczesywanie pustej lokacji. Mnóstwo tutaj zakątków, w których aż by się prosiło umieścić jakąś nagrodę, a tam co najwyżej jakiś składnik do craftingu, czy inne gówno w postaci 200 run. Nie brakowało w SotE rozczarowujących eksploracyjnie momentów. Lokacji pustych, które bronią się pod względem LORE, ale gameplayowo nie mają nic do zaoferowania. Niestety. 

 

Co nie znaczy jeszcze, że sama eksploracja przyjemną nie była. Bo oprócz rozczarowań dostarczała też dużo satysfakcji. Te wszystkie nowe talizmany, zbroje, bronie, nawet jeśli z nich się nie zamierzało korzystać, to dawały jakąś uciechę z odnalezienia. Były realną nagrodą poszerzającą nasz wachlarz możliwości. Dla mnie to chyba najcenniejszy aspekt zarówno podstawki, jak i dodatku. A że twórcy bardzo chytrze potrafią chować przed graczami kolejne sekrety, to satysfakcja tym większa.

 

Tym bardziej, że SotE wręcz wymaga od nas eksploracji. Bo nasza siła i wytrzymałość nie zależy już wyłącznie od poziomu postaci, ale przede wszystkim od ilości odnalezionych fragmentów Scadutree. Ten autonomiczny system progresu likwiduje kwestię farmienia poziomów, a zamiast tego zobowiązuje do szukania wzmocnień w świecie i wyraźnie premiuje eksplorację. I to mi się akurat bardzo podobało, choć może tylko dlatego, że i tak jestem typem liżącym ściany, więc w byłem w uprzywilejowanej sytuacji.

 

I tak jak wspomniałem na początku - mam mieszane uczucia. Z jednej strony ogromnie doceniam niektóre elementy, lokacje, bossów. Z drugiej jestem rozczarowany innymi aspektami i poczułem, że tracę czas (eksploruj ogromną lokację, by na koniec dowiedzieć się, że niczego cennego w niej nie było). Dużo tutaj prawdziwych łakoci i zachwytów, ale nie brakuje też cukrowej waty sztucznie wypełniającej niezagospodarowaną przestrzeń. 

 

Generalnie nie jestem przekonany czy SotE w pełni wynagradza nam dwa lata oczekiwania. Zaznaczam: dwa lata. I jednocześnie śmiem zakładać, że już w trakcie premiery Elden Ringa istniały jakieś zręby dodatku, niewykorzystane lokacje, przeciwnicy. Koniec końców niby fajnie, ale pozostało wrażenie z jedzenia dwuletniego kotleta podanego na nowym talerzu.

 

ELDENRING_20240803164725.thumb.jpg.3b7d597fb65987486728d3b424b3efa7.jpg

  • Plusik 7
  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Gris [PC]

 

Po początkowych zachwytach wrażeniami audiowizualnymi gra zaczęła mnie męczyć. Jednak stwierdziłem ,że zmęczę, w sumie z dwóch powodów. Jeden z nich który w sumie pchał mnie do grania to długość gry, słyszałem ,że jest krótka i taka faktycznie jest. Jednak myślałem ,że jest to bliżej 2h niż ponad 3h. Drugi to gra świetnie nadaje się na krótkie sesje przed snem czy na kibelku. Nie dałbym rady w to grać w dłuższych sesjach z powodu miałkiej rozgrywki. 

 

Z zalet na pewno można wymienić artystyczną wizję twórców i operowanie kolorami czy ciekawy projekt świata. Jednak jest to przede wszystkim gra i na tym polu zawodzi. Rozgrywka jest bardzo prosta, właściwie jest to platformówka bez przeciwników czy elementów walki. Niektórzy tutaj wspominają o elementach gry logicznej - ja kompletnie tego tutaj nie widzę. Równie dobrze można powiedzieć ,że Doom 1 ma elementy logiczne bo musimy szukać przejść czy kluczy.  Nawet nie wiem czy w tej grze można zginąć czy zobaczyć ekran game over. 

 

Gris na pewno przyciąga oprawą, wygląda jak gra malowana akrylami, jeśli się mylę wybaczcie ale na malarstwie się nie znam. I wrażenia audiowizualne są bardzo przyjemne dla oka i odprężające. Zwłaszcza ,że gra czasami zabiera nam kontrolę i pozwala się cieszyć tym co widzimy. Muzyka również sztos, usłyszymy tutaj masę delikatnego plumkania czy sporadycznych śpiewów co wraz z oprawą buduje niesamowity klimat tej produkcji.

 

Jak ktoś lubi spokojne i odprężające gry to jest to zdecydowanie tytuł dla niego.  Ja jednak jestem z obozu adhd w grach i nie lubię jak gry zabierają mi kontrolę i nie wymagają tańca palców na padzie czy klawiaturze. Niby gra aspiruje aby koncentrować się na życiowych problemach ale ta narracja i jej płytkość do mnie nie trafia, wszystko tutaj jest delikatne i bardzo subtelne. Jednak nie można Hiszpanom odmówić wizji artystycznej czy talentu. 

 

image.thumb.png.9b8671627653a5a692f6fa3c9f8e3fd7.png

 

 

 

 

  • Plusik 4
Odnośnik do komentarza

Silent Hill 2 (PS2)

 

O samej grze zbyt dużo nie będzie. Przez ponad 20 lat wszytko zostało już powiedziane. Jest cudowna i w sumie cieszę się, że przeszedłem teraz, nie w gimbazie :)

 

Bo lepiej późno, niż wcale, no nie chłopaki? Tych kilkanaście lat temu robiłem podchody do SH2 na PC, ale jakoś granie na klawiaturze mi nie siadło. Później SH3 próbowałem na piracie na PS2, ale wypalone DVD nie ma duszy. Na końcu SH4, w którym miałem artefakty i 15 FPS na PC, więc grać się nie dało. Rzuciłem w kąt na lata i czekałem na lepsze czasy. A ssanie było okropne.

 

Już miałem kupować HD edition, już miałem przymknąć oko na żenujący poziom tego portu i kliknąć KUP w promocyjnej cenie 30 paru złotych, byleby tylko wejść do cichego wzgórza, bo mimo iż romans nasz był krótki, to wspominam go wspaniale i pamięciówa leci mocno. Na szczęście opamietałem moje chore seksualne żądze i grzecznie poczekałem na to, aż gry dolecą do mnie z JAP. Teraz będę sobie ogrywać jedną po drugiej na natywnym sprzęcie, czyli tak, jak zawsze chciałem :)

 

W oczekiwaniu na przesyłkę oglądałem nawet filmy na YT, w których chłopy robili revisit SH2 w ostatnich latach i odpowiadali na postawione pytanie, czy daje radę w roku 202X, czy da się grać w momencie, gdy współczesne mechaniki przyzwyczaiły nas do pewnych dogodności. Ich zdaniem czasem tak, czasem nie, główna bolączka to praca kamery i jej obracanie pod L2. Zakichane dżenzi, ja tam po włączeniu gry czułem się jak w domu! Wszystko z UX/UI się zgadza, takie gry mnie wychowały. W sumie cała gra opiera się na łażeniu od pokoju do pokoju, tylko robi to doskonale.

 

Do dziś robią na mnie wrażenie tekstury, level design, cały art style i rzecz najważniejsza - światło. Lubię takie pierdoły jak jakieś napisy, graffiti, malunki, pierdoły porozstawiane po kątach. To wszytko (pierwszoplanowe) jest nadal czytelne i doskonale zrozumiałe. I nie wiem, jak to jest, ale 20-letni cień jest ciemniejszy od współczesnego. Bez rejtreja efesara 2137 teraflopsów i innych systemów można było uzyskać świetny efekt na urządzeniu, które jest słabsze od najsłabszego telefonu na rynku. I zrobili to w dwa lata.

 

No i po ukończeniu mam refleksję - czy Bloober dowiezie w kwestii remake'u? No nie wierzę. Trzeba być lekko odklejonym Japończykiem, żeby przedstawić swoje dzikie pomysły i wizje w taki sposób, jak w oryginale. Trzymam za nich kciuki, ale ich interpretacja będzie europejska. Ja bym mimo wszystko wolał, żeby grę zrobili w ojcowiźnie.

 

  • Plusik 8
  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza
27 minut temu, ProstyHeker napisał(a):

grzecznie poczekałem na to, aż gry dolecą do mnie z JAP. Teraz będę sobie ogrywać jedną po drugiej na natywnym sprzęcie, czyli tak, jak zawsze chciałem

Tu sie zgubilem. Zamowiles 1-4 z jap? Tzn beda z krzaczkami? Ale 2ke juz ograles...

Odnośnik do komentarza

Ninja Gaiden 3: Razor's Edge (PS3)

 

Naczelny rzeźnik klanu Hayabusa ponownie w natarciu. Towarzyszą mu wiadra krwi, i masa amputowanych bronią białą kończyn. Powód całej krwawej łaźni? Pewien alchemik przeniósł całą negatywną energię zebraną w mieczu Hayabusy na niego samego, co wyzwala klątwę. Trzeba więc ścigać cwaniaka, żeby odkręcić cały ten bajzel. Sytuację pogarsza fakt, że Hayabusa ma na to tylko kilka dni, bo klątwa szybko postępuje, i zabija naszego zakapiora.

 

Ta odsłona serii jest zdecydowanie bardziej liniowa niż poprzedniczki. Nie ma tutaj szukania kluczy, półotwartych przestrzeni, czy backtrackingu. W zamian gra jest dynamiczniejsza, wszystko dzieje się szybciej, jest więcej przeciwników na ekranie, do tego są agresywniejsi. Zmieniony został również system zwiększania maksymalnej liczby punktów życia. Zamiast znanych koralików, trzeba zebrać odpowiednią liczbę złotych skarabeuszy aby odblokować kolejne poziomy ulepszenia, a następnie wykupić je za punkty karmy zdobyte za zabijanie przeciwników. Tak samo wygląda ulepszanie broni, i uczenie się  umiejętności. Nie można również leczyć się przedmiotami, trzeba to robić poprzez użycie ninpo, lub jeśli mamy wykupionego skilla, wcisnąć L3, co w zamian za odnowienie energii "zjada" pasek ninpo. Ponownie można podczas rozgrywki znaleźć kryształowe czaszki, które przenoszą do wyzwania. Opłaca się je robić, bo nawet gdy nie wyjdzie, wracamy z pełnym paskiem życia. Przez większość czasu poruszamy się Ryu, ale dwa razy wcielimy się w Ayane. Po ukończeniu fabuły odblokowuje się wybór rozdziałów, w których można oprócz wyżej wymienionych grać Momiji i Kasumi.

 

Narzędziami zbrodni wojennych są znane z poprzednich części bronie, takie jak na przykład miecz, pałka, podwójne katany, łuk, czy wielka kosa. Wraz z ich ulepszaniem zmienia się wygląd, i mamy dostęp do nowych combosów. A te będą potrzebne, bo przeciwnicy nie mają litości, i napierają dużymi grupami, mając w składzie nawet typków z wyrzutniami rakiet. Do tego gdy są obici, potrafi im się odpalić atak kamikaze który podczas trafienia zmniejsza maksymalną ilość punktów życia. Można go łatwo zauważyć, bo w trakcie jego trwania oponenci emanują czarno-czerwoną aurą. Jeżeli uderzymy takiego delikwenta zanim on to zrobi, zabijamy go na strzała, i możemy dobrać się do kolejnego (jeśli jest blisko), również eliminując go jednym cięciem. I tak robimy łańcuszek aż zabraknie mięsa w pobliżu. Działa to również na bossów, z tym że nie zabija to ich, tylko zadaje duże obrażenia. A ci są konkretnymi twardzielami. Co się nawymyślałem nowych inwektyw, to moje. Walki z nimi są trudne, ale dość szybkie. Przez dużą dynamiczność gry można ich zaszlachtować w kilka minut, niektórych w pięć, może sześć.

 

Wszystko śmiga w 720p/60fps (oprócz cutscenek, te są w 30fps) ze spadkami w momentach gdy dużo się dzieje, ale nie są one na tyle duże i częste żeby przeszkadzało u odbiorze. Otoczenie i modele postaci wyglądają dobrze, krew zachlapuje przeciwników, o gdy obetnie się im nogę, zaczynają się czołgać. Takiej brutalności nie powstydziłby się Kratos. Oponenci są dość zróżnicowani, choć jeden rodzaj minibossa dość często się powtarza.

 

Podczas potyczek przygrywają mocne, gitarowe brzmienia wspierane japońskimi instrumentami, które zagrzewają do walki. Świetnie pasują do tego, co się dzieje na ekranie, i wpadają w ucho.

 

Gra jest trudna, ale można sobie odpalić Hero Mode, gdzie uniki są wykonywane automatycznie. Osobiście skończyłem ją na normalu, a skoro ja dałem radę, to każdy sobie poradzi. Jest to całkiem dobra część serii. Może nie jest tak dobra jak moja ulubiona dwójeczka, ale to ciągle przyzwoity tytuł. Jak ktoś lubi mocną brutalność i wyzwanie, może śmiało podchodzić.

  • Plusik 4
Odnośnik do komentarza

Kao the Kangaroo (PS5) - Generalnie gra sama w sobie jest naprawdę spoko. Niewymagający platformer w półotwartym świecie, który choć z pozoru daje nam jakieś pole do eksploracji to w praktyce i tak prowadzi nas jedną ścieżką. Oczywiście nie przeszkadza to w niczym, ot tylko chciałbym zauważyć, że jakakolwiek wolność wyboru jest w tej grze raczej iluzoryczna, a poszczególne światy to tylko rozszerzone warp roomy.

 

Jakby pominąć masę drobnych, oraz jeden bardzo uciążliwy błąd jaki mnie spotkał to byłbym w stanie przyznać tej grze solidne 8/10, bo mimo że nie ma tu za wiele zawartości to jest to bardzo dobra gra, a i mniejsza treść nie musi być przecież wadą, a przynajmniej dla mnie. Problem w tym, że pod koniec tytuł dał mi w kość, bo przez jakiś błąd, na przedostatnim poziomie nie mogłem ruszyć kilku skrzynek a co za tym idzie dokończyć etap. Na dodatek po wyjściu z gry i ponownym uruchomieniu, ta za każdym razem wywalała się przy próbie uruchomienia zapisu. Już praktycznie pogodziłem się z przegraną, co gorsza na samym końcu gry, ale postanowiłem jeszcze sprawdzić czy najnowsza łatka jakimś cudem umożliwi odczyt zapisanej gry a może nawet jej ukończenie. I tak też faktycznie było, więc tytuł mogę śmiało "odhaczyć" na liście ukończonych gier.

 

Jeśli ktoś ma ochotę zagrać to mogę powiedzieć, że warto spróbować ograć. Pamiętajcie tylko o pobraniu patcha, bo bez niego nie gwarantuję, że gra da się ukończyć, z nim z resztą też :ragus:

Odnośnik do komentarza
Godzinę temu, Josh napisał(a):

Pamiętam, że była gnojona dosyć mocno, ale jak tak godzinkę pograłem, to nie czułem aż tak dużego downgrade'u względem poprzednich części. Może za jakiś czas przejdę całą.

Godzinę temu, Mari4n napisał(a):

Też pamiętam tą aferę, ale to dotyczyło tej pierwszej wersji, Razor's Edge jest poprawiony.

Otóż to. Razor's Edge nie jest idealny, ale względem oryginalnej trójki to jakościowo jest między nimi przepaść. Zostawię dla potomnych taką retrospekcję-analizę obu wydań, po której nie będzie wątpliwości dlaczego oryginalna trójka jest kasztanem nad kasztany:

Odnośnik do komentarza

Razor's Edge (nie grałem w oryginalną trojkę) to tytuł z tym problemem, że w najlepszych momentach przypomina dlaczego Ninja Gaiden to taka wspaniała seria i człowiek jest zafascynowany tym baletem przemocy na ekranie, a w najgorszych człowiek zadaje sobie pytanie, kto ze studia tak nienawidził tej marki, że postanowił to puścić do produkcji. Przyzwoita gra, słaby Ninja Gaiden. A że słaby Ninja Gaiden i tak przerasta walką (kiedy gra działa jak trzeba) praktycznie wszystko inne, to jeszcze kolejny temat. Tak jak powroty do pozostałych NG to dla mnie normalna sprawa, tak do NG3 wracać nie będę.

  • Plusik 1
Odnośnik do komentarza

Skończyłem Star Wars Force Unleashed 2. Bardzo słaba gra, mega się zawiodłem bo jestem fanem jedynki której też brakuje bardzo dużo żeby z czystym sumieniem powiedzieć że jest bardzo dobra no ale mimo wszystko była przyjemną gierką w swoich latach. Dwójka chciała być uncharted w świecie sw tylko że twórcy nie mieli pieniędzy od wydawcy ani tyle talentu co nd żeby to się udało więc dostajemy gre na 4h z nudną historią która w przeciwieństwie do jedynki nic nie wnosi do tego świata, pseudo epickimi akcjami które raczej bawią bo wyglądają mega średnio a to wszystko kończymy na dosłownie 3 lokacjach i 3 bossami xD Na plus jedynie dalej męczenie szturmowców mocą bo dalej sprawia to mase frajdy a tym razem odpadają im części pancerza i można uciąć im łeb i kończyny mieczem więc jest fajno, na ten moment wątpie że ktoś jeszcze zrobi gre sw z lepszą zabawą mocą. Gra tylko dla fanów jedynki i star warsów a szkoda bo ta seria miała potencjał po jedynce

  • Plusik 4
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...