Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

Pare dni temu scrolowalem sobie downloadliste na ps3 i widze ze demo fu2 to zassalem bo sie temat jakis toczyl. No i przypomnialo mi sie, ze nic oprocz tego poczatku z gry nie pamietam. Tak jak mlody pisze, jedynka zapadala w pamiec chociaby za sprawa lokacji, tutaj mam wrazenie ze 2ka to sie rozgrywa ciagle w jakichs budynkach. Nawet trailer odpalany w menu to jest jedna szara masa.

  • This 1
Odnośnik do komentarza

Spyro the Dragon

Bardzo ładna, wręcz śliczna, relaksująca platformówka. Sympatyczna, prosta, krótka. Ot takie 7/10.

To tak z dzisiejszego punktu widzenia. A jak to wygląda gdybym ją oceniał w czasach jak wyszła? Szczerze mówiąc to gorzej. Wersja na PSOne wyglądała, nawet swojego czasu, po prostu słabo, a sama gra to wygląda raczej na koncept gry niż gotowy produkt. Spyro wyszedł w tym samym okresie co Banjo-Kazooie i dwa lata po Mario64. Obydwie te gry po prostu miażdżą Spyro pod każdym względem. W Spyro to co robimy w  pierwszej minucie gry robimy też w ostatniej. Zero nowych skilli, zero urozmaicenia. Samo platformówkowanie bardzo bardzo uproszczone. To, że gra rozpoczęła serię jest dla mnie wytłumaczalne tylko przez fakt, że posiadacze Playstation byli bardzo głodni platformówek 3D. Na N64 ta gra zbierałaby oceny rzędu 3-5/10.

Jako część trylogii polecam zagrać właśnie z powodów historycznych. Szczególnie jak właśnie było się na bieżąco z tytuałami z N64. Ciekawy jestem jaki postęp się dokonał w kolejnych częściach

Edytowane przez Homelander
Odnośnik do komentarza

No postęp dokonał się duży, bo Spyro 2 wprowadza zupełnie inny sposób robienia progresu, opierający się na wykonywaniu "zadań" od NPCów, zaliczaniu mini gierek no i standardowo, eksploracji. Do tego każdy poziom ma intro i outro, jest więcej humoru i "fabuły". Trójka poszła tą samą drogą, dodając do tego okazjonalne sterowanie innymi postaciami.

 

O ile w porównaniu z tuzami z N64 Spyro może wypadać nieco blado, tak stawianie sprawy w ten sposób jest trochę nie fair. Rynek, szczególnie w czasach szaraka, był pełny różnorodnych tytułów i dla każdego było miejsce, siłą rzeczy ciężko, żeby wszystko było na poziomie gatunkowej topki. To tak jakby cisnąć po Bloody Roar 2, że to nie głębia Tekkena 3.

 

Osobiście zawsze wolałem 2 i 3 od jedynki, bo faktycznie jest ona stosunkowo "płytką" grą, z drugiej strony to po prostu collectathon w najczystszej formie: zbieraj gemy, uwalniaj smoki, rozwalaj przeciwników. Jak na 1998: spoko. A technicznie to zwyczajnie potwór, osiągnąć takie coś na PSX to nie lada wyczyn (wielkość poziomów, brak dorysowywania się, jakość tekstur, w końcu rozdzielczość). Ja tam niedawno sięgnąłem po raz pierwszy po takie Banjo-Kazooie i trochę się odbiłem (choć wrócić zamierzam), rozumiem argumenty "za", ale brak tam swego rodzaju przystępności, płynności, jakiejś takiej pozytywnie rozumianej nowoczesności, którą dostaliśmy w Spyro. Smok jest ultra responsywny, szybki, zresztą scena speedrunu dobrze to unaocznia.


Gdzieś tam narzekałeś jeszcze na OST, no to tu już nie powiem, że gusta są różne, bo muzyka w Spyro to zwyczajny SZTOS i tu nie ma o czym gadać, pan Copeland dostarczył wspaniałe kompozycje do całej trylogii (i czwórki) i w dużej mierze dzięki niemu ta seria jest tak magiczna i powrót po latach wywołuje taką nostalgię.

 

 

 

:gigabeta:

Edytowane przez kotlet_schabowy
  • Plusik 3
  • Lubię! 1
Odnośnik do komentarza

Widziałem i grałem w Spyro w 1998 roku. Miałem właśnie wtedy N64 i Spyro wydawał mi się brzydki i prymitywny na tle właśnie Banjo czy Mario. 

Porównanie do Bloody Roar 2 niezbyt trafione, bo Bloody Roar nie cieszy się kultem, a Spyro zdecydowanie tak. 

No cóż, Spyro odniósł sukces, bo mimo wszystko był kompetentną grą, miał na siebie pomysł, była kolorowa, responsywna, a dziesiątki milionów posiadaczy Playstation chciało mieć platformówkę 3D i Spyro dostarczył. Zobaczymy kolejne części, bo jednak uwielbiam takie giereczki

Odnośnik do komentarza

Przemęczyłem The Last Story i jest to kawał dziwnej gry. Kiedy działa, człowiek ma wrażenie, że gra w jakieś eleganckie zaginione Final Fantasy. Kiedy gra ma problemy, to z kolei zastanawia się czy to nie był projekt jakichś studentów na zaliczenie z jRPG na Uniwersytecie w Tokio - Mistwalker składa(ł) się może ze starych wyg, ale jedyną osobą, która tutaj w pełni dowiozła jest Uematsu, który zrobił tu IMO jeden ze swoich lepszych soundtracków.

 

Ale po kolei o tym exie z Nintendo Wii. Po smutnym świecie Ostatniej Historii krąży sobie grupka najemników marzących o lepszym życiu, a wśród nich główny protagonista w osobie pierdoły o złotym sercu imieniem Zael (pozostałymi pogramy sobie czasem w krótkich segmentach). Wojaże rzucają ich na usługi hrabiego Arganana, a w czasie jednej z eskapad Zael zostaje obdarzony istotną fabularnie mocą Outsidera (nie jest to bynajmniej ten sam ancymon, co w serii Dishonored). Dosyć szybko zaczyna się wątek romansowy z bratanicą hrabiego, lokalne orki atakują wyspę, gdzie dzieje się akcja, a tak w ogóle to... Dobra, nie spoileruję.

 

Napiszę tylko, że czasem ta historyjka wypada jako przyjemne feel good story - ekipa Zaela to dobrze zarysowane i sympatyczne postacie, którym pomimo wad bardzo łatwo kibicować. Zael oczywiście bawi w swoim byciu ministrantem, ale nawet miło gra się kimś, kto nie jest edgy cwaniakiem, a po prostu poczciwą chłopaczyną, którą wyżej stawia dobro niewinnych nad swoje własne.

 

Czasem z kolei ta historia to bajzel pisany na kolanie z wątkami, które nie mają czasu zostać wytłumaczone (magiczne oko Yuricka - mimo zrobienia w grze całej pobocznej treści związanej z tą postacią dalej nie wiem, o co dokładnie chodziło z tym kamulcem w oczodole zwiększającym jego ofensywne umiejętności), a scenarzysta zmienia sposób działania mocy głównego bohatera wedle własnej wygody. Tym samym Zael, który dzięki mocy Outsidera może ratować ciężko rannych towarzyszy, raz wskrzesza w cutscenkach postać, która nie ma już prawa żyć, by kilka godzin później nagle zapomnieć o swoich uzdrawiających właściwościach, gdy jego kumpel leży ranny i jeszcze całkiem dycha. Ogólnie to historia pod koniec robi się męcząca.

 

A jak w to się gra? Na papierze i kiedy gra nie robi inby, to całkiem całkiem. Bezpośrednio sterujemy tylko Zaelem, który może wydawać komendy oraz ma kilka odblokowywanych z czasem umiejętności. Poza chowaniem się za osłonami, dzięki czemu może podkraść się do przeciwnika i przywalić mocniej, może także turlać się, postrzelać z kuszy czy kontrować ataki, a przede wszystkim szybko poruszać się po polu bitwy za pomocą umiejętności o nazwie "Gale". Co więcej, rzucane przez postacie po stronie gracza i wroga czary zostawiają na ziemi kręgi, które za pomocą "gale" można wysadzić. W ten sposób zadaje się obrażenia, narzuca statusy, ale też np. leczy postacie czy neutralizuje czary wroga. A sam Zael posiada też przede wszystkim zdolność do ściągania na siebie uwagi wroga - wtedy przeciwnicy rzucają się na niego, a on poza odciągnięciem uwagi od reszty ekipy zyskuje parę innych bajerów jak odnawianie HP celnymi ciosami, przyśpieszanie rzucania czarów przez resztę czy możliwość narzucenia statusu "gravity" po zatankowaniu paru ciosów na grupę wrogów.

 

Tyle tylko, że często w praktyce to nie działa - często się tego nie zauważa, bo gra jest łatwa, ale przy końcu to drażni. Odpowiadają za to trzy rzeczy - pierwsza to niesamowicie kretyńska decyzja o tym, że nie ma przycisku ataku. Zael atakuje przeciwników, w których "wbiega" - działa to absolutnie koszmarnie, kiedy chcemy gdzieś przejść, ale obok stoi grupa wrogów czy chcemy dojechać maga kryjącego się za resztą. Zael będzie ciął najbliższego przeciwnika, jakby jutra miało nie być. Kamera też potrafi odwalać cuda. Do tego nasi rezolutni najemnicy w czasie bitwy wydają się być beneficjentami jakiegoś fantasy PFRONu - co robią nasi magowie, gdy otaczają ich wrogowie? Chowają się? Walczą wręcz? Nie, rzucają fireballe, które ładują się dosłownie 20 sekund. Co może pójść nie tak?

 

Graficzka jest spoko jak na możliwości Wii (to w końcu był niewiele mocniejszy Gamecube tak po prawdzie), natomiast gra się czasem potrafi mocno dławić. Natomiast, jak pisałem wcześniej, muzyka wypada absolutnie super.

 

Poświęciłem The Last Story te 20 godzin i mimo wspomnianych wad, to przez większość tego czasu było w miarę przyjemnie. Były jednak też momenty absolutnie frustrujące (jedna z ostatnich walk z bossami, kiedy mamy do dyspozycji poza Zaelem dwóch magów, którzy za wszelką cenę chcą umrzeć), a fabuła średnio dowozi. 

 

A tutaj link do sountracku:

https://www.youtube.com/watch?v=tcqZz3Vfk3M&list=PLBW8mEzGrOKj_LyTxiCapbOntIp_jvoqu

Edytowane przez Jukka Sarasti
  • Plusik 2
Odnośnik do komentarza

RALLY-CHAMPIONSHIP-PS2

 

Wczoraj mnie coś natchnęło, aby uruchomić PS2 i sięgnąć po jakąś grę. Tak w sumie bez większego namysłu wyciągnąłem Rally Championship. Jest to gra na PlayStation 2 wydana w 2002 roku przez studio SCi. Tytuł ten znany może być także posiadaczom PSX, PC oraz GC. Co ciekawe, wersje na pierwszego plejaka i pecety są zupełnie różne od tej na PS2, która prawdopodobnie jest bliźniacza z wersją na konsolę Nintendo.

 

Osobiście posidam także wydania na PC i PSXa, ale jakoś nigdy dłużej w nie nie grałem. Do pecetowej mam sentyment, bowiem lata temu przypadkiem upolowałem ją nową w Empiku. Generalnie fajna gra, do tego w polskiej wersji językowej wraz z dwoma głosami pilotów. No, ale wróćmy do wersji PS2.

 

Zacząłem w to grać zupełnie spontanicznie. Nie miałem żadnych oczekiwań w stosunku do tej gry, nie miałem też większej wiedzy na jej temat, więc zacząłem grę z "czystą kartą". No i muszę powiedzieć, że grało mi się naprawdę nieźle! Fakt, pod względem oprawy graficznej gra mocno odstaje od standardów późniejszych gier drugiego plejaka i wygląda raczej jak nieco podciągnięta gra na pierwsze PlayStation. HUD wygląda nieco ubogo, trasy są dosyć "ascetyczne", a modele aut nie są najwyższych lotów, nawet jak na PS2. Nie uważam jednak, że to jakakolwiek wada tej gry, bo nadal wszystko jest jasne i czytelne, a dosyć surową oprawę graficzną można wybaczyć, zważywszy że nie jest to raczej tytuł stworzony przy wysokim budżecie, na dodatek wydany w 2002 roku, czyli w czasie, gdy PS2 dopiero sięgało swoich wyżyn.

 

No, ale oprócz grafiki liczy się przede wszystkim grywalność. I tutaj gra naprawdę robi robotę :D Jest to zdecydowanie bardzo wyraźnie arcade'owa rajdówka, której zdecydowanie blisko do takich serii jak Sega Rally czy V-Rally. Na szczęście w przeciwieństwie do flagowej pozycji SEGI, tutejsze zawody nie opierają się na walce z czasem, wyjętej rodem z automatów do gier. Tryb kariery wygląda tutaj tak, że kupujemy podstawowe auto i na początek startujemy w lokalnych rajdach aby tylko zarobić na pierwszy "poważny" wóz wpisujący się w jedną z trzech klasyfikacji rajdowych mistrzostw. Wówczas przed nami otworem stają wyzwania w klasach: 1600, 2000 oraz Pro. Oczywiście jak już łatwo się domyślić, każda klasa to zupełnie inne auta, więc wraz z kolejnymi mistrzostwami należy zmieniać nasz bolid na odpowiedni dla danego wyzwania. Na szczęście kończąc jedne mistrzostwa, jesteśmy w stanie zarobić tyle, aby kupić wóz wyższej klasy i nie musimy tutaj "grindować" kasy w tych lokalnych rajdach. Oczywiście mamy taką możliwość jeśli chcemy zarobić na nieco lepszy wóz, ale osobiście nie pokusiłem się o taką opcję, a i tak radziłem sobie całkiem nieźle.

 

Model jazdy to już czysty arcade. Auta prowadzą się bardzo dynamicznie, rozgrywka mocno przypomina wspomniane tutaj już Sega Rally oraz V-Rally. Trasy mimo że są generalnie ubogie w detale, to posiadają różne utrudnienia, dzięki którym gra zyskuje nieco charakteru i czasem będziemy musieli się trochę "poślizgać" między szykanami. Wbrew temu co można podejrzewać, taka rozgrywka jest naprawdę przyjemna i omijanie przeszkód odbywa się zwykle płynnie nawet przy większych prędkościach. Nie jestem ekspertem w tych sprawach, ale wydaje mi się, że tytuł ten działa w 60FPSach, a przynajmniej na tyle płynnie, że świetnie oddaje on tempo rozgrywki.

 

Z racji, że jest to gra mocno arcade'owa to nie ma tu za wiele do roboty poza samym ściganiem. System uszkodzeń auta jest bardziej "umowny" i mimo że nie raz otrzymywałem informację o uszkodzonym wydechu, oświetleniu i tym podobnych to nie wpływało to jakoś szczególnie na jazdę. Muszę też wspomnieć tutaj, że nasz bolid naprawia się automatycznie po każdym przejechanym odcinku, także nie uświadczymy tutaj typowej "strefy serwisowej" znanej z choćby Colin McRae Rally. Jedyne na co mamy jakikolwiek wpływ to podstawowe ustawienia zawieszenia, opon i tym podobnych, ale przyznam szczerze, że osobiście zmieniałem tylko opony na śniegowe w zimowych rajdach i nic poza tym nie robiłem.

 

Muszę wam naprawdę szczerze polecić ten tytuł. Niepozorna, prosta, obiektywnie może niezbyt urodziwa, ale naprawdę solidna i dająca masę frajdy rajdówka! Jeśli ktoś szuka odskoczni od gier pokroju WRC czy CMR to nie będzie zawiedziony :)

  • Plusik 6
Odnośnik do komentarza
4 godziny temu, Quake96 napisał(a):

RALLY-CHAMPIONSHIP-PS2

 

Wczoraj mnie coś natchnęło, aby uruchomić PS2 i sięgnąć po jakąś grę. Tak w sumie bez większego namysłu wyciągnąłem Rally Championship. Jest to gra na PlayStation 2 wydana w 2002 roku przez studio SCi. Tytuł ten znany może być także posiadaczom PSX, PC oraz GC. Co ciekawe, wersje na pierwszego plejaka i pecety są zupełnie różne od tej na PS2, która prawdopodobnie jest bliźniacza z wersją na konsolę Nintendo.

 

Osobiście posidam także wydania na PC i PSXa, ale jakoś nigdy dłużej w nie nie grałem. Do pecetowej mam sentyment, bowiem lata temu przypadkiem upolowałem ją nową w Empiku. Generalnie fajna gra, do tego w polskiej wersji językowej wraz z dwoma głosami pilotów. No, ale wróćmy do wersji PS2.

 

Zacząłem w to grać zupełnie spontanicznie. Nie miałem żadnych oczekiwań w stosunku do tej gry, nie miałem też większej wiedzy na jej temat, więc zacząłem grę z "czystą kartą". No i muszę powiedzieć, że grało mi się naprawdę nieźle! Fakt, pod względem oprawy graficznej gra mocno odstaje od standardów późniejszych gier drugiego plejaka i wygląda raczej jak nieco podciągnięta gra na pierwsze PlayStation. HUD wygląda nieco ubogo, trasy są dosyć "ascetyczne", a modele aut nie są najwyższych lotów, nawet jak na PS2. Nie uważam jednak, że to jakakolwiek wada tej gry, bo nadal wszystko jest jasne i czytelne, a dosyć surową oprawę graficzną można wybaczyć, zważywszy że nie jest to raczej tytuł stworzony przy wysokim budżecie, na dodatek wydany w 2002 roku, czyli w czasie, gdy PS2 dopiero sięgało swoich wyżyn.

 

No, ale oprócz grafiki liczy się przede wszystkim grywalność. I tutaj gra naprawdę robi robotę :D Jest to zdecydowanie bardzo wyraźnie arcade'owa rajdówka, której zdecydowanie blisko do takich serii jak Sega Rally czy V-Rally. Na szczęście w przeciwieństwie do flagowej pozycji SEGI, tutejsze zawody nie opierają się na walce z czasem, wyjętej rodem z automatów do gier. Tryb kariery wygląda tutaj tak, że kupujemy podstawowe auto i na początek startujemy w lokalnych rajdach aby tylko zarobić na pierwszy "poważny" wóz wpisujący się w jedną z trzech klasyfikacji rajdowych mistrzostw. Wówczas przed nami otworem stają wyzwania w klasach: 1600, 2000 oraz Pro. Oczywiście jak już łatwo się domyślić, każda klasa to zupełnie inne auta, więc wraz z kolejnymi mistrzostwami należy zmieniać nasz bolid na odpowiedni dla danego wyzwania. Na szczęście kończąc jedne mistrzostwa, jesteśmy w stanie zarobić tyle, aby kupić wóz wyższej klasy i nie musimy tutaj "grindować" kasy w tych lokalnych rajdach. Oczywiście mamy taką możliwość jeśli chcemy zarobić na nieco lepszy wóz, ale osobiście nie pokusiłem się o taką opcję, a i tak radziłem sobie całkiem nieźle.

 

Model jazdy to już czysty arcade. Auta prowadzą się bardzo dynamicznie, rozgrywka mocno przypomina wspomniane tutaj już Sega Rally oraz V-Rally. Trasy mimo że są generalnie ubogie w detale, to posiadają różne utrudnienia, dzięki którym gra zyskuje nieco charakteru i czasem będziemy musieli się trochę "poślizgać" między szykanami. Wbrew temu co można podejrzewać, taka rozgrywka jest naprawdę przyjemna i omijanie przeszkód odbywa się zwykle płynnie nawet przy większych prędkościach. Nie jestem ekspertem w tych sprawach, ale wydaje mi się, że tytuł ten działa w 60FPSach, a przynajmniej na tyle płynnie, że świetnie oddaje on tempo rozgrywki.

 

Z racji, że jest to gra mocno arcade'owa to nie ma tu za wiele do roboty poza samym ściganiem. System uszkodzeń auta jest bardziej "umowny" i mimo że nie raz otrzymywałem informację o uszkodzonym wydechu, oświetleniu i tym podobnych to nie wpływało to jakoś szczególnie na jazdę. Muszę też wspomnieć tutaj, że nasz bolid naprawia się automatycznie po każdym przejechanym odcinku, także nie uświadczymy tutaj typowej "strefy serwisowej" znanej z choćby Colin McRae Rally. Jedyne na co mamy jakikolwiek wpływ to podstawowe ustawienia zawieszenia, opon i tym podobnych, ale przyznam szczerze, że osobiście zmieniałem tylko opony na śniegowe w zimowych rajdach i nic poza tym nie robiłem.

 

Muszę wam naprawdę szczerze polecić ten tytuł. Niepozorna, prosta, obiektywnie może niezbyt urodziwa, ale naprawdę solidna i dająca masę frajdy rajdówka! Jeśli ktoś szuka odskoczni od gier pokroju WRC czy CMR to nie będzie zawiedziony :)

 

Sci po tym zrobiło Richarda burnsa z tego co pamiętam 

Odnośnik do komentarza

To jedna z tych gier, które mam w serduszku, które uwielbiam, ale zdecydowanie nie chcę do nich wracać (chociaż remake a'la Black Mesa biorę z miejsca). Gra faktycznie sprawiała, że czułem się jak najemnik na misji, a te gore tylko tę immersję pogłębiało. Pamiętam tylko, że końcówka była kompletnie spieprzona, bo poszli w jakieś futurystyczne bronie, laboratoria i tak dalej. 

Odnośnik do komentarza

Próbowałem kiedyś w wersję na PS2, i była dla mnie niegrywalna. Zresztą oceny, to chyba też odzwierciedlają, że jest dużo gorzej niż na taborecie.

W ogóle te lata zerowe 21., to ciężki czas dla konsolowych portów(nawet kultowych tytułów) jeśli chodzi o FPS/TPS-y, bo jeszcze się uczyli jak robić, to dobrze.

Odnośnik do komentarza

Bardzo późno ograłem całego Blacka i Timesplittersy, bo dopiero na Series X i bawiłem się przednio. Wiadomo, że gameplay już nie jest współczesny ale ja akurat lubię szeroko pojęte strzelanki, więc się nie zgadzam z Homim:boomer:

 

Niby dlaczego Doom jeszcze tak? Przecież jest dużo starszy. Znajdą się osoby, dla których już nie podejdzie

Odnośnik do komentarza

Może nie każdy staroć wchodzi, ale np. przy pierwszym Quake kilka lat temu bawiłem się doskonale, a było to debiutanckie przejście gry młodszej ode mnie o rok. Taki Stalker czy Operation Flashpoint też swoje lata maja, a obecnie też się przy nich dobrze bawię (no, przy Operacji to mo częściej przykro po headshocie z drugiej połowy mapy i zaczynaniu misji od nowa :frog:).

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...