drozdu7 2 789 Opublikowano wtorek o 22:46 Opublikowano wtorek o 22:46 Dying Light 2 - długo zwlekałem bo czytałem w temacie że nie wyszło jakoś zbyt dobrze. No i dla mnie jako całość gorsza niż część pierwsza. Nie chciałem sobie tej gry zepsuć robieniem miliona guwno questów i innych "aktywności" których nayebano tu od groma. Skupiłem się na głównym wątku i części zadań pobocznych. Nadal się fajnie biega, rozwija postać i używa różnych gadżetów. Lotnia i linka z hakiem żeby było jeszcze przyjemniej Tu raczej wszystko po staremu. Co do historii w grze to wiąże się ona pośrednio z moim największym zarzutem do DL2. Główne miasto jest moim zdaniem okrutnie przecietne, nie wiem Harran miało jakiś swój klimat (dlatego lubię sobie czasem włączyć nawet na chwilę). Tutaj takie to nijakie jest, tylko niektóre tereny poza miastem jeszcze dają radę. O fabule jedynki mówiono generalnie że durna, mi się podobała ta konwencja. Tu tak samo, czasem zamulało i było głupio ale jakoś tam bohaterów poznałem, można było dokonać wyborów wpływających na zakończenie. Dla mnie spoko. Kilka misji też bardzo daję rady Spoiler Bieg na wiatrak, wspinaczka na budynek VNC, katedra i generalnie kompleksy najebane zombiakami, ucieczki pompujące adrenalinę Może bredzę, ale w jakimś sensie ta gra sprawiła mi więcej frajdy niz ogrywany wcześniej Spiderman 2 Dla mnie dobra gra, szkoda jedynie że to miasto takie bezjajeczne kierwa.. 7+/10 3 Cytuj
kotlet_schabowy 2 693 Opublikowano 21 godzin temu Opublikowano 21 godzin temu (edytowane) Pumpkin Jack (Switch) Kupiona jakiś czas temu na promce, odpalona w okresie "okołohalloweenowym", dla klimatu, ale mimo, że to krótka gierka (jakieś 4-5h), to z racji na standardowe już u mnie pykanie na Switchu głównie przed snem, cały playthrough rozłożył się na paręnaście dni xD. Tytuł znalazł się na moim celowniku dosyć spontanicznie, niedawno. Gdzieś mi mignął jako "indie Medievil", a że serię ową bardzo lubię, to nie mogłem tematu zignorować. No i faktycznie mocno czuć tu inspirację klasykami z PSXa. Pomijając zalatującą Burtonem (ale nie tak mroczną i ogólnie mniej "dziwną") stylistykę, od początku uwagę zwraca muzyka. Utwory nie są jakieś mocno wbijające się w pamięć i po paru dniach od skończenia gry raczej żadnego nie byłbym w stanie zanucić (w przeciwieństwie do różnych "jingli", np. przy okazji zgonu), ale brzmią dobrze i tworzą fajną atmosferę. Powiedziałbym, że OST to chyba najbardziej pachnący "wysokim budżetem" element gry. Podobieństwa można dostrzec też w samym trzonie gameplay'u, bo to dosyć zwyczajna gra "action adventure". Zwiedzamy całkiem spore (również wertykalnie) poziomy, co krok pozbywając się mobków, którzy raczej nie sprawiają trudności, ale gdy pojawia się większa grupa, to momentami robi się zamieszanie i można nawet zginąć. Nie pomaga prostacki system walki, opierający się na dwóch atakach i uniku w postaci rolki (mało użytecznej). No biegamy w kółko i naparzamy przycisk ataku, okazjonalnie podskakując, tak to w skrócie wygląda. Także tutaj specjalnej frajdy nie ma. Lepiej wypada eksploracja, choć do skoku (a raczej fizyki w locie) mam małe zastrzeżenia. Poza typowym dotarciem do końca poziomu, możemy trochę poeksplorować w poszukiwaniu znajdziek, za które kupujemy bonusowe stroje dla Jacka. Giniemy natychmiastowo po każdym wpadnięciu do wody (to też chyba nawiązanie do słabości sir Daniela), po czym czeka nas powrót do checkpointu. Gra jest generalnie prosta, z okazyjnie występującymi trudniejszymi (czytaj: upierdliwymi) momentami, najczęściej w postaci jakiejś pseudo mini-gierki (a może lepiej to nazwać "odmianą gameplay'u") w rodzaju klasycznej jazdy wagonikiem. Takich skoków w bok jest tutaj kilka rodzajów, z czego wyróżniają się (i znowu kojarzy z największą inspiracją twórców) zadania wymagające ściągnięcia głowy tytułowego bohatera, by za jej pomocą (porusza się na mackach) coś tam zrobić i otworzyć dalszą drogę na głównym poziomie. W sumie spoko. Wracając do oprawy: design poziomów jest całkiem dobry, natomiast od strony artystycznej całość jest dla mnie trochę zbyt kolorowa, z mocno dominującymi fioletami i pomarańczami, przez co początkowe etapy zlewały mi się trochę w całość (w sumie największa świeżość przychodzi wraz z poziomem "śnieżnym"). No i na Switchu technicznie jest niestety biednie. Niska rozdzielczość, mocny aliasing i powolna, dławiąca się animacja. A przecież dużo bardziej okazałe tytuły potrafią śmigać na konsoli N w zadowalający sposób. Tyle dobrze, że OLED robi robotę. Cóż, nie da się ukryć, że gierka nie należy do pierwszej ligi, co oczywiście jest zrozumiałe. Wszystko jest takie trochę "budżetowe", jakby niedoszlifowane, a momentami nijakie. Brakuje trochę głębi zabawy. Fabuła jest pretekstowa i przedstawiona w formie dialogów bez voice actingu (pomijając narratora występującego między poziomami), no i zamiar był taki, że nasi bohaterowie mają jakąś tam ikrę/charakter (Jack to niby złośliwy dupek, Kruk jest tchórzliwym sidekickiem itd.), ale jest to jakieś takie nieprzekonujące i po prostu mało ciekawe. No ale koniec końców grę stworzył w dużej mierze jeden gość (choć lista nazwisk w creditsach temu zaprzecza xD) i jak popatrzy się na to z tej perspektywy, to efekt robi duże wrażenie. Oceniając samą grę, bez dodatkowych kontekstów: klimatyczny średniaczek. Na promce warto spróbować. Edytowane 21 godzin temu przez kotlet_schabowy 4 Cytuj
Josh 4 520 Opublikowano 21 godzin temu Opublikowano 21 godzin temu Tak mi się spodobała gierka, że kupiłem ją w okolicy premiery. Średniakiem bym Dyniowego Jacka nie nazwał, to dobra gra: krótka i łatwa, ale halloweenowy klimacik dużo nadrabia. Cytuj
PiotrekP 1 787 Opublikowano 20 godzin temu Opublikowano 20 godzin temu Kingdom Come Deliverence Royal Edition (PC) Wybaczcie, ale nie jestem Kmiotem i nie mam talentu do pisania długaśnych recenzji, a na taką ten tytuł zasługuje. O mechanikach, klimacie i bohaterze napisano już wystarczająco w odpowiednim temacie. Gra nie prowadzi za rączkę, nie daje forów, nie jest samograjem. Oczywiście w miarę upływu czasu jest łatwiej, ale Henryk to nie Geralt czy inny średniowieczny Rambo- wpadnięcie w bandę okutych od stóp do głów wrogów, kończy się (przeważnie) tylko w jeden sposób- naszym zgonem. Do tego mamy masę mechanik, głównie dodających realizmu, ale też uprzykrzających życie. Mody na ich zmniejszenie, bądź zniwelowanie były bardzo chętnie pobierane. Sam korzystałem tylko z modyfikacji na sznapsy i zdjęcie kolizji z krzaków. No i dorobiłem sobie celownik dla łuku. Blisko 90 godzin, wraz z dodatkami. Świetna historia (Boguta!), klimat, specyficzny system walki, mapa- głównie lasy (najlepsze obok tych z trzeciego Wiedźmina)- to wszystko na wielki plus. Co mnie irytowało, a czego nie mogłem zmienić modami? Loadingi przy spaniu/czekaniu i ten pseudo "fast travel". Gra na dychę to na pewno nie jest, ale mocarne 9, z minusem za te "slow-loadingi". Na SSD to nie powinno mieć miejsca, ale to jest powiązane z upływem czasu w grze. 2 Cytuj
Suavek 4 673 Opublikowano 4 godziny temu Opublikowano 4 godziny temu Dragon Ball Z Kakarot - DLC Ukończone, a raczej przemęczone już na tym etapie. Oj dawno nie miałem tak mieszanych uczuć wobec gry. Bo jako dawny fan DB z jednej strony chciałem mimo wszystko przejść przynajmniej fabułę i zadania poboczne, a z drugiej po kilkudziesięciu godzinach głównego wątku tak mnie to już męczyło, a wszystko tak dłużyło, że do uruchamiania gry musiałem się chwilami zmuszać. I tak w pewnym sensie nie żałuję, bo jednak na przestrzeni całości było tu całkiem sporo smaczków dla miłośnika DB, a jednak po wszystkim myślę, czy nie lepiej było po prostu znaleźć jakiś Let's Play na YT i oszczędzić trochę godzin życia. Albo to, albo było grać w miarę wychodzenia kolejnych DLC, co miało miejsce na przestrzeni lat od premiery. A niemal każde z nich to taka mini-kampania, w której zaczynamy nową postacią niemal od zera i wszystkie żmudne czynności, o których pisałem poprzednio, trzeba wykonywać na nowo. Nawet z bonusami Community Board głównej kampanii chwilami było to zwyczajnie nudne. Wręcz tęskniłem za jakimiś osiągnięciami, żeby chociaż jakaś wirtualna ikonka za to wszystko wpadła, ale niestety. No ale do rzeczy: A NEW POWER AWAKENS Najgorsze DLC w całej grze, podzielone na dwie części. Pierwsza to kompletne zignorowanie fabuły filmu z Beerusem i przerobienie wszystkiego na durny i żmudny trening/grind do odblokowania transformacji God i "ułatwienia" podbicia poziomu postaci do 250, czy 300, czy ile tam wynosi cap. Nie wiem, bo nie miałem dość samozaparcia, żeby to robić. Druga część bazuje na filmie z Golden Friezą i ma już odrobinę więcej do zaoferowania, w tym kilka fajnych cut-scenek, ale wciąż bazuje w dużej mierze na durnym treningu/grindzie do odblokowania SSGSS, plus wprowadza na dłuższą metę nudne walki z setkami słabych przeciwników, które w praktyce sprowadzają się do klepania jednego przycisku. Niewiele nowego, fabuła filmu przerobiona, a zadania poboczne raczej marne, w tym oklepane wskrzeszanie zmarłych wrogów, żeby z nimi trenować licząc, że staną się dobrzy... Plus całości taki, że wyjątkowo sterujemy tu postaciami z głównego wątku, do którego też wszystkie nowe zdolności i poziomy się przenoszą. TRUNKS - THE WARRIOR OF HOPE Pierwsze duże DLC i tu już jest zdecydowanie lepiej. Całość bazuje na filmie z Future Trunksem, w którego się wcielamy w postapokaliptycznym świecie. No i pomijając konieczność powtórnego grindu i levelowania nowej postaci od podstaw, zbierania świecidełek, łowienia rybek itp. itd. to jest tu naprawdę dużo fajnych scen, których nie było ani w mandze, ani w anime. Przede wszystkim relacja z mentorem Gohanem, styczność z bohaterami pobocznymi, którzy mieli raptem jedną scenę w filmie, czy w końcu cały nowy wątek, w którym Babidi przybywa na Ziemię, a Kaioshin trenuje właśnie Trunksa przed walką z Buu. Wątek ten nie był specjalnie długi, ale jednak bardzo fajnie przedstawiony w cut-scenkach i sam w sobie wart poznania. Ogólnie DLC ma dużo świetnych przerywników filmowych, choć doświadczenie całości zajęło mi około 10h, może mniej. Jak ktoś nie chce grać, to polecam chociaż obejrzeć na YT. BARDOCK - Alone Against Fate Drugie większe DLC. Poziomem bardzo zbliżone do poprzedniego, aczkolwiek mam nieco więcej zastrzeżeń. Ogółem grało mi się fajnie z prostego względu, że mogliśmy zwiedzić planetę Vegeta i wykonać sporo rozmaitych zadań pobocznych. Sam design świata również bardzo fajny i pomysłowy. Niestety później gra zaczyna się dłużyć i znowu mamy do czynienia z tymi żmudnymi walkami z hordami słabych wrogów. Nie pomagał nawet fakt, że Bardock ma naprawdę efektowny i przyjemny styl walki. W pewnym momencie po prostu miało się już dość i chciało tylko pchnąć dalej fabułę. Na szczęście całość to może ok. 5h. Na zakończenie odblokowujemy jeszcze wątek poboczny, w którym sterujemy młodym Vegetą, ale niestety była to totalna strata czasu. Poza walką z Kiwi reszta to znowu... walki z hordami wrogów... A wszystko po to, żeby obejrzeć cut-scenkę, która była już w anime. Nic nowego. Gdybym wiedział wcześniej, to bym olał. Solid State Scouter również przygrywa znacznie mniej, niż na to liczyłem. 23rd World Tournament Kolejne fajne DLC, na szczęście nie za długie, ale i tak dłuższe, niż bym się spodziewał. Ostatnia saga oryginalnego DB w formie gry. Dużo fajnych cut-scenek, kilka nowych historii, jak np. trening Tien Shin Hana z Tao Pai Pai, czy trochę perypetii z gangiem Pilafa. Najlepszy element właściwej gry, to walka naziemna. Niestety, znowu trzeba spędzić trochę czasu na zbieraniu pierdół i levelowaniu postaci, szczególnie w side-questach. Super cut-scenki i wtrącenia podczas walk, choć może to za sprawą bardziej komiksowego stylu oryginalnego DB. Podczas walk z mobkami przygrywa przyjemny dla ucha remiks oryginalnego motywu DB i gdyby nie fakt, że zadania poboczne to znów żmudne czynności i walki z kolejnymi robotami RR, to bym nie miał wiele do zarzucenia. Tj. przy założeniu, że podchodzimy do tego jak do krótkiego pseudo-RPGa. Goku's Next Journey Ostatnie duże DLC gry bazujące na finale DBZ, czyli przyszłości, w którym Goku trenuje z małą Pan w oczekiwaniu na przybycie Uuba. I gdyby nie fakt, że - raz jeszcze - musimy do pewnego stopnia grindować wszystko na nowo, pomimo tego, że akcja dzieje się po głównej grze - to bym powiedział, że było to jedno z najfajniejszych DLC. Relacja Goku z Pan była urocza, wkomponowano w to również styczność z innymi bohaterami, a wisienką na torcie była "finalna" walka Goku i Vegety, której w mandze, czy anime nie doświadczyliśmy. Sama w sobie jest warta obejrzenia, jeśli ktoś nie zamierza grać. Obowiązkowo z japońskim dubbingiem. Gameplay'owo DLC niczym się nie wyróżnia, choć jest tu kilka walk naziemnych oraz możliwość sterowania małą Pan w paru momentach. Całość nie za długa, taka w sam raz na kilka godzin. A przynajmniej nie dłużyła mi się tak, jak reszta. Oczywiście post-game odblokowuje mnóstwo trudniejszych walk i temu podobnych, ale na to już nie mam siły i cierpliwości. Podsumowując... Na Kakarot się trochę rozczarowałem, a jednocześnie cieszę, że w niego zagrałem. Chyba faktycznie głównym problemem gry jest przesyt żmudnymi aktywnościami. To samo w DLC - gdybym sobie je dawkował na przestrzeni miesięcy, czy nawet lat, to inaczej bym na to patrzył. A tak chciałem po prostu przejść już wszystko, żeby grę usunąć z dysku i przez to wyszło lekkie znużenie. Ktoś, kto nie jest fanem DB nie ma tu czego szukać. Co innego fani, przynajmniej ci z większą cierpliwością. Gra ogólnie na 7/10 z dużym "ale". Zdecydowanie najlepsze w tym wszystkim były historyjki, których nie było w mandze, czy anime. Mimo tego ja sam nie wiem, czy wrócę do gry przy premierze dodatku z DB Daima, bo póki co nie zacząłem nawet anime oglądać. To co zagrałem nawet mnie usatysfakcjonowało, ale cieszę się zarazem, że to już koniec. Było fajnie (momentami), ale inne gry czekają. 3 Cytuj
oFi 2 468 Opublikowano 3 godziny temu Opublikowano 3 godziny temu Te dodatki to mogli blisko premiery wydać, a tak ja zdążyłem platynke wbić w kakarocie i o grze zapomniałem. Ale jak mówisz że scenki robią robotę to muszę sobie nadrobić na tubie. Cytuj
Daffy 10 564 Opublikowano 2 godziny temu Opublikowano 2 godziny temu Return to Monkey Island (deczek) Jako wielki fan trzech pierwszych części jestem bardzo zadowolony. Przede wszystkim bałem się stylu/kreski ale na żywo wypada to doskonale, oledzik na małym ekranie robi robotę z tak stylizowaną i kolorową gierką. Stary zespół wziął się za tą odsłonę więc poziom humoru i historii (dużo w niej też nostalgicznych powrotów postaci ) jest bardzo w porządku. Jedyne zastrzeżenia mam do samego zakończenia. Poziom zagadek dość średni, to zdecydowanie najłatwiejsza Małpia Wyspa w jaką grałem ale na moje odczucia wpływ mogą mieć dwie rzeczy: grałem po polsku (świetne fanowskie tłumaczenie dostępne na pc, mega polecam ściągnąć) i gra rozmiarowo nie jest tak obszerna jak przytoczone odsłony i co za tym idzie mniej jest błądzenia po lokacjach. Dla tych co nie będą wiedzieć co robić jest też fajny system podpowiedzi. Całościowo może to nie dorasta poziomem do trylogii (dalsze części przemilcze) ale jest bardzo przystępnie uszyta na obecne czasy i raczej każdy fan point&clickow będzie zadowolony, ja byłem Cytuj
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.