Skocz do zawartości

własnie ukonczyłem...


Gość Orson

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Powróciłem do dwóch dla mnie bardzo udanych gier.

Pierwsza to Kena Bridge of Spirits. Grałem już w nią kiedyś i po prostu ją uwielbiam. To z piękną baśniową grafiką. Nie każdemu taka stylistyka się podoba, ale mnie bardzo i to jedna z lepiej wyglądających gier na ps5.
Historia jest dość lekka i bardzo przyjemna, którą po prostu miło się odkrywa wraz z postępami w grze. Za to co jest mocną stroną gry to walka.
Na początku myślałem, że to będzie lekka i bezproblemowa gierka, a mocno się pomyliłem.

Walka potrafi być wymagająca i wbrew cukierkowej grafice może dać popalić. Sam w niektórych walkach z bossami musiałem się nieźle postarać. System walki jest fajnie zaprojektowany i daje dużo frajdy. Jest łuk, który z odkrywamy z czasem, jest system parowania ciosów. Fajnie też się współpracuje z rotami, które nie tylko są pomocne w walce, ale także pomagają nam w prostych zagadkach środowiskowych przemieszczając np. kamienie abyśmy mogli się gdzieś wspiąć. Pełnią też pewną funkcję w likwidacji skażenia obszarów i przywrócenia go do naturalnej postaci.
Poza tym fajnie się eksploruje świat gry choć eksploracja to dużo powiedziane ale szukanie ukrytych elementów sprawia przyjemność, a czasówki w przeklętych skrzyniach są wymagające.

Kena to świetna, wciągająca przygoda okraszona fajną historią świetnymi walkami i ma coś w sobie co po prostu wywołuje uśmiech na twarzy i ogromną przyjemność z grania. Chce się do niej co jakiś czas wracać.

 

Druga gra to ograna jedno po drugim A plaque tale innocence i A plague tale requiem.

 

Uwielbiam te gry. Bardzo długo się zabierałem do tego tytułu jak i do Keny, ale zaskoczenie było ogromne jak dobra to jest gra.

Co mnie urzekło to przede wszystkim historia opowiedziana w grze. Początek to poznanie głównych bohaterów czyli Amici i jej brata Hugo choć ich relacja na początku nie jest dość zażyła to wraz z wydarzeniami w grze następuje zmiana relacji.
Podoba mi się umiejscowienie w średniowiecznej Francji i fajne manewrowanie kontrastami od sielskich, wiejskich scenerii po pełne ulice trupów ludzi dotkniętych zarazą. Robi to wrażenie i potęguje klimat gry. Przy czym trzeba zaznaczyć, że pod kątem graficznym Requiem jest ładniejszy jako następca.
Opowieść o skazie i jej nosicielu jest na prawdę dobrze napisana i przedstawiona w grze. Sposób prowadzenia historii bardzo mi się podoba cały czas miałem chęć poznawania co będzie dalej, skąd się wzięła zaraza, co będzie dalej z bohaterami, jakie tajemnice jeszcze odkryję. A bohaterowie to bardzo mocna strona gry. Amicia i Hugo to takie postaci, które się po prostu pamięta bo są wyraziste. Ale w obu częściach tych postaci jest więcej w Innocence jest Wielki Inkwizytor  czy Nicolas, a w Requiem jest Arnaud, Sophia, czy nawiedzone małżeństwo hrabiów.

Fabuła jest ciekawa i opowiedziana w sposób interesujący.

Kolejna rzecz to walka. Są podstawy alchemii gdzie wytwarzamy podstawowe rodzaje amunicji do procy dzięki,którym możemy rozpalać ogniska, gasić je, przywoływać szczury. Proca to główny oręż i pomoc w przemierzaniu nieprzystępnych regionów w naszej podróży.

O jednym bohaterze zapomniałem. Mianowicie szczury. Kombinowanie jak ominąć czy przepłoszyć hordy szczurów to główne zadanie i można powiedzieć, że system walki nie jest specjalnie skomplikowany ale mi się bardzo podobał i czasem omijanie wrogów, a czasem gaszenie im pochodni i obserwowanie jak zjadają go szczury dawało sporo frajdy i sam nie raz zostałem przez nie zjedzony.

A plague tale to gry dla mnie świetne. Bardzo ciekawa i angażująca historia, świetne postacie, bardzo dobra muzyki potęgująca mroczne lokacje lub podkreślająca piękną scenerię, udana eksploracja, zagadki, walka. Wszystko mi tutaj zagrało i jestem nią zachwycony i na pewno jeszcze wrócę.

Zarówno Kena jak i A plague tale to gry wyjątkowe. Dają wiele radości z ich przechodzenia, a jednocześnie są to tytuły na około 20-25 godzin co jest plusem i można je śmiało ograć jeśli jest się zmęczonym dużymi, wielogodzinnymi tytułami. Polecam i oby więcej takich perełek wychodziło.

  • Plusik 8
  • Lubię! 1
  • This 1
Opublikowano

Jako że u mnie grane jest ostro to opędzę dzisiaj cztery gierki hurtowo :obama:

 

Shrek 2 (PC)

 

Na pierwszy ogień leci całkiem sympatyczny i luzacki platformer na PC. Shrek 2 w wersji pecetowej to zupełnie inny tytuł niż to co znane jest graczom konsolowym. Moim zdaniem wersja na komputery jest o wiele ciekawsza i bardziej przystępna. Jest to dosyć liniowy platformer pozwalający wcielić się w kilka postaci znanych z kinowej animacji i wspólnie przebrnąć przez wydarzenia znane z drugiej części tejże. Nie jest to gra trudna, śmiem nawet pokusić się o twierdzenie, że jest dziecinnie prosta. Tytuł ten polecić można nawet najmłodszym, którzy jakimś cudem znają i lubią uniwersum Shreka. Dla starych pierników jest to gierka do "opędzlowania" w kilka godzin na miękko. Nie przeszkadza to jednak w żaden sposób w czerpaniu przyjemności z grania. To co może zaciekawić, to pełna polska lokalizacja zawierająca oryginalne głosy postaci znane z filmu. Nie zabraknie więc tutaj głupkowatych tekstów osła w którego rolę wcielił się już świętej pamięci Jerzy Stuhr, czy kultowego głosu Shreka któremu głosu użyczył Zbigniew Zamachowski. Moim zdaniem jest to jeden z przyjemniejszych i moich ulubionych platformerów bazowanych na filmie animowanym. Szybka gierka dla odpoczęcia od nieco cięższych wyzwań w bardziej "poważnych" tytułach. Od siebie serdecznie polecam :)

 

Max Payne PS2 używana PL - GAMEON

 

Kolejnym ogranym przeze mnie tytułem jest wspomiany już w jednym z moich ostatnich "statusów" Max Payne, tym razem na PlayStation 2. Pierwsze pytanie jakie może się pojawić, to oczywiście - Dlaczego akurat najgorsza możliwa wersja? Odpowiedź jest banalnie prosta. Ostatnimi czasy trwa u mnie swego rodzaju maraton gier na PlayStation 2, więc to właśnie ten port postanowiłem ograć jako pierwszy w kolejności. W ciągu roku zapewne jeszcze najdzie mnie ochota na powrót do tej gry, więc wówczas wyciągnę wersję na pierwszego Xboxa lub PC. A może akurat doczekam tak zapowiadanego odświeżonego wydania dwóch pierwszych odsłon na konsole obecnej generacji? Oby!
Na temat samego Maxa chyba nie muszę za dużo pisać. Gra ma na karku już ponad 23 lata i o ile oprawa graficzna mogła się już wyraźnie "zestarzeć" to klimat Nowego Jorku opanowanego przez zimę stulecia nadal robi tutaj mega robotę. Ja osobiście lubię nawet ten pokraczny i kanciasty styl grafiki tej gry, tak bardzo oddający realia początku lat 2000. Do części pierwszej powracam zdecydowanie najczęściej i wam również polecam wybrać się w podróż do NY wraz z Maxem :) No, może tylko faktycznie w innym wydaniu, bo wersja PS2 ma swoje "bolączki", które ja osobiście akceptuję, ale wiem że wielu mogą zrazić i niepotrzebnie zepsuć odbiór tak fantastycznej gry.

 

 

12745 Crash Bandicoot The Wrath Of Cortex Playstation 2 Front Cover : Free  Download, Borrow, and Streaming : Internet Archive

 

Trzecim tytułem o jakim chciałbym pokrótce opowiedzieć jest Crash Bandicoot The Wrath of Cortex. Tytuł moim zdaniem niesłusznie zapomniany i z jakiegoś powodu pominięty przy okazji odświeżania trylogii znanej z szaraka. Jest to de facto czwarta część, czyli bezpośredni następca "Warped!" z PSXa i zarazem pierwsza odsłona wydana multiplatformowo na 6tej generacji konsol. Wielu z was nowsze odsłony Crasha kojarzyć może z czymś w rodzaju "klonów" rozwiązań znanych z ówcześnie bardziej popularnych serii jak Jak & Daxter czy Ratchet & Clank, gdzie poziomy są bardziej "otwarte" czy też rozległe a rozgrywka sprawia wrażenie nieco mniej liniowej. W przypadku Wrath of Cortex jest zupełnie inaczej. Jak wspominałem, jest to następca trzeciej części z pierwszego plejaka i gra nadal mocno trzyma się rozwiązań znanych z klasycznej trylogii. Mamy tu klasyczne rozwiązanie w postaci "hubu" podzielonego na kilka części, wśród których do ukończenia mamy po pięć poziomów oraz pojedynek z bossem. Gra wyraźnie przypomina to co znane jest z PSXa i dlatego też nie rozumiem dlaczego nie uwzględniono jej przy okazji tworzenia "N Sane Trilogy". W internecie można trafić na wiele mieszanych opinii na temat tej odsłony, częściej chyba tych niezbyt przychylnych, ale osobiście zagrałem w ten tytuł po raz pierwszy i naprawdę uważam że to solidna i po prostu dobra gra. Ma swoje trudniejsze momenty w których zdarzyło mi się "rzucać mięsem", ale to w zasadzie taki wyznacznik jakości pierwszych odsłon serii, gdzie również nie zawsze idzie łatwo. Po ograniu Wrath of Cortex śmiem twierdzić, że gra w moim osobistym zestawieniu staje na równi z poprzedniczkami i z pewnością jeszcze do niej powrócę, co też i wam polecam :D

 

 

Grand Theft Auto: Vice City Stories (PS2) [PAL] - WITH WARRANTY

 

No i na koniec nie mogło zabraknąć jednej z moich ulubionych serii gier wszechczasów. GTA Vice City Stories to paradoksalnie jedna z odsłon do których wracam najrzadziej. Z jakiegoś powodu odczuwam zdecydowanie mniejszą "ciągotę" do grania w LCS i VCS niżeli w całą poprzedzającą je trylogię 3D. Jest to o tyle interesujące, że to właśnie pierwowzór czyli Vice City jest moim ulubionym GTA i zarazem najważniejszą grą w życiu. Ogrywając ostatnimi czasy VCS chyba zaczynam rozumieć skąd taka kolej rzeczy... Gra z jednej strony jest piękną laurką dla, no nie ukrywajmy odstającemu wówczas technologicznie PlayStation 2. Z drugiej zaś widać, że jest to po prostu szybki port z przenośnej konsoli SONY dający R* dodatkowe pieniądze od graczy, którzy nadal grali na PS2. Nie dziwi zatem fakt, że gra ukazała się tylko na te dwa systemy. Syndrom szybkiego portu, na dodatek "powiększonego" z kieszonsolki to jednak nie jest jakaś znacząca wada. Jak może niektórzy z was wiedzą, przy VCS i LCS chyba też, nie pracowało Rockstar North, a oddelegowane do tego celu Rockstar Leeds. Vice City Stories bazuje na silniku oryginalnego Vice City z odpowiednią dawką "suplementów" nieco wzbogacających rozgrywkę. Z jednej strony widać więc progres względem VC, z drugiej jeśli ktoś grał wcześniej w San Andreas to odczuje spory regres. Nadal nie to jest piętą achillesową tej gry. To co faktycznie dało mi się we znaki to widoczne różnice w projekcie misji i moim zdaniem brak doświadczenia R* Leeds w tej kwestii. Z jednej strony misje starają się być odkrywcze i różnorodne, a z drugiej cierpią przez znany z poprzednich odsłon, delikatnie mówiąc "kiepski" model AI czy nieco przesadzony poziom trudności niektórych misji.
Dla przykładu, w jednej z misji musimy bronić naszego interesu, zarazem pilnując naszego głupkowatego Lance'a aby ten nie zginął. Problem w tym, że AI usilnie pcha go w największe skupiska przeciwników, kompletnie ignoruje choćby płonące pojazdy w jego pobliżu czy pcha go nam przed celownik. W innej znów misji, musimy najpierw załatwić pewien "biznes" a później odprowadzić ciężarówkę we wskazane miejsce. W teorii zadanie wygląda na proste, nawet jeśli szybko pojawiają się nam na ogonie przeciwnicy, ale w praktyce błyskawicznie okazuje się, że nasza wielka ciężarówka ma lichy pancerz i już po kilkudziesięciu sekundach zaczyna płonąć. Zmusza to do niejako "kombinowania" na lewo i prawo i to nie tylko w tej misji. Takich zadań natrafić możemy jeszcze pewnie kilka, co skutecznie potrafi zabijać przyjemność z grania. Niestety, ktoś tutaj przesadził z poziomem trudności i śmierć z głupich powodów może przydarzać się nam nader często. Mimo tego ja chłonąłem klimat Vice jak gąbka i pomimo tych kilku irytujących misji bawiłem się całkiem nieźle. Tutaj również szkoda mi, że nie pokuszono się o odkurzenie podserii "Stories", nawet w tak obiektywnie przeciętnym wydaniu jak "Definitive Edition". No nic, może jeszcze kiedyś Rockstar przypomni sobie o tych grach. Choć czy wyszłoby to im na dobre? Sam tego nie wiem.

  • Plusik 5
  • Lubię! 2
Opublikowano

Resident Evil: Revelations (PS4 Pro) - podstawowe założenia są dobre, dajemy rozgrywkę w stylu RE4/5 ale w lokacjach przypominających klasyczne odsłony (zamiast mansion mamy statek) co jednocześnie przesunie klimat bardziej w stronę horroru. Gdyby Capcom tego się trzymał i nie kombinował to mogło wyjść coś naprawdę dobrego.

   Historia podzielona na chaptery jest umiejscowiona między RE4 a 5, przez większość czasu gramy Jill, Chris lub inny członek BSAA. W niektórych momentach dochodzi do grywalnych retrospekcji dzięki którym lepiej poznajemy nowe postacie i zmieniamy otoczenie z rozbudowanego/klasycznego statku na np. liniowy wieżowiec. W zwiedzaniu kolejnych lokacji przeszkadzają nawet nieźle zaprojektowane mutanty, rozwiązujemy proste zagadki, zbieramy zasoby, tuningujemy bronie, no klasyka tylko że każdy z tych elementów jest w jakiś sposób skopany...

 

   Walka z potworkami jest mało satysfakcjonująca a to ze względu na słabe animacje i udźwiękowienie otrzymywania obrażeń. Tak miałkiego strzelania to dawno nie widziałem, bronie nie mają kopa, headshoty nie urywają łbów, a przeciwnicy dziwnie reagują na pociski. Największym hitem są huntery które po otrzymaniu strzała robią fikołka i na kolanach czekają na kopa na ryj, zrobić z najgroźniejszych przeciwników w serii popychadła które kosi się hurtem to trzeba mieć talent. Właściwie tylko walki z bossami są ok bo trzeba pokombinować i uciekać a nie zabunkrować się w kącie.

Co ważne przez 90% czasu towarzyszy nam partner i jak ktoś narzekał na Shevę w RE5 to tutaj będzie płakał. AI pomagierów nie istnieje, nie dość że są pasywni, celują nie tam gdzie trzeba (przy pierwszym dużym bossie Parker stwierdził że postrzela w podłogę bo piętro niżej był potworek) to przeciwnicy kompletnie ich olewają. A jak już zaczną strzelać to okazuje się że robią to kapiszonami bo zamiast np. 2ch pocisków z shotguna potrzebują 8 żeby zabić potworka. O WIELE lepiej by się w to grało bez przygłupa obok.

 

   Zagadki dzielą się na standardowe ganianie z kluczami w te i we wte i łączenie kabelków, słabizna. Dodatkowo na wyposażeniu postaci mamy skaner, przechodzimy w tryb FPP i skanujemy otoczenie i przeciwników, po co? Kolejny 'hit' designerski, część przedmiotów jest ukryta i żeby je zebrać musimy najpierw zeskanować odpowiednie miejsce, tyle dobrego że pojawia się ikonka informująca że coś jest w pobliżu. Skanowanie przeciwników to jeszcze większa porażka, w normalnej grze robi się po to żeby poznać ich słabe punkty, dostać jakiś bonus do obrażeń czy wpis do encyklopedii, RE Revelations chciało być oryginalne i za każdy skan dostaje się punkciki a jak ich zbierzemy 100 to dostajemy... apteczkę.

 

   Bronie i ich upgrade też kiepski bo nie tuninguje się ich bazowych statystyk tylko w sloty wkłada się perki i tak - masz shotguna który wolno strzela? Pakujesz fire rate+60%. Kończy się ammo do magnum? Pakujesz damage+40%. Magazynek w SMG za mały? Ciach ammo capacity +100%. Tryb Raid (bieg z punktu A do B z wybijaniem potworków po drodze) jeszcze bardziej to uwydatnia.

 

   Na temat fabuły nie będę się rozpisywał bo to standardowe machinacje bioterrorystów. Jest dużo nowych postaci ale wątpię że któraś z nich odegra ważną rolę w głównej serii. Warto jedynie zwrócić na ich design, babki mają wstrzyknięte za dużo botoksu w usta, a Raymond kojarzy mi się z

Spoiler

image.jpeg.b72b4ef394c1241929972ea9280f1aaa.jpeg

   Oprawa jak na port z 3DSa jest bardzo dobra i jedyne co mocno odstaje to rozdzielczość części tekstur, szczególnie wszelkie tabliczki z mniejszymi napisami są nie do odczytania. Stateczek też przez większość czasu ma fajny design, dużo pomieszczeń pasowało by do RE1.

 

   Bardzo się zawiodłem na tym tytule, nie sądziłem że zobaczę aż tyle głupot w rozgrywce gdzie wszystkie razem mocno psują ogólny fun. Czułem się trochę jak grając w MGS: PW czy FF8, no niby baza podobna jak kiedyś ale wszystko gorsze. Odpaliłem też Revelations 2 i już po pierwszej godzinie czuć o wiele wyższą jakość rozgrywki, więc tyle dobrego że nauczyli się na błędach. A sam Rev 1? Wpada na samo dno mojego rankingu RE, gdzieś obok CV i Zero. 5/10

  • Plusik 6
  • This 1
  • WTF 1
  • Minusik 1
Opublikowano

No niestety dla mnie CV i Zero nie mają startu do 1,2,3,4,7,Remake 1,2,3 i są grami trzeciej kategorii właśnie tak jak Rev 1. Nie zrobiły nic lepiej niż poprzedniczki (no oprócz graficzki w Zero ale po REmake jakoś mega wrażenia nie zrobiła) a potknęły się na wielu płaszczyznach.

Opublikowano

Nie no, ale Code Veronica moim zdaniem w niczym nie odstaje od oryginalnej trylogii. Przejście w pełne 3D sprawiło, że gra upodobniła się do Silent Hill, ale mnie to ani grzeje ani ziębi. Grałem w CV z wypiekami na twarzy, pierwszy raz kończąc ją na Dreamcascie.

W Zero jeszcze dłużej nie grałem, choć mam ten remake na PS4. Tu tylko wiem tyle, że gra podobno średnio się faktycznie przyjęła.

  • Plusik 1
Opublikowano

Pierwszą rozpykaną grą w 2025 jest Timespinner, a wynika to z faktu, że z przyczyn różnych zasiedziałem się w rodzinnym domu mając pod ręką jedynie Steam Decka i brak humoru na dłuższe posiadówy przy grach. Tak się bowiem składa, że omawianą metroidvanię można rozpykać spokojnie w 6h (tyle mi zajęło z wyczyszczeniem zdecydowanej większości mapy i wbiciem true endingu), a rzecz należy raczej do prostych. Historyjka może i próbuje być bardziej złożona, niż "Ty jesteś tu, główny zły jest tam, wyjaśnij go", ale to nic szczególnie angażującego. Ot, nasza protagonistka została wyszkolona do pełnienia roli podróżniczki w czasie, złe imperium dojeżdża jej wioskę, a ona musi ruszyć w wędrówkę, aby nie doszło do tragicznych wydarzeń.

 

W teorii mechaniki związane z czasem powinny być tutaj głównym haczykiem - w końcu wokół niego krąży historyjka, pierwsza zdobywana zdolność to zamrażanie czasu, a mapy w grze, które eksplorujemy to tak naprawdę jedno miejsce przedzielone tysiącem lat. W praktyce jednak szału nie ma. Zatrzymywanie czasu jest użyteczne może z 5 razy do platformingu (możemy wspinać się na zamrożonych przeciwników i ewentualnie miotane głazy) i ułatwia walki z bossami, więcej mocy związanych z czasem nie zdobędziemy. Podróże w czasie po mapie nie służą bynajmniej także temu, aby np. zamiast naciąć się na mur wybudowany w "przyszłości", przejść przez pustostan w "przeszłości" (tudzież zapobiec budowie muru) i znowu wrócić do "przyszłości". Tak naprawdę to dwie oddzielne mapy z tym samym designem pomieszczeń, ale nie ma między nimi głębszej relacji. Ot, brakuje nam zdolności na mapie A, więc skaczemy do mapy B i tam szukamy szczęścia. Mapa też nie jest szczególnie ciekawie zaprojektowana, spora część pomieszczeń jest bezużyteczna (pusty korytarz, pokoik, gdzie na końcu czeka skrzynia z jakąś miksturą).

 

Problem Timespinnera to właśnie niezłe pomysły, które nie zostają należycie rozwinięte. Próżno tu szukać zabaw z czasem rodem z piaskowej trylogii PoP. Walka opiera się na (topornym początkowo) odskoku i młóceniu "orbami", które działają jako bronie. Teoretycznie możemy je rozwijać i różni przeciwnicy mają różne słabości, ale w praktyce gra nie wymusza żadnej żonglerki typami obrażeń. Mamy poza standardowym atakiem czar zżerający manę i krążące wokół nas miniorby i chowańce (które zadają np. obrażenia lub blokują pociski), ale jest ich mało. Umiejętności to też totalny standard w gatunku.

 

I mimo tej generyczności, widocznej także w grafice (ładny i tylko ładny pixel art, coś jak bezjajeczna inspiracja SotN) i muzyce (fajny jest tylko kawałek przy zwiedzaniu różnych zapomnianych podziemi), to nie mogę narzekać na czas spędzony z Timespinnerem. To gra, która marnuje potencjał, ponieważ boi się odejść od najbardziej standardowej możliwej formuły metroidvanii. Są na rynku lepsze pozycje z tego gatunku. Tyle, że ja ten gatunek cholernie lubię, a ten tytuł zasługuje po prostu na miano rzetelnego. Działa. Człowiek pomarudzi, ale z przyjemnością biega po mapie tam i z powrotem, aby odblokować przejścia i znaleźć niedostępne wcześniej dopałki postaci. Dodatkowo czas rozgrywki, uwzględniając niski poziom skomplikowania, idealnie działa, aby nie zacząć się nudzić. To gra niezła, lepsza niż wynika z mojego marudnego opisu. Po prostu mogłaby być bardzo dobra, gdyby twórcy wykazali przy niej trochę więcej odwagi czy kreatywności.

 

 

  • Plusik 3
Opublikowano

Zgadzam się z @łom . Grałem i w Zero w okolicach premiery na GCN i w CV w okolicach premiery na Dreamcaście i wtedy fakt, robiły te gry ogromne wrażenie. Ale kiedy próbowałem je odświeżyć (Zero z rok temu, CV kilka lat temu) to stwierdziłem, że zestarzały się potwornie. O ile jeszcze w Zero można pograć, chociaż upierdliwość tej gry wypierdala ponad skalę to przypadek CV jest beznadziejny. Tu jedynie kompletny remake i przebudowa fabuły pomoże. 

  • WTF 1
Opublikowano
52 minuty temu, Quake96 napisał(a):

Nie no, ale Code Veronica moim zdaniem w niczym nie odstaje od oryginalnej trylogii.

Mniej klimatyczne lokacje, słabszy feeling strzelania (przez utemperowany gore), dialogi i postacie dostały mocny downgrade względem RE2 i 3, wszystko ze Stevem to jakaś parodia. To tak na szybko w czym ustępuje CV. A jeszcze był wydany blisko RE3 który miał: Nemesisa, eleganckie zagadki, losowość, tryb Mercenaries, zabawa z prochem dla ammo a nawet wchodzenie po mniejszych schodach bez klikania przycisku : )

Godzinę temu, Quake96 napisał(a):

Przejście w pełne 3D sprawiło, że gra upodobniła się do Silent Hill, ale mnie to ani grzeje ani ziębi. Grałem w CV z wypiekami na twarzy, pierwszy raz kończąc ją na Dreamcascie.

A moim zdaniem to był największy błąd, bo nie mogli wpakować tyle detali ile wcześniej ale też nie wykorzystali należycie w rozgrywce (jak np. w 4). Zobacz ile klimatu nadal mają miejscówki w RE2 i 3 (już o REmake czy Zero nie mówiąc, oryginał 1 niestety już biednie wygląda) i porównaj to do pustego CV. W takim Extermination też było pełne 3d ale przynajmniej tam wiadomo było że bez tego gra by nie działała. No widać że CV nie robił Capcom i budżet był mniejszy.

Opublikowano

ENDER LILIES (PS5)

Cóż za przepyszna metroidvania :banderas: Szkoda, że dopiero teraz jakoś przyszło mi w nią zagrać, bo po Blasphemous i Last Faith, szukałem jakiejś co zażre. PoP nowy nie wjechał tak jak wcześniej wymienione. Próbowałem Grime i FIST też nie to. Ender Lilies dobiła do tego samego funu i zajebistości co Blasph i Last Faith. Gra jest przepiękna, cudowny klimat, super projekty potworasów i bossy, mega lore, wspaniała muza. Bardzo ekstra responsywne sterowanie. Standardowy wachlarz ruchów + nowe zdobywane skille do podróżowania i odkrywania nowych miejscówek i przedmiotów. Eksploracja i jak to wszystko jest połączone ze sobą jest ekstra. Zdobywanie nowych skilli do walki od pomniejszych bossów, bardzo fajne rozwiązanie, chociaż nie wszystkie się przydają, tak niektóre są konieczne, aby dotrzeć w niektóre miejsca. Wyzwanie też jest dość duże, niektóre boss fighty czy momenty platformowe potrafią zajść za skórę, ale to wszystko jest fantastycznie wynagradzające. Jedynie do czego mogę się przyczepić to mapa, nie za wiele mówiąca + brak możliwości dodawania swoich markerów. Ale to niuans, bo reszta jest przemiodna. Zakochałem się, jak ktoś jest głodny to szczerze polecam. 22 stycznia sequel i czekam jak pojebion :ohboy:
 

1943262f5d012-screenshotUrl.jpg

1943262d4e770-screenshotUrl.jpg

194326314b366-screenshotUrl.jpg

  • Plusik 6
Opublikowano

Legacy of Kain: Soul Reaver 1&2 Remastered

 

Nie ma co ukrywać - technicznie to typowe bieda-remastery, co najbardziej widać w SR1. W dwójce przynajmniej mocno pochylono się nad odpicowaniem modeli postaci. Pozostała część liftingu wizualnego wygląda, jakby po prostu wrzucono tekstury w jakiś upscaller AI i voila...

Poza tym toporne systemy walki, czasami średnio responsywne sterowanie czy wariująca kamera, to drewno korespondujące odpowiednio z czasami PS1 i PS2. Dodano aczimwenty, kompas i mapę na wzór dwójki w SR1. Z ciekawostek dorzucono różne materiały bonusowe, w tym coś na kształt klimatycznych filmów "zza kulis" i... to tyle. No, bez problemu chodzi na współczesnym sprzęcie i obsługuje pada.

 

Gameplayowo zaś nie ruszono kompletnie nic. W pierwszym Soul Reaverze można się tak samo często gubić i zastanawiać "co i gdzie dalej?", jak w oryginale. Soul Reaver 2 jest już nieco bardziej przystępny pod tym kątem, ale z kolei bardziej męczy backtrackingiem.

Finalnie lepiej wspominał będę jedynką, za gęstszy bardziej mroczny klimat, walki z bossami, których w SR2 niestety całkowicie brak, no i za całkiem eleganckiego centralnego huba z fast travelem do każdej z lokacji. W sequelu, choć odległości między miejscówkami są wyraźnie mniejsze, to koniec końców przemierzanie tych samych tras po 5 razy bardziej dało mi się we znaki.

 

Mimo wszystko uważam, że warto się zapoznać z tymi klasykami. Niepowtarzalny klimat, świetnie napisane i zagrane dialogi (monologi również), wielowarstwowa i zakręcona fabuła - to wszystko nie zestarzało się ani trochę. Nie żałuję, że mam teraz Soul Reavery także i w cyfrowej, legalnej kolekcji. Czekam na Defiance i Blood Omeny.

  • Plusik 2

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...