-
Postów
4 246 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Ostatnia wygrana kotlet_schabowy w dniu 5 kwietnia 2018
Użytkownicy przyznają kotlet_schabowy punkty reputacji!
Reputacja
2 764 Diamentowy PiesInformacje o profilu
-
Płeć:
mężczyzna
-
Skąd:
Kraków - Nowa Huta
-
Zainteresowania:
Gry, filmy, siłka.
-
Tekken 7 (PS4) Ostatni zamknięty tytuł w 2024, dosłownie rzutem na taśmę, bo na Sylwestra została mi jedna walka w trybie fabularnym. No i dała mi trochę popalić, nie powiem (CPU z handicapem jak skurwysyn, ale grunt to znaleźć metodę). Ogólnie jestem Tekkenowym Januszem, ostatnie "poważniejsze" granie w serię to wspaniała piąteczka, wcześniej jak chyba każdy posiadacz szaraka, męczyłem legendarną trójkę. Szóstka na PS3 mocno mnie zniechęciła swoim zjebanym Story Mode, ogólnie szybko poszła w odstawkę, po drodze pobawiłem się jeszcze chwilę w online'owego Ressurection. Także no pisanie w temacie "właśnie ukończyłem" o bądź co bądź rozbudowanej bijatyce, w której skończyłem tylko fabułę (wliczając te epizody poszczególnych postaci) może być lekkim nadużyciem, ale chuj. Nie chciało mi się już zgłębiać meandrów systemu, grałem tak naprawdę na czuja, trochę korzystając z pamięci mięśniowej i ciosów/kombosów wyuczonych lata temu, trochę instynktownie, stosując ogólne, znane elementy systemu, niezmienne od lat. Online nie grywam, bo nie mam Plusa xD. Swoją drogą trochę żałuję, że nie kupiłem T7 przez rok, w którym posiadałem abonament, ale z drugiej strony znam siebie na tyle, że wiem, że starcia online albo by mnie zaczęły wkurwiać jakimiś problemami technicznymi, albo dostałbym parę razy po ryju i niezdrowo zirytował. Także wpis taki trochę dla zasady, bo gry tak naprawdę nie poznałem, ale wszystko przede mną. Sama frajda z walk jest niezmienna od lat, sterowanie jest responsywne i intuicyjne, roster spory, ale i tak wysysanie przez Namco kasy za dodatkowe postacie nawet lata po premierze jest aż niesmaczne. Graficznie jest nieźle, choć design/wygląd podstawowych strojów jest taki sobie. OST bez wyróżniających się specjalnie utworów, może poza dwoma kawałkami. Gra idealna do kupna wersji cyfrowej i odpalania jej kiedy ma się akurat smaka na bitkę, bo wachlowanie płytkami kiedy ogrywa się jakiś inny "poważny" tytuł jest trochę drażniące. Historyjka jest rzecz jasna słabiutka. Nie wiem, kto wpadł na pomysł męczenia nas jakimiś zamulastymi wynurzeniami sennego dziennikarza, no ale ten ktoś nie zasłużył na awans. Dobrze, że pojawiło się trochę ładnych jakościowo CGI, ale żaden raczej nie zapadł mi w pamięć, zmarnowany potencjał. W sumie większą atrakcją były te epizody poboczne, szybko i konkretnie można było sobie pyknąć różnorodnym zestawem postaci.
-
Indywidualne podsumowanie roku w grach.
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Kmiot temat w Graczpospolita
Do tego jeszcze Spider 2 pękł xD. Ale zgadzam się, że Dual Sense jest świetny i jest dużą wartością dodaną PS5. Oj tak, szkoda, że polityka N jest jaka jest i niektóre porty wypuszczają z dużym opóźnieniem (vide DKC: Returns), niektórych w ogóle nie ma na horyzoncie, a z takich, które proszą się o pełny pakiet (Metroid Prime choćby), dostajemy tylko jedną część. Swoją drogą nintendofagia to straszna choroba, niedawno kupiłem za ~3 stówy zestaw Mario 3D All Stars, gdzie z rok temu popukałbym się w głowę w reakcji na taką propozycję... -
Indywidualne podsumowanie roku w grach.
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Kmiot temat w Graczpospolita
Jeśli chodzi o ogólne podsumowanie minionego roku w kontekście gejmingu, to powiedziałbym krótko: mocny niedosyt. Listy nie będę tu robił, bo zwyczajnie mi się nie chce, a i tak raczej mało komu się to chce czytać, swoje mini recki wrzucałem w miarę na bieżąco we "właśnie ukończyłem". No ale przejdźmy do konkretów: zaliczyłem w całości 31 gier po raz pierwszy, ze trzy-cztery powtórki retro (ukończony Spyro 2, rozgrzebana jedynka i trójka, w zasadzie ukończony po łebkach THPS4, nie pamiętam teraz, czy trójkę ograłem w ubiegłym roku, czy jeszcze wcześniejszym) i jedno DLC (Bloodborne: TOH). Zważywszy na fakt, że większość z tych tytułów to stosunkowo niedługie przygody: wynik jest średnio zadowalający. Wiadomo, że to nie wyścigi i lista to tylko takie podsumowanie, zabawa, ale wkładając w to hobby niewiele więcej czasu w skali tygodnia (lub lepiej ten czas organizując), mógłbym ją naprawdę mocno rozszerzyć. Gdybym przycisnął w końcówce roku, to na listę wskoczyłby jeszcze Super Mario Wonder (rewelacja), odpalony z premedytacją dopiero na Święta, ale musiałbym być chory, żeby z tego powodu się spieszyć i grać na siłę. Sporo rzeczy, które planowałem ograć, nadal jest nietkniętych. Retro w kategoriach PSX/PS2/PS3 niemal całkiem poszło w odstawkę, gdzie w 2023 nadrobiłem naprawdę sporo staroci (za to w 2024 odhaczyłem dużo retro ze stajni Nintendo). Ciągłe poczucie (bardziej i mniej rzeczywistego) braku czasu, inne sprawy, inne zajawki (kupiłem motor, sporo energii i czasu poszło też w siłkę, w sezonie wiosenno letnim próbowałem maksymalnie wykorzystać aurę na "prawdziwe życie"). Problem mam od lat ten sam: źle mi się gra w tygodniu roboczym i źle mi się gra w ciągu dnia. Jedno łączy się z drugim: czas mam głównie za dnia, bo rano trzeba wstać, a nie jestem z tych, co zarywają nocki dla gierek. Ten rok ogólnie był mocno zawirowany. Long story short: zostałem z PS4, temat PS5 z takich czy innych przyczyn został zawieszony. I szczerze mówiąc: dobrze mi z tym. Lubię "infrastrukturę" poprzedniej generacji konsol Sony, kulturę pracy Slima, menusy itd. a poza tym uwaliło mi się, że wyciągnę z tego sprzętu ile się da i pokończę wszystkie interesujące mnie cross-geny właśnie na niej, zaczynając "nową" generację od faktycznie dedykowanych jej gier. Efektem ubocznym jest zabawa w bieda porty jak Jedi: Survivor, no ale różne ludzie mają zboczenia xD. Faktem jednak jest, że większość gier międzygeneracyjnych wygląda i działa na PS4 naprawdę dobrze, a największe ich technologiczne wady to dłuższe loadingi i słabszy framerate. Żeby nie było jednak nudno, to postawiłem na innego rodzaju "nowinki" technologiczne, poniekąd odhaczając przy tym część backlogu. Po pierwsze: Nintendo Switch OLED. W okolicach siódmych urodzin konsoli w końcu mnie tknęło, żeby po prostu "wziąć i kupić", bo ogólnie na jakiegoś przenośniaka Nintendo czaję się chyba od czasów DSa xD. I o panie, jak ja żałuję, że nie wszedłem w to wcześniej! Zakochałem się w tym gadżecie niemal od razu, a jak już odpaliłem swój tytuł startowy, czyli Super Mario Odyssey...cudo. Koniec końców, przez cały rok ograłem tylko kilka "dużych" gierek, za to bawiłem się sporo w starocie od GB, przez NESa, na SNESie kończąc (na N64 przyjdzie czas) i zaliczyłem parę indyków. Mimo braków technologicznych, sprzęt jest świetny, a ekranik OLED sprawia, że praktycznie nie gram w trybie stacjonarnym. Tylko kurde, jakoś łatwiej się zasypia z konsolką w rękach pod mityczną KOŁDERKĄ (te mądrości o unikaniu niebieskiego światła i używania konsol przed snem uważam tym samym za gówno warte). Po drugie: odkładane od dawna gogle PS VR. Parę stówek, trochę przeglądania ofert (w rezultacie i tak nie byłem do końca zadowolony ze stanu sprzętu, ale pewne rzeczy wychodzą dopiero przy spokojnym sprawdzeniu go w domu, a miałem okazję przetestować gadżet u sprzedającego), a w efekcie największy gamechanger i szczękopad wywołany technologią od wielu lat. Zaliczyłem kilka intensywnych tygodni (niestety w najcieplejszym okresie roku, co niezbyt współgra z zakładaniem na łeb sporych gogli z gumowymi "uszczelkami" i machaniem rękami w trakcie zabawy), korzystając z wrzuconych kiedyś przez Sony za darmoszkę gier. No super sprawa i co prawda na razie sprzęt poszedł w odstawkę i nie mógłby wyprzeć "tradycyjnego" grania, ale może spokojnie funkcjonować równolegle z nim jako forma odskoczni. Muszę po prostu nabrać na niego odpowiedni apetyt, bo mam jeszcze parę potencjalnych kozaków do zaliczenia. Można więc powiedzieć, że sprzętowo i mentalnie zatrzymałem się jakoś w okolicach 2017-2020 xD. Nie ograłem chyba żadnej gry z 2024 (pomijam wspomnianego Jedi: Survivor, bo to port gry z 2023), co dosyć naturalne. Nie uwzględniając dat premiery, moim GOTY będzie chyba Astro Bot: Rescue Mission. Niesamowita immersja, magia VR, świetna grafika i muzyka momentalnie wkręcająca się w głowę, no i sam Astro. Piękne wejście w świat wirtualnej rzeczywistości i jednocześnie jego szczytowe osiągnięcie. W zasadzie ex aequo mógłby stanąć wspomniany Super Mario Odyssey, kwintesencja platformera 3D, pokaz możliwości Switcha, no nie ma się do czego przyczepić, świetna przygoda. Z "tradycyjnych" gier wyróżnię na pewno Resident Evil 4 Remake (nie ma chyba sensu specjalnie uzasadniać), zdecydowanie najlepsza stosunkowo nowa "dorosła" gierka AAA, w jaką grałem w 2024. Dużym zaskoczeniem na plus było The Evil Within 2, bardzo miło grało mi się też w Unravel 2 (jedynka mnie niespecjalnie porwała i nie planowałem prędko grać w sequel). Lekkim zawodem był Horizon: FW (mimo, że jedynka mnie nie zachwyciła i oczekiwań nie miałem dużych, to i tak wyszło słabiej, niż się spodziewałem), nie będę specjalnie ciepło wspominał Ratcheta: Rift Apart (poprawna i cudownie wyglądająca zręcznościówka, ale to tylko tyle), potężnym niewypałem był/jest Beat Saber, ale dam mu jeszcze szansę. No, także było ciekawie i innowacyjnie, ale w nowym roku zamierzam przycisnąć mocniej z graniem. -
Nie mam wpisu sprzed roku, więc nie skonfrontuję z nim tego, co udało się zrealizować, ale mogę powiedzieć tyle, że raczej wyszło inaczej, niż zakładałem xD. Na 2025 planuję, standardowo, zmniejszać backlog (który niestety urósł do prawie 70 pozycji, z czego wykreślenie z listy przewiduję gdzieś połowie z nich, myślę, że skupię się mocniej na Switchuniu, jednym z dużych zaległych tytułów jest Zelda BOTW), może na koniec roku zakup PS5 (gdyby Prosiak z napędem staniał do sensownych pieniędzy, to najchętniej tę wersję, ale równie dobrze może się skończyć na polowaniu na używkę Fata za 1200 zł xD), w premierę GTA VI w tym roku nie wierzę, więc nie mam jakiejś mocnej motywacji, ale powiedzmy, że zebrałoby się już te 10-15 gierek, których na PS4 nie odpalę xD. Może jakieś minimalne usprawnienie kompa. Niezmiennie jak co rok uzupełnianie kolekcji retro, idzie to baardzo powoli, ale coś tam się udało ostatnio dokupić, może upoluję jakiegoś sensownego Dreamcasta i parę gierek na PSX w znośnym stanie. Za sprawą PS3 Extreme nabrałem ochoty na dokupienie paru gierek na ten sprzęt, co jest na ten moment w zasięgu ręki. I to chyba tyle.
-
Star Wars Jedi: Survivor (PS4) Udało się załapać na listę ukończonych w 2024, bo fabuła pękła trochę po północy. Tak tak, ograłem wersję na past geny, można by po forumowemu powiedzieć, że jest w tym jakiś heroizm. Niestety nawet jako osoba z dużą tolerancją na wizualne braki muszę przyznać, że tutaj niedostatki konwersji odbijały się nie tylko na wrażeniach estetycznych, ale na zwyczajnej przyjemności z grania. Jako punkt odniesienia mam oczywiście filmiki wersji PS5 z neta, bo na żywo jej nie widziałem, no ale to wystarczy żeby powiedzieć, że przeskok jest potężny. Czysto wizualnie: niska rozdzielczość (720p), 30 klatek (z reguły utrzymane, ale jak już są spadki przy jakiejś większej zadymie, to potężne), aliasing, duuże ograniczenia w efektach świetlnych (gra prezentuje się przez to jakoś wyblakle, "płasko") i oczywiście rozmazane tekstury. Ale to było raczej do przewidzenia i samo w sobie aż tak nie boli. Większy problem to opóźnienia w doczytywaniu tekstur i elementów otoczenia, szczególnie przy przejściach między pomieszczeniami czy szybkim obracaniu kamerą. Jest to niestety notoryczne i skutkuje widocznymi przez moment białymi "kwadratami" w miejscu ładujących się danych. Do tego klasyczny pop-up czy tekstury ładujące się ze sporym opóźnieniem, no i oczywiście loadingi. Ten na początku to około 2 minuty, natomiast w trakcie gry już tragedii nie ma, choć upierdliwe bywa oczekiwanie kilka-kilkanaście sekund przed drzwiami pomieszczenia, do którego "normalnie" powinniśmy wejść od kopa. Występuje tu też sporo zwyczajnych bugów (głównie kolizje obiektów, ale też często szwankujący dźwięk czy wyciszająca się nagle muzyka), miałem też ze trzy poważne zwiechy, wymagające wyłączenia konsoli z prądu. No niefajnie. No dobra, ale z grubsza wiedziałem, na co się piszę, odstawmy na chwilę kwestie techniczne i skupmy się na samej grze. Ta jest jak dla mnie...słabsza od poprzedniczki. Po pierwsze, zbyt rozbudowana. Zgodnie z modą twórcy poszli w otwarty świat i zamiast w miarę spójnej fabuły i skakania po ciekawych miejscówkach jak w Fallen Order, dostajemy tak naprawdę dwie większe planety, zasrane znacznikami i misjami pobocznymi (które zwyczajnie zlałem) i znajdźkami opierającymi się na metroidvaniowym zdobywaniu wraz z postępem gry umiejętności pozwalających przejść przez jakieś początkowo niedostępne przejście, w efekcie znajdując nagrodę w postaci np. skórki dla naszego miecza/blastera. Niesamowite. O ile w jedynce chciało mi się bawić w powroty do znanych miejsc i szukanie pierdół, tak tutaj odpuściłem. Kiedy robimy główne misje, to abstrahując od raczej monotonnych miejscówek, gra się dobrze i zabawa wciąga. No chodzimy rycerzem Jedi, ciachamy wrogów mieczem świetlnym (kilka różnych postaw/sposobów dzierżenia miecza, w praktyce korzystałem z trzech) tudzież odbijamy strzały z blasterów, eksplorujemy (z pomocą BD-1) i pokonujemy sekcje platformowe. Te ostatnie o dziwo są całkiem przyjemne, choć niekiedy problemy z kolizją czy lekka dezorientacja w terenie może trochę drażnić. Walka to nadal bieda Soulsy i co do zasady jest satysfakcjonująca (a efekt "rozkładania" świetlówki i wszelkie jej zastosowanie, nie tylko w szermierce, niezmiennie bawi): zadawane razy mają moc, a odpowiednio wyczute uniki i kontry cieszą, ale z racji na dosyć niesprawiedliwy system i pewne jego braki, sporo tu chaosu i irytacji. Wrogowie, nawet słabe mobki, ciągle spamują nieblokowalnymi atakami, Cal jest jakiś niemrawy i drewniany, unik ma dziwnego laga i nie można nim przerwać zadawanego przez nas ciosu, no ogólnie nie powiem, żebym dobrze się bawił, szczególnie przy starciach z paroma mocniejszymi wrogami jednocześnie. Jakoś lepiej wspominam ten aspekt w jedynce. O dziwo, walki z bossami (poza ostatnim, na którym zginąłem chyba więcej razy, niż łącznie na wszystkich poprzednich) były stosunkowo łatwe, może z uwagi na układ 1 vs 1. No generalnie grało się nawet spoko, ale trochę to zbyt rozwleczone, a w środkowej części historii wdzierała się lekka nuda i powtarzalność. Najlepiej wypadło ostatnie parę godzin, fajne miejscówki i ciekawy rozwój fabuły, która sama w sobie mnie specjalnie nie porwała, choć parę postaci napisano dobrze i budzą sympatię lub intrygują (na czele z Calem). Gra jest solidną przygodówką, której trochę zaszkodziły zmiany w formule (choć fundamentalnie jest bardzo podobna do protoplasty, którego ciepło wspominam). Niby można sobie to w miarę możliwości samemu "regulować" chociażby odpuszczając poboczne zadania, no ale to jednak nie to samo. Jedynka była lepsza i tyle. Inna sprawa, że ogranie Ocalałego w lepszej wersji mogłoby wpłynąć pozytywnie na wrażenia końcowe. Ale i tak szacun, że zrobili ten port (który wg analiz momentami ma nawet elementy przewagi nad wersjami next gen xD). I mimo wszystko nawet tutaj zdarzają się ładne momenty.
-
Przecież samo używanie w takim kontekście magicznego hasła "incel" dyskwalifikuje ją jako stronę w jakiejkolwiek poważnej dyskusji. To nie jest opinia tylko walenie w chochoła i odwracanie kota ogonem. Ale spoko, przynajmniej aktoreczka na każdym kroku potwierdza, że wszelka niechęć i sceptycyzm to nie efekt urojeń złych facecików, którzy rzucili się minusować trailer gry komputerowej, bo zobaczyli ŁYSĄ KOBIETĘ, tylko po prostu reakcja na spierdolenie umysłowe. Niestety, brutalne życie weryfikuje takie odpały i jak pan w garniturze pogrozi palcem, bo coś się zwyczajnie nie opłaca, to płatek śniegu grzecznie musi usunąć. A to pech.
-
Powoli nadrabiam zaległości, bo przez ostatni rok obejrzałem mniej niż 10 filmów, absolutny antyrekord życiowy. Strefa Interesów Tematyka którą, jakkolwiek to brzmi, lubię w kinie, pozytywny odbiór widzów, ciekawy pomysł przewodni: powinien być pewniaczek. A w sumie efekt jest dosyć nijaki. Ciężko robić wrażenie na widzu jednym patentem przez 2 godziny ("patrzcie, jak zwyczajnie i bezrefleksyjnie żyją sobie rodziny zbrodniarzy tuż za murem Auschwitz"), bo poza tym scenariusz jest dosyć prosty i pokazuje w zasadzie mały epizod z życia Hoessów. Oczywiście pochwalę kreacje aktorskie, na czele z odpychającą żoną komendanta, dobra gra i dobry casting. Wizualnie też jest dobrze, z tymi dosyć subtelnymi, ale jednak działającymi na wyobraźnię "wrzutkami" zza muru (warstwa audio też robi tu robotę). Plus też za zakończenie. No mną, że tak powiem, nie wstrząsnął, a nie jestem jakimś zimnym draniem. Deadpool & Wolverine Z jednej strony lubię obie tytułowe postacie na tyle, że nie jestem w stanie jakoś mocno nie lubić tego filmu. Nawet humor niskich lotów w wykonaniu Reynoldsa do mnie z reguły trafia, choć te seryjne, niemal na bezdechu wyrzucane teksty i grepsy momentami już trochę męczą i wypadają po prostu nienaturalnie. Gorzej, że całość jest wrzucona w absolutnie zjebany i mocno już przeterminowany motyw MULTIWERSUM (jak słyszę/widzę to hasło, to już mi się robi niedobrze). Co za tym idzie, możemy tu odjebać dosłownie wszystko, a stawka jest w zasadzie zerowa. No i wiadomo, nie ma lepszej okazji do FAN SERWISU, często sięgającego już po dosyć niszowe postacie. Nie powiem, Gambit wypadł spoko, ale reszta tej bandy...może nie jestem po prostu adresatem takich wstawek. Albo starcie z armią Deadpoolów, obowiązkowo z SATYRYCZNIE użytym starym kawałkiem muzycznym. Miało być spoko, wyszło try hardowo. Dzieło ewidentnie jednorazowe, choć skłamałbym mówiąc, że nie dostarczyło mi rozrywki. Jednak niemal przy każdej dłuższej sekwencji akcji traciłem uwagę i czekałem na jej koniec. A sama historia w sumie przestała mnie zajmować po parunastu minutach. Ten film to bardziej zlepek scenek i cameo dla fanów, niż pełnoprawna historia. I w tym kontekście jestem mocno zdziwiony (choć, paradoksalnie, rozumiem to) jego ogromnym sukcesem. Guardians of the Galaxy vol. 3 Pozostając w tematach komiksowych. No tutaj, choć film ma swoje wady, przynajmniej mamy do czynienia z mającą jakiś sens fabułą. Na pewno robotę robi wątek przeszłości Rocketa, no a że jestem wrażliwy na krzywdę zwierzątek, to parę razy łza się w oku zakręciła (a że to wynik dosyć tanich zagrywek narracyjnych, to inna sprawa). Mamy tu niestety standardowy dla MCU problem rozwleczenia scenariusza (cały wątek z przybyszami z Matplanety do wyjebania jak dla mnie), byle jakich sekwencji akcji (choć tutaj przynajmniej odczułem jakieś minimum inwencji przy pracy "kamery", choć idzie to w parze z dosyć dziwacznymi nieco efektami) czy klasycznego zasrania ekranu tysiącami mobków w potężnej SEKWENCJI AKCJI w trzecim akcie. Poza tym GOTG 3 leci na znanych schematach i motywach, na czele z cechami charakterystycznymi bohaterów, ale za to w sumie lubię tę serię, a i miejsce na pewną ewolucję charakterów się znalazło. Generalnie film momentami jest mocno creepy, atmosfera robi się ciężka (cała ta ewolucyjna otoczka), a główny zły autentycznie wzbudza odrazę. Ogólnie ok, choć bez szału.
-
Indywidualne podsumowanie roku w grach.
kotlet_schabowy odpowiedział(a) na Kmiot temat w Graczpospolita
Co do robienia list, to ja niezmiennie od ponad dekady korzystam do tego z filmwebu: ładna, okraszona okładkami, chronologiczna lista tytułów z datami zakończenia i własnymi ocenami, co prawda po zjebanych zmianach interfejsu jest to już mniej czytelne i mniej intuicyjne niż jakiś czas temu, ale nadal uważam, że to najsensowniejszy sposób na prowadzenie takiego archiwum, poza oczywiście jakimiś excelami, których zwyczajnie nie lubię i nie są tak atrakcyjne wizualnie. Moje podsumowanie wjedzie prawilnie po 1 stycznia, bo jak co roku o tej porze mam coś rozgrzebane i lista do samego końca nie jest zamknięta. Widzę też, że wraz z coraz grubszymi listami zaliczonych tytułów wraca coroczny temat "skąd kurwa na to czas" xD. I się nie dziwię, bo dla mnie wyniki >100 to też abstrakcja. I to nie jest tak, że ktoś się komuś wpierdala w życie i szydzi, że hehe typ gra dużo w gierki jak dzieciak, pewnie gruby piwniczak, albo że zazdroszczę, bo sam pracuję 12 godzin dziennie w kołchozie, później bawię trójkę gówniaków i w rezultacie gram godzinę dziennie, jak żona pozwoli. To jest autentyczna ciekawość, jak to jest możliwe. Nawet jak neetowałem to tyle nie grałem (choć z perspektywy czasu trochę żałuję xD). Spoko, ja co do zasady też uważam, że póki ktoś komuś nie robi krzywdy, to niech się bawi jak chce (inna sprawa, że ja mam prawo sobie to skomentować i uważać na ten temat, co chcę), po prostu to "nie zaniedbywanie" niczego innego w życiu w kontekście takich wyników brzmi jak lekki cope, bo jakoś ciężko mi uwierzyć, że regularnie uprawiacie sport/jakąś formę aktywności ruchowej albo w to, że zdrowo śpicie (nie, w wieku 30-40 lat 5-6 godzin to nie jest "wystarczająco"). -
Onimusha fajna gierka, ale poszła w kąt po paru próbach rozwiązania ograniczonej czasowo "zagadki", gdzie skucha cofa nas do checkpointa, jakoś po godzinie gry. Może kiedyś. Ja ostatnio ukończyłem: Road 96 (Switch) Czyli dosyć specyficzny indykowy symulator chodzenia/przygodówka. Rzecz dzieje się w fikcyjnym, autorytarnym państwie (stylizowanym na USA, w domyśle pod rządami quasi-Trumpa, oczywiście w wyobrażeniu "liberałów), a my wcielamy się w kilkoro nastolatków i staramy się dotrzeć tytułową drogą do granicy, po czym ją przekroczyć, co nie jest proste, bo generalnie jest ona zamknięta dla ruchu granicznego. Po drodze spotykamy różne postacie (na które trafiamy po kilka razy w różnych scenariuszach) i mamy okazję podejmować decyzje, które wpływają później na przebieg fabuły. Ogólnie rzecz biorąc, najważniejsze "wskaźniki", to nasza energia (rozumiana tradycyjnie: siła życiowa, którą możemy odnawiać śpiąc, jedząc i pijąc) i posiadamy hajs (ot za kasę możemy choćby kupić jedzenie, ale też opłacić taksówkę, zamiast łapać stopa, choć i to i to może okazać się niebezpieczne). Jak dobrze zrozumiałem, prezentowana przez nas postawa (z grubsza można wyróżnić trzy opcje: podejście rewolucyjne, dążące do rozruchów przeciwko władzy, podejście "demokratyczne" z promowaniem opozycyjnej kandydatki i zachęcaniem ludzi do głosowania, oraz podejście "nihilistyczne": nic się nie zmieni i trzeba uciekać) wpływa na zakończenie, no i mnie udało się chyba całkiem dobre, mimo paru nie do końca zadowalających mnie sytuacji po drodze. Co ciekawe, jak później doczytałem (o ile to prawda), scenariusze i levele są w dużym stopniu generowane losowo, i w sumie dobrze, że dowiedziałem się o tym po skończeniu gry, bo nie lubię takiego patentu w grach. No także nawet ciekawe doświadczenie na mniej niż 10h. Można się całkiem mocno wczuć w klimat (pustynia, motele, kino drogi i te sprawy) i polubić niektórych NPCów (całkiem spoko voice acting). Całość jest, jak to mówią na zachodzie, "cozy". Gameplay to głównie chodzenie, zbieranie przedmiotów i wybieranie opcji dialogowych, ale są też odskocznie w postaci całkiem zgrabnych mini-gierek (choćby udających retro gierki w stylu Ponga) czy jakiejś odmiany w rozgrywce (pościgi itp.). Przygrywa nam przyjemna muzyka, głównie w klimatach synthowych, a wizualnie jest dosyć prościutko, ale w komiksowym stylu.
-
Abstrahując od tego, że można się zupełnie obejść bez tego ruchu, to oczywiście, że zrobisz rzut do góry i to akurat nie jest nawet specjalnie upierdliwe, namierzający na upartego można ale to już całkiem utrudnione i w praktyce bezsensowne.
-
Ja tam 99% czasu grałem w trybie handheld z wpiętymi joy-conami i było git. Jedyna mocno wybrakowana akcja w takim układzie to "wirujący" rzut czapką, jest na to sposób, ale mniej intuicyjny.
-
Ciekawe, jaką wymówkę na swoją mizerną formę ma Ellie. Fani TloU2 wszystko sobie są w stanie wyjaśnić i dopowiedzieć byle pasowało do spójnej wizji (a jak komuś nie pasuje, to nie zrozumiał tego niezwykle głębokiego i odkrywczego scenariusza, wiadomo) no ale nie, nigdzie poza bodaj jednym rzuconym od niechcenia dialogiem, nikt się do tematu nie odnośni. Wszystko poza tym to naciągane tłumaczenia faktu, że w tym postapokaliptycznym świecie pełnym złych i żądnych zemsty ludzi akurat żądna zemsty Abby ma dostęp do sterydów i żarcia z wyjebanymi makrosami. Poza oczywiście faktem, że jest jedną z głównych bohaterek i tak sobie wymyślił Druckmann. Z mojej strony eot, bo to jest poziom dyskusji o babie w ciąży. Jedni po prostu łykają takie motywy w grze aspirującej do bycia realistyczną wizją postapo i relacji międzyludzkich, a drudzy nie. A co do Intergalactic jeszcze, to owszem, biorę pod uwagę, że jakieś wyjaśnienie będzie.
- 2 434 odpowiedzi
-
- semiremaster
- halfremake
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Skończyłem Pingwina no i dobre to było. Co prawda były momenty trochę taniego, serialowego scenopisarstwa (drugi epizod), ale ogólnie wciąga, a postacie są zbudowane (no i odegrane) świetnie. Główny bohater manipuluje nie tylko otoczeniem, ale też widzami, co przypomina nam dosadnie sama końcówka. Mimo wszystko bardziej niż los Farrell jako Pingwin hipnotyzujący, choć może momentami zahacza o groteskę i przegięcie. Sofia też zrobiła robotę i choć większość czasu jedzie trochę na jednej minie, to jak już pojawiają się jakieś niuanse czy większe emocje, wypada wiarygodnie.
-
Żeby nie zaśmiecać tematu głównego Intergalactic: zaskoczenie, aktoreczka promuje odpowiednią narrację w realu. Parafrazując klasyka: "ooo zobaczcie jak ona wygląda". Also, inny cytat: "As opposed to having just one character that is LGBTQ or non-binary, make it reflect the way that our society is. Sprinkle more in there". Gotowi na POSYPKĘ? Bo przecież odwzorowywanie rzeczywistego udziału osób LGBT w społeczeństwie literalnie oznacza, że w kilku-kikunasto osobowej grupie bohaterów serialu/gry musi być przynajmniej po jednym Pokemonie z zestawu. No ja też nie mam nic przeciwko, dwie wyżej wymienione serie to jedne z moich ulubionych ever. Tylko wiesz, w powyższych tytułach mieliśmy logiczne uzasadnienie takiego stylu, bo jednak, newsflash, łysy łeb to nie jest totalna oczywistość u kobiet, a jakoś od paru dobrych lat nie jest już nawet zbyt często widywana na osiedlach u ziomków. To tak jak z Abby, której dojebana sylwetka nie była w żadnym momencie wyjaśniona fabularnie. Decyzja czysto designerska.
- 2 434 odpowiedzi
-
- semiremaster
- halfremake
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Resident Evil 4 Remake (PS4) Z tydzień już będzie, ale jakoś nie miałem weny i/lub czasu, żeby coś napisać, a w zasadzie doszedłem do wniosku, że łatwiej i szybciej pisze mi się o grach, w których nie bardzo jest do czego się dowalić, więc jedziemy. Co tu dużo gadać, kolejna świetna gra z serii. W zasadzie od początku do końca sprawia frajdę, chce się grać i aż szkoda wyłączać konsoli. Co prawda to najdłuższy Residencik, ale trzyma poziom i nie nudzi. No ale wiadomo, nic nie jest idealne, zresztą ostatni jestem do tego, żeby wystawiać RE4 na ołtarze, bo oryginał zaliczyłem raz, w 2012 (PS2) i ze "starych" części jest chyba jedyną, do której nigdy nie wróciłem. Zwyczajnie wolę schemat znany z trylogii (a teraz też części 7-8), czyli więcej choćby prostackich zagadek i eksploracji z patrzeniem na mapkę i szukaniem kluczy, wiadomo o co chodzi (choć ktoś mi może zarzucić, że RE:VIII to też strzelanka, tyle, że w FPP, i trochę racji w tym jest, ale jednak to nadal trochę inny styl zabawy, nie mówiąc o klimacie). Fabuła, choć to zawsze w serii była niska klasa B, tutaj też jakoś wyjątkowo mocno po mnie spływa i cała ta banda hiszpańskich pojebów nigdy mnie jakoś mocno nie przekonywała xD No także wracając: naturalne jest, że abstrahując od oprawy, nie odniosę się tu jakoś mocniej do zmian w stosunku do OG. To była elegancka gierka, ale poza wioską i Regeneradorami niewiele z niej pamiętam. Wiadomo, że ogólnie rzecz biorąc, wszystko tutaj jest świeże i (raczej) lepsze. Gra się po prostu dobrze i nie ma sensu tu po kolei wymieniać rajcownych elementów, bo każdy wie, czym RE4 stoi. Strzelanie jest mięsiste, a cała otoczka związana z walką mocno rozbudowana i zapewniająca możliwość zróżnicowanej zabawy zarówno sprzętem, jak i elementami otoczenia. Nóż robi robotę, melee również. Wkurzałem się tylko czasami na celowanie, gdy przeciwnik był już bardzo blisko i robiło się nieczytelnie. Poza tym: gra cymesik. Nawet rozbudowanie jej o poboczne zlecenia okazało się strzałem w dziesiątkę i wsiąknąłem w temat na maksa, choć z dosyć głupich przyczyn nie udało mi się ukończyć ze dwóch. Byłem zmotywowany do przeczesywania mapki i robienia zadań choćby ze względu na potencjalne zakupy u niezastąpionego Sprzedawcy. No po prostu dobry game design, odpowiednio łechtający nasz układ nagrody. To, co się nie zmieniło na plus, to obecność Ashley. Tzn. owszem, konkretne elementy gameplay'u czy game designu są poprawione, ale no kurwa, to nadal Ashley xD. Czyli generalnie jeden z bardziej rakowych pomysłów na zabawę w grze, jakim są wszelkiego rodzaju misje ESKORTOWE, dbanie o NPCa, który za nami podąża itd. No jebać te fragmenty tak ogólnie. Poza tym nie jestem fanem (tak teraz, jak i grając w OG) rozwiązania, jakim jest motywowanie gracza do wkładania hajsu w rozwój pukawek, jednocześnie co parę godzin wrzucając mu nowe, teoretycznie lepsze ich wersje. Wiem, że tutaj i tak jest to w miarę spoko rozwiązane, bo dopakowaną fuzję można sprzedać za uczciwą cenę, ale nadal, nie lubię tego. Coś tam mi jeszcze po drodze trochę wadziło, ale skoro nie mogę sobie teraz przypomnieć, to widocznie nie było tak ważne. Parę słów o oprawie, no bo w końcu rozmawiamy o remake'u. Cóż, jak widać na początku posta, grałem na PS4, więc szału nie było, ale najważniejsze, że udało się utrzymać płynność. Ogólnie rzecz biorąc jest bardzo ładnie, choć dosyć często tekstury są trochę rozmazane. Koniec końców, poprzednie rimejki czy nawet siódemka wizualnie stoją wyżej, no ale pewnie wpływ na taki efekt ma większa skala poziomów w czwórce, może też skupienie się na wersji next-genowej. Za to oświetlenie i szczegółowość wykonania otoczenia, szczególnie wnętrz z tymi wszystkimi bambetlami, jest na naprawdę wysokim poziomie. No także jaki RE4make jest, chyba każdy widzi. Ja byłem w pełni kontent i choć nie było to odświeżenie mojej ukochanej gry, na które czekałem z wywieszonym jęzorem, a po odpaleniu wsiąkłem na 12 godzin, wyszukując każdego szczególiku zmienionego w stosunku do oryginału, to zwyczajnie oceniam całość jako świetną GRĘ. Capcom zwyczajnie robi to jak należy, mają złotą formułę i niech się jej trzymają.