-
Postów
23 237 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Ostatnia wygrana ogqozo w dniu 5 kwietnia 2020
Użytkownicy przyznają ogqozo punkty reputacji!
Reputacja
6 553 ZajawkowiczO ogqozo
- Urodziny 02.06.1988
Kontakt
-
GG:
9067453
Informacje o profilu
-
Tytuł:
Użytkownik ogqozo edytował ten tytuł minutę temu
-
Płeć:
mężczyzna
-
Skąd:
Jarosław
-
Zainteresowania:
Bomby, budziki, baltazar, biblia, baptysta, Baltimore, bazar, burza
-
Ten człowiek jest na skraju zdrowia psychicznego, a może już przekroczył granicę
-
O fak Feyenoord wyrównał lol, to już koniec Pepa i jego kariery i w ogóle państwa Emiratów, skończą się wycieczki do Zakopanego hehe.
-
No wiadomo, że różne by można i nie ma jakiegoś jednego wyboru. Z bossami myślałem np. nad tą Marią, jakoś bardzo mi odświeżyła grę ta walka, bardzo ładna miejscówka i lubię takie proste 1 vs 1 starcia, i nie była za trudna ani za łatwa, długo się męczyłem, ale nie za długo. Mimo wszystko, z gier From to raczej musiałbym wskazać finałowego bossa z Sekiro, nie tylko walka była świetna, ciężka ale zawsze wiedziałem że w końcu wygram, ale i do dzisiaj pamiętam jej przebieg, gdy spadłem do dziury gdy obaj mieliśmy malutki skrawek HP, i jak mnie odrodziło na skraju to były sekundy niesamowitej paniki żeby się skapować gdzie on jest, i udało się jednak obronić i zadać ostatni cios i wygrać uffff. Chociaż pewnie powinienem, szczerze mówiąc, wpisać ucieczkę z drzewa w Ori - jedyny "boss", który do dzisiaj definiuje dla mnie całą grę i nie mogę o tym momencie nie myśleć zawsze. Z Bayonettą było ciężko, bo trudno wskazać mi jedną wyjątkową walkę, już nie pamiętam hehe, ogólnie walki z przeciwnikami "ludzkimi" (szybkimi) są wyjebane i tyle. No i Fajnale Rimejki i Chrono Trigger itd., ale nie chciałem powtarzać tych samych gier. Kurde co to za boss wyżej, kojarzę wizualia, ale nie mogę sobie przypomnieć lol.
-
Gier na Switcha często brakuje w pierwszych dniach, pewnie by zeszło więcej, ale pewnie nikt nie zrezygnuje tylko niedługo kupi, albo cyfrówkę, więc pomstowanie gejmerów w sieci na to uważam za dość zabawne. Lepiej zarobić tydzień później niż wtopić w produkcję co nie zejdzie, nie wierzę że ktoś w Japonii powie "o kurde, nie ma Dragon Questa 3 w sklepie, no to koniec, nigdy już nie zagram, niech się walą".
-
Teraz jak przegrywają mecze (w których, przypominam, mają zazwyczaj po 20 dobrych okazji), to się mówi łatwo hehe. Alvarez chciał odejść, bo chce grać na "dziewiątce", więc Man City to był dla niego najgorszy klub na świecie w tym momencie. Jak na razie gra straszną kaszanę w Atletico i to oni głównie mogą się martwić tym transferem. Transfery zawsze są ciężkie dla klubu w sytuacji City, to samo mówiono przecież co roku o Liverpoolu lol. Bajer jest taki, że jak gracze dobrze się sprawdzają, wygrywają, to trzeba im dawać długie i duże kontrakty, a nie się ich pozbywać. To oczywiście ogranicza możliwości kupowania nowych. Lista płac Man City pozostaje na wysokim poziomie ok. 200 mln funtów rocznie. Tutaj, jak na boisku - nie może priorytetyzować Haalanda bez poświęcenia czegoś innego. Jeśli zejdą kontrakty De Bruyne, Stonesa, Bernardo, Gundogana, Walkera (przy obecnej formie raczej mogą liczyć na sporą obniżkę, jeśli w ogóle zostaną), to City będzie miało na pewno lepsze transfery przychodzące. Taki cykl jest dość typowy. Na Real Madryt też są płacze wylewane, ile razy przegrają mecz - bardzo szybko czytam na przemian, że cały ich plan na klub, budowanie składu i strategia 10-letnia są albo genialne albo fatalne.
-
No jest to jednak dziwne uczucie, teraz widzę na stronkach muzycznych, jak uśmiechnięta wokalistka trzyma kolejną nagrodę za nr 1 w jakimś tam kraju i celebruje szampańsko. Ale, no, bądźmy szczerzy, to są numery 1 dla których nadal najwięcej zrobiły Numby i In The Endy, a nie nic z nią związanego. Cała kapela wydaje się po prostu szampańsko bawić tym całym powrotem, co ogólnie ma sens, no ale dziwnie współgra z nastrojem tych wszystkich przebojów, dla których większość osób tak naprawdę się nimi interesuje. Jakby Trujillo odbierał nagrody dla Metalliki lol. Wiem że wokalista zawsze jest twarzą kapeli i tak już jest i tyle, ale jakby po prostu Shinoda był twarzą to by jednak jakoś inaczej wyglądało, mimo wszystko to on zawsze głównie tworzył te piosenki, więc ma znacznie większe powody do szpanowania że to jego kapela. Oczywiście, nie ma się co czepiać, bo jedyną osobą, która sprawiła, że nie ma już Linkin Park z Chesterem, jest Chester Bennington. Wokalistka śpiewa dobrze technicznie. Ale TAKA ilość atencji, jaką dostają w mediach, mnie nieco zaskakuje. Mam wrażenie, że kapela NIGDY nie była tak omawiana w mainstreamie jak teraz. To zresztą taki paradoks kapel rockowych, że zazwyczaj tylko zyskują fanów z czasem, nawet jeśli te albumy dla których się ich naprawdę słucha mają już 10, 20 czy 30 lat... Z jednej strony wydaje się, że kapele na topie to np. takie jak Architects, Ghost, Sleep Token, nadal Bring me the Horizon, Bad Omens, Gojira, Spiritbox itd. Ale tak technicznie, najwięcej osób totalnie słucha obecnie... Linkin Park, Metalliki, System of a Down, Limp Bizkita i Black Sabbath (i Distrubed hehe, ale to głównie dlatego, że remix ich covera leci teraz na każdej remizie na pętli). No a na przykład w muzyce pop to tak nie działa, Britney Spears nie jest już na samym topie, ani Christina Aguilera ani Madonna, tylko osoby które wydały topowe albumy w ostatnich paru latach. CHOCIAŻ okazjonalnie wracają, zwłaszcza Elvis co kilka lat ma randomową fazę na numer 1... W każdym razie, dawno nie widziałem tyle gadania o ciężkiej kapeli. A przecież nie dlatego, że ten album odstawia wszystko inne co było w ostatniej dekadzie, wszyscy wiedzą, że nie.
-
Kładzenie Realu do grobu było mocno przedwczesne. Barcelona o dziwo po prostu nie będzie wymiatać w każdym meczu. Ten akurat można chyba na razie zrozumieć, może piłkarze byli zmęczeni kadrami, albo nie wiem czym (Man City też dzisiaj wyglądało jak ekipa starych ludzi hehe). Liczyli, że jak strzelili 2-0, to już utrzymają wynik i jakoś wymęczą do 90. minuty, ale zejście Gaviego (kurde no, Frenkie de Jong jednak cienki jest chyba), potem czerwona kartka mocno zaczęły już utrudniać. Yamalodependencia? 11 meczów z nim i 11 wygranych, zazwyczaj bardzo efektownych. 3 mecze bez niego i wszystkie bardzo słabe, z jednym ledwo utrzymanym punktem. Ten chłopak ma tylko 17 lat... Nie żeby w Realu fani cokolwiek ostatnio świętowali, bo i w LM porażki, i w lidze nadal nie ta pozycja. Braki w obronie i pomocy będą budziły wątpliwości zawsze, gdy Real nie wygra meczu. Z jednej strony, w ataku nie gra Arda Guler (który więcej gra w reprezentacji Turcji niż w klubie), kapitalny Brahim Diaz, prawie nie gra obiecujący supertalent Endrick, no i Rodrygo cierpi zepchnięty na prawą, gdy - jak wszyscy - wolałby być na lewej i schodzić do środka i szczelać. Tymczasem w obronie, po masakrze Carvajala na jakiś czas wypadł też pseudo-prawy-obrońca, i to niezbyt dobry, Vazquez, i ogólnie na środku i na prawej obronie będą często w tym sezonie grać pomocnicy. Dziś w jedenastce ma wyjść niejaki Raul Asencio, 21-letni wychowanek z drużyny rezerw. Głównie znany jak na razie z bycia w grupie młodziaków Realu, którzy rozpowszechniali wideo nieletniej, a co lepsze nagrywali jak o tym rozmawiają. W Barcelonie to by była codzienność (no, ten fragment że jest randomowym wychowankiem...), w Realu taki zawodnik w pierwszej jedenastce wygląda dość dziwnie. Ale może to bez znaczenia, właśnie mieli najlepszy sezon ever nie mając żadnego domyślnego napastnika, może takie rzeczy nie są potrzebne.
-
Kmiot kiedyś pisał o "metroidówkach mózgu" czy jakoś tak, grach gdzie twoja wiedza otwiera kolejne drzwi, jak Obra Dinn. Powiedziano tam w temacie, że Curse of the Golden Idol - mimo że założenie niby to samo co w Obra Dinnie - nie jest jednak taką grą, bo to seria mniejszych, niepowiązanych spraw, gdzie nie cała gra jest połączonym światem, a każda sprawa to tylko taka rozbudowana zagadka. I tak oto pojawia się sequel do jednej z najlepszych gier 2022, który ambitnie ma to zmienić. Pora wziąć notatnik do ręki. Sprawy w Rise of the Golden Idol są połączone. Dedukcja musi dotyczyć całego przedstawionego świata. Ogólne założenie jest podobne - gra czysto detektywistyczna. Czas zatrzymuje się magicznie w momencie zbrodni (już nie tylko morderstwa, są różne afery w grze), i musimy się domyśleć i powstawiać brakujące słowa, co się stało. Zawartość jest szokująca, uderzająca, mroczna w chuj, na swój mroczny sposób zabawna - jak w poprzedniku. Co chwila odkrywamy, zaskoczeni: "łaaa, TO się stało? Łaa, TO się stało?". Niestety nie da się o tym rozmawiać według zasad o spoilerach, ponieważ praktycznie wszystko w tej grze opiera się na spoilerach. Nawet obrazki jak ktoś gra będą siłą rzeczy zawierały spoilery, bo nic innego w grze nie ma poza narracyjną treścią i pchaniem rozwiązania do przodu. Do tego powraca styl, który w mojej głowie zawsze widzę jako "estoński" styl, jako że znam dwie estońskie gry i obie są... takie. Ba, tym razem gra nie toczy się w w XIX wieku, a w latach 70., więc tym bardziej lekko przywodzi na myśl Disco Elysium. Styl ten zadziwijąco dobrze pasuje do podobnego... nie wiem, pijackiego nihilizmu i naturalistycznego, bezwzględnego spojrzenia na ludzkość, które jest rzadkie w grach. Golden Idol jest po prostu zimny - zero morałów, dialogów, fajnych postaci, ludzie to bardzo praktyczne i żałosne zwierzątka w ich wizji. Gra nadal ma ogromny potencjał i nie wiem, czy ten sequel do końca go spełnia. Wydaje się, że czeka nas w przyszłości masa Idol-like'ów, bo ten pomysł na rozgrywkę można wykorzystać do wszystkiego, nie mając prawie żadnego budżetu na produkcję gry. Zresztą są już gry Idol-Like, jak np. zapowiedziane na Steamie Little Problems: A Cozy Detective Game. Druga część nieco poprawia sterowanie na konsolach, acz nadal nie zachęcam do grania w ten sposób. To jednak klikanka. Jest sterowanie dotykowe na Switchu, które nadaje się tak jak granie myszką, natomiast sterowanie padami jest dość męczące, bo cała gra to klikanie i przeciąganie itd. Niemniej, jak ktoś jest przyzwyczajony, to pewnie przeżyje. Ktoś gra, są jacyś fani? Która część lepsza? Mimo doskonałych recenzji, gra wydaje się dość zlana przez szerszą publikę, czemó?
-
- sequel
- druga część
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Słowo "wymagane" oznacza, że każdy musi coś robić. Sam fakt, że masa osób tego nie robi i przechodzi grę na luzie, jest logicznym dowodem na to, że nie jest "wymagane". Możesz co najwyżej powiedzieć, że ty grindowałeś, w co jakoś tam wierzę że może, ale stwierdzenie że jest to "wymagane" jest obiektywnie nieprawdziwe. Questy, UM-y i odkrywanie lokacji dają bardzo dużo doświadczenia na całą grę. Samo walczenie z potworami po drodze w głównych dungeonach dość standardowo dobija ekipę do 75 levelu, na którym spokojnie można przejść grę, ale dla większości graczy co najmniej kilka poziomów wyżej. Na wyższych poziomach są potwory w Satorl Marsh, Eryth Sea, Tephra Cave i jakichś tam górach które nadal dają masę expa. Masa osób zrobiła wszystko w Xenoblade (poza ostatnim opcjonalnym superbossem) nigdy niczego nie powtarzając, więc na 100% nie jest to "wymagane". Rozmawiałem w necie z masą osób które grały w XC i przeciwnie, większość osób po prostu grając dla przyjemności miała na koniec gry dużo "zbyt wysoki" level i częściej na forach były narzekania na to, że główny scenariusz to już wtedy żadne "wyzwanie". Wyobrażam sobie, że grindowanie czegoś tam może być, być może, zajmującą mniej czasu metodą zobaczenia zakończenia gry gdy to jest czyjś jedyny cel (tak jak w Dragon Queście łażenie po jednym pokoju gdzie jest metal slime i grindowanie metal slime'ów, by potem olać wszystkie inne walki, jest najszybszą metodą przejścia gry), ale obiektywnie na 100% nie jest "wymagany grind" w tej grze, skoro można bez niego. Na podstawie własnego przypadku, ja nie mogę powiedzieć że "nie da się grindować" i tak nie mówię, widocznie się da skoro są przypadki, ty nie możesz zaś powiedzieć że "trzeba grindować" bo każdy przypadek wbrew temu zaprzecza. A jest ich nie jeden, a masa. Wystarczy mieć internet i wejść na dowolne stronki, w 2011 już były stronki o grach, a ponadto wydanie na Switcha odnowiło zainteresowanie, to nie jest kwestia opinii, masa osób grając w Xeno nie robiła żadnego broń Boże grindu.
-
Ludzie się jarają że "nie ma Rodriego i się sypie, Złota Piłka miała rację", inni oczywiścoie piszą o tym że klub od dawna się sypał, ja to wiedziałem, przewidziałem, to był oczywisty efekt zaniedbań Pepa... Ja widzę głównie marnowanie po 20 okazji w meczu, nadal nie widzę jakiegoś wielkiego zjazdu w grze, który musieliby zmieniać. Sam Haaland zmarnował w tych czterech porażkach ponad 20 okazji - w większości nie były jakieś superłatwe, ale jak na "najlepszego piłkarza świata" który tylko na strzelaniu goli jedzie tę reputację w internecie, to no mógłby mając kilkadziesiąt okazji do strzelenia lewą nogą 5 metrów od bramki strzelić z tego więcej niż jednego gola. Bywa. Haaland, Savinho, Foden - to trio zwaliło w tych 4 meczach chyba z 50 okazji, ale że Savinho to młody i w sumie nie wiadomo co tam robi (Man City ma według fanów "nieograniczony budżet", a opierają się na kolesiu znikąd), a Foden ogólnie cały sezon gra padakę straszną, to już bardziej zwraca uwagę ten Haaland. Niestety jest tu pewna wada nowego podejścia City, czyli laga na Haalandzika - oni serio nie mają nikogo innego, kto strzela gole. Poza nim, prawie wszystkie gole zdobyli stoperzy i grający jako defensywny pomocnik Kovacić. Jak dla mnie to oni nadal grają dobrze, kontrolują boisko, tylko że ich pomysłem na to, jak konkretnie zdobyć gole, stało się mocno "po prostu Haaland". No i jak Haaland ma serię marnowania okazji... to wygląda to kiepsko. Swoją drogą ciekawe, ile by mógł dostać Tottenham za transfer Pedro Porro, teraz i Real potrzebuje prawego obrońcy, i w Man City Walker wygląda czasami już bardzo staro i smutnie, a Porro wyrósł na jednego z najlepszych. Aż tak młody nie jest, ma 25. Trudno uwierzyć, że Man City go miało przez tyle lat i nawet nie wypróbowało, tylko oddało na wypożyczenia aż odszedł do Spurs.
-
Ten temat powinien mieć przyklejony na górze warning: "słowo grind oznacza powtarzanie tej samej czynności żeby zakumulować jakiś surowiec w większej ilości; słowo grind nie oznacza robienia innych zadań i odwiedzania innych miejsc których ktoś nie chce, przy takiej definicji to wszystko byłoby grindem". Nie wiem co ludzie z tym mają. Zwłaszcza że mówią akurat o jednym z mniej grindowych jRPG-ów jakie do tamtej pory powstały, zrobienie wszystkiego raz zapewnia mocne przelevelowanie przy typowym podejściu. "Ale ja nie chcę nigdzie chodzić i niczego widzieć i z nikim walczyć więc nie byłem przelevelowany". No fajnie, ale słowo grind tego nie znaczy w słowniku.
-
Zależy jak rozumiesz "bardzo". Switch nie ma przeznaczonego RAM-u na to i po prostu ściąga stronę w przeglądarce za każdym razem na bieżąco, więc zawsze eShop będzie się uruchamiał loadingiem (u mnie zazwyczaj kilka sekund - czasem zrobi raz "turururu-tiruriru" i jest, czasem i 4-5 razy), i listy przy przewijaniu będą się doczytywać dopiero jak przewijasz. Czy to już jest "bardzo", to nie wiem, używam wszystkich trzech konsol i jakoś nie mam odczucia odstawania na Switchu. Wpisałem sobie właśnie teraz "Final" w sklepie na PS5 i to samo na Switchu i nie powiedziałbym że się "bardzo zacina", acz listy zawsze chodzą skokowo.
-
Kurde fani nie kłamali że to przez brak Odegaarda, wrócił Odegaard i Arsenal rządzi na boisku przeciwko jakże wysokiemu w tabeli Nottingham Forest.
-
Wracamy do życia. Man City-Tottenham. Pep przegrał cztery mecze z rzędu. Tak źle nigdy nie było. Teraz Spurs, którzy już ich pokonali w pucharku (choć fakt, że nie był to dla City mecz na serio), a za tydzień Liverpool. Środek słabuje, a w meczu reprezentacji, Kovacić doznał kolejnego urazu i nie zagra przez ok. miesiąc. To oznacza, że rozczarowujący póki co Gundogan i Lewis lub Stones będą odpowiedzialni za środek. Jednakże dobry znak dla City to powrót De Bruyne. Tytuł się waży, nikogo nie zdziwi jeszcze powrót Man City do gry, ale mają tydzień, by to pokazać. Pep Guardiola podpisał oficjalnie przedłużenie kontraktu, na rok, z opcją na dwa. Zapewniał, że dochodzenie w sprawie zbrodni Man City nie miało nigdy wpływu na jego decyzję. "Jeśli nas zrelegują do Conference, będziemy awansowywać z powrotem".
-
Obczaiłem długi materiał o gierce i chociaż jakoś nie nastawiam się z góry na wspaniały gameplay (grę robią młodzi ludzie z Francji, wielu z nich nie ma żadnego doświadczenia nawet z graniem w RPG-i), to na pewno sam koncept brzmi bardzo ekscytująco dla mnie. To aż dziwne, jak mało ludzi próbuje naśladować Final Fantasy! Przecież to jedna z najsłynniejszych serii. Nigdy nie wiadomo. Chained Echoes robił jeden Niemiec, nie miało żadnych zapowiedzi, do dzisiaj nikt nie mówi o tej gierce, a była w praktyce genialna w całości. Midnight Suns nie było idealne, ale było bardzo fajną giereczką i też żałowałem, że mało popularną. Scenariusza nie będę opisywał, w sumie zwiastun mówi wszystko. Nastrój gry ma być poważny, mało japoński. (Dziennikarz chyba nie spytał w tym momencie o odniesienie się do strojów Baguette) - gra zaczęła być robiona po godzinach, dla funu, bez płacenia komukolwiek, z użyciem darmowych assetów. Projekt stworzył Guillame Broche, który pracował wtedy nad The Division 2. Ludzie w ekipie są więc trochę po znajomości, np. z Ubisoftu. Obecnie pracuje około 30 osób, większość z nich w podobnym wieku, czyli raczej okolice trzydziestki. Projekt zaczął się oficjalnie w 2020 roku - Broche pojechał do Montpellier, założył studio Sandfall ("przez miesiąc mieliśmy Airbnb, i uznaliśmy: ok, powinniśmy wynająć tu mieszkania"). Twórcy liczą, że gra odda ich pasję do "własnego" projektu, gdzie każdy pracuje nad nią dlatego, że naprawdę chce to robić, i każdy pracownik odpowiada za liczne rodzaje elementów gry. - jak tak małe studio mogło zrobić tak ładnie wyglądającą grę? Kluczowy był Unreal Engine 5, np. jego opcje tworzenia postaci. "Wyszedł dwa miesiące przed rozpoczęciem przez nas sesji mo-cap, to było zbawienie". Małe studio mogło szybko wykorzystać najnowsze technologie. "To nas różni od Ubisoftu - gdy pojawia się nowy tech, testujemy go tego samego dnia. Możemy od razu podjąć decyzję, że go używamy, i następnego dnia jest już w silniku" - turowe RPG. Broche jest wielkim fanem gatunku: "chciałem zrobić turówkę, ale z drugiej strony, już miałem ich przesyt. No i tak sobie grałem też w Sekiro wtedy, i pomyślałem, hej, chcę parować w swojej grze. Sprawdziłem jak to zadziała w buildzie, i od razu wydawało się idealnie pasować". - niemniej większość ekipy, zdaje się, nie miała wcześniej kontaktu z takimi grami. - Brakowało mu takich gier jak Lost Odyssey - turówek z realistycznym HD stylem. "Skoro nikt tego nie robi, to może ja" - ale czy to nie będzie... karamba... niepopularne??? "Wiemy doskonale, że Final Fantasy porzuciło tury. Ale my mamy znacznie mniejszy budżet, mniej ludzi. Nie zależy nam, by osiągnąć mainstreamowy sukces. Nie będziemy iść na kompromisy, by to była gra dla każdego, to byłby błąd" (...) "Jesteśmy młodzi, i nie czujemy się skrępowani tym, co uważa branża". Gra powinna kosztować 50 euro i raczej nie spodziewam się wydania na płytce. - Ogólne założenia walki powinny być jasne dla fanów RPG-ów Mario, możemy uniknąć lub skontrować każdy atak przeciwników. Oczywiście kontra jest trudniejsza. Gra używa też jednak systemu punktów akcji, a nie pojedynczych akcji - możemy zakumulować zwykłymi atakami czy czekając punkty na konkretne skille, i robić nawet wiele akcji po kolei (typy "trzy zwykłe ataki i skill"). - 6 postaci w grze, wybieramy ekipę do 3 naraz - postaci mają indywidualne umiejętności i rozwój. Jeśli np. chodzi o leczenie, jedna postać ma go najwięcej i jest głównie do tego, a niektóre inne mogą być w stanie leczyć, ale przy określonych warunkach buildu całej ekipy (np. leczy ogień). "Podczas playtestów, każdy gracz pod koniec gry ma znacząco inną ekipę" - kluczowe dla buildu będą umiejętności pasywne, które będą brały się z ekwipunku. Każda broń może mieć nawet kilka takich passive'ów. Zbroje też będą miały określone pasywy, których po użyciu X razy postać nauczy się na stałe - "z Sekiro nauczyliśmy się, jak robić czytelne animacje. Nawet gdy pierwszy raz walczysz z danym przeciwnikiem, wiesz, kiedy jest moment na parowanie". - "początkowo gra wiele wybacza. Możesz nie wyrabiać z klikaniem ataków i bronienia, ale jakoś przeżyjesz, a na dalszym etapie gry masz już wiele opcji, by dopasić obronę, leczenie". "Jeśli z kolei jesteś dobry w unikaniu, parowaniu, możesz naprawdę rozjechać grę walcem". - wyróżnia się setting stworzonego świata, postapokaliptyczne art deco. "Wyobrażaliśmy sobie, jak wyglądałaby Belle Epoque w Paryżu, gdyby był on wyspą, niezależną od trendów z USA itp.". Widać to na wideo zresztą. Steampunk wydawał się twórcom za mało oryginalny, więc poszli bardziej w to art deco, w stylu Dishonored. Przemyślano głęboko l o r e tego jak funkcjonowałby ten świat społecznie. - jak wiemy z tytułu, ekspedycja naszych bohaterów by znaleźć zbawienie nie jest pierwszą. To będzie część opowiadania - napotkamy na drodze ślady poprzednich wypraw, które z jakiegoś powodu zeszły tu czy tam. To będzie też motyw opowieści - co zostawiasz za sobą, jakie decyzje podejmujesz, gdy jesteś na misji, która wydaje się bez szans powodzenia. Ta obecność wygładzi narrację eksploracji - wiadomo, że bohaterowie zobaczą np. jakieś narzędzia do wspinania zostawione przez poprzednią ekspedycję tam, gdzie można się wspiąć, nie będzie trzeba malować na żółto interaktywnych elementów. - potwory odstają od designu art deco, w grze ogólnie sporą rolę ma grać materiał. Potwory będą więc mocno opierać się na graficznej idei faktury np. gliny czy ceramiki. Także każda lokacja ma mieć nie tylko przewodnie kolory, ale i fakturę/materiał. - aktorzy głosowi byli chyba tu wspominani, wiele znanych nazwisk. - zagadki na drodze raczej będą bardzo proste, nic nie powiedzano specjalnego o jakiejś eksploracji.